Profil użytkownika

B.A. = Bad Attitude


komentarze: 191, w dziale opowiadań: 145, opowiadania: 51

Ostatnie sto komentarzy

Czekam niecierpliwie :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Ale Ty mnie źle zrozumiałaś.

Po pierwsze, to nie miał być komplement, bo zyskać na tym miałem przede wszystkim ja – bo więcej fajnych tekstów do czytania :)

A po drugie, nie napisałem, że dokładnie takich samych tekstów. Pewnie że najważniejsze, żebyś się rozwijała. Mnie chodzi o teksty, które w równym stopniu jak ten sprawią, że mój musk rozrusza się, rozciągnie i nawet kilka przysiadów zrobi. Tylko ostatnio jak tego próbował, to popruły mu się spodenki i teraz woła o nowe, sportowe. Znając jego to pewnie jeszcze firmowe z trzema paskami by chciał. Muski to mają wymagania…

 

Z niecierpliwością czekam na ten odjechany tekst. Może nawet gatki muskowi kupię z tej okazji ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Dzięki za odpowiedź :)

Może coś na ten konkurs podeślę.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

 

Władca Dalenbergu nie lubił[,] jak jego poddani się mitrężyli

Wiem, że można mitrężyć coś np. czas, ale czy można mitrężyć się. Ktoś mądry potrafi może rozwiać moje wątpliwości?

 

by powiększyć domenę, którą teraz JA, muszę jakoś utrzymać w całości

Dlaczego wielkimi literami? Dalej w jednym miejscu jest to samo.

 

Zwłaszcza, że jak głosi plotka, ich zatarg sięgał czasów, kiedy obydwaj byli absolwentami tej samej uczelni, a młody Gademaris podebrał Tranhornowi dziewczynę, co w efekcie skończyło się wielką magiczną bijatyką miedzy studentami.

Narracja jest z perspektywy Gademarisa i nawet poznajemy jego myśli, więc nie jest ważne, co głosi plotka – on przecież wie, kiedy zaczął się zatarg.

 

Zapewniam waszą wysokość, iż to pewna inwestycja.

 

Jak już wielokrotnie mówiłem – znów wymowne spojrzał na kanclerza wzrokiem zarezerwowanym dla kompletnych idiotów[.-] – pierwsza partia

 

zajął się podanymi przez pazia winem i bażancim udkiem.

Arcymag udał się

 

Arcymag udał się na wypełnione księgami stanowisko kontrolne, by przygotować zaklęcie inicjujące, kiedy to Tranhorn również podjął zaplanowane wcześniej działania.

Kanclerz od kilku dni próbował przebić się przez misterną sieć zaklęć tego dupka Gademarisa

A w tym miejscu jest całkowity przeskok perspektywy.

 

Ten stał stał przez chwilę z tysiącem rozdziawionych gąb

 

by koniec końców rzucić się sobie do gardeł[,] rozpoczynając tym samym niezwykle krwawą wojnę religijną

 

Umysł orka błądził po krainach duchów[,] szukając rady

 

O ty, Lisi Zgonie, który zawsze wiedziałaś[,] gdzie czai się zdrada

Lisi Zgon to mężczyzna czy kobieta?

 

Nawiasem mówiąc, oprócz niebagatelnej roli[,] jaką odegrała ta przepowiednia

 

krótka rymowana forma, zwana w ludzkiej terminologii literackiej limeorkiem

:)

 

tam gdzie kończy się powietrze, a zaczyna pustka, targane silnymi wibracjami zbiorniki esencji zerwały ostatnie nity i oddzieliły się od komory reakcjora

 

W ostaniach spazmach życia ryły pazurami na ścianach królewskiej komaty lęgowej jej imię

ostatnich? komnaty?

 

 

Styl lekki i przyjemny, szybko się czytało.

Brakuje trochę przecinków.

 

Coś mi nie gra pod względem logiki. Skoro wynalazek czarodzieja spadł pod wzgórzem przodków, to jak mógł lecieć dalej do kontynentu królowej T’ccoza-Ssyk?

 

Podobnie jak AlissCarroll, mnie również kojarzyło się z Pratchettem. Czytałem tylko dwie jego książki i to dość dawno temu, ale wydaje mi się, że w „Kolorze magii” był identyczny motyw z rakietą na niebie.

 

 

Opowiadanie całkiem przyjemne, ale nie porwało mnie jakoś specjalnie. Liczę, że kolejne bardziej przypadnie mi go gustu.

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

joseheim, dobrze wiedzieć. Dzięki :)

 

Czy opowiadania z tego konkursu są później gdzieś publikowane?

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Poproszę więcej takich tekstów :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Może masz i rację, a się czepiam. Zresztą to jest bardzo drobna rzecz i wspomniałem o niej, tylko dlatego że na chwilę wytraciła mnie z tekstu.

Piszu, piszu ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

gravel, cała przyjemność po mojej stronie :)

 

A z tymi gniazdami, to nie znam się na stonogach, ale czasami szlajam się tu i tam, i jeszcze nigdy nie widziałem, żeby stonogi miały gniazda ani coś w tym stylu.

Poza tym odniosłem wrażenie, że tamten fragment sam sobie przeczy, bo skoro albo stonogi składały jaja w tych gniazdach (które trzeba było usuwać) albo w całym jej ciele.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

Taki bardzo maluteńki dyskomforcik

Brr…

 

Na czterech ogromnych płóciennych ekranach[,] umieszczonych za wezgłowiami czterech łóżek z czterema ułożonymi wygodnie i przykrytymi pod brodę nieskazitelnie białą pościelą postaciami[,] ujrzała poruszające się cienie

Nie lubię takich zdań.

 

Na nasz użytek używamy

 

Rosa Tendyk, kiedy znalazła się w innym świecie, przeżyła chwilowe załamanie. Może nawet nie było ono chwilowe, ale depresja nie pozwoliła jej na precyzyjne ustalenie, jak długo to trwało

Wydaje mi się, że depresja to zbyt mocne słowo.

 

Jej umysł został przyzwyczajony do analizowania. A tu nie było niczego normalnego, a przynajmniej normalnego w rozumieniu Rosy. Próbowała ignorować czerwone drzewa, czarne słońce i piasek, gadającego różowego kucyka i ogromniastego pajaca

Rozumiem, o co chodzi w tym zestawieniu i co chcesz pokazać, ale przecież właśnie te rzeczy mogła analizować.

 

Panna Tendyk odwróciła się tak gwałtownie, że chlasnęła Gabriela włosami po twarzy. Było to zarówno bolesne, jak i słodkie. Różyczka uciekła do Strasznego Lasu, bo spiekła takiego raka, że wstyd jej było ukazywać zaczerwienione lico

:)

 

pojawił się asystent i powiedział, że na dole czeka matka. Gabriel zdziwił się ogromnie. W trakcie całej kariery nie zdarzyło się nigdy, żeby mama pojawiła się w Instytucie. Musiało się stać coś straszliwego

 

Jak tylko przekażę obowiązki następcy. Nie chciał[a-]bym, żeby wszystko zakończyło się przedwcześnie, bo ktoś czegoś nie dopatrzy.

 

 

Bardzo, bardzo misie!

Zwłaszcza pomysł wyjściowy z wehikułem czasu oraz ze snami. Bemik, mam wrażenie, że śnimy podobne sny :)

Klimat i humor lekki, nienachalny, bardzo przyjemny. Lubię surrealizm. Imiona były świetne!

Wszystko wykreowane dzięki warsztatowi, którego można pozazdrościć.

A do tego tekst ma coś do powiedzenia i zmusza do myślenia . Super!

 

Tylko pokręcę nosem, że przez dużą część tekstu mam streszczenie wydarzeń. Bardzo ładnie napisane, ale jednak. Wolałbym, żeby tekst trochę szybciej się rozkręcił, a rzeczy ze streszczenia zostały rozwinięte w pełnoprawne sceny.

 

Mam też wrażenie, że wątek wehikułu czasu gdzieś uciekł i pozostał niewykorzystany. Zmylił mnie co do zakończenia, bo sądziłem, że opowiadanie całkiem inaczej się skończy. Wg mnie można postąpić na dwa sposoby: rozwinąć albo usunąć.

Usunąć, bo z drugiej strony gdyby tego wątku nie było, a Rosa byłaby tylko wytworem wyobraźni, tekst niewiele by stracił.

Dodam tylko, że załapałem, że Rosa trafiła do snu i dlaczego tak się stało. Uważam, że tłumaczenie tego byłoby zbędne.

 

Zastanawia mnie, że w śnie Gabryś jest małym chłopcem, a Rosa chyba jednak kobietą. Dlaczego? Przecież Rosa młodniała podczas podróży w czasie.

No i skoro „młodnienie” dotyczy ciała, to czy umysłu również?

A poza tym, czy ich uczucia nie prowadzą czasem do trochę dziwnej sytuacji? Ja wiem, że to konwenanse naszej rzeczywistości i nie muszą obowiązywać w świecie snu, ale z drugiej strony Gabryś chce podarować Rosie pierścionek, co jest też konwenansem naszej rzeczywistości.

 

Mam też całkiem inną interpretację, która zahacza nawet o nadinterpretację, ale ładnie spaja wszystkie wątki i w ogóle mi się podoba, więc przyjmuję ją jako obowiązującą w moim musku.

Otóż, jeśli Gabriel stworzył warunki do śnienia non stop w przeszłości, to może cała pierwsza część, która dzieje się w przyszłości, też była snem, czy może raczej będzie snem. Może już wszyscy albo prawie wszyscy w przyszłości tylko śnią. Wówczas Róża nie wędruje w czasie z rzeczywistości do snu, ale po prostu ze snu w przyszłości do snu w przeszłości :)

 

 

bemik, dziękuję Ci za ten mały mindfcuk :)

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

Ostrzegali mnie ludzie, że skończy się na „twardych” narkotykach… ;)

 

Pośliniła się cała niczym burmistrz Jachymek, gdy się młode panny pochylają, by złożyć podpis na liście pełnoletnich

:)

 

Z bramy zamkowej, przez którą przechodzili, zerwały się z krzykiem jakieś wielkie ptaszyska, skryte w mroku pochmurnej nocy

Jak się zerwały, to nadal były skryte w mroku? To skąd wiadomo, że to ptaszyska?

 

Zjawy rozpierzchły się po świecie; wielka grupa skierowała się na Zamek Bladolicych

 

krążąc pomiędzy jednoczesnymi sługami piekła i Kościoła z iskrami rozbawienia w oczach

Sługi z iskrami rozbawienia w oczach?

 

 

 

Płynąłem przez tekst, nawet przez dłuższe i bardziej złożone zdania, wiec za styl duży plus.

 

Bardzo sprawnie zostali scharakteryzowani bohaterowie. Już po jednym zdaniu potrafiłem powiedzieć, co to za postać.

Mógłbym ponarzekać na brak rozwoju tych postaci, ale nie w tak krótkim tekście. Zwłaszcza, że nie rozwój bohaterów jest w nim najważniejszy. A może jest? Właściwie to nastąpiła w nich spora zmiana ;)

Monolog czarownicy mi się nie podobał.

 

W żadnym wypadku bym tego tekstu nie rozbudowywał – jest skondensowany, bo taki ma być. Do rozbudowania trzeba by dodać nowe wątki, a to wówczas już nie byłby ten sam tekst.

 

Nie czułem się przytłoczony przez nadmiar bohaterów, chociaż uważam, że niektórzy z nich byli tam tylko dlatego, bo wymagała tego fabuła.

 

Pomysł całkiem ciekawy, ale mam wrażenie, że gdzieś już coś takiego czytałem/widziałem. I to nie raz. Dlatego nie ruszył mnie specjalnie.

 

W pierwszych dwóch scenach nie podobał mi się infodumping na samym początku. Przez to trzeba było dość długo czekać, aż rozpocznie się właściwa scena.

 

Ostatnia scena działa na niekorzyść – za dużo wyjaśnia i do tego jedzie kliszą.

 

Ogólne wrażenia na plus ze względu na dobry warsztat, ale następnym razem chciałbym bardziej odlecieć ;)

 

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

 

Bardzo mi przykro, ale nic się nie da zrobić. – Twarz doktora Gandrabura zmieniła się w obojętną maskę. Pewnie tego ich uczyli; nie okazywać emocji, nie przywiązywać się do pacjentów. „Większość i tak umrze, nie ma co tracić energii na próby zaprzyjaźnienia się z nimi

 

które składały jaja w całym jej ciele i nic nie można było na to poradzić. Doktor Gandrabur usuwał gniazda już trzykrotnie

Czy stonogi tworzą gniazda? Jakoś mi to nie pasuje. A poza tym gryzie się ze składaniem jaj w całym ciele.

 

Części składowe jego żony: charcząco-świszczący oddech. Skórzany worek wypełniony kośćmi, niegdyś będący kobietą, do której kochał się przytulać. Bóle głowy, jakby drapieżne czerwie żywcem wygryzały sobie drogę na wolność przez mózg. Blada, spocona skóra śmierdząca chorobą. Spojrzenie, w którym Vanderkruger nie odnajdował już ukochanej.

Wszystko inne jest ok, ale bóle głowy mi nie pasują, bo mamy perspektywę Vanderkrugera, a on przecież tego bólu głowy nie odczuwa i nie wie, jaki on jest.

 

w Stunożnym Mieście rzadko kiedy umiera się spokojną śmiercią. Wypadki zdarzały się codziennie. Nieraz wielkie tryby napędzające machinerię miasta obluzowały się i przygniotły bawiące się na ulicy dziecko. Jakiś obiecujący młodzieniec wspinał się z kolegami

 

Zastanawiał się, czy każdy mąż tracący żonę widzi to, co on.

Rzucił się w wir pracy

 

klęła jak szewc z Odwłoku

:)

 

 

Bardzo ładny, plastyczny styl. Z komentarzy widzę, że działa nie tylko na moją wyobraźnię.

Przeszkadzała mi siękoza.

 

Świetnie wykreowany świat. Zwłaszcza przypadły mi do gustu nazwy dzielnic.

 

Plus za żywych i pełnokrwistych bohaterów, choć to chyba niezbyt fortunne sformułowanie w tym przypadku. W każdym razie ich emocje, rozterki prawie poruszyły coś w środku mnie. Prawie, bo ciężko poruszyć coś w próżni.

 

Trochę zacząłem się nudzić gdzieś w środku, bo już ogarniałem wszystko, a jednak tekst kręcił się w kółko i gadał cały czas to samo.

Najsłabiej wypadło zakończenie. Miałem wrażenie, że przyjęto taktykę „opowiadanie się kończy, więc trzeba wyłożyć morał na stół i postawić kropkę”, a przez to ten morał wydał mi się mało zasłużony.

 

To ciekawy przypadek tekstu, któremu brak jest fabuły, ale mimo wszystko nie jest jedynie formą. Ja lubię treściwe dania i tutaj takie odnalazłem. Dzięki :)

 

 

Pozdrawiam i następnym razem poproszę o bardziej wypracowany morał.

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Jasne, że chętnie przeczytam kontynuację :)

 

Odnośnie łamania, to chodziło mi głównie jak to wygląda w porównaniu do reszty narracji, gdzie wszystko zdaje się wydłużone w czasie, a tutaj złamanie nogi konia to jak złamanie zapałki. Może nie opisywać jakoś bardzo (bo to nie jest kluczowa rzecz w tej scenie), ale chociaż żeby został uderzony w staw kolanowy (albo coś w tym stylu, żeby było bardziej wiarygodne).

 

Co do stuk, stuk, to przy obecnym zapisie wygląda to tak, jakby oni po prostu mówili “stuk, stuk”. Jeśli chce zapisać dźwięki, to zapisz normalnie jako dźwięki, a nie jak dialog.

A same dźwięki z filmiku bardziej przypominają mi klik, klik (zresztą sama ich nazwa) niż stuk, stuk.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

 

Przestrzeń między drzewami zaczęła się zwężać. Kilkanaście kolejnych kroków i stanęliśmy w miejscu. Trakt kończył się ślepym zaułkiem

 

Potem poczułem jak coś miękkiego wślizguje się pod nagolennikiem do mojej nogawki. Przez szparę w przyłbicy prześlizgnęła się nabrzmiała od juchy pijawka

 

Adrenalina dodawała skrzydeł

Czy on może znać takie pojęcie jak adrenalina?

 

Jeden z członków grzybowego ludu, którego rąk nie pochłonęły jeszcze zarodniki, złamał przednią nogę zwierzęcia

Jak? Bo to zdaje się, że nie jest takie łatwe.

 

– Stuk, stuk – zastukotał jeden z większych osobników, zagradzając mi drogę

Oni tak mówią?

 

Do mojej twarzy zbliżyła się zdeformowana facjata. Gdy otworzył się przypominający dziuplę otwór gębowy, na zewnątrz wydostał się niewielki rój os

Candyman! :)

 

podzieli się ze mną swoją historią, ale i tak mimowolnie się to działo

 

Czułem się przy nim jak przy starszym bracie.

Okazało się, że grzybowi ludzie byli jedynie wstępem do tego

 

Mogłem myśleć jedynie o tym[,] co było tu i teraz

 

 

Bardzo, bardzo podał mi się styl opowiadania, a właściwie snucia opowieści :)

 

Bohaterowie z krwi i kości. Rzeczywiście ich czułem.

No i bogaty świat – las, grzyboludzie. A nawet takie smaczki jak srebrniki. Chcę więcej!

 

Muszę przyznać, że początek trochę mi się dłużył, a później chwilami doskwierało, że nic się nie dzieje. W ogóle fabuły tu za dużo nie ma, wiec ciężko oceniać.

Ale styl rekompensuje to przynajmniej częściowo :)

 

Poza przykładami, które podałem jest jeszcze trochę siękozy.

 

 

Pozdrawiam i czekam na kolejny (równie dobrze napisany, ale bardziej mięsisty) tekst :)

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Gostomyśle,

dostałeś uwagi, wiec zachowaj się jak prawdziwy facetprzyjmij je na klatę, a nie jak teraz – zachowujesz się niczym małolat, który dostał konstruktywną krytykę i krzyczy: „Ty się nie znasz! Gupi jesteś!”

Tzn. jeśli masz 10 lat lub mniej, to powiedzmy, że jeszcze Cię rozumiem :)

 

Po pierwsze, specjalnie na początku komentarza napisałem, że nie musisz kierować się moimi uwagami – one są moje i wynikają z mojego odbioru przeczytanego tekstu, ale tekst jest Twój i masz prawo robić z nim, co chcesz. Ja natomiast mam prawo do własnej opinii.

Tylko że tego albo nie doczytałeś albo przeczytałeś, ale nie rozumiałeś.

Zresztą, czy ja powinienem tłumaczyć takie oczywiste rzeczy?

 

Po drugie, widzę, że nie zrozumiałeś mojego komentarza (albo nie chciałeś go zrozumieć), bo ja nigdzie nie napisałem, że oceniam całość opowiadania.

Zamierzałem przeczytać całe, ale luki logiczne w fabule i zachowaniach bohaterów spowodowały, że więcej mój musk znieść po prostu nie mógł.

Oceniłem tyle, ile przeczytałem, a przeczytałem wystarczająco, żeby wiedzieć, że bohaterowie są papierowi i podporządkowani fabule, a przez to wychodzą na skończonych idiotów.

Tutaj znowu wychodzi, że albo nie czytałeś mojego komentarza albo przeczytałeś, ale nie rozumiałeś.

 

Po trzecie, tekst powinien bronić się sam, a Ty w odpowiedzi na konstruktywną krytykę próbujesz usprawiedliwiać go w komentarzach (i to dość nieudolnie – jeśli mogę dodać). Pewnie, że możesz, ale do czego to prowadzi?

Dlatego nie zamierzam się z Tobą sprzeczać, nie zamierzam dalej dyskutować, bo to nie ma sensu.

 

Jeśli uważasz, że wszystko w tym tekście jest ok., jeśli sprawia Ci to przyjemność, to bardzo dobrze, pisz tak dalej, a ja mogę Ci tylko życzyć powodzenia.

I to z całego mojego serca :)

 

 

(pozwoliłem sobie na wytłuszczenie pewnych treści, aby były czytelne i zrozumiałe)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

Czuła się przy niej pewna siebie, bezpieczna, jakby znajdowała się wciąż w ojcowskich ramionach

Siękoza.

 

Zanim podbiegła do biurka[,] na którym leżał jej telefon

 

przecież domyślała się[,] kto to taki. Było już chyba dość późno, a więc jej przyjaciółka Marylka musiała się denerwować i niecierpliwić

Przecinek. Siękoza.

 

„Na pewno jest wściekła[”] – przebiegło jej przez myśl. – [„]Ja za niecałą godzinkę będę w domu, a do tego czasu może trochę ochłonie?”.

Zapis.

 

wrzuciła do niej telefon[,] nie tracąc czasu na sprawdzenie choćby nieodebranych połączeń

 

że się ta praca nareszcie skończyła i oto wraca do dzieci

Praca wraca do dzieci? ;)

 

Winda zatrzymała się na parterze, drzwi otworzyły się

Siękoza.

 

Zatrzymała się, wyjęła aparat. Na ekranie wyświetlał się napis

Siękoza.

 

To na pewno ty? – [z]apytała jakoś dziwnie córka

Zapis.

 

Mamusiu… szukałam wszędzie, ale go nie ma[ – o]dparła niemal przepraszająco mała

Zapis.

 

Zdawało się jej, że utraciła na chwilę akcję serca, a krew zastygła w żyłach. A mimo to starała się zachować panowanie nad sobą.

Siękoza.

 

Skręciła z głównej trasy śródmiejskiej w jakąś boczną uliczkę, bo dalej spodziewała się korków

W tych godzinach raczej nie ma już korków. Chyba że coś się stało, ale tego ona nie może przewidzieć.

 

…Dzwonek telefonu w czasie pracy – jak zawsze w najmniej odpowiednim momencie.

…Potem jakieś sygnały SMS-ów

Wielokropek w tym miejscu – jestem na nie.

 

Na szczęście w nic nie uderzyła i jej samej też się nic nie stało, ale położenie[,] w jakim znalazło się jej auto[,] uniemożliwiało samodzielny powrót na jezdnię.

Przecinki. Siękoza.

 

„Bez wyciągania ciągnikiem raczej się nie obejdzie” pomyślała…

 

Że ktoś, a konkretnie… – zająknął się Hubert, ale zaraz jakby porzucił podjętą przed momentem myśl. – Zresztą to akurat może nieważne. – Próbował ominąć jakiś niewygodny wątek.

– Co mówiła?! – Marek starał się sprowadzić Huberta do sedna sprawy.

– …Że ktoś zakradł się do domu od tyłu, przez drzwi tarasowe i uprowadził Urko.

– Że niby… porwał?

Relacja, że ktoś uprowadził dziecko, jest mało ważna? Dziwni są ci bohaterowie.

 

To niedorzeczność – zaprotestował Marek. – Pięcioletnie dziecko z wrodzonymi wadami, z niedorozwojem, z częściową deformacją twarzy i kończyn? Nie mów tylko Hubercie, że bagatelizuję problem, ale sam pomyśl: nawet handlarz żywym towarem nic by nie zyskał na tym biednym dziecku.

Dlaczego handlarze żywym towarem? To już bardziej prawdopodobne będzie, że to sprawka pracownika pobliskiej budki z kebabami. NMSP ;)

 

Proszę podejść bliżej i przygotować dokumenty do kontroli.

Tak, już się robi panie władzo, tylko że to może chwilę zająć, bo wie pan… jesteśmy nadzy i musimy dokładnie pogrzebać w jedynym miejscu, gdzie moglibyśmy takie dokumenty schować ;)

 

 

Przyciągnął mnie tytuł. Dobry.

Pierwsza scena całkiem fajna, ale najbardziej podobała mi się w tej scenie rozmowa Cecylii z córką – bardzo zaciekawiła i przez to miałem wysokie oczekiwania względem tekstu.

Na plus zaliczę również styl, bo czytało się płynnie i całkiem przyjemnie.

Ogólnie pomysł i sięgnięcie po wierzenia ludowe uważam za bardzo dobre.

 

 

Zauważyłem kilka luk logicznych w fabule i postępowaniu bohaterów. Część wypisałem przy fragmentach, a tutaj reszta:

1) Wydaje mi się, że w pierwszej kolejności Cecylia powinna zadzwonić na policję, a ona dzwoni wszędzie, tylko nie tam.

2) Jedna osoba (Cecylia) jest najzwyczajniej głupia i nie wie, co w takiej sytuacji zrobić. Może też nie jest pewna, co się stało. Ale tam nikt nie dzwoni na policję, nawet gdy już wiedzą, że dziecko zostało uprowadzone. Ich argumentacja, żeby nie dzwonić na policję w ogóle mnie nie przekonuje.

3) Scena rozmowy telefonicznej Huberta z Markiem to zwykły infodump. Dziecko zostało uprowadzone, a oni sobie gadają o poszlakach, domysłach i w ogóle wszystko na luzie.  Nie kupuję tego.

4) Podczas tej rozmowy Marek nie zachowuje się raczej jak ojciec uprowadzonego dziecka.

5) Hubert opowiada, że Zalewska zbiła Urko witkami. To wówczas nikogo z nimi nie było? Z pięcioletnim dzieckiem z wadami rozwojowymi i upośledzeniem? Serio?!

6) Elegancka kobieta wypada w nocy z lasu, w którym grasują „nagusy” i policjanci jeszcze zastanawiają się, co oni właściwie mają z tym zrobić?!

 

Z powodu luk logicznych i głupoty bohaterów, wszystkie postaci muszę ocenić na minus.

 

Sporo jest problemów z przecinkami, siękozą i podmiotami domyślnymi. Szwankuje zapis dialogów. Ja zaznaczyłem tylko kilka przykładów.

 

Przykro mi, ale doczytałem do sceny z policjantami, bo natężenie luk logicznych i co najmniej dziwnego zachowania bohaterów przekroczyło poziom tolerancji mojego musku.

 

 

Pozdrawiam i czekam na kolejny tekst, tym razem bardziej dopracowany pod kątem logiki :)

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

jakby nie mógł się zdecydować, czy przybrać konkretną formę, czy dać sobie w końcu spokój. Jakoś się mu nie dziwię

Siękoza.

 

rozwiązania równań falowych[,] co to tworzą kolejne alternatywy[,] teraz wynoszą malownicze nic

Przecinki, ale tak w ogóle zgrzytnęło „co to”.

 

Układam się wygodnie. Trochę pogapię się w niebo

Siękoza.

 

to jeszcze mi okolicy się zmaterializuje

?

 

Gapię się w niebo drugi dzień, już nawet jeść mi się nie chce

Brak konsekwencji – wcześnie mówiło, że nie może za długo gapić się w niebo.

 

 

Kwerenda, a przez to i świat, zasługuje u mnie na plusa.

Pomysł niezły, ale niedopracowany.

Styl przyjemny.

 

Podobał mi się surrealizm tej historii, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że gdzieś to już wszystko czytałem, gdzieś to było i do tego w podobnej konfiguracji.

Niektóre momenty szczerze mnie rozbawiły np. z jajkiem, ale niektóre były jedynie cieniem żartu, bo te motywy są obecne w wielu tekstach np. z Ziemią, która nic nie znaczy we wszechświecie.

 

Na minus zaliczam brak napięcia i poczucie dreptania w miejscu. Sądzę, że gdyby ten tekst był o połowę krótszy, a nawet gdyby był drabelkiem, to wyszłoby to mu na zdrowie. Dreptanie w drabelku tak nie przeszkadza, a przynajmniej nie tak bardzo, ale już w szorcie zdecydowanie przeszkadza.

To też prowadzi mnie do innego wniosku – wątpię, żeby ten narrator tak dreptał. Nie pasuje mi to do niego, a przynajmniej w tym tekście mi się to gryzło.

 

Rozumiem, kim jest narrator i wiem, jak kończy się świat, a mimo to odczucia ogólne mam podobne jak MrBrightside – ten tekst to wydmuszka, a duzi chłopcy muszą jeść pełnowartościową jajecznicę ;)

 

 

Pozdrawiam i liczę, że kolejne Twoje teksty nakarmią mnie do syta :)

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Cała przyjemność po mojej stronie :)

Wybacz numerze jedenasty, ale takie jest życie ;)

 

A co do zapisu z wielkiej lub małej litery, to wydaje mi się, że to zależy czy jest jeden czy jest sporo tych szatanów.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Nie ma za co :)

Mnie to zachowanie w ogóle do bohatera nie pasowało, ale później przyjąłem, że może jest tak oszołomiony, że już mu wszystko obojętne.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

Za uchylonym[,] kolorowym witrażem rozciągał się widok na miasto. Czyste[,] wąskie uliczki wyłożone kamieniem, wysokie domy

 

Elizeusz zacisnął palce na różańcu, zwalniając rytm[,] z jakim się przesuwały po paciorkach, i przymknął oczy

 

Się chłopina omal nie poszczał z wrażenia.

:)

 

– Druga baba wygląda tak samo – odezwał się gwardzista, nadal nie po[d]chodząc

 

Odwrócił i gestem przywołał młodego żołnierz[a], oddając mu wodze

 

Wybijali rytm, uderzając o siebie trzymanymi w dłoniach nożami. Nadzy, wysmarowani krwią ofiar tancerze podrygiwali gwałtownie. Zderzali się i odskakiwali od siebie, w szalonym tańcu

 

Tą[,] którą kazałeś spalić, carissimi

 

Tak wielki, że kiedy przychodzi do ciebie szatan i proponuje ci układ

„Szatan” nie powinno być z dużej?

 

 

Jest coś w tym stylu pisania, że chce się czytać dalej :)

Duży plus za kwerendę.

 

Moją uwagę przykuły relacje między bohaterami – wykreowane po mistrzowsku, zwłaszcza Johannesa i Elizeusza.

Mało było Klary (nie czuję jej) i w ogóle całego tego wątku. Rozumiem, że to ma dawać efekt zaskoczenia na koniec, ale wolałbym np. być zwodzony tym jak Elizeusz sam się okłamuje, a później dowiedzieć się prawdy.

 

Nie podobało mi się, kiedy tak bez praktycznie żadnego wysiłku uwolniono Magdalenę. Elizeusz dowiaduje się o jej porwaniu, natychmiast zrzuca habit, później pościg, mężczyźni tańczący na polanie i… szast-prast już Magdalena na rękach Elizeusza.

W tym momencie już wiedziałem, jak się akcja dalej potoczy.

 

Zgrzyta mi, że Gertruda może wskakiwać w kogo tylko chce. Wydawało mi się, że opętanie to nie jest taka prosta sprawa.

 

Czytałem z przyjemnością :)

 

 

Pozdrawiam!

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

O siódmej mój dyżur powinien się skończyć. Ale przez tych cholernych udarowców odprawa przeciągnęła się i skończyło się jak zwykle opóźnieniem.

Siękoza.

 

Zaczęło się od łagodnego otępienia. Później pojawiły się drżenia mięśni przechodzące w niedowłady

Siękoza.

 

oświetlone lampą zwisającą z sufitu i jakby zamknięte w kloszu ze światła. Ponadto przy ścianach w kilku miejscach paliły się słabe światełka, ogólnie więc było dość ciemno. Po prawej ustawiono prostopadle do ściany trzy regały zasłane dokumentacją medyczną

 

Emerytka, bezdzietna wdowa potrzebowała na gwałt pieniędzy? Czy może przychodziła do biednej LeeAnn z dobroci serca, z jakichś empatycznych, niezrozumiałych do końca dla mnie pobudek? Nigdy mnie to w sumie nie interesowało.

To dlaczego teraz zastanawia się nad tym?

 

Dzieliliśmy z ojcem jedno nazwisko

Czy jeden z nich ma dwa nazwiska?

 

Udałem się do dyżurki. W środku paliła się tylko jedna lampka

Siękoza.

 

Nie chciał dać się ponownie zaskoczyć, ani po raz kolejny godzić się z odejściem ważnej dla siebie osoby

Siękoza.

 

[Pom]imo całego mojego zmęczenia pracą w nocy i sytuacją z ciotką, spytałem Celię[,] o co chodzi.

 

Mózg LeeAnn umarł lata temu, toczony wirusami. Więc skoro nie dało się go naprawić, należało stworzyć nowy

On to mówi w przenośni? Bo mówienie w przenośni nie pasuje mi do tego bohatera, a przecież mózg wykazywał aktywność.

 

Rozżalony poszedłem na górę. Ojciec bardzo chciał zobaczyć efekt swojego eksperymentu, ale podniecenie nie pozwalało mu nacisnąć na klamkę od razu. Tak jakby rozważał różne warianty rozmowy, którą już za chwilę miał odbyć ze swoją długo nieobecną siostrą

Nie rozumiem bohatera, bo przecież dopiero zdołał odgrodzić się od tego monstrum, a teraz zostawia ojca, który pewne zaraz otworzy drzwi. I nawet nie chodzi o ojca (bo rozumiem, że problemy należy rozwiązywać), ale nie boi się, że to coś się wydostanie i go znowu zaatakuje?

Nie rozumiem też, w jakim sensie podniecenie nie pozwalało nacisnąć na klamkę.

 

 

Podobał mi się styl, zwłaszcza opisy – plastyczne i dobrze działające na wyobraźnię, a jednocześnie nie za długie.

Uważam, że wszystko co medyczne zostało bardzo dobrze i klarownie wyjaśnione. Duży plus za kwerendę.

 

Bohaterowie ok., ale szczególnie moją uwagę zwrócił ojciec, bo to opowiadanie pokazuje, że mimo iż był szanowanym lekarzem, który opierał swoją praktykę o EBM, to jednak był też po prostu zwykłym człowiekiem. Człowiekiem, który w akcie desperacji łapie się już wszystkiego.

Zgrzytnęła mi logika głównego bohatera – po tym wszystkim poszedł na obiad?

 

Na minus zaliczę, że początek tak wolno się rozkręcał. Dużo było ekspozycji i w ogóle wprowadzenia do historii, a niewiele wydarzeń, a przez to te fragmenty trochę się dłużyły.

 

Jest trochę siękozy, zaznaczyłem tylko kilka przykładów.

 

Ogólne wrażenia bardzo pozytywne; z tym że ja nie zaliczyłbym tego jako horror.

 

 

Pozdrawiam!

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

 

Tekst napisany ładnie, sprawnie i dobrze się go czytało, ale nic nie wniósł. Wszystko to już kiedyś było i w podobnej konfiguracji. Skojarzenia z „Grawitacją” nasuwają się wręcz natychmiast.

Poza tym mam wrażenie, że jak obraca się bohater wokół własnej osi, tak samo robi tekst. Bohater gada w kółko to samo. Dlatego wydaje mi się, że lepiej byłoby skrócić szorta do drabelka i wówczas tekst może nie stanie się odkrywczy, ale zyska na mocy.

 

 

Pozdrawiam!

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Ostry drabelek :)

Jedyne, czego mi zabrakło, to wrażeń smakowych – poza reakcją bohaterki, chciałbym poczuć tę ostrość.

 

P.S. Biedni faceci… o wszystko obwiniani ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Mmm… Rozmarzyłem się ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Taki już mój los, że wszyscy boją się mnie i moich opinii ;)

Mail na PW.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Cześć ocho :)

A na kiedy potrzebujesz tej bety?

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Skoro typowo po męsku, to zasłużyłem na mięsko :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Kiedy spojrzałem za ukochaną, co na skrzydłach ku innemu leciała, to żem pomyślał:

„A niech…”.

Upadek był do przewidzenia, spadałem wszak od dawna, lecz jeśli każdy taki jest przyjemny, to wcale nie ma się co dziwić aniołom, że upadają.

Wnet bezmiar mych łez w radość się zamienił. Dotykam. Skóra ma gładka i piękna.

Taplałem się ku uciesze swojej i gawiedzi zgromadzonej, patrzyłem, jak inni radośnie się pluskają. Zwłaszcza oczy me cieszyło, widzieć walki w błotku – zapasy, siłowanie i nagich ciał ocieranie, co też mnie w stan podniecenia wprowadziło i młodzieńczego wigoru niespodziewanie dodało.

Szybko błotniste spa mym żywiołem zostało i tak mi się spodobało, że politykiem się stałem.

 

 

Tak jak pisałem – stusłówka nie są moją mocną stroną i do tego limit przekroczyłem – ale mam nadzieję, że przynajmniej na pytanie odpowiedziałem :)

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

 

Słyszy mnie ktoś?

W tle wyraźnie usłyszała strzały. Kilka serii z karabinu.

– Widzę go! Dawajcie! Strzelaj! Strzelaaaj!

Zasłuchana w odległe strzały

 

Zataczając się, usiłując opierać na ścianach, stwór się zbliżał. 

Zgrzyta mi to zdanie przez imiesłowy.

 

Uchwyt zelżał, bezwładna ręka miękko opadła wzdłuż ciała.

Podniosła się ostrożnie z kolan

Ręka podniosła się z kolan? ;)

 

Wyszła drugim wyjściem

 

Ona nie mogła sobie pozwolić na takie ubrania. Warstwa tłuszczyku pod skórą znacznie przewyższała u niej ilość mięśni.

To wybiło mnie z tekstu.

 

ale nie mimo pogoni pytań i myśli, żadnej nie umiała przyoblec w słowa

?

 

 

Podobał mi się pomysł i wykonanie również było całkiem niezłe.

Przenikanie czasoprzestrzeni nie przeszkadzało, a wręcz dodawało smaczku – trochę dezorientowało, i dobrze, bo dzięki temu oddaje wrażenia bohaterki, ale jednocześnie nie na tyle, żebym nie mógł się połapać w wydarzeniach. Zresztą, ja lubię majndfaki.

 

Styl przyjemny, dobrze się czytało.

Doceniam gry słowne m.in. z tyłami i przemykaniem. Lubię takie rzeczy.

 

Nie pasowało mi chwilami zachowanie bohaterki. Jeśli ona myśli, że to zabawa, to powinna w niej uczestniczyć – strzelać itp. Natomiast ona jest bardzo pasywna, przez co praktycznie od razu wiadomo, że jednak coś jest nie tak i że to nie jest scenariusz gry (mimo że ona czasami wspomina, że bardzo realistyczny).

 

Przez to ucierpiał też trochę klimat zagrożenia, bo ja czuję się jak w filmie akcji, w którym bohater nie potrafi się odnaleźć, a nie jak w horrorze survivalowym.

 

Przyczepię się do zakończenia. Ja to rozumiem tak: gdzieś w przyszłości (albo alternatywnej przyszłości) toczy się konflikt z tymi stworami i stara Nika próbuje skontaktować się z młodą Niką. Tylko że zakończenie zostawia więcej pytań niż odpowiedzi. Po co chce się z nią skontaktować? Dlaczego młoda Nika jest taka ważna? Dlaczego trzeba do niej tyle razy docierać? Po co jej ta karta pamięci i po co ma znać swoja przyszłość (a może swoją alternatywną przyszłość?)? To trochę klisza, ale jakoś przełknąłem.

Czyli wszystko sprowadza się do pytania: po co to wszystko?

Natomiast jeśli to miałby być początek czegoś dłuższego, to niewiele bym zmieniał, bo zaciekawia.

 

A w ogóle to miałem skojarzenia z „All You Need Is Kill” (Edge of Tomorrow).

 

 

Pozdrawiam!

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

W duszy mi grało. Nagle odwróciła się do mnie. Pokręciła głową z dezaprobatą i szturchnęła mnie skrzydłem.

Zaimkoza

 

Po przeczytaniu uczucia mam mieszane (chociaż można to zrzucić na karb mojej ignorancji wobec stusłówek) – pomysł ciekawy, ale zabrakło mi mocniejszego uderzenia.

 

 

Pozdrawiam!

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Nie wyrobiłem się :(

Ehh… Dlaczego doba nie jest jak gumka od majtek?

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Czyli jesteś całorocznym Świętym Mikołajem. Daj znać, kiedy przybędziesz, to przygotuję ciasteczka :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Z tego wynika, że powinnaś mnie częściej odwiedzać :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

reg, Finklo, właśnie zrodziłyście w moim musku pomysł na absurdalne opowiadanie :)

 

Fishu, dziękuję za komentarz. Następnym razem postaram się być bardziej optymistyczny, chociaż u mnie nawet w wesołych tekstach trafia się koniec świata.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Może i nie, ale tak się teraz rozmarzyłem, że gdyby było więcej fantastów wśród drogowców, to zima nigdy by ich nie zaskoczyła ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

poszłam słuszną drogą

reg, taki wpis mi się przyda w CV, jak będę chciał zostać drogowcem ;)

 

Piotrze, dziękuję! Bardzo mi miło, że tekst sprawił przyjemność.

A uwagi wszystkich komentujących skrzętnie notuję i wykorzystam przy kolejnym tekście :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

bemik, fleurdelacour, Finkla i regulatorzy, dzięki za komentarze!

 

bemik, postać już wcześniej używa formy męskiej i żeńskiej.

Przyznam, że zaskoczyło mnie, że tekst był dla Ciebie zbyt enigmatyczny, bo nawet nie patrzyłem na niego pod tym kątem. A potrafisz wskazać, co było enigmatyczne?

A może ja jestem taki enigmatyczny i nawet o tym nie wiem? ;)

 

Finklo, myślę, że bohaterko chce znaleźć swoje miejsce.

 

reg, cieszę się, bo właśnie o to mi chodziło :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

śniąca, od czegoś trzeba zacząć ;)

 

Fishu, oczywiście, że mi chodziło o “y”. A myślałeś, że o co? I o czym Ty myślałeś, że się nie domyśliłeś?

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

śniąca, to źle że tłumaczysz? A może my to robimy specjalnie, żeby móc częściej oglądać kobiece paluszki ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

śniąca, tak to próbuję sobie tłumaczyć, bo inaczej musiałbym się bać o stan swojego zdrowia psychicznego ;)

 

Ja zwracałem uwagę na “y”, to nie poprawił, ale jak mu kobieta zwróciła uwagę… ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Nie wiem, czy już ktoś o tym wspominał, ale fajnie byłoby, gdybyście postarali się o ISSN.

I też popieram uwagę jose :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Co do przecinka to będę się upierał, bo w pierwszym odruchu przeczytałem, stawiając sobie w głowie (tak już mam) przecinek jedno słowo dalej i sens zupełnie mi się zmienił. Musisz więc uznać moją rację. Zresztą nie masz wyboru, bo jesteś Rybą :P

 

A odnośnie tego wchodzenia, to cieszę się, że tak to racjonalizujesz, zamiast sięgnąć po bardziej freudowskie wytłumaczenie ;)

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

 

Najpierw spostrzegłem tytuł i wiedziałem, że muszę przeczytać, a jak zobaczyłem autora, to już wiedziałem, że nie wytrzymam i natychmiast muszę dowiedzieć się, co tym razem powie Ryba.

 

Po wizycie u pana[,+] małżonka podeszła do stołu z otwartym ogniem, a stół się na nią rzucił!

 

Nawet ja, mimo, że zajmuję się nimi tyle lat. Pan pozwoli, ale czy pani mogłaby opowiedzieć mi, jak to się stało?

– Trochę mi tak trudno…

Zaimkoza.

 

Chciałam czegoś nowego, ale nie chciałam tak okrutnie… Chciałam, ale bałam się, ale Dieter w końcu mnie namówił.

Trochę za dużo tego „chciałam”.

 

bardzo proszę o dyskretny posłanie taboreciku z liścikiem

?

 

Wtem jakiś kształt runął do pokoju przez okno, roztrzaskując je w drobny mak!

Nie przepadam za wykrzyknikami w narracji.

 

Francise’a Drake’a

Wg mnie Francisa.

 

 

 

Brawo za pomysł. Żarty z Freuda zawsze mile widziane :)

Traumatyczne przeżycia mebli po prostu świetne, choć ja dostrzegam inne intencje stołka od wisielca – jemu się spodobało i chciał dawać łudzące uczucie podtrzymywania, żeby później się wysunąć! Ha! Przejrzałem jego niecne zamiary!

A żywodrzewo chyba wyciągnąłeś z mojego musku. Muszę sobie kłódkę założyć ;)

 

 

Właściwie nie wiem, dlaczego, ale ciężko „wchodziło” mi się w ten tekst. Niby wszystko pojmowałem, ale byłem gdzieś z boku. A może zboku… Kto to wie… ;)

Wydaje mi się, że to kwestia tego, że bohaterowie też przyjęli taką postawę względem siebie.

 

Chciałbym przyczepić się do czegoś więcej. Bogowie mi świadkiem, że próbowałem, ale nie mogę. A przez resztę dnia będę sobie nucił:

 

Nie wiesz, nie wiesz, co

ci powie Ryba i skąd nadpływa.

Co powie Ryba, kiedy cię zdyba.

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Już zajrzałem do środka i od razu mi się spodobało, że jest artykuł o “Sandmanie”. Tego nigdy za wiele :)

Pozytywnie zaskoczyła objętość. Bardzo ucieszyły komiksy. Na razie tylko zerknąłem, ale coś czuję, że będę chciał więcej :)

 

Zapowiada się bardzo fajny magazyn. Będę kibicował!

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Wielkie dzięki, Sirinie!

Kolejny tekst już się pisze. Tym razem coś z zupełnie innej beczki ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Dzięki, Staruchu, gwidonie i uradowanczyku!

Bardzo mi miło :)

 

A co do zdjęć (a nawet filmów), to w necie jest ich całkiem sporo. Kilka przykładowych stron:

http://www.theblaze.com/stories/2013/02/15/stunning-pics-video-reports-of-many-injuries-from-meteor-strike-in-russias-ural-mountains/

http://pics-about-space.com/russian-asteroid-damage?p=1

Poza tym polecam zerknięcie na stronę 5 i przekonanie się, czyja goła pierś za tym wszystkim stoi ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Psycho, rzeczywiście rozmawialiśmy trochę przy okazji szczepionek :)

Mnie też rozwalili politycy z Nowej Zelandii, zwłaszcza że za każdym razem dostało się innej partii. Do tego zawieszenie prezenterów radiowych w USA i nazywanie żartu „aktem terrorystycznym”.

Co do kontynuacji, to akurat odnośnie sprawy oksydanu napisałem wszystko, co warto wiedzieć, natomiast na temat różnego podejścia do wyników badań naukowych, przekłamań, manipulowania faktami itp. mogę pisać i pisać, bo przykładów nie brakuje. Jakiś czas temu w Fahrenheitcie pisałem o naciąganiu faktów przez dziennikarzy popularnonaukowych – na przykładach i pokazując jak szybko takie bzdury roznoszą się m.in. po serwisach informacyjnych.

Poza tym kończę opowiadanie w tym klimacie :)

 

Sirin, fajnie, że Tobie też się podobało.

Po takich recenzjach aż chce się pisać :)

 

I oczywiście zapraszam do numeru majowego, gdzie w mniej żartobliwym tonie, ale równie ciekawe rzeczy m.in. o tym jak przed katastrofą w Czelabińsku naukowcy lekceważyli takie małe obiekty.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Psycho, cieszę się, że artykuł o oksydanie przypadł do gustu :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Ja jeszcze wspomnę o tych przeskokach w perspektywach, że mnie głównie chodziło o sygnalizację, a nie sam zabieg.

Czytam sobie teraz “Trzech muszkieterów” i tam był narrator wszechwiedzący, który przeskakiwał “po głowach” bohaterów. Ale od tego czasu narracja trochę się zmieniła i choć nadal można przeskakiwać, to jednak powinno się to zasygnalizować. Wg mnie najlepiej tak jak sygnalizuje się zakończenie sceny, bo w rzeczywistości jest to zakończenie sceny z jednego punktu widzenia.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Teraz jest świetnie!

Tylko zrób jeszcze to samo w ostatniej scenie.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Fajnie, że moje uwagi pomogły :)

 

Co do borowego jako człowieka, to chodzi właśnie o to, że w tym opowiadaniu nie ma narratora wszechwiedzącego, bo tu masz narrację personalną. W sumie właśnie dzięki niej zbudowałeś całe opowiadanie, bo w poszczególnych scenach zmieniasz osobę, przez którą widzi się świat i zdarzenia. Dzięki niej możesz opisywać te same wydarzenia z punktu widzenia Patryka i Wiktora. Niedźwiedzia widzimy oczami Patryka i dla niego jest to niedźwiedź – dlatego to nie razi. Natomiast w scenie pierwszej i ostatniej mamy tylko Wiktora i on raczej wie, kim jest. Wg mnie powinieneś pokombinować, bo zamiast “człowieka” można użyć np. “starca” i już nie ma problemu.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

 

Fajny pierwszy akapit. Drugi też ok, ale gdy są razem, to trochę zaczynają przynudzać. Chciałbym, żeby coś zaczęło się dziać.

 

Przez chwilę delektował się niczym niezmąconą ciszą. Lubił ją. Bardzo. Ale w tej chwili nie miał czasu na rozkoszowanie się spokojem. Z kieszonki kamizelki wyjął zegarek z dewizką i odchylił wieczko. Wpół do szóstej. Czas się zbierać do pracy. Wyszedł na małe, porośnięte trawą i otoczone lasem podwórko. Ustępujący właśnie mrok zdawał bronić się przed świtem

Siękoza.

 

Złocisty płyn, zanim dotarł do gardła, nawilżył odrobinę wyschnięte organy.

Te organy mi jakoś nie pasują. Bo rozumiem, że miało chodzić o usta, tak?

 

Niemal natychmiast, jakby stalowy rumak został wpięty w układ nerwowy młodego mężczyzny, żółty mustang zaparł się o asfalt gumowymi podeszwami.

Zgrzytnęło mi to zdanie brzmieniowo i musiałem zatrzymać się na chwilę, bo nie wiedziałem, czy „niemal natychmiast” odnosi się do drugiej czy trzeciej części.

 

Udało się. Patryk usiadł na trawie i jeszcze nie w pełni świadomy, rozejrzał się dookoła, bezwiednie drapiąc się po szyi

Siękoza.

 

No jasne – pomyślał – staruch musiał do kubka wrzucić jakieś prochy. Ale po co? Nie miał wątpliwości. Musiało chodzić o jego wypasioną bryczkę.

Patryk zatrzymał się. Czy ten staruszek mógł mu coś zrobić teraz, gdy już był przytomny? Dlaczego uciekał? Spanikował. Może powinien chwycić tę łopatę i zdzielić podstarzałego bandziora przez łeb. Był przecież młodszy, szybszy, zwinniejszy. Silniejszy? – tu zwątpił, przypominając sobie posturę napastnika. W każdym razie zadzwoniłby wtedy do ojca, po kumpli, wreszcie na policję. Udupiłby pieprzonego złodzieja.

Ten fragment jest ok, jeśli chodzi o informacje, ale go nie kupuję, bo wydaje mi się zbyt racjonalny.

 

Stare, ciężkie buty już dawno powinny przejść na emeryturę, jednak zawzięcie starały się dorównać żywotnością swojemu panu. I choć czasem zdarzało się któremuś tracić kontakt z podeszwą, właściciel zawsze w porę przychodził z pomocą i, korzystając z masywnej igły i mocnej dratwy, naprawiał ich związek.

A czy podeszwa to nie jest część buta?

 

Zdziwienie uniosło krzaczaste brwi

Rozumiem, o co chodzi, ale wg mnie za duży skrót myślowy.

 

Mimo że dotąd miał się za twardziela, czuł się jak mały Jaś z bajki, tyle że bez Małgosi, w której ramionach chętnie by się teraz skrył.

Błądził po lesie od kilku godzin, potykając się o złośliwie sterczące korzenie

Siękoza.

 

Wstąpiły w niego nowe siły[,+] a wola przetrwania zmusiła do podążania ku przebijającemu się przez mrok płomykowi

 

Odrąbie mu głowę i zagra nią w golfa. Dołek znajdzie i bez chorągiewki.

Patryk jest dresem i pierwsze skojarzenie to golf? I to wcale nie samochód?

 

zmęczonego życiem człowieka

To jest jak dla mnie wprowadzanie czytelnika w błąd, bo on człowiekiem nie jest.

 

 

Podoba mi się styl – działa na wyobraźnię. Świetnie grają dźwięki. Przekonujący opis wydarzeń, miejsc, zachowań bohaterów. Dobrze budowane napięcie. Chciałbym się do czegoś przyczepić, ale nie mam do czego. Po prostu interesująca i ciekawie przedstawiona historia. Chciałbym więcej takich!

Aha, dla mnie to też nie był horror. Ale to nie jest zarzut :)

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Nie powiem, że się nie spodziewałam że Ci się końcówka nie spodoba, myślałam nawet, że będzie gorzej.

Serio? Aż tak łatwo mnie przejrzeć? Muszę nad tym popracować…

 

Sorry, zboczenie zawodowe ;) – ale to nie to, co teraz zapewne myślisz :).

Nie będę myślał. Nie będę nic myślał. Nie będę absolutnie nic myślał. Nic a nic!

 

W sensie że uczestnicy wyszli a została Mehra jako prowadząca zebranie, żeby pozbierać materiały. I pogadać na osobności z agentem. Coś w stylu: studenci po wykładzie wychodzą pierwsi, a wykładowca zostaje na chwilę, żeby zapakować przyniesione przez siebie slajdy itd. Przynajmniej “za moich czasów” tak bywało.

No właśnie… Cała scena mnie nie przekonała – niby jest to spotkanie czołowych mikrobiologów, niby mają dyskutować, ale ja tego nie czuję. Na takich radach naukowych panuje inna atmosfera niż podczas wykładów ze studentami.

 

Ogólnie muszę w tekście pogrzebać, może jeszcze wyjdzie na ludzi ;) Chociaż melodramatu trochę mi szkoda…

Wg mnie nie musisz wszystkiego usuwać, ale musisz się na coś zdecydować. Bo na przykład pomysł na zakończenie jest niezły, ale mnie nie ruszył, bo został za mało wyeksponowany, a ja wcześniej uległem desensytyzacji.

 

Powodzenia przy poprawkach :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

rozejrzał się wśród pasażerów. Mało kto wpatrywał się w okna

Siękoza.

 

czy z tej okazji się nie upić, ale wkrótce porzucił ten pomysł. Szybko przywołał się

jw.

 

drogie teraz lokale kipiały kolorami, wabiąc dekoracjami, stylizowanymi na hinduskie

mi, mi, mi, miiiiiii ;)

 

Przypuszczam – dodał, zniżając głos – że pojawił jakiś nowy dopalacz, wykańczający bardziej, niż osławiona lewodrazyna.

Wolniak kiwnął głową bez przekonania. Wiedział, o kim mówi rozmówca, sprawdził to wcześniej na ulicy; kobieta to życzliwa barmanka, a wspomniani faceci byli bywalcami jej lokalu. Teoria, że za wszystko odpowiada nowy narkotyk wydawała się kuszącym rozwiązaniem zagadki, zbyt wygodnym jednak, by okazało się prawdziwe.

Wolniak, który nie ma wiedzy medycznej, umie połączyć fakty, a lekarz z wiedzą medyczną mówi o dopalaczach. Nielogiczne. Tym bardziej jeśli pojawia się kilka osób chorych z tego samego środowiska. To musi skierować tok rozumowania na choroby zakaźne.

 

efekt, jaki środek miał wywołać w ciągu kilkunastu minut, akurat wtedy, gdy mężczyzna spodziewał się już dotrzeć do mieszkania Mehry

Biedni ci faceci w Twoich opkach, bo to już kolejny, który musi coś zażyć, gdy idzie do kobiety ;)

 

jak zwykle w nowszych, droższych budynkach lepszych dzielnic

Nadopis.

 

Wolałabym obejrzeć analizy z wymazów pobranych po śmierci tej pary – zauważyła jakaś kobieta. – Jakaś zmiana musiała się dokonać, ale dopiero gdy tamci opuścili Centrum.

Po pierwsze powt.

Po drugie jest dyskusja wśród czołowych mikrobiologów, a ona nie wie, co to za kobieta? Mało prawdopodobne.

 

W spojrzeniu Brauna zalśnił lód; Nadiya odwróciła wzrok i spojrzała na kobietę równie zimno

Powt.

 

gdy ostatni z uczestników narady zamknął za sobą drzwi

W sensie że narada się skończyła i wszyscy sobie wyszli? Dziwnie to wyszło.

 

Sati zamiast księżyca miała czerwonego karła. Nie krążył z planetą wokół wspólnego środka ciężkości jak ziemski satelita

Podmiot.

 

Dostarcz mi dowód, szepnął pomiędzy jednym i drugim muśnięciem warg. Dałam ci już dosyć, odparła, a Wolniak pieszcząc językiem jej ucho, zażądał: daj mi coś, co pogrzebie teorię Lakszmi. Domyślą się, że dostałeś to ode mnie, jęknęła cicho, z przestrachu albo dlatego, że lekko co prawda, ale niespodziewanie pochwycił między zęby brodawkę jej sutka. Prawego, potem lewego, po czym, dla równowagi, zasypał obie twardniejące piersi pocałunkami. Nikt się nie dowie, obiecał wtedy, sunąc wargami po jej brzuchu, muszę to mieć.

Nie rozumiem powodu takiego zapisu dialogu.

 

Do ogłupionej cierpieniem świadomości

Czy świadomość może być ogłupiona?

 

Przygryzła wargi i opierając się na zdrowym przedramieniu zaczęła niezdarnie pełznąć w kierunku pustyni

Dlaczego w kierunku pustyni a nie do koptera? Jakie ma szanse na przeżycie na pustyni? I do tego ranna.

 

ale tylko ja mam dojście do oferenta

Jakiego oferenta? Chyba się zgubiłem :(

 

z hali wydostać można było się identycznymi drzwiami po drugiej stronie, wielkimi, niestety zamkniętymi na głucho wrotami dla dostawców i tymi otwartymi, prowadzącymi do doków

A co z tymi, którymi wyszedł Wolniak?

 

ponad nią znajdowało się przejście na podobny pomost, znajdujący się

Powt.

 

Tyle, że każdy ruch Brauna na pewno był śledzony i nawet gdyby mężczyzna zdołał zagłuszyć sygnał, odgłosy ucieczki na pewno sprowokowałyby atak.

A Braun nie może użyć swojego sprzętu, żeby rozeznać się, co do sytuacji na zewnątrz?

 

świadomość, że Braun właśnie rozbiera ją wzrokiem[,+] przyprawiała Singh o mdłości

 

przypatrując się z zawiścią[,+] jak Castel pomaga Ami wstać

 

Dopiero wtedy agent zrozumiał, że to[,+] co czuje[,+] rzeczywiście jest zazdrością

 

Zobaczył , gdy niepewnym krokiem wychodziła z pokoju Castela. Nie ujawniając się, śledził do windy

Powt.

 

 

O świecie pisałem wcześniej, więc teraz tylko dodam, że nic się nie zmieniło – fajny, żywy świat, który przypadł mi do gustu.

 

Jeśli miałbym ten tekst traktować jako nowe opowiadanie, to początek może być, ale jeśli jako kontynuację, to początek z wyjaśnieniem świata straaaaasznie mnie wynudził. Nie lubię takich „prologów”.

 

Styl podobny, jak w części poprzedniej i wszelkie wcześniejsze zarzuty tutaj też mają zastosowanie. Są przeskoki perspektywy, podobnie jak w „Nosicielach”. Nadal jest też ten dziwny zapis dialogów.

Wtrącenia są i nadal przeszkadzają, ale jest ich jakby mniej, a przez to lepiej się czyta. Dzięki temu widać, ile potencjału ma styl. Jest miły w czytaniu i słuchaniu, a do tego ugniata moją wyobraźnię niczym plastelinę. Ale tylko wtedy gdy jest odchwaszczony.

Siękoza.

 

Motywacje i zachowania bohaterów do pewnego momentu były na plus (jak w poprzedniej części), ale gdzieś od spotkania Brauna z Wolniakiem przestałem brać bohaterów na poważnie. Zbytnie zagmatwanie spowodowało przesyt i ujawniło groteskowość całej sytuacji.

Niestety, groteskowością zaczęły też pachnieć interakcje między bohaterami, zwłaszcza relacje damsko-męskie, które w pewnej chwili przywiodły mi na myśl „Modę na sukces”. Wyczekiwałem, że za chwilę wyjdzie na jaw, że Braun jest ojcem Ami, a ona jest z nim w ciąży albo wyskoczy jakaś inna temu podobna historia.

 

Fabuła jakoś mi się rozmyła w tej grotesce połączonej z melodramatem. To, co było silnego w poprzedniej części, czyli elementy thrillera, tutaj zeszły na dalszy plan.

 

Zakończenie całej historii trochę mnie rozczarowało. Oczekiwałem czegoś mocnego na miarę thrillera, a dostałem melodramat.

 

Naszło mnie też jedno przemyślenie odnośnie całości. To przeładowanie różnych elementów objawia się też w ilości twistów – jest ich stanowczo za dużo, jak na taką objętość, a to powoduje, że one tracą swoją wartość, bo nie ma czasu ich przetrawić, zrozumieć ich znaczenie.

 

I jeszcze jedna rzecz – podczas czytania obu części było mi kompletnie obojętne, co stanie się z tą planetą.

 

 

Podsumowując, Marianno, mimo iż jest to najsłabszy z Twoich teksów (które czytałem), to nadal widać w nim cechy sprawiające przyjemność – plastyczność stylu, trzymanie napięcia, dobrze przedstawiony świat. Rzecz w tym, że wszystko musi być z umiarem, a wg mnie ta granica została przekroczona. Przesyt wszystkiego wprowadza zamęt w głowie czytelnika. I to nie taki pozytywny zamęt.

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Nie, nie, nie. Nie ma tak dobrze :P

Ja mogę tylko napisać, co mi zgrzyta, próbować wytłumaczyć – dlaczego, podyskutować. Moje uwagi to tylko spostrzeżenia czytelnicze. Decyzję, czy wyciąć albo co i jak zmienić, musisz podjąć Ty, bo Ty jesteś autorką tekstu.

 

Rozumiem, skąd biorą się te przemyślenia. Dla mnie jednak w tym tekście jest już na nie za późno, bo proces terraformowania już trwa. Jeśli były takie wątpliwości, to czas na ich rozważenie był przed. A jeśli już zaczyna się dostosowywanie planety do własnych potrzeb, to raczej rozumie się skutki takiego przedsięwzięcia.

 

Pozdrawiam :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

on miał garnitur, bo to przedsiębiorca pogrzebowy, nie ona ;). Muszę się przyjrzeć temu miejscu, bo może faktycznie niejasne. A o kombinezon chodziło mi roboczy, taki jak mają czasem mechanicy samochodowi, a nie kosmiczny. Czyli palce widzieć mógł.

To z garniturem widać źle doczytałem. Ale z kombinezonem lepiej zaznacz, bo w momencie gdy mam jakąś stację i czytam o kombinezonie, to skojarzenia mam jednoznaczne.

 

Bo wtedy zostawiłaby człowieka w garniturze samego na (prawie) pewną śmierć. Tak sobie wymyśliłam, że Singh będzie generalnie ludzka i współczująca. W nocy zimno, teren niedostępny, mieli się rozbić bliżej ludzkich siedzib. Więc trochę z empatii, a trochę na złość mężowi zostaje z nieprzytomnym. Coś w ten deseń ;)

Ok, to po prostu tego tak nie odebrałem.

 

Ano pomimo bo jeśli na planecie już istnieje życie, to (tylko moim skromnym zdaniem, astrobiologicznego laika lubiącego sci-fi) powinno się ją zostawić w spokoju i dać tamtejszemu życiu szansę rozwoju, a nie od razu z butami, E. coli, Thuja occidentalis i Homo sapiens.

Z jednej strony może masz rację. Ale z jeśli rzeczywiście tak by było, to co z ziemniakami? Truskawek też byśmy nie mieli.

 

Może nie do końca. Trafiłam gdzieś na informację, że pojawienie się tlenu w atmosferze Ziemi spowodowało wyginięcie 90% wcześniej egzystujących na niej bakterii, które do tlenu “przyzwyczajone” nie były. Stąd to założenie, być może błedne.

To w końcu na tej planecie był już tlen czy go nie było?

A co do samego założenia, to chodziło mi o to, że nie znając biologii organizmów na tej planecie, ciężko tworzyć takie założenia.

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Oj tam długiego. Powiedzmy, że jest powyżej średniej azjatyckiej ;)

 

Z bohaterami to już tak jest – jedni ich lubią, inni nie. Dla mnie Ami była – tak jak napisałem – rekwizytem w tej historii.

Co do Kumara to akurat to było jasne, ale podczas rozmowy z Braunem w szpitalu odniosłem wrażenie, że mógłby mieć jeszcze dodatkowe motywacje i później wydało mi się to urwane.

Z plastrami jako takimi też nie mam problemu.

 

“Przetarg” już czytam, więc nie jest źle. Antyzagłuszacze mnie bardzo nie przeszkadzają, ale rozumiem, dlaczego innymi mogą.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

miesz­czą­ce­go się w kie­sze­ni pu­deł­ka „Trzmie­la”, mi­kro­dron re­je­stru­ją­cy

Poprawnie, ale mi zgrzytnęło. Wolę formę „drona”.

 

po­zwo­lił po­kryć go nie­wi­docz­ną po­wło­ką an­ty­kon­ta­mi­na­cyj­ną. Zanim opu­ścił na­miot, ka­za­no mu za­ło­żyć kom­bi­ne­zon ochron­ny, po czym już bez prze­szkód do­łą­czył do grup­ki po­dob­nie odzia­nych spe­cja­li­stów, z dy­stan­su przy­glą­da­ją­cych się wra­ko­wi.

Podmiot miesza się przy przejściu zdań.

 

Wy­do­był z kie­sze­ni „Trzmie­la”, a gdy dron roz­ja­rzył się w jego dłoni bla­dym błę­ki­tem, na chwi­lę przy­mknął oczy

Podmiot.

 

z po­cząt­ku chy­bo­tli­we­go, drga­ją­ce­go nie­pew­nie

Nadopis.

 

unio­sły się w po­wie­trze, jed­no­cze­śnie sta­jąc się

Siękoza.

 

Do­pie­ro po na­ka­zał pro­gra­mo­wi dodać ko­lej­ną parę, tę, która prze­ży­ła ka­ta­stro­fę, a kom­pu­ter po­słusz­nie wy­peł­nił puste miej­sca. Po­sta­cie owe na­tych­miast za­czę­ły pul­so­wać czer­wo­nym, ostrze­gaw­czym ko­lo­rem

1. Po czym?

2. Skąd komputer wiedział, gdzie wstawić te postacie? Skąd miał dane? Bo nie od drona, który badał miejsce już po zabraniu tej pary.

 

zda­ją­cy się do­bie­gać ze­wsząd, ale nie zdo­był się jesz­cze na to, by po­szu­ki­wać in­ne­go źró­dła, niż wła­sna, cięż­ka głowa. Przez dłuż­szą chwi­lę wpa­try­wał się tępo w le­ni­wie su­ną­ce po nie­bie, rzad­kie, sza­ra­we ob­ło­ki

Siękoza.

 

I tym razem mu po­mo­gła, ale nogi ugię­ły się pod nim, na­tych­miast po tym, jak ośmie­lił się wy­pro­sto­wać ko­la­na. Znów za­lazł się na czwo­ra­kach; do­pie­ro, wtedy od­wa­żył się spoj­rzeć przed sie­bie.

Powt. i siękoza.

 

Im głę­biej się­gał, na tym czę­ściej tra­fiał na mur nie­pa­mię­ci

„na” do wyrzucenia, ale w ogóle całe sformułowanie brzmi niezgrabnie.

 

No­si­ła żółty kom­bi­ne­zon służ­by tech­nicz­nej

A przed chwilą nie było, że ona miała garnitur ubrudzony krwią? A jeśli miała kombinezon, to w jaki sposób on widział jej śniade palce?

 

po czym wska­zał pul­su­ją­cy czer­wie­nią punkt na wska­zy­wa­nym ob­sza­rze

Powt.

 

– Wiesz, że przy lo­tach au­to­ma­tycz­nych to mało praw­do­po­dob­ne.

– Wiem, ale to je­dy­ne lo­gicz­ne wy­ja­śnie­nie – wark­nął Jerry. – Trans­por­tow­ce po­tra­fią sa­mo­dziel­nie zmie­nić trasę przy nie­sprzy­ja­ją­cej po­go­dzie.

Nie przepadam za takimi dialogami, bo mam wrażenie, że bohaterowie mówią do czytelnika, a nie rozmawiają ze sobą.

 

Żaden pro­mień ukry­tej już za gęst­nie­ją­cy­mi chmu­ra­mi gwiaz­dy nie roz­ja­śniał męt­ne­go akwe­nu skrzą­cy­mi re­flek­sa­mi

Nie czujemy, że rymujemy ;)

 

wy­rwa­ną z resz­ty ma­szy­ny sko­ru­pę. W środ­ku ode­rwa­ne­go od resz­ty ma­szy­ny ka­dłu­ba

Powt.

 

sie­dział w fo­te­lach trup pa­sa­że­ra

W kilku fotelach?

 

Stał nie­ru­cho­mo, chwy­ta­jąc łap­czy­wie po­wie­trze, po­zwa­la­jąc, by po­wie­trze znad akwe­nu wy­par­ło swąd z płuc

Powt.

 

Trze­ba bę­dzie do niej do­pły­nąć, ale przy tym za­so­le­niu da się uto­nąć

?

 

Sta­rał się nie gapić na jej tyłek, odzia­ny w zbyt ob­szer­ny w tym miej­scu kom­bi­ne­zon

Tyłek był odziany? W tym miejscu? ;)

 

– Po prostu wiem – odparła, nie odwracając się.

– Tylko tyle? – oburzył się. – Zdecydowałaś, że porzucimy wrak. A jeśli się mylisz? Jeśli pojawią się ratownicy? Złamaliśmy wszystkie zasady, nie wolno oddalać się z miejsca katastrofy.

Tym razem się zatrzymała.

Siękoza do kwadratu.

 

w sztucz­nym świe­tle skóra To­ma­li spra­wia­ła wra­że­nie cho­ro­bli­wie bla­dej, wręcz sinej

Blada i sina to nie to samo.

 

Wciąż masz do niej złość

Jest taki związek frazeologiczny?

 

Noc zda­wa­ła się cią­gnąć w nie­skoń­czo­ność. Czas wlókł się nie­mi­ło­sier­nie

Nadopis.

 

Wid­mo­wy po­wi­dok

:/

 

Bez urazy, Singh, ale to naj­gor­sza noc w moim życiu, po­wie­dział Lopez kilka go­dzin wcze­śniej

Dlaczego to nie jest zapisane, jak normalny dialog?

 

to lampa na boi roz­my­wa się, dwo­jąc się w oczach

Siękoza.

 

Roz­pła­ka­ła się, przy­wie­ra­jąc mokrą od łez twa­rzą do ple­ców ko­chan­ka

Nie lubię nazywania bohaterów kochankami (poza scenami erotycznymi), bo wtedy pachnie mi tanimi romansidłami.

 

Singh przy­słu­chi­wa­ła się wszyst­kie­mu z re­zy­gna­cją, obo­jęt­nie zno­sząc coraz wul­gar­niej­sze prze­kleń­stwa, ja­ki­mi Jerry za­sy­py­wał upar­tą ekipę sta­cji. Do­pie­ro, gdy za­gro­ził, że na reszt­kach pa­li­wa po­że­glu­ją do Dwój­ki, dy­żur­ny roz­łą­czył się na mo­ment, po czym wydał zgodę na do­ko­wa­nie. To nie są nor­mal­ne pro­ce­du­ry, ko­ła­ta­ło To­ma­li po gło­wie, gdy po­ma­gał Singh wy­do­stać się z po­dusz­kow­ca na szcze­ble dra­bin­ki, pro­wa­dzą­ce na po­ziom por­to­wy. Gdy tylko wy­sta­wił głowę ponad po­most, na mo­ment za­marł, skon­ster­no­wa­ny.

Przykład problemu z perspektywą.

 

Ami ro­zej­rza­ła się po dziw­nie spo­koj­nych współ­pra­cow­ni­kach, po czym za­trzy­ma­ła wzrok na Sarze Grim­son, sku­pia­jąc uwagę na trzy­ma­nym przez uczo­ną przed­mio­cie, ale w pół­mro­ku, nie­sku­tecz­nie roz­pra­sza­nym przez oświe­tle­nie awa­ryj­ne nie­ła­two było od­gad­nąć, czym jest owa rzecz

Takie zdanie potworek.

 

Wie­dzia­ła, że gdyby nawet zde­cy­do­wa­ła się na uciecz­kę, Kumar nie po­zwo­lił­by na to. Po co zresz­tą mia­ła­by za­cho­wy­wać się tak nie­roz­sąd­nie? Le­piej zo­stać i do­wie­dzieć się, co jest grane; nie po­sta­wi­ła na­stęp­ne­go kroku w tył

A to jest przykład nadmiernego tłumaczenia. Nie lubię.

 

Za­mknął w kom­po­zy­to­wej pro­bów­ce prze­ka­za­ną mu przez mi­kro­bio­loż­kę wy­ma­zów­kę i podał ko­bie­cie świe­żą

Kobieta i mikrobiolożka to dwie bohaterki.

No i mikrobiolożka :)

 

ko­bie­ta tylko pra­wie bez­dź­więcz­nie bęb­ni­ła pal­ca­mi po stole

:/

 

Nie kapuję tego pobierania wymazów. To ona wcześniej nie musiała wyrazić zgody? Nie wie, gdzie pracuje i dlaczego?

I w ogóle ta scena jest jak wyciągnięta z… kapelusza. Aż musiałem rozejrzeć się, czy czegoś gdzieś nie pominąłem.

 

Pan po­cze­ka, rzu­ci­ła w jego stro­nę

Dialog.

 

co po­py­cha ludzi do za­szy­wa­nia w tak od­lud­nych miej­scach

A co oni tam zaszywają? ;)

 

Po­wścią­gli­wość miesz­kań­ców sta­cji miała swoje dobre stro­ny: gdy zaj­mo­wał się swo­imi obowiąz­ka­mi

Powt.

 

przy­wo­dząc na myśl Dziki Za­chód

Skąd on wie, jak wyglądał Dziki Zachód?

 

Tłumaczenie Sołowiowa na temat bakterii, katarów i w ogóle wydało mi się bardzo naciągane.

 

a prze­cież w chłod­ni cze­ka­ła jesz­cze trum­na Sara Grim­son

Sary?

 

Dlaczego w momencie kiedy Singh zrozumiała, że plan się rozsypał, nie odleciała kopterem?

