Kawał tekstu. Odnoszę wrażenie, że w stosunku do rozwiązania i ciężaru zakończenia, całość jednak nieco za długo się rozpędza, zawiera na dodatek trochę elementów, które można by skreślić i nic by się nie straciło (na przykład co ma za znaczenie, że Turner jest celebrytą? Zaczynasz od niego, jakby to był główny bohater, poświęcasz ileś miejsca na tło postaci, a potem jego rola właściwie jest żadna, mógłby równie dobrze być mechanikiem lub lekarzem).
Ogólnie dziwny wydaje mi się skład tej drużyny – kapitan bez niezbędnego doświadczenia, nieszczególnie trzymająca załogę w ryzach? Nieprzystosowany społecznie gość od odwiertów? Turner i Isajev, którzy się nie znoszą, choć właściwie nie wiadomo dlaczego? Na dodatek obaj okazują się tak nieprofesjonalni, nawet rosyjski szpieg, że wdają się w niewyjaśnioną przez Ciebie bojkę w skrajnie niebezpiecznych warunkach? Astronauci są przygotowani do misji naprawdę długo, wątpię, by organizatorzy przymknęli oko na takie problemy przy tak dalekiej i ważnej misji.
Jakby co, przejrzałam losowo komentarze, i mogłabym się praktycznie w całości podpisać pod komentarzem Lukena. Czytałam z przerwami, bo naraz nie dałabym rady. Nie związałam się z żadnym z bohaterów, w zasadzie bardziej mnie irytowali niż ciekawili. Postać Isajeva należycie się ubarwiła pod koniec, ale reszta? Niepewna siebie, słaba pani kapitan, bezbarwna pani biolog, równie nijaki Turner. Tylko Kazuyoshi ma charakter, moim zdaniem.
Co jeszcze… za słaba jestem w fizyczne i biologiczne klocki, ale były w tekście fragmenty, które wydały mi się lekko naciągane (tak, wiem, to fantastyka); nie wątpię, że przygotowałeś się solidnie, jednak raz czy dwa miałam wrażenie, że celowo pakujesz w krótki fragment sporo mądrze brzmiących zdań i terminów, po to, by podtrzymać iluzję, że to SF, a nie, dajmy na to, space opera. Nie zrozum mnie źle, może to wszystko z naukowego punktu widzenia ma ręce i nogi; chodzi o to jak ja to odbieram jako przeciętny czytelnik – jakbyś bardzo chciał kogoś, a może i siebie, przekonać, że jest “naukowo” (chodzi oczywiście przede wszystkim o niektóre kwestie Shannon).
Jeśli chodzi o nominację, muszę się zastanowić. Zasadniczo napisałeś kawał przyzwoitego tekstu, ale nie wolnego od mankamentów, a poza tym w sumie nieodkrywającego Ameryki (ileż już było o ludziach zamkniętych w ciasnej przestrzeni i walczących z wywołanymi przez to zamknięcie problemami?). Jeśli zaś chodzi o sprawy techniczne, powinieneś popracować nad powtórzeniami ;)
„…niż zasiąść przy stole z kubkiem parującej americano. Nawet jeśli trzeba było uważać przy najmniejszym ruchu, by kawa nie wypłynęła z kubka.”
„Wpompowałam w niego wszystko, co miałam, ale to fatalny przypadek. Po tak długim przebywaniu w stanie nieważkości, nie może przywyknąć nawet do niskiej grawitacji. To jedyny przypadek istotnych powikłań po podróży. I tak możemy mówić o szczęściu…
– Nie musisz mówić tego, co już wiemy – przerwała jej Bernan i wskazała ekran.”
„Wydawać by się mogło, że po tak długim czasie we własnym towarzystwie[-,] zżyją się ze sobą i będą sobie bliscy prawie jak rodzina.”
„Wstawaj, nic ci nie będzie[+.] – Biolog podsumowała diagnozę i wyłączyła aparaturę.”
„W zasadzie[-,] nie miała pewności, czy tak by było, ale chciała go postraszyć.”
„Jakby to było takie proste[+:] zapomnieć o tym, co przed chwilą usłyszały.”
„dwóch facetów w bieluśkich skafandrach – jeden smutniejszy od drugiego, jakby wracali z pogrzebu ulubionej prostytutki” – woah, bardzo dobre zdanie
„…drążących tunel spirali wykonanych ze stopu tak złożonego, że Kazuyoshi nawet nie próbował zapamiętać jego nazwy. Wszystko w stałym ruchu.
Ściany tunelu zalewane odmrażaczem na bazie metanolu, tak samo cały mechanizm. Co dwieście metrów automat na powierzchni wsuwa kolejny segment budujący ściany tunelu.”
„Przecież nikt inny by tu nie zajrzał.
– Skąd… ta… inna?”
„Kobieta odpowiedziała coś, ale Kazuyoshi nie myślał zakładać hełmu, by wdać się w pogawędkę i wrócił do pracy.” – Dziwna konstrukcja. Znam „ani myślał coś zrobić”, ale „nie myślał”? Pierwsze widzę.
