Jak zwykle dla zabicia czasu wsiadłem w pierwszy lepszy tramwaj i usiadłem gdzieś z boku. Zdegradowane anioły mają naprawdę dużo wolnego czasu, czekając na samoistną destrukcję i zmienieniu się w pył. Czułem jak z miesiąca na miesiąc moje ciało pokrywa, coraz większa, złuszczająca się skorupa, podobna trochę do łupieżu. Anioł, który został zdegradowany, już nigdy nie może powrócić na stare stanowisko. Traci również łaskę nieśmiertelności i niewidzialności. Na dodatek jego ciało ulega powolnej dezintegracji, aby ostatecznie stać się bezmyślną kupą popiołu. Dalej jednak posiadam paranormalne zdolności i chęć pomocy ludziom. Może Najwyższy to zauważy i doceni moje starania, chociaż szczerze w to wątpię. Popełniłem jeden znaczący błąd w swojej karierze, za który muszę teraz sporo zapłacić.
Na co dzień jeżdżę tramwajami i przywdziewam iluzję człowieka, żeby nie rzucać się w oczy innym aniołom i ludziom. Pomagam wysiadać starszym babciom, interweniuje w bójki i rozmyślam całymi dniami, nad łaską, którą już dawno straciłem. Aktualnie siedziałem przy oknie na pojedynczym siedzeniu i obserwowałem ludzi. Niektórzy wypatrywali nerwowo, czy nie nadchodzi kanar. Inni natomiast ucinali sobie drzemkę. Zazdrościłem im niewyobrażalnie, aniołowie nie umieją spać. Muszą być cały czas czujni i chronić swoich podopiecznych, przed potencjalnymi zagrożeniami duchowymi lub fizycznymi. Ponieważ był środek nocy, w tramwaju znajdowało się mało osób, z tego trzem towarzyszyli aniołowie. Stróżów posiadały tylko osoby wierzące i regularnie chodzące do kościoła, ponieważ ostatnio panuje wielki kryzys w Armii Niebieskiej. Liczba ludzi przybywa a aniołów wręcz odwrotnie. Postarałem wytężyć swoje moce telepatyczne, aby usłyszeć myśli stróżów, ale byłem na to o wiele za słaby. Od dawna nie wiedziałem co się dzieje „tam na górze”. Byłem uwięziony na Ziemi, pochłaniany przez dekadencje i bezkresną nicość.
Na kolejnych przystankach wysiedli wszyscy stróżowie, razem z ich podopiecznymi. W tramwaju zostałem tylko ja, młode małżeństwo, dresiarz i staruszka. Postanowiłem, że na dziś już wystarczy rozmyślań i na kolejnym przystanku wysiądę. Stanąłem przed drzwiami, lecz tramwaj zamiast się zatrzymać, przyspieszył. Skonsternowana para przeklęła cicho i z zakłopotaniem spojrzała na motorniczego. Postanowiłem zignorować to zajście i wysiąść na kolejnym przystanku. Gdy zbliżał się następny postój, pojazd zamiast się zatrzymać ruszył jeszcze szybciej. Mocno zdenerwowany podszedłem do motorniczego. Spojrzałem przez szybę, ale moje oczy ujrzały jedynie garstkę popiołu, na fotelu. Na chwilę zamarłem i przełknąłem powoli ślinę. Z amoku wyrwał mnie krzyk dresiarza. Szybko zerknąłem w jego stronę. Tramwaj zaczął tracić kolor i stał się wyblakły. Za oknem świat również był nienaturalnie rozmazany i bez kolorów. Jedyna rzecz, którą potrafiłem rozpoznać, na zewnątrz, to postać sowy, która leciała bezszelestnie obok nas. „Sowi demon”! – pomyślałem, lecz moje myśli odbiły się echem po wagonie, zwracając na siebie uwagę innych pasażerów. „Co tu się dzieję?!” – wykrzyczała młoda kobieta, bez użycia ust. Gdy jej głos rozchodził się echem, ona stała, jakby zamurowana, nie wiedząc co się dzieję. Pogłos myśli pasażerów zlał się w jedną, niezrozumiałą papkę. Chodź byłem przerażony, postanowiłem uratować sytuację, krzycząc:
– Cisza!!! Jesteśmy w ogromnym niebezpieczeństwie i tylko spokój może nas uratować. Nie bez przyczyny znaleźliśmy się dzisiaj w tym wagonie o tej samej godzinie. Każdy z nas musi mieć coś na sumieniu, tym samym zwracając na siebie uwagę sił nieczystych. Zostaliśmy zaatakowani przez Sowiego Demona, który potrafi podróżować między światami i wciągać do nich bezbronnych ludzi. Najgorsze jest to, że jest nim jeden z nas. Demon przybiera iluzję zwykłego człowieka, tak dobrą, że jest nie do wykrycia nawet przez aniołów. Szuka on kilku wybranych przez siebie ludzi i zamyka w tak zwanym „świecie pomiędzy”. Czyli inaczej mówiąc: tunelu wymiarów, w którym się znajdujemy. Pragnąc udowodnić Stwórcy, jakimi próżnymi istotami są ludzie, podjudza ich podświadomie, przypominając im stare konflikty z przeszłości. Udostępnia również ich myśli innym ofiarą, przez to nikt nie może niczego ukryć…
– A kim ty niby jesteś, że się tak wymądrzasz?! – wrzasnął dresiarz.
– Jestem zdegradowanym aniołem i pragnę nas uratować z tej pułapki.
– To udowodnij, bo jakoś ci nie wierzę, ćpunie! Co brałeś?
„Niewdzięczny skurwiel” – pomyślałem, a moje myśli rozniosły się echem po wagonie. Wpieniony dresiarz ruszył na mnie, chcąc mnie pobić. W ostatniej chwili zrobiłem unik i następnie podciąłem napastnika, który wylądował na podłodze. Kucnąłem nad nim i lekko przydusiłem.
– Demonowi właśnie o to chodzi! – nakrzyczałem na chłopaka – Chce, żebyśmy rzucili się sobie do gardeł! To część jego planu.
– Przepraszam, nerwy mi puściły – odpowiedział spokojniej dresiarz, starając się opanować oddech. – Już rozumiem.
– Musimy szybko odkryć, który z nas jest Sowim Demonem. Jak nam się nie uda, zostaniemy na zawsze wciągnięci w czeluść piekieł. Jeżeli wcześniej nie pozabijamy się nawzajem. Ty, dresiarz! Przyznaj się miałeś jakiś kontakt z istotami paranormalnymi?
– Nie… – w tym samym momencie dało się słyszeć echo „Natasza, to twoja wina”, wypowiedziane głosem dresiarza.
– Ostrzegam cię, powiedz prawdę, bo inaczej to ciebie będę musiał zabić.
– Nic nie zrobiłem!
Zmuszony podjąć ostateczne środki, zmaterializowałem w rękach swoją starą strzelbę dwulufową, którą używałem, będąc jeszcze aniołem. Przybrałem również swoją metafizyczną postać. Z pleców wyrosły mi skrzydła pokryte kurzem i z połamanymi piórami. Oczy stały się nienaturalnie błękitne a cera bielsza, niż u albinosów.
– Powtarzam ostatni raz – rzekłem powoli, lecz dobitnie. – Co masz na swoim sumieniu?
– Moja ex, należała do bractwa okultystów, tym samym wplątując mnie w to, ale już z nią nie utrzymuje kontaktu – powiedział przerażony dresiarz. – Poza tym od czasu do czasu w jakiejś bójce biorę udział, nic więcej…
– Dobrze, na razie tyle wystarczy. Teraz ty, babciu!
– Nie będę kłamać – powiedziała drżącym głosem staruszka. – Nieraz używałam tablicy Ouija, chcąc skontaktować się ze swoim zmarłym mężem.
– Ok. Zakochani, teraz wasza kolej.
– Nigdy nie mieliśmy kontaktu z tym syfem! – odpowiedział szybko mąż. Wtem po tramwaju przeszło echo, myśli młodej kobiety: „błagam, żeby nie wyszło. Błagam, żeby nie wyszło.” – Co nie wyszło?! Ukrywasz coś przede mną?!
– Tak… – powiedziała ulegle małżonka. – Jak byłam w liceum to dla żartów bawiłam się w przywoływanie duchów z koleżanką. Myślałyśmy, że to tylko zwykłe bajki…
– I nic mi o tym nie powiedziałaś?! W głowie się nie mieści! Przecież wiesz ile dla mnie znaczy Bóg i modlitwa a ty za moimi plecami robisz takie okropne rzeczy! Może ty jesteś uosobieniem Demona?!
– Sam nie jesteś bez winy! Nie chciałam drążyć tego tematu z uwagi dla dobra naszego małżeństwa, ale co tak naprawdę robiłeś z sekretarką na „delegacji służbowej”?!
– Przecież, to była… tylko pracowaliśmy!
Po tramwaju przeszła echem myśl mężczyzny: „Nie może się dowiedzieć prawdy o Nikoli.” Następnie dziewczyna rzuciła się na męża z pazurami. Dresiarz chciał uspokoić załamaną kobietę, lecz ona odepchnęła go tak niefortunnie, że chłopak spadł z impetem na nogi milczącej dotąd babuni. Zamiast pisku z bólu, kobieta wydała z siebie nieludzki wrzask… jakby sowy. W tramwaju wszyscy nagle ucichli i z przerażeniem spojrzeli na staruszkę, która w kilka sekund przemieniła się w wychudzoną bestię, z głową sowy płomykówki. Zanim zdążyłem zareagować, ugryzła w szyję zdezorientowanego dresiarza. Wystrzeliłem podwójnie ze strzelby trafiając demona, który padł na ziemie. Biedny chłopak wykrwawiał się na podłodze. Chciałem mu pomóc, lecz nagle z szybkością światła, bestia rzuciła się na mnie, wbijając mi pazury w żebra i zmuszając do wypuszczenia strzelby i naboi. Chociaż demon był znacznie chudszy ode mnie, dysponował taką nieopisaną siłą, że nie mogłem się nawet ruszyć. Niczym w klatce MMA, potwór tłukł mnie po twarzy i torsie, czekając jak się poddam, żeby rzucić się na resztę towarzyszy. Jednak ja trzymałem się dzielnie. Młoda małżonka, chyba jako jedyna zachowała zimną krew i podniosła z ziemi strzelbę. Widząc to, postanowiłem jeszcze trochę zawalczyć, żeby uratować tych biednych ludzi. Chociaż tak mogłem odwdzięczyć się Stwórcy. Dziewczyna próbowała złapać porozrzucane naboje, niestety, przez szybkość z jaką przemieszczał się tramwaj, było to niezwykle trudne. Za długo to trwało i w końcu padłem. Kobieta w tym czasie nieumiejętnie wkładała naboje do broni. Demon odwrócił się i ruszył w jej kierunku, wpatrując się na nią, tymi czarnymi, niczym bezkresny kosmos oczami. To prawda, że byłem wykończony. To również prawda, że normalny człowiek, takiego pobicia by nie przeżył, jednak ja byłem aniołem. Co prawda zdegradowanym, ale jednak aniołem, który został stworzony żeby pomagać ludziom, aż do końca swoich marnych dni. Podniosłem się powoli i przyczaiłem się na bestie. Demon wystawił już pazury do młodej dziewczyny, chcąc ją rozszarpać, gdy nagle rzuciłem się na niego od tyłu, zatrzymując na chwilę w uścisku. To był wystarczający czas, żeby kobieta przeładowała i wystrzeliła dwa naboje w brzuch demona, dziurawiąc jego puste wnętrze. Potwór zaczął się dematerializować i zamieniać w żrącą papkę, parząc mi ręce. Małżonka w szale naładowała broń jeszcze raz i wycelowała w niewiernego męża, lecz zamiast strzelić rozpłakała się tylko i oddała mi broń. Tramwaj zaczął zwalniać a kolory powracać.
– Dziękuje – powiedziała kobieta.
– Nie ma sprawy – odpowiedziałem zmieszany. Rzadko rozmawiam z ludźmi.
– Gdyby nie ty, już byśmy wszyscy nie żyli. Naprawdę jesteś niezwykłym wojownikiem. Dlaczego zostałeś zdegradowany?
– Przykro mi, ale żadnemu człowiekowi o tym nie mówiłem i nie zamierzam. Powiedz lepiej co teraz zamierzasz zrobić?
– Wezmę rozwód i pójdę do psychiatry wmawiając sobie i innym, że to tylko moja chora wyobraźnia.
– To brzmi jak dobry plan.
– A skoro oficjalnie jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni opowiesz mi w końcu czemu zostałeś zdegradowany?
– Dobrze, ale na ucho, żeby nikt nie słyszał.
***
Kilka godzin później przyglądałem się z oddali na płonący tramwaj, dopalając ostatniego papierosa. Chodź moje zdolności regeneracyjne, były znacznie mniejsze niż kiedyś, to rany po walce z demonem już zniknęły, lecz płonący żar, dalej czułem na dłoniach. W moich okularach odbijały się światła radiowozów, które przyjechały na miejsce „wypadku”. Obok policjantów kręciło się kilku zaniepokojonych aniołów. Wyglądali tak uroczo i bezradnie, aż mi się humor poprawił, że w pojedynkę dokonałem więcej niż oni. Dresiarz się wykrwawił na miejscu, a młode małżeństwo następnego dnia złożyło podanie o rozwód. Misja udana? Nie sądzę. No cóż, taki jest już los zdegradowanych aniołów…
Nie koniec