"Myśli przychodzą bez zaproszenia. Są jak niechciani goście. Wpływają na życie, czasem bez naszej zgody."
Mam dzisiaj dzień wolny. Jest sobota i nie muszę jechać do biura, więc zaprosiłem przyjaciela z Warszawy, by pogadać i pośmiać się. Karol miał się zjawić ze swoim znajomym z pracy, bo ten akurat szukał noclegu w Krakowie. Zgodziłem się, by zostali u mnie na noc. Niestety mój kumpel złapał ospę tuż przed wyjazdem i teraz w moich drzwiach stoi całkiem obcy mężczyzna, który ma u mnie przenocować. Chciałem odwołać wizytę, ale już było za późno, poza tym nie ma nic złego w pomaganiu znajomemu. No i głupio by było zostawić biedaka na lodzie. Podobno ma jakieś ważne, biznesowe sprawy do załatwienia. Gdy zobaczyłem jego samochód przed blokiem zorientowałem się, że to prawdziwy biznesmen. Mam zamiar go spytać, czy jeździ firmowym autem.
– Cześć. Krzysztof Stępień? – mówię.
– Tak, miło mi – odpowiada nieznajomy.
– Aleks Nowak. Wejdź proszę.
– Dzięki.
Wprowadzam Krzysztofa do mieszkania i szybko oprowadzam. Następnie mój gość się rozpakowuje, a ja siadam i (czując dziwną gulę w gardle) zaczynam rozmowę:
– A więc kiedy Karola złapało?
– Wczoraj rano. Tuż przed telefonem do Ciebie. Przykra sprawa.
– Tak. Oby szybko wyzdrowiał.
– Słuchaj, jeszcze raz wielkie dzięki za nocleg. Możesz udawać, że mnie tu nie ma. Jutro sobie pójdę. Nie będę Ci robił kłopotów.
– Skądże, jesteś moim gościem – chcę dodać coś jeszcze, ale czuję nagłe uderzenie gorąca. Po chwili pytam:
– Przynieść Ci coś do picia? Może chcesz kawę albo herbatę?
– Wystarczy woda, dzięki.
Idę do kuchni zastanawiając się, dlaczego jestem cały spocony. Chyba mi też coś dolega. Ale wczoraj czułem się całkiem nieźle. Słyszę jak Krzysiek wchodzi do łazienki. Co jeśli czymś mnie zaraził? Och, to głupie. Dopiero wszedł do mieszkania, nie ma na to szans. Odkręcam kran i wsłuchuję się w szum wody. Nie mam siły gadać z tym człowiekiem, jest dla mnie zbyt sympatyczny. Trudno, jutro stąd zniknie i będzie po sprawie. Napełniam szklankę i wzdycham. Następnie idę z wodą w kierunku salonu. Siadam przy stole, a po chwili mój gość wchodzi do pokoju.
– Dzięki – mówi i od razu pociąga łyk.
– A jak Ci minęła podróż? Długo jechałeś?
– Ze cztery godziny. Nie tak długo. Wracać będę już pociągiem.
Będzie wracać pociągiem? To co zrobi z autem? Chcę go o to zapytać, ale nagle robi mi się niedobrze. Mrużę oczy i podejrzliwie spoglądam na Krzyśka.
– A Ty nie zaraziłeś się od Karola? – pytam nie wiedząc nawet, czy ospą można się zarazić.
– Skąd, jestem zdrów jak ryba. Za to Ty wyglądasz nieciekawie.
Chyba dostrzegł jak nagle zbladłem. Zaczęło ogarniać mnie uczucie dziwnego spokoju, zmieszane z uczuciem, że dzieje się coś złego. Patrzę za siebie i dostrzegam kępkę włosów, która przyczepiła się do oparcia krzesła. Niewątpliwie są moje, bo nie mam zwierząt. Ale przecież nie łysieję! Nawet siwy nie jestem! O co chodzi?
– Wszystko w porządku? – pyta Krzysiek niewiedzący o moim problemie.
– Nie wiem, jest mi trochę słabo. Ale to pewnie nic takiego, zaraz minie.
Przejeżdżam ręką po głowie i odkrywam, że kolejna kępka została mi na ręce. To straszne!
– Może powinieneś coś zjeść? Albo napij się czegoś ciepłego.
Słysząc jego głos robię się czerwony. Podnoszę się na nogi. Nie chcę być blisko tego człowieka. Nie wiem dlaczego, ale nie chcę. Opieram się o stół i łamię sobie na nim paznokieć. Jeszcze nigdy mi się nie przytrafiło coś takiego! Biorę głęboki oddech i… nagle czuję się znacznie lepiej! Uświadamiam sobie, że to pewnie kwestia przypadku i naprawdę jestem zdrowy. Moja wyobraźnia bywa zbyt szalona. Może to stres spowodowany przyjęciem gościa.
– Chyba już lepiej, nic mi nie jest – mówię do Krzyśka.
Nagle przypominam sobie o ciastkach. Postanowiłem upiec dziś rano i ciągle są w piekarniku! Jak mogłem zapomnieć wyłożyć je na stół? Odzywam się:
– Przyniosę ciastka z piekarnika. Ostatnio uczę się gotować.
Świetnie, że mogę iść po ciastka, bo wyjaśnię jakoś moje nagłe wstanie od stołu!
– Super – odpowiada mój gość z uśmiechem.
Dostrzegam w tym uśmiechu coś niepokojącego, ale ignoruję to. Udaję się do kuchni i przystaję. Słyszę odgłosy dobiegające z salonu. Krzysztof tłucze się czymś i stuka. Może wyjmuje rzeczy z plecaka?
– A co to za bagaż?! – krzyczę, ale nie słyszę odpowiedzi.
Dochodzi do mnie za to nucenie. Dziwna, ciężka do opisania melodia. Mój gość podśpiewuje sobie trzaskając rzeczami z plecaka. Dziwne… Wyjmuję ciastka na blasze i idę do salonu, ale wycofuję się, gdy zauważam postać Krzysztofa. Nic nie wyjmuje, ale tłucze się machając obsesyjnie plecakiem i śpiewa coś pod nosem. Jest cały czerwony i coraz bardziej nerwowo potrząsa bagażem. Wracam się do kuchni. Z trudem łapię oddech i łamię sobie kolejny paznokieć na ścianie. Oczy zaczynają mi łzawić, a ciastka ozdobione są teraz kępką moich (lekko białawych) włosów. Zupełnie jakbym… się rozpadał. Czuję, że coś się zmienia. Czuję to i nie mam siły stawić temu czoła. Wiem, że to ma związek z moim niepokojącym gościem i boję się chwili, kiedy będę musiał wrócić do niego z ciastkami. Odczuwam strach, bo wiem, że w każdej chwili on może wejść tutaj. Już wcześniej myślałem, iż z pobytu Krzyśka w moim domu nie wyniknie nic dobrego, ale gdy podnoszę rękę i zauważam, że delikatnie sypie się z niej pył, zaczynam rozumieć, że człowiek, który w moim salonie czeka na przekąskę zdecydowanie nie jest odpowiednim gościem.
***
"Szczytami wieków umknę Libitynie"