- publicystyka: Letni przewodnik serialowy (i nie tylko)

publicystyka:

artykuły

Letni przewodnik serialowy (i nie tylko)

Jest tak pięknie. Kiedyś, gdy niczego ciekawego nie było w telewizji człowiek tylko książki czytał. A teraz, oprócz gier, rządzących w kinowym box-office blockbusterów, są w telewizji, no, może bardziej w Internecie – seriale. Prawdziwe serialowe bogactwo, każdy wielbiciel fantastyki powinien znaleźć coś dla siebie. Normalnie – grozi nam klęska urodzaju. Sam zafundowałem sobie maraton nowości i paroma spostrzeżeniami, refleksjami, pozwólcie, że się podzielę. Ale to za chwilę.

 

Mam gdzieś z tyłu głowy migawki z paździerzowych seriali z dawnych lat – "Kosmos 1999", "Jazon z gwiezdnego patrolu". Przyznam jednocześnie, że nigdy nie próbowałem się ze "Star Trekiem" i w zasadzie tak mi pewnie zostanie – cieszą mnie filmowe restarty tegoż. Pierwsze zetknięcie z serialową maestrią na gruncie fantastyki, onirycznej i dotąd niespotykanej – to było "Twin Peaks", z niezwykłym, ostatnim (niestety, a może stety) epizodem dziejącym się głównie w Czarnej Chacie. Mam "Twin Peaks" na dvd i wciąż nie odważyłem się na włożenie płyty do odtwarzacza – rzecz jasna obawiam się, że popsuję sobie wrażenie z młodzieńczych lat. Czasami mam ochotę na "Z archiwum X", szczególnie z sezonu bodajże szóstego, gdzie twórcy zaczęli bawić się i eksperymentować. Potem jest dziura, nie widziałem ani "Buffy", ani "Babilon 5". Przez chwilę byłem dorosły. Potem w telewizji puścili "Lost". Od tego momentu wciąż płynę w serialowej rzece, jest mi w niej zazwyczaj dobrze, choć zdarzają się chwile wyczerpania i zwątpienia.

                

"Zagubieni" są pięknym przykładem, w którym skupiają się najlepsze, ale i po prawdzie, najgorsze cechy telewizyjnych tasiemców z gatunku fantastyki. Wynika z niego jasno, że twórcy, scenarzyści, mają pomysły. Wiele pomysłów, czasami wręcz oszałamiających. Pomysłów, które prowadzą do nowych pomysłów. Brakuje tego, co po angielsku nazywa się ładnie – closure (tu od razu przypomina mi się pijana, dzwoniąca do Rossa Rachel we "Friends"). Parafrazując znane powiedzenie – wiele jest dróg prowadzących do celu, tylko przepraszam,  jaki był cel? Pierwszy sezon "Lost" był niezwykle intrygującą, dawkującą tajemnice ekspozycją, z chyba najlepszym zbiorem indywidualności (zarówno tych uwielbianych i tych które mocno drażniły) jakie przewinęły się w ostatnich latach na małym ekranie. Scena otwierająca drugi sezon (ta w której poznajemy Desmonda) wciąż pozostaje moim ulubionym serialowym otwarciem sezonu. Potem trzeba było czekać na trzeci sezon, potem na czwarty i nagle... coś się rozsypało. Mnogość konceptów przeważyła nad ciągłością fabuły, cel rozmył się.

 

                Na tę przypadłość cierpi wiele innych seriali fantastycznych – takie wrażenie wywoływał we mnie  pierwszy, smakowicie komiksowy sezon "Herosów", a najwięcej cierpienia przynosi ścieżka, którą podążyli twórcy "Fringe" – serialu od pierwszego do trzeciego sezonu wręcz idealnego. A potem wydarzyło się to, co zwykle. Najlepiej na tym tle prezentuje się chyba "Battlestar Gallactica", serial z najlepszym pilotem jaki dotąd widziałem i pozytywnie rozczarowującym zakończeniem (na które narzekał kiedyś w felietonie Peter Watts). Choć przecież w rozmytym fabularnie czwartym  sezonie widziałem najmocniejszą i psychologicznie konsekwentną scenę w serialu – chodzi o epizod trzynasty i bohaterkę o imieniu Dualla  Fantastyka dalekich międzygwiezdnych podróży otarła się tu nagle o cholerne, zwykłe życie.  "Battlestar Galactica" wciąż pozostaje dla mnie najlepszym fantastycznym serialem jaki widziałem. Ale co z tego, skoro widziałem przecież lepsze – tylko, że nie z gatunku fantastyki. Czekam więc na fantastyczny odpowiednik "Breaking bad", "Homeland", "True Detective" i nie, serialowa "Gra o tron" takim odpowiednikiem dla mnie nie jest.

                

"Gra o tron" jest w ogóle ciekawym przypadkiem, pamiętam jak zaliczyłem opad szczęki na wieść o ekranizowaniu cyklu Martina. W głowie tłukło się pytanie – jak można ekranizować coś, co jeszcze się dotarło do końca? Znałem już wtedy tempo pisania autora i tym większe miałem obawy. Powoli zbliżamy się do tego punktu przecięcia (przegięcia?), na dodatek filmowe dzieciaki rosną, aż mnie ciekawi jakie będą losy serialu w najbliższych latach i czy fabularnie rozjadą się z pisaną na bieżąco książką, bo jakoś nie wierzę, by Martin pozwolił na zdradzenie w serialu  tajemnic z planowanego zakończenia. Na tym przykładzie widać, że serialowy fan fantastyki nie ma lekko, a już prawdziwą zmorą są cancele.

                

Dopiero nie tak dawno dowiedziałem się, że "Twin Peaks" tak naprawdę dostał cancela po drugim sezonie, choć mnie zakończenie jak najbardziej pasowało. Niestety – urwanie takich serii jak, "Flash Forward", "Alcatraz", "V", "Alphas", "Almost human" nauczyło mnie nieufności do producentów z Ameryki, a przepraszam, tacy Anglicy zakończyli po pierwszym sezonie serial "The Fades", który przecież zgarnął nagrodę Bafty dla najlepszej serii dramatycznej. Można?! – narażać fana na cierpienia psychiczne i wściekłość?!  Anglicy są zresztą ciekawym przykładem – oszczędni, znają drogę do celu i produkują w sezonie najwyżej sześć odcinków – stąd tworzonych przez nich serii nie można  nazywać tasiemcami. Angielskie seriale, z racji mniejszego budżetu opierają się przede wszystkim na scenariuszu, a nieopatrzone facjaty brytyjskich aktorów i ich niezmiennie świetne role są klasą samą w sobie. Nie mówię tu o "Doctorze Who", przy którym w pewnym momencie wymiękłem (ale kiedyś wrócę), ale o takich perełkach jak "Life on Mars", "Ashes to ashes", "Misfits", "In the flesh".  Ostatnio rządzi "Utopia", serial z nietuzinkową scenografią, tajemniczą powieścią graficzną i teoriami spiskowymi w fabule.  Kto jeszcze nie widział, niech się bierze za oglądanie, bo już mamy drugi sezon. Jest mocno specyficznie i to nawet jak na Anglików.

 

               Ale miało być przecież o klęsce urodzaju, jak wspominałem na początku. To naprawdę klęska , bo fizycznie nie jestem w stanie napocząć wszystkiego, co bym chciał.  Rzeczywiście, mamy naprawdę wysyp fantastycznych seriali, co u fanów może spowodować pewne zagubienie. Niektórym serialom pokończyły się pierwsze sezony, niektóre dopiero się rozpoczęły, inne z przytupem zaczęły drugie sezony. Powiem szczerze, że większość to raczej sztampowe produkcje  (jak ja strasznie nie lubię rzucać serialu po obejrzeniu kilku odcinków, bądź po zaliczeniu pierwszego sezonu – kiedy dociera do mnie, że najprawdopodobniej zmarnowałem czas!). Tu jednak idzie nam z pomocą sprawność scenarzystów, którzy nieodmiennie potrafią zaintrygować pomysłem i nawet kiedy z coraz mniejszą przyjemnością ślizgamy się po mieliznach fabularnych, to prawie zawsze jakoś tak jest, że mimo wszystko chcemy wiedzieć co będzie dalej. Przykładowo – chylę czoła przed twórcami zakończonej jakiś czas temu pierwszej serii "Sleepy Hollow" . Po każdym z odcinków miałem chwile wahania – rzucić to juz w diabły, przecież takie pierdoły widziałem setki razy (z tego powodu przerwałem swoją przygodę z "Haven" i "Pod kopułą" – oba seriale, ciekawostka,  czerpiące z prozy Kinga). A jednak, ostatni odcinek przyniósł smakowitego twista, para głównych bohaterów dostała mocno po tyłku, jest źle, jest strach, Peter Watts byłby ukontentowany. Teraz niestety trzeba czekać i obgryzać paznokcie.

 

W ostatnich dniach napocząłem:

 

"The Strain" – no, tu mamy nazwisko del Torro i jakieś konsekwencje tego są. Pilot się podobał, jest epidemia i chyba wampiry, dalej już trochę mniej. Niżej będzie o "Extant" i przy okazji tych seriali zauważyłem czego fani (przynajmniej polscy) nie cierpią – pierdół familijnych (oni są w separacji i to przeżywają, jest dziecko itd...), czyli coś, bez czego serialowi amerykańskiemu szczególnie ciężko się obyć. Na takiej  familiadzie opierał się tajemniczy serial "Resurrection", którego pierwszy sezon niedawno  się zakończył – dawno zmarli ludzie powracają do życia, do rodzin, a ich ciała, niespodzianka, wciąż są w grobach –  co wy na to? No, ciekawie, ale zamiast twista co piętnaście minut mamy totalną familiadę. Polscy fani chcą czegoś innego. Czego? Więcej seksu, flaków i porządnych (czytaj – nie zniewieściałych) wampirów? No, trochę z tego del Torro zapodaje, miejscami jest mocno obrzydliwie, zresztą plakat z robaczkiem wyłażącym z oka coś takiego zapowiadał – a nie jakieś tam emocjonalne przeżycia rodzinne.

 

"Extant" – w głównej roli mamy tu gwiazdę, Halle Berry.  Wróciła z wielomiesięcznej, samotnej misji z kosmosu i cholera, jest w ciąży! E... skądś to znamy. Jest też dzieciak, android  – też skądś to znamy. W każdym razie lubię niespiesznie rozwijające się historie, oszczędnie dawkowane pomysły, więc będę dalej oglądał.

 

"Outlander" – jesteśmy dopiero po pierwszym odcinku – na razie mało fantastyki. Mało? Co ja gadam, przecież bohaterka przenosi się... stop. Piękna realizacja, spotykamy bohaterów po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej, jest trochę niegrzecznie, no bo to stacja Starz, ta od "Spartakusa". A jako twórca Roland Moore, ten od "Battlestar Galactica". Bez fajerwerków formalnych, ale wydaje mi się, że historia, na razie podawana w klasyczny sposób może być ciekawa, obym się nie mylił.

 

"Penny Dreadful" – pierwszy sezon zakończony, na razie obejrzałem trzy odcinki, jest niegrzecznie, dla dorosłych,  będę oglądał dalej. Co do fajnego i istotnego tytułu – proszę sobie wyguglować. Wygląda na to, że będziemy mieli zbieraninę à la "Liga niezwykłych dżentelmenów" – pojawił się  n.p. Dorian Grey i... lepiej sami zobaczcie. Jest bardzo klimatycznie i jest Eva Green – trzeba obejrzeć dla sceny seansu spirytystycznego z nią w roli głównej.

 

"Dominion" – o sorry, jeszcze nie obejrzałem, choć spróbuję pierwszy epizod. Hmm, ale wcześniej był film "Legion", nie za dobry, serial kontynuuje jego wątki. Co tam było? Bar na pustkowiu, anioły, gniew Boga, kobitka w ciąży, a to dziecko to niby Mesjasz miał być. No, może dam szansę.

 

"Leftovers" – o, to są dopiero kpiny, serial fantastyczny bez fantastyki! Znika 2% ludzkości, po prostu znika, w tym samym momencie, a ci co zostali muszą borykać się z traumą. Jest naprawdę niesamowity hejt na ten serial, który to serial (i hejt) mnie osobiście bardzo ciekawi, choć przyznaję, po pięciu epizodach brak mi konkretnie wyznaczonej ścieżki fabularnej. Ale jest dobrze, jest ponuro i mocno symbolicznie. Kurczę, to właściwie jest eksperyment myślowy podany w formie telewizyjnej, może to tak ludzi wkurza? Raczej to, że mamy konkretną zapowiedź twórców, że w serialu nie chodzi wcale o wyjaśnienie zagadki zniknięcia, jak tak można!. Jak dla mnie numer jeden z nowości, boje się tylko, że na świecie też hejtują i HBO się zlęknie i da cancela. HBO – dasz cancela, to ja Cię...

 

Co tam jeszcze? Do sieci wyciekły piloty dwóch nowych seriali. "Constantine" z jednym z najfajniejszych komiksowych bohaterów. Aktor jest bardzo spoko, ale całość jakoś jeszcze nie przekonuje. "Flash" – bardzo miła rozrywka w tym spin-offie "Arrow". Czwarty sezon zalicza "Wrogie niebo" – pozycja obowiązkowa, dla tych, którzy lubią amerykański patos i niedobrych kosmitów. Ja zatrzymałem się na razie na drugim sezonie. A już niebawem, juz niedługo zacznie się "Gotham", czyli origin, a może nawet pre-origin Batmana i całej gamy jego przeciwników. Poczekamy, obejrzymy.

 

Aha, na koniec – "True blood" zalicza ostatni sezon. Tak naprawdę bardzo dobre były tylko pierwsze dwa, mimo, że w trzecim pojawiła się postać porąbanego króla Mississippi. Tu już nie chodzi nawet o właściwe zamknięcie wszystkich wątków. Eksploatacja pomysłów czasami aż przeraża, brak kontroli zasmuca, nad twórcami powinien stać tak naprawdę jakiś gostek z batem i używać go, gdy fabuła i postacie ulegają  rozmyciu. Pamiętajcie – idealny serial powinien mieć nie więcej niż pięć sezonów – wszystko po jakimś czasie się nudzi, widz, fan, nagle opamiętuje się i zaczyna rozumieć, ze ktoś go tu robi w konia. Popsucie świetnego produktu ("True blood", "Dexter") to największy grzech filmowych twórców. Niewybaczalny. Owszem, kasę zrobili i na tym szóstym, siódmym sezonie, ale za lat parę, paręnaście – chcielibyście, na wspomnienie kiedyś przecież ulubionego przyjaciela krzywić się z niesmakiem? 

Komentarze

Artykuł napisany dla przyjemności, przy dwóch piwkach, letni także w formie. Zapraszam do poczytania. 

Czyta się fajnie, ale jakby tak obecne seriale wypełniały tekst w trzech czwartych, byłoby moim zdaniem o wiele lepiej. Jakby to rozbić na dwa teksty – jeden o tym, co czyni letni serial dobrym, a drugi o sezonowych nowościach, miałoby to moim zdaniem większy sens i pozwoliło rozwinąć myśl odnośnie poszczególnych nowych serii, bo te opinie są mocno zdawkowe.

Przyznam się, że obecnie z seriali całkowicie przerzuciłem się na anime, ale kto wie, może któregoś spróbuję? Najbardziej zachęcił mnie Penny Dreadful.

Mam nadzieję, że się za okładki nie obrazisz. ;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

test

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Żeś to bardzo ładnie zrobił brajcie, te obrazki, dzięki wielkie! Może się jeszcze sam kiedyś nauczę.  Rozbijał artykułu raczej nie będę, niech zostanie jaki jest, trza się brać za następne. Ewentualnie mógłbym zmienić tytuł na: “I nie tylko (letni przewodnik serialowy)” hi, hi ;-)

Ja akurat obyczajowe wstawki bardzo lubię. Ale fakt, ogółowi polskiej widowni (tej części, która w ogóle śledzi zagraniczne seriale) może być z tym nie po drodze.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Wiesz, jakbym wysyłał tekst do hataka, to bym tak nie szalał :-) Notabene, rozmawiałem dzisiaj i z Marcinem i z JeRzym, na spotkaniu z redakcją byłem. Brajcie, mówiono  o Tobie, same dobre słowa :-)

To ja poproszę relację na pw. ;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Uch, żeby tak mieć czas żeby to wszystko oglądać... Ja ostatnio zaliczyłam “Dolinę krzemową” i muszę przyznać że jednak informatyczne geny po rodzicach odziedziczyłam, bo jak to tak zagorzałej humanistce może się spodobać serial którego tematem jest... bezstratna kompresja? ;-)

 

W ogóle czytając Twój artykuł przypomniałam sobie siebie sprzed lat, kiedy na ekrany trafili LOST, a ja nie miałam pojęcia o tym jak wygląda praca nad serialem. Wierzyłam wtedy, że naprawdę ktoś ma w głowie zakończenie, a wszystkie wątki w końcu pięknie się połączą. A potem w TV pojawiły się jakieś wzmianki o strajku scenarzystów i rozsypało się – Dr House, Prison Break, Zagubieni, każdy z tych seriali zaliczył jeden “strajkowy” sezon, który popsuł przyjemność z oglądania, a wielu dziur już nie dało się załatać. Teraz do seriali podchodzę z nieufnością, zwłaszcza kiedy nie chcą się skończyć w idealnym momencie, “bo oglądalność” – jak “Homeland”, który miał szansę na bycie genialnym serialem, no i niestety, twórcy połakomili się na kasę. To już chyba lepiej skasować serial po sezonie i niech w sercach fanów pozostanie niedosyt – takiemu “True Blood” zdecydowanie by to pomogło ;-)

O “dolinie krzemowej” dużo dobrego słyszałem, może kiedyś... Pamiętam te cuda ze strajkiem scenarzystów, się działo :-) “Homeland” bardzo cenię za te wszystkie trzy sezony, tylko po co to dalej teraz ciągnąć ??? Ale i tak zobaczę co wymyślą choć nie wiem czym się człowiek będzie emocjonował po tym co się wydarzyło. Aha, jest jeszcze “Person of interest” – serial który mozna właściwie uznać za fantastykę, o wszędobylskiej Maszynie. Bardzo dobre było zakończenie trzeciego sezonu, na razie fajnie się ogląda. I to jeszcze nie wszystko, jest “Defiance”, już drugi sezon i to o klonach”Orphan black” z tą aktorką w kilku, a może niedługo w kilkunastu rolach. Mnóstwo, mnóstwo fantastyki!

“True Blood” zdecydowanie powinni skasować 2 sezony temu i nawet rozbudowanie postaci Pam mnie nie udobruchało. Po trzech pierwszych odcinkach obecnej serii jakoś nie mogę się przemóc do oglądania następnych.

“Penny Dreadful” ma swoje mocne i słabe strony. Wątek Vanessy zdominował pozostałe i wcale tu nie narzekam (zasługa Evy Green zdecydowanie), wreszcie  można uwierzyć w fenomen Doriana Graya (udane połączenie niewinnego oblicza z zepsutym wnętrzem), broni się Dalton. Natomiast Frankenstein mnie znudził, jeszcze sam lekarz i kierujące nim pobudki w miarę interesujące, ale Stworzenie -zieeew, przyznaję się do przewijania. Również naiwność wątku Chandlera odrzucająca, finał przewidywalny do bólu.

“Dominium” tylko dla niewrażliwych na sztampę, bo dużo tu schematów (Wybraniec to sierota z ludu, kocha się w królewnie, główny zły jest niezrównoważonym psycholem itp.). Ja jestem odporna i mogę się z przyjemnością dać odmóżdżyć, szczególnie gdy widoki są ładne, a niegrzeczny anioł mówi z angielskim akcentem. :)

“Flash” – przy pilocie wymiękłam, poziom naiwności przekroczył moje granice. “Arrow” natomiast łyknęłam z przyjemnością i czekam na trzeci sezon.

 

“Penny Dreadful”, piąty odcinek z historią Miny i Vanessy dla mnie najlepszy jak dotąd. Ta Eva Green to naprawdę niezła aktorka, tu miała co zagrać. No, ciekawe co będzie dalej. A nowy sezon “Utopii” – po dwóch odcinkach – miodzio.

 

Moim zdaniem 7. odcinek – najlepszy (PD). Zajrzę do Utopii :)

Siódmy odcinek rzeczywiście fajny, znowu ta biedna Vanessa miała przeżycia... Ale najbardziej intryguje mnie rewolwerowiec grany przez Hartnetta, czy z nim coś będzie, czy nie? ( w sensie jakieś nadprzyrodzone przymioty?) Ostatniego epizodu jeszcze nie widziałem, może coś się wyjaśni. 

Ja Leftoversów oglądam i jakoś mi trącą Lostami, czyli dużo pytań, a na końcu spotkanie w kościółku ;) Książkę zamówiłem, to będę wiedziałwięcej i szybciej :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Też bym z ciekawości książkę czytnął, choćby po to, żeby sprawdzić jak ma się do niej serial. Oglądam na bieżąco i cały czas mi się podoba, ale czy mnożenie tych quasi-nadnaturalnych wątków wyjdzie im na dobre? W ogóle motyw zniknięcia w różnych ujęciach fascynował mnie od dawna, a tutaj jeszcze na taką skalę! No i dostali drugi sezon, czy to dobrze? Się zobaczy. 

Według mnie mogą mnożyć paranadnaturalne wątki w niemalże nieskończoność, jeśli zaprezentują jakieś sensowne/interesujące/mocne ich wyjaśnienia.

Nie sztuka natrzaskać sześć sezonów na samych znakach zapytania (jak misie polarne w Lostach:)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Zobaczymy. Obejrzę kolejny odcinek, może się podenerwuję, a może na przykład  wyjaśnią, o co chodzi z National Geographic? Kto wie? A żeby się odstresować, zobaczę epizod The Strain.  A najbardziej czekam na finałowy, siódmy  sezon “Sons of anarchy” – to jest właśnie wyjątek w mojej idealnej wizji pięcio-sezonowego serialu. Jest cały czas dobrze, na poziomie. 

Wszyscy tych synów chwalą, to chyba luknąć trzeba :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Synowie o tyle ciekawi, bo pomysł na fabułę wzięty wprost z “Hamleta”. No i jest mocno brutalnie, a w ostatnim sezonie to już masakra prawdziwa była.  Ale oglądam,  czekam, aktorzy świetni. Największe zaskoczenie to była rola Katey Sagal, znanej kiedyś jako małżonka Ala Bundy. Ci amerykańscy aktorzy naprawdę potrafią zagrać wszystko!

Ciekawe jak się mają do tego “Chłopcy” Ćwieka, którzy są niby połączeniem “Synów anarchii” z “Piotrusiem Panem”?

Kuknę i dam znać. Sagalowa jest dobra, widziałem ją kiedyś na hejcie młodego (już niemłodego) Sheena.

A Resztkowcy znów sypnęli pytaniami. Kopia lostów, ale do końca sezonu pewnie niedaleko, to doczekam. Za to HBO nowy, polski serial reklamuje. Watahę – i najprawdopodobniej z lekkim fantastycznym wtrętem w postaci mrocznej laski. Kuknie się.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ale najbardziej intryguje mnie rewolwerowiec grany przez Hartnetta, czy z nim coś będzie, czy nie? ( w sensie jakieś nadprzyrodzone przymioty?)

W moim przypadku żadnej zagadki nie było, praktycznie od początku wpadłam na to kto on zacz. I szczerze, mocno byłam rozczarowana, że to tylko to. Nie chcę psuć Ci zabawy, ale jak już skończysz serial to pogadamy o podpowiedziach (topornych IMHO).

Skończyłem, skończyłem, wszystko wskazywało na to, że Hartnett to będzie to, ale tam się jeszcze plątał Kuba Rozpruwacz i nie byłem do końca pewien jak się to wszystko połączy. Finał – tak jakoś nie sądziłem, że z tym łysym kimś tak wyjdzie, zdziwiłem się. Z lekka się rozczarowałem, bo twórcom wyszło naprawdę penny dreadful, a myślałem że tytuł to raczej przewrotnie użyty. Ale klimacik i tak fajny jest.

Kuba to był tylko domniemany, szyte to było grubymi nićmi. Widzę, że mamy podobne odczucia... Zobaczymy, co przyniesie drugi sezon :)

EDIT: wygląda na to, że Łysy był tylko posłańcem, a Master objawi się w drugim sezonie...

Drugi sezon pooglądam na pewno. Jak już tak parę dni minęło i tak na chłodno myślę, to ten miszmasz taki za bardzo miszmaszowaty jest :-) A z kolei jak Van Helsinga potraktowali, tu się mocno zdziwiłem. Wątek Vanessy dla mnie najciekawszy, zobaczymy, na co kobitka  się zdecyduje.  

Leftoversów jeszcze nowego odcinka nie widziałem, Strain widziałem, w kółko to samo na razie, jakiś przełom w fabule by się przydał. Z “Extant” robią się flaczki. “Utopię” sobie dawkuję, żeby tego co dobre  nie zeżreć od razu – “Utopia” cały czas odjechana i specyficzna. A w międzyczasie obejrzałem ostatni, w końcu, sezon “The killing” – było dobrze.

Fajna była cała otoczka (dalej o PD) – muzyka, scenografia, kostiumy – klimat przedni (muzykę pisze gość z Krakowa :)). Tygiel postaci to kiepski pomysł, na siłę, opowieść traciła przez to tempo i była mocno nierówna.

Teraz próbuję zmęczyć True Blood, ale usypiam w połowie odcinka – no, dramat.

“True blood” – już za parę dni ostatni odcinek. No i pewnie zrobię tak, że za przeczytam streszczenie całego sezonu, bo do oglądania jakoś nie mogę się przemóc. Może bym się wziął wreszcie za drugi sezon “Orange is the new black”? 

Jestem na pierwszym (OINB) i bardzo mi się podoba :)

Orange jest bardzo fajne, ta cała babska, więzienna ekipa po prostu wymiata :-) Trochę komedii, trochę dramatu, wszystko fajnie wyważone i jakieś takie naturalne. Był taki fajny odcinek z kurczakiem! Z drugiego sezonu widziałem na razie odcinek pierwszy, bo musiałem zobaczyć co tam będzie dalej z Piper, bo się trochę podziało na koniec sezonu.

Mnie się przy cancelach JERICHO przypomniało i akcja orzeszkowa ;-) Tak tylko daję znać, że czytałem miły kawałek letniej publicystyki ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Oj, Jericho. Lubiłem ten serialik :-) Nie chcę się przyznawać, ale wciąż nie widziałem w całości Firefly, jeno Serenity kiedyś (bez świadomości, że wcześniej był serial).

O panie, Firefly zostało ucięte gdzieś w połowie – szkoda ogromna :-( W jednej firmie chłopak tak z ponad dekadę młodszy ode mnie miał na telefonie lajtmotiw, ten z “you can’t take the sky from me” – i to chyba starcza za recenzję uniwersalności tego kosmicznego westernu :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Firefly oglądałem kiedyś trzy pierwsze odcinki i mnie nie porwało, pewnie dlatego tak zwlekam, ale kiedyś dokończę, no muszę :-) A “Serenity” to obejrzałem, bo King kiedyś polecał. No dobra, panie Rybo, to śmigam  teraz do Twej recenzji :-)

Każdy ma takie wstydliwe serialowe sekrety – ja np. nigdy nie przebrnęłam przez Losta (utknęłam na drugim sezonie) :D Moim zdaniem Serenity jest najlepsze, ale i serial ma swoje smaczki (odcinek z żoną widziałeś? świetny!).

Ja jeszcze “House of cards” nie widziałem, a wszyscy podobno już widzieli :-)  A King zawsze dobrze polecał, najbardziej jestem mu wdzięczny za polecenie, parę lat temu “Breaking bad” – teraz to najulubieńszy mój serial ever (no, może razem z “Przyjaciółmi”). A odcinka z żoną z Firefly nie widziałem :( Kurczę, cały czas tyle do nadrobienia...

House of Cards, przynajmniej pierwsza seria, warte czasu. Flickr dał ekipie wolną rękę no i się popisali ;-) Druga wciąż czeka na wolny czas ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Moja lista “do oglądnięcia” jest dłuuugaaa!...

A Leftoversi zaczęli brać przykład z innych – popularnych – seriali... Szczucie cycem (nastoletnim bezstanikowym lub dojrzałym, panicoodwypłatodszkodowaniowym), plus coś dla młodzieży – swoją drogą każda wstawka z wyluzowanymi nastolatkami jest “wiarygodna” jak ja grający w NBA :)

A serial wciąga – tak go zrobili :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Mnie też wciąga, tak mi się jakoś dobrze ogląda świat w rozsypce. Ale wielu ludków wymiotuje na ten serial, także przez to, że “nic się nie dzieje”. Trochę się chyba jednak dzieje. 

EDIT. Aha, zajrzałem do opka Zbierzchowskiego i tam nie zniknęło, ale zmarło nagle 1 procent ludzkości. Znaczy niby zostało zbawionych...  A ci co zostali to chyba bardziej mają przechlapane niz ci z Leftovers.

Muszę chyba spróbować tego “Penny Dreadful”. Jakoś nie byłem przekonany, ale już od paru osób słyszałem, że warto, więc dam serialowi szansę.

“Penny Dreadful” warto obejrzeć. Niektóre rozwiązania, niektóre pomysły nie wydają się do końca trafione, ale fajnie, że wszystko spaja  przewodni wątek Vanessy, to wydaje mi się, postać bez literackiego odpowiednika, wymyślona przez scenarzystów. Ten zabieg wnosi na pewno nieco świeżości, twórcy czasem fajnie bawią się  motywami, tak jak ci od “American Horror story”. No i klimat, to już mówiłem, realizacja, scenografia na dużym poziomie. 

Nie będę się rozpisywał na temat wszystkich Dexterów, Hannibalów, House’ów, Breaking Badów, Gier o tronów, itd., bo każdy ma swoje klocki i żeby znaleźć taki serial, nie trzeba zbytnio grzebać i dłubać – wszędzie tego pełno. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na dwie rzeczy.

1. Black Mirror – genialny miniserial (dwa  trzyodcinkowe sezony). Każdy odcinek jest krótką historią na temat zagrożeń, jakie może nieść rozwój cywilizacji. Nie są to jednak przykłady typu: “Och nie, ktoś zbudował Gwiazdę Śmierci!”. Nie, twórcy skupili się na aspektach socjologicznych, ​psychologicznych i wyszło im to świetnie. Serial daje do myślenia. Polecam.

2. Firefly – wspomniany wcześniej serial urwany w pierwszym sezonie (Śmierć Foxowi!) to NAJLEPSZY SERIAL NA ŚWIECIE. Nigdzie nie ma takiego klimatu, nigdzie takiego zżycia z bohaterami. Również polecam.

Kurczę, wszyscy kochają “Firefly”. A ja tak absolutnie nie rozumiem, za co. Klimat – ok. Ale co z tego, kiedy za klimatem idzie naiwna fabuła, papierowi bohaterowie (Jayne...)...

Natomiast “Black Mirror” popieram, jest świetne. Tylko ostatni odcinek, “Waldo”, bardzo wyraźnie odstaje. Dlatego zawsze polecam zamienić go miejscami z przedostatnim, żeby nie został niesmak na koniec. Albo pominąć ;)

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Pierwszy odcinek “Black Mirror” kiedyś widziałem i to była baaardzo mocna rzecz, w polskiej telewizji nie wyobrażam sobie czegoś takiego :-) A na temat Firefly będę się szerzej wypowiadał, gdy do końca obejrzę, sam fenomen mnie ciekawi. Ja to nawet lubiłem następny serial Whedona, czyli “Dollhouse” – ciekawy temat, choć trochę zmarnowany.

Battlestar Galactica i długo, długo nic!

Lost miał kilka świetnych sezonów, ale twórcy spartaczyli końcówkę (podobnie jak w przypadku seriali House M.D. i Dexter).

Black Mirror – mocny pierwszy sezon; drugiego jeszcze nie widziałem.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

“Lost” miał ten problem, że ewidentnie nie został przemyślany od początku do końca, tylko twórcy zaczęli i szyli na poczekaniu, z sezonu na sezon zakładając, że “jakoś to będzie”. A niestety, to szycie i fakt, że poszczególne elementy nie składają się w spójną całość, było bardzo mocno widoczne.

Żal do “Lost” mam, nie ukrywam tego, ale chętnie obejrzałbym kiedyś serial jeszcze raz, najlepiej ciurkiem. Kto wie, może po tych kilku latach jakoś inaczej bym na to wszystko spojrzał? Tylko kiedy miałbym to zrobić, obejrzeć znaczy...

Na emeryturze? :P

Pewnie, że na emeryturze, powoli tworzę sobie listę seriali, książek, filmów, które czekają aż dożyję  do 67, 70, 80, 90... lat. Dożyć emerytury u nas pewnie będzie największym wyzwaniem dla człowieka w dziejach!

No dobra, odpuszczam już :-)

Książkę Leftoversową kuknąłem i zmian sporo – nawet dotyczące głównych bohaterów. Czyta się dobrze, szybko, ale serial – poprzez paralostowe sztuczki – trzyma napięcie na wyższym levelu ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ja na razie opóźniam się z “Pozostawionymi”, oglądam z małżonką “Orange is the new black”, bo wcześniej sam pierwszy sezon obejrzałem no i awantura prawie była, że takie coś fajnego, a ja jej nic nie powiedziałem, tylko sam po nocach kobitki z więzienia podglądam!

Książkową wersję Leftovers polecam! Niby akcja stoi w miejscu, a kolejne strony obracały się same ;)

W serialu, mam wrażenie, dzieje się jeszcze mniej, ale ogląda się równie przyjemnie.

 

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Jestem po ósmym odcinku “Pozostawionych” i stwierdzam, że twórcy coś mocno popłynęli. Zrobiłem się sceptyczny i nieufny. W dziewiątym ponoć cofają się do wydarzeń sprzed zniknięcia, zobaczymy. 

Nowa Fantastyka