Profil użytkownika


komentarze: 90, w dziale opowiadań: 67, opowiadania: 44

Ostatnie sto komentarzy

"Ekhm, cykl "Jeźdźców smoków z Pern" to jest S-F ;) "

Nie kwestionuję, powtarzam tylko, co ktoś napisał. ;)

"Mimo wszystko takie wyjaśnianie wszystkiego może prowadzić na manowce. Skoro wyjaśniamy, skąd się wzięła magia, to równie dobrze trzeba wyjaśnić, skąd się wzięli sami ludzie."

Dokładnie tego również się obawiam, wpadnięcia w tą koszmarną pułapkę, choć bardziej mnie to martwi ze strony językowej: np. że pewnych słów i określeń ludzie w moim świecie nie mogą znać, bo etymologicznie wywodzą się z rzeczy związanych bezpośrednio z naszym światem et cetera. Brr.

Bety mam póki co dwie, choć samego tekstu niewiele - pomysł na powieść wziął się z napisanego parę lat temu opowiadania i na razie głównie rozplanowuję jak, co, gdzie, z czym i po co. Jeśli komuś się nudzi/jest ciekaw/ma ochotę, niech da głos przez maila, to mogę podesłać plany (opowiadanie też, choć i tak sporo się w nim zmieni).

A więc większość woli wiedzieć, na czym stoi. Ok, tak czy siak wezmę pod uwagę wszystkie opinie i spróbuję z tego wyłuskać coś strawnego. ^^

Nie chodzi o samo wyjaśnianie, a o to, by z nim nie przesadzać, żeby nagle z fantasy nie zrobiło się pseudonaukowe pierdzielenie. No i kwestia, czy takie wyjaśnianie jest w ogóle potrzebne.

"jak wolałabyś pisać?" - Wspaniale, rewelacyjnie et cetera. B)

Na dobrą sprawę to wygląda tak, że w trakcie pisania i tak nie wyjaśniam NICZEGO. Bo zawsze nienawidziłam tych opisów w stylu: "Gwiezdny śmigacz załopotał majestatycznie swoimi ogromnymi skrzydłami, choć tak naprawdę wcale nie musiał, bo unosił go hel gromadzący się w jego specyficznym organie wewnętrznym". No jak to brzmi? Tak więc jeśli cokolwiek miałoby być gdziekolwiek wyjaśniane, to albo w rozmowach bohaterów albo w ogóle poza powieścią, w jakimś słowniczku (choć, szczerze mówiąc, takie rzeczy zawsze mi trochę zalatywały bufonadą, nie wiem czemu oO). Ewentualnie o pewnych niuansach można wspominać mimochodem.

A w efekcie końcowym pewnie i tak wyjdzie coś całkowicie innego, trololo.

Wybaczcie, że tak się wtrącę, wyskakując jak diabeł z pudełka; wpadłam na chwilę i nie mam czasu czytać całej dyskusji - ale na pewno nadrobię, bo temat intrygujący - ale chciałabym tylko wytknąć drobną sprzeczność. Jeśli się w komentarzu pod opowiadaniem napisze tylko, że ,,błędy są", to Autor odpowiada, że nie zostały wypisane i on nie wie, co jest źle - i moim zdaniem słusznie. A jak się wypisze nawet nie wszystkie, ale chociaż te najbardziej rzucające się w oczy, to z kolei zawsze znajdzie się taki, co powie ,,łoohoho, przecinków mu się zachciewa, a na wspaniałość mego dzieła uwagi już nie zwraca". Nie dogodzisz wszystkim. Ja błędy wyliczam głównie w tych tekstach, gdzie widzę, że autorowi przyda się ta wiedza, bo na przykład nie umie zapisywać dialogów albo z uporem maniaka wstawia średnik zamiast przecinka w zupełnie losowych miejscach zdania. Tłumaczenie, że ,,od błędów jest dział korekty, a ty patrz tylko na treść" wynika moim zdaniem wyłącznie z lenistwa, bo błędy naprawdę potrafią zakłócić odbiór. Przy lekturze trylogii Aniołów Nocy dostawałam szału, bo mam wrażenie, że MAG w ogóle sobie korektę darował w redakcji. Nie ma letko. ;P Chcesz być szewcem - rób ładne, porządne buty. Chcesz być pisarzem - pisz poprawnie.

No i dupa, bo czytałam tylko ,,Malowanego człowieka" i mi się bardzo podobał, a lepiej mi się pisze recenzje bardzo krytyczne. xD Ale spróbuję, why not.

Jeśli dobrze przeszukałam net, to z pewnością nie pamiętam, bo w '93 to ja dopiero się uczyłam mówić. ;P Ale dzięki za podpowiedź, zawsze to kolejny jaszczur do kolekcji. ^^

Cóż, w tekstach publicystycznych (jak i opowiadaniach zresztą też) nie lubię się silić na zbędną powagę. ;) Wybierałam głównie te nowsze książki, a ponieważ obecnie panuje moda na smoka-wierzchowca, to i urozmaicenie niewielkie. Może mogłam dorzucić choćby Fuchura z ,,Niekończącej się opowieści". Z drugiej strony, zbyt wielkie silenie się na oryginalność w kreowaniu smoka mogłaby się nie spodobać ich miłośnikom - nie da się dogodzić każdemu.

Dzięki za opinię.

No to się nie dogadamy. :D

Na upartego pierwszy tom mogę uznać jako ,,sympatyczny" z uwagi na domniemany wiek Paoliniego i skojarzenia z własną początkową twórczością - ach, jakie to słodkie i naiwne. Ale porównywanie tego do Tolkiena czy innych wybitnych twórców (patrz: tył okładki) sprawia, że mnie krew zalewa. Tym bardziej, że każdy kolejny tom jest JESZCZE gorszy od poprzedniego.

Co do samej recenzji, to jest raczej kiepska. Wkradło się sporo błędów w pisowni (,,chorda", ,,chodź" zamiast ,,choć" - AAA!), w tym literówki i brak spacji po kropce. Za dużo miejsca zajmuje streszczenie (po kiego grzyba tak dokładne? nawet nie chce się tego czytać), a za mało opinia.

Póki co to jedyna książka Cadavan, jaką przeczytałam, i szczerze mówiąc raczej mnie nie zachęciła. Nie była tragiczna, ale zwyczajnie mało interesująca. Przez całą pierwszą część Sonea ucieka, a przez drugą - zastanawia się, czy zostać. Nuuudyyy. Zwroty akcji w stylu ,,zaraz cię złapiemy - oo, a jednak nie" i wszystkie inne były zbyt naiwnie opisane, by wywołały u mnie ciarki. Ale skoro mówią, że każdy kolejny tom jest lepszy - nie będę spisywać na straty.

Z rzeczy, o których czytałam i bardzo sama chciałabym mieć: daimony z ,,Mrocznych materii", ale nie wiem, czy duszę można określić mianem rekwizytu. ^^ Nie, żebym nie miała duszy, muehehe. To ja może jeszcze smoka poproszę. Cóż, żyjątka są dla mnie o wiele ciekawsze od gadżetów. ;)

Minęły 4 lata. Mike oraz reszta zdążyli już dorosnąć. - Mike i jaka reszta?

Autostrada 66, Kalifornia, Stany Zjednoczone (...) Minęły 4 lata - i te cztery lata później akcja wciąż dzieje się na tej autostradzie. Poza tym: liczby zapisujemy SŁOWNIE! Z paroma wyjątkami, którym ten przypadek nie jest.

Mike postanowił wyjechać do Costa Verde w stanie Kalifornia. Nie utrzymuje kontaktu ze znajomymi. Tam dostał ofertę - zmieniasz czasy jak rękawiczki. Raz przeszły, raz teraźniejszy, zaraz znowu przeszły... Na dokładkę środkowe zdanie wydaje się kompletnie z rzyci wzięte.

Minęły 4 lata. (...) Kilka miesięcy wstecz od bieżących wydarzeń: (...) Bieżące wydarzenia, Autostrada 66, Kalifornia. (...) Minęło 10 minut. - ło Jezus...

