- Opowiadanie: Aineko - O Królewnie i Złym Smoku [GRAFOMANIA 2012]

O Królewnie i Złym Smoku [GRAFOMANIA 2012]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

O Królewnie i Złym Smoku [GRAFOMANIA 2012]

I

 

Królewna była piękna. No, może nie tak klasycznie piękna, jak królewny z filmów rysunkowych, ale w sumie też niczego sobie. Miała długie i puszyste ciemnoblond włosy oraz niewinną, permanentnie uśmiechniętą twarzyczkę. Nosiła kolorowe sukienki z falbankami i kochała przeglądać się w lusterku.

Mieszkała w pięknym pałacu wraz ze swymi królewskimi rodzicami, którzy mądrze i roztropnie rządzili krajem. Co prawda pojęcie rządów mądrych i roztropnych jest pojęciem względnym i wywoływanie wojen na prawo i lewo może mieścić się w jego polu znaczeniowym, aczkolwiek tylko wtedy, gdy się te wojny wygrywa. Tak też się działo przez długie lata aż wreszcie fortuna odwróciła się od walecznych władców i sami zostali podbici.

Wroga armia splądrowała kraj a pałac zrównała z ziemią. Zginęli niemal wszyscy jego mieszkańcy, jednak Królewna cudem ocalała. W ostatniej chwili Stara Niańka wyprowadziła ją z pałacu tajnym podziemnym przejściem. Po krótkiej tułaczce dotarły do Wysokiej Wieży, wznoszącej się dumnie nad zielonym, pagórkowatym terenem. Niańka ukryła tam dziewczynkę a sama poszła rozejrzeć się po okolicy i poszukać czegoś do jedzenia.

Nigdy już nie wróciła.

 

Królewna niepewnie uchyliła drzwi i wyszła z wieży, rozglądając się czujnie. Niańki nie było już drugi dzień, dziewczynce dokuczał głód i samotność, wyruszyła więc przed siebie, póki miała jeszcze siłę iść.

Okolica wyglądała nieszczególnie ciekawie. Aż po horyzont ciągnęły się niskie wzniesienia porośnięte trawą. Nagle coś przykuło uwagę Królewny. W jednym pagórku ktoś zainstalował drzwi a raczej ogromne, drewniana wierzeje dziwne o tyle, że do złudzenia przypominały większą wersję wejścia do wiejskiego wychodka, nie wyłączając wyciętego w drewnie serduszka.

Mimo to ucieszyła się – skoro są drzwi, to pewnie ktoś tam mieszka! Podbiegła uradowana i z całej siły zastukała w kiblowate wrota.

– Kto tam?! – zabrzmiał z wnętrza chrapliwy głos.

– Ja – odparła stremowana i odchrząknęła. – Królewna!

– Jaka znowu Królewna?!

– Noo… – zająknęła się. – Po prostu Królewna. Mieszkam tu.

– Nie – warknął jej rozmówca. – Tu to akurat mieszkam ja, jeśli nie zauważyłaś!

– Nie tu! – wytłumaczyła. – Tam. W Wieży.

– Wieża również należy do mnie! – oznajmił ów ktoś burkliwie.

– Tak? – zmartwiła się dziewczyna. – Ojej… Nie wiedziałam. A… kim ty właściwie jesteś?

– Złym Smokiem – rzekł spokojnie.

Dziewczynka pisnęła przerażona i odruchowo odskoczyła od drzwi zastanawiając się, czy zdąży uciec, zanim bestia wyskoczy ze swej kryjówki i ją pożre.

– Przepraszam, panie Zły Smoku – powiedziała piskliwie. – Nie chciałam zająć pańskiej Wieży. Już sobie idę.

Zamierzała niezwłocznie rzucić się do ucieczki, powstrzymało ją jednak warknięcie dobiegające ze smoczej jamy. Z trudem rozpoznała słowa.

– Możesz zostać, jeśli chcesz – zachrypiał Smok.

– Ale… – zawahała się. – Ale przecież… Nie mogę! Przecież ty mnie zjesz!

Smok zastanowił się przez chwilę.

– Wprawdzie bardzo lubię zjadać dziewice – oznajmił w końcu, – ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek. Czasy są ciężkie a samotność czasem dokucza… Przyda mi się towarzystwo.

Królewna wietrzyła w tym jakiś podstęp, jednak w tej chwili co innego zaprzątnęło jej myśli i ciekawość zwyciężyła nad strachem.

– Co to takiego te… dziewce? – zapytała niepewnie.

Smok chrząknął z zażenowaniem.

– Ile ty masz lat?

– Czternaście.

– I nie wiesz, co to są… ?! Ech – westchnął. – No dobra. Chyba musimy poważnie porozmawiać. Jesteś już dużą dziewczynką i nadszedł czas, żeby ci pewne rzeczy wyjaśnić…

 

Tak więc od Złego Smoka Królewna dowiedziała się wszystkiego, co kobieta wiedzieć powinna.

Została.

Zamieszkała w Wysokiej Wieży, która wcale nie była taka wysoka, pod opieką Złego Smoka, który nie był wcale taki zły.

Dziewictwo jednakowoż straciła wcześnie, bo jak to mówią – lepiej na zimne dmuchać a strzeżonego Pan Bóg strzeże.

 

 

 

II

 

– Zły smoku! Zły Smooookuuuu! Znowu śpisz, leniu śmierdzący?!

Królewna stała przed kiblowatymi drzwiami do smoczej jamy dzierżąc w dłoni wielki młot i darła się na całe gardło.

– Nie, skądże – odwarknął, tłumiąc ziewnięcie świadczące o tym, że zaiste – znowu spał.

– Akurat! – prychnęła. – Nie wierzę! Przyszłam powiedzieć, że powbijałam już ostrzegawcze tablice.

Faktycznie, teren wokół jaskini jak okiem sięgnąć najeżony był umocowanymi na kołkach planszami: ÓWAGA! ZŁY SMOK!, NIE FHODZIĆ!, FSTEMP ZWBRONIONY!

Minęły już trzy lata, odkąd Królewna zamieszkała w Wysokiej Wieży. Przez ten czas całkiem nieźle dogadywała się ze Smokiem i nauczyła się od niego wielu pożytecznych rzeczy. Ortografii pośród tych rzeczy nie było.

– Świetnie, że powbijałaś. Doskonale. To teraz zmykaj do Wieży.

– Nie idę do Wieży! – oznajmiła stanowczo i tupnęła nogą. – Mam zaraz randkę! Z Księciem z Bajki!

– Z Księciem z Bajki?! – wykrzyknął zszokowany Smok. – Przecież to bubek i debil!

– Nie mów tak! – oburzyła się. – Książę jest najpiękniejszy na świecie! Ma doskonały gust, jest wybitnie inteligentny i jeździ taką wypasioną furą! Zresztą… co ja ci będę tłumaczyć! Nie znasz się i już!

– Wybitnie… inteligentny! – jękną z rozpaczą Smok.

– A tak! – nadęła się. – Żebyś wiedział! On… A zresztą, co ja ci będę tłumaczyć! Ty nic nie rozumiesz!

Smok chciał powiedzieć, że skoro nic nie rozumie, to chyba tym bardziej należałoby mu wytłumaczyć, ale Królewna już poszła sobie obrażona. Zresztą logiczne argumenty i tak zwykle do niej nie docierały.

Smok westchnął, otworzył kiblowate drzwi, omiótł spojrzeniem ostrzegawcze tablice i wytrzeszczył oczy, co było w tej sytuacji nawet uzasadnione.

– Analfabetka! – mruknął z dezaprobatą.

 

Królewna czekała już ponad pół godziny, a Książę nie nadchodził. Wyobraźnia podsuwała jej coraz straszliwsze scenariusze. Może napadli go bandyci! Niee… Książę z Bajki na pewno spuściłby im łomot, jest przecież taki dzielny! A jeśli porwała go strzyga?! Skądże! Książę jest wszak za sprytny, by dać się porwać! To może znaczyć, że znalazł… że znalazł sobie…

Sama myśl o tym, że Książę z Bajki mógł znaleźć sobie inną dziewczynę sprawiła, że Królewna usiadła przy drodze wprost na ziemi i zaniosła się histerycznym szlochem.

– Królewno? – usłyszała nagle. – Gorzej ci?

Poderwała się jak oparzona by stanąć oko w oko z obiektem swych płomiennych uczuć.

– Ksią… Książę z Bajki! – wyjąkała głupkowato. – Jakże się cieszę, że cię widzę!

– Ja też się cieszę, że mnie widzisz.

– Och! Wspaniale wyglądasz! – pisnęła zachwycona.

– Nie zaprzeczę.

Co wspaniałego widziała Królewna w Księciu z Bajki pozostanie zapewne tajemnicą dla każdego, kto ma oczy na właściwym miejscu. Młodzieniec zbudowany był co prawda całkiem przyzwoicie, miał nawet przystojną twarz i faliste kasztanowe włosy, jednak kuriozalny strój przyćmiewał wszystkie jego naturalne walory i przyprawiał postronnych obserwatorów o cały wachlarz złożonych reakcji – od bólu zęba po myśli samobójcze.

Królewna jednak zlustrowała go od góry do dołu maślanym wzrokiem i jakimś cudem nie zemdlała na widok liliowego beretu z antenką i pawim piórem. Nie przeraził jej też błękitny kaftan w różowe kwiatki, ani jadowicie zielona koszula. Dobre wrażenie zrobiły też na niej krótkie, żółte, bufiaste spodnie w pomarańczowe paski, spektakularnie kontrastujące z fioletowymi rajtuzami, oraz czerwone ciżmy z kokardkami. Obrazu tej tęczowej apokalipsy dopełniał puder na bladych policzkach i… tak, Książę z Bajki z całą pewnością miał ustach błyszczyk! W dłoni, nie wiedzieć czemu, taszczył złote berło.

– O, jakie ładne! – zachwyciła się Królewna, gdy tylko je dostrzegła i wyciągnęła rękę, chcąc dokładniej obejrzeć.

– Nie ruszaj! – naburmuszył się Książę. – Bo zepsujesz!

– Och… – zabrała pospiesznie dłoń. – Dobrze. To wspaniale, że masz takie… eee… poczucie własności!

Książę nie odpowiedział, ale jego mina sugerowała, że on również uważa to za wspaniałe, podobne, jak wszystko inne, co dotyczyło jego osoby.

– To… co będziemy robić? – zapytała.

Książę ożywił się nieco a z jego upudrowanej twarzy zniknęła na chwilę mina jednocześnie cierpiętnicza i pełna wyższości.

– Chodź! – powiedział, ruszając dziarskim krokiem. – Mam tu niedaleko zaparkowaną furę. Pojedziemy w takie jedno modne miejsce i ostro zabalujemy!

– Och tak! Och tak! – zgodziła się entuzjastycznie Królewna.

Zgodziłaby się w tej chwili prawdopodobnie nawet na wizytę w jaskini trolli albo w toalecie publicznej.

Chwilę później ich oczom ukazała się osławiona fura Księcia z Bajki. Rzeczywiście, stanowiła widok… imponujący. Była to wielka, różowa karoca, zaprzężona w cztery konie mieniące się pastelowymi odcieniami. W jaki sposób został osiągnięty ten efekt trudno było zgadnąć. Niewykluczone jednak, że ktoś te zwierzęta po prostu pomalował. Prawdopodobnie nie Książę we własnej osobie. Chociaż… kto wie. Każdemu z koni na ogonie zawiązano kokardę. Woźnica idealnie pasował do powozu. Cały ubrany był na różowo, spod rękawów kubraka wyzierały białe falbanki. I też miał kokardę. Na końcu długiego warkocza.

Królewna wspięła się po schodkach, wyłożonych różowym dywanem i już zamierzała rozsiąść się na pastelowo fioletowej kanapie, gdy usłyszała suchy głos Księcia.

– Wytrzyj obuwie!

Dopiero teraz zauważyła niewielką, białą i puchatą wycieraczkę. Zastanowiła się, na co komu biała i puchata wycieraczka, ale posłusznie wytarła buty. Znów zrobiła krok ku wnętrzu, jednak Książę ponownie ją zatrzymał.

– Wytrzyj jeszcze raz!

Wytarła porządnie i wreszcie mogła wejść do środka. Teraz przyszła kolej na Księcia. Szorował butami o wycieraczkę, jakby zamierzał zetrzeć sobie podeszwy i wyglądało na to, że zostaną tak już do końca świata – on na wycieraczce a ona na kanapie z fascynacją obserwująca rytuał. Wreszcie jednak skończył i usiadł naprzeciw niej.

– Wycieranie obuwia jest bardzo ważne! – oznajmił z powagą.

– Tak, oczywiście kochanie, masz absolutną rację – zaszczebiotała.

– Mieczysławie! – zakrzyknął Książę do woźnicy z kokardą. – Ruszajmy!

Karoca potoczyła się przez miasto a Książę wyjął lusterko w błękitnej oprawie i zajął się szczotkowaniem włosów.

– To… o czym będziemy rozmawiać? – zagadnęła nieśmiało Królewna.

– O mnie! – odparł bez wahania, jednak nie kontynuował tematu i znów zapadł cisza.

– Ach tak – odezwała się w końcu Królewna. – Tak, wspaniale, o tobie! To… powiedz mi coś o sobie.

Rzucił jej urażone spojrzenie znad lusterka.

– To ty mi powiedz coś o mnie!

Nie zrozumiała aluzji i zakłopotała się nieco.

– To wiesz co, może… może porozmawiajmy o nas! – zaproponowała. – Co ty na to?

Ponownie zerknął na nią znad lusterka a z jego spojrzenia dokładnie dało się wyczytać, co on na to. Jednak rozpromieniona Królewna nie przejęła się i trajkotała w najlepsze.

– Będziemy na zawsze razem! – emocjonowała się. – Bo przecież się kochamy! Zły Smok na pewno w końcu udzieli nam swojego błogosławieństwa i weźmiemy ślub! Ojejku, ojejku! Co to będzie za ślub! Tort weselny z brukselki z bitą śmietaną i góralska muzyka! Zamieszkamy w twoim pałacu oczywiście i będziemy mieli dużo dzieci. Dużo ślicznych, słodkich, puchatych dzieci! Będziemy je karmić, przewijać… Ja je nauczę ortografii! A w niedzielę będziemy chodzić na lody!

– Mieczysławie! – przerwał jej Książę z nutą paniki w głosie. – Zatrzymaj się!

– Co się dzieje, dziubasku? – spytała Królewna. – Dlaczego stajemy?

– Wysiądź szybko – nakazał Książę.

– Ale…

– Proszę… eee… kochanie – w ramach uśmiechu wykrzywił się jakby go coś rozbolało. – Chciałbym na ciebie spojrzeć na tle tych… eee… malowniczych widoków!

Nie bardzo wiedziała, co malowniczego jest w stoisku z rybami i budce szewca, ale spełniła prośbę. Ledwie znalazła się poza karocą usłyszała, jak Książę z Bajki wrzeszczy w panice:

– Mieczysławie! Gaz do dechy!

Powóz odjechał a ona została sama pośród smrodu ryb ze stoiska…

 

– Powinienem powiedzieć: „A nie mówiłem!”.

– Jeezdeeeźź okruuutnyyyy!

– No co?! Przecież nie powiedziałem!

Królewna siedziała oparta o kiblowate drzwi i szlochając rozdzierająco tuliła do łona wielki dzban wina. Smok ze swojej jamy usiłował ją trochę pocieszyć, ale szło mu raczej nieudolnie.

– Książę z Bajki to palant – powiedział. – Znajdziesz sobie lepszego!

– Nieee maaa lepszszeoooo! – zawyła bełkotliwie w odpowiedzi. – Jessem w rozpaszszy! Moe żysie strasioo sens!

Beknęła soczyście.

– Jeśli narzygasz mi pod drzwiami to przysięgam, zacznę zionąć ogniem!

 

 

III

 

I wreszcie nadszedł ten dzień. Dzień, który miał zmienić wszystko.

Królewna dzięki wzruszająco nieporadnemu wsparciu Złego Smoka doszła już do siebie po rozstaniu z Księciem z Bajki. Jej życie wracało powoli do normy i wtedy właśnie pojawił się ktoś, kto zamierzał ponownie przewrócić je do góry nogami.

Stary mężczyzna z długą brodą ubrany w obszerną szatę i spiczasty kapelusz kroczył ścieżką pomiędzy wzgórzami, podpierając się długą laską. Dotarł pod kiblowate wierzeje i zastukał głośno.

– Czegoo? – zachrypiał Zły Smok.

-Jestem przedstawicielem Najwyższej Rady Czarodziejów. Czy mam przyjemność z Królewną? – zapytał starzec, jakby chrapliwy głos Smoka nie mówił sam za siebie.

– Nie wiem z kim miewasz przyjemność a z kim nie, człowieku i zapewniam cię, że nie chcę wiedzieć – warknął Smok rozbawiony. – Tak czy inaczej, Królewny teraz nie ma, poszła na targ.

– Ale mieszka tu? – zapytał przybysz niepewnie.

– Nie. Mieszka w Wieży. Tu mieszkam ja.

– „Ja”, to znaczy kto?

– Zły Smok.

W starca nagle wstąpiło coś niezidentyfikowanego, co jednak z pewnością objawiało się nieskoordynowanymi ruchami i ogólną nadpobudliwością, połączoną z darciem mordy.

– Bestio! – zawył, wymachując laską na wszystkie strony tak, że istniała realna groźba, że walnie się w łeb. – Potworze!

– No, słucham?

– Jaszczurza ohydo! Gadzie oślizgły! Unurzana w łajnie łuskowata kreaturo z najgłębszych otchłani piekielnych!

– Ej, chyba trochę przesadzasz!

– Giiiiń!

– Jeszcze czego!

Miotając się nadal, jakby go mrówki gryzły, czarodziej zaczął wywrzaskiwać skomplikowane zaklęcia. Z jego laski strzelały różnokolorowe promienie, trafiając wszędzie, tylko nie do celu, którym były rzecz jasna kiblowate drzwi do smoczej jamy. Złego Smoka zaczęło powoli irytować zachowanie przybysza i zaczął się poważnie zastanawiać, czy aby go nie zeżreć, tak dla świętego spokoju, jednak właśnie wtedy nadeszła Królewna.

– Co tu się dzieje, do jasnej cholery?! – wrzasnęła tak przenikliwie, że udało jej się przekrzyczeć nawet czarodzieja. – Kto to jest?!

– Jakiś oszołom do ciebie – odparł Smok zadowolony, że starzec wreszcie się przymknął.

– O, Królewna! – zorientował się czarodziej. – Nareszcie cię znalazłem! Jestem przedstawicielem Najwyższej Rady Czarodziejów i mam dla ciebie bardzo ważną wiadomość!

– Wiadomość? Dla mnie? – zdziwiła się, nie mogąc sobie wyobrazić, czego może chcieć od niej banda zramolałych staruchów z kijami.

– Tak! Tak! – potwierdził podekscytowany czarodziej. – Właśnie tak! Jak tylko dowidzieliśmy się, że twojego ciała nie znaleziono w zamku wtedy, trzy lata temu, po masakrze, od razu wiedzieliśmy, że żyjesz!

– Pogratulować zdolności dedukcyjnych – mruknął Smok, który ze swojej jamy słyszał wszystko doskonale.

Czarodziej nie zareagował i ciągnął dalej.

– Królewno, przez te wszystkie lata szukaliśmy cię, bo tylko ty możesz nas uratować! Grozi nam wszystkim zagłada! Ludzie, którzy wtedy podbili królestwo twoich rodziców byli na usługach Czarnego Władcy i teraz on chce zawładnąć królestwem a potem całym światem! Nadchodzi Mrok! Zbliża się Ciemność! Kres już blisko!

– Noo… okeeej – rzekła ostrożnie Królewna. – Ale co ja mam z tym wspólnego?

– W twoich żyłach płynie krew prawowitych królów! Musisz wrócić i odzyskać tron!

– Ale ja nie…

– Nie dasz rady? – czarodziej uśmiechnął się dobrotliwie. – Nie obawiaj się, moja droga. Prócz królewskiej krwi posiadasz w sobie ukryte moce! Masz ogromne zdolności czarodziejskie dziedziczone przez kobiety z twojej rodziny od pokoleń! Pomożemy ci je wydobyć i okiełznać. Będziesz pobierać nauki pod okiem najlepszych magów!

– To jest…

– Jakaś pomyłka co? To chciałaś powiedzieć? – starzec znów się rozpromienił. – Moja droga, Wielka Wyrocznia nigdy się nie myli! To, co ma się wydarzyć dawno już przepowiedziano! Zostałaś wybrana!

– Przecież…

– Co? Boisz się, że nie podołasz temu samotnie? – zagdakał czarodziej, dumny z własnej domyślności. – Znajdzie się wielu, którzy zechcą ci pomóc! Skompletujemy wierną drużynę do wykonania tej misji! Znajdziesz w niej prawdziwych przyjaciół, skłonnych poświęcić życie dla ciebie i dla sprawy!

– Ja tylko…

– Tak, tak, wiem, nie spodziewałaś się, że odegrasz aż tak doniosłą rolę w losach świata. Rozumiem, że jesteś wzruszona. To przepustka do niewyobrażalnej chwały, ale i ciężkie brzemię. Rozumiem radość i obawy, które tobą targają. Jesteś Wybrańcem i musisz podążyć za swoim przeznaczeniem! Nie zważaj na to, że ta bestia cię więzi – czarodziej wskazał laską smoczy pagórek.

– Wypraszam sobie – dobiegło zza drzwi.

– Nie zważaj już na niego i nie obawiaj się go! – kontynuował czarodziej. Teraz jesteś pod moją opieką. Obronię cię, jeśli będzie chciał cię zatrzymać! Ruszajmy zatem po przygodę! Ruszajmy po chwałę! Ruszajmy po zwycięstwo!

Królewna zaczekała chwilę i dopiero, gdy upewniła się, że staruch skończył swoją tyradę odezwała się.

– Nie chcę, odrażający bucu.

– Tak myś… Że cooo?!

Ale Królewna odchodziła już spokojnym krokiem w stronę swojej Wieży.

Czarodziej jeszcze przez chwilę sterczał oniemiały przed smoczą jamą, chyba zapomniawszy na chwilę o ukrywającej się tam bestii. W końcu zwiesił głowę, oparł się ciężko na lasce i chcąc nie chcąc ruszył w drogę powrotną.

– Skąd ja wezmę następnego Wybrańca?! – jęknął żałośnie pod nosem.

Smok zachichotał złośliwie, wciąż ukryty w jamie. Starzec, jakby od niechcenia, cisnął jeszcze przez ramię ostatnim zaklęciem w kiblowate drzwi. O dziwo trafił, nic spektakularnego jednak się nie stało. Osmalił je tylko trochę.

 

Królewna nie zmieniła zdania ani wtedy, ani nigdy później i choć nadarzały jej się liczne okazje opuszczenia Wysokiej Wieży, została ze Złym Smokiem.

 

I żyli długo i szczęśliwie.

Koniec

Komentarze

Hmm... tak sobie myślę, że nawet jeśli opowiadanie ma mieć charakter prześmiewczy i humorystyczny, to anachronizmów chyba i tak powinno się unikać. "gaz do dechy" i "okej" jakoś psują mi trochę poczucie bajkowości.
Poza tym brakuje przecinków, no ale komu z nas ich nie brakuje?
A sam tekst jest dosyć średni. Rzeczywiście, uśmiechnąłem się kilka razy do siebie podczas czytania, co wychodzi na plus, ale ponad to, nie czuję się wielce rzucony na kolana.
Średnio, ale tak bardzie dobrze średnio. 4-/6

Witam,
Nie zgodzę się z vyzartem. Anachronizmy wypadły dobrze, ich obecność nadawała specyficzny "Shrekowy" klimat. Jedynie " kiblowate drzwi " nie przypadły mi do gustu, są one, przynajmniej dla mnie, jakieś takie niefajne.
*
Co do przecinków, nie jestem specem, ale przynajmniej raz zapomniałaś dać przecinka przed " a".
*
Sporo powtórzeń " i " w końcówce.
*
I wreszcie nadszedł ten dzień. Dzień, który miał zmienić wszystko.
Królewna dzięki wzruszająco nieporadnemu wsparciu Złego Smoka doszła już do siebie po rozstaniu z Księciem z Bajki. Jej życie wracało powoli do normy i wtedy właśnie pojawił się ktoś, kto zamierzał ponownie przewrócić je do góry nogami.
Stary mężczyzna z długą brodą ubrany w obszerną szatę i spiczasty kapelusz kroczył ścieżką pomiędzy wzgórzami, podpierając się długą laską. Dotarł pod kiblowate wierzeje i zastukał głośno.

*
Nie jest to jakiś straszny zarzut, ale mnie kluję w oczy, nie lubię takich powtórzeń.
*
Nie mów tak! - oburzyła się. - Książę jest najpiękniejszy na świecie! Ma doskonały gust, jest wybitnie inteligentny i jeździ taką wypasioną furą! Zresztą... co ja ci będę tłumaczyć! Nie znasz się i już!
- Wybitnie... inteligentny! - jękną z rozpaczą Smok.
- A tak! - nadęła się. - Żebyś wiedział! On... A zresztą, co ja ci będę tłumaczyć! Ty nic nie rozumiesz!

*
Podczas czytania wydało mi się niepotrzebne
*
Dobre wrażenie zrobiły też na niej krótkie, żółte, bufiaste spodnie w pomarańczowe paski, spektakularnie kontrastujące z fioletowymi rajtuzami, oraz czerwone ciżmy z kokardkami.
Znów zrobiła krok ku wnętrzu, jednak Książę ponownie ją zatrzymał.
Wytarła porządnie i wreszcie mogła wejść do środka
.
*
Wydaje mi się, że puenta komiczna powinna być oddzielona wielokropkiem.
*
Młodzieniec zbudowany był co prawda całkiem przyzwoicie, miał nawet przystojną twarz i faliste kasztanowe włosy, jednak kuriozalny strój przyćmiewał wszystkie jego naturalne walory i przyprawiał postronnych obserwatorów o cały wachlarz złożonych reakcji - od bólu zęba po myśli samobójcze.
*
Nie umiałem sobie tego wyobrażić.
*
Dotarł pod kiblowate wierzeje.

*
To zdanie mi zgrzyta.
*
I też miał kokardę. Na końcu długiego warkocza.

*
Podsumowując,
Tekst dobry, czytało się miło 7.5/10

Witam,
Nie da się edytować więc będzie duble post! 
Miało być tak:
Znów zrobiła krok ku wnętrzu, jednak Książę ponownie ją zatrzymał.  

Trzeba to było jednak wystawić na grafomanię. Tekst jest sztampowy, przewidywalny, schematyczny, a do tego najzwyczajniej w świecie nudny. Taki podstawówkowy poziom.

www.portal.herbatkauheleny.pl

W sumie może i racja, niech i moja grafomania zasili onkursowe szeregi.

A ja zerknalem z ciekawosci widzac, ze tekst jest na grafomanie i po pierwszym akapicie sie zawiodlem. ;)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nieco jakby zabawne...

Konkurs w pełni usprawiedliwia opowiadanie. Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka