- Opowiadanie: relanium - opętanie -Pamiętnik doktora Graszy- lekarza rodzinnego w U. (GRAFOMANIA 2012)

opętanie -Pamiętnik doktora Graszy- lekarza rodzinnego w U. (GRAFOMANIA 2012)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

opętanie -Pamiętnik doktora Graszy- lekarza rodzinnego w U. (GRAFOMANIA 2012)

Kolejny monotonny dzień wiejskiego lekarza upłynął w spokoju.Nie pamiętam już, który to dzień mojej lekarskiej misji w Urzędowie.W ogóle na starość mało już pamiętam…Myli mi się wszystko.Zapominam o podstawowych zasadach. Starej Kowalewskiej z Bęczyna zapisałem dzisiaj dziesięciokrotnie większą dawkę corhydronu niż zazwyczaj.Na szczęście rozchodziła działanie leku – kilkanaście razy pokonując dziesięciokilometrową trasę Popkowice-Natalin.I to o lasce.

Ech…Kiedyś nie robiłem takich błędów w sztuce lekarskiej.Cóż – starość nie radość.

O 22 z minutami z bujanego fotela poderwał mnie głos dudnienia we frontowe drzwi mojej drewnianej chatki w Popkowicach.

– Panie doktorze! Panie doktorze! – krzyczał kobiecy głos – Niech pan się szybko ubiera!Człowieka trzeba ratować!

Poderwałem się z fotela i wiedziony lekarskim instynktem wybiegłem z domu, w samych tylko kalesonach, zdążywszy chwycić jeszcze podręczną torbę z przyborami lekarskimi. Przed domem stała starsza pani, w której rozpoznałem jedną ze swoich pacjentek.

-Pani Kasicowa, co się stało?– zapytałem z niepokojem

-Doktorze Grasza! Wnuk mój zaniemógł! Gorączki dostał, w malignie pogrążony, halucynacje ma i bredzi od rzeczy! Trzeba chłopaka ratować! Niech pan szybko wskakuje na swój rower i jedzie ze mną póki nie jest za późno!!!

***

Chłopak był w opłakanym stanie.Przedostatnie stadium delirium tremens. Dawno nie miałem takiego przypadku. Ciągle tylko te proste wiejskie przypadłości starych bab, a tu taka gratka! Prawdziwe majaczenie! Czterdzieści jeden stopni gorączki!

Musisz działać doktorze Grasza!- Pomyślałam– druga taka szansa już ci się w życiu nie przytrafi.

***

Chłopak miał obłęd w oczach. Miętosił w rękach wydrukowane zdjęcie młodej dziewczyny z wiolonczelą.Majaczył.Z bełkotu dało się wyłapać kilka sensownych zdań : "przylećcie motyle na Oliwkową, nad zatoką Pineal Gland jest tam filharmonia

gdzie malutka Iskierka Barego lśni w Trzecich Oczach tańczących Gins-breaka

gdzie mała Alicja spoczęła podróżując z powrotem do Krainy Dziwów

gdzie wielka morska świnia fruwa w pelargoniach hodujących kociaki maści Syjam."

Sięgnąłem do torby lekarskiej – Zastrzyk z benzodiazepiny powinien go uspokoić – pomyślałem– a przynajmniej, choć trochę złagodzić cierpienia.

***

Godzinę później stan chorego pogorszył się.Delirium nabrało mocy.Pojawiły się silne halucynacje.Chłopak chwycił mnie za kalesony i usiłował wyciągnąć z mieszkania na podwórko.

-Panie Rostropowicz! – krzyczał myląc mnie w malignie z kimś innym– Pan musi jej wszystko opowiedzieć! O Jacqueline du Pré!O tym, że chciałbym być małym cygańskim chłopcem! O tym, co czuję, gdy jest blisko! Gdy dotykam jej włosów! Panie Rostropowicz musi pan mi pomóc! Ona tak pięknie patrzy, gdy jest zawstydzona! Czy pan to rozumie panie Rostropowiczi!?Pójdziemy do jej mieszkania na oliwkowej, napijemy się herbaty i pan jej wszystko opowie!!! Wszystko!!!

***

– Pani Kasicowa!!!- krzyknąłem, gdy udało mi się wyswobodzić z silnego uścisku – W tym przypadku tradycyjna medycyna jest niestety bezradna. To jakieś opętanie! Proszę posłać po księdza!

***

Nie lubimy się z księdzem proboszczem od słynnej afery, gdy stwierdziłem zgon starej Surdakowej a trzy dni później kobiecina wygrzebała się ze świeżego grobu i zażądała od księdza zwrotu kosztów pogrzebu.Mimo to proboszcz łaskawie pozwolił mi być świadkiem obrzędu egzorcyzmów.

Obejrzał chorego, odmówił zdrowaśkę, pokropił kropidłem i po chwili zamyślenia stwierdził :

– To diabolis opentalis. Chłopak jest we władaniu demona, który pod postacią pięknej, młodej dziewczyny zakrada się podstępnie i trawi od środka młodą duszę. Sprawa łatwa do załatwienia. Wystarczy medalik ze Świętą Panienką na język mu położyć, popiołem czoło posypać, łacińską formułkę wypowiedzieć i wszystko wróci do normy.

***

Mijały godziny. Ksiądz w akcie bezradności skubał frędzle stuły.

– Jak to było? Cholera jasna! Przez to mszalne wino mam takie dziury w głowie..

Babcia Kasicowa wpadła w rozpacz.

– Naprawdę ksiądz nie przypomni sobie tej formułki? – szlochała uwiesiwszy się sutanny w błagalnym geście – może chociaż początek?!

– Nie przypomnę sobie.Uciekłem wtedy z zajęć w seminarium.Opętania i Egzorcyzmy zdałem na ściągach.I nic nie pamiętam.

***

Czuwaliśmy z księdzem proboszczem przy chorym całą noc.Bezradni.Współodpowiedzialni.Ja za ciało, on za duszę.

Nastał świt.Wraz z pierwszymi promieniami słońca stał się cud! Chłopak opadł na łóżko bez sił, oddychając głośno i miarowo. Spojrzałem mu w oczy. Obłęd nie zniknął, ale dało się zauważyć, że chory patrzy spokojniej, że jego źrenice nie mają już rozmiarów pięciozłotówki.

– Czy ktoś mógłby włączyć płytę, która leży opok gramofonu? – Mamrotał słabym głosem – To Jacqueline du Pré…potrzebuje choć na chwilę usłyszeć dźwięk wiolonczeli.

***

Wracałem do domu zmęczony i szczęśliwy mijając po drodze starą Kowalewską, która piętnasty raz pokonywała trasę Popkowice-Natalin.I to o lasce. Wracałem szczęśliwy i spełniony.Ciepły poranny deszcz spływał po moich siwych skroniach. Nucąc pod nosem w rytm spadających kropel deszczu podszedłem do starej Kowalewskiej

-Zatańczy pani? Pani Marysiu?

Odrzuciła laskę ja podciągnąłem kalesony i ruszyliśmy w pląsy na mokrym asfalcie…

Patrzyła mi w oczy a ja nuciłem : Non! Rien de rien .Non ! Je ne regrette rien,Ni le bien qu'on m'a fait, Ni le mal tout ça m'est bien égal !Non ! Rien de rien .Non ! Je ne regrette rien…C'est payé, balayé, oublié, Je me fous du passé!

Koniec

Komentarze

Niby jest kilka mocnych punktów (diabolis opentalis, ksiądz, który zdał egzorcyzmy na ściągach, Kowalewska po raz piętnasty pokonująca trasę Popkowice-Natalin...) ale odnoszę nieodparte wrażenie, że to jest tylko kiepskie opowiadanie, a nie grafomania, wrodzona czy nabyta.
No, ale co ja tam wiem, tym bardziej że jednak nie zrozumiałam, o co w końcu chodzi...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Miejscami śmieszne i zabawnie, trochę się pośmiałem, jednak brakuje mi czegoś na końcu odnośnie tego opętania. Ciekaw jestem trochę dalszych przygód doktora (niekoniecznie grafomańskich).

Nowa Fantastyka