Profil użytkownika

Dlaczego teraz? Życie jest zbyt krótkie na niechlujne researche.

 

Uwaga – nie betuję tekstów. Raz, że w dobie automatycznej korekty i megawyszukiwarek wszystko PRZED zamieszczeniem utworu na portalu jest do zrobienia samodzielnie i nie wymaga angażowania niczyjej postronnej, wielkiej pracy. Dwa, że poza projektami czysto merkantylnymi i naukowymi (oraz współautorstwem w literaturze pięknej i muzyce), nie uznaję pracy zbiorowej w królestwie Muz.


komentarze: 949, w dziale opowiadań: 765, opowiadania: 269

Ostatnie sto komentarzy

Bardzo Wam dziękuję:)

OK, Chrościsko ma rację – to rzeczywiście moje opowiadanie jest we wrześniowym numerze NF.

Korzystając z okazji – chcę bardzo gorąco podziękować Redaktorowi MC. Fachowiec pierwszej klasy! To głównie dzięki Jego cierpliwości, uwagom i pracy, mogłem w ogóle zadebiutować w NF.

Dziękuję, Redaktorze!

Paweł

Co do seksu w sytuacjach krytycznych: Poczytajcie sobie wspomnienia, te niecenzurowane, np Powstańców Warszawskich: Jak oni wtedy kurczowo łapali się życia, z jaką intensywnością.

 

Nie wiem jak to jest z gwałceniem, ale wiem z doświadczenia, że kiedy razu pewnego rzeczywiście walczyłem o życie, nawet ciężki uraz stał mi się się dla późniejszych tzw. traum pourazowych mało ważny. Po fakcie cieszyłem się, że przeżyłem, a ból i takie tam…. no cóż – dobrze że się na tym tylko skończyło.

Może to podobnie zadziałało w opku?

 

 

 

 

Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono. To jedno. Nawet cierpienia są względne – to drugie. Miłość rodzicielska jest bezwarunkowa – to trzecie. (p.s. Przećwiczone osobiście. Potwierdzam prawdziwość wszystkich trzech owych banalnych truizmów, opisanych także w tekście;)

 

Wydaje mi się, Drakaino, że w tym przypadku uwiodło wielu nie tyle JAK owo opowiadanie niesie, ale raczej to, CO ono niesie. A niesie sporo.pozdr.

 

Teraz ja ostrzegam:

 

Obawiam się, że w tym przypadku żaden Twój coup de grace nie trafi w miękkie ;)

 

Yyyyyy…. odpadłem. Ja bym nie próbował z tym pomysłem nawet w vanity… Poważnie poważnie.

 

To mi się najbardziej spodobało (jeszcze więcej tego fioletowego proszę!;):

“Komunikował się za pomocą czułków na głowie, obijając nimi o pancerz głowy nadawał słowa w języku morsa.”

Jako mors (zimowe kąpiele w Bałtyku od czasu do czasu) – zdecydowanie popieram, nawet nie posiadając pancerza głowy i czułków.

Pozdr.

Bezwzględnie biblioteka i Piórko! Doskonałe. Pełne. Absolutnie satysfakcjonujące! Pozdr.

Znaczy tak: siedzieli w cylindrach w restauracji? I do tego eleganckiej???!

A potem jeszcze drapali się po głowach, nadal w tych cylindrach siedząc???

Hmmm…

 

 

No to tak: po pierwsze – klik się należy jak kotu waleriana ;)

Po drugie – jesteś jedną z milionów – ofiarą mitu mundurowego, ale nie przejmuj sie, bo wszyscy prawie są. Otóż czarne mundury, te od Hugo Bossa Gestapo, nawet wyżsi oficerowie tej tajnej policji, nosiło WYŁĄCZNIE do wybuchu II wś – a i to TYLKO jako galowe. Mundury polowe, używane na co dzień były zielonkawe (feldgrau), odpowiadające mundurom Wehrmachtu, a jedyna większa różnica, poza konkretnymi odznakami służby, dotyczyła oznakowania – tzw. gapy, która na mundurach Gestapo była nie nad piersią, a na rękawie.

Ten błąd chyba świadomie (większa groza czerni) powielany jest od czasów Stawki wiekszej niż zycie i podobnego jesli chodzi o prawdę historyczną serialu rodem z ZSRR, z dzielnym Stirlitzem, gdzie oficerowie SD i Gestapo noszą aż po rok 1945 na co dzień właśnie czarne galowe mundury, o wzorze wycofanym już bodajże w roku 1939.

W pamięci tzw. masowego widza ta czerń rzecz jasna dominuje, ale to nie jest prawda.

Czarne mundury podobne do gestapowskich nosili za to aż po rok 1945 hitlerowscy dyplomaci – to był ich uniform służbowy.

Druga sprawa: Na Ślężę wchodzi się około godziny i kwadransa – góra!, a schodzi około 45 minut. Lekkim spacerowym tempem, w towarzystwie słabszej nawet sporo kobiety. Byłem, wiem.;)

Pozdr.

 

ja mam wszystkie pomysły w głowie. I niektóre też czekają;). Ale jeśi mogę podpowiedzieć: Kiedy niesie fala, nie warto się skupiać i zatrzymywać na drobiazgach, ino trza iść na całego do przodu jak armia pancerna, za sobą zostawiając oblężone punkty umocnione przeciwnika. Dopiero gdy dany kęs weny się wypali, warto wrócić do miejsc niedopracowanych i je docyzelować. Z doświadczenia wiem, że to działa:).

Usiłowałem się zaśmiać, choćby zmusić, ale nie wyszło. Nieśmieszne…:/

.

Pomysł obrabiam w głowie zazwyczaj sporo czasu, choć zdarza się błysk, jak w przypadku sów i skowronków. A potem siadam i piszę, zazwyczaj kilka godzin jeden tekst. Nawet najdłuższy. A następnie zaczynają się całe dni poprawek i doredagowywania. I jeszcze jedno: Najważniejsze opko moje pisałem kilka dni, ale research do niego robiłem przez ponad trzy miesiące, codziennie przez kilka godzin. Ale zgadza się w nim WSZYSTKO, co nie jest fantastyką. Co do nazwiska, miejsca, daty itd. A nawet kwadry Księżyca konkretnej nocy sto lat temu…​

Corinnie, rzecz w konsekwencji. U Ciebie oba schematy i dwa zbiory zasad są dość niekonsekwentne, bo wymieszane dość przypadkowo. Jak to mówią: Albo-albo . Inaczej wkrada się chaos, co obniża jakość urworu Ale to tylko moje zdanie, laika. Pozdr.:)

Pudło. Szymborska często używała rymów niepełnych, ale w POEZJI;). Wtedy są dopuszczalne. A my tu przecież mówimy o zabawie w rymowanki;). No to jak rymowanki, to bądźmy przynajmniej w tym konsekwentni ;).

Sen miał iście proroczy/gdy tylko zamknął swe ​oczy. Wyjrzał na dwór przez okno/ by rzecz wykrzyczeć istotną. Przyjrzał z obawą się ścianie/czy nagle się nie załamie. O, to są regularne pełne, poprawne rymy. Pozdr.

Doskonałe. Klimat z Cyberiady jako żywy!:). Gdyby to byli Cyberflejowie, wziąć by można za zaginione opko z owego cyklu Mistrza Lema. Gratki:)

Ubogą/ochotą, dłonie/mocniej, miło/powidło, najlepiej/dla siebie, toffi/zapomni, ​mogiły/winy, drzewo/siekierą, winy/zabiły, /blada/za dnia, szeroki/kretyn, wody/bombony. Nijak to się u Ciebie nie rymuje, a skoro stosujesz w innych zwrotkach w miarę konsekwentnie układ a/b/a/b, to oznacza, że połowa Twego, z założenia rymowanego wiersza to w istocie nie jest rymowany wiersz.przykro mi :/. Pozdr.

 

Rany Boskie, apage! I raczej nie funtastyka;), ino całkiem inny konkurs, jeśli kolejna edycja będzie.

 

stanowczo oświadczam, że od trzech tygodni pochłaniają mnie zupełnie inne rodzaje aktywności. I w Funie udziału nie biorę, bo między 5 a 8 pływam, potem śpię, potem jem prsut i piję wino, potem znów pływam, potem piję wino pod mule, potem znów pływam, potem łowię ryby, potem pływam, potem , tak kole północy, śpiewam wesołe chorwackie pieśni po polsku, potem piję wino (na rybach) i przed snem znów pływam, po nocy po zatoce, wpław. Często gęsto w towarzystwie dziecięcia (nie dotyczy picia wina). wrócę, to coś wrzucę ;D. pozdr.

Gdybyś np zmieniła w 1860 r całe posiadane złoto na aluminium (będąc bogatą młódką) licząc na profity na starość, pod koniec życia wpadłabyś w nędzę, pośród swego aluminium… Sporo ludzi gra kapitałem WYŁĄCZNIE obracając czterema kruszcami (złoto/ srebro, platyna/pallad). Np gdy srebro warte jest 1/80 ceny złota, sprzedają posiadane Au i kupują Ag. A gdy Ag do Au zmienia relację ceny na 1/35 robią odwrotnie i w efekcie– cały czas "siedząc na kruszcu", więc spekulując bezpiecznie, w efekcie tych dwóch transakcji mają 2x tyle złota, co na początku… Więc tę "przewrotność" metali odczytuj wyłącznie w kontekście ludzkich na nie reakcji;)

Historia metali jest przewrotna. W pierwszej połowie XIX w. carowie Rosji wypuszczali np ruble zamiadt ze srebra, to z platyny, która wtedy była znacznie od srebra tańsza. Obecnie zaś platyna nie dość, że jest sporo tańsza od złota, to i bywa że od palladu, kóry kiedyś też był w cenie srebra…

Znaczy tak: Jak Autor nie odrobi lekcji, czyli ZAWCZASU nie ułoży logicznie świata, który opisuje, a zwłaszcza nie dopilnuje również zawczasu GRUNTOWNEGO researchu, to jego dzieło zwyczajnie kupy się nie trzyma, bo i nie ma prawa. Stąd najlepsi pisarze zawsze mówią, pytani o proporcje, że research zabiera im z reguły WIĘCEJ czasu niż samo pisanie. Pozdr.

Mytrixie, kraj w którym nie stacjonuje własna armia, jest krajem, w którym ZAWSZE w końcu stacjonuje armia cudza. 1 sierpnia to jedna z dat, która o tej starej zasadzie przypomina: że zbytni pacyfizm służy zazwyczaj ludziom bynajmniej pacyfistycznie nie nastrojonym;). Przed IIwś KAŻDY młody człowie wynosił z domu i szkoły, tudzież z harcerstwa i organizacji podobnych umiejętność strzelania z broni palnej, do której posiadania miał prawo KAŻDY niekarany dorosły obywatel, jako wolny człowiek w wolnym kraju. To w krajach rozbójniczych i traktujących swych mieszkańców jako niewolników do dowolnego okradania posiadanie broni przez obdzieranych jest niemożliwe lub skrajnie utrudnione. Pozdr.

 

Na strzel­bę nie, bo strzel­ba to po­tocz­na nazwa my­śliw­skiej broni śru­to­wej albo na bre­ne­ki (czyli tzw dwu­rur­ki;). A z niej pre­cy­zyj­nie się nie po­strze­la, bo nie­gwin­to­wa­na lufa. Ale zmie­nić mo­żesz np. na "stary spor­to­wy ka­ra­bi­nek". Czyli po­pu­lar­ny nie­gdyś kbks. Były takie pra­wie na każ­dej strzel­ni­cy, a nawet w szko­łach śred­nich. Nabój ka­li­bru '22, mięk­ki oło­wia­ny po­cisk, amu­ni­cja do­stęp­na i tania jak barszcz, huk nie­zbyt do­no­śny (taki gło­śniej­szy trzask wła­śnie), sam z ta­kie­go strze­la­łem: broń pre­cy­zyj­na i cho­ler­nie nie­bez­piecz­na, bo mięk­ki po­cisk grzyb­ku­je w ciele i rana wy­lo­to­wa jest wiel­ko­ści ta­le­rza od zupy. Do opka nada się jak zna­lazł. Pozdr.

Ale ta wypasiona miała taki odrzut, że by dziewczę wywróciło… Tak że ten… No nie pasi wiatrówka i co gorsza – narusza dobre opowiadanie… Pozdr.

Z wiatrówki rekreacyjnej na dystansie 25 m nijak nie zabijesz. Chyba że to będze wiatrówka z wojen napoleońskich, włoskiego konstruktora broni, nazwiskom przepomniał, to wtedy nawet na 50 m tak (kaliber kuli jak w muszkiecie). A serce? Jak myślisz, dlaczego w wielu krajach nóż o długości ostrza pow. 10 cm uważany jest za broń?;)

Dobre, ob­ra­zo­we, z wy­obraź­nią! Jedno mi prze­szka­dza:owa wia­trów­ka. Skoro strze­la­ła se­ryj­nie, była to no­wo­cze­sna wia­trów­ka ła­do­wa­na wkła­dem CO2 albo któ­ryś z mo­de­li ła­do­wa­nych sprę­żo­nym po­wie­trzem, a więc w Pol­sce do­stęp­nych bez ze­zwo­le­nia przy li­mi­cie ener­gii wyj­ścio­wej 17 J. A to ozna­cza, że nawet nie­wiel­ka łącz­ka mię­dzy strzel­cem a tar­czą (np na osi 25-30 m po­wo­du­je, iż taka śru­ci­na prze­bi­je ubra­nie, utkwi do 2-5 cm pod skórą ofia­ry, ew w naj­gor­szym przy­pad­ku wy­bi­je oko, ale NA PEWNO nie za­bi­je.O, gdyby Twoi bo­ha­te­ro­wie strze­la­li dla za­ba­wy z czar­no­pro­chow­ca (też bez zzwo­le­nia do­stęp­na, ale już BROŃ a nie za­baw­ka, i uczu­cia nar­ra­to­ra by­ły­by bar­dziej wia­ry­god­ne, i su­spens peł­niej­szy. A tak, dla ludzi choć odro­bi­nę oby­tych z tym, co strze­la, tro­chę ta wia­trów­ka wy­glą­da na tle krzy­ża ab­sur­dal­nie:). Pozdr.

Asylum, czego dowodzi fakt, że Saturn V był dziełem Wernera von Brauna, , twórcy V2 setkami zabijającej Londyńczyków, a jego pierwsza koncepcyjna, nieco mniejsza wersja nazywała się V4 i miała służyć do przeniesienia niemieckiej hitlerowskiej tworzonej w roku 1945 bomby atomowej do Nowego Jorku. I onże Werner von Braun zamiast zawisnąć po IIwś zazbrodnie wojenne (bo nadzorował fabryki v2 budowane i obsługiwane pod ziemią przez mrących jak muchy więźniów obozów koncentracyjnych, został natychmiadt przechwycony i sowicie opłacony przez Amerykanów. A jego ludzie – w tym samym celu przez Rosjan. Pozdr.

 

Brawo! K…a! To było TO! Dobry i pomysł, i wykon, i rozłożenie akcentów. To mówisz, że trzeba by jeszcze butem? Dobrze że Chruszczow w ONZ w NY nie rzucał przy tym k…ami ;D. Klik!

Niezłe. Co prawda, sam motyw jedynego ocalałego multiplikowany tysiące razy nie jest czymś szczególnym, podobnie jak hedonistyczne początki owej samotności (patrz chocby “Wielkie solo Antona L. ”, ale zakończenie – mniam :)

I tylko dlatego do zapamiętania.

Ha! Dziękuję, Katiu:). No to specjalnie dla Ciebie nieco ubogaciłem scenę Balu. Wrzucając tam mimochodem jedno takie słynne kulturowo skojarzenie, współgrające z krótkim fragmencikiem (o Ani) ciut wcześniej. Ciekawe, czy zgadniesz gdzie są, i do czego nawiązują? :D

Tsole, ależ oczywiście że u obserwatorów, zwyczajnych ludzi, uczucia były czyste. Też czytałem Mailera i Lema. Ale intelektualiści i literaci po to właśnie władzy potrzebni są. Jako ornamentatorzy. W swoim czasie taki np Gorki opiewał inżynierów dusz , czyli kadrę czekistowską budowy Biełomorkanału. A Hemingway – kierowane przez czekistów Brygady Międzynarodowe w Hiszpanii, pełne przecież, poza tym, żarliwie szlachetnych ludzi. Którzy jednak szybko stracili złudzenia. Jak mądry Orwell np. Późne felietony Lema też są jednoznaczne, gdy i on ze złudzeniami młodości się rozstał…

Tsole, tam nie było NIC szlachetnego. Prosty wyścig – kto kogo wykończy pierwszy, zamaskowany szczytnym pr-em, żeby się podatnik nie wkurzył zbyt szybko. Podobnie jak zarówno w programie sojuzów, woschodów, salutów, jak i promów, gdzie przeważająca liczba misji była CZYSTO wojskowa, w tym spora część utajniona, a reszta… Reszta, hmmm…Miała poza wojskowymi niekiedy nieliczne elementy cywilne.

 

Dobre, ale… Rosjanie odstali w tym wyścigu jeszcze za Chruszczowa – pierwsze rakiety strategiczne na paliwo stałe opracowali dopiero pod koniec lat 70.20 lat po USA. Sojuzy nie wzięły się znikąd– to zarzucony projekt rakiet strategicznych z pięciotonową głowicą termojądrową. Po kilku latach Rosjanie znacząco zmniejszyli głowicę, a rakieta została. Więc wykorzystano ją dla sojuzów i dostawczych progressów. A przede wszystkim dla ponad tysiąca pięciuset szpiegowskich Kosmosów. To po to, by to wyrównać, był przede wszystkim potrzebny Ameryce prom kosmiczny. Amerykanom Księżyc nie był potrzebny li tylko dla prestiżu. Chodziło o przewagę strategiczną. Ten kontroluje Ziemię, kto kontroluje Księżyc, ten kontroluje Księżyc, kto kontroluje punkt między tymi dwoma ciałami niebieskimi. Pod koniec lat 60. Amerykanie wciąż bali się sowieckich baz z rakietami – nosicielami jądrowymi na Lunie. Amerykanie przeszacowali najpierw możliwości ekonomiczne i technologiczne zsrr (dlatego zakończono wyprawy na Księżyc – natycmiast po fiasku sowieckiego programu, po katastrofach prototypu nowej rakiety nośnej), a zsrr dał się potem Reaganowi wciągnąć w potrójną pułapkę (prawa człowieka, zwałka cen ropy, bluff z gwiezdnymi wojnami i padł ekonomicznie. Słowem – żadna tam Nauka, przede wszystkim Zbrojenia . Kosmiczne. Nieprzypadkowo dpiero teraz dopiero Ameryka znów planuje powrót na Księżyc. Bo dopiero teraz znów musi bronić supremacji militarnej. Tym razem przed Chinami, które zapowiedziały i realizują czysto militarny program kosmiczny, mający za finał właśnie przyszłe załogowe bazy militarne na Księżycu. Ten, kto pierwszy umieści tam rakiety, tym samym nie dopuści, jeśli tylko zechce, nawet do samego lądowania na Lunie innych. To gra do pierwszego gola. Dlatego Kennedy tak się na początku lat 60. z tym Księżycem tak spieszył. Czysta geopolityka i przygotowania do dużej wojny…

I jeszcze jedno: Gdyby Sojuzy były złe, nie latałyby jako kosmiczne taksówki już od 50 lat. A wynoszące je rakiety Korolowa, stale modyfikowane, od lat 60! I nieskopiowaliby ich Chińczycy do swojego progamu. A Amerykanie nie dostarczaliby nimi swoich ładunków przez dekadę na MSK. ;). Do czego innego po prostu z założenia służą niż Saturny czy promy. Nawiasem mówiąc – dziś wyprodukowanie choćby identycznego Saturna V jak w roku 1969 jest dla USA technologicznie niemożliwe– nie mają takiej bazy produkcyjnej jak wtedy. Musieliby ją do takieo projektu budować od nowa. Podobnie jak Rosjanie bazę dla produkcji swoich Buranów. Na co ich nie stać już w ogóle.

I lekko podkróciłem w kilku miejscach, ale niewiele… Bogacze za x-set lat będą w większości równie puści jak obecnie przecież :). A pure-nonsensowe zbicie w jedno Campanelli i jego utopii socjalnej z enklawą rozpasanego kapitału wydało mi się tego ze wszech miar warte ;)

Ano, natchnienie znów poniosło… (znowu “dziś pomysł, dziś tekst”) ;)

Zaraz ponanoszę, a wkrótce chyba podetnę niektóre fragmenty… Chociaż te opisy z absolutną premedytacją takie właśnie zrobiłem… Jak w słynnym dowcipie o młodej lady grającej na fortepianie pod koniec hiper ekskluzywnego rautu… (z pointą: ”-To… Co Pani tak przepięknie gra… To Schubert czy Chopin?… – A nie, tak sobie zapie..lam!”) ;)

Dzięki za uwagi

 

p.s. Już ponanosiłem:)

Hi,hi,hi… że się tak cichutko zaśmieję… Kolega Autor ma ciągoty dydaktyczne, jak widzę :D. No nie wiem… ;)

Świetny pomysł. Bardziej co prawda przypowiastka filozoficzna niż opko sci-fi, ale niech tam! Znaczy – jak nie ma materii, to entropii samoczynnie zmienia się ten, no, spin? ;p

A co wobec tego z energią, że tak niewinnie zapytam? A jesli nawet nic – to co z Informacją – owym nośnikiem Formy? Też wypadają spod entropii?

No chyba że w świecie z opowiadania to memy są nośnikiem… To wtedy tak. Ale w takim wypadku kolega podstępnie podłożył nam tu metafizyczną świ… znaczy Raj! :D

 

A teraz zupełnie poważnie – podobają mi się utwory niosące za sobą Myśl. Kiedyś było ich na świecie więcej. Dziś z powodu owej entropii zapewne – znacznie mniej, tym bardziej więc cenię sobie zawierające Myśl dzieła i dziełka.

Klik. Zasłużony.

Pozdr.

 

 

 

 

 

 

Dobre. Jedno z lepszych Twoich opowiadań. Ale prawda, że z tymi Stanami coś, jakoś… no nie do końca pasuje. Ale można to dość łatwo zmienić , wystarczy odrobinę przemodelować geopolitykę… :)

Ode mnie zasłużony klik

Faaaajnee:). Lekkie, orzeźwiające, z erudycją i humorem, takim nienachalnym:). Podobało mi się:)

 

Trochę mi to przypomina nastrojem film "Nasze miasto"…Widziałeś? Jest w ytb.

Piękne, głęboko ludzkie. I niesłychanie osobiste. Trochę za dużo może tej rozmowy, wyjaśniania Tajemnicy, przez co lekko siada tu i ówdzie nastrój całości, ale i tak gratulacje.

Ode mnie klik

NO dobrze… Gratuluję pomysłu. Ale dlaczego w tak krótkim opowiadanku aż 37 razy uzyłaś słowa “dziewczynka”, w tym wielokrotnych powtórzeń po kilka razy w krótkich akapitach?

Nie było innego?

To naprawdę przeszkadza w lekturze, dziewczynko :D

Wystarczą dwa punkty dla jednego promienia, a cztery dla sieci i ośrodka z którego wychodzą. Pod warunkiem jednakże, że się wie, czego szukać. Tak że obstaję przy swoim. A że nobliści to są głupi często, świadczy przykład dwóch noblistów z ekonomii, którzy w USA założyli fundusz inwestycyjny, posiłkując się swą marką i genialnością. Zdobyli mnóstwo inwestorów i setki mln dol. Po roku splajtowali i stracili całą kasę. Okazało się, że genialność na prawdziwym rynku , nawet wspomagana algorytmami, to nic przy zdrowym rozsądku i doświadczeniu.

 

A niby jak, skoro procedury wymuszają awaryjne zatrzymanie, a potem nikt tam już nie włazi, ani zarażonego statku nie przemieszcza? Zarażenia są sporadyczne,liczone w raczej jednostkach na dekadę niż w dziesiątkach, problemu ekonomicznego w porównamiu do natężenia ruchu nie stanowią, a samych grzebieniastych odkryto, przypominam, ledwo kilka lat wcześniej…Więc możesz dysonans zmniejszyć – przemyślałem i o wcześniej:). Pozdr.

To kwestia TYLKO stwierdzenia rozkładu patogenu, nie zaś jego rzeczywistej FUNKCJI. Tę wskazało dopiero pytanie o fałszywą Anię. I dopiero ta wiedza pozwoliła trafnie postawić tezę o intencjach Grzebieniastych.Tak że ten… Nobliści nie dali by rady, bo nie mieli ani podstaw, ani powodów, ani zbieżności w czasie, by myśleć o Ani;). Szach i mat! W DWÓCH ruchach:D. Pozdr.

Snuff roz­wią­zał za­gad­kę, a co wię­cej – wy­łącz­nie on mógł to uczy­nić, bo on znał Anię i my­ślał o niej bez­u­stan­nie, a no­bli­ści – nie. Sam zaś po­wrót z pla­ne­ty-stu­dia Grze­bie­nia­stych i casus fał­szy­wej Ani to była jego raz że osobista emocjonalnie, a dwa – naj­śwież­sza prze­szłość. Dawni no­bli­ści znać jej nie mogli, a nowi no­bli­ści – nie ko­cha­li Ani, jako się rze­kło, więc przy­pływ na­tchnie­nia ich do­ty­czyć nie mógł… Dla Snuf­fa zaś, który już nie raz udo­wod­nił, że ma głowę na karku, była to dotycząca go wręcz rodzinnie, więc re­la­tyw­nie, hmmm… Łatwa za­gad­ka:)..

Oso­bi­ście nie pra­cu­ję na morzu, li­cen­cja ster­ni­ka i opły­wa­nie nastu chor­wac­kich wysp to zde­cy­do­wa­nie za mało, by na­zwać się dum­nie ma­ry­na­rzem, ale.. Że tak po­wiem, na­sią­kłem mo­rzem, bom rodem czę­ścio­wo z Gdyni;). I po­ło­wa ro­dzi­ny pły­wa­ła:D. Ja zaś morze ko­cham rów­nie mocno jak Pusz­czę. Tu­dzież li­te­ra­tu­rę ma­ry­ni­stycz­ną. Cykle o Horn­blo­we­rze oraz Au­breyu iMa­tu­ri­nie go­rą­co po­le­cam:). Za opa­ko­wa­nie dzię­ki, zmie­nię na opa­ko­wa­nia;). Pozdr. P.s. Piszę je w tem­pie jedno na mie­siąc, przy czym bardziej to kwestia selekcji pomysłów niż samego ubrania ich w słowa (samo pisanie takiego opka to góra dwa dni, ino trzeba je mieć;), zaś nowe fabuły o Snuffie na dziś czekają na spisanie dokładnie – trzy, więc za ja­kieś pół roku rzucę jedno jesz­cze tu, dru­gie za­pro­po­nu­ję NF, a ca­łość – za jakiś rok, jak się uda – za­cznie po­lo­wać na wy­daw­cę. Z ta­ki­mi re­cen­zja­mi…:D

Tsole, no nie wiem, można to przecież było ująć lepiej (bardziej "roślinnie"), np: " poczułem, jak oblały mnie zimne żywice", albo:"zżywicowało mi korę z nerwów"… Wiem, że lubisz postawić na swoim, ale tym razem racji nie masz, jak mniemam;). Pozdr.

Dobre. Nieco egzaltowane (jak dla mnie, miejscami), ale dobre. Malutka uwaga – od kiedy plata sapiensi się… pocą?;). Antropomorfizacja w tym miescu gryzie się z przekazem;). Pozdr.

Mam kłopot: Jeśli chcę wydać Snuffa, muszę kolejne12 opek cyklu utajnić przed Portalowiczami;). Owszem, wydałem (a właściwie – je wydano) dwie książki, ale nie zaciekawią, bo… ekonomiczne i w dodatku specjalistyczne:)

Dokładnie. Przeskok zbyt duży stawia pytanie o to, co tak drastycznie zmieniło skrajnego egotyka w spolegliwego altruistę. Umiejętność kłamania? Tresura? Przebudowa hierarchii wartości? Cóż to za szok musiał w którymś z epizodów pośrednich przeżyć?

Doskonały tekst. Piórko w pełni zasłużone. Ale świat w nim ukazany – jednak ciut za ciemny Brak pezeciwwagi, jakiejkolwiek, fałszuje nieco proporcje. Opisywany kraj nie jest przecież jeszcze w stanie pistapo. A Ty zrobiłeś z Polski Dom Zły…

 

Nowa Fantastyka