- Opowiadanie: Kalep - Talia (DUCHY 2012)

Talia (DUCHY 2012)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Talia (DUCHY 2012)

– Słyszałaś? Kolejna odmowa, twierdzą, iż moje teksty są wyjątkowo obiecujące, ale brak w nich czegokolwiek oryginalnego…dobre żarty – mówił Grzegorz. – Halo, słuchasz mnie w ogóle? Gdzie jesteś?

 

 

Mężczyzna oderwał oczy od najnowszego maila i rozejrzał się po swojej pracowni. Wnętrze miało jedno okno, które oświetlało stosy papierów na biurko. Były to w większości wstępne konspekty najrozmaitszych powieści, wszystkie okropnie pokreślone. Znajdowała się tutaj też prywatna biblioteczka, niezwykle bogata. Na ścianie zawieszone były trzy archiwalne numery jakiegoś magazynu, starannie oprawiono je w ramki.

 

– Stroisz sobie ze mnie żarty, zupełnie jak oni? – spytał w pustą przestrzeń.

 

Podrapał się po twarzy pokrytej kilkudniowym zarostem, wtedy z sufitu wyłoniła się półprzezroczysta postać. Była to niezwykle piękna kobieta, swym wyglądem przywodziła na myśl najdoskonalsze posągi z czasów Hellady. Jej bujne włosy opadały kaskadami na krągłe piersi, mimo, że była do góry nogami. Głowę zdobił jej wieniec winorośli, stanowiło to jedyne odzienie tej zjawiskowej niewiasty.

 

– Jakżebym śmiała, jeszcze by ktoś dopatrywałby się u ciebie oznak szaleństwa. – Kobiecy głos o nieskazitelnej barwie wypełnił pokój.

 

– Talia, nie bez powodu nosisz imię muzy komedii – oznajmił z uśmiechem.

 

– Co ty wiesz o komedii antycznej? – Zaczęła sunąć powoli w kierunku mężczyzny. – Grzesiu, ile to już lat?

 

– Co cię tak nagle naszło? Jesteś dziwna, jak na ducha.

 

– A znasz jakiegoś innego?

 

Opadła na jego biurko i figlarnie się przeciągnęła. Często było przy niej trudno skupić się na rozmowie.

 

– Od zawsze jesteś ze mną – odpowiedział po chwili przeznaczonej na podziwianie jej atrakcyjnych kształtów. – Zaryzykuję w takim razie stwierdzenie, że od trzydziestu dziewięciu lat.

 

– Zostałeś opublikowany zaledwie trzy razy…

 

Twarz Grzegorza spochmurniał.

 

– Tak, wszystkie te opowiadania zostały napisane dzięki tobie – stwierdził.

 

– Próbowałeś sam, ale tylko dzięki mnie możesz odnieść sukces. – Jej palec prawie dotykał jego piersi.

 

– Niestety…bez ciebie chyba nie dam rady, od ostatniego razu minęły już trzy lata. Nadal dobrze to pamiętam.

 

Oparł swe czoło o dłoń, wyglądał teraz na starszego o jakieś pięć lat. W jego duszy toczyła się właśnie walka, poeta uznałby to za starcie sumienia z ambicjami.

***

 

Grzegorz spojrzał za okno, Księżyc dawno już przejął panowanie nad niebem. Wyglądał na zmęczonego, od niechcenia sięgnął po opróżnioną do połowy butelkę whisky.

 

– Pesymista uznałby, że jest w połowie pusta– oznajmił jakże filozoficznie. – Optymista, iż w połowie pełna.

 

– Pobiłeś właśnie Sokratesa – stwierdziła Talia, gdy wyłoniła się ze ściany.

 

– Ja natomiast zastanawiam się, co zrobię, gdy whisky się skończy – kontynuował niezrażony.

 

– Kiedy się w końcu zdecydujesz?

 

Spojrzał na nią półprzytomnym wzrokiem.

 

– To twoja wina, ty wyszeptałaś mi kiedyś do ucha: „Będziesz wielkim pisarzem, to jest w zasięgu twojej ręki”. Nie mam talentu, nie mam możliwości…

 

– Sam tego chciałeś, ja tylko pomagam, taki ze mnie dobry duszek. – Uśmiechnęła się niewinnie.

