Irko,
niby mi tej polityki nie zarzucasz, ale uporczywie do niej wracasz. Najpierw był banał, doszła łopatologia, widzę, że poprzez ten tekst, po prostu, o zgrozo!, muszę użyć tego przerażającego określenia, spłodzenie alegorii mi przypisujesz.
Czym zgrzeszyłem?!
Sugerujesz, że w prostackie odwzorowanie ubieram dawne wierzenia, by obecną aborcję potępiać? A nie wolno, bo politycznie zważać trzeba? Tak ludzie teraz czytają? Zafiksowali się, że nie widzą innych odniesień poza własnym nosem? Wiesz, żałuję, że obecna literatura taka tchórzliwa, a fantastyka, posługująca się specyficznym instrumentarium – szczególnie. Dziwne, ale filmy już odważniejsze. Dzięki temu powstało takie Ostatnie kuszenie Chrystusa, podważające wizerunek boski. Pasja też krytykowana, bo nazbyt naturalistyczna, a nie trzeba dosłownie, trzeba z daleka, bo męka zbyt straszna. Uważam całkiem inaczej, a żeby nie odwoływać się tylko do dzieł religijnych, to Tarantino nie bał się w Bękartach Wojny zająć ludobójstwem i choć nie cierpię tego filmu, to doceniam kwestie, jakie porusza, zaś konstrukcję podziwiam, z tą wzorcowo ułożoną początkową rozmową. Kocham za to Dawno temu w Hollywood, bardzo się ciesząc, że bajkowa treść znalazła sobie współczesną formę. A już fantastyka ma szczególne prawo, by zajmować się tematami skrajnymi, gdzie indziej urojonymi, uzbrojona została w niezbędny oręż.
W naszym świecie możemy co najwyżej rozważać istnienie duszy. Nie da się jej zmierzyć i zważyć. Tato mi opowiadał o umieraniu własnego ojca, kiedy dzieckiem będąc, a w lesie wychowany, przez gajowego i mały mając wtedy związek z otoczeniem, patrzył na tego swego rodzica, z przedziwną, niezrozumiałą ciekawością dziecka wobec śmierci, czy tę duszę zobaczy, bo wyjść ma. Nie zobaczył. W naszym świecie może dusza jest, a może nie, ale nie piszę o naszym, ale o takim, w którym jest na pewno i aborcja to nie tylko usunięcie kilku komórek, a morderstwo. I w takim, nie naszym, niesie konsekwencje, więc po co mi kontekst tego tutaj?
Ale bynajmniej Las wie nie jest nawet o aborcji, to pretekst.
Tłumaczyłem względy konstrukcyjne dla których niezbędna mi jak to zwiesz, „święta” dziewoja. Przypisujesz mi, że upodobniając jej stan, przeciwstawiam ją spędzającej płód. To bardzo powierzchowne spojrzenie, ich ze sobą nie łączy nic pozą ciążą. Podobieństwa są, ale z kimś całkiem innym.
Autor nie powinien zdradzać, o co mu idzie, tym bardziej, kiedy podrzuca tropy wiodące na manowce, jak chociażby ta ciąża. Autor z błądzenia czytelników powinien się cieszyć. I cieszy mnie, choć zarazem martwi, bo usiłujesz narzucić jednostronne odczytanie tekstu. Redukujesz go, kiedy ja przeciwnie, usiłuję ustanowić wieloznacznym. Ale do rzeczy, kogo przypomina owa „święta”?
Widzisz, ja podążam za mamuną. Nie przepadam za przenoszeniem narracji z jednego bohatera na drugiego. To może się sprawdzić w powieści, kiedy da się poprowadzić równorzędne linie, a i tak za tym nie przepadam, w opowiadaniu gorzej, bo za mało miejsca, by przywiązać się do bohatera. Skakanie po kolejnych jeszcze to utrudnia. W tym tekście rzadko porzucam mamunę, zwykle staję za jej plecami i widzę, co ona. Więc kiedy ona nazwie spędzającą płód pustą, to ja się tego określenia trzymam. Nie wiem, czemu miałaby nazywać inaczej. Mamuna to nie jest miła postać, życzliwa otoczeniu. Owszem, czasem spojrzę innymi oczyma, to byłoby całkowicie nienaturalne, wybijałoby z rytmu. W tym teście zaczynam od łasiczki, bo mamunę trzeba wprowadzić, później zerknę oczyma Jagi, na chwilę przydzielę głos „świętej”, czy porońcowi, ale niechętnie i na nieliczne akapity.
Ale wracajmy do podstawowej kwestii, z kim tu podobieństwo?
No, popatrzmy. Idzie sobie ta mamuna, na mur natrafia, zjeść chce jędzę, by się nią nakarmić, marzy o wzrastaniu. Nie zależy jej na wyrównywaniu krzywd. Wszystko jedno, kto tym pokarmem. Inni nie mają znaczenia. Jak w tym Imperium kontratakuje, kiedy Vader zwraca się do Luke’a, by do niego przystał. Zdradzi złego imperatora, wykorzysta syna, urośnie, władzę przejmie, wytłumaczy pokojem w galaktyce. Słuszne intencje to taka ściereczka, w którą można wetrzeć każdą obrzydliwość. A mamuna? Idzie dalej, natyka się na „świętą”, zjeść ją chce, bo tamta pełna mocy, ale niedostępna, innym murem otoczona. Tak jędzę, jak „świętą” wspierają większe siły. Dwie ciężarne nie są do siebie podobne poza jedną kwestią odmiennego stanu, za to Jaga i „święta” o wiele bardziej. Właśnie te dwie ze sobą zestawiłem, każąc mamunie leźć od jednej do drugiej. Dwie wielkie moce.
Co w ten sposób pokazałem?
Mamuna nie dostała ni jednej ni drugiej, nie jest wszechmocna i wszystko jej jedno, kogo dorwie. To żadna istota karząca, idzie jej o coś innego.
Powiadasz mi jaka ta dziewczyna jest, że wątpliwości ją dręczą, że los czekałby ją paskudny, a jej dziecko byłoby potępione. A może nie? Może jej i „świętej” związałyby się ze sobą, może sama niezamężna matka urosła, pokonując uprzedzenia. Ona wybiera inną drogę, łatwą. Samolubną. Postępuje po cudzych krokach, a jej największą winą jest słabość. Mała wobec mocniejszego świata. Ona zapłaci, bo nie ma czym się bronić, wielkie zło, to Jagi, ukarane nie zostanie, choć przecież mogłoby. Widzisz to tak, że ja kogoś przedstawiam w gorszym świetle i dokonuję zastępczego wyrównania rachunków. Gdyby naprawdę o to szło w tym tekście, „święta” doszłaby do muru, przekroczyła go, a za nią mamuna, by wiedźmie wyrwać serce, zdjąć głowę karku, a później nią podrzucać jak piłkę. Zło w proch starte. Nie zrobiłem tego, bo cóż, wielkie zło umie się chronić, znajdzie sojuszników, nie zrobiłem tego, z tego też powodu, że nie o spędzającą płód chodziło. Gdyby o nią, poszedłbym w stronę horroru. Wtedy rzeczywiście powinienem wgłębić się w to, skąd przybywa. Pokazać jak biegnie strwożona do Jagi, jak później wraca, w dołku ją ściska, ale tłumaczy sobie, że to osłabienie tylko, żadne inne rzeczy, ale sugerować zarazem, że jednakże sumienie ją rusza. Opleść empatycznymi odruchami. Dać ją polubić. Skupić się na ludzkiej stronie. Puszczony jej tropem poroniec z misją zabójstwa byłby wtedy naprawdę straszny. Pokazywać jak się przybliża, a ona jakieś cienie przeczuwa. Horror by się udał. Ale go nie ma.
Dopisujesz mnóstwo treści o dziewczynie spędzającej płód, których w tekście brak. Nie znajduję u niej wątpliwości moralnych, a strach związany z konsekwencjami i samolubne nieograniczenie, pozwalające robić, co wola. Czy powinna być za to ukarana? Nie moja sprawa oceniać. Innym się udało, Jaga w lesie żyje od dawna, nie raz pomagała okolicznemu ludkowi, pewnie nie tylko samym spędzaniem płodów. Na czymś musiała urosnąć. Skąd wiemy, że na czymś innym? Mamuna wątpi, kiedy pochyla się nad wyskrobkiem, małe to, niewiele mocy doda. Cała reszta to przypuszczenia, a dziewczyna po prostu ma pecha. Tak bywa ze słabymi, że płacą drożej za mniejsze występki niż te uprawiane przez możnych. Jasne, że to niesprawiedliwe, ale co z tego? Nie naprawiam świata poprzez fabułę, tylko opisuję zjawiska. Raz będą miały wymiar szerszy, innym wąski, byle ciekawy.
Las wie to historia mamuny, więc straszna przez to nie będzie. Miejscami otrze o grozę, ale mało przerazi. O zło się nie boimy. Chciałem je pokazać jako coś trudnego, wcale niełatwego, dodać, że z krzywdy się zrodzi, po czym do pierwszej doda drugą.
Śladów takiego odczytania tekstu mnóstwo. Nie chcesz tego zobaczyć, stale wracasz do redukcyjnego splatania ze sobą dwóch ciężarnych, kiedy one wcale ze sobą nie splątane, to myk. Podstęp w tekście rozważającym podobne treści, ale odmieniającym je.
Szkoda, że tak tego nie widzisz, ale trudno, bywa.
Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.