Rozdział Pierwszy: Wprowadzenie, które nie powinno istnieć - w świetle tego, co przeczytałam, muszę niestety stwierdzić: święta racja. Zapis akcji jest masakryczny. Mam wrażenie, że autor nigdy nie miał książki w ręku i nie bardzo wie, jak to powinno wyglądać. Sama historia zalatuje mi X-menami. Zanim wrzucisz drugi rozdział, przeczytaj mnóstwo poradników dla początkujących, napisz, popraw, potem włóż ten tekst na miesiąc do szuflady, znowu go popraw i ewentualnie dopiero potem wrzuć.

Pozdrawiam.

Eeee...? Może nieobeznanam z klimatami piłkarskimi, ale kolokwialnie mówiąc - nie kumam. Ni w ząb. No i gdzie fantastyka?

Przeczytałam po południu i od tamtej pory nie wymyśliłam nic mądrego, co mogłabym tu napisać. Tekst nie wywołał u mnie absolutnie żadnych emocji. Poniekąd to też jest jakaś sztuka, bo zwykle jestem raczej niezadowolona, ale to chyba jednak mimo wszystko nie jest plus. ;P Jedyne, co mogę powiedzieć, to że interpunkcja lekko oszalała - momentami nie ma kropek, a są jakieś dziwadła typu podłoga (_) przy dialogu albo cudzysłów ni przypiął ni przyłatał na końcu zdania. A opowieść... no, jest. I tyle. Tylko ani mnie to ziębi, ani mnie to grzeje. Ot, kolejna wariacja na temat przeszłości naszej (?) planety. Kosmici i dinozaury. Dobrze chociaż, że nie kowboje i obcy (najgorszy tytuł, jaki ostatnio słyszałam).

O, a propos przepowiedni, to mam odruch wymiotny na sam dźwięk tego słowa. Jakby nie dało się tego inaczej zrobić, nie, musi być przepowiednia, bo tylko to brzmi odpowiednio tajemniczo...

Jerzy, rzuciłeś wyzwanie. :D I horror też może być, i sci-fi, wsio rawno, byle było, bo na dobrą sprawę każdy schemat da się podpiąć pod dowolny gatunek.

Mniam, kac plus jeszcze pobudka i amnezja. Szlag mnie trafiał przy lekturze pierwszego pięcioksięgu Amberu jak nie wiem. ;P

Teraz przy lekturze ,,Malowanego człowieka" (świetne, świetne, świetne!) przyszła mi do głowy jedna niesamowicie denerwująca mnie rzecz, nie tyle schemat fabularny, co sposób narracji: przeskakiwanie co rozdział-kilka rozdziałów do zupełnie innego bohatera powieści. No czytać mi się odechciewa, przynajmniej jeśli nie jest to pisane jakoś z głową (,,Malowany człowiek" na szczęście jest).

Plus jeszcze schemacik miłosny:
Główny Bohater poznaje Superlaskę, ale ta laska ma już Chłopaka/Wybranka/Księcia z Bajki, który jest duży, zły i nie lubi Głównego Bohatera. Superlaska w końcu z hukiem porzuca swego Księcia i robi słodkie oczy do GB, potem przydarza się coś, przez co uznaje go za kłamcę, lecz na koniec GB ratuje jej śliczną skórę (zwykle z rąk porzuconego Księcia) i już żyją happily ever after.

Tfu, tfu! Mała errata:

- Rozumiem - przytaknęła i po chwili milczenia ciągnęła - Ja rozmawiałam - zły zapis dialogu. Po ,,ciągnęła" dwukropek, ,,ja" z małej litery.
,,Ja" w takim przypadku (to jest z dwukropkiem) zostaje z wielkiej.

Stary naścienny zegar (...) wystukiwał rytm, głośnymi, przeciągającymi się w nieskończoność dźwiękami informując - bez przecinka po ,,rytmie", przecinek po ,,dźwiękach". I jakoś nie pasują mi ani te ,,dźwięki", ani to, że były ,,wystukiwane".
Thomas Catts przed zgaszeniem światła, przez chwilę patrzył - przecinek po ,,Catts".
- Dziękuję, że przyszłaś, bogini - wyszeptał. (...) - Dziękuję, Bogini - powtórzył. - zdecyduj się, albo z wielkiej, albo małej litery.
okalającą ciało otoczką, która kończyła świecić na wysokości szyi - ,,kończyła świecić"? Może raczej przestawała świecić, albo blakła. Cokolwiek, tylko nie ,,kończyła świecić".
srebrzysto siwe włosy - srebrzystosiwe. Albo srebrzysto-siwe, jeśli i takie, i takie. Generalnie łącznie pisze się odcienie (bladoniebieski, zgniłozielony).
To jego pierwsze zadanie, i nie zawiódł - przecinek zbędny.
przyjaciółki(tak - zabrakło spacji.
chwilę czasu po zajęciach? Chciałbym pogadać... | Odpowiedź nie zajęła jej dłużej - powtórzenie z zajęciami i zajmowaniem. Niby nie to samo znaczenie, ale kłuje w oczy.
- Rozumiem - przytaknęła i po chwili milczenia ciągnęła - Ja rozmawiałam - zły zapis dialogu. Po ,,ciągnęła" dwukropek, ,,ja" z małej litery.
Ula krzyczała, słyszał tylko jej krzyk... - powtórzenie.
przez jego ciało przechodziły pulsację cierpienia - ,,pulsacje".
krzyknął na śmierć przerażony grubas - kiepski szyk. Obecnie to brzmi, jakby skrzyczał Kostuchę. Lepiej by było ,,krzyknął przerażony na śmierć grubas".

Wpadka logiczna nr 1: najpierw Thomas Catts, potem nagle Ula i Kuba... To gdzie się w końcu toczy akcja?

Wpadka logiczna nr 2: Thomasowi zwyczajnie nie mógł się wbić w głowę kawał zbitej szyby samochodowej (z tekstu wynika, że musiał być całkiem spory, być może to ten wielkości karty bankowej), bo są robione ze szkła klejonego. Takie szyby nie pękają na duże, potencjalnie niebezpieczne odłamki. Tutaj masz filmik z prezentacją.

Hem, hem. Sama nie wiem. Jest Bogini (jaka - cholera ją tam wie), są cycki, jest krew. I z grubsza nic poza tym. Niezbyt to ciekawe, bardzo mało oryginalne. Ale nie zniechęcam, pisz dalej.

Nie mam ochoty wdawać się w żadne dyskusje, ale powiem tylko: Rinos, przesadzasz.

Ja bym się podpisała wszystkimi odnogami pod apelem Orsona, ino wyszłabym na hipokrytkę, bo sama komentuję raczej wybiórczo (choć staram się robić to tam, gdzie opinii jest niewiele), więc dodałabym jeszcze, że jeśli już się komentuje, to niech to będzie coś więcej od ,,Fajne/niefajne". Rozumiecie. Kilka zdań zamiast jednego i to niezbyt długiego. ;)

Smutne. Ja bym chyba jednak mimo wszystko wolała piękno.

Długi, mlecznobiały róg wydawał się być wykonany z pereł. - może lepiej ,,masy perłowej"? Na hasło ,,róg wykonany z pereł" widzę coś pokrytego nieestetycznymi guzkami.

Czy muszę powtarzać po raz wtóry za poprzednikami, że świetne? ^^ Imiona bardów rozłożyły mnie na łopatki doszczętnie.