 

– Czasem trudno mi cię rozgryźć. Mam wrażenie…

 

Nagle przerwał swoją wypowiedź i zaczął szybko coś notować. Po chwili wstał, odezwał się uradowany:

 

– Mam pomysł, mam wenę! Nie potrzebuję cię! Główny bohater będzie rozdarty, zajmuje się walką z potworami. Nie wie, czy powinien zachować neutralność, cechę wymaganą w jego fachu. Będzie wyrzutkiem, ludzie będą nim pogardzać, mimo, że ratuje ich życie…będzie miał na imię…

 

– Spójrz na swoją biblioteczkę – poleciła Talia.

 

– …Geralt.– Grzegorz opadł bezsilny na krzesło.

 

– Upadek człowieka nie jest tak widowiskowy, jak go opisują. Podaję ci pomocną dłoń. – Wyciągnęła w jego kierunku półprzezroczystą rękę.

 

Spojrzały na nią oczy desperata.

***

 

Jacek radował się jak nigdy, zataczając się wracał z imprezy na swoją cześć. Był środek nocy, miasto zdawało się pogrążone we śnie.

 

W dłoni ściskał „Pioruny Peruna”, jego pierwszą książkę. Kilka lat temu nie sądził, że jego fascynacja kulturą słowiańską może zaowocować powieścią historyczną. Teraz nierealne sny się ziściły, czuł się jak król świata.

 

Zauważył przed sobą przechodnia w długim płaszczu, było to o tyle dziwne, iż ta letnia noc należała do wyjątkowo ciepła. Nie przejął się tym zbytnio, alkohol w połączeniu z euforią mocno uderzyły mu do głowy.

 

– Ciesz się razem ze mną, to wielki dzień. – Jacek podszedł chwiejnie do nieznajomego.

 

Uderzenie łomu, ukrytego wcześniej pod płaszczem, pozbawiło go przytomności. Grzegorz schylił się nad ciałem debiutanta.

 

– Łom, strasznie oklepany ten motyw. Mogłeś się bardziej wysilić na ten „wielki dzień” – oznajmiła Talia.

 

– Chyba jeszcze żyje – stwierdził.

 

– Wiesz, co robić.

***

 

Jacek zbudził się otoczony przez jakiś szorstki materiał, jego nogi ciasno skrępowano czymś potwornie zimnym, ręce zaś związano mu z tyłu liną. Głowa strasznie go bolała, próbował sobie przypomnieć wcześniejsze wydarzenia.

 

Jego rozmyślania przerwał ktoś, kto z trudem dźwignął debiutanta z podłoża. Spróbował krzyczeć, ale gardło miał strasznie wyschnięte.

 

– To nic osobistego, inaczej nie mogę. – Usłyszał zachrypnięty głos.

 

Poczuł, że leci, a następnie uderzył o taflę wody. Materiał zaczął szybko przesiąkać, sam nieszczęśnik opadał na dno. Próbował się wydostać, desperackie miotanie jeszcze pogorszyło sprawę. Musiał odetchnąć. Płyn wdarł mu się do płuc, wydusił ostatnie iskry życia.

***

 

Grzegorz oparł się o swój samochód. Podziwiał wschodzące słońce nad pięknym krajobrazem Warty. Jedynym zauważalnym śladem człowieka był brzydki most, z którego zrzucił swoją ofiarę.

 

– Zrobiłeś to jak gangster z miernego filmu, ale się udało – przyznała Talia, skąpana w blasku porannego słońca.

 

– W moje głowie kłębi się tysiące pomysłów. Jestem niczym Bóg, zdolny wykreować coś, co się jeszcze nikomu nie śniło. Teraz czeka mnie wielkość…

 

– Mówiłam, że potrzebujesz silnego bodźca, inaczej się nie odblokujesz.

 

– Nie ma przecież silniejszego, niż pozbawienie kogoś życia. Czuję się jak pan śmierci. Zmienię świat! Ja mistrz! Depcę was, wszyscy poeci, wszyscy mędrcy i proroki…

 

…których wielbi świat szeroki. Beze mnie Mickiewicz nie napisałby tych słów. Coś was łączy.

