Każdy ma w życiu swoje „zdanie-klucz”, zasłyszane kiedyś, od kogoś, w konkretnej sytuacji. Zdanie, które zaważyło na losie Leona, wypowiedziała jedna z jego kobiet w miłosnym uniesieniu. Brzmiało ono: „Kiedy mnie dotykasz, znikam.”
Romans się skończył, później Leon bynajmniej nie stronił od płci żeńskiej, jednak tamto poetyckie wyznanie wszczepiło mu pod skórę irracjonalny lęk.
Wiele lat później, za siedmioma flirtami i siedmioma zakochaniami, Leon wziął urlop i pojechał autem do Hiszpanii. Samotne wakacje były krótkie, ale intensywne, pełne ciepłego morza, pyłu na chodnikach, poszukiwania knajp z muzyką na żywo, a także oryginalnych smaków, również tych na talerzu. Pięknych dziewczyn nie brakowało, zarówno wśród miejscowych, jak i przyjezdnych. Nic specjalnego się jednak nie wydarzyło.
Chociaż, niezupełnie.
Przyszła do niego podczas snu, pewnej gorącej nocy na hiszpańskim bezdrożu. Drobna, o ciemnej cerze, uczesana w gruby warkocz. Jedna z tych, których wieku nie zdradza uroda. Miała na sobie czerwoną sukienkę. Nie przypominała nikogo, kogo znał. Nie tworzyła też konglomeratu, przypadkowego zlepku, patchworku powstałego ze wspomnień po innych kobietach. Po prostu: pierwszy raz zobaczył ją właśnie tam – w swoim śnie.
Po tej podróży niewiele mu pozostało, słońca nie dało się ukraść w butelce, specjały papryczkowej kuchni nie przetrwały w zepsutej lodówce samochodowej, a wszystkie wakacyjne fotki niechcący skasował jednym kliknięciem. Nawet wino mu ukradli, kiedy na moment zmrużył oko na ławce w centrum miasta, pod obsranym przez mewy pomnikiem jakiegoś księcia. Pięć butelek, w plastikówce z wizerunkiem torreadora.
Tylko jedna rzecz przetrwała w stanie nienaruszonym – bo co prawda kobieta z krwi i kości nie zjawiła się na jego drodze, ale za to ukobieciła się zjawa ze snu.
W Hiszpanii, kraju czerwieni, stukania obcasami przy dźwiękach gitary oraz schizofrenicznego połączenia popędu i rozleniwienia, sprawa wyglądała jeszcze dość niewinnie. Ot, jawa pomieszana ze snem wskutek upału. Nieszkodliwa klasyka. Widział ją znikającą za rogiem ulicy, gdzieś daleko, w słoneczne mgle, w drzwiach uciekającego metra, czy niesioną przez falę tłumu. Czerwony rąbek sukienki, czerwone ramiączko, czerwona falbanka przy dekolcie. Mignięcie.
Subtelnie, ze smakiem.
Tak było w Hiszpanii.
Bo kiedy wrócił do domu, sprawy przyjęły zupełnie inny obrót.
Pierwszy raz stało się to w duszny poniedziałek, zaraz po urlopie, gdy siedział w biurze, rozsyłał maile i ocierał pot z czoła, przeklinając zepsutą klimatyzację. Właśnie załączał sprośny, hiszpański mem w liście do kolegi, kiedy stanęła w uchylonych drzwiach. Sukienka ta sama: czerwona, koronkowa. Wyglądała dokładnie tak, jak w hiszpańskim śnie. I uśmiechała się, opierając o framugę.
Wstał na wacianych nogach, podszedł i, nie znajdując słów, wyciągnął do niej drżącą rękę.
Zniknęła w chwili, kiedy jego dłoń dotknęła koronki przy jej mankiecie.
Wyskoczył na korytarz. Martwa cisza i zaduch.
Gdy wrócił do komputera z przerażeniem odkrył, że sprośny obrazek powędrował do nowego klienta, zamiast do kolegi. Dureń! – wrzasnął na siebie. Szybko wysłał przeprosiny. Sprostowanie.
Tylko co tu prostować? Wizerunek zboczeńca?
Wieczorem tego samego dnia zobaczył ją w wannie. Skamieniał na progu łazienki: leżała z głową pod kranem, nogi zgięte w kolanach, sukienka zawinęła się, odsłaniając uda, ręce leżały wzdłuż ciała. Z kranu kapała woda, chociaż wiedział, że dobrze go zakręcił. Kropla za kroplą kapały na twarz, udając łzy. Wyglądała jakby spała. Albo nie żyła. Zwilżona sukienka pociemniała na piersiach, a warkocz jeszcze bardziej poczerniał… jeśli to możliwe.
Ostrożnie podszedł do wanny.
– Hola?… – wyszeptał jedno z niewielu słów, które znał po hiszpańsku.
Jej powieki ani drgnęły. Rzęsy nie zatrzepotały. Wtedy dotknął warkocza. Czy na pewno dotknął? W każdym razie – zniknęła.
Potarł oczy, opuścił spięte ramiona. Poczuł zmęczenie.
I strach, że popada w obłęd.
Następnego dnia, we wtorek, była w hipermarkecie, a także w salonie sieci komórkowej i barze mlecznym. Różnica polegała na tym, że widząc ją w miejscach publicznych, z daleka czy w tłumie, mógł sobie wmówić, że to omamy.
Leon nie zwierzył się nikomu z tych przygód. Zresztą, nie bardzo miał komu. Rodzina daleko, przyjaciele też daleko, chociaż w innym sensie. Starał się normalnie pracować, być przytomnym. Nie bać się wracać do domu.
Niestety, działo się coraz gorzej.
We środę wieczorem zastał ją na balkonie. Oparta dłońmi o szybę, z uchylonymi ustami i błagalnym spojrzeniem, wyraźnie chciała wejść do środka. Wydała mu się chudsza, niż wcześniej. Sukienka wisiała na niej, a biust jakby się zapadł głębiej pod dekolt.
– Please, come in…I…* – wyjąkał po angielsku, otwierając drzwi balkonu. Zrobiła krok w jego kierunku i przez moment myślał, że padnie mu w objęcia. Zamknął oczy i otworzył ramiona.
Pochwycił pustkę.
We czwartek po pracy postanowił ukoić nerwy oglądaniem starych, ulubionych albumów ze zdjęciami przyrody (bo filmy przyrodnicze robią raczej dla widza żądnego krwi i igrzysk). Miał zacząć od zdjęć w „Cudach Natury”, które trzymał na regale w salonie.
Leżała na najwyższej półce, przygniatając nieco zakurzony, podwójny rząd kilkutomowych powieści. Upozowała się na nich jak na szezlongu, przodem do niego, z głową opartą na zgiętym łokciu. Oczy błyszczące, wpół rozpleciony warkocz, rozczapierzony na grzbiecie „Sławy i chwały” Iwaszkiewicza.
Właściwie powinien się już przyzwyczaić, mimo to za każdym razem serce zaczynało łomotać, nogi się uginały.
Tłumiąc histeryczny szloch, przystawił do regału taboret. Tym razem nie wypowiedział ani słowa. Jeszcze wchodząc na podwyższenie, kątem oka zarejestrował czerwień, ale gdy już wyprostował plecy, żeby podać jej rękę i niechcący oparł się o zwisający rąbek sukienki – zniknęła.
Znowu.
Zawsze znikała.
Tej nocy nawet nie próbował iść spać. Włączył telewizor i zagapił się na powtórkę serialu, który czasami oglądał – aż około świtu oczy zamknęły mu się same.
Piątek okazał się nieco szczęśliwszy. Mimo niewyspania mógł w miarę normalnie funkcjonować. Cały dzień bez czerwonej sukienki. A jednak w nocy spał bardzo źle.
Co z tego, że mu się nie przyśniła, skoro bombardowały go inne pokręcone, chore wizje, po których rano czuł niesmak.
W sobotę natomiast koszmar wrócił w całej okazałości, tylko w jeszcze ostrzejszym wydaniu.
Zmęczony kolejnym upalnym dniem w biurze, po powrocie do domu od razu wpadł do kuchni po lód do whisky.
Cóż, upicie się najwyraźniej nie było mu pisane.
Najpierw zobaczył pod lodówką kałużę, a w niej stos pół-rozmrożonych produktów i powyjmowane wszystkie półki. Otworzył zamrażarkę.
Była tam. Wciśnięta jak czerwona, szmaciana lalka, z szyją zgiętą pod nienaturalnym kątem. Po otwarciu drzwiczek, jedna ręka wypadła na zewnątrz, reszta jakoś się trzymała między oszronionymi ściankami. Dla odmiany włosy miała rozpuszczone, pozlepiane, z twarzy odpłynęła krew. Za to czerwień sukienki świeciła horrorem na tle trupiej, zmrożonej bieli. Kobieta najwyraźniej straciła przytomność z zimna.
W szoku rozbolała go głowa. Szybko chciał jej dotknąć, tym razem już tylko po to, żeby szybciej zniknęła. A kiedy już rozpłynęła się w powietrzu jak zwykle, kopnął ze złością stos zmiękłych mrożonek, z których większość nadawała się do wyrzucenia. Następnie podeptał wszystkie te martwe ryby bez głów, ochłapy mięsa, posiekane warzywa w kolorowych torebkach, połamał pierwszą lepszą z wyjętych półek, a na koniec wziął do ręki pojemnik z lodem i cisnął nim o podłogę.
Zrozpaczony, zostawił za sobą pobojowisko i wyszedł z domu. Mokre od potu włosy opadały mu na czoło, ręce się trzęsły i strasznie go mdliło. Szedł przed siebie, aż dotarł do skweru z małym placem zabaw. Usiadł na zimnej, żelaznej huśtawce i odepchnął się od ziemi. Huśtał się tak jakiś czas, powoli, ze zwieszoną głową, słuchając zgrzytających zawiasów. Nagle wbił stopy w ziemię, wstrzymując bujanie i podniósł głowę. – Klinem to! – pomyślał. – Muszę umówić się z normalną kobietą!
Postanowił, że następnego dnia wybierze się do kawiarni „Spotkanie”. Serwowali tam świetną kawę oraz przekąski – afrodyzjaki, a każdy stolik opatrzono tabliczką: „PRZYSIĄDŹ SIĘ DO MNIE”. Taki lokal przyjazny dla początkujących samotnych .
Ta decyzja trochę go uspokoiła. I dla odmiany nieźle spał w nocy.
Niedziela zaczęła się obiecująco. Nie widział nigdzie kobiety w czerwonej sukience. W ogóle widział mało czerwonego. I innych żywszych kolorów. Wszystko wydawało mu się szare, zamazane i beznadziejne. No, ale przynajmniej obyło się bez szokujących scen.
Kawiarnia „Spotkanie” tętniła nieagresywnym gwarem i pachniała świeżo zmieloną kawą. Usiadł przy stoliku przy ścianie, pod gablotą ze stylowymi filiżankami. Pod niektórymi widniały ceny. Wysokie. Przez chwilę zapragnął zrobić sobie prezent. Wydały mu się takie miłe dla oka, pastelowe. Niestety świeżo po hiszpańskim urlopie nie mógł sobie na pozwolić na żadną z nich.
Wybrał z menu dużą, epicką kawę po irlandzku, zamówił i rozsiadł się wygodnie. Powiódł wzrokiem po sali. Ludzie rozmawiali, śmiali się, podnosili do ust filiżanki, kieliszki, widelczyki ze smakowitymi kąskami. Wśród gości zauważył sporo par – część zapraszających tabliczek została już „obalona”.
Niedługo po tym, jak dostał swoją kawę, zanim zdążył poczuć zażenowanie związane ze stojąca obok cukiernicy tabliczką, przysiadła się do niego kobieta. Bardzo atrakcyjna kobieta, ubrana w brązową, obcisłą sukienkę za kolana. Dekolt zdobiła mała, złota gwiazdka na łańcuszku. Piękność zamówiła to samo, co on, po czym wdali się w rozmowę. Szybko przeszli na ty. Miała na imię Ilona. Okazało się, że mieszkali w tej samej dzielnicy, co jakoś go podniosło na duchu. Z przyjemnością, jakiej nie czuł od dawna, coraz bardziej zagłębiał się w zwyczajną konwersację o kulinariach, telewizji, ogrodnictwie, na chwilę nawet zajęli się polityką. Trochę pożartowali. W pewnym momencie tak z biegu, spontanicznie, pochwalił jej wygląd. W końcu tu nie chodziło tylko o talerz, motykę, czy szalony zwrot akcji w trzytysięcznym odcinku serialu.
– Bardzo ci do twarzy w tej brązowej sukience – powiedział z błyskiem w oku.
– Ee… w jakiej brązowej sukience? – zapytała, jednocześnie zaś miły uśmiech zniknął z jej twarzy.
– Jak to… w jakiej? – odparł już mniej pewnie.
– No nie wiem, o czym mówisz, bo moja sukienka jest czerwona.
– Jaka?! – krzyknął, nie panując nad sobą. – Przecież jest brązowa!
– Tak mnie pożerasz wzrokiem, że nawet nie widzisz, jaki mam kolor sukienki? – odcięła się, urażona. – A ponoć faceci tak żywo reagują na czerwień – dodała, ściągając gniewnie brwi.
– Nie wygłupiaj się! – Czuł, że ledwo trzyma nerwy na wodzy. – Przecież widzę, że jest brązowa. To jakim cudem, do cholery, może być czerwona?!
– Ja się wcale nie wygłupiam! Nie mów do mnie takim tonem! – Oczy Ilony płonęły, zacisnęła usta.
Sytuacja nie wyglądała dobrze. Ona też już nie.
– Nie wiem, jakim tonem mówię, za to dobrze wiem, co widzę. – Z trudem ściszył głos. – Widzę przed sobą piękną kobietę, w pięknej, seksownej, BRĄZOWEJ sukience.
Zaśmiał się nerwowo i nonszalancko odchylił na krześle, przytrzymując się stolika. Wymownie wpatrzył się w biust Ilony. Czubki palców mężczyzny pobielały, zaciśnięte na blacie.
– Czerwonej! – krzyknęła i wstała tak gwałtownie, że przechyliła stół. Leon zachwiał się razem z krzesłem i upadł na szklaną gablotę, w której brzeg uderzył głową. Osunął się na podłogę. Ze skroni pociekła mu czerwona strużka. Jakby czerwień w jego głowie wreszcie znalazła ujście.
Ilona, przerażona, pochyliła się nad leżącym.
Kiedy dotknęła jego ręki – zniknął.
* z ang.: „Proszę, wejdź. Ja…”
Z dotychczasowych opowiadań z kobietą w czerwonej sukience, Twoje podoba mi się najbardziej.
Niby stonowane, a niepokojące. Snuje się leniwie i nagle zaskakuje. Absurd w bardzo dobrym gatunku, właśnie taki jak lubię. Świetnie zakończenie.
Bardzo satysfakcjonująca lektura. ;-)
W Hiszpanii, kraju czerwieni, stukania obcasami przydźwiękach gitary… – Brak spacji.
…podszedł do niej i, nie znajdując słów, wyciągnął do niej drżącą rękę. – Powtórzenie. Czy oba zaimki są niezbędne?
…z uchylonymi ustami i proszącym spojrzeniem, zdawała się prosić… – Czy to celowe powtórzenie?
Leżała na na najwyższej półce… – Dwa grzybki w barszczyku.
Tłumiąc histeryczny szloch, przystawił podest do regału. – Jaki podest?
Włączył telewizor i zagapił się w powtórkę serialu… – Włączył telewizor i zagapił się na powtórkę serialu…
Zagapić można się na coś, nie w coś. W coś można się wgapiać.
…tym razem już tylko po to, żeby szybciej znikła. – …tym razem już tylko po to, żeby szybciej zniknęła.
Serwowali tam świetną kawę oraz przekąski – afrodyzjaki, a na każdy stolik opatrzono tabliczką: „PRZYSIĄDŹ SIĘ DO MNIE”. –…a każdy stolik opatrzono tabliczką: „PRZYSIĄDŹ SIĘ DO MNIE”.
Lub: …a na każdym stoliku postawiono tabliczką: „PRZYSIĄDŹ SIĘ DO MNIE”.
– Ee…w jakiej brązowej sukience? – Brak spacji po wielokropku.
Kiedy znikną usterki, kliknę Bibliotekę. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
@regulatorzy – dziękuję! Za cenne poprawki i pochwałę na wagę złota :) ;)
Mam nadzieję, że teraz już jest bez potknięć ;)
I pozdrawiam ochoczo :)
Dziękuję za pozdrowienia i odwzajemniam się serdecznościami. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Znakomite zakończenie :) A kłótnia o kolor sukienki konkursowo absurdalna ;)
@Bellatrix – wielkie dzięki :) Cieszę się :)
TA SUKIENKA BYŁA BORDOWA!
Karmazynowa?
Kurde, prawdziwy mężczyzna rozpoznaje tylko trzy kolory: zielony, czerwony i ch…y. Ja tam protagoniście wierzę, że była brązowa ;-) Kłótnia o kolor przepiekna.
Piękne zakończenie i absurdalnie świeży wątek mary w (wstaw kolor) sukience.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
:) Psychofishu – jakże niewiarygodnie (no bo przecież nie absurdalnie) miło mi, że jesteś ukontentowany moim autografem na krwistej sukience! :) W tak zwanym podziękowaniu (prawie) totalnym, uchylam słomkowego kapelusza, chroniącego mnie przed nadmiernym promieniowaniem ultra-księżycowym :))))));)
Ciekawy tekst. Fajny pomysł, zaskakujące zakończenie. Misie. :-)
Babska logika rządzi!
Dziękuję, Finklo! Dobrze, że byłaś, dobrze, że przeczytałaś, dobrze, że Ci się spodobało :)))) Pozdrowienia! :)
Przeczytałam
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
:) :)
Przeczytałam!
@bemik, @BardzoGrubaLola – dziękuję za przeczytanie :)
Początek – Hiszpania – przykuwa uwagę. Potem jest trochę monotonnie co do wydarzeń, bo technicznie bez zarzutu. Za to koniec podbija wszystko i wynosi na orbitę.
:) Lordzie – dziękuję za przychylność :) Twoje uwagi (również tę ‘środkową’ ;)) – niniejszym biorę sobie do serca ;)
Przeczytałam.
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Bardzo podoba mi się Twoje pisanie. Poruszasz dużo zmysłów – węch, smak, słuch, wzrok, dotyk – tak, że kiedy czytam, wydaje mi się, że przenoszę się w miejsce, które opisujesz. Na początku myślałem, że czytam romantyczną opowieść typu "Uwierz w Ducha", tyle że to nie Patrick Swayze jest duchem. Powinienem chyba jednak nabrać skojarzeń z Brucem Willisem i "Szóstym Zmysłem" ;) Myślę, że piszesz niebanalnie.
@Nimrod – dziękuję! Bardzo dla mnie cenna i optymistyczna opinia :) Pozdrawiam!
Fajne :)
I zakończenie dobre :)
Przynoszę radość :)
@Anet – dzięki za przeczytanie, komentarz i pozytywny odzew ;)
Prawdopodobnie będę odosobniony w zdaniu, że to nie tylko absurd, ale – może nawet przede wszystkim – psychodreszczowiec. A jeśli ktoś zechce, to i opowieść o klątwie…
Jedno w tym pewne dla mnie: dobrze napisane. Po pewnego rodzaju uśpieniu czujności czytelnika zostaje tenże czytelnik solidnie trzepnięty przez łeb, że takim kolokwialnym zwrotem się posłużę…
@AdamKB – dzięki :)
Psychodreszczowiec i klątwa – jak najbardziej, też. Można na to spojrzeć tak: bohater został pewnego dnia naznaczony zdaniem-zaklęciem, idee fixe – a później “zainfekowany” pewnym sennym wizerunkiem. I przez to wszystko się stało ;) Pozdrawiam! :)
Spodobało mi się to opowiadanie, chociaż mam wrażenie, że to dopiero szkic, który prosi się o rozwinięcie i dorzucenie smaczków. Bardzo sprawne językowo :)
@BardzoGrubaLola – miło mi, że Ci się podoba, nawet z tym zastrzeżeniem. No i na Twe ręce składam i przekazuję raz jeszcze podziękowania za Wyróżnienie. :)
No nie wiem, czy szkic… Ja, jeśli miałabym coś zmienić, to raczej bym właśnie skróciła – o jakiś jeden, czy dwa “segmenty”, alternatywnie może w którymś z nich coś pozmieniała. Myślę, że akurat ta puenta uwypukliła się nieźle między innymi dlatego, że nastąpiła… dość szybko, niejako “na odlew”. :) …i na dość klarownie zarysowanym tle poprzedzającego ciągu wydarzeń. Przy rozwijaniu, wydłużaniu itd. mogłoby opaść napięcie pomiędzy pewnymi skojarzeniami, połączeniami, klamra początek – koniec by się rozpadła, itd.. Takie miałabym obawy. A praktycznie rzecz biorąc – nawet zabrakłoby mi czasu. Zabrałam się za ten konkurs niestety późno, a oddać musiałam w dodatku wcześniej, bo wyjeżdżałam. :) Ale oczywiście rozumiem i przyjmuję Twoją sugestię :)
Pozdrawiam! :)
Zgadzam się, że mało! MAŁO! MAŁO! MAŁO! Szkic i tylko szkic. Ta historia prosi się o więcej. Jest bardzo ciekawa, ale taka urwana. Nie mniej gratuluję, świetnego absurdalnego świata. Bardzo mi się podobało! :)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
@Morgiana – ależ jesteście zachłanni! :P ;)))
Przyswajam opinię, za którą ni mniej, ni więcej, tylko dziękuję :) Przyjmuję również gratulacje, za które tym bardziej dziękuję :) Tak przyjęciowo dzisiaj :);) Pozdrawiam!
Zakończenie misia kompletnie zaskoczyło i rozbawiło. Sam się temu dziwi. :)
Misiu – i o to chodziło! :) Dzięki – i pozdrawiam ciepło, futrzaście :)
Hej Blue_Ice.
Miła lektura, mam jednak kilka uwag:
Leżała na najwyższej półce, przygniatając nieco zakurzony, podwójny rząd kilkutomowych powieści. Upozowała się na nich jak na szezlongu, przodem do niego, z głową opartą na zgiętym łokciu. Oczy błyszczące, wpół rozpleciony warkocz, rozczapierzony na grzbiecie „Sławy i chwały” Iwaszkiewicza.
Przez cały czas myślałam że dalej piszesz o książce, i zrobiło się nieco dziwnie ;P
W sobotę natomiast koszmar wrócił w całej okazałości, tylko w jeszcze ostrzejszym wydaniu.
Nie jestem pewna, ale usunęłabym to “tylko”, ew. zastąpiła czymś innym np. “nawet”.
W pewnym momencie ← tutaj chyba przecinek, ale jestem słaba z interpunkcji tak z biegu, spontanicznie, pochwalił jej wygląd.
Ciekawy pomysł na opowiadanie, twist mi się spodobał i nieco zaskoczył. Mimo tego, mam kilka uwag. Nie wiem czy narracja jest dobrze dobrana. To znaczy, czy opowieść nie wywarłaby lepszego wrażenia, jeśli dałabyś Leonowi ją opowiedzieć? Niektóre sceny wydawały mi się absurdalne, chociaż może to ja czegoś nie zrozumiałam. Na przykład, ta z kobietą w zamrażarce? Chciała umrzeć? Są lepsze sposoby (chyba ;P). I końcówka, gdzie Ilona dość agresywnie zareagowała na stwierdzenie, że sukienka jest brązowa (może chłop jest daltonistą? Po co od razu nerwy?).
Mimo tych małych potknięć, lektura ciekawiła, chciałam wiedzieć kim jest owa tajemnicza hiszpanka ;P Dziękuję za lekturę!
@Gruszel – dzięki za odwiedziny! I za sympatyczny odzew :)
Co do “Leżała na najwyższej półce…”itd. – gramatycznie rzecz biorąc ‘leżała’ nie mogło się odnosić do książki, bo wcześniej pisałam o albumach (rodzaj męski) i “Cudach Natury” (liczba mnoga).
Sprawa “tylko” – no, to jest faktycznie do przemyślenia, w zasadzie można by to słow nawet usunąć. Ale (jeszcze) też nie jestem pewna ;)
Taak, tam zdecydowanie należy się przecinek! ;)
Co do zamrażarki – cóż, całe opko polega na mieszance iluzji i rzeczywistości. Kwestię co jest czym (a w związku z tym też dlaczego jest tym, a nie czymś innym) muszę pozostawić czytelnikowi. Nie mogę tego tłumaczyć, bo… zabiję tekst ;)
Jeśli chodzi o reakcję kobiety – również wolę nie wyjaśniać. Podpowiem może tylko, że ma to coś wspólnego m.in. z hasłem konkursu (absurd) oraz… kobiecą naturą? :P ;) Ponadto pragnę cichusieńko szepnąć, żebyśmy tu czytelnikom nie spoilerowały rozkminianiem końcówki opka ;)
Pozdrawiam serdecznie! :)
Hej Blue_Ice!
Gramatycznie masz rację, leżała sugeruje że to była ta kobieta, jednak zwykły zjadacz chleba czytając raczej nie będzie się nad tym zastanawiał, a tu chodzi o to, by opko przeczytać bez takich rozkmin, ale nie bierz moich uwag zbyt poważnie, ja sama ledwie wiem jak się pisze ;P Co do reszty, no tak, nie doczytałam o tym absurdzie, teraz ma to więcej sensu. Jednak czy opko nie powinno polegać na tym, żeby od razu widać było że jest to zabieg zamierzony? I znów podkreślę, może widać i to ja jestem ślepa ;D
Wybacz za spoilery, byłam pewna że komsy czyta się po opku, ale jestem tu od niedawna, jeszcze się wdrażam ^^
Pozdrawiam!
Jak ktoś zaczyna lekturę od komentarzy, to sam jest sobie winien.
Babska logika rządzi!
Ależ, Gruszel, nie masz absolutnie za co przepraszać! :) Dziękuję za Twoje komentarze, każdy biorę zawsze pod uwagę; a skoro piszesz, że jesteś tu od niedawna, to powiem Ci to od razu, żeby nie było wątpliwości: każdy autor uznaje nawet nieprzychylny komentarz za grudkę złota (nie mylić z błotem). Chyba, że są to niemerytoryczne warknięcia, albo ktoś czepia się w kiepskim stylu i wyraźnie widać, że tylko po to, żeby sobie samemu poprawić humor. Ja takie rzeczy wyczuwam dość szybko, ale to na szczęście zdarza się tutaj raczej rzadko ;) Twoje komentowanie jest miłe i stonowane, jest ok! :)
Finklo – racja; a z drugiej strony rozkminianie samej końcówki/puenty jest takim trochę innym rodzajem spoilera, może nazwę go ‘spoilerem interpretacyjnym’ ;)
Pozdrawiam! :)
Właśnie na razie badam teren, na ile mogę sobie pozwolić w komentarzach, żeby mnie potem nie zjedzono ;P Staram się też być ostrożna z innego powodu – ja naprawdę nie wiem czy to co piszę ma sens, a głupio doradzić komuś coś, co byłoby niewłaściwe (w myśl zasady nie wiem, to się wypowiem). Cieszę się że nie odebrałaś komentarza za obrazę, bo sądzę że opko jest dobre, ma tylko parę mankamentów. Ale rozpływanie się nad tym w komentarzu wydaje mi się zbędne, lepiej ograniczyć się do krótkiego, ale szczerego “dobre”, i więcej czasu poświęcić potknięciom ;P
Dzięki za wyrozumiałość ^^
<3