Profil użytkownika


komentarze: 9, w dziale opowiadań: 9, opowiadania: 5

Ostatnie sto komentarzy

Dziękuję za opinie, bardzo się cieszę, że opowiadanie się podoba ;) 

Tak, “J” jest celowo napisane wielką literą. Przecinki poprawię ASAP, dziękuję!

Miły, przyjemny i kojący odgłos piły mnie urzekł <3

Aż tak, że wybaczyłam “durze” piersi. Od błędów są tu, z tego, co widziałam, wykwalifikowani specjaliści, więc ja sobie dam spokój. Zamysł mi się podoba. Klimat mi się podoba i koniec też mi się podoba. A nawet jeśli kreacja męskiej postaci jest lekko tendencyjna, to mimo wszystko do mnie trafia. Mam przed oczami tę spelunę z obleśnym brutalem rozwalonym w fotelu i zastraszoną, uległą kobietą. Kara, która spotkała tego faceta wywołuje mściwy uśmieszek na twarzy. Poprawiło mi to humor. 

A miły, przyjemny i kojący odgłos piły mnie urzekł. 

Pozdrawiam ;)

 

 

NoWhereMan, dziękuję serdecznie za uznanie ;) Bardzo się cieszę, że podoba się uniwersum, bo planuję umieścić w nim całkiem sporo takich małych historyjek i jedną całkiem dużą ;) 

Dzięki za linki do poradników, na pewno skorzystam ;) 

Swoją drogą, z pierwszym tekstem tutaj trafiłam do biblioteki, więc, mimo błędów technicznych, chyba jest całkiem dobrze… Cieszę się w każdym razie jak głupia, dzięki jeszcze raz za wszystkie kliki i wszystkie porady ;)

Ojej… Chyba najbardziej uroczy tekst, jaki przeczytałam od nie pamiętam kiedy. Piękne. Od pierwszego do ostatniego zdania. Mirka wyszła naturalnie, dziecięco i uroczo, a Śmierć… cóż, może się troszkę zniecierpliwił, ale i tak zachował się niesamowicie wyrozumiale. Bardzo mi się podobała jego próba wytłumaczenia dociekliwemu dziecku, dlaczego nie istnieje moment przechodzenia z życia do śmierci. Fajnie też, że Mirka tego nie przyjęła do wiadomości, ale z dziecięcym uporem usiłowała przekonać Śmierć, że ten moment istnieje. 

Temat śmierci dziecka trudny i smutny; wcale się nie dziwię, że ciężko taki tekst napisać będąc rodzicem. Mimo to wcale nie wyszło smutno. Może trochę, ale jednak dominują ciepłe uczucia. Tak, jak pisała poprzedniczka, chyba właśnie upór Mirki sprawia, że jednak na koniec się człowiek uśmiecha. Przez łzy, ale zawsze. 

Pozdrawiam ciepło ;)

Nie jestem ekspertem od śpiewania, więc zapytałam eksperta. Dowiedziałam się, że rzeczywiście mówi się, że ktoś zaśpiewał coś “na jednym wdechu”, a im więcej na tym wdechu zaśpiewał, tym lepiej. Generalnie często chodzi właśnie o to, żeby jak najwięcej na tym wdechu “wyciągnąć” (nie wiem, co i skąd, to słowa eksperta). Czy to ekonomiczne – nie wiem. Chyba rzeczywiście nie ;)

Błędy poprawiłam w miarę chyba wszystkie, pozbyłam się zbędnych enterów i “siękozy” (to jest tak genialne określenie, że pewnie zacznę go nagminnie używać). Jeszcze raz dziękuję wszystkim za poprawki ;) Jakby ktoś miał czas i ochotę wskazać mi jeszcze błędy z przecinkami, byłabym zobowiązana. Walczę z tym, ale one lubią sobie spadać gdzie popadnie i uparcie tkwić tam, gdzie ich nikt nie chce…

Zalth, to chyba była okiennica i futryna, ale rzeczywiście w tekście jest też, że oni rozwalili ścianę i teraz… teraz to już sama nie wiem, co ja chciałam. Ten tekst ma za sobą prawie rok leżakowania i nie do końca jestem w stanie dokładnie odtworzyć swój tok myślenia wtedy. Ale popracuję nad tym, żeby było wiadomo już, o co chodzi ;) Dzięki za opinię i za klika. Tobie również, Finklo, bo z wrażenia zapomniałam poprzednim razem.

Cieszę się niezmiernie, że się w miarę opowiadanie podoba, bo publikowanie czegokolwiek strasznie mnie stresuje, nawet jeśli sama jestem do tekstu przekonana. 

regulatorzy, dzięki wielkie za poprawki, zaraz się za to zabieram ;) W paru miejscach muszę się jednak bronić… określenie “dziewiczy wąsik” to w sumie frazeologizm i oznacza pierwszy wąs u chłopaka, albo chociaż taki, który wygląda na pierwszy.

Dalej, “praca cumami” to jedno z zadań na wachcie w porcie. Wachty w portach wystawia się na wodach pływowych praktycznie zawsze, w portach otwartych na morze w sytuacjach sztormowych i na redach, ale nie jestem pewna, czy zawsze, czy tylko przy sztormie. Marynarze pracowali cumami, czyli w miarę podnoszenia się i opadania poziomu wody wybierali lub luzowali cumy. Na pływach zachodzi ryzyko “zawiśnięcia” jednostki na cumach przy odpływie, natomiast w sytuacji sztormowej chodzi bardziej o uniknięcie zerwania się cum. 

Co do grubości liny okrętowej, zależy jaka lina. Może to być cuma na Darze Młodzieży, która ma grubość męskiego nadgarstka i może to być kontraszot na slupie albo keczu (grubość może małego palca). 

Ścięgna raczej dosłownie nie trzeszczą, w każdym razie nie tak, żeby ich właściciel mógł to usłyszeć, ale tu nie miałam na myśli, że dosłownie trzeszczą. Chciałam tylko podkreślić, że podnoszenie i wymachiwanie katowskim toporem jest zdecydowanie ponad siły przypadkowego gościa. Bo Szeker jako żeglarz krzepę w łapach ma na pewno, ale bardziej do wybierania lin, a nie do podnoszenia sztangi (czy też topora).

 

Na pewno śpiewał na wdechu?

Tak się to określa. Podczas samego śpiewania stopniowo pozbywasz się powietrza i nie dobierasz nowego, a kolejny oddech bierzesz dopiero w przerwie (np. między wersami), więc raczej nie możesz zacząć śpiewać bez wdechu. 

 

Dziękuję wam wszystkim za uwagi i czekam na następne, a póki co lecę poprawiać to, o czym wspomnieliście ;)

Nowa Fantastyka