„…wyszczerzył zęby jeszcze mocniej, choć wiedział, że uśmiech to ma taki, co najlepiej nadaje się do radia.”
<3
„Nie, żeby Kazuyoshi na coś liczył. Może dziesięć, piętnaście lat temu, ale teraz… Bliżej mu było do rubasznego wujaszka, opowiadającego dzieciakom zbereźne dowcipy niż do amanta.
– Życie – dodała pani biolog, podchodząc bliżej operatora wiertła. Kabiną zatrzęsło, więc złapała się fotela. – Proste organizmy, porównywalne do sinic.
Kazuyoshi zagwizdał.
– Pod lodowymi czapami Marsa też żyją jednokomórkowce – dodała kobieta. – Ale te tutaj to całkiem inna liga. Wiesz, skąd się wzięły rośliny?
Mina górnika była wystarczającą odpowiedzią.
– Chloroplasty pochodzą od endofitów – stwierdziła, ale wyraz twarzy Kazuyoshiego nie uległ zmianie. – Organizmów żyjących wewnątrz innych organizmów.
– (…) To może uprawdopodobnić występowanie życia gdziekolwiek, ale… – przerwała, widząc skonfundowanie rozmówcy, po czym zaczęła od początku. – Wiem, że założenie, iż ewolucja przebiegała tu podobnie jak na Ziemi jest pochopne i nieuzasadnione… – kobieta mówiła dalej, ale miał wrażenie, że tym razem gada bardziej do siebie.
No nic, słuchał. Miała przyjemny głos.
– …ale to podobieństwo… Te organizmy wytwarzają fikocyjaninę i to w dużych ilościach. Wydawało mi się z początku, że to stąd ich właściwości, ale znalazłam coś jeszcze.”
Może się czepiam, ale… zwróciło to moją uwagę.
„Po raz pierwszy widzę coś takiego[+.] – [-w+W]estchnęła i pokiwała głową, co oznaczało, że przechodzi do sedna.” – Westchnienie i kiwanie raczej odrębne od kwestii mówionej.
„Same świecą i wykorzystującą to do fotosyntezy.” – Wykorzystują, nie wykorzystującą.
…i w tym samym akapicie…
„To z pozoru najprostsze organizmy, ale ich działanie jest złożone i wyspecjalizowane. Nie wiem, czy to tylko szczątkowe życie w półpłynnej części skorupy, czy jest tam tego więcej, ale…
– Dobra, śliczna – Kazuyoshi zatrzymał maszynę i wstał – Zerknij no tu. – Otworzył właz w podłodze.
Pani biolog nie lubiła jak ją komplementował, zmarszczyła więc czoło i chciała coś powiedzieć, ale ciekawość zwyciężyła i po prostu nachyliła się nad otworem.”
„– Dobra, śliczna[+.] – Kazuyoshi zatrzymał maszynę i wstał[+.] – Zerknij no tu.”
A jeśli upierasz się przy zapisie bez kropek, to „zerknij” nie może być wielką literą.
„Jedynym połączeniem między nią a załoga był długi na pół kilometra kabel.” – załogą
„…na wypadek, gdyby coś się spieprzyło i po oddzieleniu segmentu z wiertłem, kabina zaczęła nabierać wody.” – Wtrącenie winno być albo wydzielone przecinkami z obu stron, albo wcale.
„– Szykujcie śluzę dla batyskafu – rzuciła kapitan sztywna” – Wcześniej pisałeś Kapitan Sztywna, wielkimi literami.
„Shannon, wypuść Tunera” – Literówka w nazwisku
„Czasami miała wrażenie, że tylko dzięki pozie, którą przybierała podczas kontaktów z załogą, utrzymywała dyscyplinę na statku. Mijały kolejne miesiące, a ona mogła tylko patrzeć jak marazm powoli odbija się w twarzach astronautów.”
„Do tej pory Bernan sądziła, że przeszłość czyni z niej najlepszego kandydata to tej misji.” – do, nie to
„– Wolałbym, żeby Isajev go sprawdził. – Zatrzeszczał głośnik na biurku Bernan.” – Użyłeś szyku typowego dla dialogu, aż się prosi, by było bez kropki i „zatrzeszczał” małą literą. Oczywiście głośniki nie mówiąc, więc powinien być odwrócony szyk: „Głośnik… zatrzeszczał”. Teraz nie wygląda to dobrze.
„Prawie połowa głębokości Rowu Mariańskiego, a tutaj prawie tyle co nic.”
„– Płyniemy tam, skąd przypłynął żagiel. – Kapitan usłyszała zniekształcony głos Shannon. – Na razie nie widać nic. Poza wodą.
– Płyńcie dziesięć mil, potem powrót. Gdyby działo się cokolwiek dziwnego, wracajcie.
Po dziesięciu minutach…”
„– Coś widzę[+.] – To mówił Turner. – Na trzeciej i w dół.”
„…w ciemności odmętów oceanu. Kamera zjechała w dół, jakby kierowana myślami kapitan. W mroku dostrzegła małe, jaskrawozielone światła. Było coś jeszcze. Gdy batyskaf podpłynął bliżej, zobaczyła coś jakby słup albo pozbawione gałęzi drzewo wyrastające z ciemności oceanu…”
„Łódź popłynęła jeszcze bliżej.” – podpłynęła
„Większość istot zamieszkujących wieżokoralowiec skryła się w cieniu tuneli[-,] albo uciekła niżej, w głębiny…”
„– Federson, Kazuyoshi – krzyknęła kapitan do mikrofonu.” – Skoro krzyknęła, to gdzie wykrzyknik?
„Skrzypnęły syntetyczne drzwiczki i sekretny kapitański barek ujrzał światło dzienne.
Opodal, w obitym syntetyczną skórą fotelu, siedziała Shannon.”
„Możliwe, że w jakiś sposób zmusiły nasze mózgi[-,] do tego, byśmy to zobaczyli.”
„– No, jak tak to ujmujesz, rzeczywiście brzmi nie najlepiej… ale to tylko hipoteza. Widzieliśmy tam dziecko. Na oko dziesięcioletnie. Kryło się w zakamarkach wieżokoralowca, ale było ciekawskie i wypłynęło, by się nam przyjrzeć. To absurd. Nie mogło tam być żadnego dziecka, przecież wiem, ale widziałam…”
„– Do kogo było podobne? Turner porównał je do kogoś.” – Co? Gdzie? Nic takiego nie było, żeby je porównywał.
„Kapitan Bernan była osobą twardo stąpającą po Ziemi” – Z ciekawości, czy ta Ziemia wielką literą jest celowa? Jeśli tak, to piękny zwrot <3 Jeśli nie, to błąd ;p
„Shannon zrobiła pauzę, czyli zaraz miała wyskoczy z czymś doniosłym.” – wyskoczyć
„Federson też to widzi, więc nie zwariowałem, ale to kompletnie popieprzone. – Nastała cisza. Kazuyoshi zrobił przerwę, ale nie z takich samych powodów, co Shannon. Chyba po prostu musiał sobie golnąć. Bernan doskonale go rozumiała.
Ciekawe, ile alkoholu zostało przemycone na pokład tego statku?
– Tam jest człowiek – kontynuował księżycowy górnik. – To niemożliwe, ale tam jest człowiek!”
„Istota przypominająca Thomasa Greenberga pokazywała coś na migi, a Bernan odpowiadała tym samym, ale nie wyglądało na to, by doszli do porozumienia.
Potem kapitan zdecydowała się popełnić samobójstwo – a przynajmniej tak pomyślał Isajev, widząc, jak tamta ściąga hełm. Instynkt kazał Bernan wstrzymać oddech, ale szybko zabrakło jej powietrza i zachłysnęła się wodą. Tonęła.
Ktoś – Federson albo Kazuyoshi – uruchomił alarm, zewnętrzna śluza zatrzasnęła się natychmiast, pompy opróżniały komorę z wody, ale wszystko działo się zbyt wolno.”
„Nie wiem, co się tu odpierdala, może mamy jakąś narkotyczną jazdę przez kosmiczne opary, czy coś, ale przecież nikt nie oddycha pod wodą!
Bernan chciała odpowiedzieć, ale jej domniemany ojciec zrobił krok do przodu i przemówił jako pierwszy.
– Chcecie odpowiedzi, ale nie potrafię wam ich udzielić. Ten świat jest inny od naszego, rządzą na nim inne reguły, życie rozwija się w odmienny sposób. Powinienem zginąć. Powinienem utonąć i rzeczywiście, tonąłem, ale tylko przez chwilę.”
„– Ja się piszę[+.] – Kuźnicki jak widać miał inny ogląd sytuacji.”
„– Jest noc, idź spać[+,] kapitanie Turner”
„– Isajev?! Turner? Ana? Co tu się dzieje?! – zaprotestowała kapitan, gdy pojawili się we wnętrzu kabiny, ale w mig oceniła sytuację i rzuciła się do szafki przy łóżku. Isajev wiedział, że ta cipa chowa tam pistolet. To była jedyna broń palna na całym statku.
Miał zamiar skoczyć w tamtym kierunku, ale Turner go wyprzedził. W momencie gdy Bernan miała już odbezpieczyć rewolwer, wbił strzykawkę w jej łydkę i nacisnął tłok. Padła nieprzytomna nim zdążyła nacisnąć spust.
Sobowtór Greenberga natarł na Isajeva, objął go w pasie i próbował przerzucić, ale nie na darmo jego przeciwnik był żołnierzem. Isajev założył przybyszowi dźwignię na prawe ramię, ale fałszywy Greenberg był silny. Uwolnił się z uścisku i zaatakował.”
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr