- publicystyka: Humor wśród gwiazd – recenzja spektaklu Hotel asteroid

publicystyka:

recenzje

Humor wśród gwiazd – recenzja spektaklu Hotel asteroid

Space opera na scenach teatralnych to niespotykane zjawisko. Z drugiej strony komedia w teatrach gra pierwsze skrzypce. Jak więc wyszło połączenie humoru z międzygwiezdną fantastyką w Hotelu Asteroid?

 

Artyści z Klubu Komediowego w Warszawie zaskoczyli. Zdecydowali się zrealizować swój oryginalny pomysł na sztukę w estetyce space opery, czyli gatunku, który bardziej przystoi widowiskom filmowym i całym książkowym sagom, jak Herbertowska Diuna czy uniwersum Gwiezdnych Wojen. Gatunku, który zdaje się być odległy od ograniczonych powierzchni teatrów, nie wspominając o czasie trwania spektakli czy możliwościach technicznego przedstawienia kosmicznych wizji.

Pomysłodawcą Hotelu Asteroid jest Michał Sufin, który wysłał do kosmicznego zajazdu na asteroidzie ósemkę aktorów. Odgrywają oni postaci rozpierzchłych po galaktyce Polaków skazanych na swoje towarzystwo i gmatwaninę rodzących się bądź odkrywanych relacji. Każdy z nich ma do opowiedzenia pozornie prostą historię. Są wśród nich: dziwaczny profesor, erasmuska z zapadłej polskiej dziury i, w końcu, poeta, którego dobiegającą z głośników narrację słyszymy co jakiś czas. Nie tylko możliwość podsłuchania jego myśli podsuwa widzom, że jest on główną postacią, wskazuje na to cała konstrukcja dziwacznego świata. To nie technologiczny rozwój stanowi o fantastycznym zabarwieniu Hotelu Asteroid. Podstawą tegoż jest zamienienie podstawowych praw fizyki – świat napędza poezja, a słowo jest kreatorem wszystkiego.

Taka mieszanka bohaterów gwarantuje różnorodność tematów i przestrzeń na pomieszanie gatunków. Obok poważnie brzmiącego hasła „fizyka kwantowa” i realnie wykorzystanej maniery poetyckiej (część kwestii ma rymowaną formę), znalazło się miejsce na chwyty typowo komediowe, dzięki którym publiczność nie zapomniała o dobrej zabawie – gwarantowanej już w zapowiedzi spektaklu na deskach Klubu Komediowego.

Z drugiej strony fabuła sprawia wrażenie porozrywanej. Kolejne sceny-historie są nierówne poziomem, czasem też nie mają wpływu na wydarzenia, więc można zaryzykować stwierdzenie, że są zbędne, a pojawiający się „kosmiczny wiatr” jest niewystarczającym spoiwem. W każdym razie niejednorodność przedstawienia ciekawi i zapewnia rozmach godny prawdziwej space opery.

A skoro o rozmachu mowa, wspomnę jeszcze o scenografii, która stanowi całkowite przeciwieństwo wyobrażeń o spektaklu na kosmiczną skalę. Zdecydowano się na minimalizm – bardzo przyziemnie sklecony podest z kilkoma ozdobnikami – co wcale nie dyskwalifikuje przedstawienia w oczach fantastów. Daje to przestrzeń wyobraźni, która w końcu powinna być podstawą całej fantastyki.

Po obejrzeniu spektaklu, w pamięci pozostaje w szczególności monolog w wykonaniu Matyldy Damięckiej w roli erasmuski, przy którym ręce składają się do oklasków. Poza zdecydowanie dobrą zabawą jest w Hotelu Asteroid również przestrzeń na głębsze przemyślenia podsuwane nienachalnie w komentarzach o teraźniejszości i niezmiennej mentalności nas samych, Polaków – i za to należy się największy plus. Na pewno jeszcze raz wybiorę się do Klubu Komediowego i spróbuję wychwycić ze spektaklu więcej niż za pierwszym razem – innych gorąco zachęcam!

 

Recenzja ukazała się w zinie Sofa w kwietniu 2017

Nowa Fantastyka