ARGH! Chędożony backspace, dlaczego zadziałał na przeglądarkę, a nie na okienko komentarza? -.-"

Pierwotną wersję komentarza (tą sprzed dwóch backspace'ów, jednego przypadkowego, drugiego celowego) zaczęłam pisać przed pojawieniem się twojego odautorskiego komentarza i odebrałam to jako po prostu nową wersję stworzenia świata i wygnania ludzi z Raju. Teraz jednak wygląda to na coś w stylu ,,mam bohatera, który uczestniczył w ważnych wydarzeniach na świecie i to wszystko jego wina". Nie za bardzo przepadam za tym zabiegiem, a bez wiedzy o genezie Miecia pozostaje moja pierwsza interpretacja, w której z kolei nie podobało mi się to, że wampir występuje w tej wersji głównie po to, by w niej był, bo można go zastąpić czymkolwiek innym i na dokładkę z większym powodzeniem. Nie dogodzisz marudzie. ;P Tak czy tak, tekst oceniłabym na coś pomiędzy 3+ i 4-. Bo podoba mi się twój styl pisania i język.

Uuups. A przeczytałam przed wrzuceniem ze cztery razy. Dzięki za wyłapanie byka i ocenę. ^^

Znalazłam, łahaha. Jednak nie było tak trudno, ach, ten pośpiech. Narzędzia->Autokorekta->Autoformatowanie podczas pisania->odznacz ,,Automatyczne wypunktowanie list". Tak to wygląda w Wordzie 2003. Może w nowszym będzie podobnie.

Opcji automatycznego wypunktowania. Powinno być gdzieś w opcji ,,Autokorekta". Nie powiem, gdzie dokładnie, bo mam Worda 2003 i zapewne się trochę różni od 2007, no i sama się tego dłuuugo naszukałam. xD

Przeczytałam i smutne refleksje mnie nachodzą, jakoby faktycznie ciotki nie miały ni grama sensu. A może i mają, ale zrozumiały głównie dla autora. Ja rozumiem to tak: grupa mordująca morduje raczej przez przypadek, nie są homoseksualistkami, a raczej - wynikałoby z tekstu - homofobkami (homofonię rozumiałabym tu jako wstręt do głośnej manifestacji swojej orientacji, choć w budowie słowo nie ma najmniejszego sensu). Jak się może mieć do oryginału? Wyśmiewa pomysł ciotowatej bojówki? Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Nie wiem, czy obdarłam tekst z tajemniczości, ale jak dla mnie tajemniczość powinna się objawiać w czymś innym niż niezrozumiałości. :P

Tak myślałam, że chodzi o tamten tekst. Strasznie nie chce mi się go czytać (powód powyżej), ale chyba jednak to zrobię. Może dzięki niemu zrozumiem, o co chodzi z ciotkami.

więcej biografii, niż - przed niż nie stawiamy przecinka (sama do tej pory nie mogę się oduczyć)
Nikt z nas, zerujących - zjadło ci polską literkę

Gdyby to nie była parodia, zapewne bym strasznie marudziła, ale jako że jest, mogę tylko wyrazić aprobatę dla nagromadzenia tych wszystkich cybermrocznych epitetów (tym bardziej, że niektóre były całkiem fajne). Strasznie nie lubię tego mhroku, gothu i sraczki, jaką ocieka 3/4 pozycji proponowanych przez empik na półce z napisem ,,fantastyka polska", tym bardziej, że mało która jest cyberpunkiem. Gdzie jest przycisk ,,Lubię to"?

Nie kumam. Może dlatego że nie wiem, z kim/czym polemizujesz. Ale plus za to, że WRESZCIE jakiś tekst o lesbijkach, a nie ciągle o gejach. ;P (Mam na ten temat alergię, od kiedy dowiedziałam się, że mój były się takowym stał, na Teutatesa.)

był ważnym sekretarzem w Ameryce - może by tak doprecyzować? Bo Ameryki na dobrą sprawę są dwie. Można się domyślić, że chodzi o USA, ale tak czy siak na chwilę obecną to brzmi trochę jak tekst, którym rolnik z Cipcikowa Dolnego chce zaimponować sąsiadowi: że jego syn pracuje w AMERYCE. No dobrze, tylko GDZIE w tej Ameryce?
Okazywał to wysyłając - to, przecinek
Mark ucieszył się więc widząc - więc, przecinek
„Może żądanie okupu" pomyślał - wydaje mi się, że przecinek po cudzysłowie, ale niezmiernie rzadko stosuję taki zapis, więc jeśli się mylę, proszę mnie poprawić.
do momentu w którym - momentu, przecinek
Schował płytę do kieszeni, a ta posłusznie pojawiła się w jego Plecaku. - po co z wielkiej litery?
musisz przyjść na adres który - adres, przecinek
- Nie, ale słyszałem, że Chopin był kobietą! - była
- Dajmy temu spokój. Czy jesteś gotów służyć nam wiernie?
- No.
-Czyli?
- Tak.
- A po angielsku?
- Yes!
- Źle!
- I do!
- Może być.
- uno momento. Mark mieszkający w Ameryce nagle mówi po polsku? Że łat?

Szczerze. Napisałeś to na 15 minut przed wrzuceniem tutaj? Bo tak to wygląda. Przerwane praktycznie w środku akcji. Mark narodowości bliżej nieokreślonej pracujący jako sekretarz nie wiadomo kogo/czego w Ameryce mówiący po polsku, zachowujący się, jakby cierpiał na brak pamięci krótkotrwałej. Hęęę? To jest ten ,,niewybredny dowcip"? Khem... No nic, skoro podobno nastąpi ciąg dalszy (choć nie jestem pewna co do znaczenia skrótu CDNAIN), to może wstrzymam się ze spisaniem tekstu na straty, ale ten fragment jest na moje oko bardzo słaby.

To jest właśnie powód, dla którego chcę być po śmierci skremowana. xD Fuuuj!

Na hasło ,,szczypce" mam przed oczami raczej przednie łapki raka, kraba albo homara, stąd moje zdziwienie. Pokażcie mi krewetkę ze szczypcami. :D (Przepraszam za offtop).

Google (nie tylko Translate) zmęczyłam widać niewystarczająco w poszukiwaniu tłumaczenia. Ale gafa, ulala. oO

W zakończeniu nie odniosłam takiego wrażenia. Cała akcja nie tyle się kręciła ,,tak naprawdę" wokół innej bohaterki, tylko nagle bohaterkę zmieniła. Zbyt wielkiej filozofii bym się tu nie doszukiwała, w tych nerdowskich fetyszach też, poza tym, że są. ;P

Przeczytałam, ale w sumie nie wiem, co powiedzieć. ;P Nie znam się na szortach, nie przepadam za takowymi, tralala, już to gdzieś mówiłam, chyba nawet w jakimś innym twoim tekście. Miało nie być zaskoczenia, ale w sumie jakieś tam było... Zresztą mi tam rybka, czy szorty charakteryzują się zaskoczeniem wbijającym w fotel czy wręcz przeciwnie - jak dla mnie tekst jako taki jest całkiem dobry. Ach, te zabobony. ;)

Od kiedy to krewetki mają szczypce? Ja żadnych nie widzę na, dajmy na to, tym zdjęciu.

Poza tym, ten humor w ogóle do mnie nie trafia. Parę podwórkowych tekstów (np. rodzice cię z procy karmili), wyśmiewanie się ze schematów zbyt dosłowne jak na mój gust. Forma też nijaka: same dialogi, w dodatku brak w tym konsekwencji, bo nagle w połowie pojawia się akapit o czerwonej lampce, uprzywilejowany do indywidualnej egzystencji w tej nieustannej wymianie zdań. Nah, nie podoba mię się to. Nawet jeśli wyśmiewa się z wampirów (których nie lubię).

Witaj, Jarku. Jestem Winky i przyszłam ocenić twoje dzieło.

piaszczysty teren pokryty śniegiem - skoro pokryty śniegiem, skąd wiadomo, że piaszczysty?
czuć było, że jest jest tutaj - powtórzenie
Wszystko było zaszronione i czuć było, że jest jest tutaj i daleko stąd. - że właściwie CO jest tutaj i daleko stąd? I jak coś może być jednocześnie tutaj i daleko stąd? Ot, problem teologiczny.
Było bardzo ciemno, noc była bezksiężycowa - za dużo ,,była", możnaby to zapisać np. ,,Bezksiężycowa noc była bardzo ciemna"
tylko gwiazdy swym blaskiem oświetlały jakby niechętnie i tylko niektóre, pędzące szybko i przemykające jak zjawy chmury pchane przez wicher, który jakby chciał je szybko przemieścić w panicznym strachu o życie. - za dużo ,,jakby". I ta metafora trochę jakaś taka... wycudowana? No bo czym wiatrowi gwiazdy szkodzą? Albo wicher gwiazdom, czy też chmurom... coś tu zamotane jest.
Przed sobą miał pozamarzane bagna - najpierw urwisko, potem równiny, teraz nagle bagna... WTF?
tak silnie obecne jakby - obecne, przecinek. Przed każdym kolejnym ,,jakby" też przecinek
ogromne połacie lasu, niewidoczne w tej ciemnicy, jednak tak silnie obecne jakby poszczególne drzewa potworzyły bezimienne plemiona i chciały zaznaczyć swą obecność, jedno bardziej zauważone od drugiego, a jednak bratnia kraina równości bez wyraźnej granicy i końca. - pod koniec tego astronomicznie długiego zdania sens i podmiot najwyraźniej wzięły nogi za pas, bo całość przestaje być zrozumiała

Doszłam do babci przy piecu albo w kuźni... czy coś tam. Na więcej chwilowo nie pozwala mi późna pora. Obecnie mogę powiedzieć, że:
a) piszesz zdecydowanie za długie zdania i sam się w nich gubisz,
b) najwyraźniej chyba nie przeczytałeś tego tekstu ponownie, a jeśli tak, to niezbyt dokładnie, bo w tak króciutkim fragmencie jest sporo pomyłek i przeinaczeń, jak choćby ten zmieniający się ustawicznie krajobraz,
c) silisz się na przesadną poetyckość. Taki trochę syndrom Paoliniego - baaardzo długie porównania, cudaczne metafory... A przecież piękno tkwi w prostocie.

Co do fabuły, nie bardzo jest co oceniać, ale obecność trolli wróży coś umiarkowanie oryginalnego. Ale może jeszcze mnie zaskoczysz. Czekam na ciąg dalszy.

Chłopacy. <3

Dobra, to najpierw interpunkcja. Najbardziej się na niej skupiałam w pierwszym segmencie tekstu, potem zwracałam uwagę już tylko na większe przewinienia, bom leniwa małpa i nie chce mi się każdego przecineczka wypisywać.

trzasnęła dłonią o blat; z taką siłą - średnik, według mnie, zbędny
milczał i nie zmieniał strategii: ciągle udawał słup; głowa przypominała - tu zamiast średnika dałabym po prostu przecinek, bo to jest ciąg dalszy wymieniania cech
ilekroć szmery się nasilały. Lub gdy uczeń - bez kropki
w jego postawie tkwiło coś zuchwałego - ,,tkwiło" jest... dziwne. Lepiej by brzmiało ,,było"
jakby pozbywał się czegoś ciężkiego, osiadłego na sercu; zrodzonego w wyniku - znowu to samo, co wyżej: przecinek zamiast średnika. Zdecydowanie nadużywasz średników, jakbyś nie do końca rozumiał ich funkcję.
pogoda jawiła się Krzysiowi znośna, niejako nawet atrakcyjna - jeżeli na głowie twego dziecka jawi się żel... przepraszam. :) Plus: nie określiłabym pogody jako ,,atrakcyjną". Może i nie jest to błędem, ale dziwnie brzmi.
powiedział, by postawić wreszcie pierwszy krok. Pierwszy był niewielki - powtórzenie, nawet jeśli zamierzone, nie brzmi tu dobrze
O jezu - niezależnie od wyznania, wielką literą

Nice, nawet bardzo nice. Tym bardziej nice, że w ogóle nie miałam zamiaru tego czytać, tak tylko kliknęłam, by zobaczyć, co za nowość ktoś rzucił na pożarcie. Kilka akapitów i przepadłam - musiałam przeczytać do końca. Piszesz fajnie, nie nudzisz, nie śmiałam się w głos, ale humor był na poziomie. Historyjka sympatyczna, może i trochę sztampowa, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Może dlatego że sama popełniłam opowiadanie z podobnym bohaterem. ;P Ogólna ocena jak najbardziej pozytywna. ;)

By the way, zanim się tego przyczepisz: tak, zdążyłam zauważyć, że w słowniku online słowo ,,przesłanie" figuruje jako synonim słowa ,,sens". Ale synonim synonimowi nierówny. Są bliższe i dalsze, i jeszcze kupa innych rodzajów. Niestety nie dysponuję już specjalistyczną literaturą i nie potrafię jednoznacznie rozstrzygnąć sprawy ,,sensu" i ,,przesłania", ale nie zmienię zdania, że to nie jest jedno i to samo.

Wiesz co, skoro uważasz, że sens = przesłanie, to ja już nie mam nic więcej do powiedzenia. Jakakolwiek polemika na jakimś poziomie z tobą jest z gruntu pozbawiona sensu, wielki niezrozumiały przez ,,pierdzący" plebs pisarzu. Pójdę za twoją radą i więcej nie będę sobie zawracać głowy twą cudowną twórczością, której mój ograniczony umysł nie jest w stanie zrozumieć. Bo to zwyczajnie szkoda czasu i nerwów.

Zakończenie jak u Czechowa - I like it. Niestety, ogólnie nie przepadam za krótkimi tekstami. Tego jest po prostu za mało, jakby pisarz zamiast całej paczki dał mi jednego M&M'sa. Akurat ta fabuła nadaje się do rozciągnięcia jej na parę stron i to nawet bez przynudzania: scena pierwsza - babcia marudzi, scena druga - wnuczek złorzeczy jej w pokoju i wpada na szatański plan, scena trzecia - idzie do wróżki... tralala, możnaby nawet dodać jakiś wątek o specjalnej zapłacie z jego strony czy coś. Wtedy marudziłabym mniej. ;)

Po tytule spodziewałam się czegoś naprawdę fajnego, a tu taki zawód. Naprawdę jesteś geniuszem zła.

Z całego tekstu najbardziej rozbawił mnie ,,podnuszek", ale zdaje się, że to było raczej niezamierzone. ,,Po zatem" nie bardzo rozumiem zamysł. Piszesz poradnik, czy to tylko takie jednorazowe coś ku uciesze gawiedzi? Jeśli to drugie, to mogłoby być fajne, gdyby faktycznie było śmieszne, ale, no cóż, nie jest. Nawet nie sprawia wrażenia przemyślanego tworu.

Nie mam już RZADNYCH wątpliwości, że geniuszem zła nie można się stać, nim się trzeba urodzić. Aaa, idę sobie obejrzeć ,,Megamocnego", on też chciał być ZŁY, ale przynajmniej wychodziło mu bycie zabawnym.

Z ciekawości po ,,Celu" zajrzałam do innych twoich dzieł i proszę, takie ładne opowiadanie przeszło bez odzewu. Znaczy, ładne jak ładne, w sumie to straszne, w sensie treści. Nie czytałam (jeszcze) tych, o których wspominasz na początku, ale jakiś ogólny sens jest zrozumiały. Tylko pod sam koniec poplątało mi się zupełnie, kto jest kim i gdzie stoi.

Generalnie tak na pierwszy rzut oka widzę, że podoba mi się twoja twórczość. ;) Jest tajemnicza, wydarzenia są dynamiczne i dramatyczne, ale przedstawione w taki trochę melancholijny sposób. Miłe odstępstwo od tych wszystkich jednakowo szaro-buro-mrocznych dzieł spod znaku polskiej fantastyki.

Dobre, kurde mol! Raczej nie lubię krótkich form, drabbli i całej reszty tej drobnicy, ale tutaj więcej po prostu nie potrzeba. Jest idealnie. :)

Różnica między obecnym tu belfrem a Hannibalem Lecterem jest taka, że ten pierwszy uświadamia sobie nagle, że robi coś ,,złego". Dla Lectera to jest chleb powszedni, dla tego tutaj - jednorazowy (przynajmniej w przytoczonym tekście) wyskok, co do którego sam w pewnej chwili nie jest przekonany. Ok, że przyszedł na lekcję ze spluwą i ostrym mieczem - może to świadczyć, że rzecz zaplanował. Ale wątpliwości ma i tak. Hannibal nie miał, gdy przeżuwał sobie spokojnie w domowym zaciszu ludzkie mięsko.

Szukam w swojej wypowiedzi biadolenia o braku przekazu, ale takowego nie znalazłam. Wzrok już może nie ten. Ja napisałam tylko, że opowiadanie nie ma większego sensu i niewiele z niego wynika. Brak sensu nie równa się brak przesłania. Opowiadanie bez sensu może mieć przesłanie, tak samo jak i opowiadanie sensowne może go nie posiadać. Na takiej samej zasadzie mogę się ciebie czepić, że zarzucasz mi wysyłanie cię na Jasną Górę - a z tym miejscem mam napraaawdę niewiele wspólnego. :P

Aż rzuciłam okiem na tekst jeszcze raz. W sumie fakt, z przecinkami wychodzi różnie, ale bardziej rzuciły mi się w oczy te, których nie powinno być niż te, których brakuje. My bad. Niemniej nikt nie każe ci dawać tekstu wykwalifikowanym korektorom - po prostu zwracam uwagę, że problem istnieje. Wszystko dla twego dobra, mości pisarzu!

Sama nie wiem, jak to ocenić. Czy cały sens krytyki nie pójdzie się paść, skoro i tak twierdzisz, że napisałeś to ,,dla siebie"? Cóż, mimo wszystko spróbuję, bo jak już przeczytałam, to coś powiedzieć wypada.

Primo, to tego głównego bohatera chętnie bym załatwiła taką o sympatyczną torturą, bo czego jak czego, ale skurwysyństwa to ja nie zniesę. Bo mnie on nie wygląda na wariata. Myśli całkiem składnie, zachowuje się w 100% przytomnie, ani trochę nie wydaje się niepoczytalny.

Secundo: zakończenie, za przeproszeniem, z rzyci wzięte. Jakieś niewiadomoco gada do niego w sprawie niewiadomojakiej. Dzień sądu i mój pan, aha, super, tylko że z grubsza nic poza tym.

Tertio: szeroko pojmowana bykologia. Przecinków dostrzegłam raczej nadmiar niż niedobór, momentami brakuje spacji tam, gdzie spacje być powinny, a na dobry koniec zabiło mnie to: ,,Nie dowierzając własnemu wzroku". Odmień słowo ,,wzrok" przez przypadki, dobrze? Wiesz, komu/czemu się przyglądam, kogo/czego nie ma i tak dalej.

Ze swojej strony postawiłabym co najwyżej 3, a i to dość mocno naciągane. Nie było tragicznie, ale dobrze też nie, zwłaszcza jeśli idzie o ogólny sens opowiadania. Jest facet, terroryzuje klasę, wypuszcza klasę, jakiś falen endżel oznajmia mu, że widziałby go w armii swego pana i... tyle.

Język super. Historia w sumie też. Tylko ta forma... Jakem jęczydusza czepialska, pozwolę sobie jęknąć, że nie luuubięęę. Za dużo gwiazdek, za dużo wielokropków, za dużo wspominania, a za mało opowiadania. Ja to lubię oldschoolową narrację, w której przedstawiany jest ciąg zdarzeń i dialogi. A obecnie peany zbierają chaotyczne zapisy myśli i granie duszy. Za stara na to jestem czy co?

Oh well, w każdym razie gdybym mogła oceniać, sama nie wiem, co bym dała. Bo to w gruncie rzeczy dobre opowiadanie (?), ino wolałabym, żeby formę miało inną (choć zaraz pewnie ktoś mnie - zapewnie słusznie - zgromi, że wtedy cały sens pójdzie w cholerę i tak dalej ;)). Powiedzmy, że 4, za ten język.

A co jest tą ,,podstawą" tekstu? Bo jak na mój gust sam fakt smęcenia. Poza tym ja jednak odróżniam poezję od prozy, a za zjawiskiem ,,prozy poetyckiej" zwyczajnie nie przepadam.

Nieee... To nie dla mnie, stanowczo nie dla mnie. Krótkie, zero fabuły, za to bardzo połetyckie i ach i och. Żeby chociaż ciut oryginalności w tej połetyckości - granie emocjami i bycie zabawką jest ograne. Żeby chociaż coś było bardziej opisane, wyjaśnione, czemu zabił - ale nie, jest tylko martwa kobieta na balkonie, która smęci. Jakoś to do mnie nie trafia. Nie wzbudza żadnych emocji. Wygląda to trochę jak notka z bloga porzuconej nastolatki.

Ech, wróciło babsko po długiej przerwie na NF i od razu gromy sadzi. No ale naprawdę... nie spodobało mi się i tyle. Ale nie spisuję na straty i czekam na coś lepszego.

Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam. Facet myślał, że odbudowuje gatunek, a tak naprawdę był tylko narzędziem? I kto tak właściwie na tym zarabiał? Pogubiłam się.

Wybiórczo wyszukałam kilka błędów, głównie z początku:

Przez sześć miesięcy szkoleń na Ziemi, przygotowywano nas - przecinek zbędny
Jedynka, popisywała się - zbędny
jednoosobowe statki a dobór - statki, przecinek
Jeżeli one myślały o tym o czym - o tym, przecinek
Patrzyłem na wszystkie, i nie mogłem - zbędny
Może to nienasycenie, pozwoli następnym razem doświadczyć - wyjątkowego.  - tuaj, na mój gust, wszystko prócz kropki jest zbędne

Ogólnie jakoś... Nie trafia do mnie twoja wizja. Może dlatego że nie lubię tematów prostytucji i wykorzystywania (choć ciężko powiedzieć, kto tu kogo wykorzystuje), i przedmiotowego traktowania seksu. Rozumiem, że innym może to pasować, ale mnie nie bardzo, staromodna jestem. ;P Tyle o fabule, co do stylu zaś mogę powiedzieć głównie to, że jest poprawny. Nie ma zgrzytów, ale zachwytów też nie, opisy są raczej suche. Przydałoby się trochę, hm... wilgoci. ;P

Na razie przeczytałam do pierwszych gwiazdek, ale z pewnością dokończę, bo mi się, cholibka, podoba. :) Właściwa ocena po zakończeniu lektury, na razie parę byków:

Cała ta szopka, nie jest konieczna. - przecinek zbędny
Szubko przeszli przez ogromne - szybko
Światło zaatakowało wrażliwe oczy Lustusa, zaraz po wyjściu z podziemi.  - przecinek zbędny
przypomniało mu jakieś tortury, niż zbawienie - przed ,,niż" nie stawia się przecinków
jego słowa, same przemówią, za jego winą. - tu nawet dwa zbędne przecinki
Ktoś tak zarozumiały by założyć - zarozumiały, przecinek
jak się ubrałem -kontynuował - zabrakło spacji po myślniku
jako jeden z żółnierzy - o ile to nie jest jakiś żargon/gwara, a chyba nie jest, to ,,żołnierzy"
jakie stanowisko powinienem zając - polski znak, wcześniej też widziałam gdzieś ,,chce" zamiast ,,chcę"

Błędów nie wyłapałam, bo i po prawdzie nie bardzo mi się chciało wyłapywać, ale gdyby były jakieś rażące, z pewnością zwróciłabym uwagę. Co do treści, ciężko mi się wypowiedzieć, bo trochę mało jak na początek. Ale jako że czytało się przyjemnie, ocenię w dalszej części. ;)

Ale co ma do tego moje opowiadanie? Nie robię tu żadnych wycieczek osobistych, oceniam wszystko na równi, niezależnie od tego, jak autor mówi o moich tekstach. Chyba trochę brak ci dystansu do siebie i swojej twórczości. :>

Poszukałam trochę, ale niestety nie znalazłam żadnych zapisów tej prelekcji, jeno dowiedziałam się, że wygłosiła ją Ewa Białołęcka na zeszłorocznym Triconie.

,,Warto!", ,,Tekst pozostawia duże pole do przemyśleń u czytelnika" - kurde, facet, aleś ty skromny. ;D

W sumie opowiadanie oceniłabym na ,,nawet dobre" z paroma ale:

1) ,,SEX"!!! - pierdyliard wykrzykników, bo wkurza mnie to niezmiernie. W Polsce, w języku polskim, to słowo pisze się przez ,,KS"! To nie tani pornol... Przynajmniej w założeniu... A tak między nami, to nieumiejętność pisania słowa ,,seks" wydaje mi się strasznie niedojrzałe, jakby komuś się wydawało, że ,,sex" jest wersją ocenzurowaną czy mniej ważną (bo wszędzie jej pełno).
2) Przy lubieżnych scenach dwa razy przyuważyłam dziwne zjawisko wielokropkowe, mianowicie samotną kropkę po wielokropku. Takoż ze dwa razy zabrakło kropki na końcu zdania, akurat tam, gdzie robiłeś podwójne entery celem zwiększenia czytelności.
3) To, o czym wspomniał Yelonek: jakie kamienne ptaki? Co, skąd, po co, dlaczego? Trochę zbyt gwałtowna ta końcówka, ale cóż poradzić na limity. ;)
4) W lubieżnych scenach bawiły mnie zwroty takie jak: ,,namiętne pocałunki miażdżą usta swą nieokiełznaną siłą", ,,śliskim, gorącym jak ogień językiem", ,,języki splatają jak oślizłe węże w tańcu". Ubolewam, że nie słyszałam słynnej prelekcji ,,Jak spieprzyć scenę erotyczną" na którymś konwencie, ale te fragmenty nadają się na przykład do takowej. ;P Prócz tego wkradło się coś takiego: ,,Kolanami rozsuwam jaj nogi" - gdzie te jaja? :) Poza tym erotyka była w porządku.
5) Tekst nie zostawił mi zbyt wielkiego pola do przemyśleń. ;P Było, minęło.

Ale, jak wspomniałam, było ok. Ocena wygląda jak wygląda, bo łatwiej mi mówić o wadach niż zaletach. Mea culpa.

Cóż, Exturio powiedział już wszystko. ;) Od siebie dodam, że ichniejszy humor wydaje mi się być wymyślany na siłę i na sterydach. Żeby tylko absurdalniej, żeby tylko... śmieszniej? A i tak nie bardzo śmiesznie wyszło, właśnie przez tę sztuczność. Choć może i nie pisałeś tego na siłę. Ale wrażenie takie sprawia.

Mrok, czy słusznie wnioskuję, że bywasz na Weryfikatorium? ;)

Opowiadanie zaczęłam czytać, ale zmęczyło mnie to wszystko o meczu i tych rozbuchanych kibicach... Nie cierpię piłki nożnej i tych całych emocji wokół niej. Ale kiepska to ocena, więc spróbuję jutro doczytać choć kawałek i wypowiedzieć się ciut szerzej.

czy też mają w rządzie, bandę debili - przecinek zbędny
którzy ciągle kują jakby tu opodatkować - kują, przecinek
nie znaczącej bez nas, ojczyzny - zbędny
na polu, albo w fabrykach - zbędny
o jeden czułek, czy wypustkę - zbędny

Napisane ładnie, ale stanowczo nie w moim stylu. Primo: denerwuje mnie ta maniera monologów z obecnością drugiej osoby, która jest w tekście niema: ,,Zjadłbym kanapkę. Co mówisz, że nie lubisz z serem? Ja też, ale jestem tak głodny, że zjadłbym cokolwiek" i tak dalej. W prawdziwych rozmowach też tak powtarzasz? Nie sądzę. Wiem, że to taki zabieg, ale strasznie mnie irytuje, usztucznia całą rozmowę. Secundo: filozofowanie, moralizatorstwo, w dodatku mało to wszystko odkrywcze... Niby wszystko zostało już napisane, ale wierzę, że wciąż da się napisać na ten temat coś oryginalnego. Albo chociaż trochę mniej nużącego. ;)

MehetUret, jak dla mnie to za mało. xD Przedszkole przecież może gdzieś oddać lub porzucić, poziom skurwysyństwa (i realia, pobrzmiewające z lekka dawnymi czasami) mógłby wskazywać na skłonności w tym kierunku. Zatłuc drania i po kłopocie.

PS Wywołałaś u mnie żywe emocje, gratuluję. ;)

O, Bohdan powiedział to, co miałam na myśli, a nie potrafiłam tego nazwać (starość nie radość): przerost formy nad treścią. ;)

A ja nie. ;P Cóż, może kwestia gustu, ale dla mnie to jest takie pitu-pitu o dość suchych faktach (płyną słone łzy, mam spocone ręce, świeci czerwone słońce) przeplatanych niejasnymi urywkami wspomnień. Ani tu fabuły, ani niczego, z czego możnaby jakąś fabułę, historię wywnioskować. Wygląda to raczej jak próba poetyckiego zapisu jakiegoś snu. Niestety, nie przemawia to do mnie.

Hm, no nie wiem... Mam mieszane uczucia. Z jednej strony napisane naprawdę dobrze, ale z drugiej wydaje mi się, że nie wycisnęłaś z tematu wszystkich soków. Zakończenie mniej zaskakujące i ,,mocne" niż myślałam, że będzie, po komentarzu Deony. No i dlaczego temu skurczysynowi się nie dostało, no dlaczego? xD Powiesiłabym za przyrodzenie nad progiem domu.

Nie mówię wkuwać, ale zapoznać się. Sama nie odróżniam jambu od trocheju. xD Wiedza, że coś takiego istnieje na początek wystarczy, a w razie czego można zasięgnąć języka głębiej. No bo przecież nie da się napisać poradnika ,,Jak napisać piękny, głęboki wiersz", poezja się do czegoś takiego nie nadaje, jeśliby wyjść z założenia, że powinna mieć ,,duszę". Jak dla mnie to albo się pisze wiersze, albo popełnia grafomanię i grafomanowi bardzo trudno osiągnąć właściwy poziom. Więc techniczne podejście do sprawy może nie być takie złe, bo nawet jak wiersz będzie głupi, to przynajmniej poprawny i melodyjny. Choć pewnie wielu się ze mną nie zgodzi. Nie przepadam za poezją, a już najmniej za pisaniem tejże. ;)

Pomysł naprawdę nie jest zły. Oklepane realia, ale chyba o to chodziło, o pewną prześmiewczość. Poza tym jednak mało zajmujące... Czytałeś ,,Imię wiatru" Patricka Rothfussa? Przez jakieś 10 pierwszych rozdziałów czytamy o tym, że główny bohater siedzi w karczmie i ją prowadzi - można rzec: nie dzieje się nic - a mimo to nie można się oderwać od lektury. Tutaj w krótkim tekście dzieje się sporo i przeskakujesz od wydarzenia do wydarzenia, a jednak jakoś to nie wciąga. Na mój gust akcji przydałaby się płynność.

Wiersz strasznie częstochowski i grafomański. xD Można to usprawiedliwić tym, że krasnolud, nie znając prawdziwej sztuki, uważał swoje wiersze za arcydzieła mimo ich kiepskości, ale jeśli jednak chciałeś pokazać, że Oluś naprawdę potrafi pisać wiersze, to - stety lub nie - sam musisz się nauczyć je pisać. Czasem wystarczy, że będą dobre od strony technicznej, a to już łatwiej osiągnąć niż stać się poetą. Naucz się o sylabiźmie, sylabotoniźmie, tych wszystkich jambach i trochejach, unikaj rymów gramatycznych i, no cóż, częstochowskich, a to już będzie dobry początek. ;)

Przecinkologia trochę szwankuję, wypiszę wszystko, co udało mi się wyłapać:

którego jakieś dziecko, nieostrożnie wypuściło - przecinek zbędny
zacznę od ciebie mój skarbie. - ciebie, przecinek
Rozejrzeli się przez chwilę patrząc - chwilę, przecinek
Doświadczony ratownik, pożalił się trochę - zbędny
Azyl w którym - azyl, przecinek
krzyk, przestraszył -
zbędny
Upuszczona butelka piwa, upadł - zbędny, poza tym ,,upadła", a tak właściwie to skoro była upuszczona, to wiadomo, że upadła
trzymającej go w stalowym uścisku, bestii - zbędny
Z szaleńczym krzykiem kulejąc, uciekał - krzykiem, przecinek

No niestety fakt, nudy. Teksty przekomarzania się dwójki zakochanych zawsze wydają mi się trochę żenujące w odbiorze, bo dla mnie to sprawa niemal równie intymna jak seks - dobrze wygląda tylko na żywo. xD Niby są w porządku, niby brzmią naturalnie, ale i tak nie mogę się pozbyć tego wrażenia. Może gdyby były ciut oryginalniejsze, to nie byłabym za zastąpieniem ich paroma zdaniami o tym, że ,,Para się przekomarzała w drodze", na razie jednak jestem na nie (wybredna małpa).

Otwarte zakończenie, powiadasz... Dla mnie może byłoby otwarte, gdybyś napisał, że chłopak uwolnił się z uścisku bestii, ale skrzętnie pominął to, czy wypłynął na powierzchnię. Obecnie wiadomo, że uciekł - no to zapewne przeżył, a dziewczyna to już pewnie zimny trup... Mało w tym otwartości.

Nie wiem, co tu jeszcze można powiedzieć. Nie czytałam innych twoich tekstów, więc nie mam porównania. Styl - głównie przez początkową scenę i miłosne pitu-pitu, pierdu-pierdu - nie zniewala, ale przy ataku topielca nabrał leciutkich rumieńców, więc myślę, że będą z ciebie ludzie.

Morfinex, służę pomocą. :D
M. Winky
D. Winky
C. Winky
B. Winky
N. Winky
Msc. Winky
W. Winky!


Dobra, koniec offtopu. :)

Po edycji i udzieleniu przez autorkę pewnych informacji opowieść (wreszcie!) nabiera sensu. Niemniej opowiadanie z tego żadne, bardziej zapis sesji RPG w duchu sporego luzu. Tą drogą (sesji) warto iść, bo choć człowiek nie nauczy się od tego pisać, to będzie mu łatwiej wyobrażać sobie reakcje jednych postaci na drugie, zapamięta jakieś fajne teksty itp. Zatem do pracy, rodacy (rodaczko Areseio)! Nie chcę cię na siłę zniechęcać gadaniem, jakie to beznadziejne i tak dalej, po prostu jeszcze dużo pracy przed tobą.

Dziękuję za poparcie, Morfinex, ale jedna uwaga: dziewczęciem jestem. ;)

A ja, naiwna dziecina, myślałam, że to parodia.
No dobrze, Areseio, w takim wypadku jednak uważam, że powinnaś wrócić za parę lat. I trochę poczytać. Potem zabrać sie za pisanie. Włożyć tekst do szuflady na rok i znowu się za niego zabrać. Powtarzać do skutku - tj. do osiągnięcia poziomu takiego, by zacząć być odbieranym poważnie.

o___O"

(Bardzo nieliteracko skomentuję, ale tak jakoś słów mi brakło.)

Cóż, przynajmniej na pierwszy rzut oka widać, że stylizacja celowa. xD Niemniej strasznie irytująca - te wszystkie yyy... kompletnie nie pozwalają się skupić na tekście, nawet mimo tego, że nie bardzo jest na czym się skupiać. To miała być parodia wyśmiewająca (śmiechy w tle) grafomańskie wypociny ludzików z podstawówki, które zapragnęły zostać ,,pisażem" i od razu publikują swe ,,dzieua" na poważnych portalach, oczekując peanów, i obrażając się przy ich braku? ;) Bo w sumie tak to odebrałam.

Nawet sympatyczne, ale fakt, potencjał straszliwie niewykorzystany. Sama miałam kiedyś podobny pomysł; natchnęła mnie piosenka A-ha ,,Forever not yours" (I'll soon be gone now...), do tej pory za każdym razem jak ją słyszę mam przed oczami sceny ze smokami latającymi w miejskim smogu, martwych na wysypiskach i zaplątanych w linie wysokiego napięcia. ^^

Khem, no tak, ale może wróćmy do ciebie. Nawiązanie do Titanica wydaje mi się bardzo naiwnie, w ogóle nie lubię tych zabiegów w literaturze, że niby drugą wojnę światową wywołały skrzaty, WTC zwalił stumetrowy troll i tym podobne. Pomysł miałeś niezły, ale w tak krótkiej formie jest to co najwyżej czytadło na trzy minuty. A ja chcę więcej! Ale ostrzegam, że uwielbiam smoki i będę wybredna. ;P Z uwag poprawkowych: coś mi w narracji nie pasuje. Raz mówi jakiś smok w roli przedstawiciela, zaraz przeskakuje to do jednego konkretnego smoka... Niby jest tam myślnik dialogowy (przy Ebenezerze), ale jak dla mnie nie wygląda to zgrabnie. Poza tym o samym zapisie dialogów też musisz poczytać.

Trudi póki co leży u mnie na biurku i czeka na swoją kolej, więc niestety jeszcze nie mam zdania. ;) Że każdy kolejny tom przygód Eragona to nic innego jak jedna wielka zapchajdziura - fakt, i w istocie zapomniałam o tym napisać. Roran i jego 300 (brzmi znajomo) trupów też mi jakoś nie przyszło do głowy, ale bardziej żałuję, że nie zamieściłam cukierkowo-disneyowskiego cytatu ze ślubu tegoż z Katriną, co też spieszę nadrobić:

,,Gdy Roran i Katrina pokonali połowę drogi, z wierzb porastających brzegi rzeki Jiet wyleciała para białych synogarlic. Ptaki trzymały w łapkach wianek z żółtych żonkili. Kiedy się zbliżyły, Katrina zwolniła kroku i się zatrzymała. Ptaki okrążyły ją trzykrotnie z północy na wschód, opadły i złożyły wianek na czubku jej głowy, po czym wróciły nad rzekę."

Mroczna, epicka trylogia fantasy. ;)

Mnie za to miecz z samozapłonem w ogóle nie przekonał. Raz, że opis procesu jego wykuwania był nudny jak cholera (mimo że nawet mnie ciekawią takie rzeczy, wolnymi chwilami sobie kolczugi plotę i takie tam), dwa: poczucie humoru Pało... ups, Paoliniego oscyluje w sitcomowych żartach, jeno śmiechu z taśmy brak, a jako scena ,,humorystyczna" wystąpił tu miecz zapalający się za każdym razem, gdy zdziwiony Eragon wymawiał słowo Brisingr. Było także powtórzenie tego samego żartu z ,,Ups", nawet z identycznym dialogiem, najpierw w pierwszym, potem w drugim tomie. Paolini w ogóle lubi się powtarzać. Widać niektóre teksty wydają mu się tak genialne, że aż pragnie wykorzystać je kilkakrotnie, choć bardziej skłaniam się ku teorii, że raz coś wymyśla, a potem nie pamięta, czy już ten pomysł wykorzystał i nie chce mu się sprawdzać. I pomyśleć, że ten facet ma teraz 28 lat... Gdybym nie była tak obeznana z tematem, powiedziałabym, że to wypociny wyjęte z szuflady czternastolatka.

Beryl, naprawdę tak mówił? Dysponujesz jakimiś źródłami?

A przede wszystkim: dlaczego takie opowiadanie do działu - było nie było - fantasy? oO

Wszystko mi tu nie gra. Rzeczywistość bliżej nieokreślona, niby Amełyka, ale tak jakby z polska brzmiąca... czego nie czyta się dobrze. Fabuła umiarkowanie oryginalna i przewidywalna, akcja toczy się za szybko i bezpłciowo, nie wywołuje żadnych emocji. A zakończenie... właściwie niezrozumiałe. Babcie sobie jakieś zakłady robią czy co?

Cóż, na pewno nie piszesz źle. Ale wspaniale też nie. Nie dajesz akcji się rozwinąć w interesujący sposób, przeskakujesz od jednego króciutkiego wydarzenia do drugiego, a nijak nie da się wczuć w żadne z nich. W krótkim fragmencie pojawiło się mnóstwo postaci, z czego każda powiedziała ze trzy zdania i tyle ją było widać. Nic nie wiadomo: co to, kto to, po co i dlaczego. Zamiast tego wiemy, że są anioły i demony (czemu z wielkich liter?), które są zabójczo przystojne i jakieś dzierlatki z jakiejś tajemniczej szkółki, które są zniewalająco piękne (jakżeby inaczej). Nic, co by wykraczało poza schematy opowieści o dziwnych szkołach i nastoletnich demonach, jakich pełno na półkach z literaturą młodzieżową.

Moja rada: pisz dłuższe fragmenty. Nie dziel akcji na cztero-, góra pięcioakapitowe opisy zdarzeń, tylko rozwiń ją, spraw, by się stała wciągająca. Najwet najbardziej ograną fabułę można opisać tak, by nie dało się oderwać od lektury. ;)

Z błędów rzucił mi się w oczy totalny misz-masz w spacjach wokół znaków interpunkcyjnych, zwłaszcza w zapisie dialogów.

Aż mi się przypomniał pewien cytat z takiej małej, starej książeczki z aforyzmami Wschodu. Ten jeden znam na pamięć i pasuje do tego, co napisał Flesz. :)

Trzy razy pomyśl, potem zrób,
a wyda czyn owoce.
Nie będzie tylko próbą prób -
trzy razy pomyśl, potem zrób...

Dobrze się przedtem w sobie skup.
Zbierz siły swe i moce.
Trzy razy pomyśl, potem zrób,
a wyda czyn owoce.

I tym razem mam nadzieję na dojrzały, soczysty owoc, po którym będę chciała sięgnąć po kolejny. Jak na razie to mam jabłuszko ładnie wyglądające, ale papierowe w smaku. Za dużo konserwantów. ;P Wampiry i demony są passe.

Ach, jedna uwaga: człowiek po śmierci stygnie przez wiele godzin, nie mógł od razu zrobić się lodowaty - a tak by wynikało z tekstu.

Wciąga, wciąga, wciąga! Na początku rzuciłam tylko pobieżnie okiem na początek, by przekonać się, czy warto czytać i już po mnie - nie mogłam się oderwać. Ale, niestety, cała historia zalatuje ,,Zmierzchem" i wszystkimi popłuczynami po nim, jakich pełno na półkach w dziale młodzieżowym. Demony, miłość i krew - czegóż chcieć więcej? Patrzę na tytuły twoich innych utworów i widzę wszędzie to samo. Zapewne znajdziesz spore grono czytelników - skoro na te wszystkie zmierzchy, pamiętniki wampirów, wilkołaków i sukkubów się znajdują - ale oryginalności w tym za grosz. A piszesz naprawdę bardzo dobrze, więc trochę szkoda talentu na bycie takim, jak wszyscy. ;)

Pozdrawiam serdecznie.

Być może mój umysł jest trochę nazbyt ograniczony, bo z twojego tłumaczenia znów nic nie zrozumiałam, a ja żem jako ta Milva - prosta baba ze wsi. Wydajesz się być osobą, hm, może ,,uduchowioną" to złe słowo, bo z religią mi się kojarzy, ale na pewno lubisz filozofować. To na plus. Ale nadal czekam na coś, co mnie zachwyci. ;)

Rymować nie umiem, to nie moja broszka,
nikt nie powiedział, że pisarza dola prosta.

Napisałam długi komentarz, ale mnie wylogowało i diabli go wzięli, argh! ><

W każdym razie co jest do poprawienia. No cóż, nie chcę straszyć, ale wszystko: interpunkcja (zapis dialogów! Poszukaj, reguły są np. na Weryfikatorium), ortografia, konstrukcja opowiadania. Po każdej gwiazdce zadawałam sobie pytanie: ale ossochozi? Brakuje mi tu spójności i ciągu przyczynowo-skutkowego. Sama historia brzmi bardziej niż ,,nieco" naiwnie. Jak nieprzemyślany owoc fascynacji Hannibalem Lecterem. Czy psychiatra naprawdę myślałby o swoich pacjentach jako szaleńcach? Nie wydaje mi się.

Zatem ćwicz, ćwicz i jeszcze raz ćwicz.

Hm... Po przeczytaniu twojej odpowiedzi na komentarz AK... mam niemiłe wrażenie, że SAM nie wiesz, o co w tym opowiadaniu chodzi, a bardzo czegoś takiego nie lubię. Jeśli piszesz, to powinieneś wiedzieć: o czym, po co, dla kogo, w jakim celu, co chcesz przekazać. Pozostawianie czytelnikom snucia domysłów i słuchanie, co mówią jest fajne, ale, na litość boską, nie zostawianie im na głowie sensu całego opowiadania. Może są tacy, co lubią takie numery, ale mnie to zwyczajnie irytuje. Zero jakiegokolwiek przekazu.

Co do stylu zgadzam się z AK. Trochę pomieszanie z poplątaniem, akcja pędzi na łeb, na szyję, a jednocześnie nie dzieje się wiele. Brakuje mi opisów sytuacji, miejsc. Samo granie duszy bohatera to trochę mało, by mnie zachwycić, a jednocześnie jakoś nie bardzo byłam w stanie się do niego przywiązać. Jego postępowanie ani mnie ziębi, ani grzeje. Jest zwyczajnie... no, jest. I tyle. Umarł? A wsio ryba.

No i ciężko mi wydać ocenę końcową, bo strasznie źle niby nie jest, ale mi się to zwyczajnie, cholibka, nie podoba. xD

Niezbyt zgrabne to wszystko, ani interpunkcyjnie, ani stylistycznie. Na obu polach pojawiały się zgrzyty, ale skupię się głównie na tych drugich.

przesuwał swoje wężowate, zaopatrzone w mocno uzbrojone pazurami łapy
Mocno uzbrojone pazurami? A to mogą być nie mocno?

Czół
Aaa!

coś miękkiego cielistego
,,Cielisty" kojarzy mi się bardziej z kolorem. Poza tym niezbyt poważnie to brzmi.

- Tak, jeśli to możliwe może być na jutro. O której będę w Manchesterze.- zapytała zjawiskowa piękność
- Po jutrze około 19.00. Odpowiada to Pani - upewniła się agentka biura podróży
- O, tak poproszę o ten rejs.
Rejs... jak to ładnie i romantycznie zabrzmiało- pomyślał

To ja już nie wiem w końcu, kto tu co do kogo mówi.

Wypisuję tylko kilka przykładów z początku, które najbardziej rzuciły mi się w oczy. Nie zaintrygowało mnie to na tyle, by mieć ochotę śledzić dalsze losy bohatera, choć pomysł nie wydaje się zły. Po ilustracji z ,,Eragona" obawiałam się, że będziesz się na jego twórczości wzorować, ale na szczęście nie dostrzegłam dużych podobieństw. Co jeszcze mi się nie podobało: nie cierpię wprost, gdy bohaterowie nieustannie gadają sami do siebie, a jak jest to napisane w formie dialogowej, to już w ogóle. Zapewne każdy w życiu codziennym prowadzi ze sobą rozmowy (w końcu miło czasem pogadać z kimś inteligentnym ;)), ale jednak doskonała większość nie czyni tego na głos. Zamiast umiarkowanie zajmującego i brzmiącego po prostu głupio i naiwnie bla, bla, bla lepiej dać nie za długi opis, że bohater pomyślał o tym i tamtym. Ale, na litość boską, niech on tak nie nawija!

Ale tragicznie nie jest. Dużo czytaj i dużo pisz, a wyjdziesz na ludzi. ;) Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka