Profil użytkownika

“Just when we are safest, there's a sunset-touch,

A fancy from a flower-bell, some one's death,

A chorus-ending from Euripides.”

Robert Browning


komentarze: 193, w dziale opowiadań: 161, opowiadania: 54

Ostatnie sto komentarzy

Dzięki Żonglerze. Ja też się cieszę, że zajrzałaś.

Komentarz odpowiada tekstowi – trochę poetycka interpretacja, trochę poetyckiemu tekstowi ; )

 

Pozdro,

M

To jest obłęd! Fantazmaty (za szczególnym uwzględnieniem Naz) wydały bestdownloader!

 

Gratulacje dla wszystkich, którzy brali udział w projekcie! ; D

Dziękuję za Wasz czas.

thargorn, cieszę się, że w ogóle były jakieś plusy. “Mroczna baśń” – o to chodziło.

NWM, to jest tekst “latający w chmurach”, i chciałem zabrać czytelnika na takie latanie – więc najbardziej jestem zadowolony, że zauważyłeś.

regulatorzy, zawsze na posterunku. Dzięki za łapankę, do wszystkiego się zastosuję.

Grona rosną, będzie wino ; D miałem nadzieję opowiedzieć, to co opowiedziałem, oczywiście. A czy za każdym razem wszystko musi być logiczne i jasne, to ja nie wiem.

 

I ogólnie rzecz biorąc, to się zgadzam z Wami wszystkimi, że za dużo nadziwaczyłem w tym tekście, a to prosta historyjka: gość ściga gościa, żeby go zabić, ale kiedy go znajduje, to go nie zabija, tylko się do niego upodabnia.

Pozdrawiam,

Marlow

Dzięki za przeczytanie, Finklu. O idiotyczność tam chodzi ; )

 

śniąca, nauczyłaś mnie czegoś nowego ; D

Gdybym ostatnio nie oglądał “Altered carbon”, to może może ; )

 

Dlaczego nie przeczytał kartki od razu?

Miejscami robi się niewiarygodnie przez takie wpadki – czy też “zgrzytnięcia logiczne”, jak to Staruch określił. Chociaż mi najbardziej ciążyło to, co wzięte wprost ze świata serialu. Jakoś nie mogłem się przemóc, żeby przeczytać na poważnie.

 

Ale, gdyby Tomasz powiedział gdzieś w tekście, że ma wujka w Ameryce … 

; D

 

Pisz więcej! ; D

 

Dzięki mr.marasie. Wredne chichoty dzisiaj są mniej w cenie niż ironia – a szkoda. Przynajmniej według mnie.

Dziękuję za Wasz czas. 

Tak pomyślałem ten tekst, że będzie w nim za dużo alegorii i “filozofii”. Bałem się, że próbuję być zbyt “mądry” i nie wyjdzie mi to na zdrowie – miałem rację ; )

Przejrzę jeszcze raz w sprawie błędów i literówek. 

Cieszę się barniuszu. 

 

P S

Tylko raz był “pasza” z dużej – ale na początku, więc wtopa.

“Oboje” poprawione – nawet nie wiedziałem, że jest taka różnica. Piszą w SJP, że “oboje” odnosi się do osób różnej płci i do dzieci, więc od biedy…

 

Dzięki jeszcze raz.

Litera zabija, duch ożywia! Zasady są bardzo dobre, ale czasem lepiej z nich zrezygnować, żeby uniknąć “dziwaczenia”. 

Czasem po prostu bohater musi ubrać ubrania, bo pochodzi z południa ; D

Jak mogę kliknąć, to klikam.

Dziękuję. Obawiam się, że bohaterów nie starczyło na więcej. Czasem dla dobra historii trzeba pisać krótko ; )

Przepraszam za godny gnostyga czas odpowiedzi, ale nie było mnie na portalu.

 

Dziękuję za wszystkie komentarze. Przeczytam w wolnej chwili i sprawdzę, co da się poprawić.

U mnie się wszystko odmienia przez przypadek ; D

 

Gdyby celtyckie bóstwa nosiły żółte kamizelki…

 

Gdyby się tak czepiać, kiedy jakie słowo powstało, to można by zwariować – ale ja jestem frywolny w tych sprawach, a jak wiadomo – to nie jest takie proste. Wikipedia podaje, że z jidysz (”łom”), a mnie się zawsze kojarzyło z antyszambrami.

 

Efekt komiczny polega na tym, że Guy mówi o poważnych sprawach, ale mówi “Kali mieć, Kali chcieć.” Może to tylko dla mojego ucha i mózgu brzmi komicznie:

“Bóg nie odpowiedział. Odwrócił się od Kali?” Narrator wychodzi na wariata – potocznie rozumując, bo czy według zasad jest tak, czy inaczej, to ja nie wiem ; D

 

P S

Powiedz mi, bo Ty wiesz, czy mi wolno proponować opowiadania do biblioteki? 

Powiem Ci, że przeczytałem od początku do końca, a to mi się rzadko zdarza. Nie wiem, czy Robbie ma zadatki na władczynię much, ale na pewno ma zadatki na przedsiębiorczą Robinsonkę Cruzoe!

 

Inni, mądrzejsi ode mnie, powiedzą Ci pewnie, że gramatyka, składnia itd. – i mają rację, bo to wszystko musisz ćwiczyć, ale podoba mi się Twoja swoboda twórcza, a wydaje mi się, że to czasem więcej znaczy niż wszystkie techniki pisania. Więc moja rada jest taka: zachowaj swobodę i ćwicz wszystko inne (najlepiej przez czytanie).

 

Pozdrawiam,

Marlow

Ładne, finklowe opowiadanie, ale to o olimpijskim przedszkolu WDŻ-etu mi się bardziej podobało.

No i jeszcze jest możliwość drugiego tomu. Nie pamiętam imienia dziecięcia Rosemary, ale podsuwam pomysł na apokalipsę w Mazargues ; D

 

nie chroniły przed plądrującymi masami. -->szabrownikami

 

otworzyły Guy oczy. --? mojem skromnem zdaniem: łodmieniaj.

 

wstęgi tak ulubione przez pogan mieszkających tu niegdyś… --->tak cenione (ale tu ze słuchu własnego robię normę)

 

Bóg nie odpowiedział. Odwrócił się od Guy? --> tu niezamierzony efekt komiczny ; D

 

Któregoś wieczoru ktoś opróżnił nocnik pod drzwiami do domu, dwa dni później nieznana ręka cisnęła kamień w okno do salonu. Guy dostał nawet powóz, parę silnych koni i młodego służącego, ---> dostał od ojca; inaczej mam wrażenie, że powóz, konie i silny stangret to jeden pakiet z kamieniem i zawartością nocnika ; D

No tak, “Ach, więc to już było… życie? “

Boski chór ; D

 

Pisz więcej .

ac, cieszę się, że ; ) dzięki za łapankę, wszystko poprawiłem.

master-of-orion – chciałem mu dać jakieś ciało i wpadłem na pomysł, że być może zatarcie różnicy widoczne/niewidoczne przełamie smak ; ) cieszę się, że się wybija. Przecinki i literówki – muszę wyrobić zwyczaj, żeby publikować nie od razu po napisaniu ; ) dzięki za Twój czas.

Anet, wszystko poprawione, dziękuję ; ) i cieszę się, że fajne.

 

Pozdrawiam,

Marlow

 

Dziękuję ninedin. Już któryś raz słyszę, że początek odstaje jakością od reszty ; ) postanowiłem sobie, że kiedyś coś z tym zrobię ; D

Jestem (an)alfabetą, jeśli chodzi o takie sprawy ; D O pajągach jeszcze coś napiszę ; D nie chciałem gnostyków, żeby oddzielić ich od tego nurtu, przynajmniej ortokraficzną grechą ; D

Ale jak to jest? ; D można "pałąg" i "pałąk" ? : D

El Lobo Muymalo – dziękuję. Nawet nie próbowałem ukryć, że chodzi o śmierć, starałem się zbudować suspens w oparciu o, jak to określiła Finkla, swoistą “głupotę” gnostygów ; D gnostyg tak, a za “pałąg” biję się w piersi ! Hi, hi – reg nie zauważyła ! ; D

Wybranietz – dzięki, za czas i za klik.

Na to wygląda. Możliwa jest jeszcze jedna interpretacja – nie chcą tego widzieć. Bycie gnostygiem, to jakiś wybór, tyle że dokonany w czasie, kiedy się gnostygiem nie było, więc w sumie jest jeszcze jedna interpretacja: bycie gnostygiem, to ucieczka przed faktem śmierci.

Właściwa interpretacja, to interpretacja czytelnika, jak zawsze ; )

 “Nieobecność mistrza Om została odnotowana, ale nikt nie zajął się jej badaniem”.

Mistrz Om stworzył wszystkie programy paradygmatyczne, w których może poruszać się gnostyg. Nie podałem tego na tacy, ale to, że Psi, który, zanim został gnostygiem, był uczniem mistrza Om, jest odpowiedzią na pytanie, dlaczego Psi zauważył.

W pewnym sensie umiera tylko to, co w świadomości może się ukazać, jako to, co umiera.

 

Mam nadzieję, że odpowiedziałem.

 

Pozdrawiam,

Marlow

Dinos, Twoja kolej ; D Drakaina, jedno z moich ulubionych tego autora ; D

To Poe, ale żeby dopełnić rytuału, trzeba podać tytuł ; D

Zauważyłem, że tam się to gmatwa niepotrzebnie. Zaraz się temu przyjrzę ; D

Z innej beczki:

Wspomniałem, zda się, lub powinienem był wspomnieć, iż (…), w najdalszych nawet rozgałęzieniach nie był spokrewniony z mym rodem. Lecz – doprawdy – gdybyśmy byli braćmi, bylibyśmy jednocześnie bliźniętami, ponieważ po opuszczeniu zakładu doktora Bransby'ego dowiedziałem się przypadkiem, że mój imiennik urodził się 19 stycznia 1813 r. – godny uwagi zbieg okoliczności, gdyż dzień ów jest właśnie dniem moich urodzin

Finklu, to chyba pierwszy raz, kiedy udało mi się wywołać u Ciebie coś w rodzaju zadowolenia ; D nie rosła, bo umierają, ale gnostyg o tym nie wie – nie wiem, czy ostatnia część Twojego komentarza to uwaga, czy komentarz do głupiutkiego gnostyga ; )

 

Reg – dziękuję za Twój czas i korektę, wszystko poprawiłem! ; D następnym razem, będzie lepiej; przynajmniej nie ubierali ubrań!

 

thargone – dziękuję. Zawsze miło przeczytać, że da się przeczytać ; )

 

Pozdrawiam,

Marlow

Wiem, wiem, ICD-10 powstało w 1992 roku, nie sugerowałbym się wyrazami, których się tam używa. Podobno 11 ma być lepsza ; D najbardziej trafione, według mojej najlepszej wiedzy – to, że większość ludzi uważa, że posiadanie niebieskich oczu jest czymś anormalnym, świadczy o większości ; D w niektórych społeczeństwach, dzieci o takich temperamentach mają problemy, w innych nie ; D

Wszystko jest usprawiedliwione przez fabułę. Nie cierpię dydaktyki w opowiadaniach, a i tak się czepiam.

 

Panie Hrabio, tak się czepiam, bo upał u mnie i się nudzę ; D

Chyba o tę sztywność chodzi. W sumie to dobre wytłumaczenie, że to stylizacja. Połowa dialogów, to “Tak”, ale może to rzeczywiście pasuje. Kwestia gustu.

 

Nie będę się jej czepiał, bo potem ona mnie i tak już do końca życia ; D 

No i kontent. Oczywiście, zaczątek prequela “Człowieka z Wysokiego Zamku”. Przeczytałem z przyjemnością, jednak wydaje mi się, że historia sama w sobie mogłaby funkcjonować tylko jako część czegoś większego.

 

Japońskie wiśnie zawsze budziły u mnie poczucie grozy, może dlatego są tak pociągające.

 

Jako fan “Człowieka…” jestem zadowolony. Brakuje mi tam Bohatera, który czegoś chce – Sakura powinna była zaciągnąć go do łóżka. Żeby przełamać smak subtelności.

Wybacz te wtręty.

 

Z wyrazami,

Marlow

Podobało mi się i skojarzyło jednocześnie z serialem The Knick (komplement). Przeczytałem na raz, a ostatnio to mi się nie zdarza. Fabuła jest, że ach! i och!. Teraz się czegoś czepię:

 

– Popatrz, wreszcie wyszło słońce. – Głos Fiony, która nagle stanęła tuż za nim i położyła dłoń na ramieniu, wyrwał Edgara z zamyślenia. – Może wybierzemy się dzisiaj na spacer? Co myślisz o ogrodzie botanicznym?

Moim zdaniem, to za mało, żeby odwrócić uwagę Edgara od kanarka. I jeszcze kilka takich wpadek dialogowych jest, bo dialogi – o zgrozo – są najsłabszą częścią tekstu, ale nie wszystkie.

 

A Ty mi powinnaś powiedzieć: – Czep się lepiej swojej baby! ; D

 

Bardzo dobry.

 

Pozdrawiam,

Marlow

Mój mózg zrobił pozycjonowanie na czarny humor po tym zdaniu:

Kucyki miały szklane oczy, nieruchome, rozwiane w pędzie ogony i wystające z brzuchów pręty.

 

Przeczytałem, ale mnie nie chwyciło, choć zarzutów nie mam.

 

Co do ADHD, to się na to nie choruje, tak jak się nie choruje na niebieskie oczy ; D choć, pewna zajadła mniejszość twierdzi, że nie jest to wrodzona kondycja neurologiczna, tylko “wymysł tej zepsutej cywilizacji” itd. Nie będę się rozpędzał ; D

 

Ogólnie to samopozycjonowanie zaburzyło mi odbiór tekstu i ADHD mi zgrzytało z racji spaczeń zawodowych. Jakby usunąć z tego komentarza moja subiektywność, to zostałby całkiem porządny tekst! 

 

Pozdrawiam,

Marlow

Dokładnie to samo pomyślałem ; D przeczytałem “Betelową Rewolucję”, teraz będę musiał kupić pozostałe tomy, żeby wiedzieć, jak się skończy ; D

5 książek, różne różniste, nie ma mnie teraz w domu, więc dokładnie tytułów nie wypiszę ; D

Uczyniłem to samo, co Zalth z paczką z GC ; D ucieszyłem się, dzięki!

Wiem i się cieszę, Naz ; D powyżej tylko moje niewydarzone żarty ; ) Dzięki Marasie!

Wzorowo utrzymała morale w tej drużynie pisarskiej, nawet klęska dobrze smakuje ; D poza tym, zawsze możemy powiedzieć, używając słów piłkarskiego klasyka: "ludzie mnie nienawidzą, bo jestem przystojny, bogaty i świetnie gram w piłkę", tym samym tłumacząc te drobne niepowodzenia, które nas spotkały ; D I jeszcze dodam, że poziom opowiadań był taki, jakby nasi pisarze "nażarli się surowego mięsa" – cytując innego piłkarskiego klasyka ; D "Są tacy trenerzy, za którymi zawodnicy pójdą w ogień i tacy, których zawodnicy do ognia wrzucą. " – Naz się spisała, jako ten pierwszy przypadek ; D Piłka nożna to jednak jest życiowa.

O proszę, “radość pisania”, to jest to ; D 

 

Mi  losowanie zrobiło dzień. Zawsze miło coś wygrać ; ) dzięki wielkie, gratuluję wszystkim raz jeszcze!

 

Pozdrawiam,

Marlow 

Gratuluję szczęśliwym nominatom! Dziękuję za głosy, za komentarze, za czas. Dziękuję Naz  i Fenrirrowi za konkurs. I w ogóle, wszystkim, którzy choćby rzucili okiem na teksty.

 

Przyznam,  że nie przeczytałem od deski do deski wszystkich tekstów i decydowałem o tym, czy czytać dalej po pierwszym akapicie, ale starałem się! I powiem tak, że czasem i “prawdziwymi łzami płakałem”, że nie dość miałem  czasu, żeby to wszystko ogarnąć. Tym głębiej kłaniam się w stronę tych, którzy dali radę. 

 

Z wyrazami,

Marlow

Dziękuję za rozbudowany komentarz. Po takim peanie, mogę tylko obiecać, że następnym razem będzie lepiej! ; D

Muszę przyznać, że ktoś taki, jak papieżyca nie przychodzi mi do głowy codziennie. Trzeba było ją usunąć, żeby pozostali bohaterowie zyskali na wymowie ; ) “Kill your darlings” – kiedy ja nie umiem ; )

 

Dziękuję raz jeszcze, za czas, i za dobre słowo.

 

Z wyrazami,

Marlow

Dzięki, Pietrku. Nie chciałem, żeby była odmienna, ale rzeczywiście, być może te niedopowiedzenia "kaleczą" wszystko. Zasadniczą różnica między tymi światami jest interpretacja, która jest w nich możliwa. U nas taka, tam inna. Półka środkowa mi się podoba. Dziękuję raz jeszcze za Twój czas. Pozdrawiam, Marlow

Dzięki Ci soku, cała zabawa z symboliką, moim zdaniem, właśnie na tym polega, że każdy może przyłożyć swój "aparat poznawczy" i rozgryzać. Moja przyjemność polega na tym, że Tobie czytało się przyjemnie. Pozdrawiam, Marlow

Dziękuję, thagorne, za Twój czas i zauważenie, że to koniec świata, którego nie było ; ) Cóż więcej mogę napisać, niż to, że cieszę się z Twojego komentarza.

 

Pozdrawiam, 

Marlow

Dziękuję za Twój czas, Blue_Ice. Łał, zauważyłaś, że Piotr Słupnik miał być delikatną paralelą dla Takemashiego – dlatego ich splotłem. Starałem się świadomie kontrolować długość zdań, ale możliwe, że tylko mi się wydawało.

Cieszę się, że nie byłaś zawiedziona.

Dziękuję raz jeszcze.

 

Marlow

"Sztuka Gordiana Monde" psychoreaper – 5 pkt.

" Der Fischerkönig" Cobold  – 4 pkt.

“Status ofiary ściśle reglamentowany” NoWhereMan – 3 pkt.

“Teoria sześciu wspomnień” stn – 2 pkt.

"Szósta minuta na językach" Funthesystem – 1 pkt.

“Rdza” innatan – 0,5 pkt.

 

Oświadczam, że pod każdym z powyższych tekstów pozostawiłem komentarz.

Kupiłeś mnie początkiem i już do końca byłem zadowolony. Dla mnie suspensem w tekście byli bohaterowie, i atmosfera zagrożenia, którym kończy się opowiadanie. Napięcie cały czas rośnie, kolejne działania bohatera postępują od mało ryzykownych do ryzykownych. Miejscami kojarzyło mi się z “Dokręcaniem śruby”, Jamesa, szczególnie klimatem. Forma eleganckiego listu pasuje do takich opowieści.

Narrator ma swój język. Fabuła jest w porządku. Opowieść dostarczyła mi tego, co Marlow lubi najbardziej.

 

Bardzo dobry tekst, według mnie jeden z najlepszych w konkursie. 

Dotarłem do Twojego opowiadania. Lekkie pióro. Sprawnie napisany tekst, ale to mi nie pomogło.

 

Dwie subiektywne komentarze:

 Wydaje mi się, że struktura fabularna zgrzyta. Nie załapałem zawiązania akcji, a przez to nie wiedziałem, co musi się wydarzyć – mogłem tylko przeczuwać, że chodzi o wyjście z labiryntu, ale w zawiązaniu akcji nie wiedziałem dlaczego bohaterowie się w nim znaleźli; drugie zawiązanie akcji zdaje się dotyczyć relacji z “obcym” – wówczas climaksem musiałoby być poznanie obcego, czy zabicie go. Na początku tekstu, nikt nie jest postawiony przed żadnym wyborem; nie miałem o kogo dbać. Tymczasem climaxem opowieści jest śmierć Tary, co sprawia, że opowiadanie nie jest o śmierci Kewella, później w rozwiązaniu akcji, epilogu w tym wypadku, pojawia się Green, który wszystko tłumaczy. Nie wiem, coś mi zgrzyta.

Być może to specyfika gatunku, ale bohaterowie walczący na śmierć i życie, monologujący o heroizmie i jednocześnie śpiący “głębokim snem”, głośno się śmiejący ze “stworzeń o świńskich pyskach” i bojący się ich, sprawili, że jeszcze bardziej pogubiłem się w tym, o co chodzi.

 

Z drugiej strony, po prostu nie jestem wielbicielem tzw. “naparzanek”, a część czytelników była zadowolona, więc istnieją spore szanse, że przemawia przeze mnie mój gust, a nie coś obiektywnego. 

 

Na duży plus jest to, że przeczytałem do końca ; D

 

Pozdrawiam,

Marlow

 

Coś takiego mi chodziło po głowie. Cieszę się, że wyłapałeś ten dualizm ; D

Woda daje czadu ; D

Dzięki, mrmarasie, za tak obszerny komentarz. Bardo się z niego cieszę. Myślę, że masz rację, że za dużo na raz, a z drugiej strony, myślę, że tak chciałem – chaos miał narastać i narósł, tyle, że nie na tyle niewprawnie warsztatowo go wprowadzałem, że mógł nie dać, tego, co chciałem dać. Na początku wszystko miało dawać wrażenie, że będzie sensownie, a na końcu miał być chaos; taką miałem koncepcję. Zgadzam się, że nie dość wyraźnie podciągnąłem wszystko pod ową “główną oś fabularną”, może stąd te “nierówności”.

Wprowadzenie do “czynu” Mafaldy stanowiły wydarzenia na placu i atmosfera – przynajmniej w moim zamyśle; może niedostatecznie zarysowałem jej pragnienia, może harlekiny i lustra, to za mało, żeby mieć o niej ogólne wrażenie.

Ostatni rozdział był retrospekcją – myślę teraz, że skorzystałby, gdybym go napisał w narracji pierwszoosobowej; a z drugiej strony, rozpoznałeś.

Starałem się napisać cały rozdział Takemashiego, jako: “dziecięcą wieżę z klocków”, więc się cieszę, że to tak odebrałeś. 

 

Wiem o tych wszystkich przecinkach, ale nic nie poprawiam, żeby każdy mógł zobaczyć, że nie ma interpunkcji, jak trzeba, i odjąć punkty w razie prowadzenia jakichś rankingów w celu rzetelnego głosowania ; D

 

Dzięki raz jeszcze, Tobie i wszystkim, którzy zechcieli komentować.

 

Pozdrawiam,

Marlow

Słodki twórco gramatyki! ; D Ja myślałem, że to jest jak z króli/królów; znaczy, że wolno, jak się chce ; D stosuję pociski półpłaszczowe dyndające u pół płaszcza ; D dobrze reg, że Ty wiesz, jak to wszystko poprawnie napisać, bo inaczej bym miał tutaj masakrę z tymi “półami” i innymi ; D

Damy radę, Finklu ! ; D

Reg, ja miałem takie wrażenie, szczególnie po klęczeniu na grochu, że jesteś zwolenniczką klasycznych metod radzenia sobie z dziećmi ; D Tak jest, przystrajam: przyczepiam bombki do paska, kutasy (hi hi) do połów płaszcza ; D

Przynajmniej poszłaś na drobny kompromis: raz do roku można! ; D Przez resztę roku, jak cobold, po kryjomu.

Finklu, Ty to jednak jesteś liberalna, tyle ubierania może człowiekowi zaszkodzić ; D

Jeszcze mnie bolą kolana od klęczenia na grochu ; D Nie żałuję! ; Duch ubierania rządzi, dopóki reg mnie nie dopadnie ; D

Przeczytałem. Nie wiem, czy ta widowiskowość, to wada czy zaleta. Podobnie, jak Reg, pogubiłem się. Brakuje mi tu jednego POV, który w takiej historii jest wszystkim – czyli kogoś, kto czegoś chce, ale różne wydarzenia przeszkadzają mu to dostać – wtedy cała historia jest o nim. Rozpisz na trzy tomy ; D

Nie wiem, MrBrightside. Zawiązanie akcji jest o Maximie, potem historia dotyczy innych bohaterów, rozpływa się i koniec końców Mounier jest tak samo pobocznym bohaterem, jak wszyscy inni.

Przeczytałem i nie wiem. Pisz jeszcze.

 

Pozdrawiam,

Marlow 

Finklu, właśnie przeczytałem. Ludzie z Wieży z Kości Słoniowej przemówili. Wszystko jasne. Czyli Jego Redaktorska Mość się mylił. Dość intuicyjne, nie jak z “ubieraniem” ; D

 

PS

I tak bym się nie wykłócał z JRM. Duża czy mała litera, sensu nie zmienia. Ale rozumiem, dbałość o szczegóły jest istotna ; D 

“celowo niepotrzebnie absurdalna” – mi pasuje . Jak wyżej, czepiłbym się pięciolatki – z drugiej strony, jeśli percepcja profesora oddaje pięciolatkę, jako kogoś, kto jest absolutnie samodzielny, to nie ma problemu; to samo z kloszardem, kto wie, kto widział tego kloszarda i w czyjej głowie się włóczył. Rzekłbym również, że niewiele tu absurdu, jeśli się bierze na serio tezę “świat to percepcja”. Mniemam, że to wszystko dzieło neuronów, ale nie wiem, czy kloszarda, czy koguta, czy Firmingtona ; D

Dziadek Freud, skoro o neurologach mowa, powiedziałby, że kloszard to projekcja Firmingtona… ; D

Dość mi się podobało – zabrakło mi jasnego i wyraźnego mrugnięcia, czyje neurony stworzyły ten świat ; D Może tam jest, tylko go nie zauważyłem.

Ogólnie jest zadowolony.

 

Pozdrawiam,

Marlow

 

O, ja to zawszę przegapię czas na dyskusje ; D

Naz, nie gniewam się, oczywiście. Pragmatycznie przyznam rację Jego Redaktorskiej Mości, bo ewidentnie władza w tej kwestii należy do niego ; D ja sam, zgadzam się z powszechnym użyciem. Linia obrony przed regułą: …-usłyszała głos(…). “Usłyszała” odnosi się do głosu, jest komentarzem do czynności gębowej, który by nie zaistniał, jeśli by takowej czynności nie było. Czynność gębowa była taka, że ją usłyszała. Decyzję o takich szczegółach pozostawiam gustom tych, którzy się lubują w decydowaniu o takich szczegółach ; D 

Enderku, cieszę się, że się podobało. Jeszcze się taki nie urodził…

Cieszę się ze wszystkich komentarzy, a im bardziej zajadłe, tym lepiej – można więcej wyciągnąć dla siebie ; D

Deirdriu – bardzo się cieszę. Metoda “smaczków” to zawsze ryzyko.

Coboldzie – słuchałem sobie “Cantique des degrès” Pärta, i to była moja inspiracja. Nawet napisałem kawałek ojca-malarza, ale nie pasował mi, właśnie dlatego, że czytelnik miałby za dużo informacji. Noah jest zapowiedziany raz, tak jak Saint-Antone. Chciałem, żeby po tekście nie została refleksja “a więc to tak”, chaos i melancholia. “Kantyczka dla Leibowitza” – teraz wiem, czego nie mogłem sobie przypomnieć ; D dzięki Ci, bardzo się cieszę, że znalazłeś tutaj, czego szukałeś. Dla mnie odlot.

AQQ – tych literówek tu jest więcej niż poprawnych wyrazów ; D “Niedosyt”. Będę pracował nad końcówkami ; D dzięki!

 

Pozdrawiam,

Marlow

 

Hah – Seksmisja jest na topie, jak widzę – druga młodość ; D Reg – sprawa przyziemna; książka cytowana twierdzi ze rodzice zorientowali się, że nie chodzi tylko o noszenie szat kardynała, ale być może nawet o ich zdejmowanie ; D autor jest wybitnie antypapieski, wiec nie wiem, na ile mu można wierzyć ; D ponoć Pius XII zlikwidował stanowisko tego chłopca ; D Z egoistycznych względów jestem przeciwnikiem bomby M ; D

Otóż to, "historia to uzgodniony zestaw kłamstw" – w tym wypadku uzgodniony z oczekiwaniem rynku bądź wyobrażeniem o takim oczekiwaniu ; D

Pamiętam z jakiegoś muzeum, że to przetłumaczono jako "toga", kapa ma inne, bardziej oczywiste znaczenie i tego chcialem uniknąć. Ale myślę, że mogę się z Tobą zgodzić, i po konkursie zmienić na bardziej oczywistą formę. Toga kardynalska – tłumaczę z angielskiego za Giustiniani (1843). Taki obrazek widnieje w tej księdze (drugi od lewej). Capa magna, zamiast "toga" zaczęto używać, kiedy zabrakło chłopców (: D). Purpurowy strój, używany podczas sprawowania funkcji publicznych. Obiecany obrazek: http://www.araldicavaticana.com/cardinali_varia.htm Wspomniany autor mówi o czymś takim, jako o todze kardynalskiej. Wybacz chaos, pisałem z telefonu ; D

Nareszcie, Reg, dopiero teraz poczułem, że wrzuciłem to opowiadania na portal ; D Dzięki Ci za Twój czas i uwagi.

 

capa magna – toga kardynalska; tych strojów jest tyle, że można się pogubić.

Z kobiercem masz całkowitą rację. Z całą resztą również się zupełnie zgadzam. Ej, rzeczywiście nie zauważyłem tego: ubrać się szat! Dotarło do mnie.

A teraz idę klęczeć na grochu z uniesionymi rękami. Poproszę kogoś, żeby mi wertował Poetykę Arystotelesa. Po całym feedbacku, za który jestem wdzięczny wszystkim komentującym, stwierdzam: czas nauczyć się pisania fabuł! ; D Trzy godziny, więc po Poetyce, będę czytał słownik ; D

O BoRZe, nawet tu mnie śledzą ; D Na serio mówiłem – to tak, jakbyś mi kazała pisać “się” prze “e” – daj mi rok, to się oduczę ; D

Mam mak, zmieszam z popiołem i całą noc będę oddzielał błędy od prawdy! ; D

To taka anegdota o Wagnerze: kiedy pisał swoje opery miewał dziwaczne nastroje, na przykład ubierał różowy szlafrok i wiązał sobie kokardy we włosach, pijał wtedy szampana zamiast wody i zajadał się słodyczami. Przyjmował tak gości.

To była ciekawa postać. German w różowym szlafroku. Poszukałbym takich paradoksów w Ludwiku. Nie zdziwiłbym się, gdyby bajkowy król miał jakieś mroczne hobby ; D

No gościu – polaryzacja jak różnice indywidualne, ale dla mnie tekst jest świetny. Ciarki miałem na etapie pisanego kursywą monologu jaźni. Ach, czemu takie tekst zalegają w lamusach.

Wspomnienia o rodzinie są ważne, bo przy zespole Cotarda, mamy do czynienia z urojeniami, a te zawsze zawierają w sobie wspomnienia – czasem pacjenci są przekonani, że umarli na jakąś chorobę, na którą chorowali wcześniej; czytałem tez o przypadku mężczyzny, który twierdził, że to żona go zamordowała (stała obok); pewna kobieta dla odmiany uważała, że jej rodzina nie żyje od dwustu lat; to jest ważne dla prawidłowego obrazu choroby. Pamięć pozostaje nietknięta, pojawiają się urojenia.

W pełnoobjawowym rozwoju choróbska ciało, a właściwie wierzchnie warstwy skóry, zaczynają się na prawdę rozkładać. Przedziwna choroba.

 

Natomiast na co miałem jeszcze nadzieję? Że bohater w końcu utożsami Nadzorcę z samym sobą. Coś mi tak chodziło po głowie, że przydałoby to grozy i psychodeliczności. Wówczas temat zastępstwa dla śmierci, byłby jeszcze bardziej skomplikowany – bo kto zabrania śmierci? Sam Cotard.

Daliego rozpoznałem, kiedy tylko pojawił się słoń – upewniłem się, kiedy padło Salvadore ; D

 

Ten monolog jaźni. Jestem ukontentowany. Skoro już polecamy, to ja też:

kiedyś napisałem shorta w nieco podobnym klimacie: Dawno, dawno II. 

 

Obrona doktoratu to taka sama legenda, w moim znaczeniu, jak każda ; D ludzie bronią doktoratu, a potem dostają depresji, bo się okazuje, że mimo wszystko, nic specjalnego w tym nie ma; sama ta wiara, że w przyszłości jest coś bardzo znaczącego, to sedno legendy, moim zdaniem ; D coś takiego mi towarzyszyło przy pisaniu ; D ja znowu stronię od zbytniego rozumienia – masz rację, kwestie temperamentalne ; D

 

haha – linijką po łapach ; D Właśnie z bojaźnią i drżeniem czekam na reg ; D 

Finklu, teraz jest moda na regionalizmy, a Ty twardo z tym ubieraniem ; D

Ubieranie butów, ubieranie kurtki, ubieranie czapki jest tak zrośnięte ze mną, że nawet tego nie zauważam ; D Ale masz oczywiście rację, to błąd formalny. Nie będę jednak wkładał kurtki, bo u mnie wszyscy ubierają.

 

Spróbuję to wyjaśnić, najkrócej jak umiem, dla Starucha i dla Ciebie – chociaż to gwałt na opowieści:

Odpowiedzi na te pytania są nieistotne dla fabuły – moim zdaniem. Legenda w tym tekście ma znaczenie opowieści, na której spełnienie się czeka. Czekają na koniec świata, Adam czeka na Sain-Antona, Mafalda czeka na swojego męża i prowadzi swoją grę z Battistą, Takemashi czeka na swój domek, Ewa na swój ostatecznie piękny zapach, Prezydent musi zająć się tą większą legendą ale w międzyczasie snuje swoją itd, fanatycy z Palazzo Navona, czekają, aż pójdą do nieba, Saint-Anton czeka, aż dzieło Boga będzie dokończone itd. Dlatego to Siódmy Dzień. Świat zostawiony ludziom, którzy czekają, aż coś się zdarzy, bo świat według nich jest ewidentnie niedokończony ; D

Każdy ma swoją legendę, a obok dzieje się większa, wspólna. Teraz mi zwróciłaś uwagę, że nie zaznaczyłem w tekście, że tak zinterpretowałem konkursowe hasło. Zakończenie jest takie: wysyłają nowych ludzi na nową planetę, tworzą świat od nowa… a tam, legenda! ; D

 

Teraz mam wrażenie, że powinienem to był uszyć grubymi nićmi i by było w porządku ; D

Dzięki Staruchu, ale literówek znalazłeś! 

wyszukany «niezwykły, oryginalny i wykwintny» (słownik, PWN); jak dla mnie wyszukane może być proste ; D 

dzierlatka, racja.

 półgłosem «przyciszonym głosem» (słownik, PWN); “półgłos modlitewnych zaśpiewów” (ten sam słownik)

transparenty oczywiście – literówka

 

Umknęło Ci, że póki sztuczna atmosfera działa, nie ma cyklu dzień/noc; koncepcja stref czasowych jest dla tych ludzi obca ; D Nie mogę wytłumaczyć, bo musiałoby to być opowiadanie do opowiadania, które tłumaczy to pierwsze. Gdyby sens można było zamknąć w jednym zdaniu, to po co pisać całe opowiadanie? Ja nie bardzo lubię takie tekst z tezą, ale rozumiem, że zakończenie nie dostarczyło odpowiedniej satysfakcji, dlatego pojawiają się takie pytania. Trzeba ćwiczyć! ; D

 

Mi zawsze chodzi o to, żeby się podobało – raczej nie bronię jakichś poglądów przez pisanie; to jest dobre, to złe; żyjcie tak, a unikajcie tego; świat schodzi na psy; kiedyś było lepiej; zbrodnia prowadzi do kary; ludzie mnie interesują ze wszystkimi dziwactwami i całą pełnią irracjonalności ; D

 

Kurde, Ewa, zasłuży sobie na kolejne opowiadanie ; D

Dzięki Drakaino. No tak sobie pomyślałem, że byłaby z tego powieść. Mistyka zakończeń, to dla mnie wciąż coś, czego nijak nie łapię, ale się uczę. To chyba jest główny problem tekstu, że nie udało się zbudować znaczącego zakończenia – zwracał na to również uwagę NWM.

Mafalda trochę miała być, jak Quasimodo, tylko odwrócony – tak ją widziałem, kiedy się uczepiła tej liny i ją pociągała, a potem wdrapywała się na kolumnę.

Cieszę się, że papieżyca się podobała. Jeszcze coś o nich wszystkich napiszę w swoim czasie ; D Ja na przykład lubię takie rwane historie, kiedy coś można pokazać z wielu różnych punktów widzenia.

 

Wszystko, co nastąpi jest moją prywatną opinią. Jeśli się ze mną zgodzisz to bardzo dobrze, a jeśli się ze mną nie zgodzisz, to również bardzo dobrze. Podczas czytania używać własnego mózgu, bądź skonsultować się z uznawanymi przez siebie autorytetami, gdyż każda opinia niewłaściwie stosowana zagraża życiu i zdrowiu.

 

Na plusa masz to, że dość dobrze piszesz – w tekście są babole, ale niedużo, więc nie wypisywałem. A to jest ważne. Skupię się na tym, co mi się dało we znaki. 

 

Nie przeczytałem do końca. Nie dałem rady. Owszem, już na początku spodziewałem się prawdziwie Dickensowskiej opowieści (więc zacząłem czytać z entuzjazmem), jednak nawiązania do owego piętna, które toczy życie Gudrun, były zbyt oczywiste – ciskasz piaskiem w czytelnicze oczy, a to utrudnia mi odczuwanie dramatu bohaterki. Skończyłem lekturę z gorzkim posmakiem dydaktyki w ustach.

 

Myślę sobie, że to wszystko przez nagminne tell zamiast show. Nie mów, że Gudrun była izolowana, pokaż mi jej izolację, żebyś nawet nie musiał nazywać tego stanu. Bo w takich opowieściach – moja opinia – chodzi o to, żeby wywołać odpowiednie uczucie. Gdybyś zmienił relację “Gudrun pokaż cycki” w scenę, zamiast redukować to do zdania, zmieniłaby się wymowa tekstu. Podobnie te wstawki narratora o mądrości nauk Chrystusowych – zmień to w scenę, żebyś nie musiał pouczać czytelnika. Nie mów mi, że one są mądre, pokaż mi w praktyce. O chrześcijaństwie można pisać w taki sposób (patrz “Nędznicy” Victora Hugo – szczególnie pierwszy rozdział, jeśli nie masz czasu przeczytać całości; ale jeśli od kogoś można się nauczyć takiej trzecioosobowej narracji, to od niego).

 Pisanie scen bez dialogów, wymaga niezwykłych umiejętności. Narrator wszechwiedzący, to wyzwanie nawet dla mistrzów.

O co mi chodzi:

Nauki chrystusowe i płynąca z nich mądrość dawały kobiecie siłę do życia we wspólnocie przesiąkniętej jadem moralności.

Zbuduj scenę, w której pokażesz Ilsę, która dzięki swej chrześcijańskiej postawie ma taką siłę, przeciwstawiania się tym “jadom moralności”. Powiedzmy, że pomaga jednemu ze swoich prześladowców (powiedzmy członkowi rady parafialnej, komuś, kto może zrobić mnóstwo problemów pastorowi), a potem on, w niedzielę, podczas mszy, wstaje z ławki i pluje jej w twarz, a ona go przeprasza i obiecuje, że więcej nie przyjdzie do świątyni.

Teraz pastor idzie do Ilsy i wyznaje jej swoje uczucia – ma powód, kocha ją i chce jakoś złagodzić jej cierpienie i tym samym obserwujemy pastora, który wyznaje swoje uczucia, a to ma wielkie konsekwencje, bo przeciwstawia się ważnej personie w swojej społeczności.

Takiego narastania konfliktów tutaj brakuje, a przez to tekst jest mdły i wypełniony watą.

 

Niestety parafianie nie podzielali entuzjazmu duchownego wobec kobiety

Zbuduj scenę, w której to pokażesz. Np.:

Ilse pomaga w Kościele, nie wiem, układać kwiaty. Przychodzą inne kobiety, zauważają ją i wychodzą z Kościoła. Zostaje sama z pastorem. Rozmawiają o jakiejś biblijnej historii, kogoś, kto był tak traktowany. Potem Ilse wraca do domu i słyszy, jak dzieci mówią, że puszcza się z pastorem. Karci dziecko za takie zachowanie, co dostrzega matka tego dziecka. Ilse dostaje w twarz. itd.

 

Fajny pomysł na opowiadanie a jakoś zagadany.

 

Pozdrawiam,

Marlow

Zwalnia jeszcze przed połową. Nie jak stara lokomotywa, rupieć, ale jak obładowany złotymi zastawami,  jajkami Fabergé , samowarami i słojami z przednimi konfiturami, ekspres, którym Car mógłby wybrać się do swojej daczy. Nie wiem, czy to robił. Wiem, że ja bym tak robił, gdybym był Carem.

 

Nie będę powtarzał przedpiśców. Chciałem tylko dorzucić łyżkę konfitur do tej imprezy ; D

Zgadzam się z Tarniną. Mój wewnętrzny nastolatek, ma całą gamę odpowiednich inwektyw pod adresem Twojej matki ; D

Bardzo sympatyczny tekst. Miło mnie odświeżył po czytaniu znacznie cięższych opowiadań konkursowych. Wcale nie znaczy, że jest jakoś gorszy – wręcz przeciwnie. 

 

Tutaj masz rozwalony akapit:

(…)i na mój widok zamarli, ale sama Tilda ani mrugnięciem nie zdradziła, że dziwi ją obecność stwora, którego istnienie poddano [-]

w wątpliwość czterdzieści cztery razy. W to, że była to żona sławnego Rynelfa, nie (…)

Napiszę komentarz z innej beczki.

 

Wytrawne, niczym wino z gron rieslingu.

Kusi onirycznym kwasem, zwodzi nutą obłąkanej magii, szczypie zmysły. Słodki, ciężki i nieuchwytny bukiet przywodzi na myśl Wagnera w różowym szlafroku. Gestem miłosierdzia jest zakończyć to bachusowe szaleństwo u brzegu ciemnego jeziora, nasyciwszy się przepychem Neuschwanstein.

 

Przyznam, że potrzebuję odpowiedniego nastroju na takie opowiadania. Dzisiaj taki nastrój miałem. Nie mam zastrzeżeń.

 

Pozdrawiam,

Marlow

No więc przeczytałem. 

Na początku byłem podekscytowany ze względu na język, potem mi przeszło ze względu na zagmatwanie, następnie zaś kontynuowałem ze względu na krakowskiego Fallouta – opisy plakatów. To jest to! ; D

Nie było dla mnie czytelne, że oni mają takie problemy z liczbami pierwszymi. Relacje między bohaterami również wydały mi się nadmiernie dziwaczne i jakby zbyteczne. Bohater mógłby spokojnie udać się sam do kompleksu. Wiem, wiem – wtedy nie byłoby klimatu, a ten klimat to moc powiadania.

 

Poza tym, ostatecznie jestem w ¾ zadowolony ; D

 

Pozdrawiam,

Marlow

Ta dydaktyka powstała, jako produkt uboczny owego “Czarnego Pana” – gdyby to było “Czarne Słońce” i mamusia przestrzegałaby przed takim zabobonnym “Czarnym Słońcem”, zniknęłaby ta dosłowność. Tak mi się wydaje.

 

Kuriozum, ale nawet dla wielbiciela kuriozów, było za długie. Gdyby tekst miał więcej takich cudnych trójc, jak ta:

czasem na „Całej Prawdzie”, czasem na „Prawda tylko u nas”, a czasem na „Bez fałszu”

byłbym go czytał bez trudu. 

 

Jakie organiczne społeczeństwo przedstawiłeś – ta część tekstu mi się podobała; pełna harmonia, każdy ma zadanie do wykonania, dostosowane do swoich możliwości ; D tylko, że to nie jest świat wolności – pokazują to procedury rekrutacyjne; to jest świat niesamowitego terroru i myślę sobie, że przedstawiłeś słuszną intuicję, co się z nami stanie w takim świecie – rozmnożą się perwersje, a więc sprzeciw “Niewolnika” wobec “Pana” ; D taką opaczną interpretację proponuję ; D

 

Waneska, ja ci postawię diagnozę. Ty masz Zespół Zespół Münchhausena – ale jeszcze nie stałaś się legendą. Jedna starożytna pani, wykończyła siódemkę dzieci (swoich!) i to nie w piwniczce, ale w szpitalu pod czujnym okiem lekarzyków ! (sic!)

 

Pozdrawiam,

Marlow

Przeczytałem część. Nie podeszło mi, ale to nie zarzut. O ile się orientuję, jest to całkiem sprawnie napisane opowiadanie. Po prostu nie moja tematyka – zakończyłem na scenie, w której bohater stwierdził, że Joanna to jedyna osoba, z którą do tej pory czuł się związany i dodał do tego autodiagnozę.

 

Natomiast technicznie przeszkadzały mi drobne niezręczności – moja opinia:

Ja sobie tutaj tak popiszę, co mi chodzi po głowie, a jak przyznasz mi rację, to dobrze, a jak nie przyznasz, to się z Tobą zgadzam. W każdym razie, to nie jest atak; a nóż widelec coś sobie wyciągniesz z tych moich analyz:

 

barwne szkło rozbryznęło się po posadzce – nie błąd, ale jakoś mi zgrzyta; pewnie dlatego, że to nie szkło rozbryznęło się po posadzce, tylko odłamki szkła: barwne odłamki rozbitej rozety rozpierzchły się po wytartej podeszwami posadzce świątyni.

 

W pierwszych akapitach opisy opierają się na “Z”:

Z oczu sterczały fragmenty szklanych szpilek, które wbiły się w miękką masę, mimo że głowa dziewczynki była prawie metr oddalona od miejsca, gdzie upadła rozeta. (…)

Z twarzy wystawał odłamek podobny do sopla.

 

Wszystko w jednym akapicie. Ten akapit sprawia, że narrator opowiadania znika z mojej wyobraźni i w końcu nie mam o kogo dbać, tzw. head-hopping (takich przeskoków jest więcej w tekście); wycinki form:

zatrzymał się

Zastygliśmy w napięciu

dotknęła powłoką jego dłoni

Pamiętam ulgę, jaką poczułem

I ostatnie, co mi się rzuciło w oczy, to takie dziwactwa – moja opinia – w didaskaliach:

Ale się myliłem – stwierdziłem, żeby lekko zmienić temat.

– W coś trzeba przecież wierzyć! – wybuchnęła z desperacją

szybko uciekła – można wolno? ; D

– Tu mieszkała nasza dyrektorka – powiedziała Asia, rozglądając się ciekawie. – czyli, że jak?; jeśli podczas rozglądania miała szeroko otwarte oczy, to lepiej opisać ten konkret.

 

Zaimkoza (wiem, tego trudno uniknąć):

– Kochaj się ze mną – powiedziała i odwróciła się do mnie.

Zaniemówiłem. A ona chwyciła mnie.

Tak sobie myślę teraz, że gdyby mnie te drobne usterki, to byłbym doczytał do końca. Tych drobnych usterek się prawie nigdy nie uniknie – no, chyba, że się jest Hemingwayem, Faulknerem, albo Atwood – więc poczepiałem się trochę, a Ty nie miej mi za złe ; D

 

Pozdrawiam,

Marlow

Dzięki, Katiu, za czytanie, klikanie, czas. Bardzo się cieszę, że się dobrze czytało, bo mi w zasadzie o to najbardziej chodzi ; D

Jest jeszcze jedno rozwiązanie – możesz wybrać narrację trzecioosobową. Wówczas jako narrator, możesz nadać bohaterowi/bohaterce imię obupłciowe i zastosować czas teraźniejszy:

Bob jest, Bob idzie, Bob czyta, Bob zakochuje się… – to by była sprytna ucieczka.

Przy zaimkach, na przykład podczas terapii, stosuje się taką formę, jaka odpowiada danej osobie. Ciekawy temat – w naszej kulturze najczęściej mamy do czynienia z polaryzacją: ciało męskie, ale identyfikuje się jako kobieta, ciało żeńskie, ale identyfikuje siebie jako mężczyzna. Natomiast trudno spotkać osoby, które akceptują całość – jestem i mężczyzną i kobietą. W indiach istnieje np. instytucja trzeciej płci. Hidźra – wikipedia podaje, że używają form żeńskich.

Jeszcze jedno rozwiązanie mi przyszło do głowy – nic nie stoi na przeszkodzie, że pisać raz tak, raz tak – tylko upewnij się, że wszystko jest czytelne: czy wiadomo, kto mówi? Przeczytałbym coś takiego! ; D Wtedy musiałabyś postawić na bardzo świadome używanie zaimków. Musiałyby mieć znaczenie w całości tekstu a zmiana jakoś usprawiedliwiona.

Powodzenia,

Marlow

Dzięki Anet, cieszę się, że Ci się podoba!

Dostawiłem przecinki, a resztę poprawię po wszystkim, żeby zachować zasady konkursu.

Dobra, to teraz coś klasycznego.

 

“Tego ranka, gdy zostałem zaakceptowany, tłumaczyłem akurat pilnie na marsjański swoje Madrygały macabre. Usłyszawszy krótki brzęczyk interkomu, jednym ruchem rzuciłem ołówek i przesunąłem wyłącznik.

– Panie G. (…) staruszek mówi, że “mam natychmiast złapać tego przeklętego, zarozumiałego wierszokletę” i przysłać go do jego kabiny. Ponieważ jest tu tylko jeden przeklęty, zarozumiały wierszokleta…”

 

Podpowiedź: Fe, vanitas.

O nie, to jest “Siedem minut po północy” Patricka Nessa” ; D

Dzięki za Twój czas i klika! 

Nie wiem, Człowieku Znikąd. Myślę, że mojej osobowości bardzo odpowiada, jeśli zostało w Tobie pytanie: po co? Ja do tej pory nie rozumiem o co chodziło w Zimnej Wojnie, poza tym, że coś takiego miało miejsce. Ogólnie, to nie chciałbym, tworzyć wrażenia, że ktoś miałby coś zapamiętać.

Zupełnie się zgadzam, że to historia dla historii – ja nie posiadam jakichś ważkich odpowiedzi na zasadnicze pytania, dlatego staram się ich nie oferować. Coś w tym guście. Zabiłeś mi ćwieka ; D Wiem o co Ci chodzi i to jest moja porażka warsztatowa, że zakończyłeś czytanie bez odpowiedniego usatysfakcjonowania. Wciąż ćwiczę! ; D

Przeczytałem i dałem się porwać politycznej intrydze – jestem miłośnikiem “House of Cards”. Jak dla mnie bohaterowie stracili kosztem tła za dużo i z tego względu, gdyby nie przerywniki z treściami internetowymi byłbym znudzony, ale nie byłem. Jest w tej dziennikarsko-Internetowej części tekstu kilka niezręczności w bardzo Twoim stylu – moja opinia, np.:

 

“Rektor to oszust, który dostał posadę za polityczne znajomości i możliwości dzisiejszych SI”. “Rektor zdobył stanowisko dzięki sztucznej inteligencji!” – pokaż brukowcowy pazur! ; D

„Dziś hańba, jutro znów wojna!” – takie hasła lepiej się skanduje ; D

 

A co do Lema i jego starożytnej golarki, to tekst się broni, bo historia dziennikarki wymagała podkręcenia. Takie jest moje zdanie.

 

Pozdrawiam,

Marlow

– To wysokiej klasy specjalista z dziedziny bondage, discipline, dominance and submision. – wyrecytował profesor Mniód akcentując angielskie słowa na brytyjską modłę. – W skrócie: be – de – es – em.

– Specjalista od perwersji?

– Specjalista od czerpania przyjemności z cierpienia.

 

Ja bym to tak zrobił. Przyznam, że zabiłeś mi ćwieka. Jeśli chodzi o poprawną formę, to sam nie wiem. 

 

Edit

W publikacjach z dziedziny psychologii używa się zamiennie terminu sadomasochizm. Niegdzie nie widziałem odmiany samego “BDSM”.

Zależy od zasobu wiadomości bohatera – jeśli mówi to ktoś pokroju profesora Miodka, to prawdopodobnie nie użyłby tego słowa wcale, jeśli znawca pornografii, to może wymyśliłby własny skrót. Jeśli w dialogach, to może być odpowiednio do bohatera, a w didaskaliach wyjaśnisz, jak doszło do powstania takiej formy. To i tak język własny postaci, więc masz dowolność.

Wedle mojej najlepszej wiedzy (nie znaczy, że obiektywnie najlepszej):

Podejdę do tego od strony psychologii, a pozostawię lingwistykę na boku:

Intuitio, to po łacinie, coś, co dzisiaj w psychologii niektórzy nazywają “wglądem” – nie tyle świadomym procesem kognitywnym, co jakąś reakcją powstałą w wyniku kojarzenia ze sobą informacji w drodze losowej lub nie – to kwestia sporna. Niektórzy sądzą, że treść marzeń sennych obrazuje w jakiś sposób działanie intuicji, czy wglądu.

 

Co na to średniowiecze? Alchemicy wiązali ten wyraz z czymś w rodzaju podszeptu prywatnego daimoniona, anioła stróża itd. Myślę, że to podstawowa różnica w interpretacji średniowiecze/dzisiaj – tam ten wgląd był efektem jako żywo podszeptu, dzisiaj jest to po prostu jakiś proces, który się dzieje w naszej głowie, bez naszej wiedzy. Trzeba by głęboko wejść w psychologię, żeby to ładnie pokazać – w średniowieczu, sądzę, byłoby to coś z zewnątrz, dzisiaj coś z wewnątrz.

W średniowieczu słabo znano Platona – ta interpretacja z wewnętrzną, wrodzoną wiedzą, to właśnie jego koncepcja anamnezy; ujawnianie się tej wiedzy, można nazwać właśnie intuicją w takiej koncepcji. Dzisiaj intuicję się interpretuje bardziej po platońsku. Myślę, że poza New Age nie spotkasz naukowca, który badałby intuicję, jako wgląd, który przychodzi z zewnątrz. Dzisiaj wszystko jest w nas, dawniej pewne rzeczy mogły być gdzieś dookoła nas.

Pewnie, że funkcjonowało, po prostu nie miało tego znaczenia, które ma dzisiaj.

To nie zarzut, takie drobne zgrzyty, które mi się rzuciły na mózg podczas lektury ; D

Dorzucam swój kamyczek do tej góry Horb komentarzy ; D

 

Przeczytałem, trochę zafrasowany, a trochę podekscytowany, ale zakończenie mnie rozczarowało. Zabrakło mi czegoś, co byłoby kontrastem (bez tego kontrastu przesłanie jest przyciężkie – dla mnie): koniec świata w biblijnym stylu, nagle pojawia się jakiś prorok, który mówi, że widział Boga, a ludzie pytają:

– I jaki on jest, jaki jest!?

A prorok-bogaty-emeryt mówi:

– Jest czarna!

; D

 

Pozdrawiam,

Marlow

Tekst całkiem całkiem, ale raczej w formie reportażu niż historii. Pierwsza część stylizowana ma kilka słów, które zaburzają tę stylizację: “respekt”, “intuicja” itd., można bez problemu wystylizować na “poważanie”, “przeczucie”.

Szkoda, że nie ma spójnej fabuły – łączności pomiędzy zawiązaniem akcji i klimaksem, bo przydałaby tekstowi lotności. Rozdźwięk między tymi częściami historii bierze się właśnie z tego, że zawiązanie akcji dotyczy zostania zielarką, a klimaks jest z innej bajki. Innymi słowy motyw “jak na haju wynalazłam telewizor” powinien pojawić się znacznie wcześniej, już w zawiązaniu akcji, np. jako przypadkowa konstrukcja czarownicy, która potem usiłuje to zrozumieć, co udaje jej się dopiero w klimaksie.

 

Tyle mojego mądrowania.

 

Pozdrawiam,

Marlow

Dzięki, Rossa.

 

Melancholia to jest to – sam się zastanawiałem i myślę, że ten tekst jest o melancholii. Różne ważne rzeczy się dzieją na świecie, a przecież każdy ma swoje ważne rzeczy – tu orchidea, tam makaron z sosem.

Cieszę się, że przeczytałaś, że się podobało. Jest taki rodzaj przyjemnej melancholii, którą Takemashi nazwałby aware. 

Dzięki wielkie.

 

Pozdrawiam,

Marlow

Nowa Fantastyka