***

 

To działo się tak szybko, że teraz nie mógł pojąć, co się właściwie stało. W jednej chwili wysyła „Odmęty zapomnienia” do wydawcy. Tekst się podoba, naprawdę się podoba. W innej wychodzi skuty z mieszkania, prowadzą go na komisariat. Wyłowiono zwłoki, jest głównym podejrzanym. Przypisuje się mu jeszcze trzy inne morderstwa sprzed lat. Przed chwilą spotkał się z psychologiem, sądzą, że jest niepoczytalny.

 

Nonsens, on jest artystą, kreatorem. Nie są w stanie go zrozumieć, nikt.

 

– Jestem sam – przyznał Grzegorz.

 

Był cieniem człowieka, ludzkim wrakiem. Czekał sam w celi na decyzje odnośnie jego stanu psychicznego. Więzienie albo wariatkowo, nie wiadomo, co gorsze.

 

– Nigdy nie byłeś sam – Talia wyłoniła się z podłogi.

 

– Krępują mnie, mój umysł. Nie chcę stracić tego, kim jestem – załkał.

 

– Powinieneś być wolny, zdradzę ci na to sposób. Nie opuszczę cię aż do śmierci.

 

Spojrzał załzawionymi oczami na jej uśmiechniętą twarz.

***

 

– Popełnił samobójstwo? – spytał zdziwiony policjant.

 

– Tak, mówię ci Rysiek, czegoś takiego jeszcze nie widziałem – odpowiedział mężczyzna w białym kitlu.

 

Znajdowali się w sterylnie czystej kostnicy. Na stole ułożone było ciało o potwornie zmasakrowanej twarzy.

 

– Jak to się stało?

 

– Najpewniej uderzał głową o ścianę, jego czaszka pękła w czterech miejscach. Nigdy czegoś takiego nie widziałem, musiał być naprawdę szalony. Schizofrenia lub coś tego typu. Chyba dostawał natchnienia po każdej zbrodni, pokrywają się one w czasie z jego publikacjami.

 

– Coś takiego…może też powinienem spróbować?

 

– Zamknij się Rysiek, te twoje głupie poczucie humoru…

 

– Sam staram się pisać. Marzy mi się kryminał na liście bestsellerów. Niestety…nie potrafię wymyślić czegokolwiek oryginalne, sklecić najprostszego zdania… – przerwał.

 

Zdawało mu się, iż dostrzegł kątem oka jakąś półprzezroczystą postać, niczym w opowieściach o duchach. Kobietę z wieńcem winorośli. Wtedy poczuł, że kariera jest w zasięgu jego ręki.

Koniec

Komentarze

które oświetlało stosy papierów na biurko

 że była do góry nogami - można posłużyć się "bardziej" literackim określeniem.

było to o tyle dziwne, iż ta letnia noc była wyjątkowo ciepła

sięgnął po napełnioną do połowy butelkę whisky. - wydaje mi się, że "opróżniona do połowy" byłoby zasadniejsze.

Podrapał się po kilkudniowym zaroście - chyba "po twarzy pokrytej kilkudniowym zarostem". 

 Czuję tysiące pomysłów kłębiących się w mojej głowie. - w jaki sposób można odczuwać pomysły?

 

Pomysł jest, nie mogę zaprzeczyć, ale mnie nie przekonałeś, Autorze. 

Do poczytania w wolnym czasie.

Dziękuję za wyłapanie tych błędów.

Witaj!

 

Ocenię, mimo że sam biorę udział w konkursie. Bardzo spodobał mi się ten pomysł, ale chyba nie udało Ci się doskoczyć do niego wykonaniem. Na plus zaliczam też znakomite otwarte zakończenie. Ogólnie rzecz ujmując - jest dobrze. :)

 

- Jakżebym śmiała, jeszcze by ktoś dopatrywałby się u ciebie oznak szaleństwa. - Kobiecy głos o nieskazitelnej barwie wypełnił pokój. <--- mały błędzik

 

Pozdrawiam

Naviedzony

"Wnętrze miało jedno okno, które oświetlało stosy papierów na biurko." - Literówa jak byk.

"Znajdowała się tutaj też prywatna biblioteczka, niezwykle bogata." - Bogata być nie mogła, bowiem na to była za mała. W tym wypadku "bogaty" nie jest synonimem do "różnorodny".

"Głowę zdobił jej wieniec winorośli, stanowiło to jedyne odzienie tej zjawiskowej niewiasty." - Własciwie w porządku, ale nie lepiej byłoby użyć innej formy? /Głowę zdobił jej wieniec winoroścli, co stanowiło jedyne odzienie.../ Oczywiście to bardzo subiektywna propozycja.

"W dłoni ściskał „Pioruny Peruna”, jego pierwszą książkę" - Książka dla smoków aliteracyjnych! Sama bym go zabiła, koszmarny tytuł.

Temat zrealizowany poprawnie, ale nic poza tym, przykro mi.

Słabawe. Od gdzieś dwudziestej linijki tekstu wiadomo, jak się skończy. Fabularnie niczym nie zaskakujesz, wykonanie też jest takie sobie. Zarówno w zakresie poprawności językowej, jak i szeroko pojętej warstwy artystycznej. Krótko mówiąc, opisom przydałoby się więcej środków stylistycznych.

Głowę zdobił jej wieniec winorośli, stanowiło to jedyne odzienie tej zjawiskowej niewiasty. --- Wieniec był jej jedynym ubraniem. Nic więcej nie potrzeba. Skoro panienka lata na golasa, to każdy sobie wyobrazi zjawiskową dupę.

W dłoni ściskał „Pioruny Peruna”, jego pierwszą książkę --- jeżeli to była jego książka, to ściskał swoją książkę, a jeżeli ściskał jego książkę, to książka należała do kogoś innego.


Zauważył przed sobą przechodnia w długim płaszczu, było to o tyle dziwne, iż ta letnia noc należała do wyjątkowo ciepła.--- materiał na 3 krótkie zdania, które zdynamizują scenę, a słowo   lepiej odłożyć do lamusa.

Jedynym zauważalnym śladem człowieka był brzydki most, z którego zrzucił swoją ofiarę. --- niby z kontekstu wiadomo, o co chodzi, ale jest brzydko.

I jeszcze z drobnostek. Znak graficzny, który oddziela cząstki tekstu, dobrze by było dodatkowo wyznaczyć pustą linią. Wtedy jest bardziej estetycznie.

pozdrawiam

 

I po co to było?

Cały tekst zbudowany na dialogach. W dodatku czasami wymyka Ci się spod kontroli, drogi autorze, ich zapis. Wygląda to zwyczajnie brzydko, kiedy po wypowiedzi bohatera zaraz przechodzisz (w tejh samej linijce) do jakiegoś opisy sytuacji. Nie ładnie. Samych opisów też mi brakuje, można było nieco je rozbudować. 

Dialogi... ach tak. Ich mankamentem jest to, że samym zapisam nie oddajesz jakiejkolwiek emocjonalności wypowidzi / bohaterów. Wszystko jest takie jednakowe, "z metra cięte". 

 

No, to chyba tyle. Błędów nie wyłapuje, nie pokazuje palcem - bo mi sie nie chce ;) Leń ze mnie. 

Dziękuję za lekturę, uwagi na pewno się przydadzą.

Na swoją obronę jedynie dodam, że tekst z założenia miał opierać się na klimacie, a nie fabule. Stanowił ekperyment, niestety średnio udany. Kilka słów wyjaśnienina:

"Pioruny Peruna"- tytuł książki miał być właśnie taki "koszmarny".

Sformułowanie "prywatna biblioteczka, niezwykle bogata" oznacza taką biblioteczke, która jest bogata w porównaniu z typowymi przedstawicielami gatunku prywatnus biblioteczkus:) Wiele razy się z tym spotykałem, więc uznałęm to za poprawne.

Pozdrawiam wszystkich :)

 

Pomysł w porządku, wykonanie już gorzej. Ogólnie: średnio.

 

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka