Profil użytkownika


komentarze: 42, w dziale opowiadań: 39, opowiadania: 9

Ostatnie sto komentarzy

dziękuję wszystkim za odwiedziny – rzeczywistość wygrała z fantazją, co niestety w życiu się zdarza.

Każdy pomysł może być innym, inaczej zbudowanym, ze zmienionymi akcentami, czy zubożony w poszczególne walory. Jednak (tak jak napisałem Coboldowi) – gdzieś musi być kres gdybania i potrzebna jest konsekwencja – tak wymyśliłem sobie ideę i usiłowałem się jej trzymać. Idea nie ubrana w słowa żyje zbyt wielkim chaosem i pozostawia otwarte ścieżki. Opowieść ma ujarzmić przynajmniej część nieokreśloności, żeby mogła się rozpocząć i skończyć. Dzięki za obecność do ostatniej kropki.

na pewno pomyślę o tych uwagach. dzięki za konkrety.

dziękuję wszystkim za opinie. niech sobie we mnie podojrzewają.

skoro fabuły nie ma, to chociaż mędzeniem trzeba nadrabiać. ale pierwszy raz spotkałem się z określeniem “tekst formalnie dobry” i coś we mnie usiłuje strawić tę informację bezskutecznie.

Mi najbardziej podobało się rzeźbienie siłą woli, a najbardziej niepokoiło podłączanie. Bo skoro podczas procesu trawienia prąd był potrzebny, to oznacza, że “rzeźbiarz” siłą woli raczej powstrzymywał cząsteczki cynku na płycie, a tam, gdzie nie ingerował ową siłą prąd zrobił swoje – Twoje rozwiązanie opisuje odwrotną sytuację. Ale mam w głowie obrazem faceta w skórzanym fartuchu, jak wzrokiem wycina wzorki. Czysta magia!

Zgrabność pala dobrze wpływa na magów najwyraźniej. Ale najbardziej podobało mi się dojenie jednorożców. Niezwykle mleczne sztuki. One mieszkały w tej stajni, czy przychodziły dobrowolnie gdzieś z daleka?

Wampirze dość te karty. Aż się prosi, żeby je ususzyć w szufladzie. Chociaż do grania słabo się nadają, skoro można wygrać wyłącznie raz – jak się trafi na przeciwnika o większym apetycie na hazard, wtedy samobójstwo gwarantowane. Na wszelki wypadek – nie przychodź do mnie na karty…

Masz rację. W końcu nikt się nie obraża i nie obraża drugiej strony, a to chyba najważniejsze, żeby dialog miał sens. Więcej czasu zabrało mi gmeranie po sieci niż pisanie. Ale taka uroda tego konkursu. Chciałem treść osadzić w czymś kojarzonym, żeby nie była to kompletnie wymyślona przestrzeń i czas. Na pewno trochę podkolorowałem i dopowiedziałem, czego nie wiem. W końcu odrobinę wyobraźni mieć trzeba, a kiedy zabraknie faktów można je sobie “zbudować” – i tak miało być opowiadanie z zakresu fantastyki, a nie historii, więc aż się prosi o takie wybryki. Podejrzewam, że niektórzy trafili znacznie gorzej i mogą sporo czasu poświęcić na szukanie “oprawy” wylosowanego słowa zanim w ogóle zaczną pisać. Mam nadzieję, że wyjaśniłem Tobie motywy, które wpłynęły na kształt tego opowiadania. A co dalej – zobaczymy. 

Znaczy mam zbyt bujną wyobraźnię. Dla mnie człowiek, który w wieku siedmiu lat poszedł do zakonnej szkoły, to nie na dwie godziny dziennie przez pięć dni w tygodniu, tylko został tam zesłany na naście lat non stop i innego świata nie znał jak zakonne. A powołanie do życia nowego tworu dopiero, gdy stare umarło nadal jest dla mnie sugestią, że był jezuitą z przekonania i wyboru dopóki mógł. Kiedy zakon został rozwiązany, wolał założyć własny na swoich zasadach, niż dołączyć do kogokolwiek. W przypadku van Helsinga miałem na myśli Jana jak najbardziej.

W opowiadaniu można zmieniać wszystko. Ale kiedyś trzeba podjąć decyzję i już się jej trzymać. Wymyśliłem sobie, że giną wszyscy goście w kościele. Wymyśliłem im wspólny rodowód/korzenie, znalazłem dla nich wroga i wykonawcę. Oczywiście że można wyciąć dwa akapity i zrezygnować z próby uzasadnienia. Wtedy pojawi się pytanie kto/dlaczego/skąd taka zapieczona nienawiść – dobrych rozwiązań nie ma. Idąc tą ścieżką wyciąłbym kolejne dwa i następne i zostałby sam tytuł opowiadania, który w zasadzie również można byłoby wyciąć. Takie opowiadanie mi się udało i takie już zostanie.

Mój pomysł broni się troszkę inaczej niż sugerujesz – przypadek dla ludzi niekoniecznie jest przypadkiem dla istot boskich. Ja wymyśliłem sobie, że bogowie nie są dla siebie życzliwi i nawzajem próbują sobie palce w oczy wkładać – Fortuna sprzyjała zamachom, a Juno żyła w nieświadomości. Dlatego wplotłem boginię losu w to opowiadanie.

Pozostaje dosłowność poczęcia i opis – zależało mi na człowieczeństwie dziecka, więc im mniej “cudowności” prokreacyjnych, tym lepiej. Nie chciałem przesadzić z nadzwyczajnością każdego detalu i zostawić jak najwięcej po stronie natury.

gdzieś wyżej widziałem, że nie jestem pierwszy – nie wierzę w świat nauki, który na międzynarodowym spotkaniu o Heisenbergu gotów byłby wyrażać się per Werner – trzyosobowa oficjalna delegacja nie musi znać języka – ale Werner, to pasuje do alkowy wyłącznie. Trudna do uwierzenia jest również biegłość Japończyka w języku niemieckim do tego stopnia, żeby rodowity Niemiec miał problem z rozszyfrowaniem – dla mnie trudne do uwierzenia, bo mam żonę germanistkę. Wg mnie z korzyścią dla opowiadania byłoby kaleczenie języka, nawet, jeśli profesor język zna perfekt – polityka każe nie ukrywać silne strony. kalecząc język łatwiej może oszukać przybysza. trzynastoletnie dziecko znające język obcy równie biegle – och – moja wiara w pracowitość dzieciaków jest znacznie mniejsza. nie dociera do mnie, chyba, że z mieszanego małżeństwa – to jedyne, co może usprawiedliwić dziewczynkę – naukowca nic nie usprawiedliwia.

Dlatego starałem się ten wątek ograniczyć. Weishaupt był jezuitą, dopóki istniał zakon. kto wie, czy szukałby nowej ścieżki, gdyby nie likwidacja zakonu (iluminatów bawarskich powołał dopiero po likwidacji zakonu jezuitów). Każdy nosi w sobie marzenia i szuka czegoś zbliżonego do własnych potrzeb, a dopiero kiedy nie znajduje, zaczyna działać na własną rękę. Dla mnie on był jezuitą i to ortodoksyjnym, którego mocno dotknęła decyzja. Zdecydował się na szukanie własnej drogi, zamiast zmienić barwy klubowe. Z Iluminatami może masz rację. Może “poszedłem na łatwiznę”, może naczytałem się Dana Browna (po napisaniu miałem takie pierwsze skojarzenie), ale tego nie zmienię. Nie umknę w kompletną anonimowość terroru trudną do uzasadnienia, wolę schować się w sztampie. Bo (tak, jak zauważyłeś), nie to jest głównym wątkiem – zakony i nazwiska miały za zadanie wyłącznie urealnić barbarzyński zamach.

To co się Tobie najbardziej nie podobało, to był punkt wyjścia do opowiadania. Płód z martwej matki i umierającego ojca, możliwy tylko z ingerencją istoty nadprzyrodzonej. Juno była między innymi boginią utraconych oblubienic, co udało mi się gdzieś wyszperać i ten wątek jest dla mnie konieczny w opowiadaniu. Kolejny las los zadrwił z bogini i zabrał jej trzódkę.

Człowiek żyje, organizacje nie bardzo, ale – podziemie i nasiona są żywotne ponad ludzkie pojmowanie. Ile lat Ci brakuje? 15? 25? W nieskończoność wskrzeszają się frakcje starych organizacji nawet nie zmieniając nazw, a jedynie dodając “NOWA” na początku. Jeśli masz z tym tak duży problem, nazwij to alternatywną historią świata – opowiadanie bez boskiej ingerencji i tak ma niewielkie prawdopodobieństwo, bo po co komu “pogrobowiec” i kto miałby wziąć odpowiedzialność za taką istotę.

po kolei.

Cobold – potrzebne były powody do masakry, więc tajne stowarzyszenia wydawały się jakąś opcją – padło na iluminatów, bo zdelegalizowani być może gdzieś przetrwali. Waishaupt uczył się w jezuickiej szkole. A spiskowa teoria dziejów potrzebna jest, żeby znaleźć powiązania pomiędzy zmasakrowanymi uczestnikami uroczystości, stąd van Helsing jako głosiciel nurtu.

Ninedin – Dziękuję za zauważenie. Po sobie sprawdza się najtrudniej. Literówki i detale z personifikacją już poprawiam. Z tym Saturnem, to sprawdzałem, czy jest możliwość zobaczyć w lutym na porannym niebie obie planety – i da się.

 

kolejny raj utracony? jeszcze tylko brakło jabłka z drzewa wiadomości, choć drzewa nie zabrakło.

miał być horror (choć nie wyszedł wg komentarzy) – szczęśliwe zakończenie wydawało mi się bardzo podejrzane.

zostaw czas – lepsze jest wrogiem dobrego. pomysł działa i niepokoi – nie zmieniaj absolutnie. to był Twój pomysł i niech takim zostanie. jeśli wprowadzisz zbyt wiele niewiadomych każdy zginie – niech niestabilność dotyczy wyłącznie dat, a nie wielkości fizycznej. Minus siedemdziesiąt dwa lata do mnie przemawia, bo to z grubsza mój fragment wieczności – to jest DOBRE! A -72 staje się anonimowe, zimne i niezrozumiałe. Wolę wiedzieć, niż zgadywać.

trochę się żyje w Twoich światach, skoro w roku zero masz lat szesnaście, a a roku plus 72 podczas jedzenia gaworzysz z ojczulkiem – pogratulować żywotności ( o oku wolę się nie wypowiadać, bo trudno mi zachować obiektywność)

wyzwanie ma być! nie ma złych haseł. czas otworzyć się na świat niepoznany i powojować. w końcu nic się nie stanie, kiedy się nie uda, a jeśli się powiedzie, to mołojecka chwała i cokoły. najbardziej ogranicza strach, a rozwija dziecko i jego otwartość na rozmaitość. szkoda “nafty” na deliberacje. przypomnijcie sobie czasy, kiedy “chcę” znaczyło “mogę”. szkoda czasu na dramatyzowanie – życie mija!

i słusznie – wszystkiego przeczytać się nie da. powodzenia.

popatrz na boki, na ludzi przed monitorami – szczerzą zęby, albo je zaciskają. każdy z nas jest już w takiej grze, bez końca i możliwości ucieczki – nawet Bieszczady nie dają szansy, bo one też się skwantują do cna. wygonić dziecko sprzed monitora zanim noc dojrzeje – modlitwa wielu matek. niepokoisz rzeczywistością, która już tu jest. dlaczego tak okropna??? nie umiałem urodzić się wcześniej niestety…

nie doczytałem liczby stron. słowniki z definicji kojarzą mi się z dziełami opasłymi i chciałem zwalczyć dyskryminację słów odległych ze względu na kolejność w alfabecie. trzecie od końca hasło satysfakcjonuje mnie absolutnie.

wyzwanie – to lubię.

niedopowiedzenie – tym bardziej

wpraszam się dość do konkurencji.

strzelam na żywioł strona 623 (lub o setkę mniejsza, gdyby słownik był kusy) i trzecia pozycja od dołu

co dalej? czekam na wieści.

Przepraszam – nie potrafiłem wybrać właściwej kategorii i dopiero Enderek uświadomił mnie, jak wielkim laikiem jestem, a przy okazji zrobił tak kapitalne streszczenie, że aż wstyd, że tyle słów zajęła mi ta opowiastka, kiedy On zmieścił się w 500 znakach z grubsza. Każdy lubi znaleźć winnego poza sobą – więc tak powiem – wszystkiemu winien ON (w świecie SF, pojawia się znikąd i robi zamieszanie… mam nadzieję ze takie wyjaśnienie tutaj może zostać uznane za okoliczność łagodzącą).

A tak poważniej – to miałem kłopot z zaszeregowaniem, bo wolę pisać niż zajmować się buchalterią. Następnym razem (tak sobie obiecuję) postaram się o mądre oko z góry i poproszę o wsparcie zatwardziałych użytkowników. Poprawiałem, póki majowe flagi nie powiedziały “dość” – cieszę się, że efekt dostarczył Tobie wrażeń estetycznych po tej dodatniej stronie równowagi.

o ile mnie nie pogonią za uporczywość, niereformowalność, lub inne perwersje. a tymczasem spróbuję trochę “pobyć”.

Podoba mi się nadal. Z powodów opisanych wcześniej – że są tu ludzie, którzy poświęcą czas, chociaż jest kulawo i nie do końca tak, jak mogłoby być. I potrafią zostawić ślad, żeby można było następnym razem napisać choć trochę lepiej. Może jestem zbyt bezpośredni, albo nieumiejętnie rzecz nazwałem – nie ma treści, która spodoba się wszystkim. Próbuję zagospodarować jakąś drobną przestrzeń tak, żebym sam się dobrze czuł i zmieścił się w niej ktoś jeszcze. I zupełnie serio – dziękuję za szczerość, bo tylko taka opinia ma szanse coś zmienić. Z dużym szacunkiem traktuję krytykę, bo to wymaga odwagi. Świetne streszczenie.

Dziękuję za wytrwałość w takim razie. Poknuję przyszłościowo, jak osiągnąć ciąg dalszy odrobinę wcześniej. Natomiast ze stylem? Niech żyje rozmaitość! Tego postaram się nie zmieniać.

Odpowiem globalnie, bo czuję się odrobinę do tablicy wywołany – tym razem zaczęło się od pomysłu na konkurs (NAZ – dziękuję, że mnie znalazłaś) – SF jest dla mnie obce. Nawet definicje. Są takie kategorie, że nie potrafię się w tym odnaleźć, ani nawet wybrać, gatunek. Strona jest zbyt złożona, zawiera za dużo zakładek i wątków – taka właśnie z innego świata. Uczę się i próbuję odnaleźć coś, co dla stałych użytkowników jest oczywistością. Dam radę, ale chwilkę to potrwa. Mam w sobie mnóstwo “gdybania” nadinterpretacji i domniemań czerpanych z codzienności. Jestem totalnym amatorem, który ma marzenia, żeby choć raz udało się napisać coś wartościowego – nie dla nagród, nie dla innych – dla mnie. Piszę bloga, który ma być zalążkiem czegoś więcej. Poligonem, na którym urośnie coś więcej niż “chcenie”.

Jestem pod wielkim wrażeniem tej strony – pojawiają się w komentarzach odważni ludzie, którzy bez złośliwości potrafią wskazać “kalafiory”, błędy oczywiste, lub takie, wynikające z różnicy pojmowania tekstu – być może “mi się wydaje” i napisałem, a ktoś przeczytał i nie jest w stanie zrozumieć. Blogi tego nie mają – tam “nierozumiejący” uciekają, tam krytyki brak, albo odwagi, żeby pokazać jawną głupotę, lub zadęcie autora. Podoba mi się tutaj – wolę słusznie dostać po łbie, niż posłuchać, jaki jestem “fajny” i eteryczny. Nie zgodzę się z każdą uwagą, ale każdą przeczytam i spróbuję zrozumieć. Nie zamierzam też być dla każdego – jak chustka do nosa – przyszyjcie mi łatkę zadufka, jednak nie chcę być dziwką – łatwy i dla każdego. Jeśli komuś brakuje czasu na czytanie i rozumienie, trudno – godzę się z krytyką, ale nos zamierzam nosić wciąż nad powierzchnią. To nie praca, tylko marzenie – płacę za własne i każde lanie staram się traktować jako zasadne. Patrząc w górę – powinienem już mieć z tyłka krwisty befsztyk. Trudno – i tak WAS lubię! I gotów jestem na recydywę!

@Finkla – taka konstrukcja na opak – bohater żyje w bezpiecznym lesie, który wymordował innych, czego nie wiemy długo. a błędy? zerknij na początek.

@Anet – dzięki za dobre słowo – słowo, to śmieć nie wysprzątany. a styl? chyba nie umiem inaczej.

dzięki za podsumowanie i linki. wsparcie na pewno się przyda.

jeśli temat ubrań, to tylko w szortach, bo nawet nieźle brzmi.

snucie się bez ubrań wydaje się jeszcze gorszym rozwiązaniem.

podejrzenie, że “złośliwie” napisałem słabe opowiadanie wywołuje we mnie uczucia zbyt skomplikowane do ich nazwania. ponieważ jednak wiosna skłania do optymizmu pięknie podziękują za zaproszenie (nie każdy jest masochistą, więc może jakąś wartość udało się znaleźć w tym tworze, pomimo kalectwa w chyba każdym zdaniu). Uśmiechnę się niezobowiązująco, bo z emotikonami mi nie po drodze.

ech… przyjdzie na tym grochu trochę poklęczeć… dziękuję za zauważenie, jak mawiał Kłapouchy.

wyróżnienie w większym gronie daje większą satysfakcję, a porażka ma wielu wspólników i łatwiej ją przełknąć. wolę spróbować aktywnie, niż przyglądać się z boku i gdybać.

uchował się. jeśli poszukasz, to gdzieś tam w treści udało się go przemycić. można żyć bez nieistniejących słów, tylko czy trzeba? w końcu to świat fantazji.

@Staruch, @Tarnina – nie ma to jak dobry kopniak – dziękuję za poświęcony czas i uwagi. 

Piękne dzięki. Postaram się powalczyć z tym, co przykrość Ci sprawia i nie pozwala czytać.

 

dziękuję za czujność i uwagi – obie słuszne. poprawiam natychmiastowo.

Nowa Fantastyka