Profil użytkownika


komentarze: 41, w dziale opowiadań: 0, opowiadania: 0

Ostatnie sto komentarzy

Już chciałam pisać, że tego Bułyczowego opowiadania nie znam, ale wyszlo na to, że go zwyczajnie nie pamiętam :(  dodane do kolejki, mam nadzieję, że mi się “Groźna planeta” podczas kartkowania nie rozleci ;) 

 

Bochińskiego (Almazowy zbiór) dorwiesz za mniej niż dyszkę na allegro.

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

@Staruchu: tak tez coś czułam, że z niczego się ten tekst nie wziął ;) 

”Naciśnij ENTER” rusza nawet takie młodziki jak ja, z resztą Wollheima zbiorki mam chyba wszystkie.

@mr.maras  o patrz, właśnie czytałam Simaka, ale coś innego, gdyż jako szóste opowiadanie pojawiło się: 

Tydzień 6.

Clifford D. Simak – Grota tańczących jeleni (Grotto of the Dancing Deer) tłum. Andrzej Leszczyński. Fenix 2 (2) 1990 oraz Rakietowe szlaki: 3, Solaris 2011.

 

Ale po “Chodzić po ulicach miasta” sięgnę z przyjemnością i dam znac jak wrażenia. 

 

Od razu wrzucam propozycję na ten tydzień: 

Tydzień 7.

Tomasz Bochiński – Cudowny wynalazek pana Bella. Niech żyje Polska: Hura!: 2, Fabryka Słów 2007 i 2009 oraz Opowieści praskie, Almaz 2012.

 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

@mr.maras ja te opowiadania też w większości znam (obecnie chyba 3:2, i statystyka nie wiem jak się zmieni, bo namiętnie poczytuję stare antologir), co więcej – czytałam je relatywnie niedawno (gdyż parę lat temu postanowiłam ponadrabiać klasykę i poniwczasie zorientowałam się w jaką czarną dziurę wdepnęłam)

Clue całej zabawy polega na tym, by ludkom o dziurawej pamięci (dzień dobry, mam na imię Ola i w trakcie lektury zapominam jak ma na imie głowny bohater) połechtać troszkę wspomnienia, ale też by skłonić innych, nieznających tematu, do poszperania w antykwariacie i/lubi bibliotekach. 

Niemniej, skoro już po polecance Wilka złożyłam zlecenie na poszukiwanie “Wizji dla ubogich”, to poleć proszę coś zaskakująco świetnego, a łapiącego się na utwór niesłusznie zapomniany. Przeczytam z przyjemnością!

 

@cobold bardzo się cieszę, przekażę to pomysłodawcy (chociaż krążą plotki, że ponoć tutaj zagląda i śledzi wątek :P )

 

@staruchu – jak ostatnio bookpornowałam “Gwiazdą” Clarke’a to usłyszałam, że jednak młodym fajniej, bo pierwszy raz poznają te super historie. Zatem nie tylko starość ma swoje plusy ;) Ps. strasznie mi się podobał akapit zamykający twój art w NF :D

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Tydzień 5.

Harlan Ellison – Chłopiec i jego pies (A Boy and His Dog) tłum. Piotr W. Cholewa; Fenix 5 (9) 1991; Rakietowe szlaki: 5, Solaris 2012 oraz To, co najlepsze, tom 2 Prószyński i Spółka 2018.

 

Jedno z opowiadań, które zostały mi popsute przez rozmowy z ludźmi – zanim zasiadłam do lektury wiedziałam już o czym jest, jak się kończy itp. Mimo to ma ono moc, zwłaszcza co bardziej empatyczni czytelnicy mogą mieć po nim niezłego kaca. Ale zasadniczo po Ellisonie ma się kaca, zatem pasuje :D

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

To będzie niezła zabawa z szukaniem tego, ale znajdę, dzięki za polecankę! 

 

Z beczki opowiadaniowej – wczoraj skończyłam czytać “Opowieści Fantastyczne” Wellsa i jestem więcej niż zachwycona. Ale i teraz już wiem, dlaczego podczas pierwszej lektury “Wojny światów” (a było to kilkanaście lat temu, w czasach gdy fantastyki unikałam niczym diabeł święconej wody) byłam aż tak przerażona – te historie są napisane tak, że się w nie zwyczajnie wierzy :) A gdy doda się do tego świadomość tego kiedy Wells pisał, to… czapki z głów panowie i panie, czapki z głów laugh

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

@Wilku, mówisz o tym? Wola ludu (The People's Choice) William Jon Watkins, tłum. H. Salapska ? 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

To jest to opko o maskach i prestiżu? Świetne!

Tak, to dokładnie to opowiadanie :) Drogę ciągle planuję przeczytać (tzn, odkąd mam komplet, czyli od dwóch lat), ale ciągle coś mi się wtrynia w kolejkę.

 

Ależ “Problemy” są osiągalne. tyle że trudnoosiągalne ;-) A szkoda  tego “trudno”, bo przy 20% opowiadań słabych i 20% średnich, pozostałe 60% było naprawdę w dechę.

Wstyd się przyznać, ale “Problemów” to ja chyba nawet nigdy w rękach nie miałam… Ale i w sumie czasopisma zaczęłam poczytywać niedawno.

 

Opowiadanie na ten tydzień to cymesik nad cymesikami: 

 

Tydzień 4

Henry Kuttner – Świat należy do mnie (The World Is Mine) tłum. Wiktor Bukato. Świat należy do mnie – Iskry 1985; Próżny robot – PiK 1993 oraz Próżny robot – Solaris 2011.

 

Coś czuję, że jak chwycę Próżnego Robota, to znów zamiast jednego opowiadania machnę cały zbiór… :D 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

 

@Kam, chyba już forumowicze odpisali wszystko to, co chciałam napisać ;) Po części pomysł też jest po to, by ludze zaczęli wyrażać zainteresowanie prenumeratą. Chociażby ze3 względu na dołączane płytki ;)

Plus, niektóre z opowiadań były w Solarisowych Rakietowych szlakach, oraz – marzy mi się sytuacja, w której jakieś nasze wydawnictwo decyduje się na kolekcjonerską serię starych opek w nowych tłumaczeniach. Coś na zasadzie “To, co najlepsze” Ellisona :D

Ps. Czytam SFy od lat pięciu i raczej do “elitarnych” czytelników się nie zaliczam, a wyzwaniu kibicuję mocno i zrobię wszystko, by przeczytać kolejne opowiadania. Przecież nie trzeba tego robić w zadanej kolejności :D 

@anet: (i reszta pytająca o link) – wpiszcie na FB #52opowiadania , a powinny wyskoczyć odpowiednie posty. Rozważam też stworzenie podstrony na blogu, ale to zalezy od zapotrzebowania i czasu Mbiko na pomoc przy ogarnianiu tematu.

@wybranietz :cholercia, ja rozumiem o co ci chodzi, ale jakoś wizja podstawiania pod nos młodszemu pokoleniu (jak z tego młodszego pokolenia ;) ) irytuje mnie niezmiernie…

@wilk-zimowy: nie zmieni się. Na tyle znam człowieka, który  zainicjował cały temat, że nie wrzuci rzeczy nieosiągalnych :D 

 

 

Ps. 

Mamy kolejne opko: 

Jack Vance – Księżycowa ćma (The Moon Moth) tłum. Ewa Witecka, Droga do science fiction: Od dzisiaj do wieczności, Alfa 1988 oraz Rakietowe szlaki: 5, Solaris 2012 

 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Miniony rok był okazał się najlepszym od lat pod względem ilości przeczytanych książek. ŁĄcznie wyszło 69 pozycji. Dodatkowo przeczytałam 76 opowiadań (większość z NF laugh )

W pozycjach czytanych “z wyboru” królowała fantastyka starsza, i chyba w sumie (prócz “Kurierów Galaktycznych Szlaków” i pięciu tomów Amberu) byłam z lektur bardzo zadowolona. 

Ponieważ wielbię tabelki, a te nie wielbią komentarzy tutaj, ciekawych co też Silaqui czytała zapraszam: https://www.kronikinomady.pl/2019/01/podsumowanie-2018.html 

 

Jeśli miałabym wskazać książki, które podobały mi się najbardziej, to cóż… Zeszły rok zaczęłam Ellisonem, i potem kolejnym tytułom trudno było dorównać “Temu, co najlepsze”. Na pewno miło wspominam: 

“Pomnik” Biggla, “Na fali szoku” Brunnera,  “Wypalić Chrom” Gibsona, “Orzeł bielszy niż gołębica” Lewandowksiego, “Modyfikowany węgiel” Morgana, “Wniebogłosy” Nowaka, “Pielgrzymka na Ziemię” Shekley’a, “Przedrzeźniacz” Tevisa. 

Porażek było niewiele, najgorsze co przeczytałam, to  “Gniazdo” Goodkinda,  “Gdzie niebo mieni się czerwienią” Lueddecke,  “Proroctwo cieni” Madow, “Cynobrowe pola” Radlak. 

To tak w telegraficznym skrócie :)

 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Ok, póki nie mamy odpowiedzi, to zbiorę wszystkie linki tutaj: 

NOWA FANTASTYKA 2018:

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4820845/nowa-fantastyka-424-01-2018

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4823322/nowa-fantastyka-425-02-2018

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4844055/nowa-fantastyka-426-03-2018

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4848062/nowa-fantastyka-427-04-2018

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4848973/nowa-fantastyka-428-05-2018

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4852476/nowa-fantastyka-429-06-2018

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4854118/nowa-fantastyka-430-07-2018

http://lubimyczytac.pl//ksiazka/4857495/nowa-fantastyka-431-08-2018

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4861188/nowa-fantastyka-432-09-2018

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4862984/nowa-fantastyka-433-10-2018

http://lubimyczytac.pl//ksiazka/4866090/nowa-fantastyka-434-11-2018

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4870348/nowa-fantastyka-435-12-2018 

WYDANIE SPECJALNE 2018:

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4822723/fantastyka-wydanie-specjalne-nr-1-58-201

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4849703/fantastyka-wydanie-specjalne-2-59-2018

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4857556/fantastyka-wydanie-specjalne-3-60-2018

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4871908/fantastyka-wydanie-specjalne-04-61-2018 

 

NOWA FANTASTYKA 2019:

 

1. http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4873617/nowa-fantastyka-436-01-2019​ ​

2.  http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4875426/nowa-fantastyka-437-02-2019 

 

 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

“Starocie” mówisz :-/.

Okej, niech będzie nienowości ;)

 

“Białe skrzydła Kopciuszka”  w komplecie z Dzikusami miały chyba jedno wydanie, za to samo odowiadanie znajdziesz jeszcze w  “Świecie bez czasu”:  http://baza.fantasta.pl/opowiadanie.php?id=14252 

 

Tych opowiadań nie pojmie w pełni nikt, kto nie pamięta czasów “realnego socjalizmu”. Bo one przemawiają nie tylko do głowy, ale też do serca i do wspomnień.

O to to! Aczkolwiek to chyba z cyklu guslarskiego było opowiadanie o skrytce w ścianie? Czy też coś pomieszałam?

 

No i widzisz, jednak takiego Bradbury’ego można czytać nie pamiętając czasów zimnej wojny, wystarczy odrobina czytelniczej wrażliwości.  A tę fantaści na szczeście zazwyczaj posiadają, trzeba im tylko o tym czasem przypomnieć :) 

 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Kurcze, w Enderze też tyle nielogiczności :(? Jak to dobrze, że Staruch tak dawno to czytał, bo nie zdążył jeszcze nasiąknąć “szkiełkiem i okiem”.

Spoko, gdy ja pierwszy raz czytałam “Grę Endera” też na to nie zwróciłam uwagi wink

 

Z tym, że to są wszystko pozycje dla dzieci starszych-młodzieży młodszej.

To znam tylko Broszkiewicza – “Ci z dziesiątego tysiące” było jedną z niewielu fantastycznych pozycji w domowej biblioteczce moich rodziców smiley

 

(…)tam się znajdują opowiadania, które czytałem jako pierwsze z jego twórczości, i dwa moje ulubione: “Czerwony jeleń, biały jeleń” oraz “Połowa życia”. One są chyba z cyklu Pawłyszowego?

Tak, to są Pawłyszowe opowiadania – mam tę antologię, to był jeden z pierwszych świadomie zakupionych “staroci’ laugh Z opowiadań Pawłyszowych moim ukochanym są “Białe skrzydła Kopciuszka” . Za to Guslar do mnie nie przemawia za bardzo, ale to dlatego, że zwyczajnie za młoda jestem ;)

 

Hm, no niby offtop, ale w ramy fantastyczno-czasopismowe się mieści chyba ;)?

Przekonamy się, jak zajrzy tu portalowa admiralicja laugh

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Staruchu

Dalej – zastanawiając się nad w miarę uniwersalną pozycją dla początkującego “czytacza SF”, doszedłem do “Gry Endera”. Bo to i dla młodocianych, i dla graczy, i dla troskliwych matek, i dla ekologów biadających nad eksterminacją gatunków… I ponadto – dobre czytadło to jest :)

Nie do każdego czytacza “Gra Endera” przemówi, bo przecież tam jest w cholercię i ciut nielogiczności i bzdur naukowych. Co wiecej – już nawet gdzieś kiedyś w sieci czytałam reckę, która właśnie ze względu na “błędy” określała “Grę” powieścią złą.  (a poza tym napisał to Card, więc na to rant na niemormonów ;) ) 

 

Lektura Bradbury’ego, ze “szkiełkiem i okiem” też jest uprawniona. Ale wtedy straszliwie zubaża całą feerię znaczeń, za tymiż “Kronikami…” stojących. Bo to i Stany lat 50-tych jako Złoty Wiek, i strach przed nuklearną katastrofą, i obawa przed jutrem, zmieniającym całkowicie dziś…

Dokładnie, dlatego wspomniałam – szkiełko i oko się przydaje, ale by dobrze odczytać literaturę należy poszukać głębiej. 

 

Oraz na koniec – nie wiem gdzie to czytałem, bo coś nie mogę znaleźć (na Twoim blogu?),  że w latach 70-tych i 80-tych było lepiej, bo wychodziły tylko dzieła przesiane prze wiele filtrów, po prostu najlepsze. Może i tak. Ale zdobyć je – graniczyło z niemożliwością.

Wiem o tym, trochę czasu przegadałam z Jackiem Inglotem, który opowiadał mi hjak to było z dostępnością fantastyki. Zatem nie twierdzę, że było lepiej, po prostu – jak już się czytało fantastykę to prawdopodobieństwo trafienia na chłam było dużo mniejsze.  (a temat poruszam raz na jakiś czas, ostatnio w wywiadzie, jaki przeprowadził ze mną Qbuś:  http://pozeracz.pl/wywiad-silaqui-kroniki-nomady/ 

 

Nosiłem się kiedyś z zamiarem napisania artykułu, na czymż to wzrastał młody fantasta na przełomie lat 70-tych i 80-tych. I Tomaszewska, i Petecki, i twórczość demoludów – Alicja Bułyczowa (ZSRR), Hofman z Czech, Rasch z DDR, Stypow z Bułgarii (o, to była rewelacja ;)). Znasz te pozycje? Peteckiego wiem, że tak. Kogoś by to zainteresowało?

Tomaszewskiej chyba coś mam w biblioteczce, Hofmana i Rascha nic nie czytałam, Bułyczowa wielbię, chociaż Alicji też jakimś cudem nie mam w księgozbiorze (za to opowiadania Pawłyszowe są miodne!)  

I pewnie że by zainteresowało. Na przykład mnie :D 

 

ac

Pozycje must read, czy inne kultowe tytuły mogłyby powstać nawet na forum (już są?).

Coś trzeba będzie wykombinować :) Co ty na to  @JeRzy?

Poza tym przyłączam się do polecania “Wszystkich na Zanzibarze”, koniecznie “Diuna”, koniecznie chociaż pierwszy tom Majipooru, koniecznie “Ostatni brzeg” i “Gdzie dawniej śpiewał ptak”, koniecznie… mogłabym tak jeszcze z godzinę :D 

 

 

A tak  już offtopując w offtopie: dopiero teraz zagłębiłam sie w otchłanie działu “Książki”.  Borze szumiący i wszyscy śnięci, ależ ten nasz portal jest nieintuicyjny angry 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Ojej, toś się Staruchu rozpisał na temat mojego artykułu :) Dobrze, baaardzo dobrze devil

ad1. jasne, nie ma powieści uniwersalnej, ale z drugiej strony – po wznowieniu “451 Farenteita” rozmawiałam z ludźmi, którzy czytali tę powieść a) po raz pierwszy w życiu, b) po raz pierwszy po kilku latach przerwy c) po raz pierwszy po 20-30 latach. Za każdym razem, każda z tych osób, z czytania tej krótkiej przecież powieści wynosiła coś nowego.  I za każdym razem nie obyło się bez wielorakich emocji i/lub przemyśleń. Sama historię Montaga powtórzyłam po 3-4 latach i czułam się, jakbym czytała całkowicie nową powieść. Dlatego, pomimo faktu, że masz trochę racji z tym pudełkiem czekoladek, będę Bradbury’ego polecać. Taka moja mała misja laugh

ad2. okej, tutaj musiałam odetchnąć głębiej, przespać się z tematem i powstrzymać trochę przekleństwa cisnące się na język. Zatem, zacznę od końca – mi też nigdy nie przyszłoby do głowy, by w TAKI sposób czytać Bradbury’ego, a tym bardziej w TAKI sposób go analizować. Tego typu podejście do klasyki fantastyki (czy ogólnie klasyki) jest najzwyczajniej w świecie złe, po ludzku błędne i tak NIE POWINNO SIĘ czytać i odczytywać literaturę. Ale wiem też, że jest to swoisty znak naszych czasów – czytelnicy i osoby piszące opinie w internecie całkowicie pomijają (a może nie są świadomi) jak  wazne podczas odczytywania literatury są: kontekst i emocje. Akapit wyżej ( i w moim tekście z NF) zarysowałam jedynie co jest istotne w twórczości Bradbury’ego. To, że moje pokolenie zamiast wejść głebiej w powieść/opowiadanie bawi się w “panią od polaka”, która czepia sie szczegółów, smuci mnie straszliwie i zaczynam się zastanawiać, czy da się ten trend jakoś wygasić. Bo jak szkiełko i oko przy omawianiu literatury jest potrzebne, tak czucie i wiara są do tego niezbędne. 

Niestety, “Jakiś potwór tu nadchodzi” jeszcze nie trafił do mojej biblioteczki, liczę że dorwę go gdzieś w jakimś antykwariacie. 

 

PS. Na instagramie jedna z czytelniczek NF przyznała się, że przed lekturą sierpniowego numeru nie miała pojęcia o tym kim był Bradbury, jest  zatem jeszcze gorzej niż nam się wydawało. 

 

PPS. Zasadniczo te artykuły, które będą się z czasem pojawiać z NF są właśnie w takim celu pisane (i po to mnie Jerzy do NF ściągnął) – by pokazać młodszym czytelnikom, że starocie nie gryzą. I robić to z perspektywy kogoś, kto nie siedzi w fantastyce od miliarda lat wink

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Ale to chyba dotyczy tylko SF. Bo te inne gatunki to zawsze będą wtórne i polegały na tym, że ktoś albo wymyśli kolejny fajny świat z potworami i conanami i go fajnie opisze, albo nie.

Lakeholmen  wszędzie da się – jak myślisz, dlaczego Bacigalupi czy McDonald tak ludzi zachwycili? Wzięły chłopy nośny (ale ograny przeciez przez SFy) temat, okrasiły go settingiem dla większości świata totalnie obcym i tadam! mamy coś, co zachwyca ;)

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

kiedyś zdarzało mi się przeczytać w Fantastyce coś, co wbijało w fotel, zmuszało do myślenia, przychodziło na pamięć po latach. A ostatnio czytam opowiadania, raz lepsze, raz gorsze, ale nie pamiętam kiedy pozazdrościłam, że to nie ja wpadłam na taki pomysł.

Bellatrix  bo z “nowymi” pomysłami coraz trudniej. Czytam na zmianę starocie (ostatnio zaliczyłam na przykład “Pielgrzymkę na Ziemię” Sheckleya) i nowości właśnie. I walczyć muszę z wzbierającymw mym serduchu “bleh!”. Bo wszystko już praktycznie było (w sensie pomysłu). Zatem pozostaje albo: łaczenie pomysłów i motywów, albo łączenie gatunków. Albo, ewentualnie, zabawa z odwracaniem ról (chociaż i to też już było ;) ) Albo, coś co jeszcze czasem sprawia, że zachwycę się “współczesnym” opowiadaniem: zabawa językiem i formą jako taką. 

Już tłumaczę jak to wygląda: jeśli ktoś napisze opowiadanie o zgubnych efektach podróży w przeszłość (paradoks dziadka) i zrobi to poprawnie, to będzie “bleh!”.  Ale jeśli oczaruje mnie formą, to zapamiętam to opowiadanie. Pomimo wtórnego pomysłu. 

 

I tak, nawet Watts mnie w czerwcowym numerze nie oczarował, bo zabrakło tego “czegoś”, co sprawia, że tekst zostaje w czytelniku. I, by nie było – samo opowiadanie nie jest złe. Jest nawet więcej niż poprawne, ale mimo wszystko, czegoś brakuje ;) 

 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Niniejszym dziękuję Staruchowi za dodanie najnowszego numeru do bazy (i za zamieszczenie opini :) ) – tak mi miesiąc uciekł, że tuż po premierze czerwcowej NF miałam “już zaraz dodać”, a tu nagle połowa czerwca się zrobiła. Chyba wpiszę sobie NF do pracowego kalendarza – ten nie wybacza opóźnień :P

 

Dla zainteresowanych link: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4852476/nowa-fantastyka-429-06-2018

 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

JeRzy – nie ma za co. to w sumie i dla mnie mała motywacja, by być może zacząć krótkie opinie na LC wrzucać  ;) 

 

Tensza – o, dobrze wiedzieć. Ostatnio LC mi się przycięło podczas dodawania FWS i w sekcji poświęconej tłumaczom mamy tylko Pawła Laudańskiego. 

 

Jacek_L – o to to! Nie bądźcie trąbami ;)

 

 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Skoro już coś tam sobie powoli klikam i nawet zdarzyło mi się pospamować w jednym wpisie, to chyba czas, bym się przywitała ;)

Z tej strony Silaqui, od 02.2018 dorzucam swoje trzy grosze do publicystyki w papierowej NF. Poza tym czasem pisuję sobie o fantastyce słów kilka (lub więcej) na zapomnianym przez bogów blogu Kroniki Nomady, zdarza mi się prowadzić panele dyskusyjne na konwentach i spamować na FB tym, że czytam własnie fajną książkę ;)  

Zazwyczaj nadużywam emotek w swoich wypowiedziach, aktywuję się w godzinach nocnych i lubię sobie pomarudzić internetowo o fantastyce. 

Witojcie! :)  

 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Staruchu – w sumie to też by pasowało ;)

 

Natomiast byłabym wdzięczna, gdyby ktoś z szanownego grona czytaczy rzucił chociaż zdanko na temat tego zdanka :) 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Tak informacyjnie (było na FB, ale warto na wszelki wypadek wrzucić i tutaj):  

spotkanie z redakcją oraz wręczenie nagród odbędzie się w sobotę, 19.05.2018, o godzinie 13:00. Miejsce: Strefa fantastyki – Biznes Klub, antresola. 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

“I uwaga do Silaqui i jej recenzji „Playera One”. Konstrukcja „Początkowo główny bohater (…) może odrzucić tych itd.” sprawiła, że zacząłem się zastanawiać, co to za sieczka w tej powieści? I dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że „tych” oznacza czytelników. Nie wiem, czy tylko ja jestem tak mało lotny, czy ktoś ma podobnie?”

Dla mnie konstrukcja zdania wydawała się jasna i czytelna, ale nauczona doświadczeniem wiem, że nie zawsze to tak finalnie wygląda, zatem jeśli faktycznie zdarzyło mi się niefortunnie poukładać literki to posypuję głowę popiołem i obiecuję próbę poprawy ;)

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Nazgul, 4/6 to dobra ocena. Chyba najwyższa, jaką obecnie jestem w stanie wystawić dobrej rozrywkowej fantastyce, a “Zadrę” do takowych zaliczam.  Piątki i szóstki zarezerwowane są dla rzeczy (w moim odczuciu) wybitnych, ważnych i, przede wszystkim, pięknie napisanych. Książkę Piskorskiego pochłonęłam szybko i czytało sie to przyjemnie, jednak zabrakło mi w niej czegoś, co  by sprawiło, że cała ta histora zostałaby ze mną na dłużej. 

A tak poza tym, to nienawidzę ocen cyferkowych, sa cholernie niemiarodajne ;)

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Staruchu –  ale “Zadrę” pochwaliłam, zatem tragedii nie ma ;) 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Fantastyka dla opornych – pomysł tekstu fajny, ale można dyskutować z listą wymienionych pozycji :) 

Dyskutujmy zatem ;) Jakie byłyby Twoje propozycje i dlaczego? ;) 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

wydało mi się, że Autorka dość arbitralnie zdefiniowała ‘opornych’. Otóż mają to być ludzie, którzy niekoniecznie lubią fantastykę, ale za to generalnie lubią beletrystykę.

Tak, dokładnie takie założenia przyjęłam, gdyż bardziej “ogólne” potraktowanie tematu wymagałoby listy na… 50 pozycji, a nie dziesięć ;) 

I tak, różnych ludzi można na wiele sposobów zachęcać do fantastyki – jeden z znajomych przekonywał do Wattsa polecając przeczytać wpierw Wattsowe przypisy.

Swoją drogą, można by było pokusić sie o stworzenie listy typów “czytelników”, i do każdej z nich stworzyć osobne “starter packi” :D 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Od dwóch lat unikam na fejsie wszelakiej polityki, Skoro da się tak, to i fantastyki da się uniknąć. 

Może inaczej – mam świadomośc, że istnieją filmy tego Vegi, ale nawet trailerów unikam (poza wizytami w kinie). Mam świadomość, że istnieją głupie polskie komedie, a też ich unikam. W takim stopniu, że wręcz nie widzę, gdy mi się w feedzie przewijają. Zatem da się wykluczyć pewną część “kultury”, a przeciwnicy fantastyki mają w tym niezłe skille. 

 

Tak, Lafferty`ego – dziwnym trafem jest to jedno z opowiadań z starych dobrych “Rakietowych”, które odbija mi czkawką (pozytywną) przy każdej rozmowie o starociach. Drugim takim jest “Dziewięć miliardów imion boga”.  I wszystko Ilii Warszawskiego, publikowane w starych Krokach w Nieznane :)

 

W dobrym country nadal mają tę frajdę z grania. I robią to (oczywiście nieliczni) dobrze. Ostatnio zakochałam się w “The Devil Makes Three”, album “SELF-TITLED”.

 

Mam nadzieję, że jednak Małe Rude zapała miłością do literatury i nie będzie totalnie cyfrowa. Chociaż faktycznie,  twój scenariusz ma niestety szansę powtórzyć się i u  mnie. Chyba, że zaszczepię w niej snobizm związany z posiadaniem (i przeczytaniem) wybitnie dobrych książek ;)

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Naz:

No to masz szczęście – ja jeszcze kilka lat temu żyłam w przekonaniu, że czytanie (juz z pominięciem fantastyki) jest passe, i jestem sama w wszechświecie…

Staruch:

 

Istnieje gust, który kształtują: znajomi, radio, telewizja, moda itp itd.

 

Ależ oczywiście! Dlatego też przeklinam internet i tę nieszczęsną “klęskę urodzaju”, przezz którą każdy może kształtować trendy, o ile dobrze umie w social media. A że takowy osobnik o literaturze wie tyle co nic? To akurat dawno przestało mieć znaczenie. 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Staruchu: 

 

Teraz to już się totalnie pogubiłem. Radziejewsko :P?

Zrzućmy to na galopującą grypę i pomińmy milczeniem pomylenie a z e ;)

 

Mnie się wydaje, że z elementami fantastyki spotyka się teraz niemal każdy i nie da się jej uniknąć. Komiksy, seriale, filmy… 

Zdziwiłbyś się, ale da sie tego uniknąć i naprawde spora część odbiorców przez lata konsumuje kulturę bez świadomego kontaktu z fantastyką ( a jak już coś znają, to dlatego, że w kinach nie da się przewinąć trailerów).  I to nie są moje przypuszczenia, a efekt kilku/kilkunastu podchwytliwych pytań zadawnych na różnych grupach dyskusyjnych na fb.  Prosty przykład – ja ekranizację Władcy Pierscieni poznałam dzięki temu, że w mojej wichurze na północy Polski cała szkoła była zabierana na taki Powrót Króla. Ponoć teraz młodsze roczniki nie miały tyle szczęścia, i tylko wyjątki były z szkołą na Harrym Potterze. 

 

Niestety, nowości czytam relatywnie bardzo mało. Wolę poznawać dzieła starsze (jak wspomniany Brunner, czy reszta pozycji ze wspaniałych “Artefaktów”). Lata 90-te wyrobiły np. we mnie opinię, że fantasy to literatura miałka i wtórna.

W 2015 lub 2016 stwierdziłam, że nie mogę się wypowiadać o fantastyce bez znajomości klasyków i jakoś odpuściłam nowości. Jak już po coś sięgam, to po przeczytaniu opinii zaufanych ludzików. 

A że fantasy jest wtórna – niestety muszę przyznać rację. Aczkolwiek Wegner z swoim Meekhanem pokazał mi, że można się cudownie bawić schematami i sztampą, oferując czytelnikowi coś więcej niż tylko kolejną wersję znanej historii. Czy raczej – wersję podaną tak świadomie i zgrabnie, że aż nie sposób się oderwać. 

 

miłość do “artefaktów” wypracowałem już dawno, i zawieszenie niewiary nawet wobec lampowych komputerów i śmigających rakiet jest dla mnie odpoczynkiem :).

Miłość wypracowałam niedawno (patrz akapit wyżej), ale tak – lampowe komputery i najdłuższe obrazy świata są swoistym odpoczynkiem. 

 

Patrząc na Twój wiek, nie dziwię się, że z Guslarem się rozmijasz. Kto nie żył w tamtych czasach, i Bułyczowa, i np Zajdla, mimowolnie nie docenia.

to nie jest tak, że nie doceniam – po wielu godzinach rozmów z ludźmi, którzy tamte czasy pamiętają,  doceniam naprawdę bardzo i nawet czasem rozumiem niektóre gry słowne i żarciki. I je uwielbiam. Tylko.. to nie moje poczucie humoru, tak po prostu. Bardziej trafia do mnie Kuttner i Hogbenowie, a to przeca też starości.  To coś na zasadzie miłośników i przeciwników Pratchetta – można doceniać zamysł, ale niekoniecznie dobrze się bawić podczas lektury. Albo inaczej – mając w głowie dziesiątki omówień nie potrafić bawić się razem z narratorem, bo w głowie ma się świadomość, że ta satyra jest cokolwiek gorzka. 

 

Brunner jest świetny, ale nie wyobrażam sobie, jak go odbierze ktoś, kto z fantastyką się wcześniej nie zetknął.  Ale może to metoda uczenia pływania rzucaniem na głęboką wodę?

Poleciłam ostatnio Zanzibar jednemu naprawdę inteligentnemu i mądremu kuzynowi. Zobaczymy jak to odbierze jako czytelnik “normalnej” beletrystyki i miłośnik literatury faktu ;)

A poza tym – kto jeszcze dziś czyta? Są tacy? Co sprawia, że młody człowiek sięga w ogóle po książkę (a nie MMORPG-i czy kanały na Youtube)? Co sprawia, że jeżeli już sięgnie, to nie będzie to Grey, kryminał, a właśnie fantastyka? Da się “zarazić” już ukształtowanego młodego człowieka czymś, czego nawet w życiu jeszcze nie liznął? Może trzeba zacząć wcześniej? Przedszkole, podstawówka?

Na to pytanie nie ma chyba dobrej odpowiedzi. Dziecię me, lat 8 i ciut, do niedawna czytać nie chciało  – bo filmiki na youtubie szybciej przekazują wiedzę, bo to nudne, bo chciałaby czytać tak szybko jak mama, a tymczasem ciągle literuje. Aż jednego pięknego dnia dostała w prezencie “Na szczęście mleko” Gaimana. i machnęła książkę w dobę. A potem, gdy miała całkowity zakaz komputera/smartfona/internetu,  to w ciągu tygodnia przeczytała 3 książki. Póki ma nieograniczony dostęp do laptopa, to nie czyta. Jak się wkurzę i wyłączę sprzęt – nagle okazuje się, że czytanie jest fajne. 

Wśród tak zwanych milenialsów, czy nawet starszych użyszkodników internetu temat jest o wiele bardziej skomplikowany. Ludzie nie potrafią przeczytać tekstu, który jest dłuższy niż 2,5 k znaków, o ile tekst takowy nie będzie co 1k przeplatany grafiką dającą jakiś odpoczynek zblazowanym szarym komórkom. 

Z innej beczki – ciągle są jednostki dociekliwe, próbujące czytać i myśleć o tym, co się czyta. A że jest ich mało… to zupełnie inna para kaloszy. 

 

MrBrightside:

To samo, co sprawia, że słucha rocka progresywnego, a nie country.

Ostatnio przekonałam się, że country  (w odróżnieniu od disco polo) ma wiele do zaoferowania. Na przykład jeden z lepszych coverów “That’s life” Sinatry ;)

 

Tak, młodzi ludzie nie czytają książek, natomiast każdy stary chodzi o balkoniku i ma Parkinsona. Co za paskudne uogólnienia!

Tak się składa, że pracuję  ludźmi młodszymi ode mnie ( 20-28 lat) i naprawdę, ninewielki odsetek czyta. A fantastykę to… szkoda gadać :/

Czyli mówisz, Starchu, że nie istnieje coś takiego jak gust, a jedynie jakiś zbiorowy lub podświadomy popęd, który popycha do takich a nie innych upodobań?

Niestety tak – wśród młodych dorosłych cały czas zauważam pęd za tym, co w ąpiku jest promowane. A szybki przegląd opinii na lubimyczytać tylko potwierdza, że jeśli ktoś wsiąkł w literaturę przez małe “l”, to nieczęsto ma ambicje, by spróbować czegoś ambitniejszego i przeczytać przepiekną i niewymagającą wiele “Tylko ciszę” Peteckiego. 

 

Odpowiem mało delikatnie – żeby czytać, nie w ogóle, lecz ambitniejsze pozycje, trzeba prezentować pewien poziom inteligencji.

No to nam inteligencja obumiera powoli. Będąc na studiach związanych z pedagogiką, na 150 osób znalazłam z dziesięć czytających coś poza clickbaitami na fejsie.  Pracując w naprawdę młodym zespole znów – mam ludzi, którzy nie są głupi, a jednak… nie czytają. I chociaż poza pracą mam samych fantastów wśród znajomych, to jednak statystyka jest nieubłagana.  Podsumowując – 2 tygodnie temu premierę miał pierwszy tom opowiadań Ellisona. Pisarza, który nie bawił się w półśrodki i który wymaga od czytelnika uwagi. Który potrafi krótkim tekstem poruszyć człowieka tak, że zaczyna on myśleć. I, jak do tej pory, w sieci znalazły się dwie opinie, które jawnie pokazują, że czytający nawet ksiązki nie przeczytał. Wydaniem “jarają się” starzy wyjadacze, młodzi udają, że książka nie istnieje. bo to nie Le Giun z jej wkładem w feminizm, a Ellison z jego wkładem w humanizm.  I reakcja naszego świata czytelniczego naprawdę nie napawa optymizmem…

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

 

Jak się jest fanem Sienkiewicza,  to pisownia “Radziejowski” sama spływa spod palców.

Tak się zastanawiałam, dlaczego raz na jakiś czas ludziom zdarza się wstawiać nieszczęsne “o” zamiast “e” – wszystko wina Sienkiewicza ;)

 

Ale przecież ci sami ludzie karmią się skrajnie nieprawdopodobnymi Bondami czy innymi sensacyjnymi cudami, oglądają Indianę Jonesa, czytali w dzieciństwie Muminki czy Lewisa Carrolla.

No właśnie niekoniecznie – miałam raczej na myśli osoby, które unikają jakiejkolwiek fantastyki pomimo wcześniejszych z nią przygód. Czyli ludzi, którzy nawet okiem nie rzucą na Narnię, Matrixa, Władcę Pierścieni bo… to nie jest realne. Próba wytłumaczenia im, że książki obyczajowe, dramaty, thrillery i co tam jeszcze oferują wydawcy też są fikcją, często dużo bardziej nieprawdopodobną niż fantastyka, nie przynosi żadnego efektu. 

I tak, najłatwiej byłoby zrzucać nieumiejętność czytania fantastyki na lenistwo umysłowe, ale wolałabym raczej zachęcać niż zniechęcać.  Ot, taki ze mnie idealista ;)

 

I jeszcze przy okazji – zacząłem zastanawiać się, co ja bym polecił. I, ponieważ jestem raczej staroświeckim hardkorowcem SF, to jakoś mi nic do głowy nie przyszło. Może “Śmierć na żywo” albo “Kwiaty dla Algernona”, ale jest w nich właśnie raczej niewielkie stężenie fantastyki. Pamiętającym czasy słusznie minione – Bułyczowa z Guslarem. Z nowszych rzeczy – nic na razie do głowy nie przychodzi.

O widzisz, totalnych staroci (które kocham miłością wielką) starałam się unikać – wszak bywaja one nie do przełknięcia wśród młodych czytelników, znających tylko dzieła wydane po 2000 roku. Obawiam się, że dla mainstreamowca rzeczy klasyczne wymagałyby zbyt drastycznego zawieszenia niewiary. A jak jeszcze doda się do tego fakt, że dopiero od pewnego momentu SF prócz pomysłu zaczęła oferować “wartości dodane”, to już  w ogóle mogłoby być ciężko. 

Łatwiej natomiast z dziełami młodszymi. Uczta Wyobraźni, opowiadania z ostatnich 2-3 tomów Kroków  w Nieznane to idealne (z drobnymi wyjątkami ;) ) przykłady  literatury, którą może czytać i fantasta, i mainstreamowiec. Chociaż nie ukrywam, że z radością przyjęłabym pojawienie się trendu na czytanie o takim Pawłyszu (z Guslarem rozmijam się na poziomie poczucia humoru, chociaż samą koncepcję doceniam). 

Ma być prosto i łatwo, a literatura fantastyczna z reguły taka nie jest.  Dlatego też ten Brunner mnie tak zdziwił.

Brunner czytany przez pryzmat czasu, w którym powstał i tego, co dzieje się wokół nas jest czytelny na poziomie pomijającym fantastykę. Może “formalnie” sprawiać trudności, ale z drugiej strony – mainstream lubi eksperymenty z formą, dlatego też polecam tę książkę wszystkim, którzy jakimś cudem jeszcze jej nie znają. Bez względu na podziały fantastyka – mainstream. 

I jeszcze jedno – najsmutniejsze jest to, że właśnie fantastyka w połowie przypadków postrzegana jest jako rzecz prosta i łatwa, chociażby ze względu na to, że największą promocję mają dzieła… sam wiesz jakie. I potem trzeba się nieźle natrudzić, by komuś, kto zaczął przygodę z fantastyką od rzeczy “popularnych” pokazać, że to nie o to w tym wszystkim chodzi :)

ps. Gdzieś na dysku mam wypunktowane dlaczego ludzie nie czytają opowieści niesamowitych, tylko muszę przeryć wszelkie konta, ale jak tylko znajdę, to się podzielę.

 

 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Staruchu, wszystkiego bym się spodziewała, ale nie przypisania poleconych tytułów do fantastyki “kobiecej” :) Ale po głębszym zastanowieniu w sumie można to tak nazwać, zwłaszcza patrząc na tekst przez pryzmat całego numeru.

Celowo wymieniłam książki, w których fantastyka występuje w ilościach wręcz homeopatycznych – podczas przeprowadzonego jakiś czas temu wywiadu wśród czytelników literatury wszelakiej podpytałam grupę ludzi dlaczego NIE czytają fantastyki. I wyszło na to, że w fantastyce element “niezwykłości” jest tym, co odrzuca najczęściej (druga poruszaną kwestią było “za dużo wątków i zbyt skomplikowane”, ale to temat na osobną dyskusję), dlatego też stwierdziłam, że zagorzałych przeciwników opowieści niesamowitych warto wziąć z zaskoczenia ;) 

A, i jeśli chodzi o literówki, tom Radziejewska, a nie Radziejowska ;)

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Nowa Fantastyka