- publicystyka: Zima nadchodzi wolno, czyli o przyszłości i przeszłości „Pieśni lodu i ognia”

publicystyka:

artykuły

Zima nadchodzi wolno, czyli o przyszłości i przeszłości „Pieśni lodu i ognia”

Swe projekty Martin lubi nazywać małpkami, które ciążą mu na plecach.

Każdy z tomów „Pieśni…” nazywa Kongiem.

 

[Artykuł zawiera spoilery z opublikowanych do tej pory tomów

„Pieśni lodu i ognia”]

 

Gdy „Taniec ze smokami”, piąty tom „Pieśni lodu i ognia”, trafił w ręce czytelników, jego autor, George R. R. Martin, stwierdził, że ma nadzieję, iż kolejną pozycję, „Wichry zimy”, wyda w przeciągu trzech lat. Trzeciego marca miną dokładnie trzy lata od dnia, w którym tom piąty otrzymał datę premiery. I niewielu dziś wierzy, że Martin słowa dotrzyma. Sam autor milczy w sprawie postępów jak zaklęty, a fani od dawno błądzą we mgle, zdani na plotki, fałszywe informacje, domniemania i wieści z drugiej ręki. Kilka dni brytyjski edytor sagi stwierdził, że nowa powieść nie zostanie wydana w tym roku. Jaka przyszłość czeka więc sagę Martina oraz oparty na niej serial „Gra o tron”?

 

Czy Martin zawsze był wolnym pisarzem? Krótka historia powstawania sagi

 

Latem roku 1991 Martin napisał scenę, w której chłopiec wyrusza ze swym ojcem i braćmi, by zobaczyć egzekucję. Znajdują w śniegu wilcze szczenięta. Po kilku kolejnych rozdziałach autor zdał sobie sprawę, że rozpoczął właśnie sagę fantasy. Narysował mapę, zajął się genealogią rodów szlacheckich, zaczął planować fabułę. Wszystko to przerwał, by po raz kolejny szukać szczęścia w telewizji. Gdyby serial „Doorways” odniósł sukces, być może nigdy nie przeczytalibyśmy „Pieśni lodu i ognia”. Projekt jednak upadł i w roku 1994 autor wrócił do pisania sagi. Dwa lata później miała miejsce premiera „Gry o tron”.

 

Początkowo „Pieśń…” planowana była jako trylogia. „Gra o tron” miała opowiadać o konflikcie pomiędzy Starkami i Lannisterami i zakończyć się wykluciem smoków Daenerys oraz Krwawymi Godami. Druga część, „Taniec ze smokami” opowiadać miała o przybyciu Daenerys do Westeros i o konfliktach, jakie to ze sobą niesie, a ostatni tom, „Wichry zimy” o wojnie z Innymi. Historia jednak rozrastała się w miarę opowiadania. Martin potrzebował trzech tomów, by dojść do Krwawych Godów.

 

Jeśli spojrzymy na daty premier pierwszych powieści, wygląda to imponująco. Martin dostarczał je w dwuletnich odstępach. Nie znaczy to jednak, że tomy powstawały w ciągu dwóch lat. W dniu premiery „Gry o tron” Martin miał już ponad pięćset stron manuskryptu „Starcia królów”, a w roku 1998, podczas premiery drugiego tomu, znaczną część „Nawałnicy mieczy”, w tym cały wątek Tyriona.

 

Czwarty tom okazał się dużo trudniejszy do napisania. Autor zaplanował rozpocząć go pięcioletnim przeskokiem czasowym, dzięki któremu dziecięcy bohaterowie mogliby dojrzeć, a smoki urosnąć. „Taniec ze smokami”, bo tak początkowo nazywał się czwarty tom, miały otwierać wątki z Żelaznych Wysp i Dorne, a reszta książki opowiadać w dużej mierze o powrocie Danerys do Westeros. Pięcioletni przeskok doskonale pasował do wielu wątków – Bran, Arya czy Sam mieliby czas na naukę, Daenerys zajęłaby się rządzeniem Meeren, a Jon dowodzeniem Nocną Strażą. Niestety, przy niektórych postaciach nie było tak kolorowo. Jak wytłumaczyć pięcioletnią reakcję Dorne na śmierć Oberyna Martella? Co z Królewską Przystanią? Czemu Inni przez pięć lat nie wykazywali aktywności? Martin zaczął zauważać, że retrospekcje zajmują tak dużą część powieści, że musi zacząć od nowa. Rozpoczął pisać powieść, której miało nie być, „Ucztę dla wron”, pomost pomiędzy wydarzeniami pierwszych i ostatnich tomów.

 

W roku 2005 Martin oświadczył, że tom, nad którym pracuje, z powodu znacznej objętości zostanie podzielony na dwa i podział będzie geograficzny. Jeszcze w tym samym roku wydana została „Uczta…”. Tom piąty, „Taniec ze smokami”, miał wyjść rok później. Nie wyszedł. Fani czekali na niego sześć lat.

 

Powstawanie piątego tomu jest najlepiej udokumentowane dzięki blogowi, który Amerykanin założył w 2005 roku.

 

Warto wspomnieć, że Martin od lat pisze na archaicznym komputerze z lat osiemdziesiątych, używając starego programu pod DOS-a o nazwie WordStar 4. Na jego podstawie zlicza strony. „Uczta…” liczyła ich 1063. W momencie premiery tego tomu Martin miał gotowe 542 strony „Tańca…”, nie dziwi więc jego optymizm względem szybkiego ukończenia powieści. Niestety, dwa kolejne lata autor spędził na licznych wyjazdach, poprawkach i edycjach, w wyniku czego w październiku 2007 miał gotowe… 472 strony. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że w ciągu dwóch lat napisał ujemną liczbę stron. Na szczęście przez kolejne trzy lata Amerykanin poczynił spore postępy, choć zmagał się z wieloma trudnościami, chociażby „Węzłem Meereńskim” – problem, w jaki sposób rozwiązać przybycie kolejnych postaci do Zatoki Niewolniczej. Scenę pojawiania się Quentyna na dworze królowej napisał w trzech wersjach, w różnych fragmentach powieści. A po opuszczeniu miasta przez Deanerys na grzbiecie Drogona (co w pierwotnej wersji miało nastąpić już w pierwszym, a nie przedostatnim rozdziale) zapełnił narracyjna pustkę, poprzez wprowadzenie punktu widzenia Barristana Selmy’ego.

 

Obcując z wpisami Martina, fani wreszcie mogli dobrze poznać sposób jego pracy. Autor okazał się perfekcjonistą, który uwielbia bez końca poprawiać swoje powieści. Zmiany, jaki zaprowadza, są widoczne w udostępnianych przez niego przedpremierowych rozdziałach. Na przykład egzekucja Janosa Slynta w pierwotnej wersji wcale nie miała zostać wykonana przez ścięcie, ale przez powieszenie na szczycie Muru.

 

Ostatecznie „Taniec ze smokami” liczył 1510 stron manuskryptu, o połowę więcej, niż Martin planował. Mimo to nie zmieścił w nim wielu planowanych wydarzeń, w tym dwóch wielkich bitew: ognia, czyli bitwy o Meeren, i lodu, czyli bitwy o Winterfell.

 

„Wichry zimy”? Martin nie lubi o tym rozmawiać

 

Szósty, według ostrożnych zapowiedzi przedostatni, tom zatytułowany „Wichry zimy” w założeniu ma posiadać podobną objętość jak „Taniec ze smokami”. Martin, nauczony ciągłym przekładaniem premiery i składanym przez siebie fałszywymi obietnicami, milczy na jego temat. Co jednak wiadomo?

 

Jeszcze pracując nad „Tańcem…”, Martin napisał prawie 200 stron manuskryptu do nowej powieści, w tym rozdziały, które początkowo miały znaleźć się w piątym tomie – Aryi, Arianne, Aerona i Sansy. Później jednak z powodu wielu pobocznych projektów nie zajmował się powieścią aż do 2012 roku.

 

Wiosną 2012 roku dostaliśmy krótką informację, że pracuje nad „wątkami dothraków”. Niestety, w tym czasie nowy tom był jednym z aż dziewięciu projektów, które wykonywał. Najpewniej najwięcej czasu pochłonęła ilustrowana pozycja „A Word of Ice and Fire”, która opowiada o historii Westeros. Ukaże się prawdopodobnie w tym roku. Martin miał napisać do niej tekst o długości pięćdziesięciu tysięcy słów, lecz całość rozrosła się aż pięciokrotnie.

 

Na szczęście wiele z pobocznych projektów zrzucił ze swych pleców w roku 2013 i od tej pory ma możliwość, by skupić się na „Wichrach zimy”.

 

Oficjalne ogłoszenie Martina w ostatnim czasie zwykle brzmią podobnie. „Pracuję szybko”. „Daję z siebie wszystko”. „Muszę przyspieszyć, by serial mnie nie złapał”. Jeśli chodzi o liczby, Martin podawał je rzadko. W listopadzie 2012 wyznał, że ma dwieście gotowych stron i kolejnych dwieście do poprawy. W marcu 2013, podczas premiery trzeciego sezonu, wyznał, że napisał ćwierć powieści.

 

Co ciekawe, niedługo potem Liam Cunningham, aktor grający w serialu Davosa, wyznał, że Martin zdradził mu interesujący fakt z przyszłości postaci, a nowy tom jest w połowie gotowy. Co jeszcze ciekawsze, w grudniu Roy Dotrice, przyjaciel Martina, piromana z serialu „Gra o tron” i lektor audiobooków sagi, powiedział w wywiadzie, że autor jest bliski ukończenia. Jednak z kontekstu wypowiedzi nie można jednoznacznie stwierdzić, czy mowa o „Wichrach zimy” czy o innej pozycji Martina.

 

Zapał studzą jednak wydawcy. „Wichrów zimy” nie zobaczymy w tym roku. Czy w 2015? Na razie nie jest to wykluczone. Dokładnej daty premiery nie zna nikt, wliczając w to Martina.

 

Wszystko się rozrasta, czyli na ilu tomach zakończy się saga?

 

Jedno Martinowi można bez wyrzutów sumienia zarzucić – nie potrafi przewidywać rozmiarów swych dzieł. Jeśli spojrzymy na historię sagi i wielu jego opowieści, stwierdzić można, że historie lubią mu się rozrastać. Pięć powieści i wciąż nie dotarł nawet do połowy pierwotnej trylogii. Dwa przyszłe tomy, wedle zapowiedzi, mają liczyć 1500 stron manuskryptu. Co jeśli znów się rozrosną, choćby trochę? Owa objętość to granica możliwości wydania książki w jednym tomie. Wielu fanów uznaje ósmy tom za pewnik, a i sam Martin jest w tej kwestii ostrożny.

 

Weźmy wątek Daenerys, która wciąż ma długą drogę do Westeros. Najpierw musi uporać się z khalami, powrócić do Meereen i popłynąć do Westeros. To może potrwać cały tom. Zostaje więc tylko jedna powieść na wojny – zapowiadany przez wielu Drugi Taniec Smoków oraz finałowe starcie z Innymi. Jeden tom, podczas gdy w Zatoce Niewolniczej spędziła ich kilka.

 

Zapowiadani od pierwszych stron Inni wciąż nie przeszli przez Mur. A czy nie po to poznawaliśmy każdy zamek i miasteczko, każdy ród do ośmiu pokoleń wstecz, by ujrzeć, jak całe to królestwo staje przeciwko Innym? Istoty z Krain Wiecznej Zimy muszą przelać się przez Westeros, a na to potrzeba czasu. A jest jeszcze przynajmniej kilkanaście innych ważnych wątków i pewnie kilkadziesiąt mniejszych. Czy Martinowi uda się w dwóch tomach zawrzeć satysfakcjonujące zakończenie ich wszystkich? To będzie zakrawać na cud.

 

Serialowy pościg, czyli kto opowie pierwszy opowie zakończenie „Pieśni lodu i ognia”?

 

Czy serial przegoni sagę? Nie chcą tego ani twórcy, ani Martin, a już na pewno nie czytelnicy. Autor czuję presję i trudno mu zazdrościć perspektywy, w której obcy ludzie przedstawią zakończenie jego pisanego od ponad dwóch dekad magnum opus. HBO stawia sprawę jasno – jeśli dogonią książki, będą kręcić dalej.

 

Tej wiosny rozpocznie się czwarty sezon. Dokończy on ekranizowanie „Nawałnicy mieczy” i rozpocznie wątki z dwóch kolejnych tomów. Jednak już teraz trwają race nad scenariuszem do sezonu piątego. Trudno oczekiwać, by wątki Brana, Theona czy Daenerys z wydanych do tej pory tomów wystarczyły do szóstego sezonu włącznie. Dlatego za rok o tej porze Benioff i Weiss zaczną adaptacje najprawdopodobniej niewydanej jeszcze książki. O ile jej publikacja przed premierą szóstej serii jest jak najbardziej możliwa, to sprawa z siódmym tomem, „Sen o wiośnie”, wygląda dużo gorzej. Co jeśli tomów będzie więcej? Wtedy z pewnością Martin nie zdoła opowiedzieć historii przed telewizyjną adaptacją.

 

Wielu fanów zarzeka, że gdy serial przegoni książki, przestaną oglądać. Sam zamierzam zrobić tak samo. Niestety, by ochronić się przed spoilerami musiałbym chyba zamieszkać na pustyni. Epickie zdjęcia ostatniej bitwy wypełnią nagłówki artykułów, a o tym, kto ostatecznie zasiadł na tronie i kim była matka Jona Snow, będą rozmawiać za każdym rogiem. Może więc lepiej obejrzeć serial i narazić się na całą paletę spoilerów, choć lepiej podanych? To już wybór każdego widza.

 

Można mieć więc jedynie nadzieję, że autorowi jakimś cudem uda się dokończyć sagę przed scenarzystami i zakończenie to będzie satysfakcjonujące. Martin, choć można narzekać na tempo jego pisania, stworzył jedną z najlepszych historii wszech czasów. I to on powinien mieć szansę, by opowiedzieć ją pierwszy do końca. Bez ograniczeń budżetowych i bez skrótów. Tak, jak powstało to w jego wyobraźni.

Komentarze

W artykule pojawia się wiele dat i liczb, dlatego dla większej przejrzystości tekstu nie zdecydowałem się zapisywać ich słownie.

Fajny artykuł, przyjemnie się czytało. Martin jest jednym z moich ulubionych pisarzy i nie spodziewałem się, że dowiem się czegoś nowego, a jednak udało Ci się mnie zaskoczyć. Artykuł przygotowany solidnie, czasem żałuję, że już na tym portalu nie ma ocen, bo wstawiłbym najwyższą. ;-) Szkoda, że "Wichry zimy" nie ukażą się w tym roku. Ale gdyby Martin nie poprawiał swoich tekstów w nieskończoność, zapewne saga nie byłaby taka dobra. Mam nadzieję, że serial nie dogoni cyklu. To byłoby straszne… I dla Autora, i dla fanów. Dla twórców serialu niekoniecznie.

Mam nadzieję, że serial nie dogoni cyklu. To byłoby straszne… I dla Autora, i dla fanów. Dla twórców serialu niekoniecznie. Zależy jak dużo twórcy wiedzą i jak bardzo w tworzenie nowych sezonów zaangażuje się Martin. Można to opisać na podstawie dwóch skrajnych sytuacji. Martin, wiedząc, że serial go przegonił, zawiesza pisanie i zaczyna pełnoprawną pracę przy serialu (mało prawdopodobne, myślę, że za bardzo lubi swój dom w Santa Fe i swoje kino). Wówczas scenarzyści byliby pewnie zadowoleni. Jeśli jednak Martin ograniczy się do tego co robi teraz, a scenarzyści musieliby sami napisać dalsze sezonu w oparciu jedynie o kilka fabularnych punktów i ogólnego nakreślenia wątków, wówczas może zaiskrzyć. I okaże się, jak dobrymi opowiadaczami są panowie producenci.

A ja czytając sagę mam dziwne wrażenie, że Martin nijak nad tym nie panuje. Ma ambicje stworzenia świata, ale jednak – nie zabijajcie mnie za to co napiszę ;-) – brakuje mu talentu i dyscypliny. Wysyła bohaterów w różne miejsca Westeros nie dlatego, że ma to jakieś znaczenie dla akcji, tylko dlatego że jakiś pomysł światotwórczy przyszedł mu do głowy i koniecznie chciało mu się go opisać. Jest takie powiedzenie, że pisarz musi umieć zabijać swoje dzieci, tylko Martin zabija nie te co trzeba ;-)

Dzięki za ciekawy artykuł.

Sorry, taki mamy klimat.

Ja bym się zgodził z tym, co napisał JeRzy w najnowszym numerze NF: "Martin dokładnie zaplanował, do jakiego finału zmierza jego opowieść, jednak gdzieś w trakcie uznał, że może doprowadzić do niego dużo dłuższą i bardziej krętą drogą". Przyzna, że tak bardzo lubię świat Martina, że nie przeszkadza mi, iż Tyrion podróżuje po rzece pół tomu, bo dzięki temu można poznać wiele ciekawych miejsc i ludzi. Wiadomo też, że w finałowych tomach nie będzie wiele miejsca na takie rzeczy, więc Martin rozbudowuje świat właśnie teraz, w środkowej części sagi. Ale rozumiem, że jeśli ktoś czyta przed wszystkim dla fabuły, może zgrzytać zębami na takie fragmenty.

Jeśli Jerzy ma rację, to takie nadmuchiwanie opowieści poskutkuje tylko jednym – finał, o ile w końcu nadejdzie, nie zadowoli nikogo. Obym była złym prorokiem.

Martin mówił kiedyś, że nie wyobraża sobie, żeby tomy od trzeciego wzwyż zmieścić w pojedynczych sezonach. To by oznaczało, że czwarty sezon zamknie "Nawałnicę mieczy", a "Uczta dla wron" i "Taniec ze smokami" wypełnią co najmniej trzy, jeśli nie cztery kolejne sezony serialu. Czyli ma jeszcze ze trzy lata na "Wichry zimy" i pewnie ze dwa kolejne na "Sny o wiośnie". [SPOILERY] Jeśli chodzi o moje główne przypuszczenie dotyczące fabuły: obstawiam, że Jon Snow zostanie wskrzeszony przez Melisandre i okaże się Azorem Ahai. Niewykluczone również, że nie był synem Neda Starka, tylko jego siostry Lyanny i Rhaegara Targaryena. Obstawiam, że finalnie zwiąże się z Daenerys i z pomocą smoków odeprą Innych.

Fakt, Martin tak twierdzi, ale ostateczne zdanie będą mieć scenarzyści. A ci zapowiadają, że chcą zamknąć cały serial w ośmiu sezonach.   [SPOILERY z czwartego sezonu] Już wiosną zobaczymy dużo wątków z IV i V sezonu. Wyprawa Brienne w celu poszukiwań Sansy, Lordowie Deklaranci, Theon oswabadzający Fosę Cailin, dzięki czemu Roose Bolton wróci na północ, pożarcie dziecka przez Drogona i co najważniejsze Trójoka Wrona. Czyli już w czwartym sezonie zrealizowany zostanie cały dostępny wątek Brana. Na piąty sezon zostanie niewiele wątków Daenaerys, Theona, Sasny czy Aryi. Dlatego twierdze, że już w szóstym będą potrzebować VI tomu, chyba że powymyślają zapychacze, by przeciągnąć kolejny rok.   Jon jako Azor Ahai, Daenerys jako Nissa Nissa i smoki jako Światłonościa to chyba najpopularniejszy obecnie scenariusz. Jeśli Martin nie będzie nas chciał w tym względzie zaskoczyć, to i tak powinno być ciekawie. Są w końcu inne wątki – jaka będzie rola Aryi, Tyriona czy Sansy. No i Brana oczywiście, może tu Martin nas zaskoczy i Dzieci Lasu okażą sprzymierzeńcami Innych. W ogóle Inni powinny wygrać na końcu, Martin złamał tak wiele schematów, że happy end będzie nie na miejscu. Albo chociaż Westeros odpiera Innych, ale powstaje nowy Mur na Przesmyku, całą Północ zaczynają władać Inni, a mieszkańcy żyją w ciągłym strachu.

Pewnie serial celem "wydłużenia" będzie eksponować wątki i postaci, które w pewnym momencie Martin skwitował "no i został ciężko ranny, do zobaczenia za 1800 stron, jak jeszcze będę o nim pamiętał", typu wątek Lorasa, którego szkoda by było zostawić tak jak zostawił go autor, a ta postać ma spory potencjał dramaturgiczny (taki zawsze idealny, ukochany braciszek królowej, a tu taki smutny los go czeka). Albo losy Joraha Mormonta, który podobnie przepada na tysiąc stron. W ogóle mam wrażenie, że cały fenomen Gry o Tron dzieje się dla mnie gdzieś między wierszami, a nie w tym, co zostało napisane. Że ważniejsze jest to, co potencjalne, a to, co już napisane staje się nagle jakieś takie znacznie bardziej nudne niż to, co sobie wyobrażamy. Pytanie, czy tak jest z woli autora, czy też po prostu nie chce mu się kombinować, co się mogło stać z bohaterem X ;-) W ogóle przydałoby się w końcu powiązać te wątki jakoś i mam wieeelką nadzieję, że Martin jednak będzie miał na to jakiś pomysł, a nie tylko symuluje prawdziwe życie, gdzie nic nie chce się podporządkować zasadom dramaturgii ;-)

Ojej, ojej, jestem bardzo przestraszona. Onegdaj (czyli grubo przed powstaniem nawet zamysłu na serial) zarzuciłam lekturę cyklu Martina po przeczytaniu (a może i w trakcie) bodajże "Stali i śniegu", bo nie-na-wi-dzę niedokończonych cykli. Wtedy uważałam, że poczekam parę lat i się doczekam albo nie mam na co czekać, bo historii bez finału nie tknę więcej. A tutaj wygląda, że będę czekać wieki, wciąż naszczuta, że jednak autor dojdzie do finału. A i tak może się okazać, że nadmiar projektów albo i biologia mu nie pozwolą. A to taki dobry pisarz :(

Dwa tomy do końca, czy pięć… Ważne, żeby udało mu się skończyć w ogóle.

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Minęło osiem miesięcy i w tym czasie nie dowiedzieliśmy się niczego nowego w sprawie wydania “Wichrów zimy”. Przynajmniej od samego Martina, z kolei wydawcy podają sprzeczne ze sobą informacje, więc lepiej w nic nie wierzyć.

Świetny artykuł.

Pomyśleć, że przed miesiącem kupiłem 8(!) tomów i myślałem, że to już... Wszystkie!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Artykuł ciekawy, wiele rzeczy wiedziałem już wcześniej, ale fajnie wszystko przeczytać w jednym miejscu. 

 

Co do ósmego tomu....podobno Martin gdzieś mówił, że najprawdopdodobniej będzie. Osobiście nie napawa mnie to optymizmem, z drugiej strony lepiej żeby wszystko zrobił dokładnie anizeli miał w pospiechu pisac ksiazki na poziomie serialu, który nie oszukujmy sie jest o wiele gorszy od sagi.

I tak, ja rowniez przestaje ogladac serial, gdy dogoni ksiazke, a to jest pewne, bo Martin robi wszystko poza pisaniem ;)

Trochę podrasowałem obrazek. Wyrównywanie obrazków załatwiaj poprzez edycję właściwości obrazka, nie przez justowanie całego akapitu. ;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Od premiery (zagranicznej) “Tańca ze smokami” minęło dopiero co trzy lata, a więc spoko, jesteśmy już na półmetku wyczekiwania na “Wichry zimy” :-) Zanim się obejrzymy, minie kolejne trzy latka i będziemy czytać książkę ;-) A może jednak Martin nas zaskoczy? Owszem, nawet ostatnio faka fanom pokazywał, ale też przyznał, że chyba jednak trzeba poważnie (wszystko przez ten serial!) wziąć się do roboty, żeby kichy nie było. 

Dzięki, brajcie.

 

Co do premiery “Wichrów zimy” podobno Tadeusz Zysk stwierdził, że na początki przyszłego roku będą mieli gotowy tekst, a redaktor Martina z Wielkiej Brytanii napisała, że premiera w 2015 jest mało prawdopodobna (2014 wykluczyła wcześniej). Z drugiej strony w piątym sezonie serialu nie będzie odcinka napisanego przez Martina, gdyż wolał się skupić na pisaniu sagi  (a może nie wiedział, jak go napisać, skoro twórcy wycięli 80% postaci z “Uczty dla wron”:P). Powiedział też coś, co napawa optymizmem – że napisze scenariusz do sezonu szóstego, jeśli do tego czasu wyda szósty tom. 

Nowa Fantastyka