Profil użytkownika


komentarze: 16, w dziale opowiadań: 16, opowiadania: 4

Ostatnie sto komentarzy

@Finkla

Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że się spodobało. Ze słów “plugawy” i “parszywy” na szczęście już wyrosłem, choć nie ukrywam, że był taki czas, że wstawiałem je wszędzie, choćby nawet do szkolnej rozprawki.

@Sagitt

Dziękuję za komentarz. Cóż, było to moją intencją, by pozostawić w tekście wiele niedopowiedzeń. Dziecko-ryba być może było elementem czegoś większego, tak jak byś sobie tego życzył, ale pozostawiam to wyobraźni czytelnika. Tym bardziej, że jakiś ukryty sens i przekaz w opowiadaniu z pewnością jest – może po prostu nie jest tak wyraźnie zarysowany, jakbyś tego oczekiwał. W moim odczuciu tajemnica, niepewność i rodzący się szereg pytań nęcą i dostarczają dużo więcej frajdy, niż wystawione na tacy odpowiedzi. Pisząc opowiadanie, postawiłem na atmosferę, aniżeli na rozbudowaną treść. A jej tworzeniu służą właśnie ciągnące się, podkreślające dziwność i brzydotę dziecka, opisy. Tak też odbieram twórczość Lovecrafta, który dużo miejsca w swoich pracach poświęcał “zachwycaniu się” nad niesamowitą obrzydliwością rozmaitych potworów. Najwidoczniej inaczej interpretujemy jego dzieła. Nie mniej jestem wdzięczny za Twój poświęcony czas!

@regulatorzy

Dziękuję za przeczytanie, komentarz i uwagi, do których pośpiesznie się zastosowałem.

Czytało się bardzo przyjemnie. Krótka historia czy też konspekt – jak to wyraził się ktoś – nadaje się na rozbudowanie. Niektórzy narzekają na prostotę zakończenia, a mi się właśnie podobało. Nie wydało mi się też dziwne to, że nikt nie odpowiedział na wyzwanie – potraktowałem to jako jedną z konsekwencji, dopowiadając sobie, że być może zła fama zaczęła krążyć wokół tego miejsca w związku z poczynaniami wieśniaków, dlatego inni rycerze postanowili po prostu nie ryzykować. I bardzo doceniam to, że mogłem to sobie dopowiedzieć! Konsekwencja jest tu w ogóle słowem kluczowym. Rycerz źle potraktował wieśniaków, wieśniacy pośrednio zemścili się, ale przez to także z nimi los obszedł się okrutnie. Dlatego też chętnie dowiedziałbym się jeszcze więcej na temat tego, co wydarzyło się z wioską po tym, jak zszedł do niej smok. Jeśli smok w ogóle istnieje – bo przyznam, że w którymś momencie uznałem, że może być tylko zmyślną przynętą na rycerzy…

@Bartosz Janiszek

Dziękuję za komentarz i uwagi. Bardzo mi miło, że opowiadanie się udało.

 

@Alicella

Dziękuję za komentarz i zwrócenie uwagi na błędy. Cieszę się, że się spodobało.

Jak i mi. Ja oczywiście przedstawiłem tylko swoją domyślną, wcale nie jest powiedziane, że to jedyna słuszna i prawdziwa.

Eso stanowisko kasztelana odziedzicza w spadku po ojcu. A władni w królestwie wcale nie są z tego powodu zadowoleni. Takie słowa kieruje do niego wojewoda Stoggia:

Najchętniej oddałbym tę kasztelanię w ręce kogoś innego, bardziej doświadczonego. Ale nie mam wyboru, odziedziczyłeś to po swoim ojcu. 

 

Z jakiegoś powodu wojewoda uznał, że “nie ma wyboru”. Myślę, że tego powodu można się domyślić (znajomość z ojcem Eso – być może sentyment, być może coś innego?) czy nawet sobie dopowiedzieć. Głównym założeniem nadal jest to, że miglanc Eso dostaje po ojcu ziemie i tytuł, na które sobie kompletnie nie zasługuje. Nie jestem specem od historii, lecz czy podobna sytuacja naprawdę nie mogła wydarzyć się kiedyś w rzeczywistości? 

 

Eso pomagali i doradzali mu wojewoda Stoggia i jego matka. Rzeczywiście, nie poświęciłem wiele tekstu na wyeksponowanie tego faktu (na pewno nie w pierwszym rozdziale, choć w kolejnych pojawiają się nowe wątki), ale przy uważnej lekturze również można to sobie dopowiedzieć. Czy wszystko winienem podawać czytelnikowi na tacy? W bezpośredni sposób rozwiewać każdą rodzącą się wątpliwość? Nie ma chyba takiej twórczości (szczególnie złożonej, jak powieści), która nie prowokowałaby momentami do zakwestionowania pewnych rozwiązań. Oczywiście, rozumiem do czego zmierzasz i zgadzam się, że wiarygodność jest niezwykle istotna. Sądziłem, że chociaż stworzyłem jej wrażenie, ale tu pojawia się Twoja interpretacja i tyle z mojego osądu.

 

Cała wspomniana trójka [włodarz, geolog, skarbnik], można by rzec, że dopiero odnajdywała się w swoim przeznaczeniu – w niejasnych okolicznościach przejęli schedy po fachowcach wiernych Ronadowi, którzy to zostali oddelegowani po jego śmierci w miejsca bardziej godne ich kompetencjom.

Otóż kasztelania Buckerish miała w swej historii kompetentnych zarządców. Byli to ludzie ojca Eso. Natomiast w momencie pierwszego przybycia Eso do kasztelanii (nieopisanego w rozdziale) nowa, niedoświadczona ekipa pełniła swe funkcje może ledwie przez tydzień. To niewystarczająco długo, by nastąpił upadek takiej maluteńkiej kasztelanii. Cztery miesiące mogą budzić już wątpliwości, trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że nieprzygotowanie, brak doświadczenia i szeroko rozumiana niekompetencja nie musi oznaczać tego, że nieszczęśni nowi zarządcy potykali się co krok o własne nogi. Było ciężko, ale jakoś to szło. Geolog Drake był w końcu na uniwersytecie i chociaż nie dokończył swej edukacji na nim, czegoś musiał się tam nauczyć. Dla skarbnika Smoka nie był to pierwszy raz na tym stanowisku – zresztą, bardzo dobrze liczył i dokonywał jeszcze lepszych przekrętów, czegóż więcej potrzeba, by zostać takim urzędasem?

 

Jeśli odwołujesz się do fragmentu, w którym Eso przemyśliwuje swą wyjątkowość, to rozumie się ją w kontekście odzywającej się w nim tajemniczej mocy. W tym sensie Eso rzeczywiście jest wyjątkowy (przynajmniej tak mu się na razie wydaje), toteż spotkanie podobnego sobie prowokuje ten potok różnych, wzniosłych myśli.

Odnosząc się do ukrytego planu: rozdział tyle ma najróżniejszych refleksji Eso, aby właśnie w płynny i spójny sposób ukazać, wyłaniające się z tego chaosu w jego głowie, postanowienia. Eso to leń i nie widzi mu się podejmować się żadnych zobowiązań, jednak jeśli podjęcie się nowych obowiązków stanie się dla niego zaczątkiem ku przygodzie – której bardzo pragnie – to jest w stanie im ulegnąć. Więcej! Odważy się nawet zostać podpalaczem! Dokładnie jak to czynią dzieci – wzniecają ogień, byle dla zabawy spalić coś i doświadczyć mocy żywiołu. Ściana natomiast to tylko kolejna okazja ku temu, by zobaczyć więcej ognia – dlatego też Eso postanawia dostać się do niej i zagarnąć dla siebie jak najwięcej z tego, co za nią znajdzie. Tyle z jego “ukrytego” planu.

 

Tak, tak, rozpisałem się. Ale przypomniało mi się jeszcze coś, mianowicie odnośnie “liźnięcia języków”. To też był intencjonalny zabieg, ot igraszka słowna, choć jak dobrze się jej przypatrzeć, to wtryniona tak, że budzi podejrzenie popełnionego błędu.

@Anet

Liczyłem się z tym, że będę musiał zmierzyć się z przeróżnymi zarzutami, ale takiego – o Eso specjaliście od wszystkiego – zupełnie się nie spodziewałem. Czy mogłabyś rozwinąć swoją myśl? Co sprawiło, że dopatrzyłaś się takiego przeistoczenia? Myślałem, że na każdym kroku, aