Thuban. Planeta piątej gwiazdy gwiazdozbioru Smoka, odległej od Ziemi o 250 lat świetlnych. Bardzo przypominała Ziemię. Jednak była całkowicie inna. Piękna i tajemnicza.
Planeta miała kilka głównych krain. Krainę Tysiąca Łez, Smoków, Wody, Ognia, Farae, Podziemia i Ziemię Niczyją. Oddzielone przez góry, każda inna i wyjątkowa na swój własny sposób, wykształciły swoją kulturę i język. Każdej z nich strzegli strażnicy. Dostać się do każdej krainy można było przez przełęcze lub wąwozy, których skały i góry tworzyły naturalny mur z wąskim przesmykiem tworzącym naturalną bramę.
Nasza historia, która odmieniła bieg historii planety zaczyna się w Krainie Tysiąca Łez…
Nazywana była przez innych mieszkańców krainą lasów i jezior. Płaczące góry, które płynęły na podniebnych wyspach o każdej porze roku zmieniały swoje barwy, gdy w wioskach krainy ciągle trwało lato. Ze szczytów gór spływały wodospady, które parując przy granicach wysp wyglądały jak strużka spływającej łzy niesiona przez wiatr.
Ziemię krainy porastały dziewicze lasy. Szczyty gór Gatu, które oddzielały Krainę Tysiąca Łez od królestwa smoków od wieków pokryte były śniegiem. Dzikie zwierzęta żyły w zgodzie z mieszkańcami, którzy swoją ciężką pracą jak i miłością do natury dbali o swoją ziemię jak i o otaczającą ją roślinność. Życie nie rozpieszczało mieszkańców krainy. Pracowali ciężko każdego dnia walcząc z przeciwnościami losu i suszami, które nie raz nawiedzały krainę w porze suchej. Togaranie byli z tego znani, że nie poddawali się tak łatwo. Dzięki temu mogli przetrwać okrutne czasy, które dawno temu nawiedziły ich i sąsiednie ludy.
To właśnie tutaj mieszkała młoda Togaranka Luna. Miała rude włosy, złote oczy i piegowatą twarz. Była wesołą i uśmiechniętą dziewczyną, która chodziła swoimi własnymi ścieżkami. Była zadziorna i nie bała się ciężkiej pracy. Nigdy nie słuchała się swojej matki. Chciała podążać własnymi ścieżkami jak kot, którego ciężko było usidlić. Tak było i tym razem.
Pewnego wieczora postanowiła pójść nad Magiczne Jezioro wbrew sprzeciwowi matki. Tego dnia było święto Srebrnego Księżyca, które wśród mieszkańców uchodziło za magiczne. Spełniało ono marzenia, ale tylko nieliczni odważyli się do niego dotrzeć. Jezioro znajdowało się bardzo blisko granicy krainy Togaran, która prowadziła do zakazanego lasu. Mieszkańcy Krainy Tysiąca Łez bali się wejść do lasu z którego mało kto wracał żywy. Dlatego tylko garstka przekraczała bramę i ruszała przez gęstwinę w jego kierunku. Ci, którym zabrakło odwagi, organizowali coroczny festyn, który w pewnym sensie miał zrekompensować strach.
Zakazany las nazywany tak przez mieszkańców Thuban był kiedyś pradawną puszczą, która porastała planetę dwa tysiące lat temu. Pod wpływem wojny oraz rozwoju poszczególnych królestw pozostały tylko wąskie przejścia, które tworzyły szlaki łączące krainy. Dziewczyna nie bała się przez niego chodzić. Wiedziała, że dzikie zwierzęta mieszkające w lesie nie atakowały tuż przy granicach tylko w jego głębi. A jezioro nie było daleko. Znajdowało się blisko wioski, w której mieszkała. Z drugiej strony to nie było jej pierwsze wyjście nad magiczne jezioro. Ale pierwsze, o którym wiedziała matka.
Weszła na niedużą polankę przy której znajdował się pomost prowadzący do domu strażniczki jeziora. Idąc przez stary las często można było ją spotkać z latarenką stojącą na pomoście. Sandra mieszkała kiedyś w Królestwie Wody. Była wodnym elfem, którego królowa wody wysłała do strzeżenia jeziora i krainy zaprzyjaźnionego ludu. Miała długie niebieskie włosy, błękitne oczy i bladoniebieski odcień skóry. Kobieta nie raz zapraszała dziewczynę na herbatę gdy spotykała ją na ścieżce prowadzącej nad Magiczne Jezioro. Lubiła towarzystwo, jednak przez bardzo rzadkie odwiedziny okolicznych mieszkańców czuła się samotna. Tym razem strażniczka nie była sama. Tuż przy brzegu jeziora stał tajemniczy gość. Młody chłopak, którego Luna widziała nad Magicznym Jeziorem po raz pierwszy.
– Kim jesteś? – zapytała – Gdzie jest strażniczka? – Chłopak odwrócił się w jej kierunku. Jego długie blond włosy powiewały na wietrze, a srebrne oczy obserwowały ją uważnie. Wokół oczu miał srebrzystoniebieskie łuski. – Może byś tak odpowiedział? – burknęła.
– A ty kim jesteś by wydawać mi rozkazy? – zapytał oschle. Odpowiedź nieznajomego nie spodobała jej się. Dziewczyna miała ciężki charakter i nie lubiła, gdy ktoś odpowiadał jej pytaniem na pytanie.
– Odpowiedz! – krzyknęła i podeszła bliżej. Chłopak skrzyżował ręce i obserwował ją. Dopiero teraz dostrzegła, że jego oczy i rysy twarzy nie pasują do mieszkańców jej wioski. To był Sakańczyk. Mieszkaniec królestwa smoków. Pamiętała jak matka ostrzegała ją, że te istoty potrafią hipnotyzować swoim spojrzeniem. To była jedyna rasa, która swoją innością przyciągała niż odpychała potencjalnego rozmówcę.
– Nie będę ci odpowiadał. Nie mam takiego zamiaru. – Jego oczy nawet nie drgnęły. Z domu na jeziorze wyszła kobieta, która popatrzyła na dziewczynę oraz na tajemniczego chłopaka. Zachowanie dwójki młodych ludzi zdziwiło ją. Luna była zawsze uśmiechnięta, wesoła i miła dla wszystkich i nie reagowała agresją. Mimo iż znała ją już na tyle żeby domyślić się, że dziewczyna ma wybuchowy charakter nie sądziła, że nieznajomy także może taki mieć.
– Książę to mój gość. – Uśmiechnęła się. Luna popatrzyła na strażniczkę, zdziwiona. – Nie jest wrogiem. – Chłopak zerknął w kierunku strażniczki, a potem wrócił do obserwowania dziewczyny. Nie pozostała mu dłużna.
– Jak się zwie? – zapytał.
– Zwie?! – krzyknęła oburzona – Co ja pies jestem?! – Dodała i kopnęła go w nogę.
– Luna! – krzyknęła przerażona kobieta – Panuj nad emocjami! To jest przyszły król!
– Mało mnie to interesuje. – powiedziała i podeszła do jeziora. Chłopak obserwował ją kątem oka masując obolałą nogę. Nie spodziewał się, że dziewczyna go kopnie.
Strażniczka podeszła do księcia i powiedziała mu coś po cichu w nieznanym dla dziewczyny języku. Ten podszedł do niej i stanął obok.
– Jestem Laragossa. – powiedział i popatrzył na nią. Dziewczynę jednak nie interesowało, jak nazywa się tajemniczy chłopak, który pojawił się tego dnia nad Magicznym Jeziorem. – Pięknie tu, prawda? – dodał i kucnął dotykając ręką tafli jeziora.
– Dzisiaj jest Święto Srebrnego księżyca. – powiedziała Luna – Chcę wejść do jeziora. Jeśli pozwolisz.
– Do jeziora? – zapytał zaskoczony – Po co?
– Sakańczycy i ich brak wiedzy… – burknęła kręcąc włosy. Przechyliła głowę. Jej rude kosmyki połyskiwały w świetle księżyca. – To święto, które spełnia życzenia wiesz?
– Skąd mam wiedzieć? – prychnął – Nie jestem Togaraninem. Mamy inne święto.
– Inne święto? – zapytała. Książę opowiedział jej o lokalnej tradycji. O święcie Yeval, w którym co roku składano dary opiekunce planety, która przyjmując je objawiała swoje oblicze zebranym mieszkańcom stolicy. Dziewczyna słuchała uważnie zadając mu masę pytań. Zaskoczyło go to, że interesuje ją jego kraj.
– Chciałaś wejść do jeziora czyż nie? – powiedział szybko próbując uciec od kolejnej dawki pytań. Dziewczyna poskrobała się po piegowatym nosie.
– Racja. Całkowicie o tym zapomniałam. – Dodała. Popatrzyła na strażniczkę, która tylko kiwnęła głową. Kobieta kątem oka zerknęła na księcia, który uważnie przyglądał się dziewczynie. Już wiedziała dlaczego ta dwójka spotkała się akurat tego dnia. W śród Togaran jak i Sakńczyków krążyła legenda o białej wiedźmie, która przyjdzie na świat gdy zostanie złamany niepisany pakt o nieagresji. To ona miała obalić mrocznego władcę i obudzić uśpioną ósmą krainę. Faludę, którą kilkaset lat temu zagarnął mroczny władca. Ona wraz z królem, który śpi w mroku będzie władać ósmą krainą przynosząc dobrobyt pozostałym.
Dziewczyna zdjęła pelerynę i odłożyła ją na piasek, który oddzielał jezioro od polany. Według tradycji, ten kto odważył się przyjść do magicznego jeziora był zobowiązany mieć odpowiedni strój. Suknia musiała być koloru tarczy jednego z księżycy żeby magiczna moc jeziora spełniła marzenia dzielnego śmiałka. Jednak był jeden warunek. Kobietę, która miała na sobie srebrną suknię nie mógł dostrzec żaden mężczyzna. W innym przypadku los krzyżował życie dwójki istot.
Książę zobaczył przepiękną suknię, której materiał odbijając światło księżyca mienił się jak diamenciki. Piegowata skóra dziewczyny, która była prawie biała, w połączeniu z światłem księżyca odbijanym przez materiał przybrała ton alabastru. Książę nie mógł oderwać od niej wzroku.
– Co za piękna suknia…. -wyszeptał. Luna stanęła przerażona tuż obok tafli jeziora. Całkowicie zapomniała, że nie jest sama. Wiedziała, że magia tego święta potrafiła skrzyżować losy dwójki osób, które tego dnia spotkały się. Dziewczyna bardzo się bała. Nie była pewna konsekwencji swojego gapiostwa. Dopiero pogodziła się z matką po jednej kłótni i nie chciała mieć kolejnej.
– Nie patrz na mnie! – pisnęła i wbiegła do jeziora. Książę wstał i popatrzył na dziewczynę, która próbowała ukryć się w toni wody.
– Mam nie patrzeć? Dlaczego? – zamyślił się.
Od tamtego czasu Luna prawie co wieczór była nad magicznym jeziorem wbrew sprzeciwom matki. Żyła nadzieją, że książę Sakańczyków będzie. A on zawsze był jakby czekał na nią. Z każdym dniem dziewczyna przekonywała się do księcia i opowiadała mu więcej o sobie i o mieszkańcach wioski.
Młodzi spotykali się prawie codziennie. W końcu zaczęło między nimi kiełkować uczucie, które było zakazane ze względu na niepisany pakt.
Czas płynął nie ubłagalnie. I w końcu nadeszło kolejne święto Srebrnego Księżyca, które rok temu połączyło dwójkę młodych ludzi.
Kłócili się. Dziewczyna chciała zakończyć ich związek bojąc się konsekwencji. Od lat w wiosce krążyły legendy o młodych, którzy wbrew panującemu niepisanemu paktowi związali się z przedstawicielem innej rasy. Gdyby zostali zdemaskowani ich życie skończyłoby się egzekucją, która miałaby fatalne w skutkach konsekwencje dla ich krain.
– Luna! – krzyknął i złapał dziewczynę za rękę.
– Nie Laragossa. – powiedziała i popatrzyła na niego zapłakanymi oczami – Nasz związek nie ma sensu… Jest zakazany.
– Mało mnie obchodzi pakt jaki zawarli moi przodkowie z Mrocznym Władcą. – powiedział i przyciągnął ją do siebie.
– Laragossa proszę cię! – Zaczęła płakać. – Jeśli nas nakryją…. Jeśli to się wyda… – Na taras wyszła strażniczka jeziora, która usłyszała ich kłótnię. Widziała, że szczerze się kochali. Jednak wojna, która miała miejsce kilkaset lat temu zaprzepaściła szansę na szczęśliwe życie tej dwójki. To właśnie podczas tej wojny pokonany Mroczny Władca zawarł pakt z królami pozostałych krain, że ich mieszkańcy nigdy nie będą się mieszać. Wielu z nich, których rodzice pochodzili z różnych krain straciło życie. Miało to pokazać pozostałym co się stanie jeśli jednak odważą się złamać niepisany pakt. Z drugiej strony matka księcia była bezwzględną kobietą, która nie pozwoliłaby synowi związać się z dziewczyną pochodzącą z innej grupy społecznej.
Laragossa dotknął zapłakanego policzka dziewczyny.
– Cokolwiek się stanie będziesz w moim sercu. – Popatrzyła w jego srebrne oczy. – Dla mnie ten pakt nie istnieje. Chcę być z tobą… – westchnął – Obiecuję ci. Za miesiąc, o tej porze będziesz ze mną w moim zamku. Gdy będę koronowany na króla zostaniesz moją żoną. Bez względu na konsekwencję jakie ściągnę na siebie i swoje królestwo. – Luna popatrzyła w jego srebrne oczy. Pocałował ją. Zwyczajne pocałunki zmieniły się w zachłanne jakby książę czuł, że już nigdy więcej jej nie spotka. Dla niej była to magiczna noc, która spełniła jej życzenie o znalezieniu spokoju w ramionach ukochanej osoby.
Opiekunka jeziora westchnęła i zamknęła oczy. Wiedziała, że tak musiało się stać. Ktoś musiał ruszyć maszynę napędzającą czas do rychłej wojny. Coraz więcej młodych ludzi ginęło z rąk tyrana, który bał się przepowiedni o powrocie Białej Wiedźmy. Kobieta miała tylko nadzieję, że gniew królowej smoków nie dosięgnie Luny. W innym przypadku… Ostatnia nadzieja na obalenie tyrana spełzła by na niczym.
~*~
Kraina Smoków. Otoczona przez góry, której dzikimi mieszkańcami były pradawne zwierzęta. To w niej narodziły się istoty, które potrafiły zmieniać kształt swojego ciała i władać powietrzem, które dawało im możliwość latania w przestworzach.
Kraina stepów, w której centrum było duże kryształowe jezioro mieniło się tysiącem barw w świetle dwóch najjaśniejszych gwiazd planety. Kawałek dalej był las dziwnych drzew, które wyglądały tak jakby źdźbła trawy były większe niż ich mniejsze krewniaczki, porastające tutejsze ziemie. Pomiędzy nimi znajdowały się skalne kolumny na których mieszkały smoki. Pomiędzy stolicą Sakańczyków, a lasem trawiastych drzew wiła się rzeka. Po stepach, które ciągnęły się wokół trawiastego lasu oraz stolicy pasły się sarny, a krogulce polowały na małe gryzonie. Od czasu do czasu wędrowiec podążający do stolicy mógł spotkać pegazy, a kawałek dalej olbrzymie Trulce, które wyglądem przypominały ziemskie słonie.
Sakańczycy zamieszkujący stepy byli wyżsi i postawniejsi niż zwykli ludzie. Kupcy nazywali ich pięknym ludem. Ich nieskazitelny wygląd, uroda jak i sposób w jaki się poruszali i mówili potrafił oczarować tego, kto ośmielił się przekroczyć mury ich miasta. Jednak pod przykrywką piękna kryła się sylwetka smoków, których postacie potrafili przybrać w chwili zagrożenia.
Stolica królestwa smoków Bertanin została wykuta z niebywałą starannością z kamiennych bloków, które od wieków wyrastały z ziemi planety. Najdrobniejsze szczegóły przeplatały się pod dachami domostw tworząc jakby malowidła, namalowane ręką wytrawnego malarza. Potężne drzewa Wiśni Sentzu okalały główny plac miasta na którym głównie toczyło się życie. Tam mieszkańcy handlowali i wymieniali informacje. Dowiadywali się najświeższych plotek o pozostałych krainach. Tam też swoje audiencje miał król w dniu najważniejszych świąt w królestwie.
Nieopodal znajdował się zamek, który wykuto w litej skale wystającej ze zbocza góry. Otoczony murem oddzielał króla i jego rodzinę od pozostałej części miasta. To właśnie w jego ogrodach rosło największe i najstarsze drzewo Wiśni Sentzu, które posadził pierwszy król Królestwa Sakańczyków.
Powoli nastawał świt. Młody książę wślizgnął się do swojej komnaty. Myślał, że nikt go nie widzi. Był cały rozpromieniony. Rozpamiętywał noc spędzoną z dziewczyną. Chciał ją zabrać na zamek, ale wiedział, że będzie musiał jeszcze trochę poczekać. Zwłaszcza, że przekonanie matki do swojej wybranki nie będzie łatwe. W kącie komnaty usłyszał chrząknięcie. Obejrzał się za siebie.
– Ava?! – krzyknął przestraszony.
– Znowu się wymykasz Laragossa? – powiedziała i podeszła do niego uśmiechnięta. Dziewczyna miała czarne włosy oraz czerwone oczy. Miała idealnie gładką cerę, a jej twarz po części przypominała twarz dziecka. Na policzkach miała czarne łuski, które odbijały promienie wschodzącej gwiazdy. Była bardzo piękną kobietą.
– No…. Jakoś tak wyszło. – powiedział gładząc się po szyi. Dziewczyna przysunęła się bliżej do Laragossy i popatrzyła na niego. – No co? – zapytał zdziwiony.
– Kobieta co?
– Ja…..
– Wiedziałam! – uśmiechnęła się – Jeszcze nigdy tak chętnie nie opuszczałeś zamku od kiedy Luko siłą wyrzucił cię nad magiczne jezioro rok temu. – powiedziała i usiadła z powrotem na fotel. Laragossa tylko się uśmiechnął.
– Gdyby nie on…. – westchnął.
– Nic nie mów. – powiedziała kładąc palec wskazujący na ustach – Zachowaj to dla siebie. – rozległo się pukanie i do komnaty weszła królowa matka. Jej srebrne oczy wpatrywały się w syna, a twarz wyglądała jak posąg. Nie okazywała żadnych emocji. Białe włosy opadały swobodnie na ramiona. Do komnaty wbiegła też mała, złota smoczyca i wskoczyła na ramiona Avy.
– Jesteś mój synu. – powiedziała i popatrzyła na dziewczynę siedzącą naprzeciwko niego – Mam dla waszej dwójki bardzo ważną informacje, która zmieni wasze życie. – powiedziała i wróciła wzrokiem na syna – Dziś zakończyła się żałoba po śmierci twojego ojca. Nastał czas byś został koronowany na króla. Jednak nasza tradycja zakazuje panowania królowi, który nie ma królowej przy boku. – Popatrzyła ponownie na Ave. – Zadecydowałam, że macie się pobrać. W dniu twojej koronacji.
– Co? – zapytali obydwoje. Ava popatrzyła na chłopaka, który aż pobladł. Wiedział co jeszcze tego wieczora obiecał dziewczynie, z którą spotykał się od roku.
– Kiedy chcesz by odbyła się koronacja? – zapytał.
– Za miesiąc. – Dodała i popatrzyła na Ave. – Możesz zostawić nas samych? – Dziewczyna popatrzyła na Laragosse i posłusznie wyszła z jego komnaty. Gdy za Avą zamknęły się drzwi królowa kontynuowała. – Natomiast ty, mój synu, przez miesiąc masz przychodzić do komnaty królewskiej i uczyć się jak być królem.
– Matko, ale ja…. – Zaczął książę.
– Bez dyskusji! – krzyknęła. Jej głos odbił się echem od ścian komnaty. – Jeśli choć raz nie przyjdziesz do królewskiej sali skażę cię na areszt domowy! Rozumiemy się?!
– Tak matko. – powiedział i zacisnął pięści. Nie wiedział co ma teraz zrobić. Chciał nadal widywać się z Luną. Ale jedna decyzja jego matki podcięła mu skrzydła.
Królowa wyszła z komnaty zostawiając go samemu sobie. Ten wściekły, że będzie musiał złamać daną obietnicę, rzucił swoim biurkiem wykonanym z ciężkiego litego drewna. Mebel roztrzaskał się o ścianę komnaty. Książę usiadł na swoim łożu i zaczął płakać. Wiedział, że już nigdy nie zobaczy dziewczyny, którą szczerze pokochał. Wyjął z kieszeni spodni wisior w kształcie lilii wokół którego była zamknięta woda z magicznego jeziora.
– Luna…. – wyszeptał i ścisnął go mocno. Z jego ręki zaczęła sączyć się krew. – Gdyby żył mój ojciec nie pozwoliłby na to. Nigdy…
~*~
Królowa podeszła do strażnika pilnującego wejścia do komnaty, którą wszyscy nazywali piekłem. Komnaty, w której trzymany był cerber. Potężny potwór, który słuchał się tylko królów. Zabijał tych, którzy byli wrogami królestwa smoków. Dokonawszy egzekucji wracał do komnaty z paszczą ociekającą krwią nieszczęśnika.
– Afago. – powiedziała do mężczyzny nie patrząc na niego – Wypuść cerbera.
– Ale Pani…. – Zaczął mężczyzna trzęsącym się głosem.
– Masz go wypuścić! – krzyknęła i popatrzyła na niego. – Ta dziewka, która uwiodła mojego syna ma zniknąć z tego świata! – powiedziała i poszła przed siebie zostawiając przerażonego strażnika. Na swojej drodze dostrzegła Luko. Był on przyjacielem jej syna i jednym ze starożytnych, który wolał przybierać postać smoka niż człowieka.
– Witaj Pani. – powiedział i pokłonił się nisko. Popatrzyła na niego.
– Nic nie słyszałeś. – Dodała i złapała jego pysk. – Jeśli powiesz księciu, że ta dziewczyna ma zginąć z mojego rozkazu sam staniesz się jego obiadem. Twoi pobratymcy ze świętej wieży nie uratują cię przed moim gniewem. – dodała i poszła. Luko stał przerażony. Przez ten rok ukrywał sekret księcia. Wiedział, że tak to się skończy. Jednak Laragossa był tak samo uparty jak ówczesny król. Za to Królowa Matka była bardzo złą kobietą. Nienawidziła sprzeciwu. Luko dobrze o tym wiedział.
– Strażniczko tej planety…. – wyszeptał. – Chroń tą dziewczynę. Inaczej przyszły król wpadnie w szał gdy dowie się o planie swojej matki…. – Dodał i poszedł w kierunku biblioteki w której lubił przebywać.
~*~
Miesiąc minął nie ubłagalnie szybko. Książę był załamany. Bardzo lubił swoją przyjaciółkę z którą spędzał każdy dzień gdy byli dziećmi. Jednak wieść o nagłym ślubie załamała go do takiego stopnia, że poddał się woli matki.
– Panie czy jesteś gotowy na koronacje? – zapytał Luko. Biały smok poczłapał do książęcego łoża. Luko od wieków opiekował się królami smoczego królestwa. Gdy został wysłany jako nowy doradca królów przez własnego ojca stał przy ich boku. Bez względu na decyzje królów zawsze ich wspierał.
– Muszę zostać królem? Ja nie chcę. – Przeciągnął się młody chłopak. Jego srebrne łuski wokół oczu odbijały promienie Eltanin, które wpadały przez uchylone okno. Od kiedy książę był na wydaniu każda kobieta w smoczym królestwie chciała być panią jego serca. Teraz miał pojąć za żonę swoją przyjaciółkę. Ale to uczucie do młodej Togaranki cały czas tliło się w jego sercu.
Smok tylko pokręcił głową.
– Laragossa. Wiesz, że musisz. Przeznaczenia nie oszukasz. A o tej dziewczynie zapomnij. Wiesz dobrze, że ludzka istota nie może zostać jedną z nas. Poza tym jakbyś wytłumaczył to matce? – Młody książę zmarszczył brwi. – Przez rok nie byłeś w stanie jej tego powiedzieć i prosić o zgodę na związek z ludzką istotą.
– O Lunie nic jej nie mów! Obiecałeś, że ten sekret pozostanie między nami i matka nigdy się nie dowie! – warknął.
– Wiem i słowa dotrzymam. Możesz wierzyć swojemu tysiącletniemu smokowi. Nie zdradzę twojego sekretu.
– Jakiego sekretu? – Rozległ się głos za nimi. Młody książę wzdrygnął się gdy usłyszał kobiecy głos. W drzwiach stała Ava. – Co przede mną ukrywasz Laragossa?
– Nic takiego. Rozmawialiśmy o starych dobrych czasach i Luko przypomniał sobie o dość żenującej sytuacji.
– Na prawdę Luko? – Popatrzyła na smoka. Smok rzucił Laragossie znaczące spojrzenie, że tym razem udało mu się oszukać dziewczynę. Ale jak długo będzie on w stanie ukrywać swój sekret? Co prawda Ava wiedziała, że książę kogoś spotkał w krainie Togaran. Jednak nie wiedziała wszystkiego o czym wiedział on i strażniczka jeziora.
~*~
Był piękny wieczór gdy świeżo koronowany król stał na tarasie. Obserwował bawiące się dzieci. Przywoływał w swojej głowie myśli o dziewczynie, z którą czuł się dobrze gdy odwiedzał Magiczne Jezioro. Chciał zobaczyć ją ostatni raz zanim jego serce wyryje obraz jej uśmiechniętej twarzy.
– Luko. Chcę wyruszyć do Krainy Tysiąca Łez. – powiedział podchodząc do drzemiącego smoka.
– Znowu? Laragossa. Nie tym razem. Dzień koronacji to także dzień twojego ślubu. Nie zapominaj o tym. – Młody król westchnął. Usiadł obok smoka i popatrzył w niebo. – Wiem, że jest ci ciężko. Ale musisz zapomnieć o życiu jakie prowadziłeś będąc jeszcze księciem. Po śmierci twojego ojca… Na twoich barkach spoczywa los całego królestwa.
– Wiem… – Westchnął – Czy kiedyś ją jeszcze spotkam? Jako król?
– Nie wiem.. – Odparł smok – Ale czuję, że spotkasz kogoś, kto i tak nieźle namiesza w twoim spokojnym życiu.
– Co masz na myśli?
– Nic konkretnego. Jestem w końcu starym smokiem. Czuję w kościach, że to przeznaczenie kazało ci odwiedzać Krainę Tysiąca Łez. Ale dlaczego? Tego nie wiem. Co nam zapisano musi się spełnić. Dlatego ukrywałem i będę ukrywać twój sekret.
– Wiem. I dziękuję ci za to z całego serca przyjacielu.
– Zawsze będę stał przy twoim boku. Tak jak stałem przy boku twojego ojca, dziada i pradziada. – Smok przekręcił głowę w lewo jakby nasłuchując – Nie będę wam przeszkadzał. Za chwilę przyprowadzą tutaj Avę. – Dodał i odleciał w kierunku gór. Dobrze wiedział, że król miał złamane serce. Laragossa powiedział mu o złożonej obietnicy. Wiedział, że jego król chciał całkowicie inaczej pokierować swoje życie.
– Dziękuje. Do zobaczenia rano. – Odparł Laragossa. Wstał i podszedł do drzwi czekając na swoją świeżo poślubioną żonę.
Ich ślub wyglądał tak jakby wyjęto go z bajki. Kwiaty wiśni Sentzu tworzyły chodnik, po którym młoda para przechodziła wśród swoich poddanych. Nad ich głowami rozciągały się roślinne girlandy, które tworzyły korytarz. Po każdej stronie stały pochodnie, których płomienie kołysały się na delikatnym wietrze. Całe zaślubiny celebrowała nadworna wiedźma Saba. Stała obok Królowej Matki, którą rozpierała duma widząc jak córki wpływowych ministrów podziwiają jej synową. Sama suknia dziewczyny była uszyta ze złota, a wyszywana srebrnymi nićmi. Gdzie nie gdzie można było dostrzec przyszyte białe perły, które dwa dni przed uroczystością dostarczono z Wodnego Królestwa. Gdy cała ceremonia zakończyła się na niebie pojawiło się stado białych gołębi, które wypuszczono z najwyższej wieży zamku.
Tyle się wydarzyło. Ava była w końcu jego przyjaciółką oraz kompanką podczas najróżniejszych wojen. A teraz? Została jego żoną. W głębi serca cieszył się z tego. Żadne córki ministrów, które za nim chodziły nie dostały tej szansy. Ale… Z drugiej strony gdzieś tliło się uczucie do Luny, o której musiał zapomnieć.
~*~
– Luna! Choć prędko! – krzyczała kobieta.
– Co się stało matko? – Na twarzy dziewczyny widniał szeroki uśmiech. Zastanawiała się jakie świeże plotki jej matka przyniosła tym razem. Nad jej prawym uchem wisiało kilka splecionych warkoczyków, które kołysały się na ciepłym wietrze.
Wioska w której mieszkały leżała przy granicy z lasem do którego mieszkańcy tak bali się chodzić. Nie były bogate. Ciężką pracą i pomocą sąsiadów udało im się ostatnio załatać dziurę w dachu. Mimo tego były szczęśliwe.
– Nie wiesz jakie wieści niosę z miasta! Wszyscy aż huczą o ślubie młodego księcia smoków i młodej pani kapitan królewskiego wojska. Podobno samym uroczystościom celebrował zakonnik ze świętej góry. Chciałabym kiedyś zobaczyć królewski ślub. Musi być przepiękny. – powiedziała kobieta poprawiając zakupy, które miała w koszu. Luna na dźwięk słów matki upuściła z rąk świeżo zebrane polne kwiaty. Czy to prawda? Czy mężczyzna, którego kochała właśnie zdradził jej uczucia? Ale jak to? Jak mógł! Nie potrafiła zrozumieć dlaczego. – Luna wszystko w porządku?
– Tak…. Tak myślę…. – Wyszeptała. Za wszelką cenę próbowała pohamować płacz, ale łzy same zaczęły spływać po jej policzkach. Starsza kobieta przyjrzała się córce, która nigdy nie zachowywała się w taki sposób. Zapewne zwróciła by jej uwagę, że nie interesuje jej królewskie życie, a teraz jej zachowanie wydało się dziwne. Od razu zaczęła bombardować dziewczynę pytaniami.
– Doszły mnie też plotki, że młody król wymykał się ciągle od dwóch lat. Na początku siłą wyrzucał go z zamku królewski doradca, ale potem sam znikał na całe noce. – Kobieta widząc jak zachowanie córki się nie poprawia poczuła się tak, jakby ją olśniło. – Nie mów mi, że to właśnie z nim spotykałaś się przez ten cały czas?!- wysyczała przez zaciśnięte zęby. Po drugiej stronie piaszczystej drogi stała starsza babinka, która była lokalną znachorką. Pielęgnowała swój przydomowy ogródek gdy nagle skupiła swoją uwagę na matce i córce. Zwłaszcza na córce. Kobieta złapała ją za ramię i pociągnęła do domu. Bała się, że staruszka doniesie o tym do królewskiego łowcy nagród. W tedy byłyby skończone. Posądzono by je o złamanie niepisanego paktu i skazane na śmierć. – Idziemy!
– Mamo! Przestań! To boli!
– Nie będę patrzeć jak ta stara baba się gapi jak ty płaczesz! – warknęła.
Weszły do domu. Postawiła kosz z zakupami na kamiennym stole. Kuchenne meble zrobione były z drewnianych bali. Na okienkach szafek wisiały firanki z materiału w niebieską kratkę, a po środku pomieszczenia stał kwadratowy, kamienny stół. Podłoga kuchni wyłożona była starą cegłą jakby ktoś chciał zakryć klepisko, które kiedyś było w tym miejscu. Mimo iż kuchnia była skromna i raczej biedna była jasna i przestronna. To co każdej gospodyni było potrzebne do utrzymania rodziny znajdowało się w środku.
Starsza kobieta zapaliła w piecyku pod żeliwnym czajnikiem i wyciągnęła dwa gliniane kubki. Dziewczyna odsunęła drewniane krzesło i usiadła przy stole ze spuszczoną głową. Jej krótkie rude włosy wyglądały tak, jakby traciły blask.
– A teraz wszystko, wszystko po kolei mi opowiesz. – powiedziała matka ustawiając przed nią kubek świeżo zaparzonej herbaty z kwiatów lipy.
– Co mam ci powiedzieć? Że spotykałam się z nim? Że z nim byłam i to akurat w dniu święta Srebrnego księżyca?! – wrzasnęła. Kobieta usiadła. Pobladła na twarzy.
– Wiesz co ty narobiłaś?! Ściągnęłaś nieszczęście na ten dom! – krzyknęła kobieta chowając twarz w dłoniach.
– Nieszczęście? O czym ty mówisz! Nie złamałam paktu!
– Nie?! Złamałaś go samym zadawaniem się z nim! Jeśli z tego związku przyjdzie na świat dziecko będą kłopoty! Bardzo duże kłopoty! Mieszańce, zwłaszcza z królewskiego rodu i to jeszcze z Królestwa Smoków…. One… Ja… Nie wyobrażam sobie żeby to dziecko miało jakiekolwiek szanse na przeżycie tu czy gdziekolwiek indziej! O ile szybciej nie zdążą nas zabić!
– Ale ja nie spodziewam się żadnego dziecka matko! A nawet jeśli to kto będzie wiedział kto jest ojcem? Nikt prócz mnie i ciebie. – Odparła dziewczyna ocierając łzy spływające po jej piegowatym policzku. Luna wiedziała, że tego dnia złamali niepisany pakt. Dobrze wiedziała, że matka ma rację. Ale wierzyła księciu, że dotrzyma obietnicy i wróci po nią zanim będzie za późno.
– Chociażby to, że dziecko będzie bardzo podobne do ojca. Tak zawsze jest w królewskich rodach i to zwłaszcza tych, które mają magiczne zdolności! – Odparła. Złapała kubek i wzięła dwa łyki herbaty. Nie potrafiła sobie wyobrazić w co tym razem wkopała się jej córka. Ba, co wkopała je obydwie. W pięciu krainach żeby móc związać się z przedstawicielem innej rasy, potrzebne było pozwolenie od najwyższego maga jednej i drugiej krainy. Nikt go nie dostał od ponad trzystu lat. Jak ogłosił jeden z króli Krainy Tysiąca Łez miało to zapobiec złamaniu niepisanej umowy pokoju. I zapobiec kolejnemu konfliktowi zbrojnemu. A tutaj? Nie dość, że jej córka związała się z przedstawicielem innej rasy to jeszcze jest to książę. I co najbardziej przeraziło kobietę to to, że jej córka może spodziewać się dziecka obecnie panującego króla. Nie od dawna wiadomo, że święto Srebrnego Księżyca zsyła dar od losu tym, którzy naprawdę tego potrzebują. Ale ona nie potrzebowała kłopotów.
– Podobne do ojca? Masz na myśli nie wygląd, a magiczne zdolności?
– Gdzie ty masz głowę?! Zapomniałaś już o tym co uczono cię w szkole? No tak prymuską nigdy nie byłaś… Takie dzieci, mieszanki dwóch ras zawsze się czymś wyróżniają!
Luna patrzyła w swój kubek. W płynie dostrzegła swoje odbicie. Nie wiedziała co ma robić, co myśleć. Wszystko potoczyło się tak nagle. Ten moment kiedy zobaczyła go po raz pierwszy stojącego nad brzegiem magicznego jeziora do którego szła… Pierwszy kontakt cielesny… Czy mogła być w ciąży? Nawet jeśli. W duchu obiecała sobie, że nikt prócz niej i jej matki nie będzie znał tej tajemnicy. Tajemnicy o jej cichym romansie z młodym królem Smoczego Królestwa.
Minęły cztery miesiące i Luna zaczęła zauważać zmiany w swoim ciele. Słowa jej matki rozbrzmiewały w jej głowie jak wyrocznia kiedy w dniu ślubu młodego króla matka zarzuciła jej, że może spodziewać się dziecka. Teraz w swoim brzuchu wyczuwała delikatne ruchy jej nienarodzonego maleństwa. Matka natomiast próbowała zatuszować to co zrobiła jej córka. Opowiadała, że ojciec jej nienarodzonego wnuka zginął z ręki strażnika jednej z krain. Nie wiedziała czy los im sprzyjał, ale ludzie szybko uwierzyli w tę historię. Dopóki dziecko nie przyjdzie na świat. Do tego czasu mogły wymyślić inne kłamstwo, które mogły wcisnąć sąsiadom gdyby dziecko nie było podobne do matki.
Minęły kolejne cztery miesiące. Na nocnym niebie szalała burza. Dookoła biły pioruny zostawiając na niebie malunki. W oddali nad pływającymi górami utworzyła się zorza. Dziewczyna spała spokojnie w swoim łóżku gdy nagle huk jednej z błyskawic obudził ją. W pokoju usłyszała dziwne szepty. Przy oknie zobaczyła postać młodej kobiety w białej poświacie. Miała przez twarz wymalowaną czarną kreskę, która schodziła do samej linii jej biustu. Na czole miała znak trójzęba z ostro zakończonymi brzegami. Znak ten także bił jasnym światłem. Luna w swojej głowie usłyszała szept młodej kobiety.
„Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. Jestem duchem tej planety. Wybrałam twoje dziecko aby było moim kolejnym wcieleniem. W obliczu zagrożenia jestem gotowa poświęcić życie jako śmiertelnik by ratować mój ukochany dom. Ty jesteś potomkiem starożytnych Luno i to właśnie twoje potomstwo zawalczy o pokój mojego domu”.
Nie widziała żeby kobieta ruszała ustami lub żeby w jakikolwiek sposób z jej gardła wydobywał się głos. Przerażało ją to. Bała się, że w jej pokoju jest zły omen, który chce zabić ją i jej nie narodzone dziecko.
Kobieta podeszła do łóżka na którym leżała dziewczyna i wyciągnęła do niej rękę.
– Nie! Nie zbliżaj się do mnie! – krzyczała zakrywając dłońmi brzuch. Nagle dziwna siła przykuła ją do łóżka i nie pozwoliła się ruszyć. Oczy kobiety rozbłysły białym blaskiem. Postać zmieniła się w kulę światła i wniknęła do jej ciała. Dziewczyna czuła szybkie ruchy swojego dziecka. Nie wiedziała jak ma mu pomóc. Nie mogła się ruszyć. Nie mogła walczyć z tą dziwną istotą, która potrafiła zmieniać kształty.
W pewnym momencie magiczne więzy puściły. Dziewczyna poczuła w dolnej części kręgosłupa ostry ból, który ogarnął jej ciało. Czy to już czas? Ból wzmagał się z każdym ruchem dziecka, które jakby siłą chciało wydrzeć się z brzucha swojej matki.
– Mamo!!! MAMO!!! -wrzeszczała przez płacz. Ciężko oddychała. Odchyliła kołdrę i zobaczyła plamę ciemnej krwi, która sączyła się z jej krocza. Bała się, że straci swoje dziecko. Jedyną istotę, która pozostała jej po zakazanym uczuciu.
– Co się stało córeczko?! – krzyknęła matka, która wbiegła do pokoju. Dziewczyna pokazała na krwistą plamę na prześcieradle łapiąc powietrze pomiędzy skurczami. – Dziecko…. – wyszeptała. Zbiegła po schodach i pobiegła do drugiego domu. Waliła w drzwi i krzyczała żeby znachorka pomogła jej córce, która właśnie zaczęła rodzić. Starsza kobieta prężnym krokiem weszła do pokoju dziewczyny. Kazała przynieść gorącą wodę oraz ręczniki. Po godzinie było już po wszystkim, a w wtórze burzy dało się słyszeć płacz noworodka.
– Alano to twoja wnuczka. Ale… Ma dziwne znamię na czole. – powiedziała starsza kobieta bacznie przyglądając się zawiniątku i dziewczynie. Luna wykończona po wydaniu na świat swojego pierwszego dziecka zdążyła wyszeptać tylko imię Milo, gdy nagle zaczęła się dusić.
– Znachorko! Ratuj moje dziecko! Ratuj ją! Sama nie poradzę sobie z wychowaniem wnuczki! – krzyczała kobieta. Jednak dla dziewczyny było już za późno. Z ostatnią próbą sił zaczerpnięcia powietrza wydała ostatnie tchnienie. Straciła za dużo krwi by móc ją ratować. W ramionach jej matki było małe zawiniątko. Mała dziewczynka ze znamieniem w kształcie trójzęba.
~*~
Laragossa zerwał się ze snu. Usiadł na łóżku i podparł głowę rękoma. W jego głowie był mętlik. Nie wiedział co i dlaczego go obudziło. Obok niego spała jego żona nieświadoma jego dziwnego zachowania. Czuł się tak jakby był nad Magicznym Jeziorem i widział uśmiechniętą Lunę. Po chwili po policzku dziewczyny spłynęła krwista łza, a sama dziewczyna rozpłynęła się. Nie rozumiał tego snu. Coś jej się stało? Była w niebezpieczeństwie? Popatrzył na swoje dłonie, które trzęsły się jak po zmożonym wysiłku.
Młody król wstał i podszedł do barierki swojego tarasu. Luko też nie spał. Wpatrywał się w południową bramę królestwa.
– Luko co się dzieje? Wyglądasz jakoś dziwnie. – Odparł młody król. – Z resztą ja też nie czuję się najlepiej. – Dodał po chwili.
– Dziwne… Wydawało mi się, że tej nocy Eyope wybrała sobie swoje ludzkie wcielenie. – Odparł smok. Luko oczywiście wiedział, że było to możliwe. Zdawał sobie sprawę co młody król mógł zrobić spotykając się z dziewczyną z innego królestwa.
– Ludzkie wcielenie? Masz na myśli, że zbliża się jakieś zagrożenie do naszej krainy?
– Nie wiem królu. Ale jestem pewien tylko jednego. Gdy Eyope wybiera sobie ludzkie wcielenie ta istota musi być potężna. Potężniejsza od ciebie. – powiedział spokojnie.
W oddali usłyszeli bicie dzwonów. Białe dzwony, które od dwudziestoletniej wojny nie wydały dźwięku ponownie zaczęły grać swoją melodię. Luko był już pewny. Eyope opuściła swoją świątynie na świętej górze i przyszła na ten świat pod ludzką postacią.
– Luko?
– Teraz jestem pewien. Stara legenda głosi, że tylko raz Eyope miała ludzkie wcielenie. Teraz białe dzwony biją ponownie, a to oznacza jedno. Duch planety wybrał kogoś kto mieszka w jednej z krain.
~*~
Mroczna Kraina była spowita mrokiem od czasu gdy rządził nią Mroczny Władca. Wydarta w wojnie przez królobójstwo popadała w ruinę zmieniając się w pustynię. Cierpienie jej mieszkańców można było wyczuć przekraczając jej granicę. To w jej zaułkach i jaskiniach skrywały się najgorsze istoty chodzące po tej planecie. Na rozkaz Mrocznego Władcy wyszły z ukrycia by straszyć ostatnich, którzy schronili się w jaskiniach nieopodal zamku. Ciemne chmury odcinały dopływ światła dwóch gwiazd planety. Tylko mały fragment pradawnej puszczy do którego dochodziły promienie gwiazd pokazywał, że kiedyś kraina tętniła życiem jak pozostałe.
Wieko wieczna rzeka wyschła pozostawiając puste koryto. Stolica krainy, która kiedyś musiała tętnić życiem była w zgliszczach. Ruiny domostw ukazywały dawną świetność miasta, a mosty prowadzące do ruin zamku jego potęgę. Tylko domy uciech oraz okoliczne karczmy nadal tętniły życiem. W nich zatrzymywały się lokalne bandy grabiące przygraniczne wioski, które resztkami sił próbowały przetrwać. Po środku placu natomiast tętnił handel niewolnikami, który zapoczątkowali kupcy z królestwa ognia by pozyskiwać nowy żywy towar dla sułtana. Każdy kto bez wyraźnej potrzeby wszedł do Mrocznej Krainy był łapany i sprzedawany na targu niewolników. Stamtąd trafiał do Krainy Ognia, jedynego alianta tego miejsca.
– Panie. Białe dzwony oznajmiają, że Eyope opuściła swoją świątynie. – Odrzekł gadzi język, który służył na zamku. Na tronie z kości oraz czaszek swoich ofiar siedział mroczny pan krainy. Na całym jego ciele znajdowała się długa czarna peleryna. Ukrywała rozpadające się ciało władcy, które nosiło ślady klątwy pierwszej Białej Wiedźmy. Kaptur zakrywał twarz tworząc czarną otchłań, w której świeciły tylko dwa małe, czerwone punkty. Kiedyś był przystojnym i postawnym mężczyzną. Teraz wyglądał jak żywy trup, który siłą uciekał strażniczkom życia.
– Eyope opuściła swoją wieże? – zapytał zdziwiony – Zawołajcie mi Devona! – donośny basowy głos rozniósł się po całej sali tronowej.
Do sali wszedł wysoki młody chłopak. On także miał pelerynę oraz kaptur. Jednak jego narzuta nie była tak szczelnie naciągnięta jak ojca. Jego czarne oczy, włosy oraz łuski wokół oczu odbijały słabo rozproszone światło. Wokół leżał gruz od rozbitych kolumn. W cieniu jednego z łuków komnaty leżała smocza czaszka, która należała do jednego ze starożytnych broniących zamku podczas bratobójczej wojny.
– Wołałeś mnie ojcze?
– Tak…. Eyope wybrała sobie kolejnego głupka, który będzie walczył w imię jej głupiej misji ratowania planety. – powiedział uderzając pięścią w oparcie tronu. – Co lepsze ktoś złamał niepisany pakt. Inaczej ta stara wiedźma nie kiwnęłaby nawet palcem. – dodał. Już kiedyś Eyope zeszła ze świętej góry by za sprawą przyrodniej siostry żony władcy, pokonać go. Mimo jej wysiłku i śmierci kobiety nie udało jej się tego dokonać. Umierająca kobieta rzuciła jednak klątwę, która spowodowała, że ciało okrutnego władcy gniło i rozpadało się.
Od dnia zawarcia paktu wyczekiwał momentu, w którym narodzi się kolejny wybraniec ducha Thuban. Przygotowywał do ostatecznej walki o władanie nad planetą własnego syna. Jego starsza siostra wlewała do jego serca mrok i nienawiść obwiniając o śmierć ich matki Eyope i Białą Wiedźmę. W dniu przegranej bitwy dzięki której chciał zagarnąć królestwo smoków pod swoje rządy, Mroczny władca zawarł niepisany pakt o pokoju pomiędzy krainami. Przez odniesione rany nie był w stanie dłużej walczyć i poddał się. Warunkiem pokoju był brak mieszania się ras. Złamanie go oznaczało kolejną wojnę.
– I co to ma wspólnego ze mną? – Odparł chłopak.
– Masz znaleźć to stworzenie i obserwować. A gdy nadarzy się odpowiednia okazja zabić! – warknął. Przez oczy Devona rozbłysła czerwona poświata. – Widzę, że spodobał ci się plan twojego ojca. W takim razie szykuj się do znalezienia tej istoty. Przynieś mi jej głowę!
– Tak ojcze. – Ukłonił się, odwrócił i poszedł w kierunku wyjścia. Jednak przeznaczenie wyznaczyło mu całkowicie inną drogę, która miała odmienić życie mieszkańców umierającej krainy.
– Devonie. – Odparł król. Młody chłopak zatrzymał się i lekko przechylił głowę by lepiej słyszeć ojca. – Nie zawiedź mnie. Inaczej sam skończysz w piekle jak ta wiedźma i jej bękart!
~*~
– Córeczko… – łkała kobieta – Dlaczego?! Dlaczego nigdy mnie nie słuchałaś!
– Alano uspokój się. – odparła znachorka – Twojej córce nie zwrócisz życia. Ale pamiętaj, że w ciele tej małej istotki, którą trzymasz w ramionach jest część jej duszy.
– Gdyby nie to dziecko Luna by żyła!
– Nie bądź głupia! – warknęła kobieta – Spójrz na jej czoło! Widziałam już ten znak na wieży świętej góry. – dodała. Alana popatrzyła na noworodka, które właśnie zasnęło. – Tą dziewczynkę wybrała sama opiekunka planety. Powinnaś być dumna! Odkąd pamiętam ciągle powtarzano, że tylko raz Eyope zeszła z gór. A teraz trzymasz w ramionach jej nowe wcielenie!
– Duch Thuban wybrał dziecko mojej córki? Ale dlaczego? – zapytała zaskoczona. Zapłakanymi oczami popatrzyła na śpiącego noworodka.
– Nie musisz ukrywać prawdy. Wiem kim jest jej ojciec. – powiedziała spokojnie staruszka. Alana popatrzyła na nią przerażona. Nie sądziła, że kobieta odkryła jej skrzętnie skrywany sekret. – Ale nie musisz się bać. Nie wydam was. Skoro opiekunka planety wybrała to dziecko znaczy tylko jedno. Mała jest wybrana by dopełnić przeznaczenie swojej poprzedniczki, która już stąpała po tej ziemi trzysta lat temu.
– Będzie umiała władać magią?
– Będzie. Zastanawia mnie tylko czy tą samą co jej ojciec. – zamyśliła się – Teraz musisz ją wychować tak żeby nie odkryła swoich magicznych zdolności do swoich osiemnastych urodzin. Jeśli wcześniej odkryje swoją moc…
– Nic nie mów. – Odparła Alana – Będę tak wychowywała wnuczkę żeby nikt się o tym nie dowiedział. A zwłaszcza ona.
– A i jeszcze jedno – Odparła kobieta zanim wyszła z pomieszczenia. – To także tyczy się jej ojca. Gdyby ludzie pytali o jej dziwne znamię na czole mów, że jest dzieckiem maga. To powinno uchronić was przed przedwczesną śmiercią.
– Nie wiem jak ci dziękować….
– Nie musisz – uśmiechnęła się – Zanim zostałam znachorką byłam kapłanką na świętej górze. Skoro opiekunka planety wybrała małą będę ją chronić. Nawet kosztem własnego życia.
Od tego zdarzenia minęło pięć lat. Niemowlę wyrosło na śliczną dziewczynkę o złotych oczach i kręconych blond włosach. Na jej czole zawsze była grzywka, która zasłaniała znamię. Tak jak inne dzieci miała swoje małe marzenia. Babcia zawsze powtarzała jej, że mimo tego, że jest sierotą dla niej jest najważniejszą istotą na świecie.
Pewnego dnia bawiła się ze swoją przyjaciółką Lilo na rynku w stolicy kraju. Lilo była córką maga Lestata i tak samo jak Milo, wychowywała się bez matki. Dziewczynki zaczęły się przyjaźnić gdy lokalna banda jej dokuczała. Tego dnia Lilo stanęła w jej obronie.
Dziewczynka czekała zniecierpliwiona na wizytę smoczego władcy, który razem ze swoim smokiem składał dzisiaj wizytę w Krainie Tysiąca Łez. Wszyscy o tym mówili. Każdy chciał zobaczyć Sakańczyka. Milo stała nieopodal głównego placu cierpliwie czekając na swoją babcię, która kupowała w tym czasie owoce na pobliskim straganie. Nie zauważyła jak zbliżała się do niej grupa chłopców, którzy od dłuższego czasu jej dokuczali bo była inna. Wyróżniała się wśród innych dzieci przez co była łatwym celem, kiedy w pobliżu nie było Lilo.
– Ej dziwolągu! – krzyczał jeden z grupy chłopców – Gdzie twój tatuś co? – Grupa zaczęła chichotać.
– Nie mam tatusia. – powiedziała spokojnie – Umarł, gdy nie było mnie jeszcze na świecie.
– Akurat! – krzyknął drugi – Twoja matka musiała być maszkarą to i uciekł od niej! – krzyki i dokuczanie innych dzieci powodowało u dziewczynki poczucie winy i płacz. Teraz nie było inaczej. Po jej policzkach popłynęły łzy. Pobiegła w kierunku domu swojej przyjaciółki, który był tuż obok wejścia do zamku króla. Po chwili poczuła jak uderza w coś miękkiego i jak upada na tyłek. Zapłakanymi oczkami popatrzyła na dziwnie ubraną postać. Przed nią stał wysoki mężczyzna o srebrnych oczach oraz długich blond włosach z koroną na głowie. To był król Sakańczyków.
Mężczyzna obserwował ją w taki sam sposób jak obserwował kiedyś kobietę, która mieszkała w tej krainie.
– Wybacz jej Panie… – powiedział Lestat, który pojawił się znikąd – To jeszcze dziecko, nie wie co robi…. – Popatrzył na nią przerażonym spojrzeniem – Ukłoń się! To król Smoczego królestwa! – Prawie krzyczał. Jej małe oczka zrobiły się wielkie. Król tylko się uśmiechnął i kucnął naprzeciwko dziewczynki.
– Jak ci na imię mała panienko? – Popatrzył na nią swoimi srebrnymi oczami.
– Milo prze króla… – powiedziała. Król tylko się zaśmiał.
– A ile masz lat?
– Pięć…. – powiedziała unosząc malutką dłoń do góry i spuściła głowę. Kątem oka zobaczyła jak biały smok przygląda się jej oraz królowi. Miał przerażoną minę. Dziewczynka była bardzo podobna do króla.
– Miło mi cię poznać młoda damo. – Popatrzył na jej zapłakane oczy – Kto spowodował, że ta śliczna buźka jest taka zapłakana? – nic nie mówiła. Bała się, że jak naskarży na nich znowu ją zbiją. Jak ostatnio. Byli starsi od niej, a taka mała dziewczynka nie była dla nich żadnym przeciwnikiem.
– Nie bój się nikt nie zrobi ci już krzywdy. – Popatrzyła na króla i ponownie spuściła wzrok.
– Lokalni chłopcy mi dokuczają. Mówią, że jestem sierotą i że mój tatuś mnie zostawił bo mnie nie chciał. – powiedziała ocierając spływającą po policzku łzę. Król zmarszczył brwi i popatrzył na Lestata.
– To prawda? Nie ma rodziców? – Lestat znał sekret babci dziewczynki. Nie chciał ich wydać. Nie przy obecności króla obcej krainy. Ściągnęłoby to nieszczęście nie tylko na dziewczynkę i na jej babcię, ale także na króla Togaran, że pozwolił na mieszany związek.
– Prawda Panie. Nie ma rodziców. Jej matka zmarła wydając ją na świat. – Król popatrzył na dziecko i pogłaskał je po głowie.
– Biedna dziewczynka… – wyszeptał. W tym samym momencie rozległy się krzyki jej babci, która biegła do niej przerażona. Obawiała się najgorszego. Zwłaszcza, że dziewczynka była w obecności mężczyzny, którego kiedyś kochała jej córka.
– Milo! – krzyczała – Milo dziecko! – dobiegła i pokłoniła się królowi upadając na kolana – Wybacz jej Panie! Więcej się to nie powtórzy… – tłumaczyła babcia. Król tylko popatrzył na staruszkę.
– Spokojnie. Tylko rozmawiałem z tą małą damą. Prawda? – powiedział i uśmiechnął się do dziewczynki. Także się uśmiechnęła. Dla mężczyzny uśmiech wydał się dziwnie znajomy. Jej babcia nie raz mówiła, że ma taki sam uśmiech jak jej matka. Król także to zauważył bo momentalnie spoważniał i dotknął jej policzka. – Luna….. – wyszeptał. Wyciągnął dłoń w jej kierunku i pomógł dziecku wstać. Otrzepał jej sukienkę i rozejrzał się dookoła w taki sposób jakby kogoś szukał. Westchnął i popatrzył w jej małe, złote oczka.
– Tak prze królu? – zapytała zadzierając głowę do góry. Król tylko się uśmiechnął.
– Nie pozwól by w twoich ślicznych oczkach znowu pojawiły się łzy. – powiedział. Popatrzył na Lestata. – Dopilnuj, by lokalna banda co dręczy małą dostała odpowiednią karę. – Pomachał jej i poszedł wraz ze strażnikami do zamku. Biały smok obserwował dziecko uważnie. W końcu sam także pokierował się w stronę zamku.
To był pierwszy raz gdy Milo spotkała swojego ojca. Nie wiedziała o tym. W jej małym serduszku natomiast pojawiła się nadzieja, że może jej ojciec jednak żyje i gdzieś chodzi po tym świecie. Bardzo chciała go znaleźć. Postanowiła, że gdy tylko dorośnie wyruszy w swoją pierwszą podróż w poszukiwaniu ojca i swojego przeznaczenia.