- Opowiadanie: Michaangel - Krótka historia rodu Lannisterów (GoT)

Krótka historia rodu Lannisterów (GoT)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Krótka historia rodu Lannisterów (GoT)

Mściwy namiestnik

 

– Varysie jeśli to prawda, Robert natychmiast musi się o tym dowiedzieć – rzekł Eddard tak głośno, że echo długo nosiło się po komnacie.

 

– Jego Wysokość sam wie co dla królestwa najlepsze. Poza tym obawiam się, że w obecnym stanie wesołego upojenia, jego reakcja nie wywoła u Ciebie zadowolenia – odpowiedział cicho jak zawsze Varys, główny szpieg królewskiego miasta.

 

– Joffrey, Tommen i Myrcella to nie są jego dzieci, Lannisterowie dopuścili się okrutnej zdrady – odrzekł do swojego rozmówcy, jednocześnie powoli podnosząc głos, Ned – jak do cholery, może przejść obok tego obojętnie! – echo tego wściekłego krzyku, długo odbijało się w komnacie.

 

– Dla bezpieczeństwa Twojego i bezpieczeństwa całego królestwa – rzekł zwany pająkiem Varys, jednocześnie powoli wstając – nie mieszaj się do tego. Robert nie jest głupi. Dawno się pewnie domyślił, ale, jak przystało na mądrego króla, siedzi cicho ciesząc się z uroków swojej władzy – kończąc to zdanie znajdował się już praktycznie przy drzwiach.

 

Namiestnik nic nie mówił, ale odwrócił się od swojego rozmówcy plecami i powoli skierował się ku oknu. Nim do niego doszedł, usłyszał trzask zamykanych drzwi. Pająk opuścił jego komnatę. Ned stał przy oknie i zdawać by się mogło, że swoim spojrzeniem szukał odległych północnych krain, szukał Winterfell. Rozsądek kazał mu wracać, nie mieszać się do spraw Roberta. Spraw, które zdecydowanie przekroczyły jego wyobrażenia.

 

– Robert nie jest głupi – rzekł cicho do siebie. Zadłużył królestwo, popadł w pijaństwo, stał się większym dziwkarzem niż był, tak, to wszystko cechy sprawiedliwego władcy. Robert jest możliwie najgłupszym królem w tym pieprzonym królestwie.

 

Jednak ta wrodzona cholerna prawość władcy północy, znajdująca się zapewne blisko wszystkich kończyn, sprawiła, że w pośpiechu otworzył drzwi komnaty i udał się w kierunku królewskiej sypialni. Im bliżej niej się znajdował, tym bardziej rozsądek krzyczał mu w głowie: Winterfell, pomyśl o dzieciach, żonie, pomyśl o sobie.

 

W drzwiach do sypialni, na straży stał Jamie Lannister. Robert zawsze stawiał go w tym miejscu, kiedy zabawiał się z Cersei, oraz innymi dziwkami. Robert wiedział, że nic tak nie wkurzało Jamiego jak taka sytuacja.

 

Czy to możliwe, że Robert zdaje sobie sprawę, co tak naprawdę łączy tych zdrajców? – zadał to pytanie sam sobie, nierozważnym byłoby wypowiadać takie słowa na głos.

 

Możliwe, że strażnik ucieszył się na widok wściekłego namiestnika, jakby przeczuwał, że położy to kres orgii jaka rozgrywa się za jego plecami. Rzekł jednak spokojnie:

 

– Obawiam się Eddardzie, że Robert nie chciałby aby ktoś mu teraz przeszkadzał.

 

Namiestnik jednak zignorował te słowa, i z niezwykłą łatwością przeszedł obok niego, a chwilę potem z ogromną siłą pchnął drzwi do królewskiej komnaty. Przez sekundę jego głowę zaprzątnęło zdziwienie nad łatwością wykonanego manewru. Przejście przez królewskiego strażnika powinno być trudniejszym wyzwaniem. Trwało to jednak zbyt krótko by mogło powstrzymać go przed agresywnym impulsem prawości. Wrota otworzyły się już całkowicie, a czerwony ze wściekłości Ned wpadł do komnaty ustawiając się między łożem a kominkiem.

 

Na środku łóżka trzy dziwki całowały się z aktorską namiętnością, a ich ręce trochę w nieładzie pieściły swoje części intymne. Pod nimi leżała już chyba całkowicie pijana inna dziewka, która nie zważając na poczynania swoich towarzyszek wiła się, jęcząc przy tym niezwykle głośno. W górnym rogu łoża, na jego skraju, siedziała królowa. Po jej lodowatych i bystrych oczach łatwo było dostrzec, że nie jest pijana, jak również nie jest zainteresowana uczestnictwem w orgii. Obok łoża, na pozłacanym krześle siedział goły Robert, który jedną ręką wpychał w usta kolejne tłuste udo dzika, drugą zaś niechlujnie wlewał w ten sam otwór czerwone wino. Ściekające wino, spadało na jego tłusty brzuch a następnie na podłogę. Pomiędzy jego nogami, znajdowała się kolejna czarnowłosa dziwka, która nie zważając na innych, zadowalała ustami swego króla. Widok ten wzbudził w namiestniku takie obrzydzenie i pogardę wobec Roberta, jakiego nigdy wcześniej nie doznał.

 

Robert dopiero po chwili zorientował się o obecności swego namiestnika i przyjaciela w komnacie. Nie spodziewał się jednak takiej wizyty, dlatego też zaskoczony zdobył się jedynie na głupi uśmiech. Chciał też unieść puchar wina, w geście pozdrowienia, lecz jego przyjaciel był szybszy. Wyrwał mu puchar z ręki cisnął go w stronę kominka, a echo tego zdarzenia przerwało figle kobiet na łożu. Chwilę po tym namiestnik złapał za włosy dziwkę w nogach króla i mocnym szarpnięciem oderwał ją od wykonywanego zajęcia. Sekundę po tym rozległ się jego donośny głos:

 

– Wynocha wszyscy, muszę porozmawiać z królem!

 

Wahanie królewskich nałożnic szybko minęło, kiedy spoglądając na zszokowaną twarz króla nie ujrzały w niej sprzeciwu. Wszystkie pospiesznie opuściły komnatę. Został tylko Ned, Robert i Cersei.

 

– Na osobności – powiedział wymownie Ned, spoglądając na królową.

 

Ta jednak, wstając dumnie z łoża, poprawiła swoje szaty, a następnie podchodząc wolno do intruza rzekła wymownie:

 

– Kim ty jesteś by rozkazywać królowej?

 

Nagle jednak Robert zerwał się z krzesła i warknął w głos:

 

– Słyszałaś kurwo co powiedział, wynoś się!

 

Cersei natychmiast poczerwieniała na twarzy lecz nie spuszczając głowy, dumnym krokiem udała się w kierunku drzwi, gdzie czekał już na nią jej brat. Wziął ją pod ramię po czym prędko wyprowadził z komnaty, zamykając za sobą drzwi.

Zdradzony król

 

Zaczynało już świtać, a Robert ciągle nie był przekonany co do prawdziwości słów swego przyjaciela i jednocześnie namiestnika. Wszystko układało mu się w logiczną całość, oschłość jego żony, niechęć jej brata, włosy jego dzieci. Te cholerne włosy. Jak żywy staje mu przed oczami Jon Arryn pokazujący mu z oddali jego bękarcie dziecko, posłanego na nauki kowalskie. Cholerny dzieciak, pomyślał Robert, wygląda dokładnie jak ja za młodu. Czemu więc Joffrey, nie ma tak gęstych kruczoczarnych włosów? Ta lannisterska dziwka, kiedyś tłumaczyła mu siłę z lwich genów, a on tylko przytakiwał i pił dalej cudne czerwone dornijskie.

 

Czy całe królestwo o tym wiedziało? Czy jest najgłupszym królem zasiadającym na żelaznym tronie? Co ma zrobić? Co? Co? Pytania mnożyły się w jego głowie, lecz twarz nie wyrażająca żadnych emocji patrzyła tylko na swego namiestnika, który chodząc dookoła niego, gestykulując nerwowo, pokrzykując i ciągle powtarzając to samo, oczekiwał od niego reakcji. Stanowczej reakcji. Jego puste spojrzenie zdawało się tylko podsycać frustrację Neda. Cholera, to Ned Stark zawsze wiedział co zrobić, on był tym mądrym i sprawiedliwym, on, jego namiestnik i przyjaciel, jedyny przyjaciel. Z jednej strony chciał żeby to się skończyło, chciał obudzić się z tego nocnego koszmaru, napić się wina i wziąć jakąś dziewkę, a nad ranem jechać na polowanie, zabić największego dzika, wrócić w blasku chwały do swego łoża. Może nawet przegnać Starka na północ gdzie jego miejsce, wykazując litość i nie karząc go za te pełne jadu oskarżenia. Jednak z drugiej strony, jeśli była to prawda, chciał się zemścić, zabić ich wszystkich, zabić wszystkie lwy, wygnać na zawsze z ziem królestwa, skazując na wieczną tułaczkę po krainach za morzem. Chociaż nie, jedyną karą za zrobienie z niego głupca jest śmierć, o tak, zabić wszystkie lwy.

 

Wstał nagle jak rażony piorunem, wprawiając w chwilowe osłupienie swego ciągle mówiącego przyjaciela. Rzekł spokojnie i cicho, jakby przestraszony tego co ma powiedzieć:

 

– Jak to zrobimy Eddardzie? – głos lekko ożył, jakby budził się z głębokiego snu – Jak zabijemy lwy?

 

Ned uklęknął przed nim na jedno kolano i spojrzał na niego pełnym optymizmu spojrzeniem. Kiedy Robert złapał go za ramię, wstał i lekko ściszając głos, nachylił się leciutko nad głową swego przyjaciela i przedstawił mu swój plan.

 

Zdawać by się mogło, że trwało to chwilę, lecz słońce górowało już na niebie, gdy namiestnik opuścił pośpiesznie komnatę sypialni królewskiej, a chwilę za nim zrobił to król.

 

Tego samego dnia, ta dwójka przyjaciół, złożyła niespodziewane wizyty Littefingerowi (skarbnikowi królestwa), Varysowi oraz staremu królewskiemu maestrowi. Wieczorem, zarówno namiestnik jak i król samotnie leżąc na łożach w swych komnatach, oczekiwali świtu oznajmiającego nowy dzień. Prawdziwie nowy dzień dla całego królestwa jak i nich samych.

 

– Oby tylko nie padało – cicho wyszeptał Robert chwilę przed zaśnięciem – w deszczu kruki wolniej latają.

Polowanie na lwy

 

Dzisiejsze śniadanie królowej nie było smaczne. Pieczone jajka, świński udziec w kremowym sosie, małe ptasie skrzydła w potwornie ostrej przyprawie oraz mocno spieczony chleb, który tak smakował jej dzieciom. Do tego odrobina czerwonego wina, a dla dzieci pyszny sok warzywny słodzony miodem z podmiejskich pasiek. Nie chcąc psuć tak pięknego dnia, postanowiła spróbować chleba i napawać się widokiem jej pociech zajadających z apetytem postawione smakołyki. Jutro każe wychłostać kucharza, niech nie myśli, że może podawać na królewski stół tak prostackie potrawy. Zajadając się spieczonym chlebem spoglądała radośnie głównie na Joffreya, który choć przejawiał cechy prawdziwie okrutne, przy wspólnym śniadaniu radośnie przekomarzał się z młodszym bratem Tommenem. Często mówił mu, że prędzej stanie się wesołą świnką niż prawdziwym rycerzem. Faktycznie, mały Tommen jak na swój wiek był wyjątkowo pulchny. Obok nich siedziała księżniczka Myrcella, która z gracją i manierami prawdziwej damy, przyglądała się swoim braciom, raz po raz ukradkiem zerkając i naśladując zachowania swojej matki. W drzwiach jak zwykle stał Jamie, który czasami opuszczał stanowisko i dosiadał się do królewskiego stołu, zawsze blisko swej siostry. Tego poranka również tak zrobił, jedną ręką trzymał i podsuwał do ust tłuste ptasie skrzydełka, drugą masując dyskretnie i czule pod stołem kolana swojej siostry.

 

Iście rodzinną sielankę przerwało głośne wejście 30 złotych płaszczy na czele z dowódcą królewskiej gwardii, ser Barristanem. Stary, mocno posiwiały rycerz, głośno oznajmił:

 

– Nakazem króla Roberta, zostajecie aresztowani za zdradę króla i działanie na szkodę królestwa.

 

Kończąc to zdanie, skinął na złote płaszcze, które w momencie otoczyły królewski stół i zasiadających przy nim biesiadników. Przez chwilę zdawało się, że Jamie wyciągnie swój miecz i rozpocznie się prawdziwa jatka, lecz rozum szybko zwyciężył i bez większych oporów poddał się potężnym gwardzistom, którzy szybko wyprowadzili ich z komnaty i zaprowadzili do lochów.

 

Gdzieś w okolicach zamku Harrenhal, lord Tywin w obecności swego brata, skończył czytać list otrzymany wczesnym rankiem z Królewskiej Przystani. Król Robert prosił o przybycie w tempie natychmiastowym lorda Tywina, wraz z bratem, do rozmów w sprawie spłaty długu królestwa wobec rodu Lannisterów. W rozmowach brać będzie również królewski namiestnik Eddard Stark i członkowie małej rady.

 

Chwilę stali zamyśleni, lecz mina Tywina nie pozostawiała złudzeń.

 

– To podstęp, Kevanie – rzekł spokojnie – Robert nigdy nie ściągałby nas do miasta aby spłacać swoje długi. Mógł posłać Jamiego albo Littefingera.

 

Kevan stał obok niego z posępną miną, po czym równie spokojnie odrzekł:

 

– Tak czy siak nie możemy zignorować królewskiego wezwania – jego głos nabierał coraz bardziej smutnej barwy – pójdę przygotować konie i poinstruować dowódców.

 

Lord Tywin skinął mu głową, a gdy jego młodszy brat opuścił namiot, usiadł i popijając mocne wino popadł w głębokie zamyślenie.

 

Tyrion Lannister był pod ogromnym wrażeniem Orlego gniazda, do którego zabrała go jego oprawczyni, lady Catelyn. Wjazd na samą górę, gdzie niegdyś znajdowała się sala lorda Arryna, władcy doliny, a obecnie urzędowała w nim jego żona lady Lysa, zajął im chyba cały dzień. Jeden zły krok i nie będę musiał tłumaczyć się tej ponoć szalonej kobiecie – myślał Tyrion, za każdym razem kiedy patrzył w mroczną otchłań dookoła wąskiej ścieżki, po której kroczyli. Miał już jednak swój plan, i jeśli wszystko się uda, już niedługo powinien tą samą drogą wracać, kierując się ku Królewskiej Przystani. Nie zdziwiło go także, chłodne przyjęcie na zamku, gdzie praktycznie od razu skierowali go do lochu. Minęły trzy dni zanim został wezwany przed obliczę małego lorda Roberta i jego szalonej matki Lysy. Kiedy już się przed nimi znalazł, ukłonił się z wrodzoną grzecznością, i kiedy już zamierzał rozpoczynać swoją obronną przemowę, przerwała mu lady Lysa. Wzniosła do góry list, po czym odczytała go na głos. List w którym król Robert oskarżył ród Lannisterów o zdradę stanu, skazując na śmierć każdego jego członka. Dalej wyjaśnione były nikczemne i grzeszne czyny Cersei i Jamiego, mające na celu przywłaszczenie tronu przez ich ród. Król Robert obiecał pokaźną nagrodę, za głowę każdego Lannisterskiego zdrajcy który zdecydował się nie poddawać królewskiej sprawiedliwości.

 

Krótką chwilę po odczytaniu wszystkich słów, list został przekazany w ręce Tyriona, który zdawać by się mogło szybko przeczytał go trzy-cztery razy, za każdym razem wyszukując chociaż drobnej wzmianki, która pozwoliłaby mu zachować głowę.

 

Wiedział jednak, że wyrok już zapadł, a po jego prawej stronie w ciemnym kącie, stoi ogromnej postury mężczyzna z czarnym kapturem na głowie. Wiedział, że nie ma słów które go uratują, dlatego też wysilił się na ostatni być może żart:

 

– Szkoda, w takim razie, że i ja nie posmakowałem miodu mojej wspaniałej siostry.

 

Po chwili ogromna siła pchnęła go na posadzkę, z której silne ręce stojących dookoła rycerzy zawlekły go pod wcześniej ustawione stanowisko dworskiego kata.

Wściekły przyjaciel

 

Wszystko jak dotąd układało się zgodnie z planem. Wszyscy najważniejsi Lannisterowie siedzieli w królewskich lochach czekając na egzekucję. Dumny Jamie, krzykliwa Cersei, przerażony Joffrey, płaczliwy Tommen, mdlejąca Myrcella, mądry Tywin, posłuszny Kevan, rozgadany Lancel. Wczoraj w południe przyleciał kruk z Orlego Gniazda, który zawiadomił, że głowa karła jest już w drodze do królewskiego miasta. Na placu zgromadziły się już prawdziwe tłumy, złote płaszcze ledwo co panowały nad żądnym krwi tłumem. Brakowało tylko Varysa, który jak się okazało niedługo po wizycie Roberta i Neda w jego komnacie, wyjechał i słuch po nim zaginął. Dwa dni później przysłał kruka z listem, w którym prosił o wyrozumiałość, ale musiał pilnie udać się do swego umierającego przyjaciela w Pentos. Lord Baelish który w zamian za bezwarunkowe posłuszeństwo otrzymał tytuł lorda Harrenhal, również z samego rana przybył ze swojej nowo otrzymanej twierdzy. Maester Pycelle również, ku zdziwieniu Neda szybko zmienił stronę której oponuje. Staruszek miał jednak trochę oleju w głowię. Renly, członek małej rady dostał polecenie udania do Casterly Rock, aby przywitać swego starszego brata Stannisa, nowego zarządcę tego złotego miejsca. Co zrozumiałe, nie był zadowolony swoją mało honorową rolą, gdyż sam liczył na tę nominację. Najbardziej niezadowolony i niespokojny był jednak sam królewski namiestnik. Jego niezadowolenie spowodowane było decyzją stracenia najmłodszych członków zdradzieckiego rodu. W ciągu trzech ostatnich dni, wiele czasu poświęcił na rozmowy z Robertem na temat ułaskawienia tych dzieci, jednak bezskutecznie. Pod tym względem, jego niegdyś przyjaciel działał jakby w amoku. Nie chciał nawet słyszeć o tym, że zdradzieckie nasienie będzie chodziło po tym świecie. Był oporny na wszelkie tłumaczenia i próby przekonywania. W swoim okrucieństwie miał jednego sprzymierzeńca. Swego brata Stannisa, który był równie okrutny jak Robert. Ned zaciągnął go nawet do lochu, żeby sam ujrzał zapłakane twarze Joffreya, Tommena i omdlałą Myrcellę, lecz nawet ten smutny widok nie zmienił jego stanowiska.

 

-Wszystkie lwy muszą zginąć – odpowiadał zawsze.

 

Egzekucja odbyła się w samo południe. Ścięto głowy wszystkich. Zarówno Jamie jak i Tywin dumnie i bez słowa przyjęli wyrok króla. Cersei nie była tak twarda i na sekundy przed ścięciem, głośno łkała i błagała o litość. Młodego Lancela zaskoczył chyba wyrok śmierci. Współpracował z namiestnikiem, i szczerze opowiedział co widział i słyszał. Król obiecał mu za to złagodzenie wyroku i odesłanie w służbę do nocnej straży. Jednak słowa nie dotrzymał. Po tym przyszedł czas na dzieci. Tym krwawym wydarzeniem zniesmaczeni byli właściwie wszyscy. Zdawać by się mogło, że po ścięciu małej główki Tommena, Robert był bliski ułaskawienia jego siostry. Tak się jednak nie stało.

 

Głowy wszystkich Lannisterów zawisły nad bramą miasta tak, by wszyscy wiedzieli jak kończą zdrajcy. Pięć dni po tym wydarzeniu, rodzina była w komplecie, i na palu znalazła się głowa karła Tyriona.

 

Kiedy Tyrion dołączył do swojej rodziny, Eddard Stark, były królewski namiestnik, wraz ze swoimi córkami, był w połowie drogi do swego zamku w Winterfell, gdzie już czekała na niego żona wraz z synami. I choć był wściekły, i znienawidził swego dawnego przyjaciela, zarzucając mu okrucieństwo niegodne sprawowanego urzędu, cieszył się i był dumny z podjętych przez siebie decyzji. I tylko czasami, kiedy podróż wyjątkowo się dłużyła, rozmyślał, co by się działo gdyby tej nocy nie powiedział Robertowi o swoich podejrzeniach.

Koniec

Komentarze

Pająk, Złote Płaszcze, Żelazny Tron, Królewska Straż, Lwy - to wszystko nazwy własne. Piszemy wielkimi literami.

 

Stylistycznie bardzo słabo. Zwłaszcza w końcówce liczne powtórzenia mocno kłują w oczy, w paru miejscach błędy gramatyczne (m. in. "z wśiekłości", a nie "ze") i językowe. Bohaterowie często zwracają się do siebie zbyt nieformalnie (np. Jamie mówi do Neda "Eddardzie", choć wszelkie reguły etykiety bezwzględnie nakazują "Lorda Starka"). Opis wydarzeń bardzo skrótowy. W kilkunastu tysiącach (na oko, nie liczyłem) słów zmieściłeś wydarzenia, których odpowiednik zajął Martinowi pół książki. Miejscami czyta się to zupełnie jak szkolny bryg. Interakcje bohaterów są powierzchowne, brak im głębi, czy czegokolwiek, co mogłoby przyciągnąć uwagę. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro narrator nie poświęca im specjalnej uwagi, pędząc na łeb na szyję ku zakończeniu.

 

Poza tym Varys zachował się zupełnie nie jak on. To mądry i przewidujący człowiek, nie mógł nie domyślić się reakcji Neda. To zapewne on zza kulis zręcznie kierował wszystkimi wydarzeniam, jakie rozegrały się w King's Landing do śmierci Roberta. Stąd przedwczesne wyjawienie tajemnicy przez niego właśnie jest kompletnie niewiarygodne fabularnie. A Stannis nie był okrutnikiem. Był sprawiedliwy i bezlitosny, ale nie okrutny (zwróć uwagę choćby na jego długotrwały sprzeciw wobec ofiar z ludzi, na które nalegała Melisandre na Murze).

 

Podsumowując, bardzo mi przykro, ale tekst nie podobał mi się zupełnie. Mam nadzieję, że choć moje uwagi przydadzą Ci się na przyszłość. Powodzenia w następnych literackich próbach. ;)

*w kilku tysiącach słów, pardon.

  Jedyną postacią jaka, według mnie, wypadła wiarygodnie był Robert. Zimny i opanowany Ned bluzga na prawo i lewo. Dostojna i wyniosła Cersei siedzi w komnacie patrząc jak mąż zabawia się z dziwkami (przy okazji - ta scena jest cholernie nierealistyczna). Potężny Tywin zostaje złapany jak idiota. Rozumiem, że wersja alternatywna, no ale...

 

 "Namiestnik jednak zignorował te słowa, i z niezwykłą łatwością przeszedł obok niego, a chwilę potem z ogromną siłą pchnął drzwi do królewskiej komnaty. Przez sekundę jego głowę zaprzątnęło zdziwienie nad łatwością wykonanego manewru." - Nie rozumiem dlaczego wejście do komnaty było takim niewiarygodnym wyczynem.

 

"Iście rodzinną sielankę przerwało głośne wejście 30 złotych płaszczy" - Nie "30", tylko "trzydziestu".

 

 "Renly, członek małej rady dostał polecenie udania do Casterly Rock" - rozumiem, że chciałeś pozbyć się "się" ;D Ale bez niego to zdanie dziwnie brzmi.

 

"Gdzieś w okolicach zamku Harrenhal, lord Tywin w obecności swego brata, skończył czytać list otrzymany wczesnym rankiem z Królewskiej Przystani." - nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że Tywin nie siedział Harrenhal'u, tylko w Casterly Rock.

 

Ogólnie pomysł bardzo ciekawy, ale byłoby dobrze trochę dopracować wykonanie;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Witam,

Na wstępie dziękuje za dość konkretną krytykę. Wydaje mi się, że każdy mój kolejny tekst (choć oczywiście duża większość jest pewnie zbyt słaba jak na standardy portalu - i tu duży komplement dla Was, naprawdę rewelacyjny portal).

Jako autor postaram się troszkę obronić mego tekstu:) (ze stylistyką właściwie od zawsze miałem problem - więc nie będę tutaj usprawiedliwiał tego aspektu).

 "Opis wydarzeń bardzo skrótowy. W kilkunastu tysiącach (na oko, nie liczyłem) słów zmieściłeś wydarzenia, których odpowiednik zajął Martinowi pół książki. Miejscami czyta się to zupełnie jak szkolny bryg" 

Zgadzam się, jedyne co mogę powiedzieć na swoje usprawiedliwienie, to fakt, że nie jestem dobry w długich opowiadaniach. Stylistyka pewnie bardziej by siadła, napięcie i zaskoczenie o ile takowe ktoś odczuwa, także. Z założenia, chciałem przedstawić mój pomysł, alternatywę, a nie "udawać" prawdziwego pisarza bo do takiego określenia możliwe nigdy nie dojdę.

 "Poza tym Varys zachował się zupełnie nie jak on. To mądry i przewidujący człowiek, nie mógł nie domyślić się reakcji Neda. To zapewne on zza kulis zręcznie kierował wszystkimi wydarzeniami, jakie rozegrały się w King's Landing do śmierci Roberta. Stąd przedwczesne wyjawienie tajemnicy przez niego właśnie jest kompletnie niewiarygodne fabularnie."

Zgadzam się całkowicie, choć źle to napisałem. To z mojego punktu widzenia (możliwe że tylko ja tak to widzę) Ned miał wezwać Varysa by w jakiś sposób upewnić się co do prawdziwości swoich podejrzeń. Cholera przyznam się, że szukałem nazwy tej księgi co przeglądał ją Ned (tam pisało o tych włosach itp., i możliwe że to Varys mu ją podsunął), i ta scena miała być punktem wyjścia. Na pewno nie chodziło mi o to by Varys miał wyjaśniać Nedowi takie tajemnice, ale zgadzam się, że skoro nie wynika to jasno z tekstu, a dopiero ze słów autora, to źle to świadczy o tekście.

 "Stannis nie był okrutnikiem. Był sprawiedliwy i bezlitosny, ale nie okrutny (zwróć uwagę choćby na jego długotrwały sprzeciw wobec ofiar z ludzi, na które nalegała Melisandre na Murze)."

Tu również, możliwie źle to opisałem. Nie chodziło mi o to, że Stannis był okrutnikiem, ale w tej konkretnej sytuacji był w swojej nieustępliwości równie okrutny co Robert.

 

 "Dostojna i wyniosła Cersei siedzi w komnacie patrząc jak mąż zabawia się z dziwkami (przy okazji - ta scena jest cholernie nierealistyczna)."

Nie wydaje mi się to aż tak nierealistyczne bo bodajże w książce również było opisane, że Robert lubił zabawiać się z dziwkami, a Cersei także w tym uczestniczyła(choćby samą obecnością), a Jamie stał za drzwiami i miał tego słuchać.

 

 "Potężny Tywin zostaje złapany jak idiota. Rozumiem, że wersja alternatywna, no ale..."

Sens tej sceny miał być taki, że Tywin wiedział, że to pułapka, że coś tam nie gra, ale nie miał innego wyjścia jak udać się do miasta. Owszem mógł, uciekać , zbierać armię itp itd. Ale jeśli Robert uznałby jego ród za zdrajców, jego ziemie przyznał komuś innemu, to walka również mogłaby być bez sensu. Chociaż jak tak teraz o tym piszę to mogłaby być ciekawa alternatywa dla alternatywy. Bo swoją mini rebelią mógłby trochę namieszać (choć wątpię by ktoś poza lannisterami by ich w tym poprał).

"Nie rozumiem dlaczego wejście do komnaty było takim niewiarygodnym wyczynem."

Królewski strażnik powinien posłusznie wykonywać wszystkie rozkazy króla, a skoro ten kazał nikogo nie wpuszczać, to Jamie powinien był zatrzymać Neda.

 

Wynika więc z tego, że faktycznie za dużo niedomówień umieściłem w tekście. Będę o tym pamiętał pisząc następne teksty:)  

 

 

 

Tam było Wydaje mi się, że każdy mój kolejny tekst - będzie lepszy:)

Naprawdę, nie tak łatwo napisać tekst, który byłby poniżej poziomu tego portalu. Można tu znaleźć perełki od czasu do czasu, ale na tle większości, nie wypadasz wcale tak źle. W końcu teksty naprawdę, naprawdę dobre idą do druku. ;)

"Nie wydaje mi się to aż tak nierealistyczne bo bodajże w książce również było opisane, że Robert lubił zabawiać się z dziwkami, a Cersei także w tym uczestniczyła(choćby samą obecnością), a Jamie stał za drzwiami i miał tego słuchać. " - taka scena była w serialu, ale w książce... chyba nie, ale nie pamiętam.

W każdym razie aż tak jawne zdradzanie królowej wydaje mi się nieco dziwne, tak samo to, ze Cersei byłaby przy tym i spokojnie się temu przyglądała.

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Nowa Fantastyka