 

wszy­scy wglą­da­li po­dob­nie

:)

 

To ich przod­ko­wie pod­ję­li de­cy­zję, by za­cząć ter­ra­for­mo­wa­nie, po­mi­mo od­na­le­zie­nia na pla­ne­cie śla­dów pry­mi­tyw­nych mi­kro­or­ga­ni­zmów

Dlaczego pomimo?

 

za­kła­da­li, że więk­szość tu­byl­czych bak­te­rii wy­gi­nie, gdy w at­mos­fe­rze po­ja­wi się pro­du­ko­wa­ny przez si­ni­ce tlen i tak rze­czy­wi­ście się stało

Dziwne założenie.

 

Wir­tu­al­ny ekran nada­wał jego opuch­nię­te­mu ob­li­czu si­na­wy, cho­ro­bli­wy od­cień. Pro­jek­tor wy­świe­tlał go tuż przed pół­le­żą­cym męż­czy­zną, po­zwa­la­jąc Brau­no­wi do­strzec każde drgnie­nie mię­śnia pod zsza­rza­łą skórą twa­rzy

Trochę niespójny jest ten wizerunek.

 

mało praw­do­po­dob­ne, by wy­trzy­ma­ło, aż wy­ho­du­ją dla niego nową tkan­kę i spró­bu­ją wsz­cze­pu uzu­peł­nia­ją­ce­go

A nie mogliby do tego czasu jakoś podtrzymać go przy życiu?

 

Możliwość zakażenia zeszła na dalszy plan

Dopiero teraz? Przecież cały czas miała z nim kontakt. Mogła się zakazić już dawno temu.

 

Wdzia­ła czło­wie­ka

;)

 

 

Początek zaciekawia – jest trochę bohatera, trochę świata i zaczątek fabuły.

 

Bardzo podobał mi się świat. Widać, że jest dopracowany. Miałem poczucie, że nawet gdyby nie było tych bohaterów i tej historii, to wszystko i tak żyłoby swoim życiem. Sporo dają bohaterowie drugoplanowi, ale też duża zasługa drobnych szczegółów z życia i funkcjonowania tej planety.

 

Fabuła interesująca. Kolonizacja, terraforming, mikrobiologia, a w tym wszystkim grzebią korporacje. Wątków jest sporo i w miarę nieźle się przeplatają. Czasami niektóre się gubią, zwłaszcza jeśli chodzi o motywacje, bo nie znalazłem wyjaśnienia dla Kumara, a było wspomniane, że mógłby coś zatuszować itp.

Generalnie jest sporo nici w tym tekście, ale czasami miałem wrażenie, że pojedyncze gdzieś znikały.

Kompletnie nie przemawia do mnie motywacja Ami do rozpoczęcia całej akcji z przenoszeniem zwłok, naklejaniem plastrów i w ogóle. Bardzo naciągane.

W ogóle nie polubiłem Ami, bo chociaż jest główną bohaterką, to w opowiadaniu wygląda na rekwizyt. Może jest robotem? Przeżywa, ale nie żyje. Ktoś jej każe coś zrobić, to ona robi. A jak jej nikt nie każe, to nie robi.

Tomala, Kumar i Braun są dobrze skonstruowani. Żyją, w przeciwieństwie do Ami. Działają, ich motywacje są dla mnie w miarę jasne. Może poza Braunem, ale tutaj liczę na rozwinięcie w „Przetargu”.

Pozostali bohaterowie też ok.

No i duży plus za interakcje bohaterów, bo te czytało mi się bardzo fajnie.

 

Nad stylem przydałoby się popracować, bo choć sprawia wrażenie bogatego, to sprawia też wrażenie na siłę upiększonego. Przyczyniają się do tego też wtrącenia, och, jak strasznie dużo niepotrzebnych wtrąceń, wydłużających niepotrzebnie zdania, przez co w wielu miejscach bardzo zaburzyły mi rytm czytania do tego stopnia, że musiałem czytać jeszcze raz, żeby ogarnąć wtrącenie wtrącenia… ;)

Chciałbym móc się w tym tekście zanurzyć, płynąć razem z nim. Ale co chwila coś mnie wybija, a przez to ciężko śledzić mi historię. Szczególnie początek przypominam sobie jak przez mgłę. A jednocześnie pamiętam „Ślepy zaułek” i wiem, że może być lepiej. Myślę, że przycięcie całości o co najmniej 10% dałoby dobry skutek, bo widać, że styl jest plastyczny (lubię taki) i może działać na wyobraźnię, ale w tej chwili znalazł się pod warstwą chwastów.

Nie podobało mi się też ciągłe streszczanie zdarzeń, uczuć i motywacji bohaterów. Zwłaszcza przy tekście tej długości, gdzie spokojnie można zmieścić pokazanie wielu rzeczy. Chciałbym to zobaczyć, poczuć, a tak to wygląda jak serial, który chciałby opowiedzieć dłuższą historię, ale nie ma na to możliwości, więc daje nieparzyste odcinki, a parzyste streszcza.

To ma też wpływ na napięcie i tempo, bo gdy coś się działo, to mnie aż chciało się czytać, a gdy dostawałem streszczenie albo przydługi opis, to od razu napięcie siadało, a ja czułem jakbym brnął przez bagnisko.

Dodatkowo dziwna maniera zapisywania dialogu wewnątrz narracji. Nie widzę do tego powodu. Pokazałem przykłady, ale jest więcej.

Poza tym trzeba przejrzeć tekst pod kątem powtórzeń i siękozy. Do tego problemem z perspektywą, który denerwował, bo te przeskoki były za częste i nie były sygnalizowane. Same zmiany perspektywy mi nie przeszkadzają. Tylko te, które są nagłe i wzięte znikąd. W obu przypadkach też pokazałem tylko przykłady.

Z drugiej strony im dalej w las, tym czytało się przyjemniej, więc może potrzeba się rozpędzić? Albo po prostu styl się poprawia? Bo takich niepotrzebnych „utrudniaczy” jest jakby mniej.

Nielinearna narracja i pokazanie historii z różnych perspektyw wg mnie wyszły tekstowi na dobre. Pomagają pokazać zarówno różne części świata, ale też motywacje bohaterów.

 

Podsumowując, fajne opko, ale przedobrzone stylistycznie i z wiszącymi nitkami. Oczywiście jest to ocena bez „Przetargu”. Zobaczymy, jak tam pójdzie :)

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Moim nickiem? Pewnie, że chcę! :)

A jak będziesz opisywał wymiary, to możesz wspomnieć o tym lotniskowcu ;)

 

Powodzenia w pisaniu! Będę zaglądał, jak coś nowego się pojawi, bo fajnie piszesz.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

thargone, to za dostrzeżenie Twojego talentu, ja poproszę 15% (nie jestem zachłanny), jak już będziesz tym sławnym na cały świat pisarzem powieści erotycznych ;)

 

A na serio, ta narracja ładnie łączy się ze stylizacją na Greya, ale jest właśnie zbyt kobieca jak dla mnie (to ważne, bo widać, że płci pięknej dużo bardziej się spodobało). Rozumiem, co chciałeś osiągnąć, ale w wykonaniu kobiety (jak w Greyu), to brzmi troszeczkę naturalniej. Natomiast Ty przekroczyłeś tę granicę, której nawet Grey nie przekroczył. No ale z drugiej strony może to cena obecnych zmian kulturowych, bo te metrożędery cały czas kontratakują ;)

 

Co do pozostałych rzeczy, to wg mnie sprowadza się to do pomieszania typów humoru. Dla mnie najlepiej sprawdził się ten z rodzaju Małego Rycerza. Inne wydały mi się wstawione na siłę, na siłę pomieszane. Stąd lotniskowiec, który jest ni przypiął, ni wypiął w tym tekście. Podobnie z odwołaniami kulturowymi. Już nie wspominam o czarnym humorze, który jest z mojej strony mile widziany – ale nie w tym tekście!

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Nie wiem (chociaż nawet gdybym wiedział, to bym się nie przyznał :P ), ale kiedyś natrafiłem na listę top 10 cytatów z Greya. Jak wpisać w wyszukiwarkę, to jest tego znacznie więcej… niestety.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

I ja zinterpretowałem tak, jak Finkla.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

ale czułem się jak MacGyver, stojący przed gwiezdnymi wrotami

Pomieszanie tropów. I wiem, że chodziło o aktora i w ogóle, ale nie zagrało mi.

 

I co, szczęki opadły? Dziwicie się teraz emocjom, co targały mną tak szaleńczo?

Nie lubię taki wstawek. Jak mi szczęki opadną, to ja sam o tym będę wiedział, a nie trzeba mi tego wmawiać.

 

No i oczywiście łóżko, rozmiarów lotniskowca. Była tam też ona. Moja ekstraterrestrialna kochanka.

Nie to żebym się czepiał, ale lotniskowce są dość duże. Nawet jak na to porównanie i na ten tekst.

 

Starałem sie nadać memu głosowi męskie

Ogonka brakuje i to nie tylko tutaj, a w takim tekście nie przystoi ;)

 

 

 

Fajnie, że jest sporo odwołań i część trafia (np. free diver), ale niektóre były za bardzo pomieszane (jak z MacGyverem) albo w ogóle nie pasowały do tekstu (jak z Grobem Nieznanego Żołnierza czy Hitlerjugend). Czasami miałem wrażenie, że narrator w tym względzie za bardzo się starał, przez co wychodziło sztucznie.

Jednak ogólnie zdecydowanie poprawił mi się humor :)

 

Jak na mój gust bohater jest zbyt otwarty w opisywaniu swoich przeżyć. Zbyt kobiecy nawet bym powiedział.

 

Tekst rozbawił, ale jednak nie jest w moim typie. Doceniam stylizację na Greya, choć czytałem tylko kilka fragmentów z netu (i teraz na szybko wklejam), to widać podobieństwa w porównaniach:

Idę do kuchni zdenerwowana, a chmary motyli przypuszczają atak na mój brzuch. Zupełnie jakbym miała w salonie całkowicie nieprzewidywalną drapieżną panterę albo lwa górskiego

 

czy opisach przeżyć bohaterów –  ze wstawkami i nawet wielokropki są:

Czuję, że znów coś we mnie wzbiera. O Boże nie… nie znowu. Moje ciało nie wytrzyma kolejnego trzęsienia ziemi. Ale nie mam wyboru i z nieuchronnością oddaję się rozkoszy.

 

Jeszcze ze mną nie skończył. O Święty Barnabo. Nie ma mowy, żebym mogła zrobić coś jeszcze

 

Pulling off his boxer briefs, his erection springs free. Holy cow…

 

 

Generalnie na plus. Bardziej ze względu na klimat i starania niż wykonanie. Ale nie przejmuj się, bo ja wymagający jestem, jeśli chodzi o seks z ufoludkami ;)

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Gratulacje SzalonyRybie! :)

I gratulacje dla wyróżnionych!

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Domku,

rozumiem, ale jak na moje preferencje, to te trzy historie są za bardzo obok siebie. Chciałbym, żeby były bardziej powiązane, wpływały na siebie. Bo tak jak jest teraz, to można spokojnie rozdzielić i wstawić jako trzy osobne opowiadania, i żadne z nich nic by na tym nie straciło.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Nie zapomniałem ;)

 

Z półkulami miałem problem, bo nie spotkałem się z takim nazewnictwem. No i które półkule? Dobra, nie pogrążam się…

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Domku,

jeśli już czytam i komentuję, to staram się w miarę z sensem. Tyle ;)

 

Co do płaszczyzn, to ta z panią od anglika też jest oderwana. Ja wspomniałem o tym, że miała pogłębić bohatera i na mnie nie zadziałała, ale bardzo dobrze opisał to też Adam. Wydaje mi się, że większość z nas miała jakieś fantazje z nauczycielkami. Niektórym nawet zostało. Ale to nie wpływa na rozumienie bohatera, bo takie fantazje nie warunkują, że każdy zostanie mordercą.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Marianno,

 

Pulsowanie nie może zostać? Jakoś tak mi pasuje do sytuacji.

Pulsowanie żył zawsze mnie mierzi. Takie już moje zboczenie ;)

Ile razy w życiu widziałaś pulsujące żyły u kogoś?

 

W zasadzie tak. Ale Stres powstał na potrzeby innego opka (ten Grey, tfu, Graves napatoczył się przypadkiem:), więc postanowiłam na nim przećwiczyć) w którym bardzo istotne będzie precyzyjne określenie, w którym momencie gość mówi prawdę albo łże i tak wymyśliłam, że to dodatkowo pomoże w określeniu, które obszary mózgu są wtedy aktywne. Oczywiście, jeśli to okaże się zbędne, mogę zamienić na coś innego.

Nie chodzi o zamianę na coś innego. Po co niepotrzebnie dublować technologie?

Badanie przepływu mózgowego czy innych metod, którymi dzisiaj dysponujemy przy obecności nanitów, które mogą badać aktywność w synapsach, jest bezcelowe. Aktualne metody są niedoskonałe i większość naukowców jest tego świadoma. Nie ma nic innego, więc trzeba korzystać z tego, co jest, ale zawsze badanie bezpośrednie będzie lepsze od badania przepływu i później (przy wielu założeniach) próby wyciągania wniosków.

 

Zgoda. Zdaję sobie sprawę, że pięć czy sześć pytań kontrolnych to za mało na kalibrację. Założyłam jednak, że bohater nie trafił do tego akurat motelu po raz pierwszy i że jakiś ogólny wzorzec jego zachowania został już wcześniej określony (napisałam, że widok motelu sprawia mu przyjemność, że otrzymywał spreparowane środki – jeśli to nie naprowadza na trop, to dodam zdanie czy dwa). Bo zdaję sobie sprawę, że grunt takiej akcji na pewno trzeba przygotować wcześniej.

Chodzi mi to, że podejrzewa się, że np. kompulsywni kłamcy (ale nie tylko) mogą mieć inne połączenia – u nich kłamstwo może dawać nagrodę.

Pisałaś, że chciałaś monitorować aktywność różnych obszarów, ale do tej kalibracji skup się na płacie czołowym, bo to on powinien być aktywny u wszystkich podczas kłamstwa, nawet u kompulsywnych kłamców.

 

Electro…

Naczytałam się o przezczaszkowej stymulacji elektromagnet. i założyłam, że stare dobre pole elektromagnetyczne też się na coś przyda. Ogólnie metoda miałaby stanowić połączenie kilku sposobów wpływu na mózg. Ale nie będę się upierać – naukowcem nie jestem.

Tylko po co, skoro masz nanity? Bezpośrednie i dokładne.

 

Z tym systemic pisałam już wyżej. Że po prostu wpływ na system. Ale jestem otwarta na wszystkie propozycje zmian :)

Systemic w nazewnictwie medycznym to nie jest zwykły “systemowy” czy “mający wpływ na system”. Systemic jest związany z układem krwionośnym, który może rozprowadzić substancję po całym ciele. W przypadku leczenia nowotworów jest to szczególnie przydatne, bo zabija nie tylko komórki z ogniska pierwotnego, ale też przerzuty.

Wg mnie w tym systemie nie ma takiej potrzeby.

Może rzeczywiście nie rozwijać skrótu.

 

Zmiana perspektywy była zamierzona :)

A co chciałaś nią osiągnąć?

 

Tej konkretnej rudej czy pań lekkich obyczajów?

Tak, jak jest to opisane w tekście, ciężko jest skręcić kark.

 

To też było zamierzone plus limit znaków. Myślałam nawet, by nadać końcówce charakter gazetowego newsa.

To ja jestem za newsem :)

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

Co?! Nie ma uwag szczegółowych? Nawet jednej?

Ano, wciągnęło mnie i jeśli jakieś babole są, to nie zwróciłem uwagi.

 

Początek trochę przynudnawy i może trochę za bardzo zdradzający resztę, bo głównie on spowodował, że domyśliłem się twistów, zwłaszcza żęderowego.

Fabuła nie jest za skomplikowana. Odnoszę wrażenie, że to wszystko już gdzieś było i nawet w podobnych kombinacjach.

Trochę brakowało mi erotyki. I nie tylko dlatego, że konkurs. Tekst sam od początku daje do zrozumienia, że erotyka jest dla niego kluczowa, przez co ten motyw ze starzeniem (lubię go nie tylko w tym tekście) wydał się płaski. Niespełniony ;)

W sumie zastanawiam się, czy taki koniec to nie jest trochę pójście na łatwiznę. Trudno byłoby napisać erotykę i zachować twist na sam koniec. Ale myślę, że dzięki temu twist zyskałby na mocy.

Bohaterowie ok, może trochę zbyt ograni.

 

Ale całość napisana bardzo sprawnie i to spowodowało, że przyjemnie czytało mi się ten tekst. Było napięcie i dobry styl, dzięki czemu czułem się zaangażowany. Podobał mi się rytm w zdaniach i tempo narracji. Generalnie nabrałem ochoty przeczytać coś więcej, może coś dłuższego, gdzie zobaczę, na co stać wyobraźnię autora w kwestii fabuły i bohaterów.

 

Generalnie na plus :)

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

 

Wyjęła spinki z włosów i jasne warkocze uderzyły w jej piersi, pełne i blade. Uśmiechnęła się, widząc niemy, cielęcy zachwyt w oczach leżącego na trawie chłopaka

Gryzie mi się ten początek, Pierwsze zdanie jest mocne; szczególnie wzmocnione tym uderzeniem, bo uderzenie w takiej sytuacji nie jest pierwszą rzeczą, która przychodzi na myśl. I po tym mocnym rozpoczęciu, które zapowiada kolejne (mocne) wydarzenia, jest rozmycie.

 

Chwyciła jego drżące dłonie, zacisnęła na nagich, miękkich półkulach

Musiałem się zatrzymać, bo nie załapałem, o co chodziło z półkulami. Wychodzi mój brak doświadczenia ;)

 

 

Z całości najbardziej podobała mi się erotyka. Nie jest jej za dużo ani za mało, plus mamy w niej jeszcze to „dawanie i branie”, które jest kluczowe dla tekstu. A przynajmniej ja to tak zrozumiałem.

 

Z pozostałą częścią mam problem, bo widzę przebłyski potencjału, ale są niespójne. Czytając miałem wrażenie, że najpierw powstały sceny erotyczne, a później trzeba było je czymś połączyć. Tylko że te nici między nimi są cienkie i wiotkie.

 

Styl jest ok. Dobrze się czytało.

 

Bohaterowie mogą być, chociaż nie zachwycili, nie przekonały mnie ich emocje. Może było za dużo bohaterów? Nie wiem, czy nie zaszkodził im i całej fabule limit znaków. Gdyby bardziej wytłumaczyć ich motywacje i całą sytuację, to mam wrażenie, że bardziej bym się przejął.

 

Zakończenie nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. A szkoda, bo oczekiwałem jakiegoś mocnego uderzenia.

 

Podsumowując, widzę potencjał, ale chciałbym zobaczyć, co się z niego urodzi. Dlatego, ocho, powinnaś pisać więcej i częściej.

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

 

ze znużeniem wpatrywał się w ekran telewizora. Przed chwilą skończył się wieczorny serwis informacyjny

Siękoza.

 

Zastanawiał się, jak muszą być wspaniałe

Przecinek.

 

Telewizor szumiał w oddali

Dlaczego szumiał? Przecież była debata.

 

 

Pomysł z ustawą fajny, ale nie podsyłaj go lepiej do naszego parlamentu, bo gotowi uchwalić i będzie na Ciebie ;)

 

Z tymi oczami to rzeczywiście coś jest, że można się zatracić…

 

Mam wrażenie, że tu są trzy opowieści. Jedna polityczna, absurdalna. Druga – erotyczna, poważna. Trzecia też erotyczna, ale wyśniona z marzeń nastolatka. Wszystkie mi się podobają. Ale osobno. Bo chociaż łączy je temat, to brak spójności w podejściu powoduje, że są jakby obok siebie, a jeśli próbuję je jakoś w głowie połączyć, to się gryzą.

Podziwiam, że udało się zmieścić aż trzy historie w tak małym limicie, ale wolałbym mniej, a dokładniej i żeby bardziej się zazębiały.

Dla przykładu – gdyby całkowicie wyrzucić tę polityczną, to reszta nie straciłaby (wg mnie) na niczym.

 

Bohater chyba miał być pogłębiony przez historię z anglistką, ale u mnie nie spełniło to swojego zadania.

 

Za to duży plus za łyżeczkę, bo jednym zdaniem udało się zmienić wizerunek Roberta.

 

Styl i erotyzm jest w sam raz. Dobrze się czytało.

 

Podsumowując, sprawnie napisane opko z fajnymi pomysłami. Tylko żeby jeszcze bardziej się splatały.

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Zawsze do usług :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

 

Tutaj był jakiś cholerny Trójkąt Bermudzki

Wg mnie z małych liter, bo jako rodzaj zjawiska, a nie rzeczywisty Trójkąt Bermudzki.

 

kołysała nieco zbyt okrągłymi biodrami, a pośladki opinała krótka spódniczka

Podmiot.

 

Kretyńsko krótka, zdecydował, ale złapał się na tym, że myśli

Zgrzyta mi.

 

Ostatnie zdanie mnie rozwaliło. Zwłaszcza, że po wcześniejszym opisie nie spodziewałem się, że Kuba tak dobrze wypadnie :)

No właśnie, Kuba trochę denerwował, bo taki niedorobiony przez większą część tekstu. A Jagna z kolei całkowicie drugi biegun. To spowodowało, że miałem wrażenie, że ci bohaterowie są przerysowani.

 

Pomysł ciekawy. Gdzieś w środku bałem się sztampy, ale Kuba spisał się, więc sztampy nie ma ;)

Fabularnie nie ma fajerwerków (nie obraziłbym się, gdyby były); zresztą motyw z topieniem kochanka w jeziorze też popularny, a jednak udało się zaskoczyć czytelnika.

 

Opisy nie pozostawiające nic w domyśle, ale to bardzo pasuje do tego tekstu. Czytało się przyjemnie, a o to chodziło :)

I pomimo przerysowania bohaterów, same sytuacje były jak z życia wzięte, więc wszystko się wyrównywało.

Fajny klimat.

 

Generalnie opko na plus.

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

 

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami… czytałem Twój „Ślepy zaułek” i bardzo mi się wówczas podobał. Dobrze, że wkleiłaś coś nowego, bo właśnie rozglądałem się, co by tu w wolnej chwili przeczytać.

Ale dość już tego słodzenia!

 

pulsowanie krwi w żyłach Jenn przybrało na sile

Pulsowanie w żyłach?

 

Wyczuwał je doskonale koniuszkiem języka; na samą myśl, że zimne krople deszczu odbiorą rozpalonej skórze kochanki podniecające ciepło poczuł żal

Powt.

 

story w oknach zdawały się zsuwać tak gładko i łatwo

?

 

Wyczerpany Graves opadł na materac obok dziewczyny, ciężko dysząc. Jenn wreszcie zamknęła powieki i przez chwilę leżała na wznak, starając się skoncentrować na uspokojeniu oddechu.

Dobrze, usłyszała nagle znajomy głos, zdający się dobiegać wprost z ucha. Uchwyciliśmy wzorzec.

W tym momencie pojawia się problem z perspektywą, bo do tej pory wszystko było z perspektywy Gravesa, a dalej jest już Jenn.

 

podmieniła pudełko z niebieską tabletką w kieszeni kochanka na z identyczne

z

 

Siadam wygodnie i każę takiej zaspokajać mnie ustami

Trochę za grzeczne wydało mi się to sformułowanie jak na Gravesa.

 

zacisnął palce na zgrabnej, dziewczęcej głowie, jak gdyby chciał po prostu zatkać Jenn uszy. Gdy rozległo się głuche chrupnięcie w kręgu szyjnym

Czy jesteśmy pewni, że Graves w rzeczywistości nie nazywa się Steven Seagal? ;)

https://youtu.be/WEkfnrUI5Z8

 

 

Pomysł bardzo fajny, chociaż trzeba wziąć poprawkę, że ja w ogóle lubię układ nagrody. Tzn. praktycznie to każdy go lubi, ale ja lubię też teoretycznie :) No i uważam, że to wdzięczny temat do wykorzystania, a jednak jakoś mało eksploatowany. Też mam kilka pomysłów z układem nagrody, a jedno opko nawet już dopracowane, chociaż ja poszedłem w nim w trochę inną stronę.

A wracając do tego tekstu, to doceniam kwerendę, bo wszystko ładnie idzie w zgodzie z aktualnymi badaniami i teoriami, a jednocześnie jest przystępnie napisane. Lubię takie soft hard sf ;)

Badania pokazują, że rzeczywiście u większości ludzi nagradzana jest prawda.

Plus za kalibrację, choć jeszcze bym ją rozwinął, bo podejrzewa się, że u niektórych ludzi może być inaczej, a nawet całkiem odwrotnie niż u większości, a Gravesa chyba można podejrzewać, że nie jest jak wszyscy inni ;)

To nad czym bym się zastanowił, to badanie przepływu mózgowego. Skoro mają tak zaawansowaną technologię, że mogą dynamicznie badać poziomy neuroprzekaźników i wpływać na nie, to po co przejmować się przepływem krwi, który jest przecież badaniem pośrednim.

 

Systemic Targeted Remote Electromagnetic Stimulation – zgrzyta mi.

Przede wszystkim dlaczego electromagnetic? Przecież używają nanitów na poziomie co najmniej połączeń nerwowych.

Po drugie dlaczego systemic?

Wg mnie to wymaga przemyślenia, żeby nie tylko ładnie brzmiało, ale miało też sens w tym konkretnym opku.

 

Styl przyjemny, dobrze się czyta. Płynne przejścia zewnątrz-wewnątrz bohaterów.

Zgrzytnął mi tylko ten przeskok w perspektywach.

 

Świat wiarygodny, dodatkowo zyskuje w końcówce.

 

Bohaterowie żywi. Do czasu ;)

Jak na tak krótki tekst to całkiem ładnie ich nakreśliłaś.

Senatorowi dałbym jakieś stanowisko, żeby miał większy wpływ. Chyba że młodzi mężczyźni nie tylko jego tak potraktowali.

 

Fabuła też ciekawa. Non stop coś się dzieje (na zewnątrz lub w głowach bohaterów), opowieść trzyma w napięciu. Erotyzm w stężeniu odpowiednim i taki jaki lubię – subtelny, ale sugestywny.

Pomyśl jeszcze nad sposobem zabijania.

Przyczepiłbym się do końcówki, bo wydała mi się zbyt pospieszna. Chociaż rozumiem intencję.

No i jeszcze do przemyślenia – na ile mogą wpływać na zachowanie? Bo jeśli w dużym stopniu, to szantaż jest niepotrzebny ;)

 

Generalnie bardzo fajny tekst. Nabrałem ochoty, żeby jeszcze coś Twojego przeczytać.

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Kwisatz, a powiedz – czytałeś na głos?

Pytam, bo mnie gwara nie przeszkadzała i mam taką teorię, że to właśnie dlatego, że czytałem na głos.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Ocho, Ty powinnaś zrobić grafik i powiedzieć: “Synu, od jutra mieszkasz u wujków z NF, a ja zabieram się do pisania powieści”

 

Pisz, ocho, bo warto. Masz wyobraźnię, umiesz tworzyć historie, tylko warsztat musisz szlifować, żeby to wszystko jak najlepiej przedstawić. Będzie dobrze :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

SzalonyRybie, ja to powinienem terminować u Ciebie, żeby nauczyć się wprowadzania błyskawicznych zmian. Może wreszcie przestałbym grzebać w tekstach sprzed trzech lat (one mają już po 30 czy 40 wersji!).

 

Powodzenia w konkursie! :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Cieszę się, że wróciłaś do tego tekstu i wprowadziłaś poprawki. Warto, bo fajny :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Kurczę, to review or not to review…

SzalonaRybo, nie hamletuj, tylko bierz się do roboty! Hamlet hamletował i wiesz, jak skończył ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Dorzucę swoje trzy grosze odnośnie artykułu Mateusza Wielgosza, bo i Szalony Ryb poświęcił temu sporo miejsca, a temat mnie osobiście również zajmuje.

Wydaje mi się, że jedną z ważniejszych rzeczy, na które autor artykułu zwrócił uwagę, jest poszukiwanie przez ludzi prostych odpowiedzi. Też swego czasu doszedłem do takiego wniosku. Rzecz w tym, że nie jest to takie łatwe. A przywołując artykuł o „hobbicie” z numeru styczniowego, widać, że często sami specjaliści w danej dziedzinie są podzieleni, a co dopiero ludzie, którzy od czasu do czasu chcą się po prostu czegoś dowiedzieć, poszerzyć wiedzę.

 

PsychoFish pisał o analitycznym myśleniu. Tak jak napisał Mateusz Wielgosz – proste odpowiedzi. Analityczne myślenie wymaga czasu, a żyjemy w czasach, gdzie przepływ informacji jest tak szybki, że kręćka można dostać ;)

Zgadzam się natomiast, że dodatkowym problemem jest brak umiejętności analitycznego myślenia. Ale trochę trudno o to gdy system edukacji sprowadził się do a, b, c, d i czasami e.

 

Inna sprawa to wpływ mediów. Jeżeli ktoś czerpie wiedzę z jakiegoś talk-show, to chyba jasnym jest, że ta wiedza nie będzie najwyższych lotów. Ale z drugiej strony patrząc, ile programów na ten sam temat można zrobić, jeśli wszyscy będą się zgadzali? Ile byście obejrzeli? Jeden? Tak samo jak z polityką – ile kanałów informacyjnych by przetrwało, gdyby nagle wszystkie partie polityczne w Polsce doszły do porozumienia i zgadzały się ze sobą w każdej sprawie? Ja myślę, że wrócilibyśmy do czasów „Wiadomości” i „Panoramy”. Konflikty napędzają oglądalność i mediom nie jest na rękę rozwiązywanie tych konfliktów, bo byłoby to podcinanie gałęzi, na której się siedzi.

 

Zresztą coraz częściej programy czy czasopisma naukowe popularnonaukowe (walcząc o oglądalność, ilość sprzedanych egzemplarzy czy ilość kliknięć) również podają bzdury jako naukowe fakty. Na dwóch przypadkach pokazuje to w artykuł „Ciche i zabójcze – bąki nauki popularnej”, który zalinkował w swojej recenzji PsychoFish.

Dlatego do ostatnich zdań artykułu Mateusza dodałbym „rzetelna popularyzacja nauki”.

 

Aha, czy naukowców trzeba słuchać? Nie :P

Czy warto posłuchać ich argumentów i wyników badań? Tak.

Na przykład zaciekawiło mnie, że prawie 70% naukowców uważa, że „Uprawy z pestycydami są bezpieczne”. To ciekawe, bo w podręcznikach do medycyny są całe rozdziały poświęcone zatruciom pestycydami. Całkiem przekonujący bywa też obrazek pewnej polskiej rodziny, która trafia do szpitala z objawami zatrucia po spożyciu szczypiorku z jednego z naszych kochanych supermarketów ;)

 

Poza tym nie uważacie, że „naukowcy” to trochę zbyt ogólne sformułowanie?

Czasami mam wrażenie, że takie podejście jest bardzo bliskie temu z filmów czy seriali – jak jest naukowiec, to ogarnia wszystkie dziedziny nauki. No bo w końcu naukowiec :P

A w rzeczywistości na przykład wirusolog niekoniecznie musi znać się na kwarkach, a fizyk na wirusach zapalenia wątroby. Z tego względu jakoś nie widzę, żeby zdanie wirusologa co do kwarków mówiło cokolwiek o stanie wiedzy na temat tych właśnie kwarków. I na odwrót.

 

Kwestii, na które warto zwrócić tutaj uwagę, jest jeszcze dużo, ale ja tylko dorzucam miedziaki ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Na PsychoFisha zawsze można liczyć. I tym razem również nie zawodzi :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Recenzja przeczytana, wreszcie można zajrzeć do numeru. Dzięki, Szalony Filecie ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Może ten pomysł nie da się ogarnąć w opowiadaniu? Może do niego potrzeba powieści?

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Sępy czekają cierpliwie, ale czy powiedziałabyś, że osaczają?

Z tym ściskaniem wybiło mnie, bo było zbyt wieloznaczne. Rozumiem Twoje tłumaczenie, ale w momencie czytanie musiałem się zatrzymać i pomyśleć, jak i po co on ten kark ściska, a wydaje mi się, że to nie jest rzecz na tyle ważna, żeby odciągała moją uwagę od reszty.

Nieudolność i niewystarczającą staranność nie są jednoznaczne, ale wg mnie to trochę jak brandy i cognac.

Z żołnierzami przyznaję rację :)

 

Najważniejszy jest wątek główny, bo on splata całą resztę. Wątki poboczne są ważne, ale zrób tak, żeby nie przeszkadzały w odbiorze, a pomagały, dopełniały wątek główny.

A jeśli chcesz napisać coś wielowątkowego, to może po prostu powieść? Wtedy nie musisz łopatologicznie wszystkiego wyjaśniać kilka razy. Wystarczy raz albo wręcz lepiej byłoby pokazać wątki w scenach, jako zdarzenia.

Acha, wydaje mi się, że Patrick Rothfuss w jakimś wywiadzie powiedział, że w swoich książkach umieszcza tylko malutki procent całego świata, który wymyślił. Że to, co opisał w książce, to tylko czubek góry lodowej. Może warto iść w tę stronę?

 

Akurat to że sierżant mówi po imieniu zostało bardzo ładnie wyjaśnione (bez super dokładnego wyjaśniania). Wiem, że coś ich kiedyś musiało zbliżyć, ale nie muszę znać całej historii, bo to całkowicie osobna historia.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

Widziałem, że większość wcześniejszych komentarzy słitaśnych, ale przecież ktoś musi być tym złym, a że ja do słitaśnych facetów nie należę, to idealnie się nadam.

 

Kapitan Asger Sidort gnał tak szybko, jak pozwalały mu na to siła i wytrzymałość jego wierzchowca, wąska, wyboista leśna ścieżka, a także dokuczliwa, zupełnie świeża dziura tuż nad lewą łopatką

To jest fajne zdanie, ale nie wiem, czy pasuje do całości. Jak dla mnie daje za bardzo humorystyczny efekt.

A druga sprawa to ta „dziura”. Dlaczego owijać w bawełnę? Zdanie najpierw trochę naprowadza, a trochę zwodzi, ale jeśli już decydujesz się na takie narzędzie, to końcówka musi być mocnym uderzeniem, a nie głaskaniem po pyszczku.

 

pościg okazał się nad podziw wytrzymały i zdeterminowany

Za duży skrót myślowy.

 

a każdy obrót głową kosztował go chwilę dekoncentracji i – co może nie aż tak istotne – nieznośny, szarpiący ból w coraz bardziej sztywniejącym, zranionym barku

Wydaje mi się, że tutaj powinienem czuć dynamikę, a jej tu w ogóle nie ma, a do tego to wtrącenie…

 

nerwową, rozgorączkowaną obecność

Co to znaczy?

 

cierpliwi niczym padlinożercy osaczający przyszłego trupa

Padlinożercy osaczają przyszłego trupa? Raczej drapieżcy.

 

Oczy zaczęły zachodzić mu mgłą, rozstaje zauważył więc, gdy prawie na nie wpadł. Szlag! Nie spodziewał się tego, nie powinno ich tu być, nie miał czasu, by się zastanawiać. W uszach narastał monotonny szum, coraz głośniejszy, coraz bardziej natarczywy. Ale jednak, był niemal pewien, że przez ścianę jednolitego dźwięku przedziera się tętent kopyt i ożywione nawoływania ludzi. W prawo czy w lewo?! Zwolnił odrobinę, szarpnął wodze w ostatniej chwili, zbyt gwałtownie

A ja rozstaje przejechałem. Serio. Jest napisane, że prawie na nie wpadł, a później o szumie, więc ja myślałem, że on już wybrał drogę, a później nagle dowiaduje się, że chociaż on prawie wpadł, to teraz zwalnia, żeby się zastanowić. Może napisze z tego jeszcze rozprawkę?

 

Ogłupiały koń parsknął gniewnie, niemal przysiadł na zadzie, by wreszcie, jak chciał jeździec, rzucić się w lewo. Trochę za szybko. Asger poczuł, że traci oddech, zdawało mu się, że płuca nagle się skurczyły. Ścisnął kolanami boki wierzchowca, schylił się w siodle, twarz niespodziewanie znalazła się w końskiej grzywie.

Przykład siękozy, ale w tekście jest tego więcej.

On nadal nie skręcił? Jak na dynamiczną scenę z rozwidleniem, na które prawie wpadł, to strasznie długo trwa. Bullet time?

 

Przytulił się do zwierzęcia, które przestał właśnie kontrolować.

Właśnie? Znaczy w tej chwili? A on wcześniej je kontrolował?

 

Po pierwszej scenie i „Pierwszej żonie” stwierdzam, że zdecydowanie wolę Twoje pisanie w mniej dynamicznym wydaniu.

 

Odwrócił się w stronę budynku w tym samym momencie, w którym ktoś pośpiesznie z niego wyszedł przez gwałtownie otwarte drzwi.

„Gwałtownie” dubluje się z „pośpiesznie”.

Ale chcę w tym zdaniu jeszcze coś pokazać „gwałtownie otwarte drzwi”. To się strasznie gryzie, bo użyte sformułowania są przeciwstawne. „Otwarte” jest po stronie statycznej, a „gwałtownie” po stronie dynamicznej, dlatego zamiast działać wspólnie, te słowa się zwalczają.

 

Oficer patrzył na mówiącego w milczeniu

Kojarzy mi się z „oczy szeroko zamknięte” ;)

 

Musimy o tym zameldować pułkownikowi – odezwał się wreszcie. – Kapitanem interesuje się… Departament Ładu i Spokoju Wewnętrznego – wyrecytował na jednym wydechu.

Jeśli piszesz, że na jednym wydechu, to powinno dać to przeczytać na jednym wydechu, a ten zapis na to nie pozwala. Po pierwsze wtrącenia narracji, a po drugie wielokropek, bo wielokropek to jest oddech, a do tego stosunkowo długi.

 

I jeszcze do tego oficer.

„jeszcze” zbędne i niepotrzebnie rozwleka zdanie.

 

Więc co powinniśmy zrobić, powiesz mi? Mam go stąd wyrzucić? Pozbyć się? Przecież wiesz, że nie mogę. – To była kobieta. Sądząc po głosie nie najmłodsza, ale chyba znacznie bardziej opanowana od swojego rozmówcy.

Ta wypowiedź nie wygląda na opanowaną, a przynajmniej ja nie potrafię ją sobie taką wyobrazić.

Mam tez problem z drugim zdaniem, bo czy to oznacza, że gdyby była młodsza, to byłaby bardziej opanowana?

 

Kapitan usłyszał szmer przy legowisku, najpewniej mężczyzna pochylił się nad nim.

Przed chwilą było, że głos rozlegał się tuż na głową kapitana. Czy on go chciał pocałować, że tak się pochylał?

 

Podoba mi się, jak zakończyłaś tę scenę z podsłuchującym Asgerem, bo pokazałaś, że bohaterowie nie są głupi i mają swoje motywacje, więc nie chce im się z Asgerem gadać. To jest sygnalizowane przez całą scenę, ale końcówka to jakby kropka na i.

 

Gdyby potrafili czytać sobie w myślach, skonstatowaliby ze zdumieniem

Przecinek.

 

Porucznik nie przejął się zanadto wybuchem wściekłości dowódcy, nie był dla niego niespodzianką

Masło maślane.

 

Jest z… Departamentu Ładu i Spokoju Wewnętrznego, przyjechał tu w związku z tym nieszczęsnym lasem.

Tak mówią w wojsku? Nawet w dziwnym wojsku?

 

wszelkiego autoramentu baby

Te magiczne istoty ;)

 

Zapewniam cię, sierżancie, że baby stają się powoli tak samo rzeczywiste. I warto by coś z tym zrobić

Baby? Rzeczywiste? To wręcz niemożliwe! Cóż ja bym zrobił, gdyby baby okazały się rzeczywiste… <rozmarzył się>

NMSP ;)

 

Posłał w stronę Kerka promienny uśmiech, a Tor ponownie się zaczerwienił. Zwłaszcza, że poczuł na sobie zdumione spojrzenia pułkownika i sierżanta.

Gubię się w bohaterach…

 

Obok niego, w milczeniu, pracowało pięcioro żołnierzy

Pięciu?

 

No, wreszcie, pomyślał, zanim uświadomił sobie, że zbliżająca się sylwetka jest zdecydowanie zbyt zwalista jak na kościstego kapitana wywiadu

??? Spróbuj rozegrać sobie taką scenę. Bez mgły, dymu czy czegoś innego utrudniającego widzenie chyba nie jest tak łatwo pomylić dwie osoby.

 

zasięgiem uszu

Dumbo?

 

Usiadł gwałtownie, tylko po to, by wnętrze ciasnej chaty zaczęło wirować mu przed oczami w zastraszającym tempie

Czyli lubi jak mu wiruje przed oczami?

 

mój synuś zapomniał, że straciłeś sporo krwi

To wcześniej była rozmowa matki z synem? Bo nie sprawiała takiego wrażenia.

 

Nie podoba mi się rozwiązanie sceny, gdy żołnierze odnajdują Asgera, bo mam wrażenie, że chociaż to się dzieje w osadzie, to jej mieszkańcy jakby nagle magicznie zniknęli.

 

lekko ścisnął kark

Swój? Po co?

 

Dużo o tobie wiemy, taką mamy pracę. Ale nie wszystko. Tyle rzeczy nas interesuje… Na przykład, jak to się stało, że przetrwałeś u Nila tyle czasu. Przeszło dwa lata, czyż nie? Och, wiele się domyślamy, trochę wiemy na pewno. Bez wątpienia więcej niż twoi ludzie.

Tak mówi żołnierz z departamentu?

 

jestem gotów przysiąc, że nie z powodu nieudolności. Raczej… niewystarczającej staranności

A to aż taka wielka różnica?

 

Rozmowa Asgera ze Stilem jest w ogóle niezrozumiała. Dlaczego Stil z nim rozmawia? Ja rozumiem, że uratował mu życie, ale dlaczego mu nagle zaufał, jeśli jeszcze chwile temu mu nie ufał?

Zachowanie Twoich bohaterów jest takie dezorientujące, że chciałbym ich udusić!

 

Musimy porozmawiać – stwierdził wreszcie krótko.

A co robili przez całą scenę?

 

Obrzucił wszystkich wokół spojrzeniem pełnym udawanej pogardy i prawdziwego niepokoju, ustępując zaraz miejsca zadumanemu kapitanowi. Asger poruszał się leniwie, powoli, z namysłem. Sierżanta przeszedł zimny dreszcz, bo wiedział, jak bardzo pozorna jest ta ociężałość. Sidort odszukał wzrokiem Gura Rasmu i obserwował go, przygryzając wargę i marszcząc czoło. Rasmu zachowywał się dziwnie. Z nieblednącym uśmiechem, pełen energii biegał po osadzie

Kakofonia uczuć, a w środku ja. Jakbym znowu przechodził okres dojrzewania… ;)

 

Po co jest ta scena, w której wychodzą z ziemianki? Do czego prowadzi?

A ta następna?

 

Jakiś owad ukłuł go w szyję, machnął ręką, by odegnać intruza

Nie lubię jak owady machają na mnie ręką ;)

 

Asger położył jedną dłoń na włosach Rasmu

Na włosach czy na głowie?

 

Nie za bardzo rozumiem epilog :(

Rozumiem tyle, że chcą wykorzystać mikstury itp. Tylko że jakoś nie łączy mi się to z wcześniejszą częścią. Nie lepiej zostawić osady w spokoju? Bo zrobiło mi się niepotrzebne zamieszanie. Jeśli już to wolałbym dowiedzieć się w epilogu, co napisał Asger w raporcie.

Wydaje mi się, że epilog powinien coś dodatkowo wyjaśnić, a nie tworzyć coś nowego. Do tej pory roślinki, miksturki nie były przedmiotem opowiadania, a jedynie narzędziem.

Do epilogu traktuję opowiadanie jako samodzielne, ale po epilogu już nie.

No i ta pobita matka Stila (wiem, że przez garnek) – czemu to służy?

 

Powoli przechodząc do podsumowania, napiszę, że najbardziej z całego opowiadania podobała mi się scena zamordowania Rasmu. Ta końcówka zaciekawia najbardziej z całego tekstu. Fajnie, że Asger wcześniej nic nie robi, bo wówczas tworzy się podejrzenie, że albo ma jakiś plan albo zrezygnował.

W tej scenie zastanawia mnie tylko, dlaczego on schodził i znów wchodził. Myślałem, że to będzie jakoś wytłumaczone w ostatniej scenie albo epilogu.

 

Nie czuję „wojskowości” tych ludzi. Wiem, że to ma być niezwykły oddział, ale mimo wszystko trochę powinienem tego poczuć, a oni poza używaniem stopni, nie zachowują się jak żołnierze. Tej niezwykłości też za bardzo od nich nie czuć. Trochę wygląda jakby dzieciaki naoglądały się filmów i robiły partyzantkę.

Stopnie – męczą. Chodzi o to, że chociaż narrator i bohaterowie posługują się stopniami, to te zależności są mało wyczuwalne.

 

Uważam, że dialogi wymagają dopracowania. Przede wszystkim by oddawały charakter bohatera, bo często miałem wrażenie, że są zbyt sztuczne, pisane pod fabułę, a nie dlatego że postać by tak powiedziała. Z tego powodu mam też problemy z bohaterami. Oni zachowują się tak, jak wymaga od nich fabuła, a przez to czasami nie jest wiadomo, co o nich myśleć. Trochę jak z Kerkiem w „Pierwszej żonie”. To łączy się ze skrótami myślowymi, bo koniec końców, ja tym bohaterom nie ufam, nie wierzę.

 

Skróty myślowe mi przeszkadzają. Skoki są za duże i chociaż wiem, co chciałaś napisać, to wychodzą bardzo dziwne rzeczy. Te skróty myślowe są zarówno na poziomie fraz czy zdań, ale też na poziomie fabularnym. Widzę punkt A, widzę punkt B i wiem, że chciałaś mnie (czytelnika) tam przemieścić, ale nie widzę drogi i jestem zagubiony albo wręcz przestaję wierzyć.

Wg mnie te skróty myślowe są spowodowane tym, że Ty masz opracowany cały świat i pędzisz do niego. Ale spójrz na to ze strony czytelnika – on nie zna Twojego świata i nie wie, gdzie pędzisz i czy powinien pędzić z Tobą. Dlatego zwolnij i skup się na tym jednym opowiadaniu i na wydarzeniach, bohaterach w nim zawartych.

Tym bardziej, że w tym opowiadaniu czytelnik powinien przejąć się losem mieszkańców osady (z tym było trochę gorzej) i Asgera (z tym było trochę lepiej).

Fajne było pisanie patykiem po piasku.

Podobało mi się, że Rasmu nie był typowym złym charakterem, a jedynie robił coś nie po myśli głównego bohatera i trzeba go było zamordować.

Z drugiej strony niektóre fragmenty niepotrzebnie rozwlekasz. W tych fragmentach jest dużo literek, a mało treści. Czasami lepiej w inny sposób przekazać te informacje. A czasami zastanowić się, bo może nie są w ogóle potrzebne.

 

Ocho, muszę przyznać, że po tych dwóch tekstach zdecydowanie wolę Cię w historiach bardziej kameralnych, jak w „Pierwszej żonie”. Tamto opowiadanie bardziej mnie zaciekawiło i stało się to szybciej.

 

Językowo wolę Cię natomiast tutaj. Sprawniej napisane niż poprzednie. Przyjemnie się czytało.

Zobaczymy, jak pójdzie z kolejnymi. Tak, bój się, bój ]:->

 

Ogólnie ciekawe opowiadanie w przemyślanym świecie z bohaterami z krwi i kości. Tylko jeszcze trzeba pewne rzeczy lepiej pokazać. Szczególnie przypadło mi do gustu traktowanie w tym świecie wszystkiego co nadnaturalne. Te prześladowania są bardzo pojemnym motywem, a już w tym opowiadaniu widać, że masz ciekawy pomysł na jego wykorzystanie. Mam przeczucie, że to będzie się jeszcze przewijało w kolejnych tekstach.

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

 

P.S.

Przeczytałem wyrywkowo wcześniejsze komentarze i podobnie jak syf miałem wrażenie, że Asgerowi morderstwo przyszło dość łatwo. Wydaje mi się, że wynika to właśnie ze skrótu myślowego, bo nie widzimy drogi, która prowadzi go do tego czynu.

A poza tym, Ocho, jeśli chciałaś, żeby to zabójstwo miało swoją cenę, to jej w tym tekście nie pokazałaś. Domyślam się, że za to morderstwo przyjdzie im zapłacić… kiedyś. Ale to „kiedyś” jest kluczowe, bo na chwilę obecną, to czyn jest bezkarny.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Mea culpa, PsychoFishu :)

Ale nadal pozostaje pytanie (na miejscu wydawcy w USA): jeśli mam uniwersalne swoje i uniwersalne obce, a poziom literacki jest ten sam, to który tekst wybrać? Ja wybrałbym uniwersalne swoje.

 

Berylu, zmacdonaldyzowana jest, ale i tak zazwyczaj pojawiają się jakieś polskie smaczki. Co akurat ja uważam za plus (te smaczki, nie zmacdonaldyzowanie).

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

No dobrze, to pytając poważnie: a to naprawdę mieliście kiedykolwiek taki etap, że słuchaliście wszystkich rad? :P Przecież to niemożliwe.

A czytałeś kiedykolwiek komentarze pod tekstem początkujących autorów, że zadajesz takie pytanie? :P

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Dlatego podałem inne powody – nie jesteśmy dla USA i UK atrakcyjni kulturowo. My rozumiemy ich żarty, aluzje i odniesienia, bo kultura anglosaska jest najbardziej rozpowszechniona, ale oni nie zrozumieją tego wszystkiego z naszej strony.

Oczywiście jeśli ktoś napisze arcydzieło, to nawet różnice kulturowe, problemy z tłumaczeniem czy inne przeszkody będą do przejścia.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Weź się, weź, bo warto.

A skok świadomościowy ocenię przy “Osadzie” ;)

 

I wszystkich rad należy słuchać, ale nie do wszystkich się stosować.

Wydaje mi się, że to jeden z momentów, które każdy piszący powinien zaliczyć.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

A ja bym się postawił na miejscu takiego wydawcy. Na miejscu ma mnóstwo autorów i to z całego świata. Polska nie jest gigantem kulturowym i eksport kultury jest minimalny w porównaniu z importem. Do tego trzeba dodać wynagrodzenie tłumacza, różne umowy itp.

Wydaje mi się, że dla wydawcy z USA czy UK jest to po prostu za dużo zachodu.

 

Beryl, z polskiego podwórka nie znam, ale z Izraela jest Tidhar Lavie, autor “Osamy”. On pisze po angielsku.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Dzisiaj widziałem ostatnią część Hobbita po raz drugi i… nie czytać dalej, jeśli ktoś nie oglądał… uświadomiłem sobie, że Kerk zachowuje się trochę jak Thorin, tzn. emocje, motywacje służą fabule, ale nie sprawiają wrażenia autentycznych.

 

A co do powrotu lekarza do jednostki, to będę obstawał przy swoim, mimo że dowódca nie potrzebuje stałej opieki. Kirk zostaje i przez to tworzy się jakaś tajemnica, bo ja (czytelnik) zadaję sobie pytanie – dlaczego? Nawet w dziwnych oddziałach, lekarz wróciłby do stanicy, bo przecież w każdej chwili może być potrzebny.

Na końcu jest powiedziane, że dostał rozkaz, ale wówczas robi się taki niewybuch. Czy ta tajemnica jest potrzebna? Nie lepiej wcześniej napisać, że dostał rozkaz pozostania tam? A przy okazji wyjdzie, że jest wojskowym.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

Jej czarne, długie włosy leżały w nieładzie na drukowanej w żółte różyczki poduszce, ładne, pełne, lekko rozchylone usta drżały odrobinę.

Tutaj są dla mnie rytmicznie dwa zdania, więc bym rozdzielił.

 

Wyglądała pięknie, ale miał zbyt dużo doświadczenia, by dać się zwieść pozorom. Czuł to – czuł zapach śmierci i wiedział, że czeka go trudna praca, której efektu nie mógł przewidzieć.

Z jednej strony niby ma doświadczenie (dużo doświadczenia czy duże doświadczenie? tu nie jestem pewien), a z drugiej strony efektu nie potrafi przewidzieć. To mi nie gra – albo albo. Rozumiem, że coś może być nieprzewidywalne, ale właśnie doświadczenie daje pewną orientacje przynajmniej odnośnie kierunku efektu.

 

Nieszczęśliwy mąż potężną dłonią przeczesał gęste, ciemne włosy, czarne oczy wyraźnie się zaszkliły.

Drażni mnie "Nieszczęśliwy" i wydaje mi się zbędne, ponieważ wcześniej było o niepokoju, więc jestem w stanie sam wczuć się w męża i stwierdzić, że jest nieszczęśliwy. Nie potrzeba mi tego na siłę wmawiać.

 

Nie podoba mi się rozmowa w pierwszej scenie, bo mam wrażenie, że postaci nie mówią do siebie, tylko do mnie, a przez to wychodzi nienaturalnie.

Poza tym nie grają mi tam relacje między nimi – mąż mówi "doktorze", a doktor "twojej" – więc jak to w końcu jest?

Do tego lekarz zazwyczaj najpierw zbiera wywiad, a dopiero później bada pacjenta. Zresztą wydaje mi się, że dla każdego powinno być normalne, że najpierw należy zebrać informacje, a tutaj jest wszystko odwrotnie.

Mąż też jakiś dziwny, że dopiero po trzech dniach wzywa lekarza. Nie wspominając o rodzinie czy znajomych, którzy byli na ślubie.

 

zagaił w końcu, lekko zirytowany

Zagaić można do kumpla, a nie do męża pacjentki.

 

Mężczyzna podniósł na niego oczy

Trochę za dużo tego podnoszenia oczu.

 

Rudzielec tkwił chwilę w wychylonej pozycji

Wychylonej czy pochylonej? Bo wychyla się zazwyczaj skądś.

 

Nie wierzysz mi, poruczniku

Rozumiem, że jest żołnierzem i lekarzem, ale zazwyczaj jak ktoś się zwraca do kogoś w określony sposób, to później nie próbuje tego mieszać (jeśli nie ma jakiegoś szczególnego powodu). Musisz jakoś inaczej pokazać, że to również wojskowy.

 

Podszedł do torby, którą wcześniej niedbale wetknął pod stół. Wyjął z niej gruby, gęsto zapisany zeszyt, zaczął go pospiesznie, nerwowo kartkować. Warknął cicho, cisnął nim o krzesło, najwyraźniej niezadowolony. Ponownie sięgnął do torby, aby delikatnie, powoli powyciągać z niej niezliczoną ilość fiolek, pudełeczek, woreczków. Ustawił je w równych rządkach na stole, chwilę przypatrywał się im zamyślony.

Nie gra mi to. Jego zachowanie zmienia się zbyt gwałtownie.

 

podskoczył do stołu

Może "doskoczył"? Bo tak to wygląda, jakby stół był gdzieś wyżej.

 

a pionowa zmarszczka między brwiami pogłębiła się jeszcze bardziej

A wcześniej się już pogłębiła?

 

jak bozie nakazały. No, cholera

Te zwroty gryzą mi się z ust tej samej osoby. Zwłaszcza jeden po drugim.

 

Ona? Po prostu muszę to zrobić i akurat tutaj powód jest prosty i bardzo typowy. Zabiła mnie. Otruła. Razem z moim kochanym mężulkiem. Och, przecież nie robiłam mu scen, gdy do niej szedł i wracał dopiero nad ranem. Musiał mnie naprawdę mieć po dziurki w nosie.

Po tym fragmencie coś się sypie, bo raczej po otruciu żony nikt nie odważyłby się na ślub miesiąc po pogrzebie. Zbyt podejrzane.

Od początku mi to nie pasowało, ale teraz to już w ogóle.

 

gestem osadziła go jednak w miejscu

Tzn. jak? Bo nie mogę sobie tego wyobrazić.

 

Głos uwiązł mu w gardle i tylko coraz szerzej otwartymi oczami oglądał rozgrywające się przed nim widowisko (…) Kerk sceptycznie uniósł brwi (…) Lekarz stał jak wmurowany, ogłupiały, w niejasnym poczuciu, że bierze udział w jakimś absurdalnym przedstawieniu

No to w końcu jak? Bo już nie wiem, jak on reaguje: przerażony, sceptyczny czy ogłupiały?

 

tkwił zasklepiony w swoim bólu

A nie miał w ramionach Tarkii?

 

Przecież wiesz doskonale, skoro tak łatwo wchodzisz w ludzkie umysły. Tak, jest o tym przekonany.

Dziewczyna zamyśliła się.

– Masz rację. Jest to dla mnie jednak pewne zaskoczenie. Myślałam, że ma w głowie więcej oleju…

Kerk parsknął śmiechem.

Fajne :)

 

Z poczucia lekarskiego obowiązku przytknął do jej szyi dwa palce, nie wyczuł tętna

A nie lepiej stetoskopem osłuchać serce? Tak postąpiłby lekarz.

 

Wyszedł zadumany i powoli ruszył korytarzem do sypialni gospodarza. Zapukał, nie było odzewu. Zapukał mocniej, ponownie odpowiedziała mu cisza. Nacisnął klamkę, drzwi uchyliły się z lekkim skrzypnięciem.

Nogi mężczyzny dyndały tuż nad podłogą

Podoba mi się, że nie napisałaś wprost tylko wprowadziłaś napięcie. Nawet w tak krótkim fragmencie.

 

oczu. Bez krztyny wątpliwości należących do trupa

A do kogo innego?

 

 

 

Mam wrażenie, że czasami masz problem z podmiotami. W kilku miejscach, ale dla przykładu dam to: "Kerk patrzył na nią przez chwilę, ale nie doczekawszy się więcej żadnej reakcji wyjął z kieszeni buteleczkę, przytknął ją do ust nieprzytomnej kobiety i wlał w nie połowę zawartości. Przytrzymał jej szczękę aż do momentu, w którym był pewien, że kobieta przełknęła lekarstwo"

 

Nie pasuje mi opisywanie Liwii jako dziewczyny, zalotnej nastolatki, podczas gdy z wypowiedzi jej męża wynikało, że małżeństwo już chwilę trwało, tzn. na tyle długo, że byli po ślubie, uczucia i emocje przeminęły, a mąż zakochał się w innej, a Liwia umarła. Chociaż później poznajemy wiek Liwii i rzeczywiście jest nastolatką, to cała historia traci na wiarygodności. Jakie panują tam zasady zawierania związków? Dlaczego mąż nie mógł od razu ożenić się z Tarkią? Tym bardziej, że po śmierci pierwszej żony tak szybko organizuje drugi ślub. Gdzie jakieś zwyczaje, obyczaje? Bo z jednej strony wydaje się, że akcja dzieje się w czasach historycznych, bo Liwia nie ma wyboru i w ogóle, a z drugiej część działań bohaterów przypomina raczej współczesność. Gryzą się motywacje i przekonania dawne ze współczesnymi.

 

Nie przekonuje mnie dlaczego wojskowy lekarz wzywany jest do Tarkii i do tego zostaje w domu, zwłaszcza gdy niedaleko jest stanica. A już szczególnie gdy dowódca jest ranny.

 

Mam problem z mężem. Jest go mało, więc za dużo o nim powiedzieć nie można, ale sprawia wrażenie kukiełki i w ogóle go nie czuję.

 

Kerk może być. Jego motywacje są jasne, chociaż czasami nie rozumiem jego emocji, bo za szybko się zmieniają. Nie pasują mi też ziółka, bo to w końcu lekarz. Inna rzecz, że nieznajomość realiów świata powoduje, że nie wiemy, jaki to medyk – cyrulik (chirurg) czy lekarz, bo (trochę upraszczając) w historii były to dwa osobne zawody. Chyba że rzecz jest bardziej współczesna, ale tu znowu wracamy do realiów.

 

Liwia jest najlepiej stworzoną postacią. Motywacje są wyjaśnione, a jednocześnie ona sama przyznaje, że ma zadanie, ale nie wie, co będzie dalej, a to daje pewną tajemnicę. Właściwie to odniosłem wrażenie, że tutaj drzemie siła tego tekstu i trochę żałuję, że nie zostało to bardziej wykorzystane. Chciałbym się dowiedzieć, jak to się dzieje, że Liwia wie, że ma to zadanie i co się z nią dzieje dalej. Chociaż z drugiej strony może to taki diaboliczny zamysł autorki, żebym się nad tym zastanawiał i nie mógł spać ;)

Przekonała mnie zadziorność i podobnie jak Kerk, też Liwię polubiłem. Mimo że jest umarlakiem i zabiła dwie osoby ;)

Nie miałem problemu z nagłą zmianą, jaka zaszła w Liwii. Co najmniej kilka razy widziałem takie szybkie przemiany u dziewczyn "zbyt krótko trzymanych", które nagle doświadczyły wolności.

 

Historia była ciekawa, choć trochę przewidywalna. Wiedziałem jak się skończy, bo Liwia sama to powiedziała, dlatego brakowało czegoś, co pchałoby mnie dalej. Takim czymś mogłaby być chęć przeciwstawienia się siłom nadprzyrodzonym przez Kerka, ale jest tego stanowczo za mało i nie widać jego zaangażowania.

 

Całość jest napisana sprawnie, bez wpadek ortograficznych czy stylistycznych. Czytało się przyjemnie i styl pozwalał wejść w świat.

Odnośnie świata już pisałem, ale powtórzę – jest za mało określony, a ponieważ zwyczaje ogrywają w akcji rolę, to trzeba realia nakreślić lepiej.

 

A co do pisania po plecach, to rzeczywiście może to być niepraktyczne, ale jakoś nie przeszkadzało mi to w tekście. Gdzieś już byli bohaterowie z tatuażami (np. zaklęciami) i nie budziło to większego sprzeciwu.

Raczej zaciekawiło, bo wokół bohatera powstała aura tajemnicy. Chociaż nie obraziłbym się, gdy było o tym coś więcej np. podczas rozmowy z Liwią. Pozwoliłoby to pogłębić bohatera.

 

 

Podsumowując, jest trochę rzeczy do poprawy, ale ten tekst pokazuje, że powinnaś dać sobie z nimi radę. Do tego pomysł ciekawy i widać, że masz w głowie wizję czegoś większego.

Dlatego z przyjemnością zabiorę się za kolejne Twoje opko :)

 

 

Pozdro!

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Cieszy mnie takie nastawienie. Postaram się zaglądać :)

 

Pozdro!

B.A.

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Jeśli to jest przykład tej ambitnej literatury, o której Pan wspomina w swoim manifeście, to ja podziękuję.

 

Pozdro!

B.A.

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Cieszę się, że mogłem pomóc :)

 

Ucieszy mnie każda Twoja wizyta pod moimi tekstami

Be careful what you wish for…

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

Sherlock Holmes? Ale jak? To przecież postać fikcyjna, w dodatku z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku.

Wolałbym to subtelnie ujęte, bo w tej chwili wyszła łopatologia. Zresztą cały początek to łopatologia.

 

Nauczyciel spostrzegł, że za jego plecami stanęła młoda dziewczyna ze sterczącymi na boki warkoczami.

O! Tak powinno być od początku.

 

susząc bezwstydnie trzy poczerniałe trzonowce

?

 

Zignorował dosiadającego się pluszaka, oferującego miód

Zbędny przecinek. A w ogóle to zdanie okropnie brzmi.

 

– Ludzie, patrzcie! On myśli, że nie jest postacią z książki! – osoby zgromadzone w bibliotece odpowiedziały gromkim śmiechem. – Człowieku, gdzieś ty się uchował? Wszyscy jesteśmy bohaterami powieści i opowiadań.

Gromki śmiech w bibliotece? Czy w bibliotekach zazwyczaj nie jest cicho?

 

 

Mam problem z tym tekstem, bo pomysł mi się podoba, choć nie jest nowy. Konkretnie podoba mi się, że autor pokombinował. Duży plus za intertekstualność. Lubię takie zabawy z czytelnikiem :)

Fajne są nawiązania i w dalszej części dużo lepiej wychodzą niż na początku.

 

A teraz pomarudzę.

Wrócę do tego: "Sherlock Holmes? Ale jak? To przecież postać fikcyjna, w dodatku z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku."

Tak myśli bohater czy narrator?

Bo jeśli narrator, to mam wrażenie, że traktuje czytelnika jak idiotę, któremu trzeba wszystko łopatą do łba wbić i przyklepać.

Jeśli natomiast są to myśli bohatera, to zastanawiam się, kto normalny zadaje sobie takie pytanie? Jakbym zobaczył kogoś takiego, to pierwsze skojarzenie – przebieraniec; może na jakiś bal, cosplay czy szalony aktor, który zapomniał się przebrać. Mało prawdopodbne, żeby ktoś pomyślał, że właśnie zobaczył fikcyjną postać.

Dodatkowo skoro Horacy jest tym, kim jest, to chyba powinien być przyzwyczajony do różnycyh dziwnych strojów.

 

Właściwie ten początek popsuł mi dalszą część lektury, bo sprawił, że tekst stał się przewidywalny. Jest mowa o fikcyjnym Sherlocku w "prawdziwym" świecie, więc już coś nie gra. Do tego bohater ma na imię Horacy, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że sam jest postacią książkową. Choć akurat dokładnie jego tożsamości się nie domyśliłem.

A gdy na horyzoncie pojawiła się biblioteka, wszystko stało się jasne i wiadomo, jaki będzie koniec.

 

Kolejny zgrzyt to bohater – zachowuje się naiwnie i nieporadnie. A przecież jest czarodziejem! Korzysta z tego dopiero na samym końcu, a dlaczego nie wcześniej?

Lepiej sprawdziłby się tutaj bohater pozbawiony zdolności magicznych.

 

W końcu rodzi się pytanie, dlaczego bohaterowie innych powieści wiedzą, a on nie? Czarodzieje powinni raczej wiedzieć w pierwszej kolejności. W końcu nie takie rzeczy już widzieli.

 

W ogólnym rozrachunku pomysł fajny, wykonanie gorsze, warsztat sprawny. Wychodzi, że opko jest średnie.

 

 

Pozdro!

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Jak się jest szperaczem, to się zagląda w różne zakamarki. Czasami można zapuścić się w jakieś fajne miejsce, jak w tym wypadku :)

 

Poza tym sceny, które wypominasz jako pozbawione Apatii już znajdują po tekście, że sobie poszła ;)

Chodziło mi bardziej o jego wcześniejszą działalność – był szperaczem, czyli działał na korzyść społeczności. Mało to apatyczne.

 

Naprawdę nie rozumiem, jak można by ten tekst obedrzeć z apokalipsy i jednocześnie zostawić ten sam sens.

Nie! Źle mnie zrozumiałaś. Apokalipsa rzeczywiście musi być, bo ona daje właściwy wymiar opowiadaniu. Chodziło mi o samą historię, jak doszło do apokalipsy, bo ona niewiele wnosiła do tekstu. Równie dobrze można było napisać: "była wojna i idioci na stołkach rozpierdzielili wszystko atomówkami", bo ten schemat jest częsty w post-apo i nie potrzeba go tłumaczyć, chyba że dodaje się coś nowego.

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

Wszak, dopiero po przybyciu tej zimnej kochanki

Przed chwilą była przyjaciółką. Kochanka może być przyjaciółką, ale jeśli wpierw określasz relacje jako przyjaźń, to później czytelnik może czuć się trochę oszukany.

 

A tak, dzięki Apatii właśnie, cały zasrany wszechświat skrył się w ciemnych odmętach mojego dupska, umościł sobie tam ciepłe gniazdko i nawet nosa nie wyściubi

Sam? W sensie że wszechświat sam sobie to zrobił, czy bohater to zrobił?

 

Tylko, że miałem na poszukiwaniach nieziemskiego farta i chyba w ten sposób próbuję odpłacić losowi za zesłany łut szczęścia…

Niepotrzebny wielokropek. Zresztą w innych miejscach jest podobnie.

 

Są zbyt… emocjonalne.

jw.

 

tylko popiskuje zdecydowanie częściej niż sporadycznie

Częściej niż sporadycznie? Zbyt szeroki zakres takiego sformułowania.

 

Wpierw doszło do zimnej wojny

Dlaczego "zimnej wojny”? W tekście nic na to nie wskazuje.

 

Bo że Brudny Rzep jest czubkiem, wątpliwości nie posiadam.

Czy wątpliwości można posiadać? Ja użyłbym tutaj "żywić" albo zwykłe "mieć".

 

w szoku żołądkowym

Co to jest szok żołądkowy?

 

I powiem ci, że trafiłem wygrany los na loterii. Fabryka konserw, lepiej być nie mogło. Jak dotrę do Miasta to normalnie zesrają się ze szczęścia. O ile mają czym…

Nie przekonuje mnie bohater. Przecież miał mieć wszystko w dupie, a tu nagle interesuje się innymi i myśli, co oni zrobią, jak im powie.

 

Jak się tak zastanowię, to w sumie nadzieja, że sobie porucham, jest jeszcze całkiem realna.

A tu okazuje się, że on ma nadzieję, a podobno nie wybrał tej ścieżki.

 

Lekarka naprawdę rzadko używa słów, które mogły być postrzegane za nieuprzejme

Niby się ślini na jej widok, niby mu się ciepło w kroczu robi, niby chce się z nią przespać i mówi o niej "lekarka"?

 

uwidziało mi coś zielonego w oddali

Zjedzone "się”

 

Dziubek podobny do tych, które niegdyś robiły puste laski, strzelając sobie samojebki przed lustrem.

:D

 

Czyli co? Brudny Rzep tak naprawdę jest Brudną Rzepą? Bez sensu… Obdartus w ogóle nie przypomina rzepy.

To też jest fajne :)

 

Dlaczego przyjaciółką moją od lat jest Apatia? Bo wiem, że ludzkość nie ma najmniejszych szans na przetrwanie

To bardziej przypomina pierwszą ścieżkę, czyli rezygnację niż apatię.

 

Zawracam w stronę hałasu

Skrót myślowy – w stronę, z której dobiega hałas.

 

A jednak, wystarcza buziak, by maleństwo rozwrzeszczało się, łapczywie nabierając prawdopodobnie pierwszy od momentu swoich narodzin łyk powietrza.

Tu zgrzytnęło w drugiej części zdania.

 

Bez namysłu skaczę w wir kobiecych ciał

Nie wiem, czy to jest dobre sformułowanie na oddziale położniczym. Tzn. nie jest niepoprawne, ale "wir kobiecych ciał' wywołuje konkretny obraz w wyobraźni. Przynajmniej męskiej ;)

 

 

Podoba mi się początek ze ścieżkami.

Bohater jest fajny, ale bardziej jako ironiczny, a nie apatyczny. On w ogóle nie jest apatyczny – myśli o innych i gada do Rzepa i Nadziei. To jest apatia?

Podoba mi się, jak go prowadzisz, bo wychodzi tak naturalnie. Jego przemyślenia o innych, celne uwagi. To się układa w całkiem fajny obraz. Natomiast do tego obrazu w ogóle nie pasuje mi to, co on sam o sobie myśli. Tzn. w niektórych tekstach o to chodzi, ale wydaje mi się, że nie tutaj.

Przy okazji głównego bohatera warto wspomnieć, że język jest naturalny, lekki i przyjemnie się czyta.

 

Wydaje mi się, że warto napisać o estetyce tego opka, bo niektóre rzeczy, które zgrzytałyby i wydawałyby mi się niespójne, tutaj są ok. Ja mam tak, że jak czytam, to uruchamia mi się musk (Serio!) i tworzy obrazy. Tutaj te obrazy były trochę jak z anime, a przez to biuściasta Nadzieja czy niektóre zachowania bohaterów nie przeszkadzały.

Ciekawe, czy ktoś oprócz mnie też tak to odebrał.

 

Co można powiedzieć o Nadziei? Biuściasta dziewczyna z anime ;)

 

Z Rzepem czy też Rzepą odczuwam pewne pokrewieństwo – głównie dlatego że sam często chodzę umorusany, ale też jakby pokrewieństwo charakterów i z tego powodu bardzo mi się spodobał(a).

 

W ogóle fajnie rozegrane motywy Rzep -> Rzepa, nadzieja i Nadzieja oraz koniec końców.

 

Przyczepię się trochę do pozostałych ludzi. Tzn w scenie, gdy Misza przyprowadza Rzepa do Miasta oni są, ale później jakby ich nie było i ja mam wrażenie, że oni tak stoją w miejscu jak zombie wokół trójki bohaterów i nawet się nie ruszają.

Druga rzecz to oddział położniczy i tam jest że "korytarzem wstrząsa kobiecy krzyk". Rozumiem, że tutaj chciałaś trochę zmylić czytelnika, żeby nie wiedział, jaki to krzyk, ale jednak zazwyczaj krzyk radości da się odróżnić od krzyku przerażenia, a to wstrząsanie sugeruje raczej to drugie. Tutaj nie poczułem się zmylony, ale raczej trochę oszukany.

 

O świecie za dużo nie można powiedzieć, bo w rzeczywistości niewiele o nim wiemy, ale akurat nie widzę w tym nic złego, bo w tym tekście ważniejsi są bohaterowie.

 

Historia samej apokalipsy wydała mi się trochę banalna i właściwie nie wiem, czy była ona potrzebna.

 

Zgadzam się z AdamemKB, że zakończenie jest całkowicie inne niż zazwyczaj w post-apo, a jednocześnie wyszło bardzo naturalnie.

Normalnie po tym opku zacząłbym przygarniać dzieci biegające po ulicach. Na szczęście moja niechęć do tego Zua znów przychodzi mi z pomocą, bo pewnie wsadziliby mnie do paki ;)

 

 

Pozdro!

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Ocho, dziękuję i bardzo chętnie :)

Właściwie to od jakiegoś czasu przymierzam się, żeby coś Twojego przeczytać. Jakieś konkretne życzenia?

Tylko muszę ostrzec, że bywam w swoich ocenach szczery, nawet do bólu. Może to powodować u autorów frustracje, stany depresyjne, a nawet zawołanie mamy autora, która ma mi wytłumaczyć, że się mylę. Z góry uprzedzam, że nie biorę odpowiedzialności za takie reakcje ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Nowa Fantastyka