Profil użytkownika

Dużo piszę i dużo czytam.


komentarze: 399, w dziale opowiadań: 399, opowiadania: 323

Ostatnie sto komentarzy

Cześć.

Obiecałem sobie, że nie będę oceniał tekstów anonimowych i słabych. Te pierwsze nie są warte czytania, skoro autor woli ukryć twarz za krzesłem. Te drugie… nie ma potrzeby wyrządzać autorowi większej krzywdy, niż ten wyrządził czytelnikowi.

Ale o dobrych tekstach zawsze warto napisać.

Ależ dobrze się to czytało. :-) W dodatku było zaskakująco i przez to zabawnie!

Bardzo, bardzo ładne. Dziękuję.

 

Jak widać, przy wspaniałych utworach daję sobie spokój z literówkami czy przecinkami. Nie wiem, czy w Twoim tekście są. Nawet jeśli, to nie zamierzam ich szukać. Ich poprawienie to drobnostka w porównaniu ze stworzeniem takiego dzieła.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Przeczytałem pierwszy akapit.

Prawdopodobnie moje uwagi mogą być uniwersalne dla tego tekstu, pewnie też dla Twojej twórczości.

“Weszli do portu wraz ze zmierzchem. Daleko za miasteczkiem, skrzyły się białe szczyty, strzelistego pasma. Gdyby nie świdrujący w nozdrzach smród, widok byłby całkiem uroczy. Wernar nie po raz pierwszy widział wyspę Farven, tajemniczy ląd, bardziej odstręczał niż zachęcał do cumowania. Postawił kołnierz i rozejrzał się po nabrzeżu. Rodzili się tu ludzie zdecydowanie bardziej krępi niż na kontynencie, a skłonność do agresji była znana jak świat długi i szeroki.“

  1. Unikaj takich dwuznaczności, jakie są w pierwszym zdaniu. Zmierzch nie chodzi. OK, rozumiem, że chodziło o nastanie zmierzchu, ale Ty i tak użyłeś skrótu myślowego. Unikaj tego zwłaszcza na początku książki. Później pewnie ujdzie Ci to płazem i nikt nie zauważy. Ale pierwsze wrażenie robisz takie: “ocho! Trzeba uważać, bo człowiek pisze dziwnie”.

    Uwaga subiektywna; nie sądzę, aby to, co napiszę, funkcjonowało jako błąd. Rozpoczęcie tego typu, choć najpospolitsze (czy raczej jedno z dwóch najpospolitszych) uważam za bardzo słabe. Wygląda to tak, jakbyś wybrał przypadkowy fragment dzieła, rzucił nożem, a tam, gdzie ten się wbił, oddzielił część, której nie pokażesz od tej, którą upublicznisz. Przecież chwilę wcześniej mogło być na przykład “Wyszli z łódki, po czym ruszyli w lewo”. Prawda? Czy cokolwiek innego, choćby od ich dzieciństwa zacząć. A równie dobrze (nie wiem, czy ze stratą dla fabuły, bo nie czytałem) mogłoby to być 4 tysiące znaków dalej. Stąd takie rozpoczęcie jest dla mnie po prostu brakiem umiejętności rozpoczynania. A to się równa chodzeniu na łatwiznę.

  2. W drugim zdaniu masz aż dwa błędy interpunkcyjne! Oj (i tu wpisz sobie, co tylko chcesz, co przychodzi na myśl o Twojej korekcie i tzw. “bety”).

    Szczyty pasma? Nieszczęśliwie to brzmi. Mało kto na co dzień używa “pasma”. A nie łatwiej, że szczyty gór?

  3. Trzecie zdanie jest o smrodzie. Jak się ma zapach do widoku? Czy gdyby mieli upośledzony zmysł węchu, to widok nadal byłby wątpliwy? Przedobrzyłeś.
  4. Czwarte zdanie, to o Farven. Zbędny przecinek. Czy z poziomu łódki, łodzi czy statku można uznać, że ląd nie zachęca do cumowania? Pewnie tak, gdyby widzieć np. ogromne rafy, pożar na brzegu czy setki pali z nabitymi głowami.
  5. Ostatnie zdanie z zaznaczonego fragmentu. Sugerujesz, że bohater snuje wnioski o ludziach rodzących się na nabrzeżu! Yyy… Coś nie wyszło. Ponadto skłonność do agresji zapewne jest znana jak świat długi i szeroki. Ale czego dotyczy ten wniosek? To stwierdzenie natury religijno-filozoficznej? A może dotyczyło tubylców? No pewnie, że to drugie…, tylko dlaczego nie wynika to z tekstu?

Jak widzisz: technicznie niedoskonale. Logicznie jeszcze słabiej. Więc do pracy nad tym, aby następne teksty były coraz bliżej wspaniałości. :-)

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Chodzi o przecinek przed “rechocząc”. Jego brakuje.

“Rechocząc” będzie wyglądało jak wtrącenie, bo przed nim i po nim będzie przecinek.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. Bardzo ładne i zgrabne.
  2. Tu zabrakło przecinka: “Żaba rechocząc, ciągle plotkuje:“.
  3. Za długie! Padłem nieco dalej niż za połową, bo wciąż to samo tylko z udziałem innych zwierząt. Najpierw seria o tym, co robią, potem część najmniej dramatyczna (a powinna być najbardziej!) o tym, co stało się pawiowi w ogon, a następnie to, co w części pierwszej, tylko w innym duchu. Za dużo!

Mam czterolatka. Nie ma żadnych szans, że wysiedziałby do końca tego wiersza (czytanego np. przeze mnie). Bo wymieniasz zwierzęta, to, co robią i w za dużych ilościach. Daruj dosłowność: wiersz idealny, gdybym wybrał go na dobranoc (czytam Synkowi codziennie właśnie przed snem, stąd wiem, że nadałby się). A to nie jest za dobra rekomendacja.

 

Wiesz, czego się spodziewałem? Myślę, że wiesz, ponieważ napisałeś to świetnie. Tylko za długo. Spodziewałem się tego, że wymienisz kilka zwierzaków i ukażesz, co robią dla jubilata. Ale miało być ich mniej, niektóre zwierzęta mogłyby zajmować pół strofy (miast całej), a inne mogłyby przygotowywać prezenty, a nie tylko siebie. Potem akcja z fryzjerem: najpierw zachwyt, że przyszedł wielki mistrz, potem sugestia, że z mistrzem coś chyba nie tak, wreszcie narastająca groza sytuacji (mistrz chyba robi coś nie tak), na koniec pauza, która w innej sytuacji byłaby nagle zapadającym milczeniem, które powstało, gdy zwierzęta spojrzały na pawia. Czyli: dałeś do zrozumienia, że stała się katastrofa, ale jeszcze nie zdradziłeś, co dokładnie. A to, co się stało, byłoby w trzeciej części wiersza, czyli wówczas, gdy zwierzęta zaczynają drwić. Każde z nich widzi coś innego lub widzi to w inny sposób i dopiero wówczas zaczyna albo drwić, albo zaczynają się z nim dziać śmieszne rzeczy (np. jedno może świadomie żartować, ale inne może “wrzucić” niewidzialność, przybrać kolory zmarnowanego pawia, wydalić kłaczek itd.).

Jeżeli jest jakaś czwarta część (a sądzę, że tak, bo sugerowałeś morał, a do niego nie dotarłem), to… nie mam sugestii, bo nie doczytałem. :-) Wiesz już, czemu.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Nie rozumiem. Naprowadź mnie na zrozumienie albo na chwilę oddaj się mojemu sposobowi myślenia.

Tworzysz dzieło. Zdajesz sobie sprawę z jego niedoskonałości.

Primo: kiedy?

  1. Na etapie jego wymyślania, czyli tworzenia świata, fabuły i bohaterów?
  2. Na etapie pisania (”w głowie wyglądało to fajniej i spójniej…”)?
  3. Po ukończeniu dzieła, gdy przeczytałaś całość?

Publikujesz dzieło niedoskonałe.

Secundo: czemu?

  1. Bo wiesz, że coś jest nie tak, ale nie wiesz, co?
  2. Bo nie ma szans, abyś sama sobie poradziła z poprawkami, gdyż jest ich za dużo?
  3. Bo nie chce Ci się/nie widzisz sensu poprawiania?

Uznajesz, że “jakość Twoich tekstów wciąż pozostawia wiele do życzenia”. Czyli nie dotyczy to tylko tego tekstu, ale i innych, zapewne masz na myśli wcześniejsze.

Tertio: czemu tak jest?

  1. Bo chcę pisać, ale chyba osiągnęłam granicę możliwości i przez obecne słabości już się nie przebiję?
  2. Bo jestem w trakcie intensywnego rozwoju moich umiejętności, szlifuję warsztat pisarski, pracuję nad wyobraźnią, czytam poradniki dotyczące interpunkcji i gramatyki, gdy mam wątpliwość, to sprawdzam itd.?
  3. Bo rzeczy, które trzeba wiedzieć, jest za dużo i nie chce mi się udoskonalać techniki i wiedzy?

Dla jasności: nie kpię. Tekstu nie czytałem.

U mnie jest tak: nie umiem? To odpuszczam. Nie umiem, ale chcę umieć? To zabieram się za naukę, aż będę umieć (nawet obecnie, czyli wczoraj i dziś [tydzień temu i za tydzień również] uczę się zupełnie nowych dla mnie rzeczy, bo chcę je znać i potrafić ich użyć, a są to naprawdę duże rzeczy).

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Pierwszy tekst jest fatalnie napisany. Pierwsze zdanie to miazga. Czytałem je trzy razy, aby zrozumieć jego sens. Choćby reszta była arcydziełem (a nie jest), to pierwsze zdanie… Nawet w tekstach nowicjuszy, którym nie piszę mojej opinii, bo szkoda czasu, pierwsze zdanie jest łatwiejsze do strawienia.

Drugi tekst jest raptem poprawny. Niezbyt oryginalny, w zasadzie zwyczajny. Ale chociaż ustrzegł się tak okropnego początku.

Gdybym miał głosować, to oddałbym głos na drugi tekst.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Już wspomniałem: jestem fanatykiem Warhammera (tak, jedni uważają to za “dark”, a ja chciałbym, aby tak było; jest to jednak “heroic”), ale nie wzgardzę D&D czy dziwnymi Kryształami Czasu.

Ale to historia: dziś są nowe systemy, być może lepsze.

A literatura? Tylko opowiadania. W książkach wolę dark, political, clerical (uwielbiam!).

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Tak, lubię fantasy. Nawet bardzo. A wersja “heroic” płynie w mojej krwi.

I co z tego, skoro źle mi się to czytało?

 

  1. Wygląda trochę jak parodia. Ale na pewno nią nie jest. Niestety tekst nie jest ani zajmujący, ani śmieszny. A skoro nie ma jednego z dwóch najważniejszych atutów, to co ma do zaoferowania?
  2. Gdy jeszcze rosłem, próbowano mnie przekonać, że w heroic fantasy wszystko uchodzi na sucho. Nie zgadzałem się z tym wówczas, aż nastało dziś. I nadal się z tym nie zgadzam. Gobliny w ilości 6 sztuk na ludzkiego jeźdźca? Warhammer mówi: niemożliwe. D&D chyba także. “Owcojebca”? Według jakiego systemu mają aż tak długie nogi? Super-hiper fajna i droga lampa w środku lasu, w rękach pomiotu Chaosu, który nagle jest jakimś pożądanym kapłanem? Yyy… Łeb? A jaka część opisu sugeruje, że to łeb, a nie głowa?
  3. Firefox twierdzi, że w tekście (bez tytułu) “Arkon” pojawia się 11 razy… Strasznie dużo razy.
  4. Wydaje mi się, że niewłaściwie zapisujesz dialog bohatera ze sobą samym.

Ponieważ tekst nie jest śmieszny ani prześmiewczy, to zakończenie go dobija. Ponieważ odkręcił wszystko, to tekst da się ująć w klamrę i wyciąć bez straty dla życiorysu tego czy innego bohatera.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Proroku, być może pewne uściślenie się przyda. A być może nie.

  1. Nie zarzucam Ci powtórzeń, bo nie czytałem tekstu dokładnie. Sugeruję: jeśli nie umiesz sprawdzać tekstu totalnie za jednym razem, to czytaj kilka razy i zawsze “pod pewnym kątem”. Okazuje się, że to nigdy nie zaszkodzi, a może pomóc. Błędów interpunkcyjnych masz trochę. Rozumiem, że nie wszystkie zdołasz poprawić. Obaj stwierdzamy fakt.
  2. Chrześcijaństwo to chrześcijaństwo. Butelka to butelka. Młotek to młotek. Chrześcijaństwo to nie jest młotek. Butelka to także nie jest młotek. Za daleko idącym uproszczeniem jest nazywanie czegoś, co nie jest chrześcijaństwem, chrześcijaństwem. Bo człek myśli “chrześcijaństwo”, a widzi coś tam. Jeszuanizm, chrystiaństwo i co tam jeszcze chcesz. Aby nie marnować potencjału na nazywanie młotka butelką, warto dać własną nazwę. W końcu to i tak nie jest chrześcijaństwo. A jeśli jakimś sposobem Twoją powieść zobaczy więcej osób, to sądzisz, że moja opinia będzie unikalna? Nie będzie.

    S-F może być taka, jaką czasami krytykuje pan Lem: zwykłe fantasy, tylko z robotami. Czyli: w tle i tak działa magia albo inne kompletnie irracjonalne zasady świata, a nazwano to S-F, bo autor miał taki kaprys, by dać roboty i latające samochody. A można też podejść do tego z większą dbałością o zasady przyczyny i skutku.

    I jeszcze: teologowie raczej nie mają monopolu na tworzenie religii. Ja po prostu nieco więcej wiem o jej historii. I tyle. Taki czy inny system religijny może sobie wytworzyć każdy zainteresowany i wystarczająco mądry. Więc to nie teologia skłania mnie do tych wniosków, tylko logika.

  3. A czy spotykasz w poczytnych książkach, że ktoś krzyczy “JANEK!!! Wracaj!”? Bo ja chyba nigdy nie spotkałem. Za to pisałem tak w podstawówce. Poważnie. Nie chcę Ci uwłaczać, a jedynie mocno zaakcentować, że znów sięgasz po łatwe rozwiązania, aby przekonać czytelnika, że bohater krzyczy tak głośno, że JPRLD. A da się to zrobić bez tej nieładnej wizualnie maniery.
  4. Ja piszę o tym, że rzuciłeś jakimiś Wyższymi bez oblekania ich w cokolwiek: w materię, w obrazy, w opisy, w sposób myślenia o nich… Dałeś hasło tak samo wartościowe, jak “Langoliery”, “chrumpak”, “Ketzalkoatl”, “palimpsest” czy “siderblorkif”. Sądzę, że większość Polaków nie wie, czym w filmie były Langoliery, co to Ketzalkoatl czy palimpsest. Chrumpak jest z dowcipu, a ostatni wyraz to prawie wynik przypadkowych uderzeń w klawirę. To są hasła. Nic za nimi nie stoi. Nie ma absolutnie żadnego powodu, aby się nimi przejąć i zapamiętać, jak brzmią. Tym samym są u Ciebie Wyżsi.

    To nie jest prostota zdania: to uproszczenie w wyrażaniu czegoś, czego nie należy upraszczać.

    Dobitniejszy przykład: napisz, że “lud Arkanai mieszka na północ od Satrianii i na południe od Irhengaardu, pomiędzy Vaarhestrą a Ytroth”. Ładne? Może. A jaki ma sens? Żadnego. Podobnie jak nie ma znaczenia, bo to tylko hasła, z niczym się nie wiążą, nikogo nie obchodzą. A zamiast tego ktoś postanowił, że przed każdym odcinkiem “Gry o tron” będzie pokazywać ładną mapkę i podczas trwania sezonu pewnie połowa oglądających wie, gdzie leży połowa ważnych lokacji.

    Popełniasz kardynalny błąd. Może nie jest karygodny, bo to Twoje dzieło. Ale błąd jest ogromny, mimo iż jest popularny.

  5. “Był i miał” jest dla mnie synonimem dla opisu tak podstawowego, jak to tylko możliwe. Twój taki jest (jeżeli nadal nie wiesz, co mam na myśli, to zauważ, że w tym króciutkim fragmencie występuje 3 razy “miał” w różnej odmianie). Oczywiście możesz pisać o Mickiewiczach i kim jeszcze chcesz. Możesz też poprawić umiejętność tworzenia opisów. I wcale nie trzeba mieć zacnego imienia czy nazwiska. Zazwyczaj proponuję, aby nauczyć się tworzyć opisy bez użycia choćby jednego “był” i “miał”. To dobry początek tego, aby opisy wyglądały ładnie.

    Nikt prócz Ciebie nie wspomina o wyśrubowanych opisach przyrody. Jeśli masz ochotę, to takie pisz. Ale kto je przeczyta?

  6. Ewangelie. Nie wczytałeś się w mój zarzut. To jeszcze raz. Każdy, kto obcuje z tekstami świętymi chrześcijaństwa, ten wie, że na co dzień nie mówi się “Ewangelia według świętego Łukasza”. Mówi się: “Ewangelia Łukasza”, “u Łukasza”, “ewangelista Łukasz pisze”, “trzecia ewangelia” itd. “Markowa”, “ewangelia Markowa”, “druga księga Nowego Testamentu”. Specjaliści oczywiście upraszczają to jeszcze bardziej. I tak dla pierwszych pięciu ksiąg Starego Testamentu używa się nazw łacińskich albo mówi “pierwsza Mojżeszowa”, “druga Mojżeszowa” i dalej. Dla wszystkich pięciu używa się nazw “Tora”, “Pentateuch” i “Pięcioksiąg”. Sądzę, że Izraelczycy i Palestyńczycy mówią też “Prawo” czy “Prawo Mojżesza”.

    Zaś prawdopodobnie jedynie ktoś, kto o ewangelii mówi i myśli raz na jakiś długi czas, powie “ewangelia według świętej Magdaleny”. Język naturalny ma tendencję odwrotną do tej, którą ukazujesz.

 

Więcej uwag nie będzie ode mnie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Ślizgałem się po tekście, bo czytanie było uciążliwe.

 

  1. Czytaj i ponownie czytaj własne teksty. I sprawdzaj pod każdym możliwym kątem. Jeśli nie umiesz skupiać się zarówno na powtórzeniach, jak i interpunkcji, to czytaj kilka razy.
  2. Czy znasz odpowiedź na takie pytanie: dlaczego tworzysz nową religię i nazywasz ją chrześcijaństwem? Wydaje mi się, że ja ją znam, bo na ogół jest taka sama: aby ludzie wiedzieli, co to takiego i nie musieli się trudzić nad zastanawianiem się, co to za system. Zaś właściwa odpowiedź brzmi tak: bo nie chce mi się wymyślać całego systemu, a poza tym ani nie znam chrześcijaństwa wystarczająco dobrze, ani założeń tej czy innej religii, a jej uwiarygodnienie zajęłoby pół książki.

    To może po prostu przestań nazywać to chrześcijaństwem (tylko dodaj jakieś “neo” bądź wprowadź po drodze jakiegoś proroka, który dopełnia dzieło Jezusa, więc nazwa religii będzie pochodzić od tego proroka) albo dodaj krótki rys historyczny wynoszący na piedestał apokryfy?

    Jak zauważyłeś, wkurza mnie takie chodzenie na łatwiznę. Jestem teologiem i mam odchyły ku skrajnej logice. I dlatego mnie wkurzają tego typu uproszczenia.

  3. Interpunkcji daleko do doskonałości.
  4. Zapis! Czy nie umiesz przekonać czytelnika, że bohater krzyczy, inaczej jak tylko majuskułą i trzema wykrzyknikami? Nie? To słabo…
  5. Za dużo łatwizn. Jeszcze więcej łatwizny: “Wolę śnić, sądząc, że tamten świat przepadł w wyniku gniewu Wyższych – istot, których zdolności przerastają możliwości zwykłego człowieka.” Chcesz w jednym zdaniu, w dodatku w tekstach narratora, pokazać, co to za jedni ci Wyżsi. To chyba najgorsze ze wszystkich rozwiązań. Jeśli nie uwiarygodnisz Wyższych, nie ukażesz ich najpierw jako hasło, a potem nie określisz ich w rozmowach czy myślach bohaterów, to rzucasz hasło, które nikogo nie obchodzi i którego prawie nikt nie planuje zapamiętać.
  6. Opisy! “Dostrzegam niedaleko rycerzy biegających wokół, krzyczących, przepełnionych strachem, płaczących nad losem zabitych. Wszyscy mają zakryte twarze stalowymi maskami, zawierającymi odbicia bohaterów z Dnia Zbawienia. Przy paskach mają niewielkie, ceramiczne naczynka z czerwonym proszkiem. W dłoniach trzymają miecze, na których mają wyryte runy, chroniące ich przed czarną magią.“ To niestety jest opis, którego uczą w szkole podstawowej: był i miał.
  7. I te nazwy Ewangelii… Jeśli nie przemyślisz tego, jak w rzeczywistych kręgach religijnych nawiązuje się do świętych tekstów i że nie są to tylko ewangelie, to ten twór pozostanie boleśnie sztuczny. A mamy tak: Ewangelia świętego Marka, Ewangelia Łukasza, tekst Jana, List do Iksów, List Czesława, Drugi List Kazika, Trzecia Księga Mojżeszowa. A takie pewnie gdzieniegdzie się pojawiają: Wielka Ewangelia, Ostatni List Wieńczysława. A takie pewnie mogłyby się pojawić: Wielki Apokryf, Deuteronomicon (nie, nie mylić z Nekronomikonem, za to poczytać, co to księgi deuteronomiczne), List Pana, List Eliasza, Ewangelia Adama, Ewangelia Seta, Ewangelia Lilit.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Czyli już można nie czytać poprzedniego tekstu, skoro dałeś tu taki niepiękny spojler.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. Interpunkcyjnie słabo.
  2. Dialogi rzeczywiście wiarygodne.
  3. Sens w zasadzie żaden. Ot, scena.

Masz więc dobre dialogi. To za mało na to, by ten tekst się obronił, ale masz dobre dialogi! A to oznacza, że być może następny tekst będzie lepszy.

Zobacz, na co najczęściej można ponarzekać w tekstach: na błędy, na nudną fabułę i na słabe dialogi. Słabe dialogi to jeden z najczęstszych zarzutów i największych błędów.

Jest nadzieja. :-)

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Już tłumaczę, czemu mi się nie podobało.

  1. Interpunkcja zła. Jeśli tekst ma mało wyrazów, a mimo to z łatwością znajdę kilka błędów interpunkcyjnych, to słabo.
  2. “I ja, w siodle, czując jak wiatr…”. Czyli “i ja, czując, jak boli mnie noga”? I na pewno nie “i ja, czujący, jak boli mnie noga”?
  3. Gdybyś połowy przedmowy nie poświęcił na włosy, to być może ostatnie zdanie tekstu byłoby zabawne. A wyszedł z tego kolejny objaw frustracji. OK. Ale nie czytam tekstów dla objawów frustracji.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

W takim razie sugeruję, abyś nie omijał tych zagadnień gramatycznych, które przeplatają się przez pierwsze lata nauki czytania.

Istnieją takie znaki, jak kropki, przecinki i pytajniki. I jeszcze trochę innych, lecz w pierwszych kilku linijkach tekstu brakuje Ci tych. Zajrzyj do podręcznika szkolnego albo do Internetu i zobacz, jak wyglądają i do czego służą.

A być może po prostu nie należy mrużyć oczu, bo mogą umknąć Ci te malutkie znaczki?

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. Uwaga o rodzaju męskoosobowym – tak. To rzuca się w oczy.
  2. “no i kamień ciebie uwierał“ – kto tak dziwacznie mówi, posługując się językiem polskim? Obcokrajowcy?
  3. Interpunkcja zła. Za dużo przecinków. Utrudnia to odbiór (choć wiem, że ułatwia Ci zapis, gdy nie wiesz, czy postawić przecinek właśnie tam).

Impresjonistycznie było. Wiele osób zna jakieś tam przypowieści o Buddzie (Mahomecie czy Sokratesie – dla wielu są to postacie równie mityczne i pochodzące z nieokreślonego “dawno temu, za górami i lasami”). I te osoby wiedzą, iż owe “powiastki umoralniające” mają swój klimat i są krótkie. Twoja jest długa. Za długa.

Byłoby medytacyjnie, gdyby było krótko. A Ty starałaś się za bardzo zachować tu jakąś przyczynowość, zbudować jakieś ramy rzeczywistości. I przez to wyszło za długie, za nudne, wręcz przegadane (widać można napisać “przegadane” nawet o tak krótkim tekście).

Pomyśl ze mną.

Znasz to pitu-pitu o rycerzu, który pyta Buddę, czym jest piekło, a czym niebo? Jakieś 8 zdań. A pitu-pitu o Salomonie i dwóch matkach? Kilka zdań, prawda? A o Jezusie i nierządnicy? Kilka zdań.

W tej małej ilości zdań, w tej kwintesencji dobroci jest prawdziwa moc tych parabol. U Ciebie zaczęło się dobrze (poza przecinkami), a potem się wlokło. I coraz bardziej przypominało rozmowę dającą się słyszeć w stereotypowym wariatkowie.

 

Dla jasności: gdybyś mnie zapytał, to zaliczyłbym Ci to ćwiczenie. Oddałeś to, co chciałem poczuć. Zepsułeś tym, czego nie chciałem czytać, ale wystarczy na trójkę.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Dobra.

“– To przestaje być, cholera, śmieszne. Zawsze, po popijawie, budzę się z cudzą głową pod pachą.“

Ja czytam przecinki. Wiem, że nie każdy to robi, ja czytam. Więc tu było tak, jakbym jechał deskorolką po bruku (ale tym ze starówek). Tra-ta-ta-ta tymi przecinkami.

 

“Lecz płochy nastrój przesłaniał nerwowe wyczekiwanie, choć krotochwile trwały…“

Słowo daję: to zdanie jest tak wartościowe i treściwe, jak brakujące dwa wyrazy do jakiegoś drabla. Nie wiem, czy napisałeś drable (nie liczę wyrazów). To zdanie jest takie nijakie (zarówno niezależnie, jak i dla kontekstu), że razi.

 

“– I dziwić się tabliczkom “Zakaz wprowadzania psów”. Pół dnia pchlarza ganiałem, zanim odzyskałem półdupek.“

Jakieś 20 lat temu, gdy pisałem z kolegą pierwszą w życiu sztukę teatralną, zacząłem rozumieć, jak ważne jest to, aby dało się wypowiedzieć to, co się zapisuje. “Pół dnia pchlarza ganiałem, zanim odzyskałem półdupek” – sprawia problemy w wypowiedzi. Ponieważ “pchlarza” nie słyszałem od lat (OK, to cmentarz, więc mój argument słabnie), to nie wiem, kto wyraziłby swoją myśl w ten sposób. A ponadto poległa moja próba na wyobrażeniu sobie, co można zrobić z odzyskanym fragmentem… czego? Mięsa? Utrata żuchwy? OK, być może da się dopiąć. Ale fragment mięsa? A jeśli nie mięsa, to czego? Miednicy? Uda? Fragment tak dużych kości?

 

“I wyruszyły polskie umarlaki na statku Twardowski, drwiąc z promieniowania jonizującego, postawić pierwszą, ziemską stopę na Marsie. Niekoniecznie własną.“

Czemu służy wzmianka o promieniowaniu jonizującym? Czy to jedyne zagrożenie w Kosmosie?

Przypuszczam, że widzisz, że wzmianka o niekonieczności własnej stopy jest słabsza. W zasadzie wypadało ją umieścić, aby jeszcze się pośmiać, aby klimat jak z “Armii Ciemności” był kompletniejszy. Ale wyszło prawie dosłownie. A nic nie zabija humoru skuteczniej niż dosłowność. Moim zdaniem.

 

Było trochę jak dowcip z wplecioną jego interpretacją.

 

I żywię rosnący szacunek do Ciebie, do człowieka. Po prostu uwielbiam Twój sposób myślenia (bo zakładam, że jest podobny do tego, jak piszesz).

 

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Najłatwiej będzie mi wskazać, dlaczego było nudno. Bo tak rozłożyłaś akcent w tekście, że czytało się go jak instrukcję obsługi.

Informacja, nic więcej (prawie nic, bo jeszcze szczątkowa obyczajowość w postaci jedzenia i zakupów, której brak nic by nie zmienił).

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Pierwsza mniej więcej połowa podobała mi się bardziej niż druga. W zasadzie druga rozczarowuje.

Pośród pochwał być może warto zapomnieć o mojej opinii. Gdybyś chciał szczegóły na temat tego, czemu moim zdaniem później było słabo, to daj znać. A jak nie, to pewnie jeszcze lepiej. :-)

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Nie wydaje się pieniędzy na zakup takiego tekstu. Sięgam po książkę z półki, patrzę na pierwszą stronę i widzę coś takiego. Po chwili odkładam papierowy prostopadłościan i pozwalam umysłowi jak najszybciej o nim zapomnieć.

Dlaczego unikam takich rzeczy? Nie będzie subtelnie, tylko na temat.

 

Istota była sobie kiedyś i coś tam robiła… Kurczę, ale gdzie tu sens? To jest tak wyświechtane pójście na łatwiznę, że strzał w policzek. A czemu nie jest to pradawna sokowirówka? Albo przedwieczny deuter? Czemu nie jest to muszka owocowa? Po co sobie jest i coś tam robi? Wszak równie dobrze może nie być istoty i może sobie ona nie robić czegoś tam, prawda? OK, rzuciłeś/aś monetą i będzie istota. Tylko po kiego? Daj najmniejsze choćby uzasadnienie i inne niż rzut monetą.

Istota jest i tyle. Jest i objawia jakieś funkcje istnienia. To, w jaki sposób to opisujesz, sygnalizuje baśń, mit albo zalążek jakiejś pradawnej tajemnicy, może odwiecznego konfliktu bądź odwiecznego uczucia. Ale robisz to w tak okropnie oklepany sposób, że chcę o tym zapomnieć. Czemu tak, jak zaczyna się co czwarte anime, co czwarty chiński film o dawnej świetności imperium i pewnie co dziesiąta europejska czy azjatycka legenda/mit? To ten sam poziom co “dawno, dawno temu, za górami i lasami”. Tu także jest założenie, że było to dawno i że było daleko. A czemu dawno i daleko? Aby nikt się nie czepiał, że autor nie wysilił się na zbudowanie wiarygodności?

Interpunkcja słaba. Zapis dialogów zły.

Istota nie wiedziała, co było przedtem. Ale zarazem pamiętała, że nie była sama… Plijs…

Wkracza Światło. I jakość zapisu jest już w lesie. Istota nie wiedziała czegoś, tam, światło ją opuściło i nie wiedziało, dlaczego. “Nie wiedziało”? Czemu Światło, skoro wciąż mowa była o istocie? Podmioty się pomieszały i resztki zrozumienia uleciały.

W tym momencie przerwałem, bo nie czytuję takich rzeczy.

Ale chciałeś konkretów, więc masz.

 

Nie zakładaj, że czytelnik jest idiotą i lubi banały, niedopowiedzenia, że wciągnie go taka szemrana mistyczność (nie, nie słyszałem zachrypniętego głosu starej bajarki).

Jeśli reszta jest tak samo słaba, to proponuję porzucenie prac nad tym i rozważenie czegoś lepszego.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Ogrom tekstu, z którym nie dzieje się nic. A na pewno nic dobrego.

Jak widzisz, nikt go nie komentuje. Nie wiem, czy ktoś czyta.

 

W wieku 36 lat szanuje się czas. Gdyby to było moje, to albo doprowadziłbym do stanu możliwie dla mnie najlepszego, albo nie tracił nawet chwili (w tym na wklejanie tekstu na fora) i od jakiegoś czasu pisał coś lepszego.

Ale już Ci to pisałem.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Każdego wieczoru czytam bajki mojemu Synkowi. Taka spora książka, a w niej 365 tekstów.

Widać tam pewną prawidłowość (mimo iż jest około 10 autorów): autor bierze cokolwiek, następnie dorabia jakiś lejtmotyw bądź sięga po znany umoralniający frazes, po czym następuje coś, co umownie nazwijmy fabułą.

Przykład (wcale nie przesadzony): szklanki postanowiły zrobić konkurs na to, która jest najważniejsza. Inne:

a) owady chciały zrobić koncert… i zrobiły,

b) szalik chciał być latawcem i to mu się spełniło,

c) biedronka z pościeli chciała polecieć i poleciała,

d) nitka chciała zobaczyć morze i zobaczyła.

 

Twój tekst jest tego samego pokroju: cokolwiek zrobiło coś i koniec. Równie trudno byłoby stworzyć (i miałoby porównywalny sens, jak i ładunek emocjonalny) tekst o apokalipsie lodów Calypso, klawiszy od klawiatury czy rysików. Zamiast apokalipsy można wykorzystać rządy polityczne, jakiś system religijny czy podróż w czasie.

I już wiesz, dlaczego według mnie tekst leci tak nisko, że prawie haczy o łąkę.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. “Urwanie” to lepsze niż “zakończenie”. Takie z grupy “coś musi być”. Ani fajne, ani zaskakujące, ani śmieszne.
  2. Dialog kładzie tekst, bo didaskalia prawie się sylabuje, miast czytać.
  3. Kropka po “Górze” po co?

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Mytrix, a ja nadal czytam, aż napiszesz coś… fajniejszego niż taki tekst.

Wierzę, że nastanie tekst naprawdę zaskakujący, a nie bazujący na czymś, co dopowiada się na samym końcu. Wierzę, że będzie wciągający bardziej niż bagno i autentycznie zabawny, nie zaś sztucznie rozszerzany przez neutralne rymowanki.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Packą na pchłę? Zastanawiam się, ile osób sądzi, że naprawdę się tak da.

I spacerujące gnidy? Kto teraz sprawdza, jak wygląda gnida?

Koniec dygresji.

Na początku zarymowałaś, był też rytm. Szybko zginęło. Rozumiem, że pojawiły się trudności. Bo to było wyzwanie.

 

Jestem oszołomiony i zachwycony tym, czego dokonałaś. Gdybyś nadal zdołała rymować i utrzymać rytm, to Twoje dzieło stanowiłoby moją własną pierwszą w życiu zakładkę do książki z bajkami dla Synka. A ponieważ się to nie udało (naprawdę rozumiem, że to bardzo trudne, może nawet niewykonalne w przyjętej konwencji), to jeszcze raz: technicznie coś fantastycznego! Miazga!

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Tym razem to będzie detal prawie bez znaczenia (prawie, bo interpunkcja nie rodzi się sama z siebie): technicznie znakomicie.

Treść i forma… To chyba coś, do czego trzeba nastroju. Może alkoholu? Nie wiem, nigdy go nie piję. Może czegoś innego? Może lekkiej depresji?

Było oryginalnie i chyba spójnie. Wyjaśniłeś żart z Sylwestrem i tu było słabiej. Bo kto wyjaśnia żarty?!

Chyba życzyłbym sobie więcej czegoś takiego, a wówczas się oswoję.

I jestem prawie przekonany, że konwencja z potencjałem, o ile nie będziesz nadużywać niby-absurdu (o linkach pod pachą, bo tu było trochę siłowo).

Chciałbym napisać, że to było wspaniałe, ale trochę mnie zmęczyło (za dużo ludzi-coś-tam, którzy wszak nie mieli znaczenia). Było bardzo, bardzo dobrze.

I pewnie jak połowa czytających, nie zajrzałem pod wskazane linki (ja, bo tak już mam).

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Jacku, jest tak:

  1. masz wypunktowane wszystko, co słabe w Twoim dziele (to założenie); poprawiasz to wszystko zgodnie z zaleceniami i swoimi możliwościami, przez co staje się ona arcydziełem,
  2. masz wypunktowane jak wyżej, ale nie nanosisz poprawek albo robisz to niedostatecznie,
  3. nie masz powyższych wypunktowań i nanosisz poprawki najlepsze z możliwych,
  4. Nie masz nic i nic nie robisz – odrzucam ten scenariusz.

W świetle powyższego: czemu nie masz arcydzieła? Zupełnie serio.

 

I jak rozumieć to zdanie: “kazałem ją kreślić, przerabiać, wywracać na nice i poniżać“? Sugeruje ono mocno, że to nie Ty byłeś bogiem dla swojej dziatwy i nie Ty ćwiczyłeś ją i karciłeś. Zgaduję, że to tylko niefortunny skrót myślowy.

 

Na koniec: jest taka zasada, ma zastosowanie w ekonomii, sprzedaży itd. Stanowi ona, że czasami trzeba uznać, że jakiś projekt nie ma szans, aby stanąć o własnych nogach. I najmniejsze koszty poniesie się wówczas, gdy da się temu projektowi odejść w spokoju. Koszty są, po utwór powstał. Ale można nie generować już większych.

Na jakim etapie jesteś?

Może masz za słaby pomysł i nic go nie uratuje?

Może za mało wiarygodnych bohaterów i trzeba ich przemyśleć, a nie zmieniać? W konsekwencji wyrzucić i dać nowych.

Skoro ilość poprawek i zmian to objętościowo druga książka, to może nie należy jej ratować?

Całkowicie poważnie: na jakim etapie jesteś Ty i Twoje dzieło jako para?

 

Nie znam Twojego zamysłu ani pomysłu. U mnie podstawą każdego opowiadania czy książki (o ile to beletrystyka) jest jedno: czy mam pomysł (ten finalny albo te finalne) tak dobry, że kurde mać? Czy gdy osoba zainteresowana go usłyszy, to zrozumie, a później pomyśli sobie “w mordę! To jest świetne!”? I czy najpierw mi on podobał się w równym stopniu? Jeżeli tak, a pomysł u mnie chyba zawsze istnieje w kontekście jakichś wydarzeń i postaci, to potem zostaje zwykła manufaktura: coraz bardziej szczegółowy plan, nomenklatura (imiona, nazwy, miejscowości itd.) i spisanie tego.

Bez pomysłu klasy “rozpierdzieliło mi mózg” uznaję, że szkoda czasu.

A Ty?

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Czytałem tylko przedmowę, bo na resztę zabrakło mi czasu.

A co Ciebie goniło?

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Darkon, masz rację. I bardzo ładnie ją przedstawiłeś. Raczej nikt tego nie przyjmie do siebie i nie zastosuje. Kilka razy sugerowałem podobne rzeczy, zawsze jednak rozgoryczenie początkującego autora było silniejsze.

Autorze, a znasz powody, dla których wiele osób uznało, że nie da Ci zarobić? Abstrahując od tego, że najważniejszą wymienił Darkon.

To znasz? I zrobiłeś coś z tym?

Do czego zmierzam.

Kilka miesięcy temu przebijałem się przez tragiczny twór. Około milion znaków. Źle napisane i nudne. Ale waliłem głową w ścianę z ego autora. I oczywiście nie przebiłem się, bo nie da się.

Naprawdę powinieneś zawsze pamiętać o tym, że nie chodzi o Twoje ego. A o co? Ano o kasę, o to, ile czasu poświęciłeś/zmarnowałeś (wierząc, że właśnie to będą rozchwytywać w Empikach i takie tam).

Tak więc z ciekawości: co zrobiłeś, aby stało się to dobrą książką?

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Cheng, wiem, że ocena 1 na takim portalu będzie dla Ciebie bez znaczenia. Ale po czasie sobie przypomnisz, że jeden taki $*#@#@ dał tę pałę za Twoje starania. I będzie Ci przykro.

Nie wklejaj na forum o fantastyce tekstów, które tu nie pasują, bo co? Bo będzie pała.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

OK, zgaduję, że uwikłała się w korporacyjną machinę, przed nią wyrósł wielki Pan Od Rekrutacji, może nawet jakiś Arcykierownik czy Dyrektor-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać i stąd pewnie poczuła się mała.

Ale tekst jakiś taki… Niepociągający. Ani śmieszny, ani ładnie sklecony. Technicznie niedoskonały.

Miało być pewnie lekko absurdalnie, a wyszło tak siłowo.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Mi nie przypadło do gustu.

Spróbuję wyjaśnić.

  1. Wyjątkowo przeszkadzały mi imiesłowy. Masz chyba zdanie, w którym są aż dwa, te z końcówką “-ąc”. Nigdy ich nie szukam, a tu chyba było ich za wiele, bo raziły.
  2. Czasami dostawałem policzek od wyobraźni. Czytam i widzę to, co opisujesz, aż tu nagle “ołowiane chmury”. I zgrzyt. Co to? Cyber? Metro?
  3. Chyba najmocniej na początku: ogromna ilość przymiotników. Czytam o rzeczach bez znaczenia dla fabuły, a każda z nich ma jakiś przymiot. Po co?
  4. Najmocniejszy dla mnie argument: bazujesz na motywie dziecka. Jestem ojcem czterolatka i – jak pewnie większość ojców – mam bzika na punkcie swojego syna. I wyobrażeń, że małym synom cokolwiek może zagrażać. Zagrałaś więc (nie to było Twoim zamiarem, to jasne) na moim najsłabszym punkcie. Nie wiem, czy ktoś to lubi. Ja nie. Gdybym nie był młodym ojcem, to tekst byłby bliski neutralności dla mnie, gdyż klimat – niestety – został zabity przez – moim zdaniem – nietrafne i zbyt liczne przymiotniki.
  5. Technicznie piękne! I za to wielka szóstka.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Spacja nie gryzie. Używaj częściej, to może przeczytam.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Nie mam pojęcia, o czym to było. Obyczajowość z czymś, co nie zaskoczyło u mnie. I było nudno (nie, nie przez to, że jeśli o coś chodziło, to nie wiem o co).

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Ładne.

Przeczytałem początek i koniec.

Wciąż ładne.

Jasne, że bije po oczach melancholia wypływająca z Twoich odczuć, ale… Chyba pierwszy raz w życiu czytam tak wyraźny hołd złożony czemuś pozornie neutralnemu, a co się mocno pokochało.

I chyba dlatego najładniejsze.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

:-)

Już rozumiem.

Mordowałbym. Przynajmniej w mojej głowie.

BPH > Alior? Po tej fuzji: problemy z loginem i historia sięgająca kilku tygodni.

Koniec dygresji.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Przeczytałem mniej więcej połowę (do tego zbója).

To część Twojego dzieła, więc muszę zakładać, że się na mnie pogniewasz (muszę, bo to typowe zachowanie i przywykłem do niego). Niemniej nie znam Cię i nie mam żadnego interesu w tym, aby Cię obrażać. Gdy uda Ci się spokojnie przyjrzeć temu, co piszę, to być może wyniesiesz z tego coś. A może nie. Niemniej wskazuję na błędy niewątpliwe i wątpliwe.

  1. Interpunkcja typowa, co znaczy, że popełniasz trochę tych błędów. Za dużo przecinków. Nie powinieneś ich stawiać tam, gdzie nie masz pewności, czy powinny być i tam, gdzie rytm zdania to sugeruje. Interpunkcja ma swoje zasady i każdy musi się im podporządkować, aby unikać błędów.
  2. Fragment był tak nudny, jak tylko się dało. O niczym (tak, wiem, że to fragment, niemniej zdecydowałeś, że pokażesz właśnie ten). Fantastyka? Gdzie? Jest sobie dziś z taką ilością szczegółów zapisanych (jak sądzę) językiem myśliwych czy zoologów, który sobie istnieje, coś roztrąca, coś je, coś wącha… Czy to kogokolwiek może zainteresować? Wątpię. Dostaje strzałą – nie ma dzika. Więc po kiego tyle jego opisów? Znów opada mnie wrażenie, że pisze się po to, aby czymś zająć kartki.

    Deptałeś kiedyś po żołędziach? Ja tak. I wiem, że trudno je rozdeptać. A Twój dzik zmiażdżył żołędzie tym, że upadł na nie. Musiałyby być bardzo rozmiękłe, a gleba bardzo ubita.

  3. Robisz czasami rażące błędy: “każdy dzik, z resztą“, “Z pośród drzew“.

Największych grzechem i tak jest to, że tekst nudzi. Nudzi, smęcąc o niczym.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Przyjemnie się czytało.

Drobne potknięcia interpunkcyjne (a może raptem jedno), zabrakło wyrazu w “No cóż – odezwał konsultant“.

Wyszło, że nie przepadam za traktowaniem potężnych instytucji (”Lloyd” jeszcze powiększył to wrażenie) jak bandy debili na stołkach o różnej wysokości. Gdyby siedzieli tam tylko tacy, którzy oceniają świat przez ten sam pryzmat, co statystyczny obywatel, to nie byłyby potężną instytucją. Więc to daleko posunięte uproszczenie nie przypadło mi do gustu.

No ale zapewne starasz się o kredyt i jesteś po podobnej rozmowie, więc jasne. :-)

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Poważnie zmieniłeś “operacjom finansowy“ na “operacją finansowy“? :D Przyznam, że to najzabawniejsza rzecz na tym forum od dłuższego czasu.

  1. Pracuj ze słownikiem częściej niż do tej pory. Pytaj, szukaj w Sieci, zapamiętuj, szukaj podobieństw, zastanawiaj się nad odmianami.
  2. Fabuła była. A gdzie fantastyka?
  3. Tekstów narzekających mam już mocno dość.

Nie było przyjemności czytania, bo:

  1. technicznie kulawe,
  2. fabularnie nijakie,
  3. malkontenckie (a to zawsze sugeruje dość mocną frustrację autora).

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

To chyba pierwszy tekst, który widzę na tym forum, mający tylko jedno wcięcie: na samym początku.

Jeśli ktoś go przeczyta, to – w mojej opinii – winna jesteś wdzięczność takiemu hardkorowi.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Chyba nie doceniasz. Skoro nie oglądasz anime, to na jakiej podstawie oceniasz to zjawisko “japońską bajeczką”?

Gdybyś oglądał, to wiedziałbyś, że ani seriale, ani filmy, ani książki nie mogą równać się poziomem atrakcyjnej fabuły z tym, co oferuje anime. Gdy weźmiesz 10 seriali, filmów, książek i anime, to ZAWSZE anime zaoferuje więcej ciekawego niż cała reszta.

A przy okazji wiedziałbyś, że “Rycerze Zodiaku” to swego czasu popularne anime i dla wielu osób popełniasz plagiat. Gdzieś tam był kiedyś jakiś “badass”, którego nazywano Zodiak. To dość charakterystyczny wyraz, prawda? Czy więc na trzeciego Zodiaka nie będę patrzeć przez pryzmat pozostałych dwóch? I czy to moja wina, że ograniczasz sobie horyzont w wyniku lekceważenia wynikającego z ignorancji względem czegoś tak wybitnego jak anime? Jeszcze dobitniej: anime trzyma poziom, wspaniały poziom. Ludzie płacą za oglądanie anime, ludzie żyją z anime, anime tworzy subkulturę, wpływa na miliony ludzi. A kto będzie pamiętał za chwilę o Twoim “czymś na poziomie”?

Z korzyścią dla Ciebie będzie, jeżeli przestaniesz podchodzić do swojej twórczości na zasadzie “ja nie znam, więc nikt nie zna, ja myślę, że jest fajne, więc jest fajne”, a zaczniesz przyswajać sobie wszystko, co się otacza i z miksu doświadczeń generować coś pozornie nowego.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. Często się przekonuję, że nie ma tematów wyeksploatowanych. Twój jest kolejnym z tych wyświechtanych, ale dobrze opracowanych. Fabularnie podobało mi się.
  2. Technicznie (pod względem ilości błędów) bardzo dobrze. Nie zagrało mi tylko tu: “najmniejszego znaczenia. Kiedy dodałem do rozmowy prawdziwe emocje wraz z autentyczną i zajmującą mową ciała. Widziałem, jak“. Owo niepocięte zdanie wygląda, jakby było częścią poprzedzającego albo następującego, a korekta z Androida przez zmianą przecinka na kropkę zrobiła psikusa. W przeciwnym wypadku nie widzę sensu zdania zaczynającego się od “kiedy”.
  3. Za nudno. Tak, rozumiem: na filmie widać kolorowe scenerie przechodzące w jeszcze inne, wykresy i cyfry w elektronicznych oczach i takie tam. W tekście nie widać, a Ty chciałeś, aby było widać. Nie wiem, czy wyszło. Z pewnością stało się nudne. Za dużo opisów poświęconych opisom wirtualnego świata i analizie doznań.

Dygresja: myślę, że z takich nie zbrukanych banałem fragmentów obyczajowości w S-F mogłoby kiedyś powstać wspaniałe dzieło. Mamy przecież “Ulissesa”, którego przeczytałem, wynudziłem się i nie zrozumiałem (choć sądzę, że nie jest on do zrozumienia, tylko do doświadczania). Dlaczego więc nie miałyby powstać takie flaki, ale w wiarygodnej i futurystycznej oprawie?

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Zmień początek. Odpadłem w pierwszym akapicie, a to oznacza, że względem jakiejś części czytelników popełniłeś największy – moim zdaniem – z błędów: nudziłeś.

Horror, tak? OK, więc siadam i oczekuję horroru. Opowiadanie, fragment, coś tam, tak? A nie cała książka? No dobra, więc możesz skupić się na tym, co najlepsze, możesz nie katować mnie zbędnym bla, bla, nie masz obowiązku wyrabiać normy znaków dla marketingowca.

A ty? Doug, Marty, czyjś ojciec, matka, dzieciństwo…

Autorze, dobitnie: kompletnie mnie to nie obchodzi. Ale nie wkurzaj się, bo napiszę Ci, dlaczego nie obchodzi to ani mnie, ani przeciętnego czytelnika. Rzuciłeś imionami, za którymi nic nie stoi. Nie wiem, jak wyglądają, ile mają lat (choć i to mnie nie za bardzo interesuje). Ale nie dałeś mi ich, nie pozwoliłeś polubić czy znienawidzić, nie dałeś mi jakichś postaci.

Zobacz: można stworzyć wybitny tekst z udziałem ciekawych postaci, nie nadając im żadnych imion. Można? Można. A Ty zrobiłeś to, co większość: uznałeś, że siedzę w Twojej głowie, mam przed oczyma wyobraźni twarze i sylwetki, kwaśne miny i liczne piegi jednego czy drugiego. A tak naprawdę dałeś mi imiona i zacząłeś smucić czymś całkowicie neutralnym, co w kontekście horroru i oczekiwań przestaje być neutralne, a staje się nudne.

 

Naprawdę nie musisz tworzyć opowiadania tak, jak robi się typowy film z gatunku horrorów: przeokropnie nudno wprowadzać bohatera, bo przecież film musi trwać minimum 80 minut. Nie!

Ludzie pamiętają rzeczy wyjątkowe, wybitne: najlepszych nauczycieli i najgorszych (choć tych pierwszych lepiej), chwile największej radości i najgłębszą traumę, fenomenalną książkę i najgorszą (a przy najmniej ja pamiętam jakieś 5 najlepszych książek i jedną najgorszą), najlepsze filmy i totalne dno. Twoje dzieło jest bardzo blisko środka, więc ja o nim zapomnę za około 5 minut, sądzę, że przeciętny czytelnik także (po kilku minutach od przeczytania).

 

Dodam, że nie wiem, czy było po pierwszym akapicie, bo odpadłem po nim. Pamiętaj, że w Sieci czy w księgarniach jest tak wiele tekstów do wyboru, że nie mam żadnego obowiązku dawać Ci kolejnych szans, nie muszę zakładać, że dalej będzie ciekawiej. Spaliłeś “pierwsze wrażenie”, a ja nie należę do ludzi typu “zapłacone, więc jem do końca”.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. Nie zdołasz wprowadzić stosownych poprawek, jeżeli nie poznasz zasad rządzących np. interpunkcją. Tu jest słabo. I będzie słabo, bo nie wiesz, co wymaga poprawek.
  2. Tak na przyszłość, na następne lata: zaczęło się nudno i patetycznie. Odechciało mi się po kilku wierszach. A tak nie może być. Przemyśl, co i dlaczego chcesz przekazać czytelnikowi. A gdy już jesteś absolutnie pewny, że masz coś ciekawego do napisania, to zacznij ciekawie. Łatwiej wybaczyć Ci to, że trochę znudzisz w środku niż na początku.

     

    Wiesz, co widziałem? Że coś super ach i och, takiego, że noż kurde mole, miało czy ma zrobić takie coś, że ja pierpapier. I Zodiak. Wiesz, ile widziałem anime z takim początkiem? Ja nie. Ale jakieś 80% tego, co widziałem, zaczyna się podobnie. A Rycerzy Zodiaku kojarzysz?

    Czytam i nudzę się okropnie. Więc co? Więc przestaję czytać.

    Sam dla siebie od lat praktykuję takie ćwiczenie: zacznij z tak grubej rury, że o w mordę, a potem trzymaj poziom. Przy tym trzymaj fason (minimum niedopowiedzeń i patosu). Też by Ci się to przydało, jeśli mają Cię czytać wyrobami cukierniczymi na twarzy.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Ja odpadam bardzo szybko, gdy tekst mi nie leży. Gdy widzę rzeczy sugerujące, że autor albo nie czytał własnego tekstu, albo nie próbował go sobie wyobrażać. Moje wyobrażenie o tekście to wszystko, co mam i co mogę mieć.

Więc gdy widzę coś takiego: “Weszła do pomieszczenia, ostrożnie odciągając grube płachty namiotu. W środku unosił się zapach zgnilizny, dopiero jej przybycie wprowadziło lekki powiew świeżości. Nieznajoma poruszała się z nienaganną gracją…”, to odpadam.

Dla kogo owa nieznajoma była nieznajomą? Dla czytelnika? A tak się robi? Uwzględnia się czytelnika, a nie osoby, które rzekoma nieznajoma (”rzekoma”, bo po chwili pada jej godność, przydomek czy coś) idzie odwiedzić?

Słaby start, autorze, sprawia, że daję spokój. Jestem tu dla przyjemności, nie za karę, więc przebieram. To zrozumiałe. I rezygnuję z czegoś, nad czym nie zatrzymałeś się wystarczająco długo.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Twój poziom arogancji i bezczelności (choć powiedziałbym, że zwykłego nieokrzesania) nie jest “pewnością siebie”.

To według mnie wszystko, na co zasługujesz, gdy myślisz o komentarzu.

Teraz, zgodnie z tym, co napisałeś na początku, wejdź na górę i podziękuj. Ładnie podziękuj.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Wiesz, że jest nie najwyższych lotów, tak?

Wiesz, przez co albo gdzie?

Skoro wiesz o tych lotach, to odpowiedź na drugie pytanie znasz. Dobrze rozumiem?

A w takim razie dlaczego rzucasz ochłapem, miast doprowadzić ten utwór do takiego stanu, o którym zdołasz napisać coś lepszego?!

Nie wyobrażasz sobie, jak bolałaby twarz, gdybyś dał mi wydruk takiego czegoś do ręki.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Napsane tak jakbyś sie bardzo spieszył .Zasady pisowni interpunkcji kompltnie zelkceważone .Jeśli ktoś to przeczyczyta to należy mu się nagroda za to .

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Bardzo słabe.

  1. Humor nie zagrał kompletnie (chyba że miała być groza – też nie zagrała). Za słabo, na siłę, lecące w kierunku dębu ciało nie było aż tak śmieszne. Właściwie mógłbym zarzucić jeszcze kilka rzeczy. Nie wiem, czy kogokolwiek zdołałoby to rozbawić.
  2. “Duży zwierzak” brzmi dziwnie. Przywykłem do “zwierza” w kontekście “dużego”. Czyli: duży zwierz albo duże zwierzę.
  3. “Jakiś łoś?”. Nie znam się na łosiach, ale… jakiego łosia oczekiwał podmiot? Cętkowanego? Zachodnionilowego? Rosyjskiego niebieskiego? Logiczniejszy od “jakiegoś łosia” byłby “łoś”.
  4. Do teraz nie wiem (trzy przeczytania), kto komu wskazał ręką.
  5. “Tyrannosaurus Rex“ – co to za pisownia? Ja przyjąłbym polską, bo chyba bohaterowie takim językiem władali. Ewentualnie (ale mało prawdopodobne) przyjąłbym łacińską, czyli Tirannosaurus Rex, skoro wiadomo, że nazwy osobnicze chyba zawsze pochodzą z łacińskiego, a wyraz “rex” już z całą pewnością. A Ty przyjąłeś zapis populistyczny. Właściwie nie wiadomego pochodzenia. Więc po prostu populistyczny (tak, wiem, że w muzeach też tak jest, w Google też tak jest. Ale co z tego, skoro jest źle?).
  6. Odróżnili tyranozaura od innych wymarłych mięsożerców? A wiesz, że z samych wykopalisk ludzkość zna ponad 2 tysiące rodzajów dinozaurów, a co najmniej kilka było podobnych do T-Rexa?
  7. Kolo ma bardzo podejrzane odruchy.
  8. Dino ma chyba wole, skoro potrafił tak wyraźnie artykułować mimo łosia w buzi.
  9. Interpunkcja zbyt słaba na “ujdzie”.

Nietrudno się domyślić, że według mnie tekst położyłeś.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. Używaj akapitów, wcięć, enterów – czegokolwiek, co sprawi, że rozbijesz blok tekstu na przyjazna dla oka fragmenty. Pierwsze ileśdziesiąt wierszy wygląda jak statek Borgów. Albo jak blok tekstu.
  2. Nie używaj zdań wielokrotnie złożonych (drugie czy trzecie zdanie takie było), jeżeli nie opanowałeś w stopniu wystarczającym zasad interpunkcji. Wypadło słabo.
  3. Ucz się tejże interpunkcji. Braku wiedzy nic nie usprawiedliwia.
  4. Zasady ortografii także nie zaszkodzą. Lazur to kolor. Zielony też. Wyrazy o równym stopniu, a tworzącym zbitki, piszemy, rozdzielając je dywizem, czyli lazurowo-zielony, kujawsko-pomorskie. Łącznie piszemy z wyrazami, które dookreślają jakiś wyraz główny: jasnoniebieski, zachodniopomorskie (więc to niebieski, tylko jasny, a rejon pomorski, tylko ten zachodni).

Tekstu nie czytałem.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć ponownie.

GRIMmREAPER, rozważ na spokojnie, czy warto wcielać w życie Twój plan.

  1. Bierzesz uwagi do siebie – w porządku. Ale bierz do rozumu, a nie do serca. Nie martw się nimi, nie frustruj z ich powodu. Dostrzeż to, co niektórzy chcą wskazać, a jeśli nie wiesz, co chcą, to ich pytaj.
  2. Chcesz walczyć? Bardzo dobrze. Ale jeszcze lepiej walczyć o to, aby Cię czytano z przyjemnością i zaciekawieniem. Ja na pewno nie wrócę do poprawianego tekstu, o ile będzie dla mnie jasne, że to coś, co już było. Po prostu nie planuję mierzyć się z czymś, co już znam, zaś sama praca będzie potencjalną korzyścią dla Ciebie (ktoś być może wskaże błędy i różnice, a dodatkowo podpowie, które zmiany są lepsze, a które nie), a dla mnie będzie to ta sama fabuła z jakimiś dodatkami i być może poprawkami. Zastanów się, czy nie mam racji. Jeżeli mam, to zaserwujesz części czytającym nudę. A to nie jest portal do rozwiązywania problemów językowych, tylko do tego, aby zainteresowany mógł przeczytać coś ciekawego. Czy będziesz rad, gdy Twój tekst zostanie pominięty?
  3. Uważam, że zyskasz tylko wówczas, gdy będziesz pisał nowe rzeczy. Z błędami? Zdarza się. Ale za kilkadziesiąt tekstów będziesz znacznie, znacznie lepszy. Będziesz też rozpoznawany, lubiany lub nielubiany, ale jakiś. Siłą rzeczy zajrzysz dziesiątki razy do poradników językowych, nabędziesz wiedzę o zasadach pisowni, których dziś nie znasz, utrwalisz sobie lepsze wzorce i wyeliminujesz kilka złych. Przed laty grałem w każdą sobotę z szachistą lepszym ode mnie. Cały rok. Przegrywałem wszystko, czyli jakieś 300-400 partii. Po roku nastąpił przełom: zremisowałem. Nie przez przypadek. Tydzień później wygrałem pierwszą partię. Dziś gram lepiej, a nie byłoby tego, gdybym nie przegrał 400 partii, nie “ograł się”, jak się to mawia.

     

    Walcz, ale niech to ma możliwie największy sens.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Nie wiem, co to za kolor ten soczystozielony, ale pewnie jakiś tam jest. Ale jestem przekonany, że soczyście zielony jest i lepszy, i łatwiejszy do strawienia.

Czytam, czytam, nie wiem jeszcze, o czym. Potem czytam i już z grubsza wiem, o czym. Przeczytałem i nie wiem, o czym było. Potem pytam się: “ a po co było?”. I odpowiadam: “chyba po nic”.

Krótko: tekst o niczym. I bardzo daleki od obietnicy pokazania, co kryje się w umyśle szalonego boga. Kilka zdań o tym, że – w skrócie – każde wyobrażenie na temat boga jest zarazem jego ograniczeniem. A spodziewałem się krótkiej psychoanalizy warhammerowych bogów chaosu. Nie było jej. A oni mogliby długo uczyć tego robota o szaleństwie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. Bardzo fajne, niestety…
  2. Trochę na siłę. Tak już chyba wielu ma, że czuje, gdy humor jest wymuszony. Tu był wymuszany i wymuszony.Było bardzo fajnie, interpunkcja kilka razy się potknęła (choć trudno się dziwić, pisałeś tak kolokwialnie, jak się dało, a być może chciałeś jeszcze bardziej, tylko że nikt nie wymyślił zasad pisania takiego podwórkowego bełkotu).

Za fabułę piątka. Za interpunkcję czwórka. Za poczucie humoru trzy i pół (pięć za fakt, że jest, dwa za jego wiarygodność; średnio: trzy i pół).

I dla jasności: uwielbiam dobry humor. Ale musi być dobry! Tak się składa, że dla mnie dobry humor to często absurd. Tu absurd był zbyt wyrachowany (jakbyś zakładał: no to teraz popijemy…, co ja tu mam? Coś czerwonego i coś niebieskiego… Dobra, chlup. Działa? Bierze na rzyganie? Okej, no to zaczynam pisać).

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. Mogę, ale nie muszę zakładać, że tekst ma 10 lat. I, jak zapewne wiesz, łatwiej założyć, że nie powstał 10 lat temu. Łatwiej, bo niezmiernie trudno uwierzyć, że ktoś wówczas przejmował się do tego stopnia islamizacją.
  2. Interpunkcja fatalna, a czasami nawet pomysłowa. Dużo takich błędów, które kompletnie mnie zaskoczyły.
  3. Reszta działa się dość spokojnie, bez szału, ale poprawnie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Potencjalnie fajne. Ale nierówne.

  1. Wstawanie, zawracanie, zamykanie, otwieranie – to wszystko w tak dużych ilościach sprawiło, że się pogubiłem. Musiałem przeczytać ponownie dwa akapity, aby zrozumieć, gdzie jest bohater i bohaterka. Czyli zbyt chaotyczne kwestie lokalizacyjne.
  2. Ten przedostatni akapit… Takie zbędne “bla, bla”, które ktoś czasami uważa za fajne, potrzebne i budujące napięcie. Nie, nie buduje. Po prostu odwleka coś, na co każdy czeka. Takimi fragmentami denerwujesz czytelnika (w taki sposób, którego nie powinieneś tolerować) i sprawiasz, że chce on jak najszybciej pominąć to, by…
  3. No właśnie. Upewnić się, że – jak przypuszcza – za drzwiami stoi żona. Mamy różne doświadczenia. I przypuszczenia. Ja przypuszczam, że połowa czytających wiedziała, że za drzwiami jest żona. A Ty pewnie pomogłeś tym smęceniem z przedostatniego akapitu.

Jak napisałem: potencjalnie fajne. Jak wywalisz oczywistości i przestaniesz grać na nosie czytelnikowi, to będzie fajne.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Bailout, chciałem napisać, że było nieźle i takie tam…, ale Twój komentarz to mistrzostwo świata!

Tylko jedna osoba w moim życiu umiała tak mówić, myśleć i pisać, jak Ty właśnie to zrobiłeś. Kocham tę osobę jak brata.

Za ten historyczny dla mnie komentarz lubię Cię bez względu na to, kim jesteś, co sobie myślisz i kim się okażesz.

Twój komentarz jest nieskończenie lepszy niż Twój niezły zresztą tekst.

 

I jeszcze: publikuj w piątki. Publikuj. Dla takich komentarzy jak Twój zaglądam tutaj.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć ponownie.

O “nieco światło” mi chodziło, które wskazała genialna Regulatorzy.

Na akapicie z tą literówką odpadłem. Nie, nie ze względu na nią właśnie. Po prostu odpuściłem sobie rozpracowywanie zdań z taką ilością wtrąceń. Nie było przyjemności w rozgryzaniu tekstu, w rozkodowywaniu.

Więc wzmianki o mapach nie poznałem i nie planuję poznać.

Jestem z Dolnego Śląska. Teraz w kujawsko-pomorskiem. Dlatego mi Kazimierz z Krakowem (bez względu na to, czy Stary, czy nie) nijak się wiąże. Nie moje rejony, nie znam ich. Dla ludzi spoza Twoich okolic Stary Kazimierz będzie Starym Kazimierzem, a Kraków Krakowem.

 

I dla jasności: uwielbiam twórczość pana Lovecrafta. I żadnym przewinieniem jest pisanie czegoś na wzór jego dzieł. Były tu już świetne prace inspirowane tym nazwiskiem. Niestety Twoja okazała się dla mnie męcząca.

Stąd: jeśli masz świetny pomysł, to pisz (bez względu na to, czy to fanfik, czy cokolwiek innego). Tym razem nie wyszło, wyjdzie następnym razem. To nie wina gatunku, stylizacji, inspiracji.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Zanim przeczytam: siquel? Siguel?

A może warto sprawdzić w Google, że to jednak “sequel”?

Według mnie i dla mnie tak wyrażane lenistwo jest lekceważeniem, które łatwo wybacza się jedynie w rozmowach ze znajomymi. W innych sytuacjach nie.

 

Już tłumaczę: jak byś tłumaczył się, gdyby 20 lat temu ktoś nauczył Cię, że mówi się “pchizycznie”, “zakwucenie” i “deźwięki”? Tym, że tak Ci powtarzano, a więc to musi być prawda? Tym, że masz prawo do wyrażania się bez krytycznego podejścia do sposobu, w jaki to robisz?

Raczej nie, prawda?

Skoro więc dajesz jasno do zrozumienia, że nie tylko nie wiesz, jak się coś pisze, ale i masz wątpliwości, jak się to pisze (dwa różne sposoby napisania, chyba że to tylko literówki w błędach), to czy coś usprawiedliwia fakt, że nie wklepałeś tego w Google i nie sprawdziłeś?

Kliknąłem właśnie nową kartę i skrót do google.pl. Około sekunda. Potem napisałem w szukajce “sikłel”. Po około 5 sekundach od podjęcia decyzji miałem informację o tym, jak się to pisze.

 

Edycja.

Po przeczytaniu fragmentu stwierdzam, że nie dam rady więcej niż jakieś 20-30 wierszy. Wtrąceń ogrom! Nie idzie tego czytać! Literówki (pewnie po korektach). Niestety sieczka: tak pofragmentowany tekst, że nie mam pojęcia, o czym czytałem.

Nawet stylizowanie mu nie pomogło. A szkoda. Wszak to chyba najlepsze opowiadanie pana Lovecrafta.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

…ale cokolwiek? Sens? Powód?

Nie?

Więc czym się różni od przypadkowego fragmentu tej czy innej gazety politycznej (dla mnie w takich tekstach jest równie dużo fantastyki, co w Twoim)?

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Prawie 330 tysięcy znaków według LibreOffice.

Teraz pomyśl przez chwilę nad czymś takim.

Tyle znaków ma przeciętna książka (może nawet grubsza, nie mam pewności). Sądzę, że jakaś część forumowiczów Cię nie zna. I zakładasz, że będzie chciała poznać, czytając przez ileś godzin tekst, którego nikt i nic nie rekomenduje.

Czy widzisz już, że na własne życzenie tracisz iluś tam czytelników?

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć. A może raczej brak czci?

“Mam coś. Trochę dobre, a trochę ochłap. Macie, bierzcie i bądźcie mi wdzięczni. A najlepiej jeszcze zróbcie za mnie korektę.”

 

Mmm… bardzo delikatnie: nie odpowiada mi posunięte do tego stopnia lekceważenie czytelnika.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Sądzę, że przez jakiś czas nie będziesz wiedział, jak bardzo nijaki ten tekst*.

Właśnie zjadłem zupkę chińską. Pogoda jest świetna. Nastrój mam znakomity (jak zawsze!). Więc to nie to, że napatoczył się Twój tekst na moje samopoczucie.

Tekst jest fabularnie o niczym. Ma niedoskonałości interpunkcyjne, ale fabularnie jest niestety marny.

Być może w obecnej postaci (widzę, że była korekta) miał być refleksyjny, ale jest tak samo przejmujący i ciekawy, jak byle napis na murze. Naprawdę.

Nie tak. Nie tak.

*Czemu? Bo to Twój tekst.

  •  

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Fabularnie… ech. Niezadowalająco (no co? Tym razem będę uprzejmy).

Technicznie… przypuszczam, że w gronie analfabetów jesteś królem (było łagodnie?).

Czytało mi się jak tabelkę z czasownikami nieregularnymi języka niemieckiego.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Daruj, że zupełnie nie na temat: to “chomik” robi konkursy literackie?!

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

To i coś ode mnie.

  1. Sprawdzaj tekst i przed publikacją, i po niej. Tu się posypało: na początku dialogi z myślnikami i to bez spacji, a później masz coś, co wygląda na wypunktowanie.
  2. Nie, nie czytałem. Po przeturlaniu się po tekście upewniam się, dlaczego. Wygląda jak odrobina dialogów między blokami liter. A bloki liter muszą być opisami. Kilka miesięcy temu miałem wątpliwą przyjemność męczyć się z czytaniem długiej powieści fantasy, której autor uznał, że długie opisy to fajna sprawa.

    TO NIE JEST FAJNA SPRAWA. Akcję znacznie lepiej nawiązuje się, rozwija i czyni wiarygodną dobrymi dialogami.

  3. Mnie, czytelnika po trzydziestce, zniechęcasz samym tytułem. Grałem w gry fabularne jakieś 15 lat temu. I wówczas teksty typu “łowca artefaktów”, “zabójca smoków”, “Tassadar Wielki”, “wielka runa unicestwienia” i inne takie patetyczne zwroty były fajne. Ale dziś są oklepane, niemodne i mówią mi: kurna, znów jedzie jakiś bóg po coś, dzięki czemu stanie się superbogiem.

    Więc po co mam marnować czas?

    Daj tytuł “Podróż do Ytrroth”, “Ostatnia legenda” czy inne takie tajemnicze pierdu-pierdu, niezbyt oczywiste i niezbyt patetyczne, a więcej osób połasi się choćby na pierwszy akapit.

    A jak nie, to nie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. “Tak jak” w postaci tego nierozerwalnego zestawienia nie wymaga przecinka w środku. Ot taki polski dziwoląg (moim zdaniem).
  2. Wiesz, czemu mnie rozczarowało? Bo nie założyłeś, że ten scenariusz jest nazbyt pospolity. Czemu? Tłumaczę.

    – We wtorek koniec świata.

    – Być nie może. Nie da się, niemożliwe, nikt nie umie…

    – Badaj klimat (w dość luźnym tłumaczeniu: sprawdź).

    I we wtorek popełnia samobójstwo.

     

    Mam pewność, że ten scenariusz pojawia się w “realu” zbyt często. I do w takich właśnie okolicznościach, jak przedstawiłeś. Twój tekst sugeruje niezwykłość wydarzenia, bo zamyka się w tym, że kolo był w stanie przewidzieć własną, a niechcianą śmierć. Mój pokazuje, że niekoniecznie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. Obiektywnie: interpunkcja kulawa. Dość mocno. Czasami rażąco.
  2. Obiektywnie: literówki! No, kurczę, nie znoszę tekstów, których nie przeczytał nawet autor.
  3. Subiektywnie: jeśli miało być zabawnie i absurdalnie, to nie wyszło. Było dość nudno. Momentami parodystycznie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Soku, który wykazujesz się ogromną kulturą i cierpliwością: doskonal warsztat dalej.

Ja zaraz zapomnę, że to czytałem, a Ty potraktuj to tak samo, jak Edison kolejną niesprawną żarówkę.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Ostatnie… jakieś 10 wierszy już musiałem odpuścić.

No mistrz posadzki!

To fajny zabieg i nawet dobrze wykonany. Ale takie coś można wybaczyć (czy nawet zaakceptować) wewnątrz dłuższego tekstu. Jako samodzielny twór było to nieznośne. Nudne przez fakt, że coś potencjalnie mistycznego po prostu rzuciłeś mi w twarz. Bez żadnego “uwaga! Leci osobliwa papka!”.

 

Byłoby nieźle, ale bez kontekstu jest źle.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Nie czytałem innych komentarzy.

  1. Interpunkcja bliska doskonałości. Dwa albo trzy błędy.
  2. Fabuła… w zasadzie nudna. Ale bardzo dobrze się czytało! Bardzo mi się podobało.

Idea, że natura dąży do eksterminacji ludzi, nie jest zbyt nowatorska. Ale mało rzeczy takie jest, więc nie ma sprawy. Za to przepięknie to ująłeś! Uwielbiam teksty, w które ktoś subtelnie wplata mistykę czy metafizykę (meta-ta-fizika = te po fizycznych).

I od razu zapunktowałeś Rodionem (Romanowiczem Raskolnikowem) z siekierą. :-)

Bardzo fajne. Dziękuję.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Darujcie dygresję.

Wysyp anonimów i tekstów zasługujących na zapomnienie zdumiewa.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Czasami mnie zastanawia, kiedy ludzie zaczną czytać własne teksty z niezbędną dozą uwagi i refleksji.

Tu z całą pewnością tego zabrakło.

Początek, po którym odpadłem:

“Vienna była córką Horenta, najbogatszego kupca Aneioru, miasteczka granicznego między Terraksą a Rakiją od najmłodszych lat fascynowała się fechtunkiem. Jej starsza siostra i dwóch braci nie podzielało jej zamiłowania – Aena od zawsze śniła o księciu z bajki i spokojnej przyszłości, zaś najstarszy brat Vienny, Deren, poszedł w ślady ojca i już jako szesnastoletni chłopiec otworzył własny sklep. Froney, tylko rok starszy od Vienny, uwielbiał konie i całe dnie spędzał w ojcowej stajni.“

Zabrakło jednego przecinka, ale pewnie przez przypadek.

Do rzeczy: kto oprócz autora miałby ochotę zapamiętać tyle nazw własnych? Vienna, Horent, Aneior, Terraksa, Rakija, Aena, Deren, Froney. Osiem nazw i imion KOMPLETNIE pozbawionych znaczenia? I ot tak rzuconych w pierwszym akapicie?

Autorko, warto, abyś pamiętała, że te imiona i nazwy nie obchodzą nikogo oprócz Ciebie. Typowy czytelnik nie ma najmniejszego zamiaru ich utrwalać, skoro nie ma pojęcia, po co ma to robić.

Prawidłowo robi się to tak: wprowadzasz nowe wyrazy detalicznie (a nie hurtowo!) i wiążesz je mocno z jakimś wydarzeniem/opisem itd.

Vienna była…, miała…, szła do X, gdy Y. A Tam spotkała Aenę, swoją siostrę, która była…, miała… . Obie mieszkały w Pacanowie, które leży na północ od Kozowa. Pacanów słynie z tego, że przepływa przez nie największa rzeka w gminie. Siostry ustaliły, że w drodze do Babińca, który jest oddalony o jakieś pięć dni drogi od Pacanowa, odwiedzą swojego brata, Derena. Deren jest…, ma…, umie… . Robi za wioskowego przygłupa.

Szyderczo i banalnie do moich granic, ale idea jest właściwa: wprowadzaj bohaterów i miejsca, daj je poznać.

Nie da się spamiętać tyle nowych wyrazów.

Nie ma to sensu, bo być może użyjesz miejscowości tylko raz w całym tekście, a połowę bohaterów zaraz ubijesz.

 

Więc postaraj się nieco bardziej nie ubijać swojego tekstu szybciej niż własnych bohaterów.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

A gdyby co trzeci tekst bazował na tym, że ktoś wynalazł jakieś slangowe określenie i na nim opiera tekst?

Byłoby dość mocno bezsensownie. Sądzę, że połowa osób na tym forum to specjaliści w jakiejś dziedzinie i z łatwością znajdą synonim dla tej czy innej rzeczy.

Tak więc poziom “abstrakcji” i odsetek błędów interpunkcyjnych sprawiły, że nie było fajnie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. Interpunkcyjnie dość kiepsko. To nie odkrycie, ale przyznam, że gdy widzę kolejne teksty tej samej osoby, które powielają te same błędy, to coś się we mnie burzy. Przywykłem do eliminowania błędów (nie, nie do udoskonalania w nieskończoność). Zgrzyta.
  2. Było nudno.
  3. Było zbyt bajkowo. W bajkach bohaterowie wychodzą poza siebie, myślą w sposób co najmniej rewolucyjny. Również w bajkach bohaterowie mówią w taki sposób, że ich wypowiedź zawiera didaskalia (zawiera podpowiedzi dotyczące danego uniwersum). Zarzut, że było zbyt bajkowo = było zbyt naiwnie.
  4. Nie, nie wiem, o co chodzi z Ikarem, ale nie zadam sobie trudu, by to rozważyć, bo musiałem przebić się przez dość długi i dość nudny tekst, aby dotrzeć do kilku ostatnich wierszy, które być może wywołują efekt “łał”. No… nie zawsze wywołują. A nawet gdyby wywołały, to co z tego, skoro było nudno?

    Mojemu dziecięciu czytam tak średnio pięć bajek dziennie. Każdego dnia. I są one w podobnym stopniu ciekawe i zaskakujące, co Twoje dzieło.

     

    Zapominam o tym, że taki tekst powstał i – jak zawsze – czekam na coś, czego naprawdę przywykłem oczekiwać od Ciebie. :-)

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Zbyt banalnie.

Podobne rzeczy już tu czytałem. A że Twój tekst jest krótki, to nie wniósł niczego, czego bym już tutaj nie widział (gdyby zawierał więcej wydarzeń, to można by przymknąć oko na to powielenie).

Czyli: coś bardziej rozwiniętego niż ludzkość przy całkowicie dowolnej okazji (kosmici, aniołowie, bogowie bądź cokolwiek innego podczas dowolnego momentu/bezmomencia) ocenia ludzkość/wskazuje na jakiś jej aspekt (chyba zawsze pejoratywny), a na końcu pomija milczeniem najgłębsze filozoficznie pytanie.

A że oprawa mnie nie urzekła, to masz plus za walory techniczne (językową poprawność). Reszta to niestety banał i nuda.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Były uwagi? Były. Poprawki? Chyba też.

To dobrze.

I koniec tego, co dobre.

Tak delikatnie: bez sensu. Dosłownie: bez sensu. Tak bez znaczenia, jak “udało mu się” wyjęte z dowolnej książki.

A mimo tak krótkiego tekstu masz kwiatek typu “spojrzał za siebie” i “odwrócił się”. I nie chodzi mi o nadmiar gimnastyki w tym fragmenciku, tylko o to, że nie ułatwiasz wyobrażania sobie tego, co właściwie facet robi i w którą stronę to robi.

Mój wpis dłuższy niż Twój! Biada.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Nawet taki zwolennik krótkich tekstów jak ja niewiele wyłuska z wprowadzenia typu: byłem, szedłem, poszedłem, kogoś wkurzyłem i lokalna apokalipsa.

Jedyny wniosek to słaba interpunkcja. I nieprzekonujące wulgaryzmy (czy szerzej: wulgarny sposób bycia bohatera).

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

A ja odpadłem – tradycyjnie – po pierwszym akapicie.

Przytoczę go.

Był środek nocy. Duże krople deszczu uderzały w ziemię. Wiał silny wiatr. Większość mieszkańców Havaen, spała w swych domach. Tylko jedna osoba miała powód, by wyjść w taką pogodę ze swojego ciepłego, przytulnego mieszkania. Był to Arvik, jeden z jaszczuroludzi. [Jaszczuroludzie] była to rasa inteligentnych, humanoidalnych stworzeń. Miały wyjątkową tendencję do wpadania w kłopoty. Od ludzi odróżniało je tylko pokryte łuskami ciało, głowa przypominająca gadzi łeb i niski wzrost (porównywalny ze wzrostem przeciętnego krasnoluda).

 

Tak pisze się rozwlekłe scenariusze do sesji RPG, ale nie opowiadania.

Wychodź z założenia, że czytelnik umie biegle czytać, ale nie ma pojęcia, czym jest fantasy.

  1. Na początku serwujesz taką “łatwiznę”, co do której przyjęło się uważać, że stanowi kanon rozpoczęcia opowiadania. Była noc, padało i wiało… Przyda Ci się to, abyś pamiętał, że ten kanon jest bardzo kiepski. Nie stosuj go. Bo mnie nic nie obchodzi to, że wiało, padało i śmierdziało. Nic a nic. Dlatego sądziłem, że odpadnę po drugim zdaniu. Napisz najpierw coś, co mnie zainteresuje, np. to, że Kowalski podbiegł właśnie do swojego towarzysza, którego przed chwilą koń kopnął w głowę. I być może będę ciekawy, co zobaczy ten Kowalski. Ale deszcz? Noc?

    Najpierw zainteresuj mnie tą zmasakrowaną twarzą, a potem dodaj, że wiało i było ciemno, a pogruchotaną żuchwę oświetlał ogień z pochodni, bo była noc.

    Nie nudź!

    2. Trochę życia spędziłem na wsi, gdzie było 10 numerów. I nawet tam, na końcu świata, niełatwo było się wcelować w taką porę nocy, kiedy to nie było nikogo na zewnątrz. Po prostu życie i utrzymanie mają swoje prawa. Obowiązki są różne, przypadki również.

    3. Czemu “Jaszczuroludzi” masz w nawiasie kwadratowym?

    4. Opis na początku? A co mnie on… Już wiesz, prawda? A gdyby to był Borg? Albo Hekatonheiron? To zaserwowałbyś mi opis na 20 wierszy? Obce rasy przedstawiaj sukcesywnie i najlepiej w kontekście wydarzeń (a nie jako suche fakty). Napisz, że Skaven zostawiał dziwaczne ślady w błocie, bo jego stopy coś tam, coś tam. A potem o tym, że jego oczy zaświeciły, gdy ktoś uniósł pochodnię, bo były jak światła odblaskowe. A stara panna Frau przestraszyła się tej wydłużonej szczęki i szarego ciała pokrytego łuskami.

    5. No i te wtrącenia w nawiasach – wyjaśnienia do wyjaśnień… Tak się robi tylko wówczas, gdy po prostu nie umie się zastosować lepszego wyrażenia tego, co być może widziałeś oczyma wyobraźni. A jest to najgorszy sposób, jaki przychodzi mi do głowy.

     

    Słabo i nudno. Ale już wiesz, czemu.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć, Soku.

I znów bardzo fajnie!

Tak z innej beczki: w co grasz? D&D? Warhammer? Coś nowszego?

 

Wspaniale zarządzasz interpunkcją. Jedno zdanie zapisałbym w inny sposób (tak, ja wciąż o interpunkcji), zaś prócz tego nie zauważyłem błędów.

Tekst jest pewnie po poprawkach, ale:

a. pierwowzór był prawie doskonały, skoro tak mało komentarzy,

  1. nanosisz te poprawki (a tak robi chyba mniejszość).

    (Nie ogarniam tego formatowania – kurczę, tak trudno poprosić kogoś, aby wrzucił tu jakiś normalny edytor, a nie takie dziwactwo? Dygresja o edytorku z tego forum.)

Technicznie co nieco mi przeszkadzało.

  1. W polu trzy osoby. Jedna miała kapelusz, druga brązowe włosy… OK, ja jestem daltonistą. Ale i tak nie wierzę, że to jest sposób postrzegania odległych i obcych ludzi przez resztę świata: kolor włosów. Przypuszczam, że ja oceniłbym to tak: jakiś młody (po sylwetce, może postawie), kobieta (po sylwetce) i starzec.

    Po prostu kolor włosów jest prawdopodobnie zbędny.

  2. To jakieś tam fantasy. Dziś pewnie połowa Polaków ma pożółkłe zęby. Czy to coś niezwykłego u staruszka żyjącego 700 lat temu? Jestem przekonany, że nie. Jeśli coś miałoby zwrócić uwagę, to mocne braki w uzębieniu. Ale też niekoniecznie.
  3. No i leksyka. Dziadek wyrażał się tak, jak mówią dziadkowie w tłumaczonych amatorsko “erpegach” na smartfony. Ale nawet w “Baldurze” dziadkowie wyrażali się charakterystycznie. Po prostu mniej poprawnie, z powtórzeniami, z różnymi językowymi naleciałościami.

    Jasne, że da się obronić mowę staruszka tym, że to właśnie takie byle jakie RPG. Tylko po co?

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Nie zagrało między innymi tu: “z przeróżnym wszechświatów“.

I jeżeli było zabawne, to… Bla. Może i było dla kogoś, choć nawet mi nie drgnął kącik ust.

Tekst z najdłuższego cyklu: “napisane celem napisania”. Bo ani ciekawe, ani z sensem, ani zabawne.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Odpadłem szybko, ale to u mnie typowe; nie ma tu co rozważać.

A czemu odpadłem? Ano temu:

“Przyszłość skrywa się za nieprzenikalną kurtyną. Naturalny bieg rzeczy może nagle przybrać nieoczekiwany obrót. Istnieją ponadto sytuacje niezbadane. Ktoś, kto przełamuje barierę niezdecydowania, czyniąc krok w nieznane, czuje się tak, jak gdyby stał na granicy rozświetlonej słonecznym blaskiem przestrzeni i mroku, przez który jego oczy przebić się nie mogą. A co jest tam, gdzie ni wzrok, ni wyobraźnia nie sięga? Dopóki się tego nie zbada – wielka niewiadoma. Pomimo to, nieprzemożona ciekawość zwycięża i człowiek przestępuje ów próg, za którym czekać go może wszystko.“

 

Daruj: gdy widzę taki “filozoficzny bełkot”, to kwiczę. A oczy mi płoną chęcią wymazania tego tekstu jak znicze.

Lubię filozofię i filozofowanie. Ale wówczas, gdy trzyma pewien choćby minimalnie oczekiwany poziom.

A tu?

“Przyszłość skrywa się za nieprzenikalną kurtyną“ – o, kurde! No miazga! Zdanie tak mądre, że… No, nieważne. Za chwilę będzie już super. A co się stało?

Walnąłeś na początku frazesem, który zupełnie nie ima się jakiegokolwiek następnego zdania.

 

“Nic nie istnieje”. “Nie da się zrobić niemożliwego”. I inne takie truizmy stoją na tym samym poziomie. Tylko po co taki komunał na początku Twojego dzieła?

Nie ma dalej żadnego “a przynajmniej tak mi się wydawało do dzisiejszego podwieczorku”.

Usiadłeś, podumałeś nad zdaniem takim fajnym, że się powieki szerzej otworzą i wydumałeś. Tylko że wyszło trochę marnie. Zdanie jest niepotrzebne, a przez patos w nim zawarty po prostu Ci przeszkadza.

Nie rób tak.

Komuś fajnie wyszło dać na początek “Dawno, dawno temu w odległej galaktyce”, a komuś innemu “Twój telewizor działa prawidłowo. Nie próbuj go regulować”. Bo czasami się udaje.

A czasami nie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć ponownie.

  1. Wiesz, czemu staram się marnować minimum czasu na komentowanie anonimowych prac? Bo obserwuję taką prawidłowość (nie jest zaskoczeniem, gdyż tak po prostu funkcjonują ludzie): jesteś anonimowy? Zbesztają twoją pisaninę? W porządku, usuwasz konto/zapominasz o koncie, odpalasz nowe i dajesz swojemu ego kolejną szansę na bycie docenionym i fajnym. Wskutek tego powstaje więcej śmieci niż nie-śmieci. Bo po co się specjalnie wysilać, skoro mogę po prostu próbować więcej razy i przyznawać się tam, gdzie mi to wygodne?

    Przypomnę: to nie jest wyssane z palca.

  2. Silver_advent, w zasadzie w punkcie pierwszym byłaby moja polemika z Tobą, ale nie jest, bo nie planuję wchodzić w polemikę. Anonimowość i jej brak dają na tym forum PRAWIE zawsze równą szansę na obiektywne opinie.

    PRAWIE, gdyż kilka razy wspomniałem, co sądzę o istniejącym tu kółku wzajemnej adoracji. No ale kółka takie też są normą (według mnie) na forach, więc tylko stwierdzam ich fakt.

  3. Wciąż nie lubię czegoś takiego: jest tekst o czymś tam. Cały ma jakieś tam zadanie: pokazać świat, wprowadzić w nastrój – cokolwiek. A na samym końcu serwuje się coś, co jedynie ukazuje inny punkt widzenia, wygładza słowne wieloznaczności albo zaskakuje (bez żadnego uzasadnienia takiego rozwiązania fabularnego, bo upadek meteorytu, nadejście Cthulhu, błąd w Matrixie czy lokalny armagedon w wyniku deszczu skarpetek, które przez lata skrupulatnie gromadził stwór z książki pana Pratchetta, a teraz wymknęły się spod kontroli, są tak samo prawdopodobne).

    Tu właśnie tak się dzieje. W ostatnich 2-3 wierszach.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Tak, wiem, że dla zatwardziałych ideologów poniższe będzie bez znaczenia: “jeżeli chcesz opinii ode mnie, to przestać być anonimem”. Przez taką postawę pojawia się tu za dużo kiepskich tekstów.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Ech, wyjdzie, że się czepiam. Choć tak nie jest.

W czym Twój tekst jest lepszy od mojego, tego tu, poniżej?

 

Dsjhdfiuds fsiusfhifs eiuhefi fesiuhsf ifuhsfisfu fsiushf iesfuhsf isufhsipfhapefih dsvripuvhoei vavipu vahri varipvhu viuphvr piavuhapvih vireaurfh iprwvuarcvh rvipuhvr eivuh pearvu hvpaieuvh aperivuherp viuaervp rvpi hvripuh veiu hevih.

 

Dyskusja oczywiście nie ma sensu (bo moim zdaniem sensu mają tyle samo, a zdaniem kogoś innego nie). Za to poziom zrozumienia i polotu analogiczny.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Fajnie brzmi.

Ale fajnie brzmią również magiczne inkantacje albo napisy na dzwonach (a czasami było to to samo).

Tylko co wynika z tych tekstów? Nic. Z tego też nic.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Aby nikt nie tracił czasu na dumanie, czemu jedna gwiazdka:

  1. nudne,
  2. o niczym,
  3. bez celu (ani śmieszne, ani moralizatorskie, ani zaskakujące, ani wkurzające – nic).

Na ocenę nie ma wpływu fakt, że średnio co 20 wyrazów jest błąd interpunkcyjny. Gdyby ten wpływ istniał, ocena byłaby jeszcze niższa.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

“Wiem, że zaraz posypią się na mnie gromy za interpunkcję. Musiałam coś wrzucić, żeby oderwać się nieco od mojej niefantastycznej codzienności, którą od miesiąca są i przez najbliższe dwa miesiące będą książki (niestety nie beletrystyka).”

Czyli poprawna interpunkcja stoi w sprzeczności z “wrzucaniem czegoś”? Nie dało się po prostu “wrzucić coś” z poprawną interpunkcją? Choćby zasady poprawnej interpunkcji?

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Realuc, no jasne, że tak!

To jest najdłuższy tekst (nie licząc jednej nieszczęsnej bety), jaki tu przeczytałem, bo było pewne, że jest on tego wart (poza tym jednym wyjątkiem czytuję tylko krótkie teksty, bo prawie zawsze są tu dzieła niskiej jakości, więc szkoda mi czasu).

 

Fajnie napisane. Mi się nie podobało (dla mnie ważne), ale czytelników jest wielu i ma się podobać jak największemu gronu (ważne dla Ciebie).

Powód nie spasowania podałem (przy tak dobrych opisach i pootwieranych wielu wątkach finał typu “zmieniłem zdanie, bo mogę i dam radę” jest jak morał z bajki wklejony do ostatniego odcinka “Gry o tron”; jak kwintesencja licznych i skrajnie żałosnych wyznań ludzi grubych, którzy piszą “lubię siebie i dobrze mi z tym”, podczas gdy nastrój całej wypowiedzi jest żałosnym błaganiem o akceptację; nawet jeżeli decyzja była zaskakująca [a nie była, bo po śmierci ojca można było założyć, że zaklęcie rzucone, a książę je ukrywa, bądź że będzie rzucone niebawem], to nie była atrakcyjna [nie było “wow! Miazga!”, nie było “no, kurde, tego się nie spodziewałem”, nie było “fak, nie wiem, co powiedzieć”). Podobnie jak kilka dni temu napisałem, dlaczego bardzo podobało mi się zakończenie pewnego tekstu w duchu pana Lovecrafta. Po prostu inne doświadczenia i inne oczekiwania.

 

Bardzo sobie cenię to, że mogę czytać Twoje prace, akurat Twoje, gdyż dla mnie jesteś w 3-osobowym gronie “pewniaków”, których kolejny utwór na pewno dostarczy wrażeń innych niż nuda. I choćby rozczarowało mnie dwadzieścia kolejnych zakończeń, to będę Cię czytać.

 

Dygresja: czytałem pewnie kilkadziesiąt książek tak świetnych, że pochłaniały moją uwagę niemalże bez reszty (np. opowiadania o Cainie pana Wagnera, szczególnie “Wichry Nocy”, ale również kompletnie genialna “Zbrodnia i kara” pana Dostojewskiego), ale tylko jedna książka wgniotła mnie w łóżko (czytałem przed spaniem) i pozwoliła ocknąć się po koło 20 minutach (tak, wiem, że brzmi niedorzecznie, też się dziwię, ale tak było): “Proces” pana Kafki. Też nie było fajerwerków. Ale to zakończenie rodziło wszelkie możliwe “faki” i “łały”.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Fajny klimat.

Fajnie napisane.

Tak, są liczne błędy interpunkcyjne, są też fleksyjne.

Koniec rozczarowuje mnie. Do tego stopnia, że reszta tekstu przestaje mieć znaczenie. Równie dobrze mogłaby mieć 20 wierszy i traktować o chłopcu do bicia czy kosmicznym strażniku.

Ot, skłaniał się przez pół tekstu do pewnej decyzji, aby na końcu zmienić zdanie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

A Twoje subiektywne zdanie jest inne. Więc napisałeś tekst dla siebie.

Wiesz, co będzie dalej? Będziesz się nim zachwycać SAM i bronić go.

A można po prostu wziąć do serca te subiektywne opinie.

 

Zauważyłeś, ile osób skomentowało Twoje dzieło? A ile osób komentuje inne utwory? Pomyślałeś, co jest tego powodem? Bo Regulatorzy wie. A Ty nie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

No…, to popisać możemy. ;-)

Pewna bohaterka, której życie nadaję dość regularnie, to nikt inny jak licząca 500 lat wampirzyca. Zrodziła się do wieczności akurat na stosie inkwizycji.

Zaś obecnie połowa jej perypetii odbywa się w umbrze, kieszeniach i kilku innych płaszczyznach, których mechanika jest płynna, zależna od sytuacji (skoro to ja jestem MG).

Magowie, wampiry, wampirowie, wilkołaki, astrale, umbrale, awatarowie, subumbra, szkoły magii (być może jedną wymyśliłem sam), rodziny wampirze (w dużej mierze wymyślone na moje potrzeby), kamaryle i trochę autorskich kolesi (”set”, “setyta”), “nie-wiadomo-co” zrodzone z wampira i wilkołaka, magia wulgarna, łowcy wampirów, martwi arcymagowie (”dusze”) i sporadycznie bogowie to prawie moja codzienność. W przenośni, rzecz jasna. :-)

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Niektórzy (co najmniej ja) odpadną po kilku linijkach. Bo brak poprawnej interpunkcji to nie jest cios wymierzony w estetykę.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Być może to twórczość dla fanów? Nie wiem.

Nie wiem. Ale uwielbiam wciąż to uniwersum.

Dawno już nie grałem, ale wciąż tworzę to i tamto i zazwyczaj właśnie w Świecie Mroku. Zaś najbliżsi memu sercu są magowie i “wampirowie” – tak po mojemu, bardziej apoteoza, mniej uprzedmiotowienie.

 

Było fajnie i nastrojowo (ja wszak kochałem nastrój na sesjach; raz byłem na takiej, gdzie narracja przypominała czytanie gazety, a mnóstwo wydarzeń miało miejsce poza sesją, bo “mistrz” po wszystkim dodawał: “ty znalazłeś magiczny dywan i pierścień plus 3 do czegoś tam, ty wpadłeś w pułapkę i leżysz w niej, a na ciebie wystawiono list gończy” – tak, to najgorsza rzecz związana z RPG, jaką pamiętam).

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Lubię poezję. Czasami. Ta była słaba, ale to nic odkrywczego.

Za to dała mi poczuć fajny klimat. Tak, stwierdzenie o niczym.

Grałem kilka razy w “Maga”, ze dwa razy w “Wampira”. Grałem też kilka razy w “Cyberpunka”.

I Twój tekst bardzo atrakcyjnie wyczarowywał nastrój, pewnie wynikający z moich wspomnieć i wielkiej sympatii do Świata Mroku.

W “Cyberpunku” (w podręczniku) też zdarzała się poezja. Nie miała wiele sensu, bo i nie musiała. Za to genialnie kondensowała realia świata i klimat gry. Po czym serwowała go w tej nastrojowej formie i przy wtórze grafik.

Do dziś pamiętam (czyli od kilkunastu lat) tekścik z “Cybera”: “Srebrny w mózgu chip wolnym czyni mnie, gdy zespolony z metalem dostrajam się“. Nie są to za wysokie loty, jest za to jakieś tłumaczenie jakiegoś typa. Za to oddaje klimat wielogodzinnych sesji, czasami do rana.

 

I za klimat należy Ci się uznanie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Sądzę, że dwie gwiazdki mogłyby przez sekundę kogoś zastanowić, więc będzie tekst.

Tekst za tekst.

Podobnie ubawiłbym się, czytając angielsko-chińską instrukcję samojezdnego odkurzacza. Nie, zaraz. Przecież czytam ją od kilku dni i rzeczywiście jest ciekawsza.

 

Dobitniej: tekst. O niczym, bez sensu, emocjonalnie gładki jak blat. Kończę, bo im więcej myślę o tym, co tu dostałem, tym gorzej dla tekstu. To było naprawdę bardzo, bardzo daleko od celu.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

“Kolory przestworzy”, “Muzyka Ericha Zanna” – znasz te opowiadania? Gdybym miał zgadywać, to powiedziałbym, że na pewno tak.

Ja również. I uwielbiam taki klimat. Horror dziejący się w głowie, niejasności, niedopowiedzenia i przedwieczne “coś”, które równie dobrze może kryć się w cieniu, w morzu, co w innym wymiarze.

To był wspaniały tekst. W takim klimacie, jaki uwielbiam. Gratuluję i dziękuję.

Chyba zabrakło mi lekarskiego wnioskowania o tym, że marynarze mogli mieć halucynacje (i całą resztę) wskutek oddziaływania na nich mgły, w której mogły znajdować się opary czegoś bądź wydzielina świecącej istoty. Wszak to druga połowa XIX wieku, czas, gdy już używano niektórych anestetyków, a z innymi eksperymentowano. Lekarz raczej o tym słyszał (szarlatan czy felczer mogliby o tym nie wiedzieć).

 

Interpunkcja to najsłabsza część tego utworu. Nie ma problemów tam, gdzie przecinek powinien stać z całą pewnością. Dlatego mam wrażenie, że powinieneś zrobić coś takiego ze skutkiem pomyślnym dla całości: jeżeli masz trwającą choćby ułamek sekundy wątpliwość, czy wstawić przecinek, czy nie, to go nie wstawiaj. Problemem jest nadmiar przecinków. Działając w taki sposób, być może zmniejszysz ilość błędów o połowę.

 

Po chwili refleksji: tajemnicze wezwanie do spalenia było nastrojowe. Ale jego sens blednie po wszystkim. Bo przestaje mieć sens. Nie okazuje się nagle, że poznanie zawartości notatnika przywołuje C’thulhu. Notes przeleżał jakiś czas pod łóżkiem (może kilka tygodni, może kilkanaście lat) i także nie wydarzyło się nic wykraczającego poza umysł lekarza. Więc owo wezwanie robi się teatralnym zabiegiem pozbawionym znaczenia. Być może warto zmienić treść suplikacji? A może zostawić, a za to zasugerować, że już sam manuskrypt ma moc przywoływania czegoś przedwiecznego? Przecież starsza kuzynka po skończonej lekturze mogła się zorientować, że czytała przez pół nocy, że lampa czy świeca już zgasły, a ona nie spostrzegła, że wciąż było wystarczająco jasno, tylko ta zielona poświata czyniła rzeczy dziwnymi, chimerycznymi. Prawda? :-)

 

Było świetnie. Twórczość pana Lovecrafta znów ożyła. Ale porównanie tylko przez wzgląd na chronologiczne pierwszeństwo. Bo to jest Twoje dzieło. Bardzo dobry i bardzo nastrojowy tekst.

 

Oczywiście zgadzam się, że “puentowanie” takiego tekstu zabiłoby go. Nie byłby już to tekst w stylu pana Lovecrafta i prawie na pewno byłby słabszy.

“Cóż za” i mi przeszkadzało, gdyż jest manierą. Ale gdy przypomniałem sobie, że czytam zapiski ze 140-letniego dziennika, to zaakceptowałem tę frazę. Czytałem kiedyś powieść “Mnich” pana Lewisa, czytałem też “Podróż do wnętrza ziemi”. Bez względu na to, jak bardzo inny był język angielski 100 czy 200 lat temu, to “cóż” zdaje się dobrze oddawać emfazę w wypowiedziach osób starszych i/lub lepiej wykształconych.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

  1. Interpunkcja w mojej skali na 3. Może z plusem. Na tle innych tekstów gdzieś na 4.
  2. Dla mnie nie było tu absurdu: dwa wampiry. W zależności od interpretacji starszy może być ojciec albo córka. Wybrałem opcję “ojciec”. Jest mimo wszystko bardziej obyty, dożywia młodszego wampira. Dziewczynka zwraca się do niego “tato”, co może wskazywać na rodzica albo na stwórcę. Dziewczynka kapryśna i jeszcze niezaradna, ojciec niezaradny od dłuższego czasu (przypuszczam, że żywił się głównie tym, co zostawało na tackach po mięsie, może włamywał się do rzeźni czy ubojni, zapewne zabijał mniejsze zwierzęta. Możliwe, że chore (jako jego forma aktu łaski).
  3. Horror? Klimaty wampiryczne są mi bliskie i dlatego przez jakiś czas rozważałem, czy horrorem będzie można nazywać moją kolejną książkę. Uznałem, że nie. Tym mianem określa się filmy o tematyce wampirzej w UPC i być może innych telewizjach, które sugerują gatunek. Być może w drukowanych programach telewizyjnych (nie wiem, nie czytam). Ale na ogół nie mają nic wspólnego z horrorami. Wskutek tego powstało błędne przekonanie: wampiry = horror. A są to najczęściej thrillery, dramaty czy S-F z elementami fantasy. Horror wampiryczny? Ostatni, który oglądałem, powstał w latach 30.

    Tak, tu też nie ma horroru. Ale nie widzę też absurdu.

  4. Bardzo mi przeszkadzało obnażanie postaci ojca. Jak mu? Jeremiasz? W sklepie pojawia się “tajemnicza” postać. Dla kogo tajemnicza? Dla sprzedawcy. Gdyby tylko dla niego, to nie miałoby sensu; jest więc i tajemnicza dla czytelnika. A tu co? Nagle pojawia się jego imię. Bez powodu! Potem czytam coś takiego, że “kłamstwo nie leżało w jego naturze”. No, kurczę! Ze wszystkich BYKÓW pisarskich najbardziej nie znoszę wszystkowiedzących narratorów. Skoro narrator wie wszystko, to po kiego w ogóle ciągnie fabułę? Skoro czyta w myślach, to nie może od razu zdradzić, że do sklepu przyszedł wampir, który chce ogłuszyć sprzedawcę, zatargać go na cmentarz i nakarmić nim wampirzycę? Może, prawda? Skoro może, bo szybko zdradza swoją wszechwiedzę, to czemu tego nie robi? Bo droczy się w czytelnikiem?

    Właśnie dlatego nie znoszę narratorów, którzy znają myśli.

  5. Fantastyczna Regulatorzy wskazała na błąd z watami. Jestem zdania, że błędy językowe, w tym fleksyjne, pojawiające się w dialogach, na ogół da się usprawiedliwić tym, że mówiący nie musi dbać o poprawność językową. I skoro wielu Polaków kupuje żarówki mające ileś tam wat, to bohater literacki również może. Choć warto w takim przypadku pokazać, że nie jest się ignorantem i np. w “usta” narratora włożyć wyraz “watów”. Wszystko gra i świeci.
  6. Tak dużo “enterów” na końcu sugeruje mi, że wkleiłaś tekst, który wiele razy był poprawiany, na dole są pozostałości do potwierdzające, zaś po wklejeniu nie sprawdziłaś, że pozostały odpadki.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć ponownie.

Bardzo fajny pomysł i moim zdaniem daleki od wyeksploatowanego.

Najpierw o tym, co mi przeszkadzało.

  1. Ewidentne pytania zaczynające się od “może” kończysz kropką.
  2. Trochę rozwlekle. Na modłę bajarza, który się zestarzał i zaczyna czasami przynudzać, rozwlekając to, co nie powinno być rozwlekane. Krócej: czasami za dużo didaskaliów.
  3. Utrudnia czytanie to, kiedy dialogi (czy też: kwestie) nie wyglądają jak dialogi.

A cała reszta była bardzo fajna. Pomysł, prawie całe wykonanie. Również nastrój, który budowałeś.

 

Po drugim Twoim tekście widać pewną prawidłowość, czy raczej powtarzające się elementy: trochę zagubiony mężczyzna, piękna i tajemnicza kobieta, seks.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Nowa Fantastyka