- Opowiadanie: misiekowa - Szmal i spryt - opowiadanie I

Szmal i spryt - opowiadanie I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Szmal i spryt - opowiadanie I

 

By mnie zrozumieć, musicie wiedzieć, że żyję w zupełnie innym świecie niż wasz. Nasza cywilizacja już dawno temu przeszła uczuciową rewolucję i jedyna rzecz, która zaczęła się liczyć, to pieniądze. Zaczęliśmy liczyć wszystko co posiadamy. Wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, sprawiało, że sami czuliśmy się więcej warci. Być może powiesz, że wiesz o co mi chodzi. Uwierz! nie masz jeszcze najmniejszego pojęcia. Nauczyliśmy się wszystko przeliczać na pieniądze. Niestety – wy moglibyście powiedzieć: na szczęście – nie potrafiliśmy wszystkiego sprzedać. To sprawiało, że nasz system obliczania wartości był niekompletny.

 

Wreszcie nadszedł początek nowej ery – ery inteligencji. Przyszła wraz z ukończeniem projektu zwanego Mapą Ludzkiego Mózgu, zupełnie niespodziewanie, jak to mają do siebie przełomowe momenty w dziejach. Niewątpliwie najważniejszymi osiągnięciami ery inteligencji są umiejętności: przenoszenia świadomości z ciała do ciała oraz wszczepiania wiedzy. To umożliwiło nam handel dosłownie wszystkim. Wreszcie nauczyliśmy się sprzedawać nasze ciała, wiedzę, pomysły, uczucia czy bliskość. Mamy specjalny ranking, który szereguje ludzi w zależności od tego ile posiadają. Ci, którzy są wyżej w rankingu, patrzą resztę z pogardą. Ludzie z dołu patrzą lepszych od siebie, jak na bogów. Chyba nie trzeba mówić, że naszą największą ambicją jest wspiąć się na sam szczyt.

 

Pokażę wam teraz jak bardzo nasz świat różni się od waszego; opowiem kilka historii, w tym część o tym, co nazywamy drogą na szczyt.

 

Potwór z Mechanii

 

Początek ery inteligencji oznaczał zmierzch najpotężniejszego miasta starej ery – Mechani. W tym czasie jeszcze nikt nie wiedział jaka przyszłość czeka tę wspaniałą kolebkę ludzkiej władzy nad maszynami. To, co zapoczątkowało upadek, początkowo było nazywane kryzysem. Większość wierzyła, że to jedynie chwilowy przestój w interesach.

 

Mechania produkowała zaawansowane urządzenia mechaniczne i mechatroniczne. Przyrządy te cechowała wysoka jakość wykonania i legendarna wręcz niezawodność. Z tego właśnie względu były najlepszą walutą przez całą erę mechaniczną. Można powiedzieć, że ludzie w erze mechanicznej traktowali towary z Mechani jak pieniądze*.

 

Oliwia była jedną z ofiar upadku. Co dzień poniżana, niemal równie często bita; bywało, że po wszystkim pluła krwia. Ale nie… niczego nie było widać. Już jej mąż o to zadbał. Bił tak, żeby nie było śladów; zmuszał do okropnych rzeczy i nieraz dusił poduszką. Tak wyglądało piekło Oliwii.

 

Gdy męża nie było w domu, upijała się chwilą wolności; czasem prawie czuła, że żyje i marzyła o końcu wszystkich okropności. Za to mąż w tym czasie upijał się do nieprzytomności i nieraz, po powrocie do domu, brakowało mu siły by podnieść rękę na swoją żonę.

 

Nie będzie żadnym zaskoczeniem, jeśli powiem, że nie życzyła dobrze Jackowi. Nie była religijna, ale od czasu do czasu modliła się o to, żeby porwało go licho. Bywały dni, gdy nie wracał długo do domu. Wtedy wyobraźnia podsuwała piękne obrazy, jak to Jacek mógł wdać się w bójkę i skończyć w rowie; równie często przechodziła jej przez głowę odświeżająca myśl, jak to dobrze dla takiego drania byłoby paść ofiarą jednego z morderców, którzy w ostatnich miesiącach zaczęli siać postrach w okolicy. Wcale nie oznacza to, że nie kochała swojego męża. Co to, to nie.

 

Mogliście się już tego domyślić, a być może będzie to dla was zaskoczeniem, ale nie zawsze tak było. Jeszcze kilka miesięcy temu Oliwia była szczęśliwą, świeżo upieczoną żoną; Mechania była najwspanialszym imperium naszego świata** i mało kto wiedział co oznacza takie pojęcie jak ,,współczynnik przestępczości''. Niestety, te czasy odeszły bezpowrotnie.

 

Jeszcze kilka miesięcy temu Oliwia nie uwierzyłaby, że Jacek może ją skrzywdzić. A już na pewno nie uwierzyłaby nikomu, kto by powiedział, że Jacek niebawem będzie nikim. W końcu nie tak dawno temu był pracownikiem w Meblomechu – jednym z lepszych przedsiębiorstw zajmujących się produkcją luksusowych mechanicznych mebli. Taka praca dawała poczucie, że coś się znaczy na tym świecie; jest się kimś. Oliwia mogła się chwalić, że jej mąż jest człowiekiem sukcesu; nawet jeśli był tylko szarym robotnikiem w firmie. A teraz?… Teraz był nędznym pijaczyną, który trwonił coś, co kiedyś było fortuną. Pomału tracił cały dorobek ich wspólnych pięciu lat.

 

Wystarczyło spojrzeć na Mechanię, by wiedzieć, że nie tylko Oliwia miała problemy. Bieda i inne nieszczęścia była jak zaraza, całe miasto chorowało. Gdzie by nie spojrzeć, tam malował się obraz nędzy i rozpaczy; każdy w jakiś sposób odczuwał skutki braku popytu na mechanikę… nawet menele chodzili brudniejsi niż zwykle.

 

Oliwia w tym wszystkim jest niezwykła jedynie z powodu sposobu, w jaki postanowiła poradzić sobie ze swoimi problemami.

 

*Musicie wiedzieć, że od dawna nie posiadamy czegoś podobnego waszym pieniądzom, kolekcjonujemy jedynie to, co przedstawia sobą jakąkolwiek wartość.

 

**Musicie wiedzieć, że od dawna nie posiadamy czegoś podobnego waszym pieniądzom, kolekcjonujemy jedynie to, co przedstawia sobą jakąkolwiek wartość.

 

***

 

To był jeden z tych koszmarnych dni, w których pluła krwią – znowu dostała za mocno. Gorsze były tylko dni, kiedy się do niej zbliżał i dusił poduszką. Wyjątkowo długo się po tym zbierała – Jacka już dawno nie było w domu, gdy wreszcie przestało boleć na tyle, żeby móc w miarę normalnie funkcjonować. Nie bardzo wiedząc po co, wyszła tego wieczora na spacer. Może liczyła na to, że już nigdy nie wróci do tego znienawidzonego domu; los się do niej uśmiechnie i znajdzie swoje miejsce gdzie indziej. Parę razy przeszła jej myśl o samobójstwie i była tak kusząco atrakcyjna; proste rozwiązanie wszelkich problemów. Błądziła bez celu, mijając kolejne ulice. Zawędrowała w takie dzielnice, o których nigdy nie słyszała.

 

Wtem usłyszała znajomy głos

 

– Oliwia, co ty tutaj robisz?

 

Głos miał właścicielkę i po chwili wytężonego namysłu Oliwia ją rozpoznała.

 

– Natalia! – wrzasnęła zdziwiona.

 

Nigdy nie były serdecznymi koleżankami*, bo Oliwia była dziesięć lat młodsza, ale znały się dość dobrze, bo wychowywały się w sąsiedztwie i rozpoznały prawie natychmiast, mimo że chyba z dziesięć lat się nie widziały.

 

– Na spacer wyszłam – próbowała wyłgać się Oliwia.

 

Chyba nikt z nas by nie chciał opowiadać staremu znajomemu o swoich problemach.

 

– Zwariowałaś!? o tej porze na spacer? Jeszcze ci się coś stanie. Niebezpiecznie się zrobiło ostatnimi czasy. Chodź do mnie, tam sobie porozmawiamy.

 

Oliwia nie miała nic do stracenia. Nie bardzo podobała jej się myśl o powrocie do domu, za to każdy sposób na odwleczenie powrotu był na wagę złota.

 

Wiecie jak to czasem jest, gdy zupełnie niespodziewanie, ciągnięci za język, mówimy o rzeczach, którymi wcale nie chcemy się dzielić? Tak było też w tym przypadku. Natalia była dobrą słuchaczką i mig poznała źródło problemów swojej koleżanki.

 

– Mogłabym ci pomóc – zagadnęła nieśmiało.

 

– Tak, na pewno – odparła nieco ironicznie Oliwia.

 

– Widzisz, jest ktoś, kogo znam. Ten ktoś mógłby za drobną opłatą, jak za przysługę tego typu przysługę, pozbyć się źródła twoich problemów.

 

– Jak? – Oliwia nie chciała w to uwierzyć.

 

Natalia szybkim ruchem ręki przejechała po szyi. Nieraz prosty gest wystarczy, by kogoś zrozumieć.

 

*Serdeczny kolega to ktoś, komu nie okazuje się otwarcie wrogości; cóż, takie czasy.

 

***

 

Jak to mają do siebie tajne zebrania, najważniejszą rzeczą jest trzymanie wszystkiego w tajemnicy. Tak było też tutaj. Panie, które tu przychodziły, nie afiszowały się ze swoją tożsamością. W razie wpadki którejkolwiek z nich, inne będą czuły się nieco bardziej bezpiecznie ze świadomością, że nikt ich nie wyda. Niestety, miało to również swoje złe strony; na przykład te pieprzone kaptury, których materiał co rusz wpadał do ust.

 

– Drogie koleżanki, czy któraś ma jakieś… – brzeg kaptura przywódczyni znalazł się za blisko jej twarzy – tfu… zlecenia?

 

Z grupy dwudziestoosobowej aż trzynaście przygotowało kartki z nazwiskami i podało przewodniczącej.

 

– Czy któraś chciałaby coś dodać?

 

– Po co udostępniamy innym grupom nasze numery? Nic z tego… tfu… nie mamy, a jak wpadniemy, to będziemy mieć… pfff… większe kłopoty – zapytała jedna z zebranych.

 

– Ach, to ty jesteś ta nowa – odparła przywódczyni. Po czym dodała – w ten sposób trudniej zrozumieć nasze motywy. Możemy ograniczyć naszą działalność prawie wyłącznie do pomagania kobietom, które chcą się pozbyć mężów.

 

– Chciałabym ciało mojej klientki – powiedziała nagle inna kobieta.

 

– Wiesz, że tego nie pochwalam.

 

– Ta jest inna. Jest młoda i inteligentna. Ciało w sam raz dla mnie.

 

– Ja się zajmę tym zleceniem. Zobaczymy co z tego będzie. Jeśli ją polubię, to guzik dostaniesz. – ucięła przywódczyni.

 

W pomieszczeniu zapanowała cisza. Każdy wiedział co ma robić i sekretne spotkanie dobiegło końca.

 

***

 

Czy powinna tak wierzyć osobie, którą ledwo co znała? To nie był odpowiedni moment na myślenie; czas poganiał. Zegarek – chyba jedyny pożyteczny prezent od Jacka, którego nie znienawidziła – nieubłaganie odliczał pozostały do dwudziestej pierwszej czas. 'Jeszcze tylko pięć minut! Teraz trzeba spieszyć na cmentarz, bo zostało tak niewiele do umówionego spotkania.' z tymi myślami w głowie, zaczęła biec co sił w nogach. Po drodze omal nie przewróciła matki z dzieckiem. Chwilę później prawie wpadła pod samochód. No nic, przeprosiła prostymi gestami kierowcę i biegła dalej. Powoli mijała przechodniów, aż wreszcie zauważyła cmentarz. Pomimo że już się zdyszała, oddech stawał się płytki i coraz bardziej nieregularny, przyspieszyła kroku. Wtem – najgorsze, co mogło ją teraz spotkać – drogę zagrodziła jej żebraczka z wózkiem złomu. Pomyśl, czy macie kogoś zajmującego niepotrzebnie wasz czas. To teraz dodaj do tego wróżenie z ręki, odrobinę stęchlizny i dużo śliny… Aha, jeszcze jedno: przed żebraczkami nie ma ucieczki, chyba, że lubisz ryzyko lub jesteś zaprawiony w bieganiu z połamanymi nogami. Nieraz się słyszało o podkładaniu laski* pod nogi.

 

– Nie mam czasu! – wyrzuciła z siebie Oliwia.

 

– Drogie dziecko, powróżyć ci? – zapytała żebraczka słodkim jak miód głosem.

 

– Przecież mówię, że nie mam czasu!

 

– W takim razie masz tutaj ciastko z wróżbą – żebraczka pogrzebała w kieszeni, wcale się nie spiesząc, i podała ciastko Oliwii. – Za ciastko będzie pięć dżuli**.

 

Oliwia pogrzebała w kieszeni, wyciągnęła baterię w kształcie kulki i zapłaciła za wróżbę. Normalnie nie dałaby złamanego centa, ale wtedy liczył się czas.

 

Żebraczka przyjrzała się baterii, po czym oznajmiła:

 

– Przykro mi, nie mam wydać.

 

– Nic nie szkodzi; czy mogę już iść? – niecierpliwiła się Oliwia

 

– Przecież cię nie trzymam. Ale nie musisz się już tak spieszyć, bo spóźnisz się na spotkanie a tej drugiej osoby i tak będzie. Pamiętaj! wróżka prawdę ci powie.

 

Wróżba wylądowała w kieszeni a Oliwia pognała co sił w nogach. Nie miała czasu się zastanawiać nad słowami żebraczki. Musiała zdążyć. To była sprawa życia i śmierci – całe szczęście nie jej śmierci.

 

Niestety, gdy przybiegła na cmentarz, nikogo tam nie było a zegarek bezdusznie wskazywał pięć po dwudziestej pierwszej. 'Może mój rozmówca się spóźni' – miała nadzieję Oliwia. Trzymając się tej myśli, czekała cierpliwie przez następne pół godziny. Od czasu do czasu słyszała jakiś szmer i już miała nadzieję kogoś zobaczyć, po czym okazywało się, że to wiatr płata jej figle.

 

Nagle wymacała coś w kieszeni i przypomniała sobie o ciasteczku od żebraczki. Z braku lepszych zajęć, wyjęła je z kieszeni i rozkruszyła. W środku znalazła zwiniętą karteczkę i tajemniczą kuleczkę. Rozwinęła wróżbę, na której było napisane:

 

,,Wtorek wieczorem. Podrzuć swojemu mężowi nadajnik – to ta mała kuleczka – i znajdź wiarygodne alibi. Cena 10000 dżuli''.

 

*Odpowiednio zaprogramowana laska mechatroniczna służy nie tylko jako kij do podpory, ale chociażby jako przewodnik dla ślepych, urządzenie do samoobrony bądź broń.

 

**Jak już wcześniej wspomniałem, nie posiadamy pieniędzy. Naszą walutą jest wszystko, co ma jakąkolwiek wartość i często przeliczamy to na dżule. Mówiąc dżul, mamy na myśli rzecz wartą pewna ilość energii, a dokładnie 10^10 J.

 

***

 

W nocy z poniedziałku na wtorek Oliwia nie mogła zmrużyć oka. Ta cała sprawa nie dawała jej spokoju i od wczesnych godzin porannych czuła się paskudnie. Niby chciała się uwolnić od tego koszmaru, ale szczęśliwe wspomnienia z Jackiem były zbyt świeże, by móc je zignorować. 'Być może powinnam to wszystko odkręcić… Ale jak?! Nikt mi nie powiedział jak się wycofać. Poza tym jest dla mnie okropny – to wszystko jego wina.' biła się z myślami.

 

Nawet nie zauważyła, kiedy Jacek się obudził. Tym większym zaskoczeniem było dla niej, gdy niespodziewanie wszedł do kuchni. W pierwszym odruchu tak bardzo chciała go przytulić, poczuć odrobinę bliskości i na zawsze zatrzymać przy sobie. Całkowicie zmieniła zdanie, gdy dostała lanie za brak śniadania. Cios wymierzony w brzuch i kilka przykrych słów wystarczyło. To chyba ta chwila przesądziła o wszystkim. Już miała całkowitą pewność, że pragnie śmierci Jacka.

 

Tego wieczora udała się na zajęcia fitness. Myśl o tym, co miło nadejść, głęboko ją uszczęśliwiała. Dawno nie czuła się tak ożywiona.

 

***

 

Jacek wyszedł z ulubionej knajpy. Przychodził tam razem ze swoimi kolegami z pracy. Poprawka, żaden z nich nie miał już pracy, teraz byli wyłącznie kolegami z baru. To smutne, ale upijanie się do nieprzytomności to był ich jedyny sposób na walkę z kryzysem.

 

Ciemne niebo upstrzone gwiazdami, chłodny powiew jesiennego wiatru i do tego kolega z tej samej okolicy do towarzystwa. Droga do domu nie zapowiadała się nieprzyjemnie. Wręcz przeciwnie, Jacek lubił takie wieczory. Znowu był wolny, nawet jeśli tylko przez chwilę.

 

Dla potwora z Mechani to, że Jacek miał towarzystwo nie było żadnym problemem, a jedynie kolejnym numerem do kolekcji. W ciągu dwóch lat od założenia klubu, Potwór miał na koncie ponad tysiąc morderstw, z czego może sto było jego dziełem – to naśladowcy i współspiskowcy zwiększali tę liczbę, ale o tym mało kto wiedział a samym ofiarom nie robiło różnicy. Schematy zbrodni różniły się między sobą. Jedyną cechą wspólną wszystkich przestępstw był numer pozostawiony przy martwym ciele.

 

Tego samego wieczora Potwór wygodnie zasiadł w fotelu i założył sięgającą ramienia rękawicę na własną rękę. Bardzo lubił tę zabawkę, mechatroniczna ręka zawsze poprawiała mu humor; to był chyba jego ulubiony sposób na pijane ofiary. Mechatroniczna ręka, dzięki umieszczonym na niej kamerom, dawała pełen podgląd na otoczenie, a czujniki umieszczone w rękawicy, pozwalały na zdalną kontrolę. Za sprawą zastosowania takich rozwiązań, sterowanie było zupełnie intuicyjne a bawiąc się taką ręką, miało się wrażenie, jakby była prawdziwa.

 

Zabijanie na odległość jest łatwe. To tak, jakby oglądać film w telewizji lub grać w brutalną grę. Jesteś ręką i celem gry jest zabicie przeciwnika; obojętne jak to zrobisz. Patrzysz na przeciwnika jak na jednego z uczestników zabawy – tyle, że dla niego wcale to nie musi być rozrywka, ale tym się nie przejmujesz. W jednej chwili grabisz go ze wszystkiego, z całego jego człowieczeństwa: on nie potrafi myśleć, bo to tylko program; nie ma uczuć, to tylko obraz, nawet ból nie jest prawdziwy. W twoich oczach nie jest człowiekiem, nie jest nawet kawałkiem mięsa. Jest jedynie kilkoma pikselami i co najwyżej wytworem wyobraźni. Niech krzyczy!… lubisz krzyk… niech się wyrywa!… to bardzo przyjemne. Przestał się ruszać. Wygląda tak, jakby się udusił. Po załatwieniu jednego, wracasz do drugiego, w końcu po to zacząłeś tę grę. Celem jest ten, którego unieruchomiłeś w pierwszej kolejności – ale jesteś sprytny, że złamałeś mu nogę na samym początku zabawy – uduszony jest tylko dodatkiem. Z tym możesz pobawić się nieco dłużej, nie musisz się spieszyć. Niech błaga o litość. To jest takie… zabawne. Postanawiasz wypróbować nową zabawę. Zamykasz oczy i ściskasz mocno dłoń. Potem jeszcze raz. Ciekawe co się stanie. Z głośników dobiega jedynie chrupanie i wycie bólu. Po chwili wycie ustaje, ale się tym nie przejmujesz. Kości przyjemnie chrupią w twoim uścisku, po prostu majstersztyk. Jeszcze tylko zostawić numery: 1153 i 1154 i zadanie wykonane. Wyrzuty sumienia?! Jakie wyrzuty! to tylko zabawa. Ci ludzie równie dobrze mogli wcale nie istnieć. Co w tym złego, że miałeś trochę frajdy?

 

***

 

Nazajutrz zamiast męża, w domu zjawiła się policja. Dwie kobiety: starsza na oko miała piećdziesięciopięcioletnia, a młodsza mogła mieć co najwyżej czterdzieści. W tej starszej było coś znajomego, czego Oliwia jeszcze nie potrafiła rozpoznać. Policjantki poinformowały Oliwię o śmierci Jacka. W pierwszym momencie pojawiły się łzy, prawdziwe łzy z powodu straty ukochanego. Nagle zdała sobie sprawę, że nie zobaczy już więcej swojego męża. Przepełnił ją smutek i nie chciała w to uwierzyć, mimo iż była współodpowiedzialna za zbrodnię.

 

Pani policjant zaprosiła Oliwię do salonu i jakoś zbyła swoją młodszą koleżankę.

 

– Mów mi Wiola – przedstawiła się.

 

– Oliwia

 

– Bardzo dobre przedstawienie, Oliwio – powiedziała niespodziewanie Wiola.

 

Oliwia była w szoku, czyżby ta policjantka wiedziała o wszystkim? Ale skąd!?

 

– No nie bądź taka! Nie poznajesz mnie? To ja byłam tą żebraczką. To ode mnie dostałaś ciastko.

 

– Nie sądziłam, że to Potwór zabije mojego męża. Spodziewałam się jakiegoś drobnego rzezimieszka. Przecież o potworze rozmawia całe miasto.

 

– Nie jesteś pierwsza. Nigdy się nie spodziewacie. Razem z dziewczynami stworzyłyśmy Potwora. W ten sposób możemy pomagać takim jak ty.

 

– Co teraz będzie? – zapytała Oliwia.

 

– Nic się nie przejmuj. Po pierwsze nie zbieraj teraz tych dziesięciu tysięcy. Przyjdzie na to czas i zapłacisz w swoim czasie, o to się nie martw.

 

– Ale dlaczego musiał zginąć? Czy nie było innego wyjścia?

 

– Uspokój się! To nie twoja wina – pocieszyła ją Wiola.

 

– Nie?! Jak nie moja, to czyja?

 

– To wina tych od zabawy z mózgiem. To przez nich spadł popyt na nasze towary. Mieliśmy w tym mieście wszystko, a teraz nie mamy nic. Wiesz, że przyjechali do naszego miasta z tym swoim syfem. Przywieźli nawet jedno ze swoich urządzeń do zmiany ciał.

 

– Tak, wiem o nich – przyznała Oliwia. – Oferują też wiedzę, ale ceny są strasznie wysokie. Ale dlaczego to ich wina?

 

– Ludzie wolą teraz inwestować w siebie, zamiast w sprzęt. Oczywiście, muszą kupować rzeczy mechaniczne, ale wyprodukowaliśmy ich już tyle, że starczy na kilka pokoleń. Dlatego nie ma popytu. To przez nich Mechania została z dnia na dzień bez pracy. Gdyby nie oni, to dalej mielibyśmy kochających mężów zamiast rozgoryczonych miernot; nie musielibyśmy tworzyć Potwora ani korzystać z jego usług.

 

Zapadło milczenie, które przerwała dopiero Oliwia.

 

– Co mam teraz zrobić? Jestem wolna, ale jestem nikim. Bez pracy, bez perspektyw.

 

– Dziewczyno, masz dwadzieścia sześć lat. Całe życie przed tobą.

 

– Tak pani myśli?

 

– Mówiłam ci, mów mi Wiola – oburzyła się policjantka. – Myślę, że dasz sobie radę. Najlepiej wyjedź z Mechani, bo tu nie ma przyszłości.

 

– Myślisz, Wiolu, że powinnam… postawić wszystko na pomysły z mózgiem? – zagadnęła nieśmiało Oliwia.

 

– Na twoim miejscu bym tak zrobiła. Popatrz co zrobili z mechanią. Coś, co potrafi zniszczyć taką metropolię, samo musi być potężne. Czy kilka lat temu pomyślałabyś, że Mechania tak się zmieni? Nikt się tego nie spodziewał! A teraz co? Teraz ludzie nie wiedzą co ze sobą zrobić. Mieliśmy wszystko i dyktowaliśmy tempo, a teraz jesteśmy bankrutami.

 

– Jeszcze trochę mamy – zaprotestowała Oliwia.

 

– Co mamy? – nie dowierzała Wiola.

 

– Zostały nam pieniądze. Zostało trochę nadziei, ale nie dla wszystkich. Posiadamy za mało, żebyśmy mogli myśleć o przeprowadzce a za dużo, żeby nikt tego nie próbował wykorzystać. Każdy chce odmienić swój los i niektórzy oferują po temu najrozmaitsze okazje. Ale oni tylko próbują nas zwieść, chcą nas wykorzystać. Mamią okazjami, grabią i na koniec zostawiają bez nadziei.

 

– Jesteś sprytna. Mówisz o hazardzie?

 

– Tak. Wcześniej tego nie było. Nie potrzebowaliśmy obietnic lepszego życia, bo to nasze życie było tym najlepszym. Człowiek, który ma wszystko pod ręką nie będzie szukał dodatkowego szczęścia tam, gdzie może wszystko stracić. Ale nagle wszystko się odwróciło i ludzie, którzy uważają, że nie mają nic do stracenia, ryzykują wszystkim, co im zostało. I to jest rozpacz! Później ci ludzie zostają bez dachu nad głową, setki tysięcy ludzi. I to są setki tysięcy pojedynczych tragedii. A ktoś inny się cieszy, bo zarobił właśnie na kolejnym frajerze. Co dzień się bałam. Czekałam na ten dzień, kiedy Jacek przyjdzie do domu i oznajmi, że stracił wszystko. Całe szczęście zajmował się tylko piciem. Powiedz mi, jakim draniem trzeba być, żeby pozbawiać ludzi w ten sposób wszystkiego, co im zostało. To już my, mimo krwi na rękach, postępujemy lepiej. Ja nie zrobiłam tego z chęci zysku. Broniłam tego co mi zostało – wyrzuciła z siebie Oliwia.

 

– Lubię cię, masz głowę na karku. Nie spieprz tego; wyjedź gdzieś, na pewno sobie poradzisz.

 

– Dziękuję za pocieszenie.

 

– Dobra, my musimy lecieć; rozumiesz, pełne ręce roboty. Tu masz mój numer, w razie jakichkolwiek problemów dzwoń do mnie – Wiola wręczyła Oliwii świstek papieru. Aha, pamiętaj o jednym: nie popełniaj błędu niektórych dziewczyn i nie próbuj nas wydać. To jeszcze się dobrze nie skończyło.

 

Dopiero ten moment uzmysłowił Oliwi, że Wiola jest taka sama jak ci, których najbardziej nienawidzi. Tu wcale nie chodzi o pomoc, tylko o pieniądze.

 

***

 

Dwa dni później, Oliwia dostała list.

 

,,Wiem co zrobiłaś swojemu mężowi. Jeśli nie dostarczysz mi jutro trzydziestu tysięcy dżuli, to wszystko wydam policji. W następnym liście napiszę gdzie się spotkamy.''

 

Z początku nie wiedziała co zrobić. Kto mógł wiedzieć o morderstwie? Jedynie Natalia i Wiola wiedziały. Czy ktoś ją obserwował? A może ktoś śledził każdy ruch Potwora.

 

Zadzwoniła do koleżanki, której mąż zginął razem z Jackiem. Naprawdę nie chciała jego śmierci, gdyby wiedziała jak to się skończy, to nigdy by się na coś takiego nie zdecydowała. Czuła się współwinna, a przecież miał zginąć tylko Jacek. Tak to jest, że czasem najbardziej cierpią postronni ludzie. Koleżanka była naprawdę zrozpaczona stratą swojego męża. Ciężko było usłyszeć jakieś sensowne zdanie i dopiero po godzinie prób Oliwia dowiedziała się, że koleżanka nie dostała żadnego listu. To mogło oznaczać tylko kłopoty.

 

Czas mijał na rozmyślaniu, a Oliwia dalej była w kropce. Wreszcie zdecydowała się zadzwonić do Wioli.

 

***

 

Rozległo się donośne pukanie do drzwi. Oliwia nie spodziewała się tak szybkiej wizyty, ledwo piętnaście minut temu zadzwoniła do Wioli. Zaskoczona otwarła drzwi a Wiola natychmiast wślizgnęła się do środka.

 

– Ta małpa, wiesz co zrobiła? – wybuchnęła od progu Wiola.

 

– O co chodzi? – nie rozumiała Oliwia.

 

– Natalia… Wkopała cię. Już po ciebie jadą. Całe szczęście jestem pierwsza.

 

Minęła dłuższa chwila nim sens tych słów w pełni dotarł do Oliwi.

 

– Co ja teraz zrobię? Nie chcę iść do więzienia.

 

– Spokojnie, nie panikuj. Mamy jeszcze trochę czasu a ja mam pewien pomysł. Wiesz, od początku cię polubiłam. Co ty na zamianę ciał z Natalią. Jak jest taka dobra, to niech sama idzie siedzieć.

 

– Wolę swoje ciało – oponowała Oliwia.

 

– Rozumiem, ale masz do wyboru to, albo iść siedzieć. Co wolisz?

 

– Niech będzie. Powiedz mi co mam robić!

 

– Tutaj masz adres – Wiola napisała coś na kartce i podała Oliwi. – Idź tam, a ja jadę po Natalię. Się zdziwi suka!

 

***

 

Urządzenie wymiany osobowości mieściło się w upadłej fabryce mechatronicznych turbin wiatrowych. Pewnie kupiony za bezcen, bo nikt rozsądny nie kupował teraz takich kolosów w Mechani a wielu chciało się pozbyć niepotrzebnych budynków. Oliwia musiała się spieszyć, by dostać się do odpowiedniej hali, zanim policja wpadnie na jej trop. Mijała kolejne opuszczone sale tak wyładowane sprzętem, jakby tylko czekały na kolejną zmianę. Niestety, ta miała już nigdy nie nadejść.

 

Nagle Oliwia odetchnęła, bo usłyszała dźwięki urządzeń, niezawodny znak, że w pobliżu ktoś pracował. Minęła jeszcze jedną halę, tym razem wypełnioną czymś zupełnie innym. Cała hala była zapchana jakimiś dziwnymi skrzyniami połączonymi plątaniną przewodów, a między tym wszystkim krzątało się mnóstwo osób, jakby sprawdzając czy wszystko jest wykonane jak należy. Jeśli tak ma wyglądać maszyna do transferu, to naprawdę jest olbrzymia. To chyba świadczy o ilości informacji, które trzeba przetransportować między dwoma umysłami. Potknęła się o jeden kabel, który wypiął się z urządzenia. Nie było czasu do stracenia a tym bardziej na zastanawianie się gdzie wpięty był przewód, o który zahaczyła, więc poszła dalej. Dopiero w następnej hali znalazła Wiolę wraz z kilkoma zupełnie nieznanymi sobie osobami.

 

– Jak to dobrze, że już jesteś – ucieszyła się Wiola.

 

– Gdzie jest Natalia? – zapytała Oliwia.

 

– Już podpięta. Siadaj, trzeba się spieszyć! – Wiola wskazała kabinę.

 

Oliwia weszła tam bez szemrania i pozwoliła podpiąć wszystkie skomplikowane przyrządy. Na samym końcu nałożono jej kask na głowę i została w kabinie sama. Nagle zgasło światło a potem dostała lekkich zawrotów głowy. Poczuła się strasznie śmiesznie.

 

– Kiedy to wszystko się zacznie? – zapytała obcym głosem.

 

– Ależ już po wszystkim – odpowiedziała jakaś kobieta w ciele Oliwi.

 

– Kim jesteś? Czemu jestem w ciele Wioli a nie Natalii?

 

– Hmm. Natalia nie czuje się zbyt… dobrze.

 

Odepnijcie ją i zostawcie nas same! – poleciła Wiola.

 

Polecenie zostało natychmiast wykonane i minutę później mogły rozmawiać spokojnie.

 

– Co to wszystko znaczy? – zapytała Oliwia.

 

– To proste. Policja wpadła na mój trop. Widać popełniłam kilka błędów w swojej pracy. Dlatego potrzebowałam szybko zmienić ciało, żeby uciec od kary. To ja wysłałam liścik z pogróżkami.

 

Sens tych słów szybko dotarł do Oliwi.

 

– Ale dlaczego akurat ja?

 

– Tak jak mówiłam wcześniej. Jesteś sprytna i młoda. Z takim ciałem na pewno sobie poradzę. W dodatku wydusiłam z tego miasta co tylko mogłam i kupiłam jedno z tych cudownych urządzeń. No, ale niestety, dla ciebie nie ma miejsca w moim świecie.

 

– Nie pozwolę na to! Powiem wszystkim co zrobiłaś – nie wytrzymała Oliwia. – Złapią was.

 

– Nas? Phi. Myślisz się moja droga. Dziewczyny wiedziały tylko o Potworze – razem nim byłyśmy. Ale nie miały już żadnego pojęcia, że dobrze zainwestowałam swoją część. To ja odbierałam ludziom marzenia, byle tylko spełnić swoje własne. Byłam wszędzie tam, gdzie oferowano pieniądze. A wracając do dziewczyn, to już na pewno ich nie złapią. Ostatnio jak je widziałam – Wiola popatrzyła zamyślona w inną stronę – były martwe. Teraz wybacz, masz coś do zrobienia – po tych słowach odwróciła się na pięcie i skierowała do wyjścia.

 

Oliwia sięgnęła po broń. Wszak była teraz policjantką.

 

– Nie ruszaj się – wrzasnęła.

 

– Nie strzelisz, zostałaś tak zaprogramowana.

 

Ku zaskoczeniu Wioli, Oliwia strzeliła.

 

***

 

Oliwia przyjechała na komisariat policji. Było to ostatnie miejsce, gdzie chciała teraz być, ale co zrobić, widocznie Wiola miała rację z tym programowaniem. Świeciło słońce a zawsze wyobrażała sobie, że w złe dnie pada deszcz. Weszła do budynku i od progu powiedziała:

 

– Przyszłam się poddać. Zostałam wrobiona. Błagam was, pomóżcie mi.

 

Powiedziała to na tyle przekonywująco, że jeden z funkcjonariuszy powiedział:

 

– Spokojnie Wiolu, pomożemy ci, ale teraz musimy cię zamknąć; sama rozumiesz.

 

Kilkanaście osób wypatrywało z niecierpliwością na to, co zrobi Wiola.

 

– Dobrze. To moja odznaka – Oliwia odłożyła przedmiot na stolik. – A to moja broń.

 

Ku zaskoczeniu wszystkich – a szczególnie swojemu własnemu – wycelowała w pierwszego funkcjonariusza i oddała strzał. To była rzeź, na którą nikt nie był przygotowany. Oliwia zdążyła oddać pięć celnych strzałów, nim policjanci zdążyli zareagować. Podbiegła na środek sali, żeby policjanci nie mogli oddawać strzałów – musieli się liczyć z tym, że mogą trafić swoich kolegów. Kolejne pięć strzałów, tym razem jednak sama także dostała. Jeden pocisk boleśnie przeszył ramię a drugi trafił w brzuch. Błyskawiczna zmiana magazynka i kolejne trupy. – I tak was wszystkich nienawidziłam, ofiary losu – krzyknęła Oliwia.

 

W pewnej chwili odzyskała władzę nad własnym – chcąc być bardziej precyzyjnym musielibyśmy powiedzieć, że Wioli – ciałem. Widziała, jak jeden z policjantów celuje w jej stronę. Wahała się tylko przez moment, nim pociągnęła za spust. 'Nie chcę ginąć' pomyślała. 'Albo ja, albo oni. Niech cię szlag Wiola. Przez ciebie jestem taka jak ty. Zabiłam przed chwilą własnoręcznie człowieka, a on przecież tylko się bronił.' Kolejny pocisk powalił ją na ziemię.

 

Taki był koniec Potwora z Mechani, a przynajmniej w taki koniec wierzono. Wieść o wydarzeniach na komisariacie rozniosła się niesamowicie szybko. Ofiary 1171 do 1183 jako jedyne nie miały przy sobie numerów – trudno oczekiwać, żeby strzelająca Oliwia/Wiola rysowała jeszcze . Mieszkańcy, mimo braku perspektyw na życie, cieszyli się z tak drobnego sukcesu, jakim niewątpliwie było pozbycie się mordercy. Ich radość nie trwała długo. Już następnej nocy pojawiły się trupy z nowymi numerami – z uszanowaniem ostatnich ofiar Wioli i jednego zabitego przez Oliwię.

 

W ciągu siedmiu lat zanotowano 17359 ofiar Potwora z Mechanii. Do dziś ludzie straszą nim dzieci, które zostają na zewnątrz gdy już się ściemni. Najdziwniejsze jest to, że nie wiadomo kto opowiedział całą tę historię.

 

http://szmal-i-spryt.blogspot.com/

Koniec

Komentarze

Kobieto, do garow a nie pisac glupoty. Obiad sie sam nie ugotuje. Brak warsztatu, brak pomyslow, brak czegokolwiek. Na twoim miejscu zajablym sie szydelkowaniem. Co to w ogole ma byc? Ktos ci placi za to, zeby marnowac czas innych czytelnikow?

Weź się, Andrzeju, z łaski swojej, przymknij.

Andrzej, ten komentarz jest boleśnie seksistowski… Weź się ogarnij trollu…

Andrzeju, radzę podwyższyć poziom Twoich komentarzy, bo w przeciwnym razie długo tutaj nie zabawisz.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

To nawet nie moge wyrazic swojej opinii? Po prostu uwazam, ze to gniot. To Wy krytykujecie mnie, zamiast oceniac tekst. Kto tu jest trolem?

Jeżeli Ty naprawdę nie widzisz, co było nie tak z Twoim poprzednim komentarzem, to już Twój problem.

Tyle czasu, tyle komentarzy, a ani jednego porządnego na temat opowiadania… Ciekawy tekst, zawiera kilka niebanalnych pomysłów, porusza interesujące kwestie. Dobrze opisane osaczanie ofiary. Trochę niedociągnięć językowych – jakieś powtórzenia, czasami zdania poprawiane o jeden raz za dużo lub za mało, ale nieźle się czyta.

Babska logika rządzi!

Niezły Andrzeju, pewnie nie zauważyłeś, albo nie przyszło Ci do głowy, że to opowiadanie napisał mężczyzna i do garów wysłałeś kobietę. Ciekawa jestem, czym każesz zająć się Autorowi tego tekstu. ;-)  

 

Niestety, opowiadanie nie podoba mi się. Rzeczywiście, daje się zauważyć jakiś pomysł; owszem, poruszono żywotne problemy. Jednak sposób przedstawienia całej historii pozostawia wiele do życzenia, a cała intryga została opisana w sposób, moim zdaniem, dość prosty, by nie rzec, naiwny. Uważam też, że większość zdań kwalifikuje się do remontu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem, spauzowałem, wróciłem – przykro mi, nadal nie znajduję w tekście tego, co by mnie wciągnęło. Zapewne nie bez znaczenia jest fakt, że tekst przedstawia się jako "chropowaty" językowo – co w innych słowach wyraziła regulatorzy – i co rzutuje na odbiór.

niezly_andrzej trollu, podobnie jak Ty uważam, że gotowanie jest atrakcyjną umiejętnością; ba, sam kiedyś musiałem nauczyć się tej sztuki. Teraz, kiedy już wiadomo, że jestem mężczyzną, zapewne wyślesz mnie do siedzienia przed telewizorem, by popijając piwo bekać i drapać w miejscach, które aż błagają by je wreszcie umyć – jak to przystało na prawdziwego samca alfa. niezly_andrzej, wypij moje zdrowie.   Dziekuję za komentarze. Wszystkich, którzy uważają, że stracili przeze mnie czas, przepraszam. Macie rację, tekst jest słaby językowo. Głównymi powodami są: brak talentu pisarskiego i zbyt krótki czas poświęcony na napisanie powyższego tekstu, bo narzuciłem sobie ograniczenie czasowe.   AdamKB, rozumiem dlaczego spauzowałeś. Bardzo interesuje mnie powód, dla którego wróciłeś. Byłbym wdzięczny, jeśli zechciałbyś mi wytłumaczyć dlaczego. Mam jeszcze jedno pytanie: czy przez "chropowatość" językową rozumiesz to, że – jak to ujęła regulatorzy – większość zdań kwalifikuje się do remontu?   regulatorzy, zgadzam się, intryga została opisana w sposób prosty, bo taki był mój zamiar. Jedyne, czego nie chciałem, to wspomnianej przez Ciebie naiwności. Początkowo chciałem pisać o czymś innym, ale musiałbym zamieścić sporo nieprzyjemnych opisów, żeby przedstawić świat, w którym historia miałaby się rozgrywać. W pewnym momencie pomyślałem: "Hej, kretynie, czemu by nie zbudować świata przy pomocy opowiadań?" – co przesądziło sprawę. Opowiadanie tak naprawdę jest tłem a najważniejsze rzeczy pozostają niewidoczne (mechatroniczna ręka, maszyna do transferu tożsamości i wiele innych). Upadek miasta jest punktem wyjścia, od którego chcę zbudować cały świat – począwszy od urządzeń i ich zastosowania, przez zasady, których trzeba przestrzegać a skończywszy na pokazaniu codziennego życia zwykłych ludzi. Chciałbym zajrzeć wszędzie, gdzie się da i pokazać świat od "kuchni".   Finkla, dziekuję za pocieszenie. Miło wiedzieć, że tekst da się przeczytać i ktoś uważa go za ciekawy.

AdamKB, rozumiem dlaczego spauzowałeś. Bardzo interesuje mnie powód, dla którego wróciłeś. Byłbym wdzięczny, jeśli zechciałbyś mi wytłumaczyć dlaczego.    Dlatego, że opowiadanie do "nieczytliwych" nie należy, coś tam w sobie jednak ma, jak się to mówi w przypadkach, gdy trudno sprecyzować, o co chodzi – chcesz, to przyjmij, że chciałem "dosięgnąć głębszej warstwy", lecz, niestety, nie dotarłem do niej. Najprawdopodobniej, jak sam w komentarzu napisałeś, pozostała faktycznie niewidoczną. A szkoda, bo to spłyciło tekst, moim zdaniem.  

Mam jeszcze jedno pytanie: czy przez "chropowatość" językową rozumiesz to, że – jak to ujęła regulatorzy – większość zdań kwalifikuje się do remontu?   Tak, dokładnie to – narzuciłeś sobie ograniczenie czasowe, co przyznajesz w komentarzu, i masz tego skutki. Nie poświęciłeś dostatecznie dużo uwagi kompozycji (w tym przypadku: co pokazać dokładnie, co w migawce lub tle, co tylko zasygnalizować aluzją, niedopowiedzeniem) oraz warstwie językowej – a należę do czytelników, zwracających na tę kwestię uwagę. Oczywiście nie oczekuję ideału, wystarczy poprawność.   Proponuję na przyszłość zacząć od cierpliwości – żadnego limitu, do końca świata ponad cztery miliardy lat – i pogłębiania znajomości z polszczyzną. To daje się zrobić, nie święci garnki lepią…  :-)  Tak więc zakasuj rękawy i buduj swój świat z lepiej wygładzonych klocków.  :-)  Powodzenia.

AdamKB, dziękuję za odpowiedź. Bardzo mnie cieszy to, co napisałeś. Proponuję na przyszłość zacząć od cierpliwości – żadnego limitu, do końca świata ponad cztery miliardy lat (…) Chciałbym wyjaśnić jedną sprawę. To nie przez brak cierpliwości nałożyłem sobie limit czasu. Po prostu wiem, że cały czas chciałbym coś poprawić i ostatecznie nigdy bym nie skończył. Mogę obiecać, że następny, nad którym obecnie pracuję, przygotuję lepiej niż poprzedni.

Opowieść ma w sobie potencjał. Nie zachwyca stylem, ani prowadzeniem fabuły, to prawda, ale widać, że nie jest to kwestia braku talentu, tylko co najwyżej braku doświadczenia, które – jak wiadomo – jest rzeczą nabywalną. Liczę, że każdy następny tekst twojego autorstwa będzie lepszy.

Przeczytałem. Niestety nie podobało mi się. Tekst nie wzbudził we mnie żadnych ani pozytywnych, ani negatywnych emocji. Jest nieprzemyślany i wewnętrznie niespójny. Nie ma literackiego balansu pomiędzy fabułą a opisami. Psychologicznie niewiarygodny. Czytelnik nie wiąże się emocjonalnie z bohaterką i jej los był mi obojętny. Literacko tekst nieporadny. Pozdrawiam zdając sobie sprawę, że mój komentarz autora nie ucieszy.

Skąd założenie, że mnie nie ucieszy? Z większą częścią komentarza się zgadzam, ale nie z całością. Bardzo dobrze, że znam odczucia, jakie może wywołać ten tekst. Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka