Wokół panowała grobowa cisza , jedynie wiatr jak zwykle nieuchwytny dla ludzi przemierzał spopieloną krainę unosząc do góry pył i prochy spalonych wcześniej ciał. Samotny i niewidoczny dla oka delikatnie ocierał się o liście stojących jeszcze drzew, po czym przebiwszy się przez ściany dymu, uniósł się do góry w stronę przyciemnionego nieba. Mroczne kruki i wrony czując go pod swoimi skrzydłami ze spokojem zaczęły siadać na ocalałych z pożaru drzewach, po czym obserwowały jak kilka niewyraźnych postaci przechadza się między tysiącami świeżych trupów. Mądre zwierzęta wiedziały ,że kiedyś odejdą , zawsze odchodzili zostawiając ciepłe jeszcze ciała na pożarcie.
-Będą miały dzisiaj ucztę… – mruknął Nechtu oparty o przechylony filar starego, zrujnowanego domu. Jego oczy mimo młodego wieku przypominały oczy starca. Zmęczone , podkrążone , z lekko opadającą lewą powieką ale mimo wszystko… bystre , z łatwością mogące dostrzec czarne ptaszyska powoli dobierające się do poćwiartowanych trupów w oddali. Były jego najsilniejszą bronią i nieraz uratowały mu życie… choć, nie tylko one. Podczas bitwy liczyły się umiejętności i szczęście, wszystko inne traciło na wartości. Odwaga, zaciętość, wola walki stawały się bezużyteczne gdy ktoś odrąbał ci rękę albo zmiażdżył gardło swoją żelazną stopą. Pośród krzyków i trzaskającej stali , w paskudnym dymie i dopiero co przelanej krwi tworzącej czerwone strumyki, można było liczyć tylko na siebie. Nawet najwierniejsi przyjaciele i towarzysze broni ulegali powszechnemu ferworowi walki, szarżując na zatracenie w stronę wrogów i bez opamiętania nabijając się na ich piki i miecze. Ich oczy płonące zapałem i wiarą, ich okrzyki i pewność siebie zdawały się czynić ich nieśmiertelnymi lecz i tak nie zdołały uchronić ich przed niechybnym końcem pośród setek innych dawno już martwych. Najczęściej byli młodzi i niedoświadczeni , mający przed sobą całe życie , mający wielkie oczekiwania od świata i ambicje, które… nigdy już się nie spełnią. Jedno dobre pchnięcie miecza, jeden czysty zamach kilkukilogramowego topora wystarczy bowiem by zakończyć bezcenne, ludzkie życie.
-Znów się zamyśliłeś – powiedział swoim zachrypniętym głosem Bohr, po czym usadowił się zaledwie trzy metry dalej na dużym kawałku skały stanowiącym dawniej kawałek wielkiego pieca. Nechtu słysząc przyjaciela w jednej chwili otrząsnął się z zadumy po czym spojrzał jak wielki olbrzym opiera o ścianę swój zakrwawiony topór. Masywny, dobrze zbudowany jako jedyny z całego oddziału potrafił posługiwać się tą śmiercionośną bronią. Miał siłę niedźwiedzia i długą brodę barbarzyńcy lecz mimo wszystko był człowiekiem. Nechtu od razu spostrzegł jak małe kropelki potu spływają mu po czole mieszając się z krwią powoli wypływającą z ran na twarzy.
-Dobrze ,że to już koniec – mruknął Bohr ciężko oddychając – Stary już jestem, za szybko się męczę.
-Przesadzasz – odparł Nechtu, lecz nim zdążył cokolwiek jeszcze dodać Bohr powoli położył dłoń dla swojej klatce piersiowej.
-Dostałem od takiego jednego w żebra buławą… źle mi się oddycha… ledwo łapię powietrze…
-Połamał ci kości ?
-Nie wiem… ale miał skurwiel siły – rzekł olbrzym po czym delikatnie przesunął skórzane odzienie na bok, odsłaniając tym samym pancerz – Widzisz… cała blacha wbita.
-Dobrze ,że nie dostałeś w serce – trafnie zauważył Nechtu lekko nachylając się w stronę przyjaciela. Już na samym początku spostrzegł ,że wgłębienie jest zaledwie dwa centymetry od jednego z najważniejszych organów w ciele – Gdyby nie to, leżałbyś teraz pewnie tam na polanie.
Bohr słysząc słowa kompana w jednej chwili spojrzał w stronę pola bitwy. Wyglądało teraz jak ocean stworzony z ludzkich ciał, które w miejscach gdzie było ich więcej przypominały trupie fale przewracające się pod własnym ciężarem i pomyśleć ,że wystarczyło tak niewiele by do nich dołączył.
-Miałeś szczęście ale i tak musi to zobaczyć medyk – rzekł Nechtu po dokładniejszej analizie.
-Szkoda tylko ,że żaden nie przeżył.
-Naprawdę ?
-Tak… leżą teraz gdzieś nieopodal lasu , dorwali ich ci z oddziału AS.
-Szlag by to trafił – przeklną Nechtu ponowie opierając się o filar za plecami – Skoro nie ma u nas to może będzie jakiś wśród jeńców.
-Nie ma jeńców…– odparł lakonicznie Bohr podnosząc wzrok w stronę nieba – Zarżnęliśmy wszystkich.
-A tych z AS ?
-Też wszystkich… nikt nie przeżył, chociaż.. nic dziwnego, nawet u nas zostało zaledwie kilkudziesięciu – rzekł olbrzym po czym z lekkim uśmiechem dodał – Dawno nie mieliśmy takiej bitwy.
-Dawno… – przytaknął po chwili namysłu Nechtu po czym spojrzał na swój ociekający krwią pancerz. Dopiero teraz zorientował się jak często otarł się o śmierć. Długie rysy na najemnikach , wgniecenia na przedzie… rozdarcie po rykoszecie strzały. Nie czuł ich kiedy walczył ale… to już było nieważne. Wrogowie byli martwi a on żył i tylko to się teraz liczyło.
-I co teraz zrobimy ? – zapytał Bohr kierując swoje zmęczone oczy na przyjaciela.
-Najpierw musimy wypocząć i opatrzyć twoją ranę – odparł po krótkim namyśle Nechtu jednocześnie chwytając powoli swój zakrwawiony miecz – A potem… pewnie pojedziemy do miasta , może nawet uda nam się zdążyć dojechać do Białpru przed końcem tygodnia.
-W sam raz przed wypłatą – zarechotał Bohr jednocześnie pokaszlując i trzymając rękę na piersiach.
-Mam taką nadzieję – uśmiechnął się przyjaciel po czym podniósł się do góry i podszedł do towarzysza – No dobra, czas wracać do obozu, może jednak znajdziemy jakiegoś medyka albo przynajmniej znachora.
-Może… – sapnął ciężko Bohr po czym z pomocą kompana wstał i chwytając swój topór razem z nim ruszył w stronę polany na której stały dziesiątki rozstawionych namiotów, zostawiając za plecami trupi ocean i spopielony las.
W obozie panowały pustki. Dawne krzyki i wrzawa chlejących piwsko wojaków zamieniły się w głuchą ciszę a nieustannie zatłoczone drogi stały się nagie i zimne. Namioty dawniej pełne młodych żołnierzy i prostytutek były teraz zamieszkałe jedynie przez wiatr a radość i zabawa które przed bitwą gościły w ich sercach zniknęły, pozostawiając upiorne pustki. Nieliczni, którzy zdołali przeżyć zaciekłą batalię błąkali się teraz po błotnistych uliczkach szukając swoich dawno zabitych dowódców. Z żalem spoglądali w stronę nadchodzących po czym widząc ,że to nie ich przyjaciele odchodzili w inną stronę. Nechtu tak jak i Bohr byli przyzwyczajeni do takiego widoku. Jako doświadczeni weterani i elita walczących najemników nie raz spotkali się z podobną grobową atmosferą, toteż nawet nie spostrzegli jakiś znaczących zmian.
-Gdzieś tutaj powinien być szpital – Powiedział Nechtu rozglądając się dookoła i zaglądając do co większych namiotów. Prawdę mówiąc nie za dobrze pamiętał mapę obozowiska, lecz kierowany intuicją postanowił ruszyć w stronę dużego , białego namiotu nieopodal placu zbiórkowego na którym żołnierze królewscy odprawiali apel.
-Tak, to tutaj – Sapnął stłamszonym głosem Bohr dalej mocno obejmując kompana– Czujesz ten smród ? Tylko w szpitalach wojskowych może tak cuchnąć.
Nechtu zerknął na swojego towarzysza, po czym nie czekając na zaproszenie wszedł z nim do środka. Wewnątrz znajdowało się kilkadziesiąt małych , prowizorycznych leżanek na których położono rannych żołnierzy. Nechtu od razu spostrzegł ,że większość z nich jest martwa ale w obecnej sytuacji nikt się tym nie przejmował. Po podłodze walały się zabrudzone bandaże i kawałki szpitalnego jedzenia, które co jakiś czas były podkradane przez zabłąkane psy czekające na swoich martwych właścicieli. Niektórzy ranni ze względu na bark miejsca musieli leżeć na podłodze a inni mogący być źródłem chorób zakaźnych od razu byli od razu wyrzucani do zewnętrznego skrzydła przez pracujących tam asystentów. W kącie zaś, przykryty przez przesączone krwią tkaniny był mały stos amputowanych ludzkich członków co samo w sobie mówiło jaki poziom higieny tam panował.
-Ej ty – powiedział Nechtu chwytają za ramię młodego chłopaka – Jest jakiś wolny medyk? Mój przyjaciel jest ranny i potrzebuje…
-Niech pan zapyta tych na zapleczu , ja jestem teraz zajęty – odparł sztywno młodzik, po czym ruszył w stronę jęczących inwalidów pod ścianą. Mężczyzna słysząc to zerknął na przyjaciela i ocierając się o leżących obok rannych, ruszył w stronę odosobnionego pomieszczenia za rogiem. Co prawda Nechtu był z natury pesymistą, od samego początku nastawiał się na to ,że wszyscy medycy rzeczywiście zginęli i przyjdzie mu samemu opatrzyć przyjaciela, lecz nim jeszcze wszedł na zaplecze usłyszał mocny, kobiecy głos.
-Trzeba to jak najszybciej zaszyć – rzekła wysoka, wyglądająca na jakieś trzydzieści lat kobieta, po czym nie odrywając wzroku od leżącego przed nią oficera sięgnęła po igłę i nici chirurgiczne. Nie trwało to nawet sekundy gdy małe stalowe przyrządy przebiły skórę biedaka. Dwaj przybyli wojownicy widząc to stanęli w wejściu i obserwowali. Na nic zdało się jego szamotanie i próba wyplucia szmaty uniemożliwiającej krzyczenie. Trzymany przez dwóch asystentów mógł jedynie patrzeć jak szeroka na kilkadziesiąt centymetrów rana zostaje starannie zaszyta i przetarta jakimiś starymi tkaninami oderwanymi z ubrań.
-Gotowe – rzekła zadowolona z siebie kobieta – Szybko przemyjcie ranę i załóżcie opatrunek, inaczej może wdać się infekcja
Asystenci słysząc to kiwnęli głowami i za pomocą leżanki przenieśli wyczerpanego oficera.
-Myślałem, że wszyscy medycy nie żyją – rzekł przytłumionym głosem Bohr tym samym informując zabieganą nieznajomą o swojej obecności.
-Nie jestem medyczką – odparła kobieta zerkając w stronę nowo przybyłych i jednocześnie wycierając ręce z krwi – Pochodzę z pobliskiej wioski i tylko pomagam przy rannych
-Nie wyglądasz na wieśniaczkę – wtrącił się Nechtu.
-A wy nie wyglądacie na królewskich żołnierzy – odparła ze spokojem – Jesteście najemnikami ?
-Tak, przybywamy z Białpru – rzekł z wyczuwalną dumą Nechtu po czym wskazując na swojego kompana dodał – Mój przyjaciel ma chyba zmiażdżone płuca, a przynajmniej wszystko na to wskazuje, mogłabyś go obejrzeć?
Medyczka słysząc znajomą nazwę w jednej chwili znieruchomiała.
-Co prawda mam jeszcze kilku do obejrzenia ale… ludziom z Białpru nie powinno się odmawiać – rzekła ściszonym głosem, po czym odłożyła poplamiony ręcznik na bok i spojrzała na nieznajomych – Niech zdejmie zbroję, zobaczę co da się zrobić.