- Opowiadanie: Mish - Bohaterowie Świata (Grafomania 2012)

Bohaterowie Świata (Grafomania 2012)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bohaterowie Świata (Grafomania 2012)

Uwaga na poważnie: Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem zasady konkursu. Napisałem "dziwne" opowiadanie, tyle, że mam wrażenie, iż z grafomańskiej historyjki, w pewnym momencie przerodziło się w coś czysto humorystycznego. Zapraszam do czytania i… [ tu był fragment o nieocenianiu, ale jako, że komentarze pozytywne, to go usunąłem;) ]

 

Bohaterowie Świata

Rycerz Rorg szedł sobie drogą w stronę miasta o nazwie Stolica Królestwa, kiedy z pobliskich krzaków usłyszał krzyk dziewicy w opresji. Jako, że z natury był odważny i waleczny, sięgnął po swój miecz, Niszczyciela Zła, i ruszył w tamtą stronę. Duże krzaczki jeżyn zasłaniały mu polankę, więc nie widział, co się tam działo.

– Kurczę, chciałbym wiedzieć, co się tam dzieje – powiedział sam do siebie.

Wszedł na polanę i stanął twarzą w twarz z dwoma zamaskowanymi ludźmi. Wyglądali na jakichś zabójców, mieli w rękach miecze, a na twarzach maski wykonane z takiego materiału, co zawija się go wokół twarzy i powstaje maska (jak nindża, ale nie tak samo, bo to nie Chiny).

– Kim wy, kurczę, jesteście? – spytał Rorg, patrząc na ludzi.

– Ha ha, przechytrzyliśmy cię, rycerzu – zaśmiał się jeden z nich – Jesteśmy supertajnymi agentami nasłanymi przez twojego arcywroga! Udawaliśmy dziewicę w opresji, żeby cię tu ściągnąć!

– Aha, ale mnie zaskoczyliście! Mówcie, kto was przysłał! – odparł Rerg ze zdumieniem w głosie.

– Nie powiemy, bo lord Dawon zabronił nam mówić – uśmiechnął się przebiegle jeden z nich – A teraz poddaj się.

– Dobra, poddaję się – odparł Rorg, opuszczając dłoń z mieczem równolegle do nogi.

– Aha. To teraz umrzesz.

Zabójca rzucił się w stronę rycerza, ale potknął się o kicającego obok zająca, upadając idealnie na opuszczony miecz Rorga. Drugi napastnik skoczył zaraz za pierwszym, ale jak zakładał w domu buty, zapomniał zawiązać sznurówek, gdyż zajęty był knuciem złych planów i ostrzeniem miecza. Nadepnął na jedną z nich, przewrócił się i uderzył głową o kamień, zabijając się na miejscu.

– Tym razem wygrałeś, Rorgu, ale jeszcze cię dopadniemy. Zapamiętaj me imię: Mściwoj z Budgoszcza! – krzyknął, a potem wziął i umarł.

Rorg zdjął zabójcę z miecza, zastanawiając się przy tym, kto był na tyle sprytny, by ich na niego nasłać. Nie mogąc dojść do żadnych sensownych wniosków, postanowił wznowić swoją wędrówkę do miasta, gdyż miał tam interesy do załatwienia.

– Stać! Kto idzie? – zapytał taki człowiek pilnujący bramy, patrząc na Rorga spode łba.

– Jestem rycerz Rorg, wielki bohater. Wpuść mnie do środka.

– Dobra, ale najpierw musimy z kolegą zalepić twój miecz plasteliną, żebyś nie mógł zrobić nim nikomu krzywdy. Przy okazji, czemu on jest czerwony? – zapytał podejrzliwie człowiek.

– Dwaj superagenci zaatakowali mnie kilka metrów od miasta, udając dziewicę w opresji. Musiałem ich zabić – odparł Rorg, drapiąc się po jajkach, wyjątkowo złośliwa wsza mu się tam zagnieździła i gryzła.

– Dobra, dobra, pewnie kroiłeś nim keczup. A my i tak zalepimy ci miecz plasteliną, bo nie podoba mi się twoja morda.

– A ty nie masz mordy – odparł Rorg, ale zgodził się na stawiane warunki, bo bardzo mu się spieszyło.

Kiedy już dokładnie pokryli ostrze broni Rorga rozmiętoloną szarą substancją, rycerz chciał wejść do miasta. Niestety, strażnik wciąż nie chciał go wpuścić.

– Musisz nam jeszcze pokazać co masz w plecaku, bo nie chcemy, żeby ludzie w Stolicy Królestwa wstrzykiwali sobie marihuanę – wyjaśnił stróż prawa, wskazując na malutki pakunek, który Rorg niósł na ramieniu.

– Mam tam tylko sześć i pół mikstury many, pięć tysięcy sztuk złota oraz skórę wielkiego smoka, którego zabiłem wczoraj i teraz chcę sprzedać na czarnym rynku, żeby kupić sobie nowy zaklęty miecz – objaśnił zgodnie z prawdą pogromca plugastwa.

– Aha, to dobrze. Możesz wejść.

Rorg raźnym krokiem wszedł do Stolicy Królestwa. Pod rządami mądrego Dobrego Króla, w mieście było wszędzie czysto i dobrze. Paliły się pochodnie, ludzie ubierali się w takie śmieszne kolorowe koszule do kolan, byli czyści i zadowoleni.

– Przepraszam, gdzie tu znajdę karczmę, gdyż mam ochotę napić się piwa i wziąć jakąś misję? – zapytał jednego z nich.

– Karczma jest w centrum miasta, obok zamku Dobrego Króla. Rozpoznasz ją po tym, że chodzi tam mnóstwo zamaskowanych ludzi w czarnych kapturach.

– Dziękuję panu.

Rorg przeszedł sobie przez miasto, aż wreszcie zobaczył karczmę. Wiedział, że budynek obok wielkiego marmurowego zamku to karczma, bowiem deski z których był wykonany zdążyły nieco podgnić. Poza tym, karczma wyglądała ponuro, na czerwonej dachówce siedziały kruki, a nad drzwiami takimi jak w westernach (tyle, że czarnymi) wisiała tabliczka z napisem: „KARCZMA POD OGONEM SMOKA". Dookoła rzeczywiście chodziło kilku ubranych na czarno, zakapturzonych, zamaskowanych, tajemniczych, mrocznych, uzbrojonych w magiczne miecze, knujących spiski, mających sakiewki z nieskończoną kasą oraz świecące na czerwono oczy, ludzi. Rorg wszedł do środka.

– Dzień dobry, co podać? – zapytał gruby barman, plujący do szklanki z logo tutejszego piwa i wycierający ją brudną szmatką.

– Kakao na ciepło – poprosił Rorg.

– Nie ma.

– A co jest?

– Mamy dwa rodzaje piwa: rozwodnione albo nierozwodnione. Które podać?

– Nierozwodnione, motyla noga – zaklął Rorg.

– Nie ma. Wyszło.

– To rozwodnione.

– Okej – barman nalał mu piwa do szklanki – Sto sztuk pieniędzy.

– Co? Czemu, kurczę, tak drogo? – oburzył się Rorg.

– Bo ostatnio zarobiłeś dużo kasy na potworkach, więc ceny też wzrosły. Jak będziesz biedny, to będzie taniej – wyjaśnił barman.

Rorg zdenerwował się, wyjął miecz i obciął mu głowę.

– Haha, umarłeś – powiedział do toczącego się po podłodze czerepu

– Haha, wcale nie! – z tułowia barmana wyłoniła się nagle druga głowa, zawinięta takim samym kawałkiem materiału, jak głowy superagentów. Rorg rozpoznał Mściwoja z Budgoszcza.

– Zaraz, czy ja pana nie zabiłem przed miastem? – zapytał.

– Mogłoby się tak wydawać, ale to nieprawda. Specjalnie nabiłem się na twój miecz, żebyś pomyślał, że jestem martwy, i żebym później mógł zaatakować z zaskoczenia.

– O nie! Nie mogłem się spodziewać takiego obrotu spraw! Kurczę, zaskoczyłeś mnie! – krzyknął przerażony Rorg.

– Wiem, kurczę! Teraz, bociani dziób, cię zabiję! – wyjął z kieszeni fartucha schowany tam miecz dwuręczny i zamachnął się na Rorga. Ale zanim zdążył zasiekać rycerza, w jego twarz wbiła się strzała, ale taka nie wystrzelona z łuku, tylko z kuszy. Mózg zaczął od tego wypływać Mściwojowi przez uszy, robiąc na podłodze wielką niebieską plamę.

– Znów wygrałeś, Rorgu, ale jeszcze cię dopadnę. Zapamiętaj me imię: Mściwoj z Budgoszcza! – krzyknął, a potem wziął i umarł po raz drugi.

– O kurczę, kurczę, któż to mógł mnie ocalić z tej strasznej sytuacji? – zastanawiał się Rorg, po czym odwrócił się i spojrzał za siebie.

Za jego plecami stała kobieta. W rękach miała kuszę, więc to na pewno ona zastrzeliła superagenta. Była ubrana w zbroję płytową z dekoltem. Cechą charakterystyczną jej wyglądu, były duże piersi. Oprócz tego, miała jeszcze duże piersi. Poza tym, uwagę Rorga przyciągnęły duże piersi kobiety.

Usiedli przy stoliku w kącie karczmy, ponieważ nie było tu innych stolików. Nie trudzili się sprzątaniem zwłok barmana. Rorg wiedział z doświadczenia, że i tak nikt się nimi nie przejmie w wielkim, pełnym ludzi mieście.

– Witaj, piękna niewiasto, której nie znam – przywitał się Rorg.

– Oh, rycerzu, jaki ty jesteś męski i przystojny. Chyba się w tobie zakochałam – odparła.

– Wybacz, szlachetna pani, ale nie kocham cię. Jestem zakochany w pięknej czarodziejce, która została związana ze mną przeznaczeniem.

– W takim razie, czemu nie ma jej z tobą? – spytała łuczniczka z kuszą.

– Prawdopodobnie puszcza się gdzieś z innymi czarodziejami, ale w głębi ducha za mną tęskni, bo jest związana przeznaczeniem – wyjaśnił Rorg.

– Rycerzu, jesteś taki romantyczny. Czuję, że jesteś moją jedyną miłością. Skoro nie możemy być razem, co zresztą sprawia cierpienie mej wrażliwej duszy, pouprawiajmy przynajmniej dziki seks bez zobowiązań.

– Wybacz, pani, ale stosunek płciowy mogę odbyć dopiero po ślubie. A tak w ogóle, to ilu kochanków już miałaś?

– Dwóch… A nie, siedmiu. Przypomniała mi się jeszcze jedna sytuacja. Tak w ogóle, to nazywam się Milwa Cycenbaum.

– Rorg Grejtknajt. Przybyłem tu, by znaleźć misję zbawienia świata – wyjaśnił.

W tej samej chwili, nie wiadomo skąd pojawił się obok niech człowiek w czarnej szacie z kapturem. W ręku trzymał wielką laskę ze świecącym kamieniem. Pod kapturem świeciły czerwone oczy.

– Jesteś wybrańcem, Rorg – powiedział takim głosem, jakim mówi się, jeśli przyłożyć do ust garnek.

– Słucham pana uprzejmie? – zwrócił się do niego wielki rycerz (bo Rorg był wielkim rycerzem). Wymyślił, że zakapturzony człowiek musi być magiem, bo wyglądał na maga. A ktoś, kto wygląda na maga, musi być magiem. Chociaż Rorg widział w życiu magów wyglądających na nie-magów, oraz nie-magów wyglądających na magów, z reguły magowie wyglądali na magów, a nie-magowie na nie-magów. Rzecz jasna, tym razem mogło być inaczej, ale Rorg był pewny, że ten koleś jest magiem, a nie nie-magiem.

– Jesteś wybrańcem, Rorg. Musisz ocalić świat.

– Jak to możliwe, że jestem wybrańcem? Jestem tylko prostym zabójcą smoków i demonów, nie mam takich aspiracji – odparł skromnie Rorg.

– Istnieje starożytne proroctwo przepowiadające to, że ocalisz wszechświat przed Arcyszatanem. Nie możesz odmówić. Przeznaczenie tak chce.

– Co to za przepowiednia? – spytał Rorg, gdyż ciekawski był z natury.

– Pewnego dnia, gdy świat będzie zagrożony

Pojawi się mąż przez narody upragniony

I zniszczy Arcyszatana, które zagraża światu

Bo brat w tym czasie zwróci się przeciw bratu

Znajdziesz go w karczmie na zadupiu, browca pijącego

I z cycatą kobitką o bzdurach gadającego

Pamiętaj, znajdź mu pracę, bo on was ocali

A jak podasz mu te dobre rymy, na pewno cię rozpozna – wyrecytował Mroczny Mag.

– O, kurczę! Teraz wiem, że masz rację! – podjadał się niezdrowo Rorg.

– Ale my nie pijemy piwa – wtrąciła Milwa.

– Pięć na sześć wymagań jest spełnione, a według ostatniej dyrektywy UE, w przypadku proroctw to wystarcza – rzekł niezrażony czarodziej.

– Co to jest UE? – dopytał Rorg.

– „Unia Eterystów". Taka gildia magów, tylko fajniej się nazywa. Przy okazji, przyjmij tę Obrączkę Przeznaczenia. Tylko ona może pokonać Arcyszatana – powiedział mag, podając mu niewielką złotą obrączkę. Po szybkim rzucie okiem Rorg zauważył, że w kilku miejscach warstwa złota zaczęła schodzić, a pod nią była chamska miedź. Nie przejął się tym, bo jego zdaniem, miedź była ładniejsza od złota.

– Aha, dobra. Gdzie znajdę Arcyszatana?

– Arcyszatan ukrywa się w lesie obok Stolicy Królestwa. Musisz tam iść i go zabić.

– Obok Stolicy Królestwa? Przecież tam, kurczę, regularnie jeżdżą ludzie! To głupie!

– I właśnie o to chodzi! Arcyszatan wie, że nikt go się tam nie spodziewa!

– Jak mogą go nie rozpoznawać?! Wystają mu rogi!

– Arcyszatan jest sprytny, podaje się za męża w delegacji, więc nikt nie ma podejrzeń! Musisz go zabić, tak chce Przeznaczenie!

Nagle rozległ się huczący odgłos, jakby grzmot błyskawicy.

– Słyszycie? Burza! – krzyknął Rorg.

– To nie burza – odparł szeptem Mroczny Mag.

– A co?

– Fasola – wyjaśnił – Dobra, zresztą, burza, fasola, jedna cholera. Zrobicie to?

– A ile pieniędzy za to dostanę?

– Tysiące, nie, co ja mówię, tuziny monet! – obiecał Mag.

– Aha, to okej – wstał od stołu – Idziemy zabić Arcyszatana, Milwo.

***

Rorg i Milwa szli sobie przez las i szukali Arcyszatana. Było ciemno i mrocznie i było tu też dużo drzew, ale Rorg się nie bał, bo był odważny. Nagle, zza drzewa wyskoczył na nich wielki rogaty szatan.

– Uuu! Uuu! – krzyknął szatan i wyszczerzył długie na dwa łokcie zęby.

– Dzień dobry, nazywam się Rorg Grejtknajt. Przepraszam, że przerywam panu delegację, ale gdzie tu można znaleźć Arcyszatana?

– Bffjcie sffie mffje – wyseplenił z trudem szatan, po czym zakaszlał.

– Słucham pana? – spytał Rorg. Stwierdził, że rozmówca czymś się udławił, więc powinien mu pomóc, jak rycerzowi przystało. Poklepał go więc po plecach. Szatan wyprężył się i padł martwy na ziemię.

– O ci kurczę chodzi? – zastanowił się Rorg.

– Może powinieneś najpierw zdjąć tą nabijaną kolcami rękawicę – zasugerowała Milwa.

– Ani kroku dalej! – dobiegł głos z wnętrza szatana. Przez odbytnicę stwora wypełzł człowiek w masce zrobionej z tkaniny, wyglądający jak nindża, tylko że widoczny.

– Nie zaskoczyłeś mnie, Mściwoju z Budgoszcza – rzekł Rorg.

– Nie jestem Mściwojem z Budgoszcza. Jestem Bogumił z Karkowa! – krzyknął z triumfem w głosie człowiek – Mogłoby się wydawać inaczej, ale Mściwoj z Budgoszcza to mój brat bliźniak, różniący się ode mnie tym, że ma inną matkę. Stawaj do walki!

– Dobrze.

Bogumił ruszył naprzód wymachując dwoma dwuręcznymi siekierami, ale zanim zdążył trafić Rorga, ten postanowił przeszukać zwłoki szatana, bowiem szatany często miały złoto w bebechach. Schylił się, a wtedy siekiery Bogumiła przefrunęły górą i biły się superagentowi w głowę.

– Aaa, co za ból, co za ból! – krzyknął Bogumił z Karkowa, bo go bolało – Może tym razem udało ci się mnie zabić, ale pamiętaj, że ja wrócę! – powiedział, a potem się mu zmarło, bo nie mógł zatamować wypływającego mózgu.

– Przepraszam? – spytał Rorg – Nie dosłyszałem. Znalazłem za to trzydzieści pieniędzy w dwunastnicy szatana. Idziemy dalej.

No to poszli. Drzewa nadal były w lesie, ale oprócz nich, pojawiły się krzaczki z pysznymi owocami leśnymi, na przykład bananami. Rorg nie zrywał, bo nie był głodny. Wreszcie, zobaczyli Arcyszatana, siedzącego na piekielnym tronie na polance. Miał rogi, kopyta, ogon, kaptur na głowie, i był bardzo straszny. Ale Rorg się nie bał, bo wiedział, że Przeznaczenie mu pomoże.

– Witajcie, ludzie! Jestem Arcyszatanem! – powiedział Arcyszatan. Wyciągnął ręce i zaczął razić ich piorunami

– Rorg, użyj Obrączki Przeznaczenia – usłyszał głos Mrocznego Maga w swojej głowie.

– O, kurczę! Chyba zapomniałem wziąć ją z karczmy! – uświadomił sobie rycerz.

– Co to kurczę znaczy, zapomniałem? Jak to – zapomniałem?

– No normalnie. Ale ty, jestem wybrańcem! Przeznaczenie mnie ochroni!

– Nic cię nie uratuje, hahahahahahhahahahha! – śmiał się szaleńczo Arcyszatan, bo był szalony i lubił się śmiać, ponieważ z natury był pełną humoru osobą.

Rerg wkurzył się, bo zaczynało go boleć. Żył tylko dlatego, gdyż przed piorunami chroniła go zbroja płytowa. Wyciągnął miecz i rzucił nim w Arcyszatana. Nie umiał rzucać, ale wyszło dobrze i przebiło go na wylot. Arcyszatan spojrzał na ogromną dziurę w swojej głowie a potem umarł.

Rerg zabrał swój miecz, a potem ruszył w stronę zachodzącego słońca (gdy tylko zorientował się która to strona, gdyż noc utrudniała mu orientację w przestrzeni).

Tak oto, Rerg Grejtknajt po raz kolejny ocalił wszechświat przed zniszczeniem, bo był wielkim bohaterem i nie lubił zła.

– Znów wygrałeś, Rorgu, ale jeszcze cię dopadniemy. Zapamiętaj nasze imiona: Mściwoj z Budgoszcza i Bogumił z Karkowa! – usłyszał jeszcze krzyki gdzieś z lasu.

 

 

 

 

 

MB, 2012

Koniec

Komentarze

To jest super! Żadna Grafomania, za to bardzo dobre, absurdalne opowiadanie. Kilka tekstów dosłownie rozkłada na łopatki.

"- Wybacz, pani, ale stosunek płciowy mogę odbyć dopiero po ślubie. A tak w ogóle, to ilu kochanków już miałaś?

- Dwóch... A nie, siedmiu. Przypomniała mi się jeszcze jedna sytuacja"

Boskie! :D

'wziął i umarł'
oraz
'- Haha, umarłeś - powiedział do toczącego się po podłodze czerepu
- Haha, wcale nie!' - to niekwestionowani zwycięzcy na najgłupszy tekst z tego opowiadania :D
A tak w ogóle, to nie do końca wiem, co o tym sądzić. Czuje się, że nie jest to napisane takim swobodnym, grafomańskim stylem, ale z drugiej strony niektóre zdania tak mnie rozbawiły, że... naprawdę nie wiem :)
Mnie się podobało, w każdym razie :D

- Jak mogą go nie rozpoznawać?! Wystają mu rogi!
- Arcyszatan jest sprytny, podaje się za męża w delegacji, (...).
(...) a według ostatniej dyrektywy UE, w przypadku proroctw to wystarcza - rzekł niezrażony czarodziej.
- Co to jest UE? - dopytał Rorg.
- „Unia Eterystów". Taka gildia magów, (...).
--------------
 Grafomania to już nie jest, to już jest parodia. Bardzo dobra parodia, myślę.

Świetne. Co chwila wybuchałem śmiechem, a pod koniec to już zupełnej głupawki dostałem. Wychwyciłem z tekstu trzy najbardziej chyba zabawne fragmenty:

„Nagle, zza drzewa wyskoczył na nich wielki rogaty szatan.
- Uuu! Uuu! - krzyknął szatan i wyszczerzył długie na dwa łokcie zęby."

„Stwierdził, że rozmówca czymś się udławił, więc powinien mu pomóc, jak rycerzowi przystało. Poklepał go więc po plecach. Szatan wyprężył się i padł martwy na ziemię."

 „Drzewa nadal były w lesie, ale oprócz nich, pojawiły się krzaczki z pysznymi owocami leśnymi, na przykład bananami."

Bardzo mi się podobało
Pozdrawiam

Wow. Myślę, że ten tekst to naprawdę dobry kandydat na konkurs. ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ha ha ha!

Fajnie, że się podoba. Szczerze mówiąc, byłem pewien, że reakcje będą dokładnie odwrotne. Miła niespodzianka... No, to nie pozostaje mi nic innego, jak śledzić dalsze losy mego "dzieła". : )

Bardzo fajne opowiadanie. Czytało się z przerwami na ataki śmiechu :)

 

Czy mi się zdaje czy postacie Mściwoj z Budgoszcza i Bogumił z Karkowa sąpodobnie jak kakao w karczmiene inspirowane filmem niezależnym ,,Wściekłe pięści węża"?

Szczerze mówiąc, te dwie postacie miały swój pierwowzór w Geralcie z Rivii ;]

No, po Milwie widać od razu... ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

goodtekst

Miała być grafomania !

Podręcznikowy przykład świetnego opowiadania o absurdach światów fantasy.

Akcja z klepaniem szatana nabijaną kolcami rękawicą-mistrzostwo.

Nowa Fantastyka