- Opowiadanie: RogerRedeye - Tremo i obraz

Tremo i obraz

Opowiadanie w grudniu 2013 r. opublikował portal "Herbatka u Heleny", a następnie ukazało się w magazynie sieciowym "Herbasencja" ze stycznia 2014 r.

Bardzo ciekawy i pięknie wydawany miesięcznik literacki...

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Tremo i obraz

http://image.invaluable.com/housePhotos/shannons/34/109634/H0014-L03247139.jpg

 

Niedawno kupione przez Adama tremo wyglądało wspaniale. Umieszczone w westybulu fascynowało gości swoją doskonałością, budząc u wchodzących uczucie pokornego onieśmielenia.

Tremo nie zajmowało całej przestrzeni pomiędzy dwoma wysokimi oknami, mimo tego, że zwierciadło imponowało wielkością. Początkowo Adam nieco się tym martwił. Dla Anny narzekania męża nie miały znaczenia: wolna przestrzeń pozwoliła na umocowanie bocznych lamp, świecących teraz łagodnym, mlecznym blaskiem.

Adam poświęcił sporo czasu na znalezienie pięknych, secesyjnych opraw z brązu, przystosowanych do montażu żarówek. Równie dużo trudu włożył w wyszukanie odpowiednich kloszy. Właściwie, wcale nie zajmował się tym osobiście – zlecił zadanie wyspecjalizowanej agencji. Sprawiła się doskonale, przedstawiając szereg propozycji, a on z namysłem wybrał najlepszą. Przedsiębiorstwo antykwaryczne słono policzyło za usługi, lecz Adam, zadowolony, podpisał rachunek bez grymaszenia – od dawna mógł sobie na bardzo wiele pozwolić.

Niezwykle wysokie i szerokie lustro trema łączyło się z palisandrową konsolą, kunsztownie odnowioną, opalizującą w świetle czterech kinkietów.

Powierzchnia konsoli stanowiła arcydzieło sztuki intarsji. Nieznany mistrz wykonał ją z wielu dziesiątków kawałeczków szlachetnego drewna przeróżnych gatunków, połączonych w gładki blat. Różnorakich kształtów i kilkudziesięciu odcieni większe, mniejsze i całkiem mikroskopijne elementy tworzyły skomplikowane wzory, biegnące w najrozmaitszych kierunkach, łączące i splatające się ze sobą. Zdawały się nie mieć początku ani końca. Oczy patrzącego odkrywały motywy kwiatów, zwierząt, linii życia albo śmierci – zależnie od tego, jak padało światło, jak rozkładały się stonowane, kolorystyczne akcenty i jak wielką fantazję posiadał widz.

Tremo kosztowało niewielką fortunę. Obrót akcjami i kilka skomplikowanych operacji finansowych oraz wykorzystanie przewalającej się przez giełdy fali spekulacji natychmiast zrekompensowały wydatek, przysparzając jeszcze dodatkowe profity, tak duże, że mąż Anny twierdził, że zakup trema przyniósł nieoczekiwany zysk.

Adam nie okazywał, że stał się prawdziwym bogaczem, choć śmiało mógł się tak określać – z jednym wyjątkiem: urządzania rodzinnego siedliszcza, dawnego pałacyku znanej rodziny magnackiej, paręnaście lat temu jeszcze zrujnowanego, a od dłuższego czasu pieczołowicie odnawianego i krok po kroku od nowa restaurowanego. Niekiedy Adam żartobliwie napomykał, że stary pałacyk, już w chwili powstania rozległa i okazała budowla, obecnie stał się po prostu pałacem, coraz bardziej imponującym, budzącym podziw i zazdrość – i nikt przeciwko temu nie protestował.

Kiedyś tremo zdobiło wielki hall – zresztą niejeden, bo wielokrotnie przechodziło z rąk do rąk – wielkopańskiej rezydencji starego rosyjskiego rodu. Sąsiadowało z pociemniałymi portretami bojarów o długich brodach i srogim spojrzeniu i nowszym, ludzi we frakach, żabotach i perukach, o nadętym wyrazie twarzy. Potem zmieniało wielu właścicieli, aż w końcu trafiło na aukcję antyków w Londynie. Powiadano o zwierciadle, że przynosi nieszczęście, lecz kolejni posiadacze, zachwyceni wyglądem i imponującym majestatem lustra, ramy i podstawy, zbywali te opowiastki wzruszeniem ramion i śmiechem, pełnym politowania dla bezrozumnych bajań ciemnej tłuszczy. Ocalało nienaruszone z wielu pożarów, buntów i rzezi, dziwnym trafem tak szczęśliwie, że wielkiej kryształowej tafli i postumentu nie pokryła nawet zmarszczka stopienia od żaru buchających płomieni. Niekiedy kolejni właściciele półgębkiem wspominali legendę o tym, że zwierciadło wyszło bez szwanku nawet z zamętu i krwawych rzezi buntu Pugaczowa. Podobno Jemielian Pugaczow polecił przewozić tremo na specjalnie wykonanej, wielkiej furze, zaprzężonej w dwie pary wołów. Z obrzydzeniem przypominano, że ustawiano je w miejscach kaźni dziedziców i dworskich oficjalistów, wbijanych na pal albo rżniętych piłami, żeby, przynajmniej na początku, kiedy jeszcze nie stracili przytomności, dobrze widzieli, co się z nimi dzieje. Wódz ludowego powstania nakazał zasłaniać potem lustro trema opończą zszytą z końskich derek i nigdy nie chciał się w nim przejrzeć, lecz jego towarzysze czynili tak często, śmiejąc się i twierdząc, że oprócz swoich brodatych twarzy nic nadzwyczajnego nie ujrzeli – a więc trzeba iść dalej, mścić się za oprymowanie ludu, wycinając szlachtę w pień. Nieodmiennie opowieść tę kończono przypomnieniem ciekawostki, że jednak Jemielian jeden raz przejrzał się w zwierciadle trema – na dziedzińcu moskiewskiej turmy, kiedy już wyprowadzono go na egzekucję, jak sądzono, długą, krwawą i pełną męczarni, planowaną dla zaspokojenia wściekłości carycy Katarzyny. Zwierciadle ustawiono celowo, wycierając je starannie z kurzu, tak, aby Pugaczow dobrze się widział – i przestraszył się obrazem długiej śmierci wśród katuszy, a potem może począł skomleć o litość. Przywódca włościańskiego buntu, blady jak ściana, śmiało podszedł do lustra, i zaraz pokłonił się przed zwierciadłem w pas, krzycząc rozradowany: ”Na życzenie Katieńki użyją tylko katowskiego topora, jakież to szczęście!” – a za chwilę sam, z hardo zadartą głową wdrapał się na wózek, mający dowieść go na deski szafotu, cały czas zachowując się dumnie, jak przystało dońskiemu Kozakowi.

Już w nie tak bardzo odległych czasach konterfekty książąt rosyjskich, przodków posiadaczy lustra, rozsiekały na strzępy bagnety i szable bolszewików, a modlących się zsiniałymi wargami właścicieli zwierciadła powieszono na ulicznych latarniach, lecz tremo nienaruszone trwało dalej. Ktoś twierdził potem, może jakaś służąca, że zwierciadło odbiło postacie, kręcące się wolno na sznurach, przewiązanych przez szczyty słupów oświetleniowych, choć ustawienia lustra uniemożliwiało ten widok. Nikt w to jednak nie wierzył, traktując opowieść jak ludową bajdę prostaków, wstrząśniętych rozmachem krwawego terroru, podobnie jak i legendę o widzeniu Pugaczowa.

Mąż Anny dowiedział się o tremie od jednego z zaufanych londyńskich marszrandów i natychmiast je nabył – uczynił to zresztą bez większych trudności – gdyż olbrzymie zwierciadło wspaniale wieńczyło renowację pięknego budynku, a nadto wiązało się z nim sporo legend i opowieści – tak jak zawsze bywa z pięknym i starym dziełem sztuki.

Opowiadano o zwierciadle, że zdobiło nawet przedsionek ukrytej w głuszy leśnej daczy jednego z wodzów nowego, proletariackiego porządku. Przypadło mu bardzo do gustu, tak dalece, że kiedy aresztowano go pod zarzutem zdrady rewolucji, poprosił o umożliwienie powrotu – tylko na chwilę – do tej cichej sadyby. Uzyskał łaskawą zgodę na zaspokojenie dziwacznej, bardzo burżujskiej fanaberii, skrzętnie zresztą odnotowanej w akcie oskarżenia, jako dowód zaprzedania się drobnomieszczańskiemu stylowi życia. Człowiek ten pragnął niezwykle mocno jeszcze raz się w nim przejrzeć, może chcąc przez kilka sekund sycić umysł pięknem i majestatycznością trema, albo może tez upewnić się, jakiż los go czeka – choć już wtedy wydawał się pewny, że niebawem pistoletowa kula przewierci mu mózg.

Niekiedy cichaczem wspominano, traktując to jak starą klechdę, z nieodłącznym uśmieszkiem pobłażania rozciągającym mięśnie twarzy, że tremo pokazuje przyszłość, tak, jak podobno przedstawiło ją Pugaczowowi. Nikt w to za bardzo nie wierzył, bo człowiek pewny śmierci mógł wiele widzieć w nieskazitelnie gładkiej tafli kryształu, ale może właśnie i dlatego tak o nie dbano.

Stojąca przed wysokim zwierciadłem kobieta uwielbiała historie związane z potężnym lustrem. Nie tylko uwodziły ją zawikłane dzieje trema – Anna niemal kochała przyglądać się matowej plątaninie wzorów i wodząc placem, tak jak wiele osób przed nią, szukać nowych symboli skrytych w gąszczu dziesiątków drewnianych kwadracików, prostokątów, elips i owali. Fascynowała się tym, jakby powierzchnia konsoli kryła tajemnicę, a może dziwną zagadkę, trudną do odgadnięcia, a przecież istotną. Nieraz sama naśmiewała się z siebie, ale potem wracała, i wodząc paznokciem po lekko opalizującym blacie i coś szepcąc, szukała odpowiedzi na nigdy niesformułowane głośno pytania.

Teraz jednak z natężeniem spoglądała w lustro.

Widziała w kryształowej tafli odbicie płomyków świec lichtarzy ustawionych na stole w salonie, nieskazitelną biel atlasowego obrusa, różnokolorowe refleksy światła w kieliszkach z rżniętego kryształu, postacie córki i syna przynoszących talerze. Lśniąca porcelanowa zastawa odbijała blask wielkiego, sufitowego żyrandola.

Anna oglądała w zwierciadle świat, tak przez nią kochany. Kochała Adama. Ubóstwiała dzieci, Andrzeja i Monikę. Uwielbiała niezwykle okazałe domostwo, będące rodzinnym światem – i życie w nim.

Uśmiechnęła się do siebie – szeroko, radośnie, najszerzej, jak tylko potrafiła.

Olbrzymie lustro wiernie odwzorowało wygięcie pięknie wykrojonych warg. Błysk drobnych, foremnych zębów. Połysk drogiej szminki. Ruch języka wolno oblizującego usta.

Adam zawsze tak zapobiegliwie zbierał antyki – pomyślała z zadowoleniem. – Już wtedy, kiedy dopiero zaczynał karierę. Teraz wszyscy podziwiają wnętrze domu. Po wejściu do środka zamieniają się w słupy soli. Jakżeż to zabawne wygląda! I w końcu, koronując wszystkie wysiłki, zakupił tremo. Naprawdę pysznie.

Przyjrzała się swojemu odbiciu. Doszła do wniosku, że nadal wygląda bosko. Ogarnęło ją poczucie szczęścia.

Wciąż miała doskonałą figurę, przyciągającą wzrok, kuszącą. Czarna, delikatnie mieniąca się sukienka z dekoltem w kształcie łezki świetnie uwydatniała kształty. Kupiła ją tydzień temu, kiedy Adam telefonicznie przekazał wiadomość o swojej nominacji. Kreacja kosztowała tyle, że Anna postanowiła nigdy nie wspominać mężowi o cenie.

Adam zawsze oszczędzał, z czego ona niejednokrotnie się śmiała, uważając, że ma bzika na tym punkcie – a im bardziej się bogacił, tym bardziej to już niezrozumiałe skąpstwo pogłębiało się. Wydawali coraz więcej, a Adam trząsł się nad cenami nieistotnych drobiazgów.

Istniało jednak usprawiedliwienie tej rozrzutności. Anna niedawno podpisała umowę na przetłumaczenie wyboru opowiadań współczesnych pisarzy rosyjskich. Szczęśliwie powróciła do wykonywania zawodu, będącego pasją jej życia. Nagle poczuła, że pochłania ją coś dawno zapomnianego – pospieszne, ranne wstawanie, wertowanie słowników, sięganie do książek bardziej lub mniej znanych pisarzy, żeby odszukać nowe znaczenie jakiegoś wyrazu, początkowo bezpłodnie denerwujące, a później coraz bardziej udane budowanie zdań, akapitów, w końcu rozdziałów. Odkryła z rozkoszą, że prawie na nic nie ma czasu, bo pochłania ją prawie zapomniana, sprawiająca jednak niesłychaną przyjemność najzwyklejsza, wytężona krzątanina przy ulubionej pracy.

Poprawiła włosy. Starannie pociągnęła usta pomadką.

Szeroką i grubą ramę zwierciadła pokrywało kłębowisko finezyjnie wyrzeźbionych postaci amorków. Każdą odtworzono inaczej, a żadna twarz się nie powtarzała. Niektóre ze skrzydlatych cherubinków dęły w trzymaną przy ustach trąbkę, inne napinały łuk, dobywały strzały z kołczanu lub trzymały palec na buziach. Kilku śmiało się figlarnie.

Anna przesunęła palcem po zamyślonej twarzyczce drewnianego cherubina. Tylko on miał zaciśnięte wargi. Skrzywione usta i zmarszczone czoło tchnęły wyrazem posępnego smutku. Jeżeli odnalazło się dziwnego aniołeczka w gęstwie roześmianych twarzyczek, przyciągał wzrok. Kobiecie stojącej przed imponującą taflą srebrzonego szkła przypominał uwięzionego w masywnej obejmie zwiastuna niewypowiedzianej tajemnicy, przerażającej dla słuchacza.

– Nie frasuj się tak. – Ułożyła palec na podbródku twarzyczki. – Mamy dzisiaj wielkie święto. Wiesz, nominacja Adama. Mój przekład. Cóż za szczęście! Opuścimy cię, ale będziemy powracać. Chociaż raz mógłbyś się uśmiechnąć.

Szurgot na okiennej szybie odwrócił uwagę Anny od zwierciadła. Coś uderzyło w framugę. Mocny pogłos dziwnie łatwo przeniknął przez dźwiękoszczelne okno do obszernego hallu.

Anna wzruszyła ramionami. W tym roku cieszyła się z urodzaju włoskich orzechów w ogrodzie. Skonstatowała, że pewnie wiatr cisnął wyrośnięte owoce w twardych skorupach wprost w grube szkło, a jutro będzie musiała je pozbierać.

Przycisnęła przycisk w ścianie. Na zewnątrz metalowa markiza zsunęła się, szczelnie przesłaniając okienny otwór.

Kobieta odwróciła się.

Czuła się tak szczęśliwa, że musiała jakoś to okazać. Pragnęła coś uczynić, dziwny gest, nawet szalony, może zatańczyć – albo zacząć się śmiać, perliście, radośnie, prawie już zapomnianym młodzieńczym śmiechem beztroskiego i radosnego uniesienia. W jednej chwili zdała sobie sprawę, że nie potrafi uczynić nic więcej od pospolitego, trywialnego ruchu rąk, jakby umysł i ciało krępowała przezroczysta substancja, przyjemna w dotyku, ale pozwalająca tylko na określone zachowania.

Podniosła ręce. Na nic więcej nie umiała się zdobyć. Przez chwilę czuła żal, że nawet wtedy, kiedy jest sama, stać ją tylko na to. Poczucie jakiegoś niespełnienia, a może zniewolenia, szybko jednak uciekło, a Anna natychmiast o nim zapomniała.

Klaszcząc w dłonie, tanecznym krokiem wróciła do salonu. Przez ułamek sekundy w jej umyśle przewinęła się myśl, ze zna ten sposób poruszania się, gdzieś go widziała, może w jakimś filmie, że coś ją kiedyś niezauważalnie spętało, a ona z radością się temu poddała. Nie zastanawiała się jednak dłużej – czekało ją jeszcze sporo zajęć.

Gdyby odwróciła się, rzuciła okiem na majestatycznie wyglądającą płaszczyznę lustra, na kryształową taflę, zobaczyłaby, ze uśmiech smutnego cherubinka się pogłębił, a wąskie wargi mocnej wykrzywiły.

Posępny aniołek jakby odprowadzał wzrokiem kobiecą postać. Może pragnął jej powiedzieć – gdyby tylko mógł – że nie powinna się tak bardzo radować oczekującym ją szczęściem.

Być może, zamierzał opowiedzieć o jej poprzednikach, też śledzących w nieskazitelnie gładkiej powierzchni uczucie radości, rozświetlające ich twarze, a potem widzących u siebie tylko rozpacz.

Albo pragnął ją przed czymś przestrzec – lub coś przypomnieć.

 

***

 

– Nigdzie nie mogę się zalogować. Niepojęte.

Andrzej siedział na starej, perskiej otomanie, wpatrując się ze zdziwieniem w ekran laptopa.

– Dzieje się coś dziwnego. Mignęła wiadomość, że coś prasnęło w Afrykę. Potem połączenie się przerwało.

Anna znowu wzniosła ręce. Przez chwilę pomyślała, ze ciągle powtarza ten ruch – i nikt nie zwraca na niego uwagi.

– Nie możesz spędzić życia przed komputerem, nawet studiując w Oxfordzie – Z dezaprobatą pokręciła głową. – Zwłaszcza dzisiaj, kiedy mamy ten dzień. Nasze święto. Lepiej zrobisz, jeżeli odłożysz tę czarodziejską skrzynkę. Pomóż Monice.

W głosie Anny brzmiał nacisk, co zdarzało się rzadko. Od dawna tonowała słowa. Może chciała jeszcze powiedzieć parę ostrych zdań, ale się powstrzymała.

–– Ostatnimi czasy w Afryce zawsze coś wybucha. – Monka odęła z niesmakiem wargi. – Albo mamy zamach, albo rewolucję, a potem imigrantów – tak jak zwykle.

Twarz Moniki zastygła w wyrazie skupienia. Wzniesionymi palcami wykonywała drobne gesty, podobne ruchom dłoni dyrygenta, patrzącego na partyturę nieznanej symfonii i bezwiednie zarysowującego linię melodyczną wyimaginowaną batutą.

– Pierwszym daniem będzie zupa rakowa? – Monika odwróciła głowę w stronę matki.

– Tak – potwierdziła Anna. – Gdybym wiedziała, że raki gotuje się żywcem, zrezygnowałabym. Boże, nie mogę zapomnieć widoku ich oczu, wyłażących ze skorup. Okropieństwo.

Wstrząsnęła się z obrzydzeniem.

– Przysięgam, że nie wiedziałam, że skorupiaki żywe wrzuca się do wrzątku.

Dla podkreślenia szczerości słów Anna położyła dłoń na piersi, mocno dramatycznym ruchem, jednak pełnym gracji.

– Dobrze, że do przygotowań najęliśmy zaufaną kucharkę. – Monika prychnęła przez zęby. – Uciekłam do swoich pokojów, kiedy dowiedziałam się, jak gotuje się taką zupę. Nie wiem, czy ją zjem.

Córka formułowała zdania podobnie jak Anna – wyraźnie, dźwięcznie, z wyraźną nutką afektacji, a każde brzmiało tak, jakby zamierzała obwieścić coś niezwykle istotnego.

Monika niejednokrotnie grymasiła, oceniając usługi osób, utrzymujących w porządku dom i ogród albo przygotowujących przyjęcia. Rauty, jak coraz częściej powiadał Adam.. Niektórych pracowników, pielęgnujących pokoje i sad jednak ceniła, twierdząc, że zdobyli jej zaufanie – i że ich lubi.

– Na pewno okaże się niebywale smaczna. – Andrzej ze marszczonymi brwiami wpatrywał się w ekran. Rysy jego twarzy nadal układały się w wyraz zdziwienia. – Na koniec spróbujemy pewnie ostryg, a to też żywe stworzenia. Umierają w twoich ślicznych ząbkach, jeżeli o tym nie wiesz. Ja też je lubię, oczywiście, z odpowiednim dodatkiem świeżej cytryny.

Zamilkli na chwilę. Zdawało się, że Monika nie wie, co odpowiedzieć. Uwielbiała jeść małże, popijając dobrze schłodzonym szampanem.

Dwa lata temu ukończyła z wyróżnieniem studia finansowe w Londynie, a w nieodległym czasie miała uzyskać dyplom historyka sztuki. Adam zamierzał kupić córce spory antykwariat, potem zamienić go w duży dom aukcyjny, pozwalając Monice rozwinąć dochodową i ciekawą działalność.

Palce Andrzeja poruszały się bez chwili przerwy po ekranie. Nie czekał na słowa siostry.

– Nieprawdopodobne. Nadal nie wchodzę do systemu.

Zatrzasnął pokrywę. Potem znowu ją odchylił.

– Chciałem sprawdzić, co piszą o nominacji ojca – dodał tonem usprawiedliwienia. – Komentarze pewnie brzmią fantastycznie. Ojciec wiedział, że go wybiorą, ale dla wszystkich to sensacja. Dla tego plebsu, ciągle zajmującego się gonieniem za każdą złotówką – w głosie Andrzeja zabrzmiała pogarda – ojciec stanie się w końcu osobą naprawdę znaną. Będą znowu o kimś gadali, pisali i rozważali, jak można osiągnąć szczyt. Zdałbym wstępną relację: byłby zadowolony.

Gdyby ktoś posłuchał rodzinnych rozmów w okazałym pałacu, lśniącym teraz świeżym połyskiem niedzianego pokrycia dachów, zorientowałby się, że Andrzej zawsze mówi o Adamie „ojciec”, stale z tą samą nieudawaną nutą szacunku, a nawet bojaźni, dziwną, jak na blisko dwudziestosiedmioletniego mężczyznę, absolwenta renomowanej uczelni, dodatkowo studiującego jeszcze prawo.

Anna plasnęła w dłonie. Zręcznym ruchem przełożyła laptopa na sekreterę, ustawiona obok wezgłowia otomany.

– Bierzmy się za ustawianie! – zakomenderowała. – Pośpieszmy się! Dałam wszystkim ludziom wolne – chciałam, żebyśmy zostali sami. Wiem, że młode jagnię jest naprawdę smaczne wtedy, kiedy nie za długo piecze się na wolnym ogniu. Do tej potrawy specjalnie kupiłam nowy piec gazowy.

Wolno rozkładała błyszczące w blasku żyrandola talerze na obrusie.

– Wspaniała nominacja Adama! – Jeszcze raz pokręciła głową. – Nadal w to jeszcze nie wierzę. Zastępca prezesa centrali banku w Paryżu!

Teraz, przez króciutką chwilę, znowu poczuła coś natrętnie codziennego, zwykłego i sztucznego – nieumiejętność wypowiedzenia innych, niż zawsze, słów, jakby poruszała się w jednym zasobie zwrotów, bez przerwy używanych, do szczętu zużytych, podobnych do tych pustych i ciągle takich samych ruchów rąk i głowy –odartych ze znaczenia gestów. Tylko przez ułamek sekundy, bo zaraz o tym zapomniała.

Andrzej niechętnie wstał.

– Opanowują sytuację. – Uśmiechnął się z rozbawieniem. – Ostatnia wiadomość. Po prostu przybysz z przestworzy uderzył w tereny obok Johannesburga. Pewnie kawałek asteroidy. Nic wielkiego.

Przeciągnął dłonią po gładko wygolonym podbródku.

– Piszą, że właśnie stąd wzięły się wszystkie perturbacje – dodał po chwili namysłu. Prychnął. – Niebawem powrócimy do normalności.

Patrzyli na siebie z uśmiechem i nie zwrócili uwagi, że na obrazie, wiszącym w salonie naprzeciw wejścia do westybulu, Jezus Chrystus miał przez chwilę dziwnie odwróconą głowę, może chcąc spojrzeć w rozległą przestrzeń pomieszczenia, zajmowanego teraz przez trzy osoby – a lustro trema wiernie oddało ten nieznaczny, ale przecież wyraźny ruch.

Nie spostrzegli, że policzki Zbawiciela nabrały rumieńców.

 

***

 

Adam kupił replikę malowidła dawno, kiedy zaczynał urządzać dom. Obraz odtworzył hiszpański kopista, Jose Manuel Santamaria, mieszkający na obrzeżach Madrytu, malarz obdarzony wielkim i lekceważonym przez wszystkich talentem.

Santamaria tworzył doskonałe dzieła realistyczne, mieszając style i obficie korzystając z odkryć Caravaggia, Velazgueza, Goyi i wizjonerstwa Boscha. Nikt ich jednak nie kupował. Twierdzono, że są manieryczne i epigońskie, uważając je za zręczne naśladownictwo starych mistrzów. Proponowano Santamarii zajęcie się sztuką performance, wróżąc mu w niej wielką przyszłość, ale Hiszpan oceniał performance jako błazeństwo. Jeden z nielicznych agentów malarza wpadł na prosty pomysł: niechże Jose tworzy kopie znanych dzieł bliskich mu twórców, a jego świecący gołą skórą portfel szybko się zapełni. Santamaria spisywał się doskonale w nowej roli, mając mnóstwo zamówień. Nie potrzebował się niczym martwić – żył hulaszczo, tarzając się, wzorem Caravaggia, w wyuzdanych orgiach, coraz bardziej uzależniony od alkoholu i narkotyków, pewnie mających stłumić drążące go poczucie niespełnienia. Tak twierdzili nieliczni znajomi, podkreślając jednak rosnące mistrzostwo Hiszpana, pewność ręki i niebywałą sprawność.

Ten okres trwał jednak krótko, bo Santamaria począł malować kopie doskonalsze od oryginałów. Przekonał się o tym jeden z nabywców, znawca sztuki, zainteresowany repliką obrazu Vermeera. Odkrył, że to, za co suto zapłacił, ceniąc umiejętności Jose, jest malarsko o wiele lepsze od pierwowzoru. Santamaria w obrazie inaczej rozłożył światłocienie, nadał twarzy kobiecej postaci mało uchwytny, jakby domyślny, ale wyrazisty rys drapieżności, może i tłumionego okrucieństwa, wzbogacił kolorystykę, wkomponował kilka świetnie odtworzonych, niepokojących widza szczegółów. Nabywca nie protestował, zorientowawszy się, że dzieło Hiszpana może mieć znaczną wartość. Ale innym poprawki i samowola Santamarii nie przypadły do gustu – i malarz gwałtownie tracił klientów.

Adam potrzebował do pałacu akcentu artystycznego, podkreślającego szacunek do wiary. Zwrócił uwagę na reprodukcję obrazu Melchersa „Wieczerza w Emmaus” – solenną pracę, niespecjalnie porywającą, choć niezłą. Uznał, że się nada, bo malunek Melchersa nie epatował religijną ostentacją. Czasy się zmieniały i taki element miał znaczenie podczas rozmów o coraz większych interesach. Adam twierdził, że dyskretny, ale wyrazisty symbol religijny w salonie będzie jak najbardziej właściwy, a dzieło amerykańskiego twórcy świetnie się do tego nadawało.

Santamarię polecił właściciel niewielkiej firmy z Zurychu, specjalizującej się w sprzedaży cennych drobiazgów i bardzo starannie wykonanych replik obrazów. Podczas lunchu w jednym z przytulnych klubów szczerze – tak wydawało się Adamami – przedstawił sytuację.

– Jose sam się wykańcza – stwierdził z uśmiechem jowialny Szwajcar, dolewając parę kropel koniaku do kawy. – Ale maluje nadal fantastycznie. Ogarnia go coraz większe, kompletnie niezrozumiałe szaleństwo. Właściwie jedno trzyma go przy życiu i wkłada w to całą swoją skołataną duszę – malarstwo. Nie wiem, o co mu chodzi. Mówią, ze miewa jakieś wizje, a on sam powiada, że doznał iluminacji.

Agent parsknął urywanym śmiechem

– Zapłaci pan niewiele, naprawdę, jak dla pana, tyle, co nic – nawet doliczając moją prowizję – kontynuował. – Widzi pan – oczy pośrednika błysnęły – ten człowiek dożywa swoich dni, bo coś go opętało. Jego obrazy, te niby kopie, tak doskonałe – w głosie agenta zabrzmiała pewność kogoś, kto prawie całe życie strawił na handlu dziełami sztuki i się na nim dorobił – osiągną po śmierci Jose znaczną wartość. Perspektywicznie jest to świetny interes.

Przerwali na chwilę. W milczenie obaj zajadali się pysznymi lodami.

– Przyznam, że trochę pomagam Jose. Nie wiem, dlaczego. – Szwajcar ze smakiem oblizał łyżeczkę. – Może to sentyment do naprawdę dobrej sztuki, a może po prostu go lubię. On jest kimś jakby przeniesionym z dawnych czasów. Może wie o czymś, o czym już zapomnieliśmy. Ale będzie pan zadowolony, to pewne. Otrzyma pan więcej niż replikę. Dużo więcej.

Dłoń z łyżeczką wykonała szeroki gest w powietrzu.

Adam bez wahania podpisał czek.

Parę miesięcy później, wertując specjalistyczny periodyk, z krótkiej notatki dowiedział się, że Santamaria nie żyje. Zmarł w swoim domu, w niesprzątanej od dawna willi. Udusił się własnymi wymiocinami. Znaleziono go po kilku dniach od zgonu, leżącego pod sztalugą, pośród pustych butelek po ordynarnym samogonie, fiolek i pogiętych strzykawek. W dłoni trzymał pędzel, może chcąc, zanim wyda ostatnie tchnienie, nałożyć kolejną warstwę farby. W pokojach nie znaleziono żadnego obrazu, czemu Adam się nie dziwił – szwajcarski agent wyglądał na człowieka przezornego i zapobiegliwego – oprócz jednego, tego na blejtramie: kolejnej kopii obrazu Melchersa.

Gdyby Monika, lubiąca dzieło Santamarii, przyjrzała mu się dokładniej, pewnie dostrzegłaby, że palce Zbawiciela zaciskają się teraz o wiele mocniej na owocu, trzymanym w uniesionych dłoniach – tak silnie, że zaczyna z niego kapać płyn, przypominający jednak nie sok, a prawdziwą krew, plamiącą stół.

 

***

 

Adam starannie wmasowywał żel w podbródek i policzki.

Miał bardzo silny zarost. Pragnął dzisiejszego wieczoru wyglądać jak najlepiej, więc ponownie się ogolił. Przyzwyczaił się już do konieczności dwukrotnego używania golarki w ciągu dnia.

Uważnie i krytycznie studiował odbicie rysów twarzy w łazienkowym lustrze. Widział nadal przystojną twarz osoby, radzącej sobie w życiu – i bardzo bogatego człowieka, tak majętnego, że jego nazwisko od kilku lat notowano w corocznych zestawieniach ludzi dysponujących wielkimi fortunami, co prawda, jeszcze na końcu list, ale – jednak już wpisywano.

Teraz jednak o tym nie myślał. Po prostu oceniał swoją twarz, systematycznie i starannie. Miał na to czas i zamierzał dobrze go wykorzystać – tak jak zawsze.

Widział mocno zarysowany, kanciasty i wydatny podbródek, chude policzki, ładnie wykrojony, lekko zadarty nos.

Kilka razy zmarszczył długie, nieco siwiejące brwi. Z satysfakcją stwierdził, że całkiem nieźle wyglądają. Niewielkie worki pod źrenicami przydawały twarzy wyrazu spracowania i zmęczenia. Nie rzucały się jednak zbytnio w oczy.

Zmierzwił dłonią gęstą, szpakowatą czuprynę. Ciągle cieszył się, że twarde jak druty włosy stawiają mocny opór palcom. Zakola nad czołem znowu się uwydatniły, jednakże umiejętnie zaczesana czupryna znakomicie maskowała początki łysinki.

Szare tęczówki w lustrze patrzyły twardo i badawczo. Zdawały się oceniać każdy szczegół.

Gdyby ktoś chciał określić charakter Adama po wyglądzie twarzy, od razu zwróciłby uwagę na przenikliwe spojrzenie dużych, szarych oczu. Osoba studiująca fizjonomię niedawno golącego się mężczyzny szybko zdałaby sobie sprawę, że umysł kryjący się za bystro, bez zmrużenia powiek patrzącymi gałkami ocznymi jest równie przenikliwy jak wzrok. Umie prędko i trafnie wyciągać wnioski – i potrafi natychmiast je realizować.

Uśmiechnął się do swojego odbicia.

Trudne lata dochodzenia do wielkiej fortuny nie pokryły warstwą sadła nadal szczupłej sylwetki. Adam często powiadał, że wszystko, co spożywa, po prostu natychmiast spala, w pędzie działania, w kręcącym się młynie dziesiątków ryzykownych operacji finansowych. Ze śmiechem wspominał, jak nieraz tygodniami zajadał się talerzami frytek i golonkami, polanymi jeszcze suto tłuszczem – i chudł.

Zaczął się powoli, a potem coraz szybciej bogacić dawno temu, kiedy ukończył studia matematyczne i zabrał się do pisania doktoratu. Wszystko się zmieniało, a on, jak wielu, dostrzegł w przemienianiu rzeczywistości swoją szansę. Pożyczał pieniądze, początkowo niewielkie, i obracał nimi. Szczęśliwie, choć zakonotował kilka porażek – a prędko coraz znaczniejszymi sumami: dziesiątkami tysięcy dolarów, setkami tysięcy, w końcu milionami. Pomagał mu jego ścisły umysł, przypominający, jak Adam nadmieniał ze śmiechem, dobrze zaprogramowany mózg elektroniczny. Zajmował się wszystkim, czym się dało – spirytualiami, surowcami, tekstyliami, lekami, potem akcjami i papierami dłużnymi. Nigdy nie przekraczał granic prawa, sprytnie je tylko, z pomocą nielicznej grupy zaufanych osób, omijając. Czasami, z zaciśniętymi zębami i furią w sercu, musiał się opłacać dziwnym ludziom, próbującym ściągać od niego haracz. Wycofywał się wtedy natychmiast, od razu znajdując kilka nowych sfer działania, jeszcze nie zagospodarowanych, ryzykownych, lecz zarazem nieprawdopodobnie dochodowych.

W pewnej chwili zorientował się, ze właściwie za niczym nie potrzebuje gonić – zgromadził tak dużo, że coś, co eufemistycznie nazywał „rodzinnym kapitałem” samo się gwałtownie pomnażało – wystarczało właściwie zarządzać aktywami. Dokończył prawie już zapomniany przewód doktorski i zajął się tylko jednym – obrotem kapitałem i finansami.

Teraz, kiedy badał przez długą chwilę twarz, minione lata nagle stanęły mu przed oczyma.

Oparł palec na lustrzanym koniuszku nosa.

– Szczęściarzu – przemówił łagodnym tonem. – Dopiero teraz nacieszymy się życiem. Wszystko jeszcze przed nami.

W zamyśleniu patrzył w lustro. Adam zawsze się śpieszył i nie poświęcał przy goleniu zbyt wiele uwagi ocenie swojego oblicza.

Z uśmiechem zadowolenia studiował wygląd czoła, warg i policzków zastępcy dyrektora centrali wielkiego banku, mającego oddziały w całej Europie i w większości krajów świata. Nowego konglomeratu, ekspansywnego, zamierzającego przejąć paręnaście innych spółek finansowych i rozszerzyć strefę wpływów.

Dzisiaj rano odebrał nominację rady nadzorczej. Zaczynał się wspinać po szczeblach drabiny wielkiej kariery.

Będziemy musieli przenieść się do Paryża – pomyślał, zakładając koszulę. – Boże, Anna będzie taka szczęśliwa.

Wiązał teraz muszkę. Smokingowa marynarka wisiała na uchwycie obok drzwi. Zwykle Adam, jeżeli koniecznie musiał włożyć smoking, po prostu go wypożyczał. Kiedy dowiedział się o wielkim awansie, kupił taki strój. Nie chciał na rodzinnej uroczystości wystąpić w nie swoim ubraniu. Długo dobierał krój i rozmiar, ale teraz z przyjemnością oglądał ubranie. Nabył od razu dodatkowo tuzin smokingów, nieco różniących się od siebie. Firma dawała spory rabat za tak znaczny zakup, a więc nie omieszkał z niego skorzystać – po prostu wszystko kosztowało znacznie taniej. Uważał, że jest to ważne.

Włożył do kieszeni spodni skórzane etui z kluczykami nowego auta. W drugiej umieścil elektronicznego pilota.

Limuzyna prezentowała się doskonale. Adam miał pewność, że Anna oniemieje na jej widok. Piękny samochód najwyższej klasy, przeznaczony dla niej. Tylko to się teraz liczyło.

Ponownie wyciągnął ze spodni niewielki pokrowiec. Zamierzał coś sprawdzić, jak zwykle dokładnie.

Patrzył na niego w zamyśleniu. Wrażenie niemalże doskonałości małego etui pogłębiło się – odpowiedniej grubości, wspaniale wyprawiona i barwiona bawola skóra, potrójne szycie, specjalne nici, kształt, doskonale pasujący do dłoni. Ekskluzywny wyrób, dyskretnie doskonały – tak jak wszystko, co go otaczało. Przedmiot znowu przywiódł natrętnie pojawiającą się ostatnio w umyśle myśl, że jednak coś stracił – coś ważnego. Miał poczucie, że niesie go – bez jego woli – niewidzialna, słodko pachnąca i miła dla duszy breja wielu takich drobiazgów, ciągle tych samych głupio idyllicznych, do niczego nie zmuszających dni – i pogłębiającej się samotności.

Chowając wytworne etui, Adam pomyślał, że przed snem rzuci okiem w zwierciadło trema. Przejrzy się w nim. Znał jego historię, na tyle, na ile dało się ją odtworzyć. Przeczytał podczas jednego z lotów do Singapuru dossier zwierciadła, pieczołowicie przygotowane przez agenta domu aukcyjnego. Wiedział, że wielkie zwierciadło wykonał wenecki mistrz, opętany ideą stworzenia lustra doskonałego, tak perfekcyjnego, że odwzorowywałoby dokładnie wszystko, bez najmniejszej skazy.

Historia trema obfitowała w wiele luk i niejasności, ale podkreślała, że twórca trema włożył w pracę wszystkie umiejętności – i całą duszę, oczywiście, nie osiągając zamierzonego efektu, będącego tylko mirażem jego wyobraźni. Krótka wzmianka stwierdzała sucho, że twórca lustra sądził, że jego dzieło może nawet pokazywać przyszłość. Los Wenecjanina kompendium kwitowało zdawkowo – niektórzy z jego czeladników twierdzili, że oszalał i zakończył żywot w przytułku dla obłąkanych. Pozostali powiadali, że stał się eremitą i do końca swoich dni, samotny, w ciszy i skupieniu pustelni tworzył nowe lustra, jeszcze doskonalsze. Więcej informacji dossier przynosiło o twórcy ramy – zwykłym rzemieślniku, ale o wielkim talencie, ogarniętym od dzieciństwa pasją rzeźbienia i, podobnie jak Andriej Rublow w malarstwie, chcącym przekazać iw twarzyczkach i postaciach cherubów chwałę i mocy boską. Snycerz pewnie nawet nie wiedział o istnieniu Rublowa, ale, jak wielu ludzi niekończących się równin Rosji, ogarniętych przenikającą ich dusze nieposkromioną pasją tworzenia, kierował się tą samą ideą. Znano tylko jego imię: Wasyl, więc określano go Wasylem Bezimiennym.

Rama trema należała do mało znanych wytworów rąk Wasyla.

Nagły powiew powietrza z uchylonego okna łazienki musnął policzek Adama.

– Ucieka ciepło, trzeba domknąć szybę – mruknął pod nosem. – Zawsze należy oszczędzać.

Ze zdziwieniem przyjrzał się kilkudziesięciu drobinom pyłu, osypujących się po szklanej tafli, o wiele większych niż zwykłe ziarenka piachu niesionego wiatrem. Opuszkami palców wyczuł, że są twarde, wilgotne i szorstkie w dotyku.

Nieuważnym gestem strzepnął wszystkie na parapet. Starannie zamknął okno.

Zakonotował sobie w pamięci: przejrzy się w wielkiej tafli zwierciadła trema. Adam miał pewność, że jeżeli nawet rzeczywiście lustro coś pokazuje, coś wykraczającego ponad zwykłe, symetryczne odbicie rzeczywistości, jemu ukaże szczęśliwą przyszłość i spełnienie zamiarów.

Sprecyzował myśl: odzyskania miłości Anny i wspięcia się jak najwyżej, w tej kolejności.

Zamykając drzwi, już nie usłyszał kolejnych, silnych uderzeń gęstych tumanów piachu w okna i mur.

 

***

 

– Świece cudownie pachną – zauważyła Monika, pociągając nosem. – Sama wybierałam. Kupiłam najlepsze.

Andrzej nachylony nad wazą z zupą rakową, wdychał zapach potrawy, a może poszukiwał w zawiesistym płynie śladów po oczach czerwonych skorupiaków. Zatarł ręce, jakby widok wnętrza naczynia wzbudził w nim apetyt.

Monika zręcznie nakładała szparagi na talerzyki.

– Od dłuższego czasu wszystko nam się udaje. – Adam pokiwał głową. Uważnie nalewał wino do kieliszków. – Cieszmy się z tego.

Kwestia, jaki rodzaj wina jest właściwy do zupy rakowej, stał się wcześniej przedmiotem dyskusji pomiędzy Anną i Moniką, nie do końca rozstrzygniętej.

– Teraz czeka nas Paryż. – Anna westchnęła. – Już na stałe.

– Zacznę tam zbierać obrazy. – Adam zaśmiał się. – Od dawna o tym marzyłem. Teraz, przy moich zarobkach, powiedzmy szczerze, potężnych dochodach, możemy sobie na to pozwolić. Oczywiście w granicach rozsądku, pamiętam o tym.

Wstrząs zasygnalizowało drżenie stołu i lekko kołyszący się wielki żyrandol. Kryształowe wisiorki sufitowego świecznika zadźwięczały przeciągle. Ich głos brzmiał dostojnie, a jednocześnie świergotliwie, jak kląskanie ptaków.

Kiedyś wieloramienny, złocony żyrandol wisiał pod sklepieniem dużej kaplicy jednego z kościołów. Teraz, wyposażony w elektryczne żarówki, doskonale imitujące świece, rozświetlał każdy zakątek wielkiego salonu – i wcale nie raził wielkością w obszernym i niezwykle wysokim pomieszczeniu, wręcz przeciwnie, pięknie wpisywał się w rozległy przestwór salonu, dawnej sali balowej.

– Jejku, jak ślicznie brzęczą. – Monika zadarła głowę. – Przypominają melodyjkę pozytywki, kupionej przez tatę, kiedy ledwo odrosłam od ziemi. Przecudownie grają.

Twarz Moniki rozpromieniła się w uśmiechu. Trzymając w dłoni widelec z kęsem jagnięciny, z zachwytem wpatrywała się w coraz wolniejszy ruch rzucających refleksy światła szklanych ozdób.

Odgło powoli zamierał.

– Cóż się stało? – Anna pospiesznie wytarła usta chusteczką. – Wybuch gazu w sąsiedztwie? Musimy kogoś powiadomić.

Jej twarz wyrażała niepewność, podszytą odcieniem lęku. Może Anna bała się, że jakieś zdarzenie z otaczającego pałac świata zepsuje nastrój rodzinnego spotkania. Uważnie spojrzała na przysadzistą komodę w rogu. Po południu położyła na blacie mebla, wyrobu Chippendale’a, spory stos kartek papieru – kompletny już przekład. Zamierzała się nim pochwalić mężowi i dzieciom, jeszcze podczas kolacji.

– Chyba nie. – Andrzej sceptycznie pokręcił głową. – Słyszelibyśmy. Niedaleko jakaś firma prowadzi wiercenia badawcze i pewnie natrafili na coś w ziemi. Pracują po południu, to się często zdarza.

Stłumiony grubością murów jęk syren przywołał z powrotem uśmiech na twarzy Adama. Odwrócił głowę, przysłuchując się cichnącemu zawodzeniu trzech klaksonów alarmowych pojazdów, przejeżdżających nieodległą ulicą.

Płomyki świec nadal się chybotały. Knoty zaczęły skwierczeć.

Andrzej nieco przesunął pokrętło palnika, podgrzewającego tuszę jagnięcia. Niebieskawy płomyczek przydusiły krople tłuszczu, intensywnie kapiące w jedno miejsce.

– Ktoś zareagował. Bardzo dobrze. – Adam przerwał wysysanie zawartości sporego brzucha raka. – Pyszne mięso.

Z uwagą spojrzał na wielkie odnóża skorupiaka, może zastanawiając się, czy warto je gryźć.

– Wisiorki tak pięknie błyskają. – Monika westchnęła. Ciągle patrzyła w górę. – A ja jeszcze pamiętam tamto brzmienie.

Zaczęła naśladować zapamiętane z dzieciństwa łagodne akordy muzycznego mechanizmu.

– Stary przyrząd nadal działa. – Adam z zadowoleniem zatarł ręce. – Zepsuliście go dawno temu, ty i Andrzej. Niedawno oddałem do naprawy rozregulowaną przez was pozytywkę. Rozstroiliście ją do imentu.

Andrzej pstryknął przyciskiem pilota telewizora. Wielki ekran wiszący na ścianie błysnął ostrym kontrastem kolorów.

Na płaskiej powierzchni mężczyzna w źle zawiązanym krawacie bezgłośnie poruszał ustami. Kamera przeskoczyła na obraz kulistego wykresu, pokrytego pofałdowanym siatkami. Wykres przecinały dwie linie – prosta o czerwonej barwie wyraźnie odchylała się od drugiej, zielonej.

Obraz przesłoniła męska dłoń z sygnetem na serdecznym palcu, trzymająca wskaźnik. Koniec strzałki przesuwał się po czerwonej, uciekającej w dół linii.

– Nie ma głosu. Kolejny raz dzieje się coś dziwnego – ze zdziwieniem stwierdził Andrzej. – Nie potrafię tego zrozumieć.

Położył stołowy nóż na obrusie.

– Poszperam w sieci i zaraz czegoś się dowiemy. Poczekajcie, to potrwa chwilę.

W stojącym w westybulu tremie odbijały się postacie czterech osób siedzących przy stole. Ich szczęśliwe twarze. Uśmiechy. Oszczędne albo gwałtowne gesty dłoni. Poruszające się wargi. Błysk zębów. Strużki oparów unoszących się z korpusów wypalonych do połowy świec. Refleks od płomienia podgrzewacza, nadal delikatnie muskającego upieczone wcześniej jagnię i nadającego bardziej nasyconą barwę jego brązowawej skórce. Nieliczne już krople ciągle wytapianego zwierzęcego tłuszczu, kapiące na owalną podstawę urządzenia, wykonaną ze złoconego brązu.

– Zgaszę trochę świateł. – Anna podniosła się z krzesła. – Lichtarze najzupełniej wystarczą.

Adam uśmiechnął z widocznym zadowoleniem. Pewnie chciał to zaproponować, ale żona go ubiegła.

Cień, padający na twarzyczkę zamyślonego cherubinka w oprawie zwierciadła, pogłębił wyraz smutku, ukryty w jego zmęczonych oczach. Z każdą gasnącą żarówką półmrok, powoli okrywający malutką postać z palcem na ustach, stawał się głębszy, ale drewniane oblicze wcale nie znikało – nabierało teraz wyrazistości, jakby oświetlał je nieistniejący snop światła.

– W Afrykę uderzyła druga część tej asteroidy. – Andrzej wykonał niepewny ruch dłonią. – Ziemska oś chyba zmieniła położenie o kilka stopni.

Wolno pokręcił głową gestem wyrażającym zdziwienie.

– Tak przypuszczają naukowcy – dodał z wahaniem. – Kurwa, ale piszą też, że to się w ogóle nie mogło zdarzyć. Nawet duża asteroida nie jest w stanie wykrzywić ziemskiej osi. Po prostu taki przybysz ma za mała masę. Kurwa, nie wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi! To jest… niemożliwe.

Widać było, że Andrzej nie umie dobrać zakończenia ostatniego zdania. Bezgłośnie poruszał wargami, może szukając właściwego słowa.

– Synu, opanuj się – głos Adama brzmiał zimno. Lekko karcąco, jak wtedy, kiedy odrzucał natrętną propozycję interesu, nie rokującego powodzenia. Postukał widelcem w atłasowy obrus. – Coś się wydarzyło: ktoś potem wszystko wyjaśni. Nie przeklinaj niczym prostak. Nie przy wspólnym stole.

– Jutro rano dowiemy się wszystkiego. – Anna odęła wargi. – Jutro będziemy mieli czas na studiowanie wiadomości.

Andrzej z trzaskiem zatrzasnął pokrywę laptopa.

– Przepraszam – stwierdził ze skruchą, unosząc ręce. – Stało się coś niepotykanego. Zrozumcie mnie. Nieprzewidywalnego.

Martwe jagnię, nabite na długi rożen, napędzany silniczkiem podgrzewacza, mocno już okrojone, obracało się powoli, nadal wydalając nieco stopionego sadła. Żar palnika gazowego pojemnika nagrzewał powietrze, powodując chybotanie płomyków świec, rzucających dziwne refleksy na sufit, ściany – i na kopię obrazu Melchersa. Może ten dodatkowy światłocień spowodował, że wargi Zbawiciela ułożyły się teraz w pobłażliwy uśmiech, jakby osoba w powłóczystych szatach rozumiała, czemu nikt nie pojmuje, o czym mówi Andrzej.

Andrzej, znowu kręcąc głową, ponownie odchylił czarną pokrywę.

– Chyba znają już przyczynę zdarzenia – stwierdził z nikłym uśmiechem. – Ta planetoida niespodziewanie uderzyła w dużą sondę badawczą, mającą dotrzeć do jakiś tam odległych czeluści wszechświata – i zmieniła trajektorię, zderzając się z kulą ziemską. Dziwny przypadek.

Wzruszył ramionami.

– Do atmosfery dostał się pył – ciągnął po chwili milczenia. – Strasznie dużo pyłu. To wszystko jest w ogóle możliwe?

Machinalnie włożył do ust kawałek jagnięciny i zaczął żuć.

– Chyba tak. – Adam też dobrał sobie mięsa. – Wielokrotnie już o tym słyszeliśmy. Chyba najczęściej wtedy, kiedy wybucha wulkan.

Popukał palcami w obrus.

– To ważna informacja.

Powieki szarych oczy zwęziły się.

– Zajmę się tym od rana, bo ten wieczór jest tylko dla nas.

Przez ułamek sekundy Adam chciał opowiedzieć o tym, że wiele obligacji i akcji straci na wartości, a inne zyskają. Zatrzęsą się kursy kilku walut, w tym pewnie bitego ze złota krugerranda. Zamierzał napomknąć o tej ważnej konstatacji, ale znowu poczuł, że wspomni o kolejnych wytwornych drobiazgach, o kolumnach cyfr na znanych tylko nielicznym kontach z długimi szeregami zer na końcu, że opowie historyjkę o cudownie pachnącej brei, coraz bardziej go wchłaniającej, zawłaszczającej całe jego życie – i duszę.

Niezauważalnie dla wszystkich wzdrygnął się i zmilczał.

Jagnięcina smakowała wybornie, więc po prostu nałożył na talerz dodatkową porcję.

– Zanieczyszczeń w powietrzu jest sporo – niepewnie dopowiedział Andrzej. – Tworzą tumany. Obłoki. Właściwe nie wiadomo, co. No i, kurwa, doczytałem się czegoś takiego: nawet największa rakieta nie zmieniłaby toru lotu asteroidy. To nie powinni się zderzyć! A wszystko zostało wcześniej obliczone. Mieli się minąć, i to z daleka! Cóż za szajs.

Twarz Anny stężała w grymasie gniewu.

– Jędruś, nie psuj wieczoru głupotami. – Drobna dłoń kobiety plasnęła w stół. – Pewnie to jest ważne, ale zajmiemy się tym jutro. Chłopcze, opanuj się.

Adam otworzył usta, chcąc cos powiedzieć, ale uprzedziła go Monika.

– Będziemy chodzili przez parę dni w maseczkach – Monika parsknęła. Dłonią zatuliła wargi, najwidoczniej powstrzymując wybuch śmiechu. – Będziemy wyglądać jak pacjenci rozciągającej się wszechobecnej kliniki. Wszyscy ludzie. Wyobrażacie to sobie?

Palcami przetarła załzawione powieki, lekko rozmazując makijaż.

Nawet jej brat wybuchnął niepohamowanym śmiechem.

Zwierciadło trema wiernie pokazywało rozciągnięte grymasem chichotu twarze czterech postaci, siedzących przy stole. Policzki Andrzeja, drgające niepohamowanym grymasem rozbawienia, a może jednak strachu. Postać Moniki, kręcącej się w poszukiwaniu puderniczki. Stosik kartek leżącego na komodzie zapomnianego tłumaczenia Anny.

Dokładnie odbijały też postacie z kopii obrazu Melchersa, w pełnej dystynkcji surowej, prostej ramie – właściwie przecież obrazu Santamarii – wiszącego na wprost przejścia do westybulu – i to, że Chrystus powoli podnosi się z krzesła.

 

***

 

Majestatyczna tafla lustra błyszczała w westybulu – i Andrzej, siedzący przy stole, dobrze ją widział. W jakiejś chwili Monika zapragnęła sprawdzić ułożenie fryzury i włączyła dwa kinkiety, nadal łagodni świecące – po prostu potem ich nie zgasiła – i teraz, w półmroku wielkiego hallu światło żarówek jeszcze lepiej uwydatniało doskonałość szlifu szkła i gładkość powierzchni.

Lustro wyglądało jak zawieszona na ścianie, wypływająca z sufitu struga srebrzystego blasku.

Andrzej bębnił palcami po stole. Odgłos tłumił gruby obrus, ale, mimo to, mocne uderzenia dłoni przypominały swą siłą pukanie do drzwi. Siedzieli sami – Adam zarządził przerwę przed deserem, i wraz z Anną wyszedł na taras.

– Pierdolenie o Szopenie. – Palce Andrzeja wyciągnęły się w stronę laptopa, ale zaraz cofnęły. Zamaszyście splunął na dywan. – Starzy poszli pogruchać, więc powtórzę: pierdolenie o Szopenie.

Pokrywa przenośnego urządzenia zdawała się nęcić Andrzeja, ale i jednoczenie, pewnie po raz pierwszy w życiu, odstraszać. Dłoń wyciągała się i cofała, jakby lękał się unieść wieko laptopa. Nieskoordynowane poruszenia ramienia przeplatał ruchem głowy, odwracającej się w stronę trema.

W końcu dolał wina do kieliszków, uważnie patrząc na szyjkę butelki. Może sprawdzał, czy nie drży mu dłoń. Czubkiem buta starannie roztarł plwocinę.

Dywan, leżący na modrzewiowych deskach podłogi, wyglądał elegancko, jak wszystko w rozległym pałacu, ale niczym szczególnym nie imponował. Anna od dawna zamierzała go zmienić, lecz nawał zajęć przy tłumaczeniu nie pozwolił na dokonanie zadowalającego ją wyboru. Odłożyła sprawę na później, tak jak wiele innych.

Monika nie zwracała uwagi na brata: oglądała swoje paznokcie. Podobnie jak matka, poświęciła wczorajsze przedpołudnie na wizytę w jednym z najlepszych gabinetów kosmetycznym.

– Człowieku, czy ty jednak nie przesadzasz?

W głosie Moniki zabrzmiał zwykły dla niej ton wystudiowanej afektacji. Andrzej pil wino z szerokiego kieliszka, a właściwie je chłeptał, jak zmęczony pies syci pragnienie wodą z kałuży.

– Ani trochę. – Odstawił kieliszek. – Tylko nikt tego wszystkiego nie rozumie, nawet ty. Przecież coś się, kurwa, chyba kończy, a my o tym nie myślimy!

Teraz Monika z uwagą przyglądała się niewielkiemu półmiskowi z ostrygami – i nożowi o wąskim, ale grubym ostrzu, służącemu do rozwierania twardych osłon.

Nie zwróciła uwagi na słowa brata. Andrzej, kiedy sobie podchmielił, wygadywał czasami najprzeróżniejsze głupstwa – przekonała się już o tym parę razy.

– Naprawdę uważasz, że one jeszcze żyją?

Ostrzem wskazała na cielistą masę w środku rozchylonych małżowin.

Monika do wszystkiego i wszystkich zachowywała dystans, nawet w stosunku do rodziców. Adam uważał, że to świetna cecha charakteru, a połączenie znajomości ekonomii i wiedzy o sztuce przyniesie córce sukces w prowadzeniu domu aukcyjnego, Często korzystał z pomocy Moniki przy zakupach elementów urządzenia pałacu, mawiając ze śmiechem, wyraźnie podszytym dumą, że jego dziecko ma naprawdę dobre oko – i świetnie sobie radzi podczas licytacji wybranych okazów.

Teraz Monika uważnie wpatrywała się we wnętrzu ostrygi. Z widocznym wahaniem wycisnęła kilka kropel soku z przeciętej na pól dorodnej cytryny.

– Już więcej nie czytaj. – Stanowczym ruchem zatrzasnęła pokrywę komputera. – Zdaje się, że to ci szkodzi. Starzy się tak cieszą z dzisiejszego wieczoru. Chyba znowu się odnaleźli. Przecież nie dzieje się nic naprawdę nadzwyczajnego.

Wbiła nóż i widelec w głąb małża. Bardzo uważnie oglądała kęsek wyjęty ze środka.

– Dobrze – ospale odpowiedział brat. – To pewnie nie ma już żadnego znaczenia. I nie będzie miało.

Nadal patrzył w stronę westybulu, pewnie chcąc spojrzeć w srebrzystą taflę lustra trema. Głowa zwracała się ku hallowi, a cało parę razy przechyliło do przodu, może po to, żeby wyraźniej widzieć.

Andrzej nie znał dokładnie historii lustra i w ogóle się nią nie interesował. Opowiadania matki o legendach, związanych ze zwierciadłem nużyły go, więc najczęściej kwitował je mało uprzejmym wzruszeniem ramion. Jednak teraz, w przytulnym półmroku pokoju, po raz pierwszy zdawał się łaknąc zerknięcia w olbrzymią taflę kryształowego szkła – i przejrzeniem się w nim – ale nie uczynił nic, nawet kroku, aby podejść bliżej.

Może nie posiadał odwagi Pugaczowa, a może jednak kiedyś, przypadkiem, słyszał o tej historii.

Gdyby Andrzej stanął przed lustrem, zobaczyłby, że na obrazie Santamarii dłonie Chrystusa już prawie zmiażdżyły dorodną pomarańczę, a na stół padają kawałki krwistoczerwonego miąższu, podobnego strzępom zmiażdżonego mięsa.

 

***

 

– Zrywa się wietrzyk. – Anna położyła dłoń na ramieniu męża. – Chwilami mocno dmucha.

– Świetnie. – Zęby Adama błysnęły w szerokim uśmiechu. – Odwraca od ciebie zapach tytoniu. Wiem, że go nie znosisz. Za parę godzin, może dni, wietrzysko pewnie ustanie.

Po raz kolejny się zaciągnął.

Sporo palił i gustował w pospolitych kubańskich cygaretkach. Lubił jednak ten tani gatunek, kupowany jeszcze w czasie studiów – i nie mógł się z nim rozstać. Niejednokrotnie w doborowym towarzystwie dziwne upodobanie sprawiało kłopot, ale Adam radził sobie, tłumacząc, ze jest reminiscencją czasów młodości.

Z nietłumioną rozkoszą wdychał mocny dym.

Stali na tarasie, w rozległym uskoku bocznej ściany głównego korpusu budynku. Załamanie murów dobrze chroniło przed wiatrem, a nawet przed wichrem, nacierającym od południa, mało w tym miejscu odczuwalnym. Żółtawe światła ulicznych latarni świeciły kilkadziesiąt metrów dalej, przesłonione przez wyrośnięte konary i listowie ogrodowych drzew. Teraz, w mroku wieczoru, lampy obramowujące jezdnię wyglądały jak oświetlone od wewnątrz choinkowe ozdoby, przywieszone do gałęzi.

Pogłos przejeżdżających samochodów tłumiła roślinność wielkiego sadu. Brzmiał jak szmer nurtu wolno płynącej rzeki. Tylko niekiedy ostry buczek klaksonu przypominał, że za metalowymi prętami ogrodzenia rozciąga się podmiejska ulica.

Adam zakarbował w pamięci, że należy zlecić przycięcie gałęzi. Mógł też zrobić to sam, w któryś z nielicznych naprawdę wolnych weekendów.

Ta myśl wprawiła go w zadowolenie.

Wypuszczą nowe pędy – pomyślał z radością. – Stworzą rozleglejszą ścianę zieleni. Będziemy w ogrodzie czuli się jak w mitycznym Edenie, stworzonym tylko przez nas i tylko dla nas.

– Wiesz, z czego cieszę się najbardziej? – Anna machnęła ręką.

Kłąb dym z cygara poleciał w jej stronę. Anna kaszlnęła. Przysunęła się do męża.

– Cieszę się z tego, że tak dużo jeszcze przed nami – stwierdziła z zadumą. – Znowu tłumaczę z rosyjskiego. Opowiadałam już o tym. – Wtuliła policzek w ramię Adama. – Ty osiągniesz sukces.

Używała zwykłych zwrotów, mocno wyświechtanych, i wiedziała o tym, ale zdawało się jej, że teraz nabierają znaczenia, a stojący obok mężczyzna słucha ich z uwagą. Nie miała poczucia, że powiedziała coś oczywistego, śmiesznie brzmiący frazes – przeciwnie, czuła, że wyzwala się ze słodkiej leguminy otaczającej ją idylli. Jeszcze może nie do końca, ale wykonuje pierwszy krok.

– Tak dużo jeszcze przed nami – powtórzyła. W jej głosie zabrzmiało uniesienie. – Wspaniale wszystko się układa. Nawet ten wieczorny powiew jest wyjątkowo ciepły, choć porywisty.

Rozprostowała szeroko ręce, szczerym i niewystudiowanym gestem, jakby coś od siebie odrzucała.

Powiewy mas powietrza się wzmagały. Korony drzew szumiały, gięte uderzeniami wichru.

Jedna z żółtych kul prześwietlających plątaninę gałęzi zamrugała kilka razy. Zgasła. Potem przestala świecić druga.

– Wiesz, chciałabym już teraz, natychmiast, poprowadzić nowe auto.

Anna mocniej wtuliła głowę w gładką tkaninę smokingu. Sprawiała jej to przyjemność. Zapach dymu cygaretki wcale nie odstręczał – przywołał wspomnienie czasów, kiedy oboje często śmiali się jak szaleni z upodobania Adama i nieodmiennie znajdowali w tym radość.

– Pojechalibyśmy sobie i gadalibyśmy. – Roześmiała się, tak jak dawniej, pełną piersią. – Nie uwierzysz, jaka jestem szczęśliwa.

– Jutro. – Adam uśmiechnął się. – Uczynimy tak jutro. Jeszcze mamy czas. Mnóstwo czasu: na wszystko.

Zgasił niedopałek w mosiężnej popielniczce.

– Anno – ciągnął, wolną ręką starannie otrzepując smokingową marynarkę. – Ostatnio sporo zrozumiałem. Wiem, że stałem się samolubny. Kupowałem mnóstwo pięknych rzeczy. Ciągle urządzałem dom.

– To bardzo dobrze. – Anna uśmiechnęła się.

– Wiem. – Adam pokiwał głową. Przetarł dłonią usta. Kawalątek tytoniowego listka przykleił się mu do wargi. – Bawiłem się tym dla własnej przyjemności. Tak stało się z zakupieniem trema do westybulu. Wydaliśmy sporo pieniędzy, a nawet ciebie nie zapytałem, czy tego chcesz. Ono po prostu mi się podobało.

Milczeli przez chwilę.

– W końcu kupiłem coś tylko dla ciebie – kontynuował Adam. – Nowy, piękny samochód. Tylko dla ciebie, moje kochanie.

Adam mówił tak, jakby czynił rachunek sumienia – i wyznawał winy, z namysłem, starając się niczego nie pominąć.

Nie wiedział, dlaczego tak czyni, czuł jednak, że teraz z czegoś się wyzwala, może z bezmiaru otaczających go nieistotnych drobiazgów, cudownie wygodnych, lecz przesłaniających wszystko, a może odrzuca coś nienazwanego, czym się dawno temu zachłysnął, tak mocno, że przesłoniło mu wszystko.

Śmiech Anny zabrzmiał perliście, prawie tak samo, jak niedawny świergot kryształowych ozdób wielkiego żyrandola – czysto i jasno, nieskażoną niczym nutą szczęścia.

– Jutro pojedziemy na długą przejażdżkę. Nie mogę się doczekać.

Pogłaskała męża po policzku, czułym, nieco nieśmiałym gestem kochanki, pieszczącej miłość życia. W tej chwili nie pamiętała o tym, że bardzo długo uważała Adama za egoistę i samoluba, zajmującego się tylko karierą i antykami. Wiedziała, że podoba się kobietom i umie to wykorzystywać. Często zastanawiała się, czy go nie porzucić. W męce zazdrości odpłacała tym samym, o co go podejrzewała. I nie miała z tego powodów wyrzutów sumienia.

Nie zamierzała teraz o tym wszystkim myśleć. Pragnęła żyć tą chwilą i tym wszystkim, co jeszcze ich czekało. Nieśmiało, jeszcze nieufnie, Anna zaczynała wierzyć, że tak się stanie.

Ponownie tkliwym gestem musnęła ustami policzek Adama.

– Będziemy sami – dodała rozmarzonym głosem. – Porozmawiamy o tym, co jeszcze nas czeka. Długo. Ale teraz chodźmy do dzieci. Specjalnie przylecieli przedwczoraj z Londynu. Tak rzadko spotykamy się razem.

Adam zamknął drzwi prowadzące na werandę. Szybkim krokiem poszedł za Anną. Zajęci sobą i swoim światem, znowu powoli ich łączącym, nie usłyszeli trzasku pierwszego łamiącego się konaru.

Kiedy Adam odwrócił się plecami od ściany, gwałtowny podmuch wzmagającego się wietrzyska smagnął szyby.

Przygarść piachu, niesionego przez powietrze z Afryki, osunęła się po futrynie. W ślad za nią uderzyła druga, trzecia – i następne.

Zgasła kolejna lampa ulicznej latarni.

Adam nie zwrócił na to uwagi. Ciągle pamiętał jednak, że przed snem powinien przejrzeć się w lustrze trema – i sprawdzić, czy czegoś jednak mu nie ukaże.

 

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/5/50/John_Martin_-_The_Great_Day_of_His_Wrath_-_Google_Art_Project.jpg/800px-John_Martin_-_The_Great_Day_of_His_Wrath_-_Google_Art_Project.jpg

 

W codziennie polerowanej przez gosposię powierzchni wysokiego zwierciadła nadal bezgłośnie poruszały się postacie siedzące przy stole.

Migotała sylwetka Andrzeja, próbującego jednak otworzyć pokrywę laptopa. Szczupła figura Moniki ze śmiejącą się twarzą. Jej ręce, zatrzaskujące ciemne wieko małego urządzenia, kiedy brat je podnosił. Fryzura Anny i wysublimowana czerwień włosów. Uśmiech Adama, ruchy jego warg, języka, połysk zębów, poruszanie dłońmi w powietrzu. Waza z zimną już zupą rakowa, nietkniętą prawie przez nikogo. Resztki potraw na talerzach. Kawałek ostrygi, leżący na dywanie, pewnie upuszczony przez Monikę.

Lustro trema pokazywało szczęśliwy uśmiech Anny, zamaszyste wywijanie w powietrzu trzymanym przez nią widelcem i połysk pięknych paznokci.

Zwierciadło odbijało też ekran telewizora. Ręka z pierścieniem na palcu po raz wtóry przesuwała wskaźnik po czerwonej linii wskazującej odchylenie ziemskiej osi – nie mogącej nastąpić, a jednak już potwierdzonej.

Potem plastykowa strzałka zniknęła. Dłoń wykonywała ruchy przy wykresie, jakby chciały coś napisać na ekranie.

W szlifowanym krysztale lustra widz mógłby zobaczyć, że mankiet białej koszuli jest lekko przybrudzony – być może, zabrakło czasu, żeby ją zmienić.

Za tymi figurami hieratycznie przedstawiony Chrystus ciągle wpatrywał się w zamyśleniu w przestrzeń skromnie urządzonego pokoju. Szaty wysokiej, sztywno siedzącej boskiej postaci miały lekki odcień szarości, a blade policzki i czoło trupi wygląd, mocniej i wyraziściej podkreślony przez Santamarię. Zwierciadło trema wiernie odbijało wyraz zdumienia i zaskoczenia na twarzach ludzi, siedzących naprzeciwko Jezusa, o wiele lepiej oddany przez hiszpańskiego kopistę. Na podłodze nadal leżał kapelusz, jakby ktoś, zaskoczony, zerwał go z głowy i rzucił, pewnie w jednej chwili pojmując, któż nagle i niespodziewanie usiadł przy stole. Stojąca z boku kobieta ze zdziwieniem, a nawet z wyrazem trwogi przyglądała się dziwnemu przybyszowi, ale jej twarz coraz bardziej przypominała nie oblicze pospolitej gospodyni, szykującej podwieczorek, lecz trupią czaszkę obciągniętą żywą jeszcze skórą.

Nagłe tremo ukazało coś dziwnego – palce Zbawiciela mocniej zacisnęły się na trzymanej w dłoniach pomarańczy, tak silnie, że zmiażdżyły ją do końca. Zdawało się, że wzrok tej postaci staje się surowy – i po raz następny wolno kieruje głowę w inną stronę, może chcąc ogarnąć oczyma przestrzeń niezamkniętą ramami malowidła, albo nawet zamierzając się zmaterializować.

Zwierciadło odbiło ruch Jezusa: wstawał.

Tremo nie mogło pokazać wizerunku nieba, zasnuwanego powłoką szybko przesuwających się ciemnych chmur, gnanych nasilającym się wichrem. Nadciągających z daleka nisko wiszących czarnych zasłon firmamentu, sypiących coraz gęstszymi strumieniami pustynnego pyłu. Skłębionej masy obłoków zaciemniających nieboskłon. Mroku, ogarniającego świat.

Nie mogło ukazać, że masy pyłu przesłaniają coraz większy obszar nieba. Nikt nie mógł przecież zobaczyć w zwierciadle, że ogarniają prawie cały europejski kontynent. I ujrzeć, że niesione wzmagającym się wiatrem, nieubłaganie zmierzają dalej. Ale, nie wiadomo, dlaczego, wszystko odbijało się w nieskazitelnie gładkiej powierzchni, nienaruszonej zębem czasu.

Tremo nie powinno odtworzyć widoku ludzi, gapiących się w niebo i nierozumiejących, cóż się stało, ale gdzieś w głębi płaskiego obrazu zaczynał on migotać, tak samo, jak odbicie latarni z kołyszącymi się wisielcami, twarz człowieka w okrągłych binoklach, z osmaloną dziurą pośrodku czoła, oblicze starca z długimi włosami i wyrazem szaleństwa w oczach, pochylonego nad tyglem pełnym srebrzystego stopu, łagodnie uśmiechającego się wychudłego mnicha z dłutem w dłoni, pracującego przy głowie drewnianej figury – i wielu innych, mniejszych i większych postaci, a wśród nich człowieka z wybałuszonymi oczyma, gryzącego pożółkłymi od nikotyny zębami trzonek pędzla.

Następne poruszenie ziemi gwałtownie wstrząsnęło pałacem.

Tremo przedstawiło teraz – a przecież nie mogło tego odzwierciedlić – nieczęsto spotykany widok: na podmiejskiej uliczce zgasły wszystkie światła.

I coś dziwnego.

W głębi lustra narastał mrok – nieprzenikniona ciemność, bezmiar niewidzianej jeszcze otchłani, w płaskiej powierzchni zwierciadła stającej się coraz mroczniejszą i głębszą.

 

8 czerwca 2013 r. Roger Redeye

 

Ilustracje w kolejności zamieszczenia:

Garri Melchers – „Wieczerza w Emmaus”

Carel Fabritius – „Autoportret”

John Martin – “Dzień gniewu Pańskiego”

 

Źródła ilustracji:

http://image.invaluable.com/housePhotos/shannons/34/109634/H0014-L03247139.jpg

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/5/51/Fabritius.png/174px-Fabritius.png

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/5/50/John_Martin_-_The_Great_Day_of_His_Wrath_-_Google_Art_Project.jpg/800px-John_Martin_-_The_Great_Day_of_His_Wrath_-_Google_Art_Project.jpg

 

Koniec

Komentarze

     Trochę czasu potrwa formatowanie tekstu. Oczywiście, rozjechały się linijki, a justowania szlag trafił.

     Beznadzieja.

     Ja jestem tylko ciekaw, jak będzie działał nowy edytor.

     Proponuję, tak na wszelki przypadek, ominąć Tremo i obraz” szerokim łukiem.

     W tym opowiadaniu właściwie nic się nie dzieje… Po prostu – nic. 

     Siedzą, jedzą, rozmawiają. Zapewne są szczęśliwi. To wszystko. Tekst jest całkowicie wyprany z akcji. Prawdę powiedziawszy – nudny, jak flaki z olejem.

     Jako ilustrację wykorzystałem reprodukcję obrazu Gariego Melchersa, zatytułowanego Wieczerza w Emmaus”. Oczywiście, jest to reprodukcja obrazu oryginalnego, a nie zdjęcie zaginionej kopii, stworzonej w ostatnich latach życia przez Jose Manuela Santamarię, Hiszpana, malującego repliki znanych obrazów realistycznych – kopie, zdaniem znawców, znacznie przewyższające oryginały

http://zosia.info/nf-akapity.html

 

Tu jest sposób na justowanie tekstu.

Opowiadanie później przeczytam.

pozdrawiam

I po co to było?

     Syf.ie, na wszelki wypadek weź pod uwagę mój drugi komentarz.

Mroczna wizja. Jeśli nawet są braki w fabule, to rekompensuje je nastrój. Ale mam kilka wątpliwości:

- Czy w westybulu są okna? Niby mogą być, ale miejsce między nimi wydaje się słabo eksponowane.

- Czy bolszewicy używali szabli?

- Po czym poznać, że puste butelki są po samogonie?

- Wydaje mi się, że skoro znane jest imię Wasyla, to i patronimik powinien przetrwać. Ale się nie upieram.

- Czy oni jedzą w salonie?

- Czy zjada się zawartość brzucha raków?

- Twarze całej czwórki odbijają się w lustrze. Wszyscy siedzą po tej samej stronie stołu, czy to już magia?

Pozdrawiam. :-)

Babska logika rządzi!

     Finklo, dzięki za przeczytanie i komenatrz.  Fabuła jest jakby szczątkowa, ale to świadomy zamiar. 

     W westybulu mogą być okna i istnieją  takie westybule, choć  bardzo dawne westybule budowane bez okien.  Świadomie nie opisywałem szczególowo urządzenia westybilu --- tekst i tak jest długi.

     Bolszewicy używali szabel. W wielkiej bitwie nad Niemnem, kończącej  wojnę 1920r, doszło do starć  bardzo dużych formacji kawalerii, a wielkie starcia odbywały się twarzą  w twarz --- z użyciem  szabel.  Konnica Budionnego używala szabel powszechnie, tak samo jak taczanek. Polacy też.   

     Adam czyta o śmierci Jose z periodyka fachowego. Pewnie było już po czynnościach policyjnych i pewnie hiszpańska policja sprawdziła, po czym są te butelki, fiolki i do czego służyly strzykawki. 

     Miałem kłopot z wymysleniem naziwska/przezwiska Wasyla. Ale -- on jest twórcą z ludu. No więc, mogło ocaleć tylko jego imię, bo znaczenie jego twórczości mogło narastać latami. 

     Nad menu się nie rozwodziłem -- to za bardzo wydłużyłoby tekst, jak na portal długi, a menu nie ma znaczenia.  Ale to, że jedzą jagnię, chyba ma. 

     Adam raki zjada prawie w całości.

     Dobrze, że przypadł do gustu  klimat opowiadania. 

     Pozdrówko.

Z uwag technicznych:

"Niedawno kupione przez Adama tremo wyglądało wspaniale." - Mam nieodparte wrażenie, że zdanie brzmiałoby lepiej, gdyby zaczynało się od czasownika. Subiektywna uwaga.


"Obrót akcjami i kilka skomplikowanych operacji finansowych oraz wykorzystanie przewalającej się przez giełdy fali spekulacji natychmiast zrekompensowały wydatek, przysparzając jeszcze dodatkowe profity, tak duże, że mąż Anny twierdził, że zakup tremą przyniósł nieoczekiwany zysk." - Bez ogonka.


"Adam nie okazywał, że stał się prawdziwym bogaczem, choć śmiało mógł się jtak określać – z jednym wyjątkiem: urządzania rodzinnego siedliszcza, dawnego pałacyku znanej rodziny magnackiej, paręnaście lat temu jeszcze zrujnowanego, a od dłuższego czasu pieczołowicie odnawianego i krok po kroku od nowa urządzanego." - Powtórzenie. 

 

 "Sąsiadowało z pociemniałymi portretami bojarów o długich brodach i srogim spojrzeniu i nowszymi[,] ludzi we frakach, żabotach i perukach, o nadętym wyrazie twarzy." - Nie sądzisz, że potrzebny jest tutaj przecinek?


Gdzieś coś jeszcze widziałam, ale niezwykle trudno jest odnaleźć to miejsce. Niejeden użytkowników (w tym i ja) mógłby się od Ciebie uczyć poprawnej pisowni. Starannie powstawiane przecinki wzbudzają, prawie że zazdrość :D

 

Co do treści to owszem, trudno było się przebić przez historię trema, bo opis ten możnaby z powodzeniem skrócić. A że opis nie był opisem zmaltretowanej łyżki ubijającej ciasto ;), to sam rozumiesz, czytelnika dopadło znużenie. Mimo to uparcie brnęłam dalej, wyczuwając w tym wszystkim niezłą historię. Chyba dałam się nabrać, bo założyłam, że będzie to horror, że zło drzemiące w lustrze wyjdzie i zrobi się krwawo. A jednak groza polegała na czymś całkiem innym. I mylisz się, ta nostalgia? bohaterów, ich obojętność jest upiorna. Mnie właśnie zachowanie przy stole niepokoiło najbardziej. Atmosfera była niezwykła. Przeniosłam się do czasów wczesnej młodości, kiedy czytałam historie grozy osadzone w starych posesjach, z pradawnym złem mieszkającym w przeróżnych przedmiotach.To zdecydowanie udany tekst.

 

Pozdrawiam

     Prokris,  dzięki za przeczyatnie i komentarz. Jak na portal, to długi tekat.  Literówki poprawione, przecinek wstawiomy, powtorzenie usunięte. Zmiana pierwszego zdania --- przemyslę.

     Zachowanie bohaterów ---  to było jedno z podstawowych założeń tekstu. To miala być oś narracji --- ich niewiedza, z wyjatkiem Andrzeja.  Reszta miała być --- z pewnymi wyjatkami... --- najzupełniej normalna.

     Ciekawe --- wyszło zatem opowiadanie grozy, czyli horror...

     Pewnie historia trema jest do skrócenia.  Cieszę sie, że oceniłaś tekst jako zdecydowanie udany.

     Silne pozdrówko.  

... Rogerze. Piszę komentarz po raz drugi. Pierwszy, bardzo długi przepadł, nie wiem dlaczego. Więc napiszę krótko. Jestem pod wrażeniem. Dzieło - nie waham się tak napisać, literacko - malarskie, bo malujesz słowem. Kończę, bo znowu tekst mój szlag trafi.

...Piszę dalej: Niesamowity nastrój, umiejętne stopniowanie napięcia, ciągle zmieniana perspektywa, bogate czerpanie z rosyjskiej kultury i historii pokazuje Twoją erudycję i oczytanie. Tekst nie epatuje żadnym szczególnym okrucieństwem, ale nastrój jak u S. Kinga. Minimalne błędy i literówki, niewarte wypisywania. Tekst dojrzały i przejmujący. Moje gratulacje.

     Dzięki, Ryszardzie.  Nad tym tekstem pracowałem co nieco, to znaczy dość dlugo. Najpierw był krotki. Potem stał się znacznie dłuższy, bo  doszedł wątek Santamarii, Pugaczowa i Wasyla.  A potem znowu go skrócilem. Jeszcze mozna go poprawić  --- trochę więcej opisu ruchu w obrazie Melchersa wydaje się potrzebne. A może nie? Więc jest taki, jaki jest. 

     Dzięki za tak pochlebną recenzję. 

     Silne pozdrowko.    

A ja mam strasznie mieszane uczucia. Przyznam się, że mimo tego, że próbowałem, tekstu nie przeczytałem w całości. Niestety, ale mnie po porostu znurzył. Uwarzam iż mamy tutaj do czynienia z przerostem formy nad treścią. I od razu zaznaczę jedną rzecz - lubię kwiecisty język, lubię kiedy autor potrafi używać języka w sposób plastyczny i robi to fachowo. Uwielbiam delektowac się słowem pisanym. Zazanaczam to, abyś nie odebrał mojej opinii jako marudzenia kogoś kto po prostu lubi literaturę lekką, łatwą i przyjemną. Tak nie jest. 

I wbrew temu, tekstu nie doczytałem w całości. Dlaczego? W moim przekonaniu przedobrzyłeś nieco. W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że zwyczajnie popisujesz się erudycją. Nie wiem czy był to umyslny zabieg - biorąc pod uwagę tematykę opowiadania teoretycznie uzasadniony - , ale granica pomiędzy pieknym, plastycznym językiem, a nadmiernym bufoniarstwem w moim przekonaniu została lekko przekroczona. Dzięki sposobowi w jaki to napisałeś tekst ma swoisty klimat, który niepokoi, buduje atmosferę jak na obrazie, ale...No właśnie jest to ale, które nie pozwala mi powiedzieć - doskonałe. Kiedy przeczytałem kilka pierwszych zdań, aż poprawiłem się w fotelu i pomyslałem - o kurcze, ten facet potrafi pisać. Bo owszem potrafisz i tego odmówić Ci nie sposób, jednakże zwyczajnie przedobrzyłeś z formą. Jak na mój gust brakuję trochę krótszych zdań, które nadałby tekstowi dynamiki i dawały nieco wytchnienia od tych długaśnych, skomplikowanych zdań. W ten sposób lepiej zbudowałbyś atmosferę, a jednoczesnie tekst niebyłby tak nurzący. Lepiej by się przez niego płynęło.

 

Reasumując - potrafisz pisać, jestes oczytany i to czuć, ale czasem mógłbyś nieco zluzować z popiosywaniem się wiedzą i erudycją. Gdyby wpleść w to trochę więcej dynamiki, pewne fragmenty skrócić, to byłoby doskonale.  

"I needed to believe in something"

     Tekst jest pisany takim językiem, a nie innym... i innym nie  będzie. I fabuła jest taka, a nie inna. Rzeczywiście, to może być język trudny w odbiorze. Co do oczytania: po prostu wykorzystuję  żródla internetowe. Pugaczow jest postacią znaną. 

     Dzięki za częsciowe przeczytanie.

     Pozdrówko.  

...Ten tekst nazwałbym dojrzałą impresją literacką z pogłębioną analizą psychologiczną opisanych postaci. Tekst dość trudny w odbiorze, odbijający od portalowej sztampy. Powinno się go czytać w druku. To zdecydowanie, moim zdaniem, Twoje najlepsze opowiadanie, a przeczytałem ich sporo. Tu uwypukliła się twoja poetycka natura. Aby być poetą, nie trzeba pisać wierszy. Dla mnie forma i treść utworu dobrze harmonizują. Współbrzmienie lustra i obrazu jego oddziaływanie na klimat zafascynowały mnie. Pozdrawiam.

     Ryszardzie, ponowne dzięki za kolejną analizę tekstu.  Miło mi. Spodziewałem sie, ze odbiór opowiadania może być bardzo różny. I, być może, bedą jeszcze jakieś kolejne komentarze i niewykluczone, że wszystkie będą krytyczne.  

     Więc --- cieszę się, ze kilku czytelnkom tekst przypadł do gustu.  A Tobie się chyba bardzo podobał. Jak widać, i na taki sposob pisania jest zapotrzebowanie --- a to juz bardzo cieszy.

     Pozdrawiam.   

Szczerze? Jestem zachwycona. Nie mogłam się oderwać od tekstu

     Monsun,  dzięki  za szczerość.  Fajnie, że tekst  Cię  tak wciągnąl.

     Pozdrawiam. 

Bardzo mi się podobało. Zadziwiające, że umiejscowiwszy prawie szczątkową akcję w jednym wnętrzu – nie licząc łazienki i tarasu – opowiedziałeś historię lustra, obrazu i jeszcze wejrzałeś w myśli bohaterów. W dodatku wszystkiemu towarzyszy specyficzny nastrój emanujący czymś osobliwym a niesprecyzowanym. Przewrotnie ostrzegasz, że tekst jest nudny jak flaki z olejem. Nie mogę się z Tobą zgodzić, Rogerze. Powiem nawet: kokiet z Ciebie. Dobrze wiesz, że to jest dobre opowiadanie.  

 

Niezwykle wysokie i szerokie lustro trema łączyło się z palisandrową konsolą… –  Tremo to lustro. Konstrukcja, na której jest mocowane lustro i otaczająca je rama, bez owego lustra, nie byłaby tremem. Lustro trema jest masłem maślanym. Myślę, że miałeś na myśli niezwykle wysoką i szeroką powierzchnię/płaszczyznę trema. Ja napisałabym: Niezwykle wysokie i szerokie tremo/lustro/zwierciadło łączyło się z palisandrową konsolą

Uwaga dotyczy także kolejnych zdań:

Wódz ludowego powstania nakazał zasłaniać potem lustro trema opończą…

Jemielian jeden raz przejrzał się w zwierciadle trema

…zajmowanego teraz przez trzy osoby – a lustro trema wiernie oddało ten nieznaczny…

…że przed snem rzuci okiem w zwierciadło trema.

…przejrzy się w wielkiej tafli zwierciadła trema.

Zwierciadło trema wiernie pokazywało rozciągnięte grymasem chichotu twarze czterech postaci…

…pewnie chcąc spojrzeć w srebrzystą taflę lustra trema.

Ciągle pamiętał jednak, że przed snem powinien przejrzeć się w lustrze trema

Lustro trema pokazywało szczęśliwy uśmiech Anny…

Zwierciadło trema wiernie odbijało wyraz zdumienia i zaskoczenia na twarzach ludzi…

 

Sąsiadowało z pociemniałymi portretami bojarów o długich brodach i srogim spojrzeniu i nowszym, ludzi we frakach, żabotach i perukach, o nadętym wyrazie twarzy. – Literówka.  

 

Zwierciadle ustawiono celowo, wycierając je starannie z kurzu… – Literówka.  

 

…i przestraszył się obrazem długiej śmierci wśród katuszy… – Ja napisałabym: …i przestraszył się obrazem długiego umierania wśród katuszy… 

 

…od jednego z zaufanych londyńskich marszrandów– Literówka.

 

…albo może tez upewnić się, jakiż los go czeka… – Literówka.

 

…nieskazitelną biel atlasowego obrusa… – Literówka.

 

Olbrzymie lustro wiernie odwzorowało wygięcie pięknie wykrojonych warg. Błysk drobnych, foremnych zębów. Połysk drogiej szminki. (…) Poprawiła włosy. Starannie pociągnęła usta pomadką. – Anna ma umalowane usta. Domyślam się, że perfekcyjnie. Dlaczego maluje je ponownie?

 

Niektóre ze skrzydlatych cherubinków dęły w trzymaną przy ustach trąbkę, inne napinały łuk, dobywały strzały z kołczanu lub trzymały palec na buziach. Niektóre ze skrzydlatych cherubinków dęły w trzymane przy ustach trąbki, inne napinały łuki, dobywały strzały z kołczanów lub trzymały palce na buziach.

Cherubinków było dużo, nie mogły dąć w jedną trąbkę, napinać jednego łuku, sięgać do jednego kołczanu i trzymać jednego palca na wielu buziach.

 

Na zewnątrz metalowa markiza zsunęła się, szczelnie przesłaniając okienny otwór. – Jestem przekonana, że miałeś na myśli żaluzję. Albowiem markiza jest «składanym daszkiem nad oknami domów lub wystawami sklepów osłaniającym je przed słońcem»

 

 

…w jej umyśle przewinęła się myśl, ze zna ten sposób poruszania się… – Literówka.

 

…lśniącym teraz świeżym połyskiem niedzianego pokrycia dachów… – Literówka.

 

Zręcznym ruchem przełożyła laptopa na sekreterę, ustawiona obok wezgłowia otomany. – Literówka.

 

Wiem, że młode jagnię jest naprawdę smaczne wtedy… – Czy zdarza się stare jagnię? Nie mam na myśli nieświeżego mięsa jagnięcia. ;-)

 

…takich samych ruchów rąk i głowy –odartych ze znaczenia gestów. – Brak spacji.

 

…chude policzki, ładnie wykrojony, lekko zadarty nos. – Ładnie wykrojone mówi się raczej o ustach, oczach. O nosie powiedziałabym raczej: ładnie/zgrabnie ukształtowany/uformowany.

 

Niewielkie worki pod źrenicami przydawały twarzy wyrazu spracowania i zmęczenia. Nie rzucały się jednak zbytnio w oczy. – Myślę, że chciałeś uniknąć powtórzenia, stąd te worki pod źrenicami. Nigdy nie zetknęłam się z takim określeniem. Moim zdaniem jest ono fatalne. Worki miewa się pod oczami.

Może: Niewielkie worki pod oczami przydawały twarzy wyrazu spracowania i zmęczenia, jednak nie szpeciły.

 

W pewnej chwili zorientował się, ze właściwie za niczym nie potrzebuje gonić… – Literówka.

 

W drugiej umieścil elektronicznego pilota. – Literówka.

 

Przedmiot znowu przywiódł natrętnie pojawiającą się ostatnio w umyśle myśl – Powtórzenie.

Może: Przedmiot znowu przywiódł natrętnie pojawiającą się ostatnio w świadomości myśl

 

…że przed snem rzuci okiem w zwierciadło trema. Przejrzy się w nim. Znał jego historię, na tyle, na ile dało się ją odtworzyć. Przeczytał podczas jednego z lotów do Singapuru dossier zwierciadła, pieczołowicie przygotowane przez agenta domu aukcyjnego. Wiedział, że wielkie zwierciadło wykonał wenecki mistrz (…) Historia trema obfitowała w wiele luk i niejasności, ale podkreślała, że twórca trema – Powtórzenia.

 

…chcącym przekazać iw twarzyczkach i postaciach cherubów chwałę i mocy boską. – Literówki. 

 

Ich głos brzmiał dostojnie, a jednocześnie świergotliwie, jak kląskanie ptaków. – Jeśli się nie mylę, kląskają słowiki, dźwięki wydawane przez inne ptaki, nazywane są inaczej.

 

Odgło powoli zamierał. – Literówka.

 

– Cóż się stało? – Anna pospiesznie wytarła usta chusteczką. – Savoir vivre przewiduje położenie przy nakryciu serwety. Dziś, na co dzień, używamy serwetek papierowych. Jednak w wytwornym domu, do wytwornie podanego posiłku obowiązuje serweta lniana lub bawełniana, nie chusteczka. Wydaje mi się także, że wytworne damy nie wycierają ust po posiłku, one je ocierają. 

 

Adam przerwał wysysanie zawartości sporego brzucha raka. – Pyszne mięso. – Nie wiem w jakiej kolejności podawano dania, ale nie wydaje mi się, by w niewłaściwej. Skoro Adam jest jeszcze przy zupie i rakach, to Monika nie powinna mieć na widelcu, o czym piszesz kilka zdań wcześniej, kawałka jagnięciny.

Raki nie mają brzuchów. 

 

Andrzej pstryknął przyciskiem pilota telewizora. Wielki ekran wiszący na ścianie błysnął ostrym kontrastem kolorów. – Uważam, że telewizor na ścianie pałacowego salonu świadczy, że rezydencja należy do nuworyszów.

 

Położył stołowy nóż na obrusie. – Nie ma potrzeby podkreślać, że biesiadnicy posługują się nożami stołowymi, kuchenne zapewne pozostały w kuchni, myśliwskich też chyba nie podano. Można ewentualnie zaznaczyć, że jedzący odłożył np. nóż do ryb, do masła lub nożyk do owoców. Używanego noża/widelca/łyżki nie odkłada się na obrus, a na własny talerz. Na obrusie mogą znajdować się sztućce przewidziane do kolejnych potraw.

 

Strużki oparów unoszących się z korpusów wypalonych do połowy świec. – Unoszące się ze świec opary, nazwałabym raczej smużkami.

 

Adam uśmiechnął z widocznym zadowoleniem. – Pewnie miało być: Adam uśmiechnął się z widocznym zadowoleniem.

 

Andrzej z trzaskiem zatrzasnął pokrywę laptopa. – Powtórzenie.

 

Martwe jagnię, nabite na długi rożen, napędzany silniczkiem podgrzewacza, mocno już okrojone, obracało się powoli, nadal wydalając nieco stopionego sadła. – Czy czytelnik sam się nie domyśli, że nabite na rożen i mocno okrojone jagnię jest martwe? ;-)

 

…mającą dotrzeć do jakiś tam odległych czeluści wszechświata… – Pewnie miało być: …mającą dotrzeć do jakichś tam odległych czeluści wszechświata

 

Powieki szarych oczy zwęziły się. – Literówka.

Nie wydaje mi się, by powieki posiadały zdolność zwężania się. ;-)

 

To nie powinni się zderzyć!” – Literówka.

 

Postać Moniki, kręcącej się w poszukiwaniu puderniczki. – Dama nie poprawia makijażu przy stole.  

 

Andrzej pil wino z szerokiego kieliszka… – Literówka. 

 

Teraz Monika uważnie wpatrywała się we wnętrzu ostrygi. – Literówka.

 

Głowa zwracała się ku hallowi, a cało parę razy przechyliło do przodu, może po to, żeby wyraźniej widzieć. – Literówka.

Czy ciało rzeczywiście chciało lepiej widzieć? ;-)  

 

…po raz pierwszy zdawał się łaknąc zerknięcia w olbrzymią taflę… – Literówka.

 

Potem przestala świecić druga.– Literówka.

 

Sprawiała jej to przyjemność. – Literówka.

 

Ponownie tkliwym gestem musnęła ustami policzek Adama. – Czy gest był ponownie tkliwy, czy ponownie musnęła policzek Adama?

 

Adam zamknął drzwi prowadzące na werandę. – Małżonkowie wyszli na taras i nagle są na werandzie? Taras i weranda, nie to samo.

 

Dłoń wykonywała ruchy przy wykresie, jakby chciały coś napisać na ekranie – Literówka.

 

Nagłe tremo ukazało coś dziwnego…– Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

     Regulatorzy, dzięki za przeczytanie i komentarz. A ja mysłalem, ze będą jeno krytyczne komentarze.

     Co do uwag: istnieją dwa eodzaje trema. Jedno --- samo lustro/.zwirciadło, mocowane bezpośrednio do sciany --- miedzy oknami. I drugie -- lustro z konsolą. Tutaj tez mocuje się żwierciadło do ściany. W tym drugim typie lustro połączone jest na stałe z konsolą. Raz nazwałem  to postumentem. Tremo w opowiadaniu to drugi typ i to wyrażnie wynika z tekstu. Dopiero całość  kontrukcji  tworzy w tym typie tremo. A więc --- to nie jest masło maslane. Nalezalo to sprawdzić, jezeli juz p tym pisać. 

     Przykro mi, ale to proste, techniczne spostrzeże obala uwagi dotyczące następnych zdań.  Dlaczego Anna maluje ponownie wargi? Pewni dlatego, że chce jescze ładniej wyglądać... Niestety, dalej tylko rzuciłem wzrokiem na uwagi.

     Pozdrówko.

Nastrój ciekawy. Skojarzyło mi się z filmem "Melancholia". W tekście jest kilka literówek, ale to jest w sumie mało ważne. Osobiście lubię teksty, w których akcji jest jak na lekarstwo. Ten również przypadł mi do gustu. Miejscami trochę za dużo przymiotników (określających rzeczy). Przez to miałem czasem wrażenie, że czytam opisy produktowe :) Pozdrawiam, zenek

.

..Moja babka miała ozdobne, kosztowne tremo. Składało się z niskiej szafki  i umocowanego, trójskrzydłego lustra tak, aby kobieta mogła się dokładniej przejrzeć. Boczne lustra można było dowolnie nachylać. Ale oryginalnie tremo to synonim lustra (z francuskiego) Zmiana znaczeniowa nastąpiła później.

Skojarzenia i porównania z "Melnacholią" są nieodparte. Roger, oglądałeś? Jeśli nie, to miałeś pecha. Sporo paralel. Poza tym jednotorowość ideowa "Trema i obrazu", potwierdzana wątkiem Pugaczowa i Jezusa, zdecydowanie przegrywa z wieloaspektowością końca w filmie Triera.

 

Trochę zgrzytnęła mi stylizacja. Odniosłem wrażenie, że niektóre słowa (szczególnie w I) zostały użyte ze względu na ich rzadkość i niejako w zgodzie jedynie z "literą języka". Otóż słowniki nie są doskonałe (często nie podają właściwych konotacji). To, że jakieś słowo ma odpowiadającą nam definicję, nie znaczy, że można go użyć w dowolnym kontekście. Często są naturalniejsze, lepsze odpowiedniki. Generalnie do opisu wyższych sfer lekka stylizacja i ozdobny język tu pasują, ale IMHO za dużo w tym przesady, za dużo pseudoerudycji, za dużo skojarzeń z Tołstojem, itd.

 

Tekst kompozycyjnie niezły. Czego mi zabrakło, to charakterystyki postaci przez wydarzenia. Psychologii. Zabrakło mocnych, wiarygodnych relacji (albo niemożliwości ich zawiązania, jeśli to bliższe). Postaci-kukły śpiewają sobie a narratorowi. Przez to jest statyczność, zamiast żywych ludzi widać konstrukty odautorskie --- płaskie niczym Nizina Mazowiecka.

 

Pozdrawiam

     Zenonie_smietana,  dzięki za przeczytanie i wpis. Miło, ze opowiadanie sie podobało, chociaż --- akurat lubisz taki typ opowiadań. Przymiotników jest chyba za dużo i pewnie na dysku je "przytnę" --- przemyślę sugestię, zdaje się, sluszną. 

     Filmu nie ogladałem.

     Pozdrówko.   

Cieszę się, że tekst doczekał się tylu opinii. Zastanawiałam się czy jego "toporność", bo nie ukrywajmy, że to nie historyjka przygodowa, nie zrazi czytelników. Jak widać opowiadanie zostało docenione. Super :) 

     Ryszardzie, babcia miała tremo drugiego typu.  O tych bocznych --- skrzydłowych---  lustrach trema nie słyszałem. Ale --- bezbłędna konstrukcja. Ciekawe, jak je nazywała.

     Kopii  obrazu Melchersa nie miała?   Ano, nie mogła, chyba nie te czasy.

     Pozdrówko.

     Julius Fjord, filmu nie widziałem.  Trudno jest porównywać opowiadanie do filmu --- raczej inne rodzaje twórczości i ekspresji...

     W ogóle nie zastanawiałem się nad językiem narracji. To jest jezyk używany przeze mnie, z tym, ze tutaj jest wyjatkowo dużo opisu, więc mogłem pozowolić sobie na zdanie dłuższe, nieco bardziej  skomplikowane. W drugiej wersjii opowiadania --- długiej -- pisałem jeszcze dłuższymi zdaniami.  Wielopiętrowymi, ale je poskracałem albo podzielilem na dwa. 

     To, że dostrzegłeś w jezyku sporo Tolstoja, to dobrze. 

     Postacie mialy być właśnie takie --- nie do końca określone i nie do końca zdające  sobie sprawę z sytuacji. Innym czytelnikom akurat to bardzo odpowiada.  

     Dzięki za przeczytanie i komentarz.

     Pozdrówko.

     PS. Co to jest "pseudoerudycja"?

wyjaśnię za juliusa ;)

Erudycja - rozległa wiedza, rozległy zasób wiedzy książkowej, ew. rozległy zasób wiadomości lub gruntowne wykształcenie

Pseudo - udawany, nieszczery

Co w połączeniu może znaczyć, że próbujesz popisywać się wiedzą, której nie masz.

Ja bym powiedział, że nadmierna erudycja charakteryzuję ten tekst, a nie pseudo. Ewentualnie przersowana erudycja. Gdybyśmy powiedzieli, że charakteryzuję Cię pseudoerudycja trzeba by stwierdzić, że nie posadasz wiedzy, choć próbujesz się nią szczycić. Ja odniosłem wręcz przeciwne wrażenie - posiadasz wiedzę, ale jak na mój gust podajesz ją zbyt nachalnie.

Ale to już kwestia indywidualna. Jednych to razi innych nie.

 

"I needed to believe in something"

     Junior_13, no, nie wiem. W wersji krótkiej nie było wzmianki ani o historii Santamarii, ani o Wasylu, ani o Pugaczowie. Ale --- doszedłem do wniosku, że to jest za ubogo.  Chciałem uprawdopodobnić historię  trema. Rosja mi odpowiadała, bo jest nietypowa i malo wykorzystywana, a ponadto już w tekście była wzmianka o tym, że to lustro pochodzi  z Rosji. I wpadl mi do glowy Pugaczow. Historia o tym,  że Pugaczow woził ze sobą lustro, jest wymyślona od początku do końca.  Przejrzałem biogram Pugaczowa ... i poszło.  

     Rublow jest postacią znaną.

     Historia trema miala byc maksymalnie realistyczna. Do każdego tekstu trzeba robic przygotowanie, jezeli ma być prawdopodobny. Czy to erudycja? Może...

      Na pewno jest świadomie nietypowo. I dobrze.

     Pozdrówko.

     PS. Rozumiem, że nie doczytałeś do końca?

Z tym przygotowaniem do pisania, to masz absolutną rację. Świadczy to poniekąd o szacunku do czytelnika. Mnie chyba nieco wymęczył sposób podania tej wiedzy. I tyle.

Teraz już tak, właśnie skończyłem, na raty, ale dałem radę ;) Jak pisałem wcześniej, potwierdzam i teraz, że świetnie operujesz językiem. Lubisz długie, skomplikowane znaczeniowo frazy, które kryją drugie i trzecie dno. Chcesz przekazać coś konkretnego i to jest fajne. Nie piszesz po prostu dla pisania.

Wszystko również stało się dla mnie jasne, kiedy spojrzałem na Twój profil - dużo tam poezji, co poniekąd tłumaczy Twoją skłonność do zawiłości językowych, podwójnych znaczeń, ciekawych metafor. Ja sam lubię bardzo gdy język utworu jest piekny, że nie mówi mi się wszystkiego wprost, ale ukrywa sensy pod spodem. To kolejny ukłon do czytelnika i kolejny wyraz szacunku - dajmy mu pomysleć ;) 

Ale dalej uważam, że trochę tego za dużo, za bardzo...Ale tekst warty przeczytania, to zdecydowanie. choćby po to by wyrobić sobie własne zdanie. No i dla warsztatu, jednego z najlepszych na tym portalu.  

"I needed to believe in something"

     Cieszy mnie to. Coś tam  jednak Cię wciągnęło. Być  moze, jest to kwestia przywyczajenia. Coraz bardziej upowszechnia sie jezyk skrótowy i skrótowa narracja. Ale nie zawsze i nie wszyscy muszą  tak pisać. Pzzyznaję jednak, ze w tekst chyba wielu musi się trochę "wczytać".

     Puść  pierwsze opowiadnie, zobaczymy, jakim językime operujesz. 

     Pozdrówko.  

Co to jest "pseudoerudycja"?

 

Miałem na myśli pewne niedostosowanie formy do treści: używanie wyrazów, które nie niosą za sobą rzeczywistej wiedzy z jakiegoś zakresu, lecz są tylko hasłami o zawężonym kodzie. W pełnej stylizacji na wiek XIX ich użycie byłoby wręcz konieczne, w lekkim wystylizowaniu, obok laptopów i zwrotów współczesnych, wzbudzają one jednak śmiech --- jakby narrator się urwał z tegoż wieku i próbował w kategoriach sobie znanych opisać rzeczywistość i tamtą, i tę nam znaną. To niewiarygodne. Jeśli jest z naszych czasów, niech myśli po naszemu, jeśli nie, to zakrawa to na błąd logiczny. Na przykład: Pugaczow, pewnie, mógł mieć furę, ale nazwanie ją wozem z naszej perspektywy byłoby bardziej naturalne. Marszrand to rzadkie słowo, jestem przekonany, że bohater użyłby innego. Oprymowanie ludu mnie rozbawiło. I te de, i te pe. Narrator powinien być rzetelnym konstruktem. Żeby móc wyskoczyć z prywatą językową, trzeba zadbać o to, by były odpowiednie do tego warunki.

     Ach, o to caman... Jeżeli juz, to tutaj idzie raczej o nie do końca przemyślaną albo niekonsekwetną stylistykę  języka narracji.

     Ale nie mogę sie z tym zgodzić. Narrator niejako cytuje słowa towarzyszy  Pugaczowa. I oni mogli --- i powinni --- używać wyrazu "oprymować ". Narrator opowiada, jak się zachowywali i co wtedy  mówili. Dla nich byłby to wyraz znany i używany. Podobnie jest z "wycinaniem z pień". Użyliby takiego określenia. Podobnie jest z furą. Narrator sięga do opisu sytuacji z tego okresu. Mogli tak określić wóz. W dodatku to jest "wielka fura", dla podkreślenia, jak duże było tremo, chociaz Fura z definicji jes duża.  

    Podobnie jest z językiem bohaterów. Oni są ludźmi wykształconymi. I to tak co najmniej nieźle. Więc --- xałozyłem, ze ich jezyk musi się różnić od powszechnie używanego, tym bardziej, że spotykają sie na ważnej dla nich uroczystości. Na święcie. I to jest logiczne. I taki język jest spotykany, nawet w wywiadach telewizyjnych. Dość sporo ludzi tak nadal mówi.   

     To może budzić opory --- i budzi --- bo coraz częściej mówimy jakby żargonem, skrotem. Ale oni nie powinni tak mówić. I nie mówią.      

     Anna nie powiedziałaby "o to caman:". Powiedziałby: "o to idzie". Watpię, aby uzyła zwrotu "o to chodzi". Raziłby ją. Dla niej ten zwrot "o to idzie" byłby naturalny. To jest jej jezyk. Dlatego tak zapisałem dialogi bohaterów.

     A ze jest to jezyk bogaty i jezyk narracji jest bogaty znaczeniowo? Bo cóż, może ponownie powinnismy sie do tego przywyczajać.   

     I nie należy upowszechniać bylejakości.

" I nie należy upowszechniać bylejakości."

Piękna idea, pod którą podpisuję się wszystkimi rękoma i palcyma ;) Gdyby tak wszyscy myśleli o ileż nasz świat byłby piękniejszy :) albo gdyby przynajmniej 20% ludzi wychodziło z takiego założenia ( przy 100% nie mielibyśmy punktu odniesienia, co jest lub nie jest bylejakością, więc z tymi wszystkimi to chyba nie do końca ;) )

"I needed to believe in something"

Narrator niejako cytuje słowa towarzyszy  Pugaczowa.

 

Być może, ale to się, uważam, nie broni.

 

Więc --- xałozyłem, ze ich jezyk musi się różnić od powszechnie używanego.

 

Założenie dobre, wykonanie słabsze.

 

Pozdrawiam

    Junior_13j, masz sto procent racji --- w racji. Ale w pisaniu każdy może popelniać błędy --- z wyjatkiem ortograficznych. 

     Pozdrówko.  

Roger, mój bardzo długi komentarz został pożarty przez wygaśniętą sesję. Postaram się powtórzyć wszystko nieco zwięźlej. Jeśli coś w tym komentarzu zabrzmi jak zwykła złośliwość, to z góry przepraszam. Nieudany skrót myślowy sprowokowany pośpiechem.

 

A więc do rzeczy - mam wrażenie, że już publikując te opowiadanie byłeś przeświadczony o jego świetności. Że swoim drugim komentarzem - i kilkoma kolejnymi - stwarzasz tylko pozory skromności. Pozory, Bogiem a prawdą, niepotrzebne. Po pierwsze, wiesz doskonale o tym, że jesteś zdolnym człowiekiem. Masz bardzo plastyczny język, bogate słownictwo i całkiem sporo wiedzy, którą lubisz się popisywać. Po drugie, pozory skromności pękąją, jak tylko pojawi się komentarz, który jest Ci nie w smak. Wtedy chwytasz szablę w dłoń, zęby zaciskasz na ostrzu noża i do ostatniej kropli krwi bronisz swoich umocnień. To, jak mało istotna jest dla Ciebie krytyka, lubisz podsmumować stwierdzeniami typu "niestety, dalej tylko rzuciłem wzrokiem na uwagi". W końcu skoro wiesz, że opowiadanie Ci się udało, po co tracić czas na opinie, które twierdzą coś zgoła innego?

 

I faktycznie, to opowiadanie naprawdę Ci się udało. Lustro w nim błyszczy, obraz intryguje, gotowane raki skwierczą, porywisty wicher spycha w ukrycie, ziarenka piasku dzwonią dźwięcznie o szyby a nadciągająca ciemność niepokoi. Całość tętni atmosferą i pięknie pokazuje urywki większego świata. Rodzinka zaś, tak cudownie wiarygodna w swojej fałszywości i tak idealnie obrzydliwa w swoim samozachwycie, doprowadza do autentycznej pasji. Aż nie mogłem się doczekać, aż w końcu tafla lustra pokaże im, na jakie nieprzyjemności mogą liczyć w niedalekiej przyszłości.

 

A mimo to tekst miejscami wydawał mi się zwyczajnie pretensjonalny. Miałem wrażenie, że niektóre opisy wcale nie mają służyć budowaniu nastroju albo snuciu opowieści. Że są tam tylko po to, żebyś mógł się popisać swoją erudycją i bogactwem nagromadzonej wiedzy. Że niektóre zdania powstały tylko po to, aby wszyscy mogli zobaczyć, jak pięknie składasz zdania. Gdyby to napisał jakiś grafoman, kompletnie by mnie to nie obeszło. Ale Ty naprawdę jesteś zdolnym człowiekiem, i szkoda, żebyś ten talent marnował to przez własną butę.

 

Nie jestem tak zdolny jak Ty. Mógłbym z łatwością wymienić kilka innych osób, które nie są. Ale to nie znaczy, że nasze opinie są bezwartościowe. Nie piszemy ich z zazdrości ani zawiści. Konstruktywna krytyka zawsze ma na celu pomóc. Jeśli ktoś poświęcił swój czas na jej napisanie, warto, abyś Ty poświęcił chwilę własnego na jej przemyślenie. Bardzo łatwo o brak dystansu wobec własnego dzieła. Jeśli się nad czymś napracowałeś, to logiczne, że liczysz na powszechne docenienie. Ale - pomimo najszczerszych wysiłków - bardzo trudno stworzyć coś idealnego. To dobry tekst. Zasługuje na piórko. Ale to nie jest najlepszy tekst, jaki w życiu czytałem. Powiem więcej: to raczej nie jest najlepszy tekst, jaki w życiu czytał ktokolwiek z nas. Nie zakładaj, że jesteś już wystarczająco zdolny, i bardziej zdolny być nie musisz. Nie odrzucaj z automatu wszystkich uwag krytycznych z nastawieniem, że i tak wiesz lepiej. Nie traktuj każdej opinii pochwalnej jak prawdy ostatecznej. I Ty, i Twoi czytelnicy, tylko na tym stracą.

 

Za opowiadanie brawo. W przyszłości życzę samych lepszych.

      Juliiusie, każdy pozostanie przy swoim zdaniu. Każdy czytelnik ocenia inaczej. Jedni tak, a inni inaczej, czyli owak. Gdyby wszyscy pisali podobnie, zastanowiłbym się nad tym --- dogłębnie. Ale innym to chyba nie przeszkadzało. Nie odnieśli takiego wrażenia. Wygląda na to, że wlaśnie taka, a nie inna narracjai słownictwo im się podobała. Ergo: jakiś zamiar autorski --- uświadomiony, nieuświadomiony, celowy albo instynktowny --- został spelniony.  

     Na pewno mozna jeszcze tekst dopracować, bo każdy mozna dozlifować. 

     Pozdróweczko.   

     Pjotroosie, zaraz, zaraz... Ja po prostu uczciwie ostrzegłem ewentualnych czytelników przed charakterem tego opowiadania. Nie ma akcji? --- nie ma. Dzieje  sie coś? Nic sie nie dzieje. Jedzą, piją i rozmawiają? Właśnie tak jest, a jeszcze Adam pali cygaro. Są szczęsliwi? Wyglada na to, że tak. Jest mowa w tekście o kopii obrazu jakiegoś tam Nelchersa, wykonanego przez jakiegoś Santamarię? Jest.

     Ale --- co w tym ciekawego?  Nic. Co moze być w tym ciekawego? Nic. Więc byłem po prostu uczciwy. I szczery.

     Ale nigdzie nie napisalem, że ostrzegam, bo to jest złe opowiadanie. Nigdzie.   Tego nie ma. 

     Nie wątpię, że wszyscy na portalu chą sobie wzajemnie pomóc. Jest to obecnie rzadko spotykane.     

      I na pewno nie jest najlepsze opowiadanie.   Znam o wiele lepsze i każdy je zna. A że nie zzgadzam sie z niektórymi spostrzeżeniami? Ano, wielu tak ma.

     Pozdróweczko.

Rogerze, jesteś mistrzem! Jesteś mistrzem w naginaniu faktów do własnych potrzeb. Za Słownikiem wyrazów obcych W. Kopalińskiego: tremo długie stojące lustro, zazwyczaj w ozdobnej ramie, dające odbicie całej postaci. Etym. – fr. trumeau przestrzeń między parą okien, lustro zajmujące tę przestrzeń. Za słownikiem języka polskiego: tremo «wysokie lustro, często sięgające od sufitu do podłogi lub połączone ze stolikiem konsolowym» Dlaczego ograniczyłeś się do dwóch rodzajów trem? Ja posunęłabym się dalej. Wysokie lustro mocowane do ściany, nie posiadające ozdób, to pierwszy rodzaj. Wysokie lustro w ozdobnej ramie, to drugi. Wysokie lustro w ramie i z konsolą –– to już trzeci. Dodać można i czwarty: z konsolą, bez ramy. Za każdym razem będzie to tremo. O jego istocie nie decydują rama i konsola, lecz duża powierzchnia wysokiego lustra. Wysokie lustro będzie tremem i żadne ramy i konsole nie sprawią, że będzie tremem bardziej lub inaczej. Nadal twierdzę, że przeglądać się można albo w tremie, albo w lustrze, albo w zwierciadle. Nadal jestem zdania, że przeglądanie się w lustrze/zwierciadle trema jest masłem maślanym. Przykro mi, ale w świetle tego co napisałam, uwagi dotyczące następnych zdań, są nadal aktualne.

 

Dlaczego Anna maluje ponownie wargi? Pewni dlatego, że chce jescze ładniej wyglądać… – Mało prawdopodobne. Dama, we własnym domu, nie schodzi na kolację ze szminką w dłoni. Chyba że Anna jest drugim typem damy.

 

Niestety, dalej tylko rzuciłem wzrokiem na uwagi. – Rozumiem, że w ten mało delikatny sposób dajesz mi jasno zrozumienia, że wystarczyłby komentarz z wyrazami uznania i podziwu dla Twojej twórczości. Rozumiem, że uwagi krytyczne, wskazywanie błędów, nielogiczności i głupich literówek, powinnam zachować dla początkujących. Dla tych, którzy dopiero się uczą. Ty już wszystko wiesz. Wychodząc naprzeciw Twoim oczekiwaniom, niniejszym oświadczam, że postanowiłam powstrzymać się od komentowania Twoich przyszłych opowiadań.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

     Mistrzem w naginaniu faktów? Dobra cecha.  Ja korzystam z wielu  słownikow. To umozliwia internet

     Link do słownika Doroszewskiego -->  http://doroszewski.pwn.pl/haslo/tremo/

     Proszę zwrócić uwagę na to, ze w podanych przykladach literackich występuje okreslenie: lustro trema. To tak jakoś chyba koreluje z moim stanowiskiem, przynajmniej mi sie tak wydaje. A tremo tutaj, w tym słowniku, też moze być przyrządem z konsolą. 

     Regulatorzy, b edziecie mieli mniej pracy, pisząc mniej komentarzy.  Zawsze zysk.

     Pozdróweczko.

...Nasza przemiła Regulatorzy, jak się rozzłości, jest groźniejsza od tytułowych "Regulatorów" z powieści S. Kinga. Rozchmurz się nasza droga koleżanko. Pozdrawiam uśmiechnięty.

 

...Rogerze, damy lepiej znają się na lustrach...

  Regulatorzy, b edziecie mieli mniej pracy, pisząc mniej komentarzy.  Zawsze zysk.   

Uczmy się dżentelmeńskiej postawy od Autora.

     Ryszardzie, niewątpliwie damy znają się  na lustrach. Ale, niestety, w tej sprawie Regulatorzy okazali się niedokładni. Slownik Doroszewskiego ma dwie wielkie zalety. Pierwsza jest oczywista --- jest dostępny on-line. To nic wielkiego, bo slownik PWN takoż. Ale --- slownik Doroszewskiego podaje przyklady przy każdym haśle, jak stosowano w literaturze dany wyraz. To jest jego olbrzymia zaleta. Sprawdziłem w tym słowniku wyraz tremo --- i tam wyraźnie używa sie okreslenia "lustro trema". Pisałem gdziśś  wyżej, ze sprawdzalem co nieco.

     I w kazdym słowniku podaje się definicję, ze jest to także --- a wląsciwie obecnie tten wyraz ma takie znaczenie --- lustro z konsolą. Lustro z konsolkę. Z szafka. Duże, ze zwieciadłem w ozdobnej ramie, umiejscowione pomiędzy oknami.

     I nie rozumiem, czemu niby naginam fakty.  A w tym komentarzu inkryminowanych --- albo oprymowanych -- jest sporo zdań. Trzeba bylo przejrzeć temat dokładnie. Dalej uwaga o tej pomadce... Anna sie tak zachowala --- i mogla sie tak zachować.

     Początek komentarza wyszedl Regulatorom fatalnie. Nic na to nie poradzę.

     Pozdrówko.  

Rogerze, zwróciłam uwagę, że w pierwszym przykładzie literackim: Lustro, wysokie tremo w złotej ramie na rachitycznych nóżkach, pokazało jej nagle siedzącą naprzeciw kobietę, której włosy skręcone w węzeł opuszczały się nad karkiem”. Nie zauważyłam, by w tym przykładzie wystąpiło lustro trema. Zwróciłam także uwagę na drugi przykład literacki: „Stała przed wielkim lustrem tremo”. Tu także nie zauważyłam, by ktoś stał przed lustrem trema. Proszę zwrócić uwagę na to, że w podanych przykładach literackich nie występuje określenie: lustro trema, skutkiem czego nie zauważyłam korelacji przykładów z Twoim stanowiskiem, przynajmniej mi się tak wydaje. Nigdzie nie negowałam, że tremo nie może mieć konsoli. Byłam przekonana, że studiując słowniki, także internetowe, czytasz je ze zrozumieniem. Jak widać, moje przekonanie, tym razem mnie zawiodło. Nadal twierdzę, że lustro trema jest masłem maślanym a uwagi dotyczące następnych zdań, są nadal aktualne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rogerze, poruszyłeś kamyk, który wywołuje we mnie lawinę.

 

Chciałbym w dobrej wierze przestrzec przed posługiwaniem się argumentem większościowym. Jest to linia obrony, która zabija sens dyskutowania w ogóle. Jedni twierdzą to, drudzy tamto (słowo-klucz: gustibusy). Banał. Lecz z tego banału nader często wyprowadza się ohydny relatywistyczny wniosek, że wartość czyjejś opinii zależy od tego, gdzie znajduje się taż opinia na osi mniejszość---większość. Co jest bzdurą. To nie jest Sejm. Naprawdę, traktujmy się poważnie. Nie ma żadnych wypadkowych racji (partii), nie ma żadnych sondaży słuszności, dyskusja to nie głosowanie. W dyskusji uczestniczą jedynie dyskutanci i ich argumenty --- niczym rewolwerowcy i ich sześciostrzałowce.

 

We wzorcowej dyskusji istnieją tylko dwa możliwe rozwiązania. Pierwsze jest takie, że jeden drugiego (albo drugi pierwszego) przekona do swoich racji. Pif-paf! --- mylisz się w tym i w tym. Kulka starczy za argumentację i wszelkie merytoryczne środki, które w niej posłużą. Literatura jest jednak nietypową dziwką. Jeśli to o nią gringos się pożarli, zwykle bywa, że choć jeden w drugiego, a drugi w pierwszego wpakowuje zawartość całego bębenka, obaj stoją niewzruszeni jak gdyby nigdy nic. Tu pojawia się w sam raz miejsce na drugą możliwość (a nie gustibusy).

 

Celem każdego racjonalisty jest poddawać swoje poglądy nieustannej krytyce. Prawdziwy racjonalista ucieszy się, jeśli ktoś wytknie mu błąd w rozumowaniu. Ucieszy się --- ponieważ dzięki temu wymieni pogląd dalszy prawdzie na taki, który jest prawdzie bliższy. Czysta ekonomia. Prawdziwy racjonalista wie, że zbudowanie światopoglądu nie różni się w istocie od zbudowania dowolnego systemu znaczeniowego. Otóż nie da się zbudować takiego systemu bez wyznaczenia kilku, kilkunastu aksjomatów. Pojęć, których się nie analizuje, lecz które się przyjmuje a priori. Prawdziwy racjonalista będzie więc tak długo dyskutował, aż albo on wytknie lub jemu się wytknie błąd w rozumowaniu, albo dyskusja dojdzie do takiego punktu, że obaj dyskutanci obnażą swoje aksjomaty i okaże się, że są to aksjomaty odmienne (druga możliwość).

 

Niestety wzorcowe dyskusje nie istnieją, a prawdziwi racjonaliści mieszkają w górach między yeti. Mamy za to piękny wzorzec dyskursu w mediach. Panie i panowie, elegancko ubrani, zasiadają naokół stolika, zostają przedstawieni z imienia i frakcji, kiwają głowami, "dbwieczu państwu" --- i na wstępie widać, co będą reprezentowali. "Dyskusja" trwa, w rozemocjowaniu padają kilogramy krwistych argumentów. Lecz na co one komu, jeśli A z góry jakiekolwiek zmiany w swoim światopoglądzie wyklucza, B-owi takich zmian zakazał szef, C-ę sytuacja zmusza do mówienia tak a nie inaczej, a D jest już na to za stary? Dodać ostrożnie należy, że większość poglądów wchodzących w skład pakietu "lewo"/"prawo"/itp to nie są aksjomaty. Jedynie do rangi aksjomatów urosły one w świadomości właścicieli. Powstała dzięki temu wokół tych analizowalnych poglądów otoczka ochronna, która dalszą analizę arbitralnie hamuje. A czemu w takim razie służy w powyższym przykładzie "dyskusja", skoro swojej podstawowej funkcji nie spełnia? Z moich obserwacji wynika, że jej jedynym celem jest pseudoretoryka --- retoryka nie skupiona na prawdzie, lecz z wykorzystaniem metod wypracowach już przez sofistów, wymierzona w naiwną i niedoinformowaną publikę. Pokłosie uznawania "dyskusji" za dyskusję zauważam niestety wszędzie, nie tylko w mediach. Frekwencyjne warunkowanie relewancji jakiejś opinii to jedynie jeden z przejawów.

 

Zmierzając ku końcowi tego przydługiego wywodu, z pełną świadomością powołuję się w kontekście omawiania tekstów na fantastyka.pl na dyskurs logiczny, choć już z dala słyszę głosy gustibusów, że literatura to jest sztuka, że to domena wrażenia "absolutnie" ulotnego, estetyzmu wcielonego lub innego widzimisia, diabła. Otóż ja się z tym umiarkowanie nie zgadzam. To jest mój pogląd, a być może nawet aksjomat.

Ryszardzie, nawet nie będę próbować dociekać dlaczego, nie mając po temu żadnych racji, raczysz wygłaszać o mnie sąd, twierdzić, że coś może mnie złościć, w dodatku, w stopniu –– jak sugerujesz –– chyba dużym. Wolałabym, abyś w przyszłości tak nie czynił. Nie mogę spełnić Twojej prośby, nie mogę się rozchmurzyć, bo jestem pogodna z natury. W  radosnym nastroju byłam, jestem i nie mam zamiaru przestać w nim trwać, cokolwiek się dzieje.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

     AdamieKB, oczywiście, że dżentelmeński. Jak najbardziej dżentelmeński. Po prostu --- wyrazilem swoją opinię.   Regulatorom ubędzie pracy. Nie będę się szerzej rozwodzil, dlaczego kwestionuje stanowczo ten komentarz, bo w poscie do Ryszarda dość jasno sprecyzowałem stanowisko. Ale za to widzę, ze jednak pozostałe komentarze treściowo są obfite.

     Pozdróweczko.  

     PS. A cóż sądzisz o opowiadaniu? Tego mi zdecyodowanie zabraklo. 

 

...Drogakoleżanko. twoje niewiarygodnie wysokie mniemanie o sobie jest porażające. Pozdrawiam zasmucony.

 

... I również chętnie znalazłbym się w zakresie Twego bojkotu.

Ryszardzie, jestem ponownie zdumiona Twoim kolejnym, dziwnym sądem o mnie. Dziwi mnie także miejsce, w którym prezentujesz swoje opinie. Czymże objawia się moje, jak twierdzisz, wysokie mniemanie o sobie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

     Regulatorzy, tam jest przyklad : "stała prze wielkim lustrem tremo". Dlaczego nie ma --- stała przed wielkim lustrem trema? Musialem to rozszyfrować.  A wyjaśnienie jest bardzo proste.  

     Zmieniła się odmiana przez przypadki takich wyrazów jak: kino, radio, studio, tremo. Długo, chyba do lat siedemdziesiatcyh, byly to wyrazy nieodmienne --- w liczbie pojedyńczej. Tremo nalezało do tej grupy. A teraz się wszystkie odmieniają ---otrzymują końcowki. 

     To jest niekiedy dla wielu nieznane --- i musiałem w sowjej dociekliwosci to rozgryźć --- ale należalo nie używać takiego argumenta, ze jest napisane " lustro tremo", a nie "lustro trema", bo toki argument jest chybiony. I świadczy o niewiedzy.

     Pozdroweczko.

     J uliusie, ciekawe stanowisko. Przeczytałem z uwagą. Ale --- jak się to ma do dyskusji literackiej o użytych zwrotach, wyrazach i sposobie prowadzenia narracji? Chyba jednak nijak, bo tutaj nie ma aksjomatów.  

     Pozdrawiam.  

Rogerze, po przeczytaniu Twoich bardzo osobliwych argumentów, pozostaje mi tylko powtórzyć: Jesteś mistrzem! I dodać: Jesteś większym, niż sądziłam, mistrzem w naginaniu faktów do własnych potrzeb. Opadły mi ręce. Pod tym opowiadaniem już nic więcej nie napiszę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nawiązywałem do wypowiedzi, którą przedzieliło kilka komentarzy:

 

(...) Każdy czytelnik ocenia inaczej. Jedni tak, a inni inaczej, czyli owak. Gdyby wszyscy pisali podobnie, zastanowiłbym się nad tym --- dogłębnie. Ale innym to chyba nie przeszkadzało. Nie odnieśli takiego wrażenia. Wygląda na to, że wlaśnie taka, a nie inna narracjai słownictwo im się podobała. Ergo: jakiś zamiar autorski --- uświadomiony, nieuświadomiony, celowy albo instynktowny --- został spelniony.



Post o dyskutowaniu nie miał na celu wywołania kolejnej dyskusji. Na zakończenie powiem tylko, że wg mnie ma się to bardzo ściśle. Poważniejsza elaboracja jest wymagana, wiem, lecz to nie wypowiedź na post internetowy, raczej artykuł czy --- nawet, przewrotnie --- opowiadanie.

 

Pozdrawiam

PS. "Ergo" było tym kamieniem :-)

...W moich stronach nazywano tremem mebel, składający się z szafki i trójskrzydłowego lustra, które to skrzydła obracały się na zawiasach. I tak można dyskutować do rana. Ponadto moje dobre wychowanie zabrania mi dalszych bezpłodnych polemik. Nie po to jestem użytkownikiem tego portalu, aby szarpać sobie nerwy.

     Juliusie, napisz.  Polecam zwrot " bez ochyby" --- też ciekawy. 

     Ryszardzie, nardzo dobrze. Regulatorzy podają argument, ze w cytowanym przykladzie z Doroszewskiego nie ma zwrotu "lustro trema", tylko jest zwrot "lustro tremo", więc to nie jste to.  Więc wyjaśniam, dlaczego tak jest. Ale --- nie, naginam fakty do własnych potrzeb. I nie umiem czytać  ze zrozumieniem... Tak to można dyskutowąc do rana, a ja nie widzę takiej potrzeby, jeżeli się nie wie, ze jżeyk sie zmienial i zmienia. I zmieniala sie odmiana.

     Dobre, nie powiem. 

     Dobranoc.

To ja tylko powiem, bez wdawania się w dyskusje, że byłam, przeczytałam i podobało mi się.

Smutna kobieta z ogórkiem.

     Virginio, dyskusja zrobila sie jakby poboczna... Fajnie, że tekst się podobał. Dzięki za przczytanie i komentarz.  Mnie też "Chłopiec" bardzo się podobał.

     Pozdrówko.  

     PS. Gdybyś miala chwiłę czasu, zerknij moze na"Czerwony przycisk".  Krótkie.

     Oto link:--->  http://www.fantastyka.pl/4,56842353.html

Bardzo ładny zamysł.

 

Pomysł na styl pisania masz, jak widzę, ciągle ten sam. I dobrze, przyklasnę Ci, ponieważ sam pomysł jest zacny, co więcej, rozbudowane opisy i ozdobne, wyszukane słownictwo świetnie pasują do tego akurat opowiadania. Jednak, moim zdaniem, nie do końca ten styl opanowałeś. Na ile potrafię ocenić, ogólnie trochę brakuje Ci wyczucia w doborze słów oraz w doborze i konstrukcji fraz.

 

A tu fragment, który molestuje mnie o dedykowany komentarz:

 

"Andrzej pil wino z szerokiego kieliszka, a właściwie je chłeptał, jak zmęczony pies syci pragnienie wodą z kałuży". -- Wyobraziłem sobie i się roześmiałem. Naprawdę miałeś na myśli to, co tu napisałeś i co wynika z porównania? Bo to zakrawa na groteskę. (Widziałeś chyba kiedyś, jak wygląda psie chłeptanie).

 

Drobiazg zresztą.

 

Generalnie: się podobało, trochę zgrzytało.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

     Jerohu, ano, ostatnie trzy publikowane teksty są utrzymane jakby w tej samej tonacji stylistycznej. Trzy ostatnie, czyli "Fetysz", "Czerwony przycisk" no i "Tremo i obraz".  Tak się złożyło. Czy jakieś ewentualne kolejne będą stylistycznie podobne, tego nie wiem.  Akurat taki sposob narracji mi w tych opowiadaniach odpowiadał. 

     Porównanie może rzeczywiście do skorygowania --- jakby to sobie literalnie wyobrazić, chyba nie  jest najszczęsliwsze

     Dobrze, że tekst --- jednak nietypoway jak na portal --- generalnie się podobał, choć czasami  zgrzytał....

     Dzięki za przeczytanie i komentarz.

     Pozdrówko.

No, przeczytałem: – pierwsza część opowiadania – przesycona historią i fundamentami kreacji postaci – wypadła świetnie. Druga – nieco gorzej. Z jakiegoś powodu – wydaje mi się, że zmieniałeś wtedy narrację – odznaczały się informacje na temat aniołka i Jezusa z obrazu, jakby były wyciągnięte z nieco gorszego horroru. Podobnie jak Juliusowi, zabrakło mi rozwinięcia bohaterów w działaniu, – znowu zarzut co do tej drugiej części – w pewnym momencie odniosłem wrażenie, że kilka opisów czytam drugi raz. W okolicy – zdaje się – przedostatniej strony tekstu jest taki obszar, który przydałoby się albo nieco rozwinąć, albo przykrócić, – bubelek się trafił: tak (w taki sposób), jak – kilka razy źle postawiłeś przecinek. Ogólnie rzecz biorąc – niezły tekst. Wydaje mi się jednak, że wybierając taki sposób ekspresji nieco ograniczyłeś potencjał pomysłu. W ramach ciekawostki dodam, że zapisałem się dzisiaj na filologię rosyjską. pozdrawiam

I po co to było?

     Syf.ie,  powodzenia na studiach, Piękny język i wielka literatura, o wiele bardziej znana od polskiej. Nieporównywalnie bardziej znana. Ciekawe, jak rożne są wrażenia z lektury pierwszych części. Dla Prokris historia trema była nieco przydługawa, a w Twoim komentarzu – wcale nie. Jednym  ten rys niedokreślenia postaci odpowiadał, inni chcieliby mocniejszych i bardziej wyrazistych akcentów.  Jednym ogólny klimat podobał się, a inni chcieliby bardziej krwistej historii.  Zawsze tak jest.      Co do przecinków – musiałbym odszukać te zdania. Generalnie przy zwrocie "tak, jak" jeżeli jest to porownanie paralelne, stawiamy przecinek. Mozna go pominąć, jeżeli porownanie nie ma charakteru pararelnego. Ale – musialbym sprawdzić tekst. I sprawdzę.      Dzięki  za przeczytanie i komentarz.      Pozdrówko.

Zasady pisowni i interpunkcji   [381] 90.H.3. W porównaniach paralelnych (o konstrukcji tak, jak; równie, jak; taki, jaki; tyle, co) stawiamy przecinek, np. Chodzi często tak do teatru, jak do kina. Czytanie książek jest równie miłe, jak i kształcące. Od razu wykonał takie polecenie, jakiego zażądano. Miałem tyle samo pieniędzy, co przed rokiem. Należy w tym miejscu odróżnić porównania paralelne, w których stawiamy przecinek, od porównań, które nie mają wyrazistego charakteru paralelnego: a) z przecinkiem: zarówno …, jak i; równie … , jak i; tak…, jak i; tak…, jak; b) bez przecinka: tak samo … jak; ten sam … co; taki … jak. Jednakże jeśli przed porównaniem nie robimy przerwy oddechowej albo jeżeli składniki porównania nie przeciwstawiają się sobie bardzo wyraźnie, albo gdy chcemy osłabić wyrazistość porównania, przecinek możemy pominąć, np. Kowalski jest równie dobrym uczniem jak Nowak. Taki doświadczony kierowca jak Marcin nie powinien był wpaść w poślizg.

Rogerze, owszem, miałem natomiast na myśli zdania tego typu: Anna niemal kochała przyglądać się matowej plątaninie wzorów i wodząc placem, tak jak wiele osób przed nią Po namyśle jednak stwierdziłem, że w obecnej formie przecież też jest poprawnie ; ) pozdrawiam

I po co to było?

     W tym zdaniu? Dość długie…  Ale taki jest styl narracji. Mnie  się wydaje, że ten akurat przecinek jest tam konieczny. Pozostałe też.       Sprawa się wyjaśniła, co zawsze cieszy.       Pozdrówko.  

wodząc placem tak, jak wiele osób – w taki sposób, jak wiele osób to robiło, wodząc placem, tak jak wiele osób – powtarzając czynność wykonywaną także przez wiele osób. Gdy wczoraj czytałem, umknęła mi ta druga interpretacja, dlatego zaznaczyłem sprawę w komentarzu ; ) pozdrawiam

I po co to było?

     Prawie nigdy nie zastanawiam sie nad przecinkami w zdaniu.  Czasami, ale bardzo rzadko. Prawdę powiedziawszy, czynię to instynktownie.      I w takm, powiedzmy, zdaniu --- Tak jak poprzednio, Anna wodziła palcem po opalizującym blacie konsoli,  śledząc wyimaginowany przebieg linii swoejego życia – nie wstawiłbym i nie wstawiłem przecinka.       Co, biorąc pod uwagę  podane zasady i wyjątki, byłoby prawidlowe.

Ja obecnie – w ramach przygotowań do egzaminu aplikacyjnego – wertuję ustawę za ustawą i siłą rzeczy zwracam większą uwagę na przecinki. Znalazłem ciekawą rzecz w temacie. Tutaj bardzo wiele zależy od intencji wypowiadającego się: Akcent zdaniowy a spójniki zestawione Gdy na przysłówek, zaimek lub wyrażenie przyimkowe połączone ze spójnikiem pada akcent zdaniowy (pełnią one wówczas rolę okoliczników), rozdzielamy te wyrazy przecinkiem: Chupa Chups formalnie miał prawo do otrzymania przedmiotowych dotacji w momencie, gdy był przyznawany kredyt. Wytłumacz to tak, aby było zrozumiałe dla wszystkich. Tak samo lub podobnie zbudowane wyrażenia mogą jednak pełnić funkcję spójników zestawionych – w takim wypadku należą one do zdania podrzędnego i należy postawić przecinek przed nimi: Wszystkie znaczki posiadają wyraźny nadruk niepowtarzalnego numeru seryjnego oraz adresu zwrotnego, tak aby pochodzenie znaczków mogło zostać odtworzone w przypadku ponownego złapania oznakowanego osobnika. Dodatkowy okres przyznany przez państwa członkowskie powinien być ograniczony do dwunastu miesięcy, tak by rolnicy mieli dostęp do środków ochrony roślin zawierających metomyl przez 18 miesięcy od daty przyjęcia niniejszej decyzji. Wytłumacz to jaśniej, tak aby wszyscy zrozumieli. LINK

I po co to było?

     Ciekawa dyskusja. Istnieje generalna zasada i należy o niej pamiętać. Bardzo prosta. Przecinek jest słownym znakiem pokazujacym miejsce, w ktorym nabieramy powietrza na oddech. A to, wbrew pozorom, jest zasada podstawowa. Cała reszta jest pochodną tego prostego faktu. Ktoś z komentatorów stwierdził powyżej, ze miewa kłopoty z przecinkami. Proste rozwiązanie: trzeba przeczytać  zdanie na głos. Tam, gdzie w mówieniu czynimy przerwę na nabranie powietrza do pluc, stawiamy przecinek z zamkniętymi oczyma.      I jak się spojrzy trochę wyżej, w zdaniu: "Tak jak poprzednio, Anna wodziła palcem po opalizującym blacie konsoli,  śledząc wyimaginowany przebieg linii swojego życia", "tak jak poprzedni o" piszemy bez przecinka, bo caly ten zwrot wypowiadamy na jednym wydechu. Ale  potem trzeba nabrać oddechu, bo kolejna fraza zdania jest długa, a następna takoż.      Interesujacy link, zawierajacy te prosta konstatacje, a nie tylko to:  http://blog.translax.eu/jezyki/przecinek-we-wlasciwym-miejscu-meandry-polszczyzny-interpunkcja-cz-3/

Przecinek jest słownym znakiem pokazujacym miejsce, w ktorym nabieramy powietrza na oddech.

Pozwolę się wtrącić. Powyższe to zasada od kilkudziesięciu lat przeterminowana. Językowy mit. Obecnie przecinek jest tworem przede wszystkim gramatycznym. Jego funkcje dodatkowe są naprawdę marginalne. Warto zajrzeć do bardziej wiarygodnych źródeł, np. słownika interpunkcycjnego Podrackiego. Wiedza, choć niekompletna, jest tam raczej pewna.   Pozdrawiam

Smucą mnie wielce i dziwią zachowania niektórych użytkowników portalu oraz ich dobór słów. Dlaczegoż, ach, dlaczegoż na świecie nie może zapanować wreszcie pokój?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

     Juliusie, bardzo dobrze, że się wtrącasz… Zwrócę uwagę na jedną sprawę: na wyimek powyżej podanego przeze mnie wyjaśnienia PWN.      "Jednakże jeśli przed porównaniem nie robimy przerwy oddechowej albo jeżeli składniki porównania nie przeciwstawiają się sobie bardzo wyraźnie, albo gdy chcemy osłabić wyrazistość porównania, przecinek możemy pominąć, np. (…)"      Oczywiście, ze stawianiem albo niestawianiem przecinka rządzą  reguly gramatyczne. Ale ta wspomniana przez jezykoznawce PWN "przerwa oddechowa" – uzsadniajaca postawienie przecinka, co jasno wynika z tego tekstu – ma znaczniedość  podstawowe. Resztą  jest bardzo rozbudowaną pochodną bardzo prostego zjawiska. I nadal tam, gdzie musimy nabrać  oddechu, stawiamy przecinek.       O to mi chodziło.

Przecinek jest słownym znakiem pokazujacym miejsce, w ktorym nabieramy powietrza na oddech. – owszem, ale jest to raczej reguła zwyczajowa niż zasada normatywna.   Tak jak poprzednio, Anna wodziła palcem po opalizującym blacie konsoli,  śledząc wyimaginowany przebieg linii swojego życia

Na sprawę można dwojako spojrzeć: 1. przyjmując, że zdanie nadrzędne brzmi: Tak (jak/w jaki sposób?) Anna wodziła palcem… Słowa "tak" nie można wtedy ominać, bo zmienia to sens zdania: a. Jak poprzednio, Anna wodziła – Anna powtarza wcześniej wykonywaną czynność, b. Tak, jak poprzednio, Anna wodziła – Anna powtarza i czynność, i sposób jej wykonania. 2. można też to "tak jak poprzednio" zinterpretować w ten sposób, że nazwiemy je dopowiedzeniem z przesuniętym przecinkiem. W tym wypadku jak najbardziej będziesz miał rację, twierdząc, że przecinek nie jest konieczny. Kwestia możliwości wyrażenia różnych myśli. pozdrawiam

I po co to było?

Proponuję, tak na wszelki przypadek, ominąć „Tremo i obraz” szerokim łukiem.

 

Nie rozumiem po kiego grzyba to w takim razie tutaj wrzucałeś. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego ludzie ten tekst czytali, skoro sam autor proponuje go omijać. Komentować tekstu też swodobnie nie można, gdyż autor przejawia talent do odpierania każdego argumentu nie będącego pochwałą, i to w sposób daleki od racjonalnej, logicznej, konstruktywnej dyskusji. Nie spotkałem jeszcze człowieka, który podobnie jak Roger, walczyłby o każde słowo w tekście, naginając wszelkie przykłady i fakty do swoich potrzeb. Jesteś niesamowity. Gdybyś nie zrozumiał, podobnie jak nie rozumiesz wielu innych rzeczy, ostatnie zdanie nie było komplementem.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Rogerze, nie ma dymu bez ognia. Weź pod uwagę to, że PWN kieruje swoje opinie do szerokiego grona odbiorców. Wyjaśnienie właściwe, uwzględniające rozłożenie akcentów w zdaniu (ogień), zostało prawdopodobnie zastąpione łopatologią oddechu (dym), żeby każdy niefachowiec był w stanie pojąć, o co chodzi (a! przerwa na oodech, wszystko jasne!). Nie implikowałbym niczego na podstawiej tej porady. Przecież to nie dym jest przyczyną pożaru.

A co, jeśli ktoś ma tak pojemne płuca, że zdolny jest mówić "bezwdechowo" przez trzy i pół minuty? Przecinki do lamusa?   A co, jeśli ktoś z powodu na przykład schorzenia musi robić wdechy bardzo płytkie, więc szalenie częste? Przecinek co półtora słowa?   Proszę bez wysilania się na odpowiedź, że "reguła oddechowa" ustalona została na podstawie średnich: tempa czytania na głos, pojemności płuc i stanu zdrowia.

     Joseheim, na portalu dyskusje są ostatnimi czasy niewykle dystyngowane. Powiedziałbym nawet, że wysmakowane. Wysublimowane. A że niekiedy padają w komentarzach stanowcze stwierdzenia?  Zdarza się. To portal ciągle pretendujący do miana portalu literackiego. Trudno sie temu dziwić.        Jest tutaj ostatnio tak spokojnie, jak na wojnie…      Pozdrówko

     Syf.ie, w komentarzu napisałem takie zdanie:  "Tak jak poprzednio, Anna wodziła palcem po opalizującym blacie konsoli,  śledząc wyimaginowany przebieg linii swojego życia".      Z Twojej  interpretacji  wynika, że jest mozliw y – i poprawny – zapis tego zdania w dwojaki sposób: z przecinkiem albo bez przecinka.  Czyli mozliwy bylby inny wariant zapisu: " Tak, jak poprzednio, Anna wodziła palcem po opalizującym blacie konsoli,  śledząc wyimaginowany przebieg linii swojego życia".      Nie wydaje mi się to możliwe – zaznaczam, ze w tym, tylko w tym, a nie w innym układzie tego zdania.      Dwie możliwosci poprawnego zapisu zdania ze wstawieniem albo niewstawieniem przecinka ? Chyba nie.      Pozdrówko.  

     Sorry, jeszcze post beryla.      Berylu, zwrot "lustro/zwierciadło trema"  nalezy do podstawowych zwrotów, użytych w tekscie. Nie widzę w nim błędu, a użyte argumenty mnie nie przekonują. Więcej, swoje stanowisko popieram, tak jak zwykle, argumentami słownikowymi z Doroszewskiego.  Może łaskawie zapoznaj się z nimi. Nie rozumiem, czemu mam przyznawać komuś racje, jezeli jego argumenty sa nieprzekonywujące.          Wszystko. Oczywista sprawa, ale, jak widać, jednak nie dla wszystkich.

Zapoznałem się i śmiałem się do rozpuku, widząc jak przykłady na które się powoływałeś okazywały się być czymś potwierdzającym, że nie umiesz czytać ze zrozumieniem. Dobitnie wykazała to regulatorzy, ale wolałeś to przemilczeć. Naprawdę zabawne.

 

Łaskawie przestań pisać, że coś jest oczywiste, skoro co najmniej kilka osób mówi Ci, że nie masz racji, ergo, nie jest to oczywiste, a wręcz przeciwnie. Poza tym, ile razy już było takich dyskusji, gdzie kłóciłeś się o błahostkę? Czy w ogóle kiedykolwiek coś poprawiłeś, kierując się uwagami użytkowników? Rogerze, daleko Ci do bycia idealnym w piśmie, a idąc na wojnę z każdym, kto Ci to wykaże, tylko się pogrążasz.

 

Nie odpisałeś mi też dlaczego upubliczniasz tekst, którego polecasz nie czytać. Kwestia ta mnie bardzo interesuje, bo takie zachowanie to czysta dziecinada.

 

PS Nie wiem czy masz problemy ze skupieniem, ale mógłbyś odpisywać na kilka postów w jednym komentarzu. Nie nabijaj sobie sztucznie komentarzy.  

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

poprawnego zapisu zdania ze wstawieniem albo niewstawieniem przecinka

Technicznie rzecz biorąc, będą to dwa odmienne zdania. W zależności od umiejscownia przecinka tak  trafi albo do zdania nadrzędnego, albo do tego dopowiedzenia. Tak, jak ostatnio, Anna wodziła… – kładziesz nacisk na sposób, Tak jak ostatnio, Anna wodziła – o sposobie wspominasz mimochodem, skupiając się na samym dokonywaniu tej czynności. Zmienia się ekspresja wypowiedzi… ----– Nawiasem mówiąc: nie nieprzekonywujące. Nieprzekonujące ; ) pozdrawiam

I po co to było?

     Interesujące stanowisko. A coś tak ma to jednak związek z oddechem, mosterdzieju…  Nawiasem mówiąc, słownik PWN notuje wyrazy "przekonywający/ nieprzekonywający", i to od dawna, w dodatku bez uwag.        Pozdrówko.

Przekonywający – owszem, ale nie przekonywujący. Od dawna – bo to, zdaje się, jest dawniejsza forma. Oddech jak oddech, prędzej pauzy ułatwiające zrozumienie wypowiedzi ; ) pozdrawiam

I po co to było?

     Ach, rzeczywiście. Spojrzalem na swój wcześniejszy komentarz. Błędny zapis.      No, chyba ostatnia taka dyskusja na starej stronie, odchodzącj powoli w niebyt zapomnienia…       Pozdrówko.  

     Joseheim, niestety, link nie działa. Ale sprawa znaczenia wyrazu "tremo" – tak sądzę po treści odsyłacza --- była już przywolywana i chyba Regulatorzy podawali znaczenie tego wyrazu za słownikiem PWN.      Czyż warto wracać do dyskusji juz zamkniętej?      Pzdr.       PS. Rozumiem, ze opowiadania nie czytałaś 

Link nie działa? To dziwne, bo mi działa… coż, proszę:   Witam!

Ktoś w pewnym tekście napisał, cytuję: „Niezwykle wysokie i szerokie lustro trema łączyło się z palisandrową konsolą…”. Zdanie to wywołało wiele dyskusji na temat zwrotu lustro trema. Autor zaciekle broni swej wersji, jednak ja chciałabym zapytać, czy aby nie jest to jednak zwrot pod każdym względem niepoprawny?

Pozdrawiam! Takie lustro nazywa się u nas tremo (z francuskiego trumeau). Jest to rzeczownik nijaki, wystarczyłoby napisać więc: „Niezwykle wysokie i szerokie tremo łączyło się z palisandrową konsolą…”. Jeśli autor obawia się, że czytelnicy mogą znać tego wyrazu (obawa skądinąd uzasadniona), może użyć konstrukcji apozycyjnej, takiej jak samochód cysterna. W tej wersji otrzymamy zdanie: „Niezwykle wysokie i szerokie lustro tremołączyło się z palisandrową konsolą…”. Dla wersji zacytowanej w pytaniu nie widzę uzasadnienia. – Mirosław Bańko, Uniwersytet Warszawski

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

     Berylu, stokrotne dzięki. Zauważę tylko, że jeżeli jest to ożywiona dyskusja, to ja jestem biskupem kościoła mormonów z całym szacunkiem do mormonów. Dyskusja jest letnia, a powiedziałbym nawet, że ospała.      Ja tutaj kombinowałem jak koń pod górę, żeby wyjaśnić sobie, czemu u Doroszewskiego jest zwrot ”lustro tremo”, a tu masz, podsunąłeś mi wyjaśnienie pod nos, a właściwie pod oczy. Link rzeczywiście u mnie nie działał.      Nie zwróciłem uwagi na to, jak odmienia się przez przypadki w liczbie pojedynczej wyraz „tremo”. I sprawa jest prosta. W związku z tym rzeczywiście nie „lustro/zwierciadło trema”, ale „lustro/zwierciadło tremo”. Jak zwykle, Doroszewski się nie mylił. Możliwości i poprawność zastosowania takiej konstrukcji wyrazowej potwierdza opublikowana opinia.      Jeszcze raz dziękuję.      Jak można się doczytać z opublikowanej opinii, można użyć takiego zwrotu, ale musi brzmieć „lustro/zwierciadło tremo”. Oczywiście, poprawie u siebie na twardym dysku.      Bardzo dobrze. Sprawa jest wyjaśniona i zamknięta.      Nadmienię tylko jeszcze, ze ten zwrot w świetle cytowanej opinii na pewno nie jest „masłem maślanym”…

Lustro, wysokie tremo (…).  Cytat z cytatu ze słownika Doroszewskiego.

Na przecinki trzeba uważać, ot co.

     Oczywiście, że trzeba.  "Stała przed wielkim lustrem tremo". To też z Doroszewskiego, ot co. Dzięki  berylowi sprawa zostala wyjaśniona.        "Jeśli autor obawia się, że czytelnicy mogą znać tego wyrazu (obawa skądinąd uzasadniona), może użyć konstrukcji apozycyjnej, takiej jak samochód cysterna. W tej wersji otrzymamy zdanie: „Niezwykle wysokie i szerokie lustro tremo łączyło się z palisandrową konsolą…”.      Dwa posty wyżej.

Wcześniej też była jasna jak słoneczko w bezchmurny dzionek. Dziękuję za uwagę, kłaniam się z nadzieją, że przestaniesz dawać okazje do jałowych dysput. Nie odpisuj, praktyka będzie odpowiedzią. Pozdrawiam.

     Jeśli dyskusję uważa się za jałową, to nie bierze się w niej udziału. A jesli się jednak bierze, to raczej nie jest jałowa. A wtedy, po prostu, można spotkać się z kontrargumentami.       Pozdrówko.

Bardzo dobrze napisany tekst, choć początek wydał mi się nieco rozwleczony. Potem było coraz ciekawiej i przeczytałem z przyjemnością.   Pozdrawiam

Mastiff

     Bohdanie, początek jest chyba rzeczywiście leciuteńko do skrócenia. Fajnie, że czytanie sprawilo Ci przyjemność. Miło mi.       Dzięki  za przeczytanie i komentarz.       Pozdróweczko. 

…Przypadkowo znowu tu zajrzałem. Byłbym wdzięczny kochanej Joseheim aby dodała konkretny adres swojej uwagi o niestosowności komentarzy niektórych użytkowników, ponieważ to ja poczułem się adresatem. Mam nadzieję, że moje odczucie jest mylne. Pozdrawiam .

Skoro poczułeś się jej adresatem, to to już dużo tłumaczy. Mniej chamstwa, a nikt Ci nic nie będzie zarzucał.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

…Berylu, użyłeś bardzo mocnego słowa, które samo w sobie wystawia Ci, jako członkowi Loży, odpowiednią ocenę. Przykro, że Twoja pasja do mieszania z błotem użytkownik ów, nie idzie w parze z talentem literackim. Mnie nie dotkniesz, bo moje literackie doświadczenia nie mają źródeł w tym portalu i nie zamykają się w internetowych publikacjach.Pozdrawiam zasmucony poziomem wpisu.

Ryszardzie, Twoje publikacje nie mają nic do rzeczy, kiedy nazywam poziom Twojej kultury, a nazywam go tak, jak na to zasługuje. Pozdrawiam, zasmucony Twoim prostactwem.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

… No cóż, drogi kolego, użyj swoich wpływów, aby usunąć mnie z portalu. Tak na postrach dla innych użytkowników. Wtedy zniknie Twój cierń w stopie. Na szczęście, jak sądzę Twoja opinia nie jest tak powszechna jak sądzisz. Kończę tę żenująccą wymianę poglądów. Pozdrawiam życzliwie.

     Pax vobiscum…      Ryszardzie, zalogowałeś się już na stronie testowej? Będziesz miał sporo pracy przy edytowaniu swoich tekstów. Przeczytałem gdzieś, że będziesz miał także mozl.iwość polączenia wszystkich rozdziałow w całość.      Strona prezentuje się bardzo dobrze.       Pozdrówko. 

…Drogi Rogerze, jestem na urlopie i dopiero w sierpniu zacznę myśleć o portalu. Mam też rodzinne zmartwienie: operacja wnuczki. Przypadkowo wdepnąłem na tę minę .Pozdrawiam do sierpnia.

     Rozumiem. Można to zrobić w sierpnie albo później, a można  w ogóle nie robić. Wnuczka ważniejsza.  Ano, czasami podczas dyskusji bywa tak, jak teraz. Zdarza się, choć nie powinno.       Pozdróweńko. 

Roger, już wiem dlaczego dostałeś za to piórko;-) Przeczytałam caluteńkie. Fakt, długie – ale nie nudne. Od razu wciągnęła mnie historia związana z Pugaczowem, a potem takich było jeszcze kilka. Bardzo ciekawe. Powstawały już opowiastki o nawiedzonych lustrach, obrazach i t.p. – ale ta jest napisana z wielką klasą, bardzo dostojnie. Powiedziałabym w stylu dziewiętnastowiecznych nowel. Zadziwiasz mnie. Jak potrafisz tak?;-) GRATULUJĘ;-) p. s. Od dawna nie edytujesz tego, wiem, znalazłam jakieś błądki, głównie literówki i może jakieś powtórzenia, czy coś podobnego – zapewne wychwyciłeś sam do tej pory. Nie chcę tego tu wrzucać, jak śmieci. Pytanie, czy chcesz to w ogóle? Czy dać do komentarza, czy tekst z zaznaczeniami przesłać Ci na maila? (Tego nie podajesz, też nie chcę sama prosić i narzucać się.) Pa!

     Agatokasiak, dzięki za przeczytanie. Rzeczywiście: w tym opowiadaniu jest jakby kilka innych historiu, związanych z lustrem, obrazem, Santamarią etc.      Ciekawe – Pugaczow się podoba… I ciekawe jest coś takiego: to, co jednych może lekko nużyć, innych wciąga. To, co jedni radzą skrócić, dla innych jest interesujące, a nawet wciagające. Chyba zawsze tak jest – jezeli coś jest dobrze napisane.        Tego języka uzywałem świadomie. Lubię i mi odpowiadał.  I pasował to tej opowieści.       Długi tekst i literówki zawsze się przytrafią. Jakoś je na dysku usuwam…  A co do piórka – chyba juz "White Creek" powinno dostać piórko, chociaż, z drugiej strony, ja po prostu lubię ten tekst. Chyba Gwidon go wtedy nominował. W lekko poprawionej formie opublikowałem "White Creek" na stronie testowej.     Pozdrawiam. 

To Pugaczow się komuś nie podobał? (Oprócz carycy, oczywiście;-) Nie czytałam komentarzy. Co do gustów – nawet nie ma co mówić! Cierpię szczególnie, często podoba mi się coś innego, niż… Nie ważne. Kiedyś zerknę na to "White Creek". A tak jeszcze przy okazji – jak trafić na tą stronę testową? Przegapiłam coś najwyraźniej. :-)

     Musisz się zarejestrować. Ja korzystam z linku w temacie konkursowym w "HP" – podpiętym – "Średniowiecze 2013". Klikasz, masz stronę. Klikasz "zapraszamy", wchodzisz. Okienko "zaloguj się". Tam resetujesz swój nick i hasło i czekasz na maila – może być w wiadomościach – śmieciach/spamie.  Tak przynajmniej było.       Strona jest bardzo dobra. Brajt odwalil kawał znakomitej roboty.       Poprawiaj powieść…      Pozdrówko.  

Regulatorzy, tam jest przyklad : "stała prze wielkim lustrem tremo". Dlaczego nie ma – stała przed wielkim lustrem trema? Musialem to rozszyfrować.  A wyjaśnienie jest bardzo proste.  

     Zmieniła się odmiana przez przypadki takich wyrazów jak: kino, radio, studio, tremo. Długo, chyba do lat siedemdziesiatcyh, byly to wyrazy nieodmienne – w liczbie pojedyńczej. Tremo nalezało do tej grupy. A teraz się wszystkie odmieniają ---otrzymują końcowki. 

     To jest niekiedy dla wielu nieznane – i musiałem w sowjej dociekliwosci to rozgryźć --- ale należalo nie używać takiego argumenta, ze jest napisane " lustro tremo", a nie "lustro trema", bo toki argument jest chybiony. I świadczy o niewiedzy.

     Pozdroweczko. Berylu, stokrotne dzięki. Zauważę tylko, że jeżeli jest to ożywiona dyskusja, to ja jestem biskupem kościoła mormonów – z całym szacunkiem do mormonów. Dyskusja jest letnia, a powiedziałbym nawet, że ospała.

     Ja tutaj kombinowałem jak koń pod górę, żeby wyjaśnić sobie, czemu u Doroszewskiego jest zwrot ”lustro tremo”, a tu masz, podsunąłeś mi wyjaśnienie pod nos, a właściwie pod oczy. Link rzeczywiście u mnie nie działał.

     Nie zwróciłem uwagi na to, jak odmienia się przez przypadki w liczbie pojedynczej wyraz „tremo”. I sprawa jest prosta. W związku z tym rzeczywiście nie „lustro/zwierciadło trema”, ale „lustro/zwierciadło tremo”. Jak zwykle, Doroszewski się nie mylił. Możliwości i poprawność zastosowania takiej konstrukcji wyrazowej potwierdza opublikowana opinia.   Oczywiście, że Doroszewskki się nie mylił, nikt tak nie twierdził, więc cóż to za odkrycie? Cały czas myliłeś się Ty i próbujesz teraz tak się do tego przyznać, żeby się nie przyznać. RogerzeRedeye, zarzuciłeś Koleżance Regulatorzy brak wiedzy, a okazało się, że Regulatorzy miała rację, zaś brak wiedzy w Waszym sporze szedł z Tobą, ramię w ramię, od początku do końca. Nie sądzisz, że nadszedł czas, aby choć raz potwierdzić to, co oczywiste i, nie zaklinając rzeczywistości, honorowo przeprosić Koleżankę?

Sorry, taki mamy klimat.

     Sethraelu,  długi post, ale o jednym zapmnialeś – o czymś ważnym: o opinii językoznawcy PWN, specjalnie uzyskanej. Opinii o poprawności zwrotu "lustro trema". Ten zwrot stanowił przedmiot sporu z Regulatorami.          Przeczytaj – opinia wyjaśnia sprawę poprawności  użycia tego zwrotu i ją potwierdza. Generalnie – bo idzie jeszcze o końcowke wyrazu "tremo". Proste. Ciekawe, że ten znany jezykoznawca zbudowal zdanie zupelnie podobne do użytego w tekście.      Jeżeli podtrzymasz stanowisko – odpowiem. Ale to musiałby być dluższy post.      Pozdrawiam.  

Podobne, ale nie tożsame. Różnica w desygnatach.     Cytuję pytanie i odpowiedź z poradni PWN, żeby wszystko było w jednym miejscu: tremo Witam! Ktoś w pewnym tekście napisał, cytuję: „Niezwykle wysokie i szerokie lustro trema łączyło się z palisandrową konsolą…”. Zdanie to wywołało wiele dyskusji na temat zwrotu lustro trema. Autor zaciekle broni swej wersji, jednak ja chciałabym zapytać, czy aby nie jest to jednak zwrot pod każdym względem niepoprawny? Pozdrawiam! Takie lustro nazywa się u nas tremo (z francuskiego trumeau). Jest to rzeczownik nijaki, wystarczyłoby napisać więc: „Niezwykle wysokie i szerokie tremo łączyło się z palisandrową konsolą…”. Jeśli autor obawia się, że czytelnicy mogą nie znać tego wyrazu (obawa skądinąd uzasadniona), może użyć konstrukcji apozycyjnej, takiej jak samochód cysterna. W tej wersji otrzymamy zdanie: „Niezwykle wysokie i szerokie lustro tremo łączyło się z palisandrową konsolą…”. Dla wersji zacytowanej w pytaniu nie widzę uzasadnienia. – Mirosław Bańko, Uniwersytet Warszawski   1. Wedle słownikowych definicji desygnatem trema jest tafla lustrzana o danej charakterystyce – i tylko rzeczona tafla, czyli samo lustro tak wysokie, że odbija całą postać stojącej przed nim osoby. Akcentuję: samo lustro, sama tafla szkła, podlanego warstwą odbijająca światło. 2. porównanie Twojej wersji opisu – lustro / kogo? czego? dopełniacz / trema – z wersją z odpowiedzi – lustro / jakie? jakiego rodzaju, typu? mianownik / tremo – poświadcza, że w nieuprawniony sposób „poszerzyłeś” desygnat pierwotny o wszystko, co z tremem może się fizycznie łączyć: ramy, konsolki, jakieś toaletki czy co tam jeszcze, i to „poszerzenie” jest przyczyną Twojego trwania w błędzie.  

RogerzeRedeye, o niczym w tym temacie nie zapomniałem. Opinia językoznawcy rzeczywiście wyjaśnia sprawę poprawności  użycia zwrotu "lustro tremo" i ją potwierdza. Piszesz : "Generalnie – bo idzie jeszcze o końcowke wyrazu "tremo". Proste."  Otóż to. Proste i kluczowe, bo końcówka jedyna i słuszna w tym zestawieniu to "o". Zastosowane przez Ciebie wyrażenie: "lustro trema", zgodnie z opinią Koleżanki Regulatorzy i pana językoznawcy jest błędne. I na tym koniec. Uważam, że wypadałoby przeprosić niektórych za zarzucanie im niewiedzy, kiedy to Ty się myliłeś. Ciekawe, że ten znany jezykoznawca zbudowal zdanie zupelnie podobne do użytego w tekście. "Podobne" to słowo kluczowe i nie ma w tym nic ciekawego. Szkoda, że Twoje komentarze i fakt, że nie potrafisz przyznać się do błędu, niszczą pozytywne wrażenie, jakie pozostawia po sobie opowiadanie. Razi i zaskakuje niebywały kontrast między dojrzałością intelektualną i warsztatowo-pisarską autora, ujawnioną w opowiadaniu, a niedojrzałością – wydaje mi się –  emocjonalną, wypełzającą z Twoich komentarzy. Pozdrawiam.

Sorry, taki mamy klimat.

     Sethraelu, widzę, że odpowiedziałeś.    Nie masz racji. Cytat z Regulatorów – piewszy post: " Niezwykle wysokie i szerokie lustro trema łączyło się z palisandrową konsolą…” –– Tremo to lustro. Konstrukcja, na której jest mocowane lustro i otaczająca je rama, bez owego lustra, nie byłaby tremem. 

Lustro trema jest masłem maślanym. 

Myślę, że miałeś na myśli niezwykle wysoką i szeroką powierzchnię/płaszczyznę trema. 

Ja napisałabym: Niezwykle wysokie i szerokie tremo/lustro/zwierciadło łączyło się z palisandrową konsolą… 

Uwaga dotyczy także kolejnych zdań: "      Podkreślenia moje.      No i co? Okazalo sie, ze nie jest to masło maślane, czyli neologizm.  A Regulatorzy kwestionowali w ogóle ten zwrot i sugerowali zastąpienie go jednym wyrazem. Wtedy zdanie zostałoby zbudowane prawidłowo. Okazało się, że taka konstrukcja językowo jest prawidłowa, pod warunkiem, że byloby to " lustro tremo".      Za cóż to niby mam przepraszać? Za to, że opinia PWN pokazala błąd w komentarzu Regulatorów? Wolne żarty.       Czytaj dokladnie komentarze – i będzie lepiej.      Gratuluję dociekliwości psychologicznej.      Dzięki za post, wprawił mnie w dobry humor na cały dzień.      Pozdróweczko. Wielu publikacji.  

PS, Interesujące – wygląda na to, że w ogóle nie przeczytałeś tego tekstu. Przynaje – komentarze są ciekawe.  

Z odpowiedzi poradni PWN:  Niezwykle wysokie i szerokie lustro tremo łączyło się z palisandrową konsolą…   Regulatorzy napisała:  Niezwykle wysokie i szerokie tremo/lustro/zwierciadło łączyło się z palisandrową konsolą…   Rogerze, przegiąłeś. Czym różnią się, poza duperelnymi, nie zmieniającym sensu i treści, szczegółami, te dwa zdania? Poza tym zapisz sobie wielkimi literami, czym różni się neologizm od tautologii / pleonazmu, bo już nawet to zaczynasz dziwnie interpretować.

  Nie przegiąlem. AdamieKB, przeczytaj ten pierwszy komentarz Regulatorów. Pierwsze merytorczyne zdanie – według tego komentarza, powinien wylecieć  zwrot "lustro trema". Tylko lustro, tylko zwierciadło, tylko tremo. Ale nie lustro/zwierciadło trema/tremo. To stanowiło oś sporu. A potem jest w komentarzu wymienione kilka zdań z tekstu o podobnej konstrukcji. Lustro trema jest be… Albo lustro, albo zwierciadło, albo tremo. Ale nie lustro trema… Tak piszą Regulatorzy..       Przeczytaj sobie, to odświeżysz pamięć.  O maśle maślanym tez pisali Regulatorzy.  Sethrael   też chyba nie przeczytal dokladnie tego komentarza. Tam to stoi napisane wolowymi literami na oslej skórze. I uprzejmie porsze nie twierdzic, ze trwam w oslim uporze, bo ja po prstu uwaznie czytam komentarze.       Bardzo dobrze, ze beryl zasiegnąl opinii PWN. Powinno byc "lustro tremo" wedlug tej opinii. I już.       Pozdrówko. Wielu publikacji. 

Niczego nie zrozumiałeś. Nie powinno, ale, dla wygody mniej kumatych, może być. Przeanalizuj zakresy znaczeniowe słów "tremo" oraz "lustro", może to Ciebie oświeci.   Kłaniam się uniżenie.

Panowie, nie każdy jest chodzącą PWN-owską encyklopedią. Ja nie jestem, ten pan nie jest, tamten pan… Gdyby Roger nie omaścił tego masła masłem, ni w ząb nie wiedziałabym o co biega. Z tego co zrozumiałam pana z PWN-u, właśnie chodziło o jasność przekazu wobec takich… Agat, jak ja, i innych… zwykłych ludzi. I zastosowanie tego dla ogólnej jasości jest dopuszczalne, tak? Dlatego jestem usatysfakcjonowana. Pozdro!

Agato, nie. Nie ma takiego określenia jak "lustro trema", a takiego użył RogerRedeye. Może być "lustro tremo", w znaczeniu mniej więcej "lustro TYPU tremo", żeby czytelnik, który nie zna określenia mógł łatwiej załapać przekaz. Ponieważ samo tremo to lustro (tyle że o określonych parametrach), określenie "lustro trema" oznacza "lustro lustra", czyli jest masłem maślanym. Ponieważ jednak RogerRedeye masło maślane nazywa neologizmem, sprowadza dyskusję na zupełnie inny poziom… RogerzeRedeye, cieszę się, że poprawiłem Ci humor. Ja również świetnie się bawię czytając Twoje komentarze. Najciekawsze są Twoje uwagi, kierowane do innych, dotyczące czytania ze zrozumieniem. Nie wiem na jakiej podstawie wnioskujesz, że nie przeczytałem opowiadania. Pewnie stoi za tym ta sama logika, za pomocą której wyciągasz wnioski ze wszystkich czytanych komentarzy. Oby tak dalej, a będzie weselej. Pozdrawiam rozbawiony.

Sorry, taki mamy klimat.

Sethrael – załapałam, że tremo to lustro, ale… Łał, wymiękam;-) Chciałam to jakoś kompromisowo podsumować – nadaremno. Zostawię tą… (wróć) tę męską rozgrywkę Wam! Boże, ci faceci…;-) Masakra!:-)))

A przepraszać Koleżankę Regulatorzy powinieneś za to: RogerRedeye 2013-06-19  21:16

     Regulatorzy, tam jest przyklad : "stała prze wielkim lustrem tremo". Dlaczego nie ma – stała przed wielkim lustrem trema? Musialem to rozszyfrować.  A wyjaśnienie jest bardzo proste.  

     Zmieniła się odmiana przez przypadki takich wyrazów jak: kino, radio, studio, tremo. Długo, chyba do lat siedemdziesiatcyh, byly to wyrazy nieodmienne – w liczbie pojedyńczej. Tremo nalezało do tej grupy. A teraz się wszystkie odmieniają ---otrzymują końcowki. 

     To jest niekiedy dla wielu nieznane – i musiałem w sowjej dociekliwosci to rozgryźć --- ale należalo nie używać takiego argumenta, ze jest napisane " lustro tremo", a nie "lustro trema", bo toki argument jest chybiony. I świadczy o niewiedzy.

     Pozdroweczko. Rzeczywiście rozszyfrowałeś, Sherlocku! Jak tam, podtrzymujesz tę bzdurną teorię? Pozdrawiam rozbawiony jeszcze bardziej.

Sorry, taki mamy klimat.

     Po prostu – nie napisałeś komentarza. I nie brałeś  udzialu w dyskusji. I nie przeczytałes dokladnie komentarza Regulatorów. Nie przeczytałeś takze dokładnie opinii jezykoznawcy.      Nadal podtrzymujesz mój dobry nastrój…       Pozdrawiam. Wielu publikacji.  

Panowie, przestańcie. Roger pokazał, że jest szczególnie odporny na uznanie swoich (często oczywistych) błędów i prawdopodobnie tego teraz nie zmienicie. Mi się wydaje, że Roger jednak nie jest taki nierozgarnięy, na jakiego pozuje i zrozumiał, że był w błędzie, tylko nie potrafi tego przyznać i przeprosić. Są tacy na tym świecie, trudno. Wszyscy, którzy czytali dyskusję od początku do końca i potrafią rozumieć to, co czytają wiedzą, że Roger się mylił. Innymi słowy – wszyscy wiemy, że się mylił, a to, że on próbuje odwracać kota ogonem i robić z czytających dyskusję idiotów to już chyba niezbyt istotne. Ja się z tego zwyczajnie śmieję i radzę wszystkim innym to samo. Nie da się rozmawiać z kimś, kto widzi czarne i nazywa je białym, no po prostu się nie da.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Sorry, umknąl mi jeden komentarz Sethraela. A jest taki przykład  u Doroszewskiego? Jest. A co pisali Regulatorzy? Przeczytaj, laskawco. Kwestionowali poprawnosc zwrotu "lustro trema"? W całości. Regulatorzy nie podawali  zwrotu "lustro tremo". Oni w ogole kwestionowali taki związek wyrazowy. Aha… Zacznij dyskusję od przeczytania tego komentarza – będzie lepiej.  Ja wykoncypowałem taka teorię, dlaczego jest "lustro tremo". Okaząła się błedna. Ale – taki związek wyrazowy istnieje. Jest poprawny. Jest stosowany. Dlatego nadmieniam, ze powinieneś czytac ze zrozumieniem tekstu. Proste.  Pozdrówko. Wielu publikacji.  PS. Agato, pozdrawiam. Dobranoc. 

Wybacz, ale do dyskusji włączyłem się w momencie, który ja uznałem za stosowny i, wbrew temu co piszesz, biorę w niej udział, tyle że nie od początku. I dokładnie przeczytałem komentarz Koleżanki Regulatorzy. Dokładnie też przeczytałem opinię językoznawcy. Mało tego, w przeciwieństwie do Ciebie, zrozumiałem to, co przeczytałem. Dzięki Tobie bawię się wyśmienicie. Pozdrawiam!

Sorry, taki mamy klimat.

RogerzeRedeye, napisałeś: "A co pisali Regulatorzy? Przeczytaj, laskawco. Kwestionowali poprawnosc zwrotu "lustro trema"?  W całości. Regulatorzy nie podawali  zwrotu "lustro tremo". Oni w ogole kwestionowali taki związek wyrazowy."

Cytuję komentarz Koleżanki Regulatorzy (może w końcu zorientujesz się, że to jest jedna użytkowniczka): "Zwróciłam także uwagę na drugi przykład literacki: „Stała przed wielkim lustrem tremo”. Tu także nie zauważyłam, by ktoś stał przed lustrem trema.

Proszę zwrócić uwagę na to, że w podanych przykładach literackich nie występuje określenie: lustro trema, skutkiem czego nie zauważyłam korelacji przykładów z Twoim stanowiskiem, przynajmniej mi się tak wydaje."

I co, łaskawco? Gdzie tu kwestionowanie przez Regulatorzy całego zwrotu? Dlatego nadmieniam, że powinieneś czytać ze zrozumieniem tekstu, RogerzeRedeye. Pozdrawiam ponownie.

Sorry, taki mamy klimat.

     Robi się już bicie piany… Argumenty ad personam nie są argumantami merytorycznymi. No  i co, jest w slowniku Doroszewskiego zwrot "lustro tremo", tak zwzięcie inkryminowany przez Regulatorów ? Ano jest.       Z dzieł Doyle.a najlepszy jest "Znak czterech". Uczy logicznego myslenia.  Polecam.         Dobranoc.   

Niezwykle wysokie i szerokie lustro trema łączyło się z palisandrową konsolą…” –– Tremo to lustro. Konstrukcja, na której jest mocowane lustro i otaczająca je rama, bez owego lustra, nie byłaby tremem. 

Lustro trema jest masłem maślanym. 

Myślę, że miałeś na myśli niezwykle wysoką i szeroką powierzchnię/płaszczyznę trema. 

Ja napisałabym: Niezwykle wysokie i szerokie tremo/lustro/zwierciadło łączyło się z palisandrową konsolą… 

Uwaga dotyczy także kolejnych zdań: 

„Wódz ludowego powstania nakazał zasłaniać potem lustro trema opończą…” 

„Jemielian jeden raz przejrzał się w zwierciadle trema…” 

„…zajmowanego teraz przez trzy osoby – a lustro trema wiernie oddało ten nieznaczny…” 

„…że przed snem rzuci okiem w zwierciadło trema”. 

„…przejrzy się w wielkiej tafli zwierciadła trema”. 

Zwierciadło trema wiernie pokazywało rozciągnięte grymasem chichotu twarze czterech postaci…” 

„…pewnie chcąc spojrzeć w srebrzystą taflę lustra trema”. 

„Ciągle pamiętał jednak, że przed snem powinien przejrzeć się w lustrze trema…” 

Lustro trema pokazywało szczęśliwy uśmiech Anny…” 

Zwierciadło trema wiernie odbijało wyraz zdumienia i zaskoczenia na twarzach ludzi…” 

  Zdecydowanie dobranoc.  Znowu mnie wprawileś w doskonaly humor… 

Przeczytaj mój komentarz wyżej dotyczący Twoich wydumanych teorii o działalności Regulatorzy. Argumenty ad personam nie są argumantami merytorycznymi – niebywałe odkrycie (na poziomie "masło nie jest kapustą"), dziwne tylko, że sam często je stosujesz, skoro najwyraxniej ich nie uznajesz. Z dzieł Doyle.a najlepszy jest "Znak czterech". Uczy logicznego myslenia. – Zatem, RogerzeRedeye, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci przyjemnej lektury. Kolorowych!

Sorry, taki mamy klimat.

A właśnie, Berylu, będąc w ogniu bezsensowej polemiki zapomniałem Ci odpisać, wybacz. Wbrew Twojej radzie nie przerwę jałowej dyskusji z RogeremRedeye, bo choć zdaję sobie sprawę, że prowadzi ona donikąd, naprawdę dobrze się bawię, a nie tylko tak piszę. Ostatnie zdanie nie jest oczywiście aluzją do Twojej wypowiedzi. Pozdrawiam serdecznie.

Sorry, taki mamy klimat.

   Ha, hmm…

O, wstałeś, witaj RogerzeRedeye! Gotów na nowy dzień? Pozdrawiam.

Sorry, taki mamy klimat.

     Ale – na cóż niby gotowy? Strony przedstawiły swoje stanowiska, ze tak powiem, i strony przy tym stanowisku pozostaną. Sam piszesz, ze dyskusja jest bezsensowna. Jałowa.  Ergo: po cóż ją kontynuować i bić pianę? Powtarzać w kółko i na okrągło to samo? Sensu to nie ma, a nabija niepotrzebnie ilość komentarzy. Już teraz komentarze są dwa razy dłuższe od tekstu – jeżeli nie trzy. A tekst, jak na portal, jest długi.      Szkoda fatygi. Przedstawiłeś opinię o komentarzach, ja się z nią nie zgadzam, i tyle. Chwatit.      Wielu publikacji.

Taaak, który to już dzień zmagań, panowie? Lubicie to, widzę – jakie słodkie z Waszej strony. A mnie się ciągle zapala światełko przy lustrze trema… lustrze tremo… lustrze lustra… przy tremie trema… i przy tremie;-) A opowiadanie mi się podobało – nie mąćcie kobiecie wrażenia. Słonecznej niedzieli nad wodą!;-)

Ergo: po cóż ją kontynuować i bić pianę? Powtarzać w kółko i na okrągło to samo? – Wybacz, odnosiłem wrażenie, że to lubisz. Skoro jednak przestałeś lubić, ja również zamilknę. Nie pozwolę Ci jedynie na satysfakcję z bycia autorem ostatniego komentarza pod własnym tekstem – tak dla sportu. Pozdrawiam życząc miłego dnia, szczerze, RogerzeRedeye. Agato, udanej niedzieli!

Sorry, taki mamy klimat.

     Agatokasiak  --- po prostu: nie reaguj na mrugającą gwiazdkę. Wygaszaj bez czytanią. No i może napisz opowiadanie na "Srednioweccze 2013". Pisanie na konkurs to zawsze ciekawe doświadczenie. A termin długaśny.       Opalenizny. 

Słowo się rzekło.

Sorry, taki mamy klimat.

   No i kobyłka u płotu. 

Otóż to.

Sorry, taki mamy klimat.

     Będziesz musiał tego pilnować. Dniami, tygodniami, miesiącami, latami… Słowo harcerza to słowo harcerza – i nie może być inaczej. Strażnik opowiadania, a właściwie komentarzy.      Rozweselające.  

Roger klaszcze z radości, bo lubi, kiedy jego opowiadania są w czołówce najczęściej komentowanych. Dlatego jest jedynym człowiekiem na tym portalu, który potrafi napisać 4 posty pod rząd, odpowiadając na komentarze, które bez trudu mógł przeczytać za jednym zamachem.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

     Berylu, ano, cóż mogę odpowiedzieć…  Każdemu userowi odpowiadam osobno, odrębnym postem.  Przestrzegam dobrych obyczajów portalowych. Berylu, też tak robisz. Przejrzyj swoje wątki. Tak postepuje takze Finkla, bemik  i inni. Normalne i często spotykane.      Ktoś, tak jak Ty, napisal post, co prawda, kompletnie z niczym niezwiązany – odpowiadam. Rzeczywiście,  opowiadanie przeczytało i skomentowało wielu userów. Naprawdę sporo. Zdaje sie, że dałeś wczęsniej wyraz zdziwieniu z tego faktu. Kilka dyskusji… Tak bywa. Niebawem – za dzień, tydzień, miesiąc, kwartał, rok  – post Sethraela… Ludzie miewają najrozmaitsze fobie, dobrze, ze nieszkodliwe. Będę musiał odpowiedzieć – cóż zrobić.     Jeszcze raz dzięki za zasięgnięcie opinii w PWN.       Wielu publikacji.  

Tak bywa. Niebawem – za dzień, tydzień, miesiąc, kwartał, rok  – post Sethraela… Ludzie miewają najrozmaitsze fobie, dobrze, ze nieszkodliwe. Będę musiał odpowiedzieć – cóż zrobić. RogerzeRedeye, zapoznaj się z definicją fobii, a dopiero potem stosuj takie określenie, tym razem właściwie. Chyba, że miałeś na myśli Twoją ewentualną fobię przed moim postem. Jeśli tak, cofam pierwsze zdanie. Oczywiście znów nie zrozumiałeś tego, co mówią inni. Jestem cierpliwy, więc napiszę tak, żebyś pojął: przyglądając się różnym dyskusjom zauważyłem, że musisz (sam to napisałeś) być autorem ostatniej wypowiedzi pod własnym tekstem, nawet jeśli jest to tylko wypowiedź o treści np. "Ha, hmm…", czyli taka, która nie wnosi nic i z pewnością nie wynika z  potrzeby kurtuazyjnej odpowiedzi. Jest to – wyjaśniam: mam na myśli takie Twoje zachowanie -  swojego rodzaju, delikatnie mówiąc, skrzywienie, a przynajmniej ja tak to widzę. Biorąc pod uwagę Twoje zachowanie, stosunek do innych użytkowników, oraz mając na myśli różnorakie Twoje dziwactwa postanowiłem dostarczyć sobie rozrywki, jak napisałem wcześniej – uwaga, czytaj ze zrozumieniem jeśli potrafisz - "DLA SPORTU". W związku z powyższym, rozczaruję Cię – nie muszę pilnować "dniami, tygodniami, miesiącami, latami…" komentarzy przy tym opowiadaniu. Wystarczy, że raz na jakiś czas (może być dzień, może być rok – to akurat słusznie wydedukowałeś) zajrzę tu i napiszę dla sportu cokolwiek, karmiąc tym Twoje skrzywienie. Zatem to Ty będziesz zerkać, czy na pewno jesteś ostatni, jak Ci natręctwo nakazuje. I to jest rozweselające, zwłaszcza w zestawieniu z Twoją butą. Gdy mi się znudzi, przestanę. Malo tego – mogę się poddać, jak to w sporcie bywa, i Ci o tym napisać, tu, w tym wątku! Wtedy będziesz jak zwykle miał ostanie słowo udowadniając jednocześnie, że jesteś na tym portalu największym maniakiem z najcięższym natręctwem. Mogę też nigdy nie przestać, a Ty będziesz tu zaglądać i tak, czekając na gwiazdkę, bo przecież MUSISZ odpowiedzieć! I tak, i tak będzie wesoło. Ze sportu można się wycofać, ze skrzywień i natręctw wychodzi się raczej inną drogą. Masz się za erudytę, więc sam powinieneś wiedzieć jaką.  A właśnie, czy przyszło Ci do głowy rozwiązanie, nazwijmy to, pośrednie? Już wyjaśniam, Sherlocku, zanim stworzysz kolejną teorię bez ładu i składu: chodzi o to, że nie napisałem, że w tym wątku to ja mam być autorem ostatniego wpisu (bo w przeciwieństwie do Ciebie nie mam takich natręctw). Zabawa polega na tym, żebyś Ty nim nie był. Zatem, możesz najzwyczajniej nie odpisać na czyjś komentarz, o ile się pojawi. Gdyby np. Beryl napisał komentarz o treści „:)” dałbyś radę milczeć? Wątpię. Zatem, do kolejnej migającej gwiazdki, RogerzeRedeye. Pozdrawiam sportowo!

Sorry, taki mamy klimat.

     Sethralu, muszę Cie pochwalić za czujność. Szybka reakcja. Ale zganić za to, że masz stare słowniki. Wyrazu "fobia" użyłem w znaczeniu: "niechęć, antypatia, uprzedzenie". Slowniki notują to znaczenie – od dłuższego juz czasu. Od kiedy, nie wiem. W razie wątpliwości  – sprawdź. Jednakowoż, lepiej nie otwierać dyskusji w sprawwie  wykorzystania tego wyrazu w inkryminowanym zdaniu. Nieciekawe.       Cieszą mnie Twoje portalowo – sportowa ambicje i znajomość  stosowanej psychologii portalowej, a może i psychoanalizy? Wspaniałe tezy. Pewnie Freud wspólnie z Jungiem zdjeliby kapelusze z glowy, czytając je. Ja, nie znając sie na tym, powiedzialbym, ze zachowujesz się dziecinnie. ale ja sie na stosowanej psychologi portalowej nie znam, niestety.        Do następnego razu. może za rok? Bo juz nie dzisiaj.       Pozdrówiam rozbawiony jak sto skurczybyków.   

:)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Podzielam Twoje zdanie, berylu.  

     Coś w tym może i jest, ale forma i treść bez wyrazu. 

Myślicie, że to ^ ^ się leczy?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Wątpię.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

     Berylu, pojęcia nie mam, czy Twoja przypadłość jest uleczalna. Obiło mi się o uszy, że dobrym remedium są zimne kąpiele i długie spacery, wsparte nacieraniem się wywarem czosnkowo-cebulowym i regularnym zażywaniem aspiryny Bayera, popijanej zimną herbatą. Ale każda kuracja powoduje też skutki uboczne, a przy tych środkach można zacząć miewać wizje. Te wywoluje połączenie wywaru czosnkowo – cebulowego z aspiryną i teiną. No, nie wiem.      Ale  – czy musisz dopytywać się o porady właśnie w tym wątku?      Chociaż, jeżeli ta przypadłość natręctwa spamowego stała się dolegliwa, takie pytanie jawi się jako zasadne, niezależnie od miejsca… 

:)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Adamie, cieszy mnie to.   Jose – tak też myślałem.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

     Berylu, ano właśnie… Ano wlaśnie.       Słuszna konstatacja. Dlaczego zimne kąpiele są ważną częscią   kuracji, pozwalającej pozbyć się natręctwa spamowego? Interesujące pytanie, a odpowiedź znajduje się na wyciągnięcie dłoni: wyrabiają silną wolę. Dodajmy, że, jak się zorientowałem, nie idzie tu o zimny prysznic – idzie o zimne kąpiele. Wyrabianie silnej woli pozwala bowiem na pozbycie sie natręctwa spamowego, bo dysponując silną wolą, łatwo można się powstrzymać od wypisywania różnych bezproduktywnych komentarzy,      Ergo, czyli a więc: zimną  herbatę  i nacieranie wywarem czosnkowo – cebulowym możemy odstawić, tym bardziej, że po po natarciu się takim wywarem człowiek jednak nieco inaczej pachnie. Szczerze rzekłszy, l ekko smierdzi.      Masz rację w swoich stwierdzeniach – dzięki zimnym kąpielom, bez dodatkowych sposóbów leczniczych, natręctwo spamowe jest jednak uleczalne.      Wielu publikacji.   

Nic takiego, Bravincjuszu. Przyjacielskie pogawędki pełne ukrytych przed oczami postronnych komplementów, dobre rady na dalszą drogę życia, jak to między dobrymi kumplami…

Bravincjuszu, miło, że zajrzałeś ; )   Adamie, nadal podzielasz moje zdanie?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

     Do jutra. albo pojutrza, albo popojutrza…  Dzisiaj jeszcze musżę skończyć korektę tekstu.       Wielu publikacji.       PS. Bravincjuszu, jak oceniasz "Tremo i obraz"? 

Opowiadanie bardzo dobre, klimat, nastrój, niespieszna narracja. Dyskusja pod opowiadaniem jak zwykle kuriozalna i dłuższa niż tekst, słowem Roger trzyma poziom ;)

     Dreammy, dzięki za przeczytanie i komentarz. Stary juz tekst – jak go odnalazlaś?  Cieszę sie, że uznałaś "Tremo i obraz" za bardzo dobre opowiadanie. I dobrze, ze podobolo się to, co budzilo moje najwieksze obawy – narracja.       Dyskusja w wielu partiach jest ciekawa, zwlaszcza jeżeli idzie o zwrot  "lustro trema", a poprawnie "lustro tremo". Chyba jeszcze nikt na tym portalu, tak jak beryl,  nie zasięgnął opini PWN… W innych partiach dyskusja była graficno – monosylabowa – to prawda.       Pozdrawiam.      PS. Prawei wszyscy piszą powieści… Albo je już napisali. Cóż napisałaś, jeżeli to nie sekret? 

O, tak, ja i Beryl to jedno.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

     Ale w sensie wyłącznie mentalnym? Mam taką nadzieję…

  …Moje zdumienie nie ma granic.

    Ryszardzie, wydaje mi się, ze rozumiem przyczyny Twojego zdumienia, choć do końca nie jestem tego pewny.      Upalne pozdrówko. 

(Widzę, że to dobre miejsce na reklamę;-) Pozdrawiam wszystkich i zapraszam do mojej Baśni;-) !!! Przepraszam, Roger. Taki żart!;-)

   Agatokasiak,  najlepszym miejscem na reklamę własnego opowiadania jest własny wątek. Albo odpowiedni wątek w"HP". Istnieje takowy.        A dobry żart tynfa wart, choc pewnie nie zawsze. A mialaś wygaszać  gwiazdkę i nie zerkać…      Wielu publikacji.   

To poproszę takiego tynfa – sprzedam sobie;-) Wielu bestsellerów!

     Tymf nie jest specjalnie wartościową monetą na rynku kolekcjonerskim – licha moneta, bita w wielkim nakladzie. Osiąga niskie ceny, z bardzo nielicznymi wyjątkami.       Agato, jednakże wtedy, kiedy wydasz powieść, zwykłe złotówki  popłyną do Twojej sakiewki niczym wezbrana rzeka. No, a potem wznowienia… I nowa powieść.       Pozdrówko. 

Byłem tu. Gwidon.

    Gwidonie, dzięki za bytność.  Myslę, ze zerknąleś na "Tremo i obraz", ale pewnie Ci sie opowiadanie nie podobało. Znajac nieco Twoje upodobania literackie, pewnie tak właśnie było.       PozdrOweczko. 

Dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale. Dowiedziałem się, co to znaczy oprymowanie. :) Twoje opowiadanie przeczytałem na beta stronie, bo jednak zieleń mnie po parunastu zdaniach zniechęciła. Parę podejść do zgniłej zieleni i olśnienie! Beta! Do rzeczy: zdania takie jak to: "…nieumiejętność wypowiedzenia innych, niż zawsze, słów, jakby poruszała się w jednym zasobie zwrotów, bez przerwy używanych, do szczętu zużytych, podobnych do tych pustych i ciągle takich samych ruchów rąk i głowy –odartych ze znaczenia gestów." – bardzo mi się podobają. I jeszcze ta przygarść! :) Bardzo, bardzo dobry tekst. Początek może zniechęcić, ale warto "pójść" dalej. Wczytać się. Gratuluję. nieumiejętność wypowiedzenia innych, niż zawsze, słów, jakby poruszała się w jednym zasobie zwrotów, bez przerwy używanych, do szczętu zużytych, podobnych do tych pustych i ciągle takich samych ruchów rąk i głowy –odartych ze znaczenia gestów. Tylko przez ułamek sekundy, bo zaraz o tym zapomniała. nieumiejętność wypowiedzenia innych, niż zawsze, słów, jakby poruszała się w jednym zasobie zwrotów, bez przerwy używanych, do szczętu zużytych, podobnych do tych pustych i ciągle takich samych ruchów rąk i głowy –odartych ze znaczenia gestów. nieumiejętność wypowiedzenia innych, niż zawsze, słów, jakby poruszała się w jednym zasobie zwrotów, bez przerwy używanych, do szczętu zużytych, podobnych do tych pustych i ciągle takich samych ruchów rąk i głowy –odartych ze znaczenia gestów.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

…A ja, Rogerze, w tym długim wątku dowiedziałem się – kto jest kim i kto jest z kim. A byłem naiwny jak dziecko. A "oprymowany" czuję się od pewnego czasu. Pozdrawiam uśmiechnięty.

Cóż, RogerzeRedeye, mogę tylko stwierdzić, że wśród opowiadań nominowanych z Twym tekstem, Twój był najlepszy. A przypominam, że kiedyś nominowałem Twój tekst o dzikim zachodzie. pozdrawiam

Nie wiem, czemu zdublo, ztriplowało mi zacytowany fragment. (?) Dziwne, bo przy dodawaniu komentarza tego nie było.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

I w komentarze zajrzałem, ale pobieżnie i coraz bardziej boję się portalowych dyskusji. :) Z drugiej strony są to ciekawe potyczki (póki pozostajemy w ich merytorycznych rejonach, a i poza nimi też…). Można się czegoś dowiedzieć, ale poziom ich, to już inna sprawa. Szczęsliwie tylko chwilami opadał do niepokojących "wartości". Chyba szkoda tylu nerwów. Jaoś tak smutno mi się zrobiło wczytując się w niektóre wypowiedzi. Dobre opowiadanie, cała masa komentarzy i parę kłótni, o których szybko nie zapomnicie, a szkoda, IMO. I jeszcze jedno; warto przeprosić, gdy ktoś poczuł się naszą wypowiedzią obrażony. Dlaczego? Bo każdy z nas inaczej może pewne zdania odebrać.  Szczególnie te napisane mają często większą moc. A może nie warto? Każdy ma inną wrażliwość. Pozdrawiam zasmucony. Do lektury opowiadania zachęcam. Komentarzy – nie, ale mogą się podobać. ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

     Koiku80, dzięki za przeczytanie i komentarz. Cieszę sie, ze opowiadanie Ci się  podobalo. Cóż, chyba jednak pierwszy akapit leciutko do skrócenia. Dobrze, ze podobal Ci się język, jak na portal na pewno nietypowy. Odmienny, ale ten jezyk ocenileś wysoko, jak wielu innych komentatorów – oczywiście z pewnymi zastrzeżeniami, jak to zwykle bywa. No i cała opowieść.        Strona testowa autorstwa brajta jest znakomita. Brajt asluguje na medal.  Dobrze, że uwzględnił to, co dawno postulowano i co znakomicie ułatwia percepcję tekstu. I tam mogłem poprawić to zdanie o chłeptaniu jak zmęczony pies…  A jeszcze mógłbym je doszlifowac. Fantastyczna sprawa. To jest w tej chwili jedyna  tego rodzaju strona.        A dyskusja? To portal literacki i dyskusje bywaja zażarte. W tej dyskusji, oprocz spamu, jest sporo ciekawych wątków, dotyczących wyrazów, języka, konstrukcji fabuły, kompozycji. To dużo,  jeżeli się to przemysli. Więc – coś w niej na pewno jest pożytecznego, a mto wiele znaczy.         Pozdrawiam.      PS. Na stronie testowej zapraszam do nowej, poszerzonej wersji "Kapelusza" – z zupełnie nowym zakończeniem. 

     Gwidonie, gdybyś skrytykowal tekst, naprawdę bym sie nie zdziwił. Każdy lubi jakieś klimaty, a inne go po prostu nużą. Gusty czytelników sa naprawdę  różne. A klimat opowiadania  nie wszystkim mógł odpowiadać. Więc – nie bylbym zdziwiony krytyką, tym bardziej, ze piszesz innym stylem i poruszasz w innych konwencjach. Milo, ze z wyrónionych tekstów "Tremo i obraz' uważasz za najlepszy.      Nominację "White Creek" pamiętam. Też pare razy z przyjemnością wielką noininowalem Twoje teksty.      Pozdróweczko. 

     Ryszardzie, nie daj sie oprymować… Po prostu nie daj.      Pozdrówko. 

Roger tak narzeka na to spamowanie, a przecież sam je głównie uprawia (bo jak inaczej nazywamy pisanie nagminnie kilku postów pod rząd?). Kilka postów temu Sethrael postanowił sprawdzić, czy Roger potrafi nie mieć ostatniego zdania, i nawet na zwykły uśmieszek, zgodnie z podejrzeniami, musiał odpisać.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

     Berylu, znowu niepotrzebnie nabijasz komentarze.  Odpowiadam na kazdy post. Podobnie jak Ty sam, bemik, Finkla i wielu innych userów. Sprawdż. Przestrzegam dobrych obyczajów portalowych. Wyjasnilem to parę postow wyżej. Ale mimo wszystko cieszę się, ze po raz kolejny mogłem i przybliżyć pewne sprawy, dość w sumie proste…      Tylko – ilez można? To jest dopiero pytanie…       Wielu publikacji – i wielu komentarzy pod wlasnymi utworami. 

Rogerze, każdy użytkownik potrafi w jednym komentarzu odpowiedzieć kilku osobom, jedynie Ty z premedytacją postępujesz inaczej, nabijając komentarze i spamując. Cieszy mnie, że mogłem przybliżyć pewne sprawy, tak przecież oczywiste. I, no właśnie – ileż można? Najpierw sam spamujesz, a potem oskarżasz o to innych. Bardzo nieładnie. Mam nadzieję, że teraz, mądrzejszy o tą oczywistą wiedzę, wreszcie tego zaprzestaniesz. Ja Tobie również życzę wielu komentarzy pod własnymi utworami – jednak nie Twoich, a innych użytkowników.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

     Ależ, berylu, ja od dość dawna nie komuentuję Twoich opowiadań… Wielu innych userów tez nie. Ale oczywiście dostosuję się do Twojej supozycji. Z jednym wszakże wyjątkiem – gdybyś opublikował opowiadanie w tonacji poważnej – bo na pewno je piszesz – wtedy coś  tam napisalbym. Ale przecież wtedy nie musiasz podązać moim śladem i odpowiadać. Na ten komentarz też nie musisz.        Jakież to proste! Nienarodzony problem rozwiązany w okamgnieniu.        Wielu publikacji. 

Mam pytanie, tak szczerze się nad tym zastanawiałem: o co chodzi z tą liczbą komentarzy? To nie jest przecież wyznacznikiem jakości tekstu; każdy inaczej prowadzi rozmowę z czytelnikami. A może jest? Czy to jest ważne? Liczy się do czegoś? Wiem, że można posortować opowiadania względem liczby komentarzy, ale nie sądzę, by ktoś to faktycznie robił. Chociaż, chyba się mylę… :) A może to jakiś stary spór, to się już nie wtrącam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Rogerze, ależ skomentowałeś mój niedawno dodany tekst, zatem sam przeczysz swoim słowom. Nie wiem też jakich "innych" użytkowników masz na myśli, bo komentarzy pojedynczych osób mam pod swoimi tekstami prawdopodobnie więcej od Ciebie. Natomiast przynajmniej kilku użytkowników w TYM TEMACIE oświadczyło Ci, że TWOICH opowiadań czytać nie będzie : ) Cieszy mnie, że ponownie mogłem wyjaśnić Ci kwestie tak oczywiste. W każdym razie nie wiem na co odpisałeś, ale na pewno nie ma mój komentarz powyżej, bo mówił zupełnie o czym innym – znowu problemy z czytaniem ze zrozumieniem?   Koiku, widziałeś posty Rogera powyżej dotyczące rzekomego spamu innych użytkowników, albo odnoszące się bezpośrednio do mnie? Mnie chodzi jedynie o to, żeby on przestał być hipokrytą kiedy o to chodzi – sam bowiem w swoich wątkach odpowiada w sposób, który przyjęło się nazywać spamem (wystarczy dokładnie przejrzeć ten wątek, żeby wiadomo było o co chodzi).

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

     Koiku80, to znaczy tak: dla mnie ilość komentarzy nie ma znaczenia. Znaczenie ma coś innego; ilość  osob komentujacych tekst. Tekst, bo póżniej często komentujacy wymieniają po prostu uwagi. Jeżeli masz dużo osób komentujacych, znaczy to tyle, że tekst jest wciągajacy. Tak jest.  Pisze się  komentarze  merytoryczne pod interesujacym tekstem. Znaczy to takze tyle, ze jesteś znany. Nick przyciaga uwagę.  to sie na pewno krzyżuje. Nie zawsze się to sprawdza, bo przy długim tekście  czesto wielu rezygnuje z szybkiego pisania komentarzy. Ale przy dobrym długim tekscie zawsze pojawiają się  komentarze, tylko nieco później. Jak masz wielu komentujących, i to poważnie, to znaczy, ze napisaleś dobry tekst.  Zastanawiajacy. Zresztą  wtedy ogólna ilosć  komentarzy się  zwiększa – odpowiedzi, kontrodpowiedzi itp.      Jest taka zakladka " najczęściej komentowane" – i chyba niwktórzy lubia do niej zagladac.      I tyle, moim zdaniem.       Wielu publikacji – i wielu komentujacych. 

@Koik – Oczywiście wziąwszy poprawkę na fakt, że a) pod tekstami Rogera najwięcej komentarzy pisze sam Roger, b) komentarze pod tekstami Rogera częściej dotyczą komentarzy pod tekstami Rogera niż samych tekstów Rogera ; )   Trochę statystyk. Na pięć najczęściej komentowanych tekstów, trzy należą do Rogera. "Mój kochany przyjaciel dinozaur" – komentarzy 171. Komentarzy Rogera – ok. 80 "Czerwony przycisk" – komentarzy 134. Komentarzy Rogera – ok. 60 "Tremo i lustro" – komentarzy 188. Komentarzy Rogera – ok.80 Przy czym Roger często pisze dwa lub trzy komentarze pod rząd, dodatkowo nabijajac ich liczbę ; ) Z pewnością świadczy to o zażartości merytorycznej dyskusji…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Swoją drogą bardzo ciekawe jest to, że Roger chętnie dyskutuje, ale najczęściej omija argumenty dla niego niewygodne i odpowiada na coś, czego wcale nie napisałeś : )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dzięki, kurczaki nie patrzyłem tak na to.Dla mnie pięć "pozytywnych" komentarzy jest cenniejsze od kilkudziesięciu "nie-na-temat". Nick przyciąga uwagę, ale tej atencji nietórych względem Ciebie, wolałbym uniknąć. ;) Z drugiej strony lektura komentarzy nie pozotawia obojętnym… A ilość komentarzy może też chyba znaczyć, że jesteś w pewien sposób kontrowersyjny, Rogerze. :) Ze 190 kom. 110 i tak nie pochodzi od Ciebie, w takim razie, pomijając merytoryczność…, i tak nieźle. IMO. @Jose – sprawdziłem i faktycznie. :) Dalej mi to nie przeszkadza, bo ilość wzbudzanych przez Rogera emocji jest wprostproporcjonalna do ilości kom. :)  "Starzy" użytkownicy wiedzą, że pod tekstami Rogera dochodzi do batalii (niekoniecznie związanych z tekstem lub tylko o niego delikatnie "zahaczających"), a chyba nikt z nowych użytkowników, ewentualnie gości, nie sprawdza tej zakładki; tego rodzaju sortowania. Ja dowiedziałem się o tej opcji, gdy arcin Kasica pochwalił sę, e jest w pierwszej piątce, czyli po paru misiącach od zalogowania… Ale to ja. :) Ze spostrzegawczością u mnie krucho. A jak świeżak sprawdzi, to się zlęknie. :D Roger budzi emocje. Z jednej strony to dobrze – wyswietleń kupa. Z drugiej niekoniecznie (rozłamy, podziały i nieżyczliwość). Tekst się broni, a z tego się cieszę.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Koiku, nie wiem czy kontrowersje w postaci "temu człowiekowi nic nie da się wytłumaczyć, bo potrafi bronić jednego swojego błędu w nieskończoność" to jakaś pozytywna rzecz : ) Takim postępowaniem i specyficznym nastawieniem do rozmówców stracił przynajmniej 3 czytelników po dyskusji o lustrze trema. Z drugiej zaś strony bardzo ciekawe jest zachowanie innych użytkowników: Ryszard zawsze stanie po stronie Rogera, i nawet mimo tego, że nikt o nim nie mówi, jest gotów wejść do dyskusji i zacząć się obrażać albo obrażać innych w imię pomocy swojemu "portalowego przyjacielowi". Vide dyskusja paredziesiąt postów wyżej.   Co zaś się tyczy wymiany ostatniach kilkudziesięciu komentarzy, to jest to czystej postaci spam :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

     Berylu, z zatem – po prostu przestań spamować. Przestań pisać cudownie urokliwe komentarze graficzne,  komentarze kilkuwyrazowe, jednozdaniowe itp. I nie zglębiaj tutaj psychiki Ryszarda. Może raczej pod tekstem Ryszarda?      Nie wątpię, ze pod Twoimi tekstami są wylacznie mertoryczne komentarze ---ale nie chce mi sie tego sprawdzać…        Wielu publikacji i wielu komentrazy, zawsze merytorycznych. 

Rogerze, przestanę spamować, jeśli nie odpiszesz na mój komentarz. To bardzo proste. Ja teraz dodaję komentarz, a Ty na niego nie odpowiadasz. Miałem się już tutaj wcale nie odzywać, ale spodobał mi się pomysł Sethraela, żeby sprawdzić, czy potrafisz nie napisać ostatniego słowa. Zatem sprawdzam. Fascynujące jest to, że nawet na komentarz w postaci ":)" musiałeś odpisać. A psychikę Ryszarda będę zgłębiać tutaj, gdyż to właśnie tutaj parę postów temu napisał coś, co zupełnie do opowiadania się nie odnosi. Stwierdził, że jest szykanowany, oraz że "wie kto jest kim i kto jest z kim" mimo, że słowa o nim nie było w dyskusji. To jest zatem idealne miejsce, skoro on sobie je wybrał. Niemniej, patrz akapit niżej.   Zatem, Rogerze. Ja teraz dodaję ten komentarz, w którym wszystko sobie wyjaśniliśmy, a Ty już na niego nie odpisujesz i ja też się wtedy nie odzywam ponownie (chyba, że Koik albo Ryszard postanowią mi tutaj odpisać, zachęcam jednak do zmiany miejsca dyskusji – gospodarz nie życzy sobie więcej spamu, uszanujcie to). Bardzo proste, prawda? Wystarczy przełamać zapędy do odpowiedzi, nie kliknąć "dodaj". Zastanawia mnie, czy Ci się uda. Wierzę, że dasz radę.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

  …Szanowny Berylu. Zauważyłem, że wszędzie, gdzie możesz, próbujesz mnie zaczepiać pod byle pretekstem. Ale nigdy prawie pod moim tekstem. Co Cię tak boli? Ja sam dobieram sobie przyjaciół i na portalu mi ich nie brakuje. Jedynie czuję się winnym przy Regulatorach, ale było to nieporozumienie i zawsze gotowy jestem ją przeprosić. Natomiast w Twoim przypadku, o nieporozumieniu nie ma mowy. Ponadto nie rozumiem, co Ci przeszkadza sposób prowadzenia dyskusji z czytelnikami Rogera? Czy brakuje miejsca w cyberprzestrzeni? Czy Roger łamie regulamin?? Niech sobie odpowiada tak, jak uważa. Pozdrawiam uśmiechnięty.

[Otwiera kolejny popcorn] Roger, przegapiłam Twoje pytanie w zalewie licznych komentarzy… Miło że pytasz, ale moja powieść okrywa się mrokami niepamięci… teraz piszę trochę inne rzeczy ;) Aż z ciekawości spytam, wybaczcie. Roger, nie odczuwasz niedosytu, że zamiast komentować (bardzo dobre) opowiadanie, wszyscy komentują komentarze? Nie uważasz, że lepsza jest jakość niż ilość? Co komukolwiek dało to, że dowiedział się jak pisać (swoją drogą, to ja już się pogubiłam i i tak nie będę wiedziała) lustro trema czy tam lustro tremo? Sądzisz że ktokolwiek użyje tego zwrotu w jakimś swoim opowiadaniu (no chyba że będzie to drabble o Rogerze gapiącym się w lustro trema :))? Zwłaszcza że i tak nie zwracasz zupełnie uwagi na komentarze osób, które mają rację… Może czas odpuścić?

Wybacz Rogerze, zatem jeszcze jeden komentarz w odpowiedzi Ryszardowi (chociaż Dreammy zaczęła kolejny wątek i pewnie i tak zaraz odpiszesz :)).

 

Mój drogi Ryszardzie, czy aby na pewno to ja próbuję Cię zaczepiać, czy tylko odpowiadam? Zastanówmy się. Dwa dni, dwa Twoje komentarze. W pierwszym, w innym opowiadaniu mówisz o hipokryzji w odniesieniu do tego, co napisała Joseheim. Czy tak się zaczyna dyskusje? Ale nie, Ty uważałeś, że nie chcesz brać udziału w dyskusji, zatem było to już zupełnie nie na miejscu – nazwę Cię hipokrytką, a potem podkulę ogon i powiem, że nie chcę mi się z wami dyskutować. Mija jakiś czas i w uzupełnieniu do swojej wypowiedzi "moje zdumienie nie ma granic", odpisujesz, że jesteś oprymowany i "wiesz kto jest kim i z kim". Nikt do Ciebie się nie odzywał od naprawdę wielu postów, zatem skąd nagle takie wtrącenie? Czy to znowu ja Cię zaczepiłem? Jak to uczyniłem, skoro się do Ciebie nie zwracałem?

 

Dwa archiwalne przypadki. Dyskutujemy sobie z Rogerem, zażarcie, ale merytorycznie o pleonazmach. Nagle wpadasz Ty, nie biorący dotąd udziału w dyskusji i piszesz tak:

żadne grymasy intelektualne forumowiczów, którzy dokonali literacko niewiele mnie nie wzruszają, a tylko żenują. Aby krytykować noblistę w taki arbitralny sposób, trzeba mieć niemały zasób arogancji. Doprawdy, rozumiem, że tutaj również to ja Cię zaczepiłem? W jednym poście oceniłeś kilku użytkowników, których nie znasz, mówiąc, że dokonali niewiele (a skąd możesz to wiedzieć?) oraz nazwałeś aroganckimi. Zaprawdę, iście merytoryczna wypowiedź. Kolejny przypadek mamy również w tym temacie. Wcześniej odnosiłeś się do Regulatorów bardzo uprzejmie, ale okazałeś się użytkownikiem dwulicowym, który bezceremornialnie potrafił stwierdzić, że ma ona wielkie ego oraz nie życzysz sobie, żeby czytała Twoje teksty, mimo, że Regulatorzy ani jednego słowa o Tobie nie powiedziała. Nazwałem to postępowanie chamstwem, i tego określenia nie żałuję. Zwróć uwagę, że nie powiedziałem o Tobie „cham”, a jedynie odniosłem się bezpośrednio do jednego wypadku Twojego zachowania, które w mojej ocenie chamskim jest.

 

Uwierz mi, że wcale nie mam zamiaru wdawać się z Tobą w zbędne dyskusje, ale co ja poradzę, kiedy Ty na każdym kroku mnie zaczepiasz, a potem odwracasz kota ogonem? Wierzę, że dowiodłem tego w powyższych akapitach i że wreszcie dojdziemy do porozumienia.

 

Posłuchaj, Ryszardzie, wiem, że mnie nie lubisz, ale proponuję takie rozwiązanie: następnym razem, kiedy będziesz chciał zacząć jakąś dyskusję, napiszesz do mnie na mejla (jest dostępny w profilu) i tam, bez narażania innych użytkowników, omówimy sobie spokojnie w czym problem.   Pozdrawiam bardziej uśmiechnięty niż Ty zazwyczaj.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

  …Drogi Berylu. Znamienne jest, że w żadnym zacytowanym przykładzie nie Ty byłeś jej adresatem. Ani droga Joseheim. I tylkoTy czujesz się w obowiązku oburzać, nikt poza Tobą. Atakujesz mnie publicznie, a wyjaśniać chcesz – prywatnie. A ja wyjaśniam Ci publicznie: Niedobrze ze mną od początku zacząłeś. Pomyliłeś się w ocenie nowego użytkownika. Albo przyznasz to publicznie, albo nie oczekuj na żadną prywatną rozzmowę. Pozdrawiam.

@Dreammy – popcorn tuczy! :) Jeśli jeseś chorobliwie otyła, to nie obrazaj się na mnie… :) @Beryl – wiele z wywołanych komentarzami (bo nie tekstem) emocji nie zaliczyłbym do pozytywnych. Jestem wręcz zaskocony poziomem dyskusji w paru miejscach. Tak, jak Dreammy napisała: o jakieś pierdó(u?)łki stoczono batalie, poobrażano się na siebie, zadeklarowano ostracyzm (nie łpcie mnie za słowa; wiecie o co mi chodzi) a słów napisanych nawet siekierą wyrąbać się nie da.

I do nikogo nie apeluję, don't get me wrong. Mi sę wydaje, że te emocje są przynajmniej niektórym, potrzebne i tu rola Rogera. Ryszard jest wciąż nieobyty z Internetem, z portalami i reaguje na wszystko bardzo (przez to i zbyt) emocjonalnie. Portale (literacki się od tego nie uwolni, a wręcz przeciwnie), gdzie występuje względna anonimowość użytkowników maą to do siebie, że dochodzi do podziałów. Radziłbym (dla dobra ogółu i również sobie), by zastanowić się przed wciśnięciem "dodaj" i napisać, dla przykładu, jakieś super opowiadanie. :) Każdy komentarz jest cenny i kady z nas jest czytelnikiem dla pozostałych. Nie wiem, czy warto jest się czytelników pozbywać. Wiem, wiem. Banały. A Roger IMO może mieć i 5000 komci, z czego 4500 swoich, a na inne nie odpowiadać (Rogerze, nie mówię, że tak jest). Póki nie trolluje, dobrze pisze, to nic mi do tego. A jak IMO zacznie trollować i źle pisać, to mam jedno (kulturalne jak bakterie) prawo – nie czytać, nie doczytać, nie komentować. I nie denerwować się. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ryszardzie, proszę, nie udawajmy jelenia : ) W dwóch przypadkach z czterech przeze mnie przedstawionych byłem jednym z kilku adresatów Twojej wypowiedzi. A jeśli twierdzisz inaczej, to zważ, że pisząc „niektórzy użytkownicy” albo „ktoś” ponosisz ryzyko za to, że ktoś weźmie do siebie coś, nawet jeśli nie masz go na myśli. Nieprawda też, że tylko ja czuję się w obowiązku oburzać, przejrzyj chociażby ten pierwszy przypadek, w dyskusji o pleonazmach i przypomnij sobie jak zareagowali inni. Pozostałe dwa przykłady to wypowiedzi jasno odnoszące się do Jose (i Sehtraela) oraz do Regulatorów. Możesz z dużą dozą pewności przyjąć, że jeśli zaatakujesz którąś z tych dwóch użytkowniczek, to ja prędzej czy później się wtrącę.   Ryszardzie, może wydaje Ci się inaczej, ale mnie naprawdę trudno uprzedzić się w stosunku do kogoś. W jednym wątku mogę toczyć z kimś zażartą dyskusję, w drugim z kimś żartować i będzie to ta sama osoba. Zatem – nie, nie szukam za wszelką cenę utarczki z Tobą, ale wydaje mi się, że Ty to robisz, stąd takie a nie inne moje odpowiedzi na to, co pisałeś.   To chyba kolejny raz, kiedy powtarzasz, iż źle z Tobą zacząłem. Zdziwiony (bo nie pamiętam nic takiego) nawet przejrzałem kilka Twoich tekstów i natrafiłem co najwyżej na to (cytaty w moim poście to Twoje wypowiedzi):   beryl 2012-11-05  15:06

Niebacznie wkleiłem go na portal i zaczął się taniec.

Przecież tutaj nikt nie chce się znęcać nad tekstem, a tym bardziej autorem. Tak to wygląda na tego typu portalach, że ludzie starają się wyłapywać błędy, patrzą krytycznie. Moim zdaniem to bardzo dobrze – bo nigdzie indziej podobnej pomocy (tak, to jest pomoc) nie uświadczysz. Taniec to zaczął się wtedy, kiedy pokazałeś swoje wrogie nastawienie do jakiejkolwiek krytyki, co, swoją drogą, nie jest zbyt miłe.

 

Pięćdziesiąt wpisów pod jednostronicowym żartem to chyba gruba przesada.

Podsycałeś ogień, to masz pożar ; )

 

Pozdrawiam serdecznie. ryszard 2012-11-05  16:07

Doświadczyłem twoich kpin i wybaczam ci je po chrześcijańsku. Pozdrawiam serdecznie.

 

Dodam, że to był mój trzeci post w opowiadaniu, w pierwszym broniłem Twojej wolności w doborze tytułu, w drugim zażartowałem niewinnie po tym jak pomyliłeś Adama z kim innym.

 

Nie wiem czy to o to chodzi z tym złym początkiem, ale nic innego nie znalazłem.

 

 

 

W każdym razie, nie chcę się z Tobą dłużej kłócić, Ty ponoć ze mną też nie, więc jeśli nie masz nic przeciwko, to umówmy się – żaden z nas nic nie ma przeciw drugiemu. To portal literacki, więc pewnie zdarzy nam się jeszcze mieć odmienne zdania, ale nie traktujmy tego jako starego przedłużającego się sporu. Zgoda?   Koiku:

Jeśli jeseś chorobliwie otyła, to nie obrazaj się na mnie… :)   Jesteś potworem :P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

    Berylu, ty chyba cierpisz na przykurcz pisarski. Panie drogi, weź się pan troche opanuj.  Wypisujesz  jakieś sązniste epistoly: Ryszard napisał wtedy to, a potem tamto, a jeszcze kiedyś tam coś innego. Przywolujesz stare historie, juz zapomniane – po raz kolejny niepotrzebnie wzniecasz awantury.     Ja znowuż mam w swoim wątku, w swoim utworze, zachowywać się tak, jak życzy sobie beryl. albo Sethrael. Mocno śmieszne. Nikt ci w Twoich wątkach nie dyktuje, jak masz odpowiadać i komu odpowiadasz.      Trochę sie, panie drogi, ogarnij. Portal to nie jest folwark, a Ty  nie jesteś ekonomem. juz o tym kiedys pisałem.      PS. Jeszcze dwa posty, odpowiedzi dla joseheim i Dreammy. Oczywiscie, kazdy odrębny. 

Rogerze, nie wtrącaj się w moją dyskusję z Ryszardem. I przestań się powtarzać. Naucz też się czytać ze zrozumieniem wreszcie, bo już mam dość Twojej ignorancji. Dzięki za uwagę.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

I dwieście pękło.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Życzyć trzystu?

Mee!

Z tego, co widzę, to jest spora szansa. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

     Kozajunuir, a cóz tam sądzisz o opowiadaniu? Tego mi jakoś zabrakło. Jeżeli nie czytałes, to nie ma sensu sie wpisywać – tak myślę.      Wielu publikacji. - 

:-)

Mee!

Rogerze, nie czytałem i przepraszam, że się wpisuję. Ale dziś albo jutro postaram się przeczytać. Jeszcze więcej niż wielu publikacji :)

Mee!

Przeczytałem do pierwszych gwaizdek – ogólnie ok., ale niestety to nie dla mnie. Lubię akcję, jak coś się dzieeje w opowiadaniu/książce. Rzadko kiedy czytam tu teksty, które są "zbite", bez przerw między akapitami. Oczy się plączą; tu chyba takze to mi przeszkodziło w czytaniu. Dobrze, że na nowej stronie już tak nie będzie. Pozdrawiam.

Mee!

     Kozajunior, chyba nie trafiłem w Twój gust.  Rzeczywiście, w opowiadaniu jest mało akcji. Właściwie jest szczątkowa. Dzięki za próbę przeczytania i komentarz.     Jeżeli lubisz alcję i western, zapraszma na nowej stronie do "Kapelusza" – nowej wersji starego opwiadania. Niestety, długie…      Pozdróweczko. 

Zobaczę, zobaczę. Ostatnio nudzę się niemiłosiernie, więc może… Zobaczymy :)

Mee!

     Joseheim, jednak mialem rację, twierdząc, że niektórzy intensywnie studiują zakładkę "ostatnio komentowane", łącznie z liczeniem, kto ile komenatrzy napisał. Powiem szczerze, ze to nieco zabawne. A ciekawe, że Koikowi80 – dzięki, Koiku – parę postów niżej  od Twojego komentarza  wyszły inne wyniki – proszę przeczytać.  Ze 190 komentarzy w tym wątku 110 nie pochodzilo ode mnie. Proste.      I co upowszechniać dziwne teorie? To prawda, dość często odpowiadam seriami, i po tym poście napisże krotki liścik portalowy  do Deammy.       A w sumie naprawdę  to nie ma znaczenia.  Jednego mi zabraklo z Twojej strony – merytorycznej  oceny tekstu. Ale nie każdy musi to czynić, bo nie musi tekstu czytać. Ha nie zachęcalem do lektury opowiadania – odradzałem. To dziwne, że ktoś nie czyta tekstu, nie komentuje go, ale włącza się do dyskusji i komentuje dyskusję. No, ale każdy lubi coś innego…      Joseheim, a kiiedyż jakieś opowidanie na portalu?       Wielu publikacji.   

     Dreammy, dla mnie dyskusja o lustro tremo ma takie znaczenie, że moze kiedyś wrócę do tego tekstu. Wcale to nie jest wykluczone. I wtedy śmiało i bez wahania zostawię wszystkie  inkrymunowane zdania z tym zwrotem, poprawiajac je tylko na "lustro tremo".       Tak jednoznacznie wyszło z fyskusji. Nota bene, chcę skierować  zapytanie do tego wątku beryla w PWN. ale to juz poza zamknietą dysksją portalową w tej sprawie.    A czy inni z tego skorzystają? Gdzieś natknąłem się na tekst, w którym używa sie zamiennie wyrazów "brytan" i "mastif". To ciekawe, bo skojarzyło mi się to z dyskusją pod "Czerwonym przyciskiem".      Wydania powieści. Pozdrówko.  

Roger, to zaskakujące, że liczyć też nie umiesz. Dodawanie i odejmowanie nie jest trudne.   Tekstów zaś na Fantastyce umieszczać nie zamierzam, bo mi ich szkoda. Przydają się z powodzeniem w zupełnie innych miejscach, w których nie jestem Joseheim ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

To dziwne, że ktoś nie czyta tekstu, nie komentuje go, ale włącza się do dyskusji i komentuje dyskusję. No, ale każdy lubi coś innego…

Hahaha, a to dobre – usłyszeć to od człowieka aktywnie udzielającego się w każdej dyskusji pobocznej, a w dodatku skutecznie je podsycającego :D

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Przyglądam się. Niesamowite. Musimy zmienić Rogera, żeby przestał być rodżerowaty, bo jego rodżerowatość nas wkurza! Niech Roger przestanie być Rogerem, bo jak nie, to będziemy go tak długo gryźć po kostkach, aż zacznie kląć! Bo my wiemy lepiej, jacy mają być użytkownicy portalu, jak mają pisać, jak mają odpowiadać w dyskusji, ile postów wolno im napisać we własnym (!) wątku! Rodżerowatości mówimy zdecydowanie nie! Tak to wygląda z mojego punktu widzenia. Szczenięce zagrywki. Dziecinny upór. Że beryl się w to bawi, to jeszcze pół biedy, ale że  joseheim ?!, to jestem zaskoczona. Jaki Roger jest, każdy widzi. Ma swoje wady i swoje zalety. Można go lubić, można nie lubić, można ignorować. Jak z każdym innym człowiekiem. Normalna rzecz. Że broni każdego swogo słowa w tekście do utraty tchu, to już każdy zainteresowany wie. Że nie przyzna racji, nawet gdy nie ma racji, to już każdy wie. Taki jego urok. Specyficzny. Z jednej strony irytuje, z drugiej bawi. Ale jest sobą, taki ma styl. Pouczanie go w jego własnym wątku ile postów mu wolno napisac, a ile nie, to już mocne przegięcie. Gryzienie go po kostkach i czekanie, jak długo wytrzyma, jest poniżej pewnego poziomu. Poniżej poziomu merytorycznej dyskusji. Jeśli ktoś wymaga ode mnie, żebym zachowywała się według pewnych standardów, oczywiste dla mnie jest, że ta osoba również tych standardów przestrzega. Rzekłam. Bo uważam, że z tej "zabawy" więcej szkody, niż pożytku. Liczę się z tym, że moje zdanie wywoła kontrę. Ale napisałam, co napisałam, bo stwierdziłam, że milczenie w tym wypadku, wcale nie jest złotem.   Tekst sam w sobie dobry. Może nie w moim stylu, ale doceniam jako dopracowaną i przemyślaną całość.    

Ciekawe podejście, Gytho. Odbiję jednak piłeczkę i zapytam: skoro ja mówię, że Roger ma być mniej rogerowaty, a Ty mówisz, że Ci to przeszkadza, to czy przypadkiem nie próbujesz ze mnie zrobić mniej berylowatego? To uwaga z przymrużeniem oka :)   Pouczanie go w jego własnym wątku ile postów mu wolno napisac, a ile nie, to już mocne przegięcie.

Nikt tutaj nikogo nie poucza. Nie wydaje mi się też, żeby znaczenie miało to, że to jego własny wątek – w końcu portal nie jest Rogera, prawda? Nie wiem od jak dawna Roger bawi się w Internet, ale jest tu taka ogólna ładna zasada przyjęta, że pisanie posta pod postem jest mało eleganckie. Pewnie, każdemu się zdarza, ale żeby specjalnie, z uporem? Może nic mi do tego, jak Roger odpowiada, ale z drugiej strony cały czas podbija swoje opowiadanie w "ostatnio komentowanych", a to już istotnie wpływa na jego konkurencyjność i jest nie fair w stosunku do użytkowników, którzy odpowiadają jak kultura internetowa nakazuje, a to już mi się zwyczajnie nie podoba i podobać nie będzie. Wiem, że mu teraz w tym pomagam, ale gdzie mam o tym pisać, jak nie tu? Najczęściej komentowane to inna sprawa, liczę, że to tylko takie tanie łechtanie swojego ega.   Gryzienie go po kostkach i czekanie, jak długo wytrzyma, jest poniżej pewnego poziomu. Poniżej poziomu merytorycznej dyskusji. Jeśli ktoś wymaga ode mnie, żebym zachowywała się według pewnych standardów, oczywiste dla mnie jest, że ta osoba również tych standardów przestrzega.   No widzisz, ja już kilka dyskusji z Rogerem przeżyłem i on zawsze musi wypowiedzieć się ostatni. W tym samym poście pisze „to może już przestań spamować” a zdanie później powraca do dyskusji, kończąc może jeszcze „nie musisz odpowiadać”. A ja tym razem będę wyjątkowo dziecinny i na jego poziomie i będę odpowiadał tak długo, jak długo będę miał na co odpowiadać. Skoro Roger może, to dlaczego ja nie? Bo „taki jest” to raczej kiepskie wytłumaczenie. A jeśli chodzi o to, że jest gospodarzem wątku – to jeśli sam bierze udział w dyskusji, odbieram to tak, że i ja mogę. Nie raz ucinałem offtop w moich wątkach i uwierz mi, że potrafiłem zrobić to skutecznie z bardzo prostej przyczyny – nie podsycałem go, tak jak czyni to Roger.   Pozdrawiam serdecznie ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

@ GythaOgg No i o tym właśnie mówiłam jeśli chodzi o niedosyt – 19 linijek o Rogerze, jedna o jego opowiadaniu. Mnie by było z tym źle. Ja chcę się dowiedzieć czegoś na temat bohaterów, narracji, ogólnego wrażenia, skojarzeń literackich z innymi tekstami, błędów merytorycznych i tego typu rzeczy, które uczynią ze mnie lepszego pisarza i dadzą cenne wskazówki na przyszłość. Spory o przecinki mogą potrwać parę postów, ale jeśli trwają 200 to już jest coś nie tak. A kiedy dyskusja pod opowiadaniem jest dłuższa niż opowiadanie to i opowiadania nie chce się komentować. I Roger, jak już będziesz poprawiał, to nie poprawiaj na gorzej – uwaga profesora Bańki tyczyła się ZDANIA WYRWANEGO Z KONTEKSTU, a nie całego tekstu. Weź to pod uwagę.

Rogerze, zapomniałbym:

Nota bene, chcę skierować  zapytanie do tego wątku beryla w PWN Nie wiem czemu z uporem powtarzasz, że to ja zadałem pytanie w poradni, skoro była to Joseheim. A poradnia niestety do września ma wakacyjną przerwę, więc dopiero wtedy możesz liczyć na możliwość zadania pytania. Możesz poszukać pomocy w poradniach uczelnianych, ale one też mogą mieć przerwę, tego nie wiem – zresztą, niektóre z nich działają tylko w ramach pomocy telefonicznej i nie są tak dokładne jak ta pwnowska.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dreammy, niezależnie od kontekstu zdania w tekście, nie ma czegoś takiego jak "lustro trema". Twój post wielce mnie zdziwił ; O   Podobnie jak zdziwiła mnie reakcja Gythy Ogg – oraz jej chyba dobre zdanie (jak dotąd ; ) na mój temat. Nie bronię pisać Rogerowi komentarzy, ale nikt mi nie wmówi, że ich ilość nie ma dla niego znaczenia. Dyskutujemy zaś na takim poziomie, jaki stawia nam Roger – ot, dla rozrywki. Bo wszyscy jesteśmy, jacy jesteśmy ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A co złego w tym, że ilość komentarzy ma dla Rogera znaczenie? I nie tylko dla niego, jak widzę. Poważnie pytam. Kto sortuje opowiadania pod tym względem? Też poważnie pytam, bo i by to do głowy nie pzyszło, ale z ciekawości chciałbym wiedzieć, czy ma to faktycznie wpływ na ilość cztających (nie odwiedzin, bo to na bank). Nowych czytających. Mieć pewne ma, ale czy są to jakieś istotne skoki? Mi nie przeszkadza Rogerowatość, Berylowatość, koikowatość. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Nie wiem, Koiku, dla mnie liczba komentarzy nie ma znaczenia. Natomiast liczba pojedynczych użytkowników, którzy zostawili pod opowiadaniem merytoryczny komentarz – to co innego. Wolałabym pięć komentarzy różnych osób na temat niż dwieście pięciu osób poświęconych jałowej dyskusji ; ) 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Na marginesie wpisu koika.   Dla "starych stażem" użytkowników ilość komentarzy ma znaczenie doprawdy marginalne. Zupełnie natomiast nie ma znaczenia, gdy się zna przyczyny "nabijania" licznika pod niektórymi opowiadaniami.    Powyższe nie oznacza, że nie można się z tego śmiać.

Rogerze, przepraszam, że wpisuję się pod Twoim tekstem bez odnoszenia się do niego. Po doświadczeniach spod innych Twoich tekstów postanowiłam jednak nie komentować Twoich opowiadań, bo odnoszę wrażenie, że uwagi na ich temat nie są Ci potrzebne. Proszę jednak innych użytkowników: zakończcie ten spektakl. Jasne, możecie robić co chcecie, pisać, ile chcecie, ale jaki jest w tym sens? Tracicie tu czas i energię. Ta strona oczywiście żyje nie tylko merytoryką i literaturą, zgromadziła pewną społeczność, w której – jak to w każdej społeczności – zdarzają się sympatie, antypatie, spięcia, dyskusje. Ale jeśli sprawiają one, że zamiast zajmować się tym, co stanowi o jej wartości, tracicie czas na bezsensowne kłótnie, to może jednak warto zaprzestać. Zwracam uwagę, że pojawiają się tu nowe teksty. Jakoś mało komentarzy mają. Być może miałyby równie mało, gdyby powyzszej dyskusji nie było, ale może jednak energię lepiej spożytkować inaczej? Na becie na przykład ukazał się ciekawy tekst Niofomune, na konkurs Japonia, Alex Fagus też tam coś napisała… Pewnie czekają na uwagi. Ja bym czekała. Zrobicie, co chcecie, oczywiście. Postaram się tu nie wracać. Pozdrawiam.  

     Joseheim, ależ  ja wcale nie liczę komentarzy… Nie interuje mnie, kto ile napisał postów, po co i dlaczego. To nie ma żadnego znaczenia. Ale kazdy post czytam z uwagą, no, z wyjątkiem gragicznych i kilkuwyrazowych postów beryla. Nudzi chłopak…  Licżą inni, między innymi Ty. Twój post z dokadnymi wyliczeniami z trzech moich opowiadań znajduje się juz parę Ladnych komentarzy  wyżej.        Ja tylko cytuję opinię, w tym przypadku Koika80., też zawierająxą wyliczenia. Proste jak konstrukcja cepa bojowego. Bardzo efektywna broń chłopska.        Zastanawia mnie inna część Twojego komentarza, Nie za bardzo rozumiem, czemu po jakimś okresie czasu nie chcesz publikować na portalu tekstów z – jak rozumiem – portali profesjonalnych, a może nawet wydań papierowych. To bardzo niedobrze. Kązdy utwór Gwidona jest na tym portalu powiewem lieratury. I Gwidon nie boi sie krytyki, publikuje teksty  z innych portali, dawne. Widać. że jednak ceni portal.  Czy Twoje profesjonalne – tak je określę –  utwory byłyby powiewem literatury, tego nie wiem – bo nie sa tutaj publikowane…  Proponowlbym odstąpić od tego sobkowatego podejścia do własnej tworczości. Może wtedy, kiedy strona testowa stanie się juz prawdzuwym portalem?       Oczekiwlbym wtedy premiery tekstu.      Wielu publikacji. 

     Ocho, najlepiej się nie wpisywać  i nie przepraszać. Proszę, wygaszaj po prostu migającą  gwiazdkę tekstu obserwowanego – bez czytania postów.  Ale postulat zamknięcia dyskusji jest słuszny, lecz to nie zalezy ode mnie.        Dreammy i mojej znakomitej konkurentce z konkursu "W/Z" odpowiem odrębnymi postami. 

Joseheim, ale właśnie tak jest jak mówisz, miałam to samo na myśli, tylko może źle ubrałam myśli w słowa. Zrozumiałam to tak: lustro trema jest niepoprawnie wszędzie, lustro tremo ma sens tylko w takiej konstrukcji jak samochód cysterna, a więc w celu wyjaśnienia że tremo to lustro (a cysterna to samochód). Nawiasem mówiąc nie do końca pasuje mi to również w tej wersji i może nie zrozumiałam pana Bańki, bo w końcu nie każda cysterna jest samochodem, za to każde tremo lustrem, więc to nie są konstrukcje równoważne. Uff!   Tak, miałam się nie wypowiadać na ten temat. Ale skoro już Joseheim zaczęła… ;)

Popieram ostatni komentarz Ochy.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Ach, wybacz, Dreammy, źle Cię zrozumiałam! Masz rację ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

     GythoOgg, dzięki za wpis. Miło, ze uznałaś "Tremo i obraz" za dobry tekst, tym bardziej, ze nie jest to Twój klimat. Styl… Niektóre stwierdzenia z postu ostre, ale to dobrze: otrzeźwi to chyba userów, z całą powagą  stawiającyh dziwaczne warunki. Powiem szczerze, ze dużo mam zabawy z  tym wszystkim, obserwując napinanie muskułow i pogryzanie po kostkach, jak raczyłaś tp celnie  określić.      Mocno dziecinne.    Widzę, ze nie funkcjonujesz jeszcze na stronie testowej. A do tekstu z "W/Z" masz piękną ilustrację – dyplom niezgody.b. Swojego dyplomu użyłem do "Magii pokera", ale Twój jest ładniejszy.      Ciekawy przymiotnik "rogerowaty" – i jeszcze ciekawszy zakres desygnatów. Interesujaca sprawa.       Tyle samo publikcji profsjonalnych, co poprzednio.       Silne pozdrówko. 

A Roger z tym swoim komorniczym zapałem: postulat zaprzestania dyskusji jest słuszny, ale to nie zależy ode mnie. Mógłbym się pod tym podpisać normalnie :) Zatem: ignorujcie migające gwiazdki bez czytania komentarzy.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

     Bardzo slusznie, berylu. Bardzo słusznie. Poważnie liczę na to, ze napisałeś ostatni post w tym wątku. Jeszcze  jeden mój post dla Dreammy, wcześniej sygnalizowany – i mam nadzieje zakończyć tę długą i wielowątkową dyskusję.       Trzymam cię za slowo.        Wielu publikacji. 

Umówmy się tak, napiszesz post dla Dreammy, a ja potem napiszę "Hurra, wreszcie skończyliśmy tę dziecinną dyskusję" i na tym zakończymy. Pytam się teraz poważnie, i do niczego przecież nie chcę Cię zmuszać: dasz radę na to nie odpisać i pozwolisz, że to będzie ostatni komentarz w dyskusji? Jeśli nie, to trudno, ja i tak na tym poprzestanę.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

   Berylu, a ja juz myślałem, ze spoważniałeś… Może jeszcze raz przeczytaj post GythyOgg, przeanalizuj go, a nawet wydrukuj. Nie zawadzi.     Już parę razy pisałem – nie zachowuje sie jak ekonom. Portal to nie folwark pańszczyźniany.   W wielu watkach dyskusji nie uważam za dziecinną.  Jeżeli uważasz ją za dziecinną, po co w niej bierzesz udział? Niepojęte. Naturalnie, dalsze takie Twoje posty bede musiał ingorować – są, delikatnie mówiąc, bez znaczenia.      Wielu publikacji.     Dobranoc.  

To bardzo zabawne co napisałeś, ale skoro będziesz ignorował moje posty, to bardzo fajnie, w końcu o to mi od początku chodziło. Triumfalnie krzyczę zatem hurra, ogłaszając koniec dyskusji, wiedząc, że już przecież nie odpiszesz.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Umm… Nie wiem, czy ten tłum już się przewalił?;-) Roger, chciałam Ci tylko trochę posłodzić i powiedzieć, że zajrzałam do "White Creek". Bardzo dobrze rokuje. Najdalej w czwartek przeczytam tak prawdziwie. Wiele mnie zaciekawiło. Najbardziej to coś w Twoim sposobie pisania o kobietach. U żadnego z kolegów tutaj tego nie zauważyłam. Zwłaszcza u Gwidona;-) Ale więcej napiszę po przeczytaniu. Pa;-)

     Dreammy, oczywiście, że zastanawiałem się nad zasygnalizowanym przez Ciebie problemem. Tych zdań w tekście jest więcej, i nie są to zdania incydentalne. Chciałbym więc dodatkowo zapytać, czy powtarzanie tego zwrotu kilka razy nie byłoby błędem stylistycznym. No i tak troszkę ciekawi mnie, podobnie jak Ciebie, czemu tak brzmi ten zwrot, a nie inaczej. Ale mam klopoty ze stroną PWN, a zresztą – nie ma pośpiechu. Może poprawiony tekst do czegoś się kiedyś przyda, ale na pewno nie teraz.         Pewnie otrzymaną opinię wkleję tutaj,  tak dla porządku.  Paru userów sprawa ta ednak zaintersowała.     Też wolałbym dyskusję o sposobie kreacji bohaterów, fabule i kompozycji, jak to miało miejsce w komentarach kilku userów. Ale – raz dyskusja idzie tak, a drugi raz owak. Zresztą, przy tej ilości publikowanych na stronie  tekstów to chyba nie jest możliwe.  Wtedy musielibyśmy pisać prawie recenzje.      Pozdrawiam.    

     Agatokasiak, no cóż, zebrało się trochę komentarzy, to prawda.  Mówimy o "White Creek" na stronie testowej? Tekst tam publikowany dopracowałem językowo i troszkę uzupełnilem w ostatnim akapicie. Jestem też bardzo zadowolony z ilustracji.     Zaskoczyłaś  mnie stwierdzeniem o kreowaniu postaci kobiecej. Zastanowiłem się nad tym. Gwidon kreuje inne postacie kobiece, a więc stosuje inny opis, o wiele  bardziej naturalistyczny. Jwgo postacie kobiece są bardzo plastyczne. Pomyślalem chwilkę i odkryłem, ze to chyba jest wplyw Chandlera – on tak opisywal kobiety, w ogóle nic nie wspominając o przezyciach psychicznych. Opis zewnętrzny i rozmowa – i koniec.  No i pokazenie kobiecej bohaterki dostosowane jest do konwencji westernu. Ona jest taka, pwoedziałbym dośc zwiewna. Ciekaw jestem ewentualnego komentarza. Jeżeli tekst dobrze rokuje, sprawa wygląda nieźle..        Dzięki za posłodzenie.       Pozdrawiam. 

Cześć, Roger! Byłam w White Creek. Na becie, oczywiście. Napisałam, co chciałam;-) Możemy się tam spotkać. Choć dziś już idę spać;-) Pozdrawiam

   A zatem – dobrze się domówiliśmy. Doskonale, że napisalaś, co chciałaś, bo prawdziwa cnota krytyk się nie boi. Odpowiem oczywiscie na stronie testowej.      Brajt mógłby powoli zastanawiać się nad zamknięciem na portalu działu "opowiadania" i   zablokowanime komentarzy. Wtedy gremialnie zaczelibyśmy przenosic się na stronę testową.  Ale to inny temat.      Pozdrawiam. 

Strona testowa jest w fazie betowania. Kiedy przyjdzie czas na oficjalne otwarcie, to wszystko zostanie tam przeniesione, więc "przenoszenie się" nie ma żadnego sensu.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Roger, daj znać kiedy napiszesz odp. pod White Creek na becie. Ciągle nie widzę. I zaczynam "panikować", że coś mi szwankuje.

    Agatokasiak, teraz heroicznie walczę z licznymi wskazanymi błędami, powtórzeniami, nielogicznościami, zawiłościamu i niejasnościami "White Creek".  Ale – jestem juz prawie na finale tych iście herkulesowych zmagań z oporną materią słowa pisanego. Cóż to naczy surowe oko kobiece i wyrąbanie prawdy bez osłony, czyli wychluśnięcie kawy na ławę – chociaż kawy jednak szkoda.  Po południu, jak wszystko załatwię i uporam sie z tą stajnią Augiasza w tej nieszczęsnej mieścinie, no i z innym sprawami, sprobuję się w odpowiedzi ne stronie testowej usprawiedliwć.     Pozdrówko. 

;-) A myślałam, że pochwaliłam… To narazie.

   Jasne, że pochwaliłaś. Czytałem z dużą  uwagą i z niekłamaną aprzyjemnoscią Twój post. Ale odrobina czarnej propagandy żadnemu autorowi jeszcze nie zaszkodziła,  a co więcej, często jest pomocna.      Czytaj fenomenalne opowiadanie swoej siostry.  

Mówisz o tym, do którego ta despotka mnie goni od rana we wszystkich komentarzach?;-) Przeczytałam;-)

    Agatokasiak, odpowiedziałem na stronie testowej.      Pozdrówko. 

     Ciekawe, kobitko, czy ty jesteś chociaż przystojna? Jeżeli jesteś w ogóle kobitką… Bye,bye, do poniedziałku, kiedy wylecisz. Żebyś się tylko nie potłukła… Mój pościk też do wywalenia, uprzejmie proszę.

Kobieta przystojna? Jakoś mi to nie pasuje. Ale rozumiem, że to miał być żart?                         (lisowczyk znów hula)

Mee!

Ta, zawsze nie rozumiałem, dlaczego niektórzy twierdzą, że kobiety mogą być przystojne. Ja nie wiem, czy tu chodzi o transwestytów czy jak?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

     Barbara1985 /Użytkownik usunięty jest pospolitym, natrętnym i nieciekawym spamerem reklamowym. Gdyby była przystojna, stanowiłoby to pewną w miarę interesującą cechę, bo nie wszystkie kobiety bywają przystojne. Wcale nie jest to częste zjawisko. Nie wiadomo też, czy jest kobietą – nick i płeć wzięte z sufitu, i tyle.      Żle, że nie poleciały od razu tego rodzaju posty we wszystkich zaśmieconych przez Barbarę wątkach.      Lisowczyku, po portalach hazardowych nie hulaj! 

Ale ja hulam tu! Po portalu. A słyszleiscie, jaka była najwięszka wygrana w zakładach bukmacherskim w Azji? Ach… No ale właśnie. Kobieta przystojna – myślę, że do Barbary bardzo odbrze pasuje, bo i tak nie wiemy, jaka to płeć. Może powinien nazwać się Barbar?

Mee!

*dobrze

Mee!

     Lisowczyku, grabieżco, hulako i oprymatorze – lisowczycy tacy bylo,  niestety –  w sumie nie ma to znaczenia, jako że post hipotetycznie nieprzystojnej albo przystojnej  Barbary zostanie jednak usunięty. W ogóle jeszcze tkwi w trzech wątkach, łącznie z tym. Tkwi w wątkach Finkli i gwidona.       Stawiam dolary przeciwko orzechom, że Barbara powróci – pod innym nickiem, może z inną płcią, ale z tym samym wskazaniem strony internetowej.  Może nawet nauczy się wklejać  bezpośrednie linki, a nie tylko adresy URL?       Pozdróweńko. 

Podobało mi się. Dobrze się czyta

Przynoszę radość :)

     Niespodzianka… Anet , jak trafiłaś na dość juz stary tekst?  Dobrze, że się dobrze czytało.      Pozdrawiam. 

Rogerze, czego jak czego, ale wysokiej samooceny to Ci nie brakuje:D

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Otaguj, proszę

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Alex, zależy, w jakiej sprawie… Ale ta sprawa wymaga wyjaśnienia, więc poświęcę jej chwilę uwagi. Otóż: kiedy brajt uruchomił stronę testową, barbarzyńsko zwaną betą, po pewnym czasie albo od razu przywrócił system ocen. Jakiś system punktów, coś tam… Tylko – wtedy nie funkcjonowała opcja oznaczania, kto ocenia. No wiec, sprawdziłem, jak to funkcjonuje, oceniając chyba trzy swoje teksty i kilka innych. I napisałem odpowiedni komentarz, chyba w wątku, „Co brajt skaszanił”, wykazując, ze brajt odgrzewa stare kotlety ze wszystkimi ujemnymi tego konsekwencjami. Można sprawdzić… Zdaje się, ze AdamKB też o tym pisał. System natychmiast zniknął. Ale teraz wrócił, nie wiadomo po co i na co, z modyfikacją, i te dawne oceny zostały.  

A co do tego tekstu – na „Herbatce…” uzyskał ocenę recenzentów 9 i został przyjęty rewelacyjnie. Cieszy mnie także ilość czytań na tym portalu – prawie pięćset. Jestem przekonany, ze opowiadanie znajdzie się w e-booku „Tea Book – Fantastyka”. Brajt, zamiast tylnymi drzwiami po raz trzeci wprowadzać idiotyczny system ocen, nie wiadomo po i na co, mógłby się zająć weryfikacją piórek – bo coś mi zdaje, ze „Tremo i obraz” chyba zyskało piórko.

To tyle w tej sprawie.

I znowu musiałem odpowiadać, bo ktoś z uporem forsuje dawno odrzucony przez użytkowników system ocen.

PS. Ciekawy portal do testowania ilustracji.

 

Ja tam jestem wdzięczna brajtowi, przynajmniej zmusiliśmy Cię do odzewu;) Tak myślałam, że test lub pomyłka. Moim zdaniem to, że teraz widać, kto jak ocenia, jest naprawdę dobrym rozwiązaniem. Moja 5 to zupełnie inna bajka niż 4 czy 5 niż Jose lub Beryla – oznacza, że uważam, że tekst powinien być w bibliotece. I w tym też celu proszę, żebyś umożliwił mi głosowanie na część Twoich tekstów i otagował je

Pozdrawiam

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Bravincjuszu, tak, przypomniałem sobie – w lipcu 2013r. Drugie piórko w tym miesiącu otrzymał Hanzo, za bardzo interesujący, drapieżny tekst. Nie pamiętam, czy opowiadanie Hanzo opublikowała "Herbasencja", ale kiedyś z pewnością w kolejnym numerze zamieści ten tekst.

Alex, i sprawa tak zwanego "otagowania" mojego opowiadania – ależ nowomodny barbaryzm! – okazała się nieporozumieniem. Opowiadania wyróżnione "piórkiem" automatycznie trafiają do biblioteki. Gdzieś tam się tego doczytałem.

A ponadto – gdzieś tam pisze także, ze autor nie ma obowiązku dokładnego specyfikowania tekstu. Może, ale nie musi. Nie ma takiego obowiązku. Ale dlaczego, aby tekst trafił do biblioteki, koniecznie trzeba wyspecyfikować jego treść, nikt nawet słówkiem się nie zająknął.

Zdaje się, ze z tym nieszczęsnym "tagowaniem" – brr, zęby bolą .– na tym portalu zrobił się niezły kociokwik, polegający miedzy innymi na tym, że para poszła w gwizdek. 

Pozdrówka.

PS. Pięknie działał system wklejania – i testowania – ilustracji, ale, naturalnie, został drastycznie ograniczony. Czemu nie można, tak jak poprzednio, płynnie dobierać rozmiaru ilustracji? To ma duze znaczenie przy recepcji tekstu przez czytelnika. Nowe jest wrogiem dobrego?

Niepojęte.

 

Tagowanie, Rogerze, służy do klasyfikowania tekstów przy wyszukiwaniu. Myśl o tym jak o słowach-kluczach. Po to jest potrzebne.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

PsychoFishu, autor generalnie nie ma obowiązku oznaczać tekstu… Tak pisze w jednym z komunikatów na stronie głównej. Proszę sprawdzić. Jeśli chce, może określić bliżej rodzaj tekstu. Jeżeli nie chce, nie musi. Jeśli ktoś zna autora i zna jego twórczość, i tak po nią sięgnie, a jak nie sięgnie, to jest sprawa autora.

Wszystko, w dodatku proste jak konstrukcja cepa.

Bojowego…

Oczekuję, że w końcu ktoś łaskawie zrobi porządek z nieoznaczonymi jeszcze w profilach i przy tekstach "piórkami". Tak przy okazji informuję, ze wkleiłem kilka linijek do informacji o opowiadaniu.

Jest gotowe do przeniesienia do biblioteki.

Ja cie kręcę, , ile trzeba się napisać, żeby załatwić najprostszą w świecie sprawę. I jak fatalnie dlugo ona trwa. Tutaj zawsze tak jest?

Niepojęte…

Pozdrówko.

Oj Roger, Roger… A czy ja coś mówiłem o obowiązku tagowania? Nie wiesz po co te tagi chcą te czepliwe ludzie (jak oni w ogóle mogą, bezczelni… ;) ), to wyjaśniam jaki z nich zysk, pudełka z napisem "brak obowiązku tagowania" nie ruszam.

Jako osoba z pewnością inteligentna i błyskotliwa wydedukujesz, dlaczego osoby proponujące teksty do Biblioteki proszą o ich otagowanie. Wiesz już, że to ułatwia wyszukiwanie. Podpowiem, że nie tylko na stronie ;) Powtarzam: Kwestii obowiązkowości nie ruszam, bo mnie nie interesuje ;)

W edycji opowiadania zaproponowanego do Biblioteki masz jeszcze pole "Fragment" – gdzie możesz wkleić fragment opowiadania. Jeżeli będzie wypełnione, to po dodaniu do Biblioteki powinien się pokazać jako news na głównej. Nie wiem, jak to jest ze starymi opowiadaniami, dla nowych tekstów brajt sprawdził na mnie i rinosie. Działa. Taka informacja, żeby Ci łatwiej było ;)

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Panie drogi. 

W "Esensji" oznaczenie gatunku opowiadania jest krótkie – sf, realizm magiczny etc. etc… Proszę sprawdzić. Podobnie jest na "Herbatce u Heleny". "Tremo i obraz" oznaczyłem tam tylko jednym wyrazem – "horror' .

I wsio. Na dzisiaj ma ponad pięćset czytań. Niezły wynik, stale rośnie. 

"Listy kochanków" oznaczyłem równie krótko – thriller historyczny. Z ilością czytań jest tak samo. 

Jak się wymyśla jakąś zasadę, nie można kolejnym komunikatem jej łamać. Proste.

Jeszcze jedna sprawa – kto tu kombinuje z licznikiem komentarzy? Przy tekście nie ma 74 komentarzy – jest znacznie więcej. Ja doskonale rozumiem, ze istnieją userzy, lubujący się w wypisywaniu bajerów o kotkach, rybkach, anime, ciasteczkach, herbatce i temu podobnych dyrdymałach, ale przy tym opowiadaniu jest inaczej – i cale szczęście.  

Ja doskonale rozumiem, ze są ludzie, lubujący się w nabijaniu komentarzy i pisaniu o wszystkim i niczym w kólko i na okrągło, ale, na szczęście, ten tekst do takich nie należy.

Komuś przeszkadza ilość komentarzy przy "Tremie i obrazie" – czy tez kolejna niedoróbka?

Pisałem wyżej, ze wkleiłem informacją o tekście w odpowiednie miejsce.

A tak w ogóle, PsychoFishu – co sądzisz o opowiadaniu?Jakoś zabrakło mi podstawowego, merytorycznego komentarza.

Zdecydowanie zabrakło…

Rogerze, potem sobie przypomniałam, że dostałeś piórko za ten tekst. Pewnie niebawem je odzyskasz.

Natomiast co do oznaczeń przy pozostałych – zrobisz jak chcesz. Dwa, które mi się podobały zgłosiłam, a czy ktoś ten głos poprze, albo czy zostaną zatwierdzone bez spełnienia wymogów formalnych to już inna sprawa.

Bez obaw Rogerze, nie zamierzam już zakłócać Twego spokoju.

Całuski

 

@PsychoFish – w sb zagadnęłam o to brajta i ponoć przy starych wklejanie nie ma sensu, gdyż na głównej mają być jedynie nowości

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Rogerze – zdecydowanie zalecam łyknięcie herbatki lub kawki, zjedzenie ciasteczka (koniecznie czekoladowego, poprawia humor) i wyjęcie korka ;) Wybacz żartobliwą formę, ale mam wrażenie, że jesteś czymś poirytowany ;)

Komentarz odnośnie tekstu będzie, jak skończę czytać, bo mam twoje opowiadanie "na rozkładzie" – czytam sobie chronologicznie opowiadania wykopywane przez Bibliotekarzy :) Sam zacząłeś wątek o tagach tutaj, zamiast skorzystać z shoutboxa – to zdecydowanie musiało zabraknąć. :)

 

Jeżeli chodzi o resztę twoich uwag – skieruj je na właściwy adres (obecnie bodajże dj Jajko) – ja ci tylko podpowiadam jak użytkownik użytkownikowi. Nie tworzyłem założeń do nowej strony, nie planowałem jej UI oraz funkcjonalności pod kątem UX – nie znam więc odpowiedzi. :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Sąsiadowało z pociemniałymi portretami (…) i nowszym, ludzi we frakach(…)

literówka się zaplątała czy był tylko jeden nowszy portret z wieloma ludźmi?

Rauty, jak coraz częściej powiadał Adam..

Podwójna kropka.

Odgło powoli zamierał.

Litrówka :)

 

Drobiazgi, które wyskoczyły nieśmiało z kącików.

 

Opowiadanie spodobało mi się: zestawienie rodzinnego zjazdu, pewne zarysowania nieco drewnianych postaci (o tym zaraz, tego najbardziej szkoda), skupienie na łączącej ich przy stole okazji w zestawieniu z wyparciem nadchodzącego końca świata. A ten Armageddon dzieje sie na poziomie obrazu odbitego w lustrze tremo, bardzo plastyczny pomysł. Napięcie umiejętnie dawkowane, napisane mocno rozbudowanym językiem, ale zrozumiale. Niektóre fragmenty poświęcone tremo chyba odrobinę zbyt mocno rozbudowane, ale to twoje opowiadanie i twój styl.

 

Najgorzej, moim zdaniem, wyszli bohaterowie zjazdu. Z jednej strony prezentujesz ich historie, część pragnień, słabostek (i to wciąga, pewien zarys psychologii), z drugiej są… tak sztywne jak Rasiak w ataku. Nienaturalne kwestie (tylko Andrzejowi pozwalasz upuścić emocji i on ci wyszedł chyba najbardziej wiarygodnie), ą ę przez bibułkę, trochę "napompowane" – podkreślam, w moim odczuciu – kwestie tworzą postaci tylko odrobinę grubsze od kartki papieru. Tak jakbyś zaczął szkicować je z detalami, a po chwili rozmyślił się i nabazgrał niedbale kilkoma ruchami resztę. Albo nie dorżnął rzeźby w drewnie ;)

 

Tym niemniej – warto przeczytać. Klimat jest, fantastyka jest, warsztatu pozazdrościć.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Na dzisiaj ma ponad pięćset czytań. Niezły wynik, stale rośnie. 

Raczej wizyt. I w dodatku nieunikatowych. Także spokojnie.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Beryl, do diabła: "także spokojnie"? No co ty! ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Właśnie nabiłem Ci 10 czytań pod innym opowiadaniem, Rogerze. Nie musisz dziękować!

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

AlexFagus, dzięki za całuski przesłane mailem. Smakowite… Dzięki tez za zainteresowanie moimi tekstami.

No cóż, spojrzałem na kilka z nich. Oprócz tych, zapamiętanych przez Ciebie, na pewno poleciłbym jeszcze "White Creek", "Jastrzębia", "Mieszkania pod numerem osiemnastym".

"White Creek" wspólnie z "Tremem i obrazem" prawdopodobnie znajdzie sie w e-bookowej antologii.

Z utworów lżejszych poleciłbym "Kłopoty nie są moją specjalnością" oraz "Wszystko jest tylko kwestią czasu". Moim zdaniem, opowiadania więcej niż niezłe.

I ładne ilustracje…

No, ale wiadomo – tekstów na stronie trochę już jest…

Pozdrówka.  

 

PsychoFishu, z uwagą przeczytałem komentarz. Literówki zdarzały się, zdarzają i będą się zdarzać. Na pewnym portalu z kwalifikacją tekstów kiedyś tam przeprowadzono standardową korektę jednego z moich opowiadań. No i co? Całkiem niedawno jeden z czytelników zorientował się, że w tekście tkwi „Francus” – zamiast „Francuz”… A ja niedawno zorientowałem się, że w tym tekście gdzieś nie ma kropki kończącej zdanie i jest „sekretarz” miast „sekretarza” – albo na odwrót…

Ale, oczywiście, korzystając z edycji, tutaj literówki poprawię.

Co do postaci – a taki miałem zamiar… I, co ciekawe – innym ta kreacja postaci bardzo się podobała. Właśnie ich enigmatyczność, niedookreśloność, jakby – w sumie – powszedniość. Opinie czytelników i redaktorów bardzo różnie się kształtują, w dużej mierzę zależą od specyfiki portalu – i redakcji. Co jednym się podoba, innym nie. Normalne.

Berylu, proszę tutaj, tradycyjnie, nie spamować. Doskonale rozumiem, ze jesteś w stanie spłodzić sto komentarzy przy jednym tekście jednego dnia, z tym olbrzymią większość całkowicie oderwanych od tekstu, ale jest już shoutbox, właściwe miejsce do tego rodzaju bezproduktywnych dywagacji. Bardzo dobrze, ze istnieje – pozwala na swobodną wymianę najzupełniej luźnych spostrzeżeń – i należy z niego korzystać. Polecam.

Pozdrówka.

 

Od beryla: Masz rację – dlatego od dzisiaj będę łączył wszystkie Twoje komentarze, które dodałeś jeden pod drugim (co właśnie uczyniłem) oraz kasował te, które nie dotyczą bezpośrednio opowiadania. Wszystko w trosce o niezaśmiecanie uwag pod Twoim tekstem, wedle Twojego życzenia. Całusy!

PS

To samo dotyczy wszystkich innych – dlatego pod tekstami Rogera wszelkie komentarze niemerytoryczne będą kasowane – miejcie to na uwadze.

Piórko dodane, przepraszam, że tak późno. O niektórych sprawach po prostu nie pamiętam. Jeśli chodzi o licznik komentarzy to nie wiem (choć mam jakieś podejrzenie) czemu pokazywał źle, ale jest już aktualizowany.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

@Roger

 

Literówki to normalka, po to wskazuję, żebyś mógł sobie zmienić, tu, w źródle, gdzie chcesz. :)

To nie ta niedookreśloność postaci mnie uderza tylko ich… brak życia, drewnianość, pewna sztuczność/nienaturalność, jakby zabrakło przełożenia tego co już pokazałeś odnośnie ich wnętrza na ich zachowania. Być może to kwestia gustu.

 

@beryl – ale co… Ja też nie mogę? No wiesz co, mnie, spamu pozbawiać… Fu! :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Brajcie, dzięki. Wszystko w największym porządku. Wiadomo, ileż miałeś i masz pracy przy urządzaniu portalu. A efekty widać, jak na dłoni.

PsychoFishu – ależ bardzo dobrze, ze wskazałeś literówki i zadałeś sobie trud dokładnego prześledzenia tekstu. Mógłbyś pracować jako korektor… Poprawię – wcześniej pisałem o tym. Wracając do postaci bohaterów – na pewno coś jest na rzeczy w twoim osądzie, Ale wtedy opowiadanie byłoby dłuższe – i bardziej zbliżone do portalowych konwencji, a tego właśnie chciałem uniknąć.

Teraz już nie da rady cośkolwiek zmienić, bo tekst żyje własnym życiem. Został opublikowany tutaj, gdzie indziej, ukazał się w internetowym miesięczniku literackim… Usamodzielnił się. Ale likwidacja literówek – oczywiście tak.

Reszta, nie będąca milczeniem, pozostanie bez zmian.

Wyślę ci niebawem zaproszenie do ocenienia opowiadania „Bunkier”, jednej z najgorszych chał, jakie napisałem – i to w dodatku w ciągu trzech dni, bo czas mnie gonił. Ciekaw jestem opinii osoby, lubiącej prozę dynamiczną.

Pozdrówka.    

Wszędzie jesteś zdyscyplinowany i kompleksowy. Mistrz cyzelowania słowa. Tutaj przeszedłeś samego siebie. Naprawdę ci zazdroszczę, jestem z urodzenia bałaganiarz. Na pewno miałem owiniętą pępowinę wokół tyłka i zasrane usta jak się rodziłem – tylko zgaduję, nie wiem. Matka wpominała coś o bardzo spłaszczonej, rybiej głowie – faraońska. Zapewne znaki na niebie się pojawiły, że oto szaleniec zawitał i nadchodzi pijanym czołganiem. Słowem, kłaniam się mistrzu. Wspaniały tekst. Warty piórka.

Ja­huszu, chyba przesadziłeś z tym komentarzem… A ja podziwiam Twoją niczym nieokiełznaną wyobraźnię i umiejętność kreowania różnorakich światów. Budowania universum, intrygującego i wciągającego, tajemniczego, niekiedy odrażającego, ale zawsze zaciekawiającego. Takich opowiadań napisałeś “na pęczki”. 

„Tremo i obraz” tworzyłem dość długo i miałem czas na dopracowanie tekstu. Najpierw opowiadanie było krótkie, potem je rozbudowałem, wprowadzając postać Santamarii, historię trema i historię obrazu, a na koniec wszystko dość znacznie skróciłem – m. in. wyleciał cały rozdział o stosunku Adama do obrazu. Miałem czas na szlifowanie warstwy językowej.

Dzięki za przeczytanie starego już tekstu i komentarz. Widzę, że opowiadanie nadal przyciąga uwagę… Zajrzyj może do czegoś  na tym portalu znacznie nowszego – do opowiadania „Brama – opowieść o Aaronie Wintersie”, opowieści o dzieciach, muszkieterze, psie, tajemnicy i Piśmie, pilnie studiowanym przez bohatera…

Adres http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/11029

Silne pozdrówko.

PS. Gratulacje za wydanie „Testimonium”. Piękna sprawa. Czemu portal “NF” nie reklamuje tej pozycji jednego z najlepszych autorów?

 

Początkowo brnąłem przez tekst z trudem, ale potem się wciągnąłem. I jestem pod wrażeniem. Z jednej strony na tym opowiadaniu można by pokazywać, jak nie powinno się pisać, z drugiej wygląda, jakbyś celowo i świadomie igrał z czytelnikiem, operując ogromem szczegółów. Czytałem dotychczas tylko kilka Twoich krótszych tekstów i to, co mi w nich nie pasowało, tutaj uczyniłeś swoją siłą. 

Jest trochę literówek, nadmiarowych przecinków i niepotrzebnych wyrazów, więc gdybyś miał chwilę, przejrzyj tekst, bo pewnie trafi tu jeszcze niejeden zwabiony piórkiem czytelnik. 

Motyw końca świata w tle kojarzy mi się z filmem “Melancholia”. Inspirowałeś się nim może? Jednak dzięki umiejętnemu wpleceniu trema i obrazu dźwignął nienowy pomysł naprawdę wysoko. Klimat jest niepokojący; szczególne wrażenie wywarł na mnie Chrystus miażdżący owoc. Inne detale też przemawiają do wyobraźni (upuszczony na dywan małż, powiewy pyłu, wyraz twarzy cherubina). 

Podsumowując: wyjątkowe opowiadanie i choć na początku czytało się średnio, pod koniec zostałem z dużą satysfakcją. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Szczegółów w tym opowiadaniu jest chyba tyle, ile trzeba. Dają obraz historii rodziny Adama i jego samego, historii tego wspaniałego zwierciadła, obrazu, namalowanego przez Santamarię i jego samego. Tworzą klimat  opowieści.

A jeżeli idzie o coś bardzo krótkiego, całkiem bez szczegółów, to może to → http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/6192

Albo na przykład to → http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/11088

Dzięki za przeczytanie i komentarz. Pozdrawiam.

 

Na odwrót mam niż funthesystem: najpierw fascynacja, a potem okazuje się, że barwny i klimatowy opis… nie ma końca :) Ale wrócę jeszcze zapewne :) Albo wydrukuję i przeczytam kiedyś na spokojnie.

Każdy tekst jest bardzo różnie odbierany i oceniany, jedni tak, inni inaczej. Zapraszam  do lektury. Dzięki za komentarz, pozdrawiam. 

Klimatyczne. Długie. Obawiam się, że nie dla dzisiejszych zwykłych czytaczy opowiadań krótkich z pędzącą fabułą. Trzeba powoli smakować.

To prawda, opowiadanie jest długie, ale… Ale wcale nie jest najdłuższym opowiadaniem, które napisałem. Teraz chyba nie byłoby już szans na publikację “Trema i obrazu”, nawet w “Esensji”, bo ten portal od kilku już lat ograniczył objętość tekstów. Tak w ogóle trochę żałuję, że tego tekstu tam od razu nie wysłałem. Trudno…

Jeszcze kiedyś, parę ładnych lat temu. stworzyłem drugi tekst, w którym także bardzo ważną rolę odgrywają religia i wiara, i to w świecie bardzo dalekiej przyszłości. Ale nie jest “piórkowe”.

Jeżeli byłbyś zainteresowany, kim był Aaron Winters, czym była Brama, Miasto i Pismo, zapraszam. “Esensyjne” ilustracje ne pewno nadal trzymają poziom.

Tutaj → https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/11029 

Dzięki za przeczytanie i komentarz.

Pozdrówka.

Nowa Fantastyka