Fresh wszedł do sali balowej z niemałą obawą. Nigdy nie lubił tłumów, ale decyzja została podjęta – obiecał sobie, że się nie wycofa, nie w sytuacji, gdy wszystko miał poukładane w głowie. Zajął miejsce wśród pretendentów Turnieju Trójfantastyczego i ukradkiem zerknął na kartkę trzymaną w ręku. Ktoś szturchnął go z boku.
– Pierwszy raz, co?
Fresh podniósł wzrok. Obok stała drobna, delikatna wręcz, dziewczyna z szyderczym uśmiechem.
– Po czym poznałaś? – odpowiedział.
– Po liczebnikach.
– Co? – Fresh był coraz bardziej skołowany.
Delikatna, bo tak nazywał ją w głowie, parsknęła i przyłożyła palec do ust. Przedstawienie się rozpoczynało.
– Witajcie, słuchacze i pretendenci! – powiedziała doniosłym głosem kobieta z przeciwległego końca sali. – Jest mi niezmiernie miło…
– Królowa – szepnęła do Fresha Delikatna. – Słuchaj jej, młody, a kiedyś ci się uda.
– …a potyczkom będzie towarzyszyć duch zdrowej rywalizacji. Turniej Trójfantastyczny uważam za otwarty!
W całej sali rozbrzmiały oklaski. Grupa pretendentów zaszemrała niespokojnie.
– Zapraszam pierwszego śmiałka – dodała Królowa, gdy aplauz ucichł i rozsiadła się na tronie.
1.
Jakiś brodacz wystąpił na przód. Stanął na środku sali i już miał złożyć ukłon Królowej, gdy coś szczęknęło i świsnęło. Przez tłum przeszły szepty, ale nikt się nie ruszył. Brodacz wydał z siebie charkot, padł najpierw na kolana, a potem na twarz. Z pleców mężczyzny sterczał bełt. Fresh jęknął, pociemniało mu w oczach. Dlaczego nikt nic nie zrobił? Gdzie strażnicy?
– Spokojnie, młody. Gość zawsze pcha się jako pierwszy. W końcu ktoś nie wytrzymał.
– Ale tak nie…
Delikatna przyłożyła palec do ust.
– Zobacz, nikt nie panikuje. Każdy się tego spodziewał.
Fresh patrzył na zebranych. Dookoła panował stoicki spokój. Dwóch strażników podeszło do trupa, wzięło za ręce i, ciągnąc po podłodze, wyniosło z sali. Nikt nie zwracał uwagi na czerwony ślad, jaki zostawili.
2.
Królowa odchrząknęła. Na środek sali wyszedł drugi śmiałek.
– Witaj, pani! – rzekł donośnym głosem. – Imię moje Czterdzieści-i-Cztery…
– Czterdzieści cztery?
Pretendent pokręcił głową.
– Nie, nie. Nie dodajemy, tylko zapisujemy: najpierw czterdzieści, a potem cztery.
Tłum zaszemrał, ale Królowa znów odchrząknęła i skinęła na śmiałka.
– Przybywam z opowiadaniem science-fiction, zajmę państwu nie więcej niż piętnaście minut.
Rozpoczął opowieść. Modulował głos, do tego oszczędnie, acz z wyczuciem, gestykulował. Zrobił na Freshu niemałe wrażenie. Gdy zakończył swą historię, w sali zaległa cisza.
Królowa westchnęła.
– Wysłuchałam już wielu opowiadań traktujących o losie grupy ocalałych z pogromu, zarazy czy innego kataklizmu – Czterdzieści-i-Cztery wstrzymał oddech, ręce mu drżały – i muszę powiedzieć, że ta opowieść niezwykle przypadła mi do gustu.
Świst powietrza wypuszczanego z ust śmiałka wypełnił salę. Fresh żałował, że nie widzi jego twarzy i… zazdrościł mu.
– …jednak wykonanie – kontynuowała Królowa – pozostawia nieco do życzenia.
I zaczęła wymieniać błędy, których Czterdzieści-i-Cztery słuchał z pokorą, natomiast Fresh – z przerażeniem. Nie „chwycił za łuk”, tylko „chwycił łuk”, nie „ciężko znaleźć pożywienie”, tylko „trudno znaleźć pożywienie”. Czuł, jak dygoczą mu kolana, nigdy nie zwracał uwagi na takie rzeczy. W swojej opowieści pewnie też znajdzie podobne kwiatki, ale było już za późno, zaraz jego kolej.
– Czy ktoś ma jeszcze coś do dodania? – zapytała Królowa.
Zebrani spoglądali po sobie, kiwali głowami, przytakiwali uwagom władczyni. Czterdzieści-i-Cztery skłonił się nisko i ruszył w stronę niewielkich drzwi w rogu sali. Już miał wyjść, gdy drogę zagrodziła mu filigranowa dziewczyna i położyła ręce na ramionach. Patrzyła w oczy mężczyzny, przyciągnęła do siebie, już niemal stykali się nosami.
– Podobało mi się – powiedziała i szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz. W podskokach okrążyła salę i zniknęła wśród tłumu.
Czterdzieści-i-Cztery westchnął i zniknął za drzwiami.
3.
Spośród pretendentów wystąpiła ruda dziewczyna.
– A to kto? – szepnęła Delikatna do Fresha. – Nigdy jej nie widziałam.
Ruda w kilku krokach znalazła się na środku sali i bez żadnych wstępów zaczęła opowieść. Królowa uniosła brwi, ale nie przerwała. Fresh miał nieodparte wrażenie, że zebrani taksują dziewczynę wzrokiem, zamiast skupić się na treści. Jego też tak potraktują? Poczuł sympatię do rudej. Kibicował jej z całych sił.
Gdy pretendentka skończyła, nie wiedzieć czemu, Freshowi wyrwało się z ust:
– Ciekawa opowieść.
Wszystkie oczy na sali popatrzyły w jego stronę. Zrobił krok w tył, Delikatna nieco go zasłoniła, ale Fresh wolałby zapaść się pod ziemię.
– Przykro mi to mówić – przerwała zamieszanie Królowa – ale czas poświęcony na twą opowieść uważam za stracony, albowiem, mimo że się starałam, nie udało mi się zrozumieć opowiadania.
Fresh w myślach podziękował, że odciągnęła od niego uwagę, a jednocześnie poczuł strach. Wiedział, że Turniej to nie przelewki, ale teraz miał tego dowód. A przecież opowiadanie nie było złe. Może nie wszystko zrozumiał, ale…
– Wykonanie pozostawiło bardzo wiele do życzenia – ciągnęła Królowa.
Kolejne chwile upłynęły na szczegółowym wytykaniu błędów rudej, która wciąż stała wyprostowana na środku sali. Po chwili podszedł do niej strażnik i wyprowadził przez główne wejście. Dziewczyna nic nie powiedziała.
– No nie porwało – usłyszał Fresh zza pleców.
4.
– Patrz, jak to się robi, młody – powiedziała Delikatna i wyszła na środek. Nie wyglądała na spiętą, imponowała spokojem.
– Nazywam się Sonata, przedstawię państwu opowiadanie science-fiction, które nie powinno zająć więcej niż osiem minut.
– Historie zajmujące mniej niż dziesięć minut nie są opowiadaniami, tylko szortami, powinnaś tak je przedstawiać.
Delikatna zastygła. Widać było, że napięła wszystkie mięśnie.
– Tak… tak, pani. – Fresh odniósł wrażenie, że cała pewność siebie uleciała z dziewczyny. Chyba nie tak to sobie wyobrażała. – Zatem przedstawię szort science fiction.
Opowieść była naprawdę dobra, cała sala słuchała w skupieniu. Raz wybuchała śmiechem, by za chwilę umilknąć w napięciu. Końcowy twist odebrał dech zebranym, a gdzieniegdzie dało się słyszeć piski.
– Muszę przyznać, Sonato, że słuchanie twojego opowiadania sprawiło mi niezmierną przyjemność. – Królowa znów odezwała się pierwsza.
Później wyliczała zalety opowiadania, by na koniec przejść do kilku usterek technicznych. Zebrani potakiwali z aprobatą, nawet pretendenci kiwali z podziwem. Sonata skłoniła się nisko, podziękowała i ruszyła w stronę drzwi, za którymi zniknął Czterdzieści-i-Cztery. I wtedy doszło do czegoś, czego Fresh kompletnie nie zrozumiał.
– Ooo, nie! – krzyknęła kędzierzawa kobieta, wychodząc zza tronu Królowej. – Nie, nie, nie!
Potem wykonała serię westchnień, ozdobionych dramatycznymi gestami, a następnie zaczęła się rzeź.
– Ten kolokwializm pasuje jak bucik na Kopciuszka, tu anglicyzm, to jest gadżet metafikcyjny, dałabym przecinek, tu też, to anglicyzm, to rusycyzm.
Z początku powoli chodziła wokół Sonaty, ale z każdą chwilą się rozpędzała. Freshowi łzy napłynęły do oczu. Co tu robi ta kędziarzawa? Nie widział jej wcześniej, czy jemu też spuści taki łomot?
– Literówka, popraw szyk – ciągnęła – tu coś nie ten tego logicznie, kolokwializm, później też, i jeszcze później, a to, co niby jest, a to? – Przeciągnęła ostatnią głoskę. – Anglicyzm! – krzyknęła, unosząc ręce.
Z głośnym westchnieniem opuściła ramiona i kręcąc głową, wróciła za fotel Królowej.
Wszyscy milczeli. Wbili przerażone spojrzenia w Sonatę, która stała ze spuszczoną głową. Jeszcze kilkanaście minut temu wyglądała jak królowa życia, ale teraz przypominała kloszarda, któremu ktoś odmówił piątaka. Zrobiła kilka kroków, miała prawo wyjść bocznymi drzwiami, ale skręciła i podeszła do okna. Bez słowa, pociągając nosem, otworzyła je i wyskoczyła. Nikt nie wypowiedział choćby słowa, umierała w ciszy.
– Fajne – krzyknęła jeszcze filigranowa dziewczyna z drugiego końca sali.
5.
Freshowi dzwoniło w uszach, żaden pretendent się nie poruszył. Czy zakończą konkurs, jeśli nikt więcej się nie zgłosi? Może to jest ten moment? Zrobił krok do przodu, jakby wbrew sobie, ale kolejne poszły już łatwiej. Słyszał skrzypiące podeszwy butów na marmurowej posadzce, czuł, jak spojrzenia innych śmiałków dziurawią mu plecy. Byle nikt nie wystrzelił z kuszy. No i żeby kędzierzawa nie zaczęła masakry. Wyraźnie widział wystające zza tronu czarne loki.
Wziął głęboki oddech.
– Nazywam się Fresh i przedstawię opowiadanie fantasy.
Rozpoczął bajędę, ale czuł, że nie idzie tak, jak trzeba. Próbował patrzeć w dół, potem w sufit, ale co chwilę oczy uciekały i kierowały się w stronę tronu. Królowa słuchała w skupieniu, ale widok włosów kędzierzawej wyciskał dech z piersi. Wystarczyło lekkie drgnięcie loków, a Fresh zaczynał się jąkać. Za każdym razem musiał brać głęboki oddech, co zabijało naturalną płynność opowieści. Nic nie szło tak, jak założył. Czuł, jak ramiona mu opadają, a plecy garbią. Gdy wypowiedział słowo „koniec”, odniósł wrażenie, że właśnie położył głowę na pieńku, a teraz czeka już tylko, aż opadnie topór.
Królowa odchrząknęła.
– Gratuluję debiutu, Freshu, opowiadania wysłuchałam z najwyższym zaciekawieniem.
Potem pochwaliła fabułę, bohaterów i opisy, by przejść do długiej listy usterek technicznych. Początkowo napełniony nadzieją, z każdym wytkniętym przejęzyczeniem, złą odmianą i nieprawidłowo użytym słowem, znów rosła mu gula w gardle. Gdy skończyła, oczy miał zamknięte, łzy mimowolnie wyciekały spod powiek.
W pewnej chwili zorientował się, że słyszy jedynie swój oddech. Podniósł głowę, popatrzył po zebranych. Niektórzy kiwali głowami na boki, ale jednak większość potakiwała z uznaniem. Królowa uśmiechała się, a ręką wskazała zapraszająco na małe drzwi. Te same, przez które wyszedł Czterdzieści-i-Cztery.
Czarne loki drgnęły, Fresh postąpił krok do tyłu. Zrobił zwrot przez prawe ramię i skierował się do wymarzonego wyjścia. Co chwilę spoglądał na kędzierzawą, jakby była śpiącym smokiem, który w każdej chwili może wstać i pożreć jego marzenia.
Przed samymi drzwiami drogę zastąpiła mu filigranowa, chwyciła za ramiona, przybliżyła twarz. A Fresh pomyślał, że to teraz wystrzelą bełt, że ona tak specjalnie go zatrzymała. Później stwierdził, że to było głupie, ale twarzą w twarz z tą małą nie było mu do śmiechu.
– Sympatyczne – powiedziała, po czym zachichotała i tanecznym krokiem ruszyła przez salę.
***
Za drzwiami zobaczył strome spiralne schody prowadzące w dół. Zszedł i znalazł się w niezbyt rozległej, ale wysokiej sali. Przeciwległa ściana nie była murowana, tylko zbudowana z dwóch kamiennych płyt, stojących jedna obok drugiej. W pierwszej z nich zobaczył troje drzwi, w drugiej siedmioro. Wszystkie były ponumerowane rzymskimi cyframi, wypisanymi powyżej. Fresh stał zdezorientowany. Co teraz? Musi wybrać? Przyjrzał się dokładnie. Trzecie drzwi zostały zagrodzone opuszczoną z góry kratą.
Za plecami usłyszał kroki. Do pomieszczenia weszła dziewczyna, ubrana jak… sam nie wiedział jak. Niby nosiła lekką sukienkę, ale na głowę założyła akwarium w kształcie kuli, co przywodziło na myśl hełm akwalungu, albo kombinezonu astronauty. Minęła go i zatrzymała kilka kroków dalej. Odwróciła się i zmierzyła Fresha od stóp do głów.
– A ty co?
Nie wiedział co powiedzieć. W zasadzie nic nie wiedział, więc bąknął coś pod nosem. Dziewczyna zmarszczyła czoło.
– Nie wiesz co robić?
Fresh wzruszył ramionami, patrzył gdzieś w bok.
– To dekalog turniejowy. Wybierasz, z którym przykazaniem chcesz się zmierzyć i wchodzisz. Czterdzieści-i-Cztery wybrał „trójkę”. – Wskazała na drzwi za kratą. – Ja zabieram „dziesiątkę”. Powodzenia.
Chłopak jęknął niezrozumiale, dziewczyna stanęła i patrzyła wyczekująco.
– Ja… jak masz na imię? – To jedyne pytanie, które przyszło mu na myśl.
– Sara – odpowiedziała. – A ty?
– Fresh.
Nie czekając dłużej, podbiegła do przedostatniego przejścia, nacisnęła klamkę i weszła do środka. Ledwo zatrzasnęła drzwi, opadła krata, która odcięła Sarze drogę powrotną. Uderzenie metalu w posadzkę otrzeźwiło Fresha. Wybrał numer pięć.
***
Początkowo szedł wąskim korytarzem, oświetlonym jedynie kilkoma świecami na ścianach, ale po kilkunastu metrach wszedł do długiego pomieszczenia, na którego początku stał stół, a na nim leżała kusza. Bełt tkwił w łożu, opleciony naciągniętą cięciwą. Fresh popatrzył przed siebie. Na końcu komnaty, znacznie lepiej oświetlonym pochodniami, stał przedziwny pies, postury dobermana, ale o niespotykanym ubarwieniu. Czarny, z niebieskim pasem na boku, a w kilku miejscach odznaczały się czerwone akcenty. Kolorami bardziej przypominał jakiegoś żółwia albo robala. I do tego ten przedziwny uśmiech, ni to chytry, ni wzgardliwy. Nie budził sympatii, ale przyciągał uwagę.
Po pierwszych obserwacjach Fresh popatrzył na kuszę, potem na psa. Nic więcej w pomieszczeniu nie było. Zatem… to znaczy… miał tego psa zastrzelić? Czuł, jak nogi mu miękną, a ręce zaczynają drżeć. Obejrzał się w stronę drzwi, które z pewnością zablokowane były już kratą. Nie miał odwrotu. Chwycił broń, ostrożnie zważył w ręku. Pierwszy raz trzymał w ręku kuszę. Przyłożył kolbę do ramienia, wycelował, na razie gdzieś w bok. Prawa ręka sama odnalazła dźwignię spustową.
Zawahał się. Jeszcze raz obejrzał psa. Stał bokiem, nie mógł się bardziej wystawić. Do tego sprawiał wrażenie sparaliżowanego. Jedynie oczy błądziły po ścianach.
Fresh uważnie obejrzał pomieszczenie, upewnił się, że nic mu nie umknęło. Przełknął ślinę. Nie ma co zwlekać, nie ma też co podchodzić. Pies był dziwny, a zatem prawdopodobnie też niebezpieczny. Przycelował, wstrzymał oddech i nacisnął spust.
Zdążył pożałować swej decyzji, zanim się zorientował, że broń nie wystrzeliła. Dźwignia ani drgnęła. Zlustrował broń i odnalazł malutki bloczek, zabezpieczający przed przypadkowym zwolnieniem bełtu. Błoga ulga rozluźniła wszystkie jego mięśnie. Głośno westchnął.
Wtedy usłyszał szczęk jakiegoś mechanizmu. Spojrzał w stronę psa. W bocznej ścianie pojawiła się luka, przez którą teraz wychodził olbrzymich rozmiarów wij. Dziesiątki, a może nawet setki odnóży przebierało z cichym szemraniem, a insekt obchodził psa, poruszając głową, jakby badał przestrzeń.
Fresh dopiero teraz zobaczył, że pies jest unieruchomiony. Próbował poruszać łapami, ale te były jakby przylepione do podłoża.
Robal zrobił dwa okrążenia wokół zwierzęcia, po czym uniósł przednią część cielska niczym zaklęta kobra. I wtedy wszystko wydarzyło się błyskawicznie. Fresh odbezpieczył kuszę. Wycelował. Strzelił. Wij rzucił się na psa o sekundę za późno. Bełt przeszył jego głowę i wyszedł z drugiej strony. Lepka posoka oblała niedoszłą ofiarę.
Chłopak na drżących nogach podszedł do trupa.
– Widziałem, że najpierw strzelałeś do mnie, gnojku – powiedział pies, wciąż z tym samym wyrazem pyska. – Ale ostatecznie wybrałeś dobrze.
Fresh usłyszał, jak tuż obok mechanizm przesuwa fragment ściany. Wyszedł. Jeszcze nie ześwirował, żeby spędzać z takim zwierzęciem choć chwilę dłużej.
***
Długim korytarzem szedł w stronę światła. To koniec? Nie, to Turniej Trójfantastyczny, zostało jeszcze jedno zadanie; kto wie, może najtrudniejsze. Dotarł do niewielkiego pomieszczenia z jednymi drzwiami, zza których dochodziły głosy rozmowy. Ton dźwięków był spokojny, Fresh odniósł wrażenie, że jednym z rozmówców jest Sara – dziewczyna z akwarium na głowie. To jej słowa coraz silniej przebijały się zza drzwi, jakby rósł w niej gniew. Chwilę później nie było wątpliwości – wrzeszczała. Fresh usłyszał też głuche uderzenia, wyobrażał sobie, że dziewczyna tupie nogą, albo nawet skacze ze złości. Wszystko spuentował trzask, zapewne drzwi. Z sali było zatem jeszcze drugie wyjście.
Nastała cisza i Fresh zrozumiał, że czas na niego. Jeszcze raz obejrzał drzwi. Dostrzegł niewielką tabliczkę z trzema literami: TWA. Podrapał się w głowę, wzruszył ramionami i nacisnął klamkę.
***
Wszyscy obecni w pomieszczeniu zgromadzili się przy dużym, kwadratowym stole. Podzieleni na niewielkie grupki, rozmawiali, czasem jedynie krzycząc do osób z innego kręgu.
Fresh odchrząknął, próbował zagadać, ale w żaden sposób nie potrafił zwrócić na siebie uwagi. Obszedł towarzystwo, uważnie się przyglądając. Pierwszy raz widział takie indywidua, każdy był na swój sposób oryginalny. Facet w białej masce z kamieniem na czole nadskakiwał ubranemu na czarno i obleczonemu w coś na wzór pajęczyny; sympatycznie wyglądająca kobieta prowadziła monolog, którego z kamienną twarzą słuchał mężczyzna podpierający znudzoną twarz ręką; stwór, który przypominał Freshowi wilkołaka, siedział w milczeniu i tylko kręcił głową, a dziewczyna z tęczową opaską na ramieniu pilnie obserwowała pozostałych. Jedynie niewiasta o włosach przywodzących na myśl kartki otwartej księgi i druga, rozłożona na krześle niczym Snoop Dog, raz po raz obdarzały Fresha przelotnym spojrzeniem.
Musiał coś zrobić, nie mógł po prostu przejść dalej, to by było zbyt proste. Jak zatem uzyskać jakieś informacje, skoro wszelkie próby nawiązania kontaktu były konsekwentnie ignorowane. I wtedy naszła go pewna myśl, jakby olśnienie. Stał, patrzył na zgromadzonych i już wiedział co zrobić.
***
Schody zaprowadziły go na korytarz wiodący do sali balowej. Zatrzymał się przed głównymi drzwiami, przygładził włosy i głęboko westchnął. Powitały go owacje na stojąco. Z boku zobaczył Czterdzieści-i-Cztery – wzniósł szkło w geście toastu i upił łyk szampana. Fresh stanął na środku sali, kilka osób podeszło, poklepało po plecach, pochwaliło. Ktoś włożył mu do ręki kieliszek, wystrzelił korek i tryumfator poczuł, jak po rękach spływa mu musujący trunek, który niemal w ogóle nie trafił tam, gdzie powinien.
Po chwili, gdy wokół zrobiło się już nieco luźniej, podeszła do niego Sara.
– Fresh – zagadnęła szeptem. – Mogę na słówko?
Chłopak nie protestował. Odeszli nieco na bok.
– Słuchaj, mam do ciebie pytanie…
Fresh kiwnął głową.
– Powiedz mi, jak poradziłeś sobie z TWA?
Już otwierał usta, żeby powiedzieć jakie to proste, że jest na to sposób, ale w porę się zmitygował. Nie, nie będzie zdradzał takiej tajemnicy, sam do niej doszedł. To była wiedza dostępna tylko nielicznym. Elicie.
– Oj, Saro, Saro. – Chwycił ją pod ramię, tak jak ojciec chwyta syna, by przekazać mu największe życiowe mądrości.
Przeszli kilka kroków w milczeniu. Na ustach Fresha pojawił się uśmiech taki sam jak u psa z drugiego zadania.
– Nie ma żadnego sposobu. Po prostu musisz tworzyć jeszcze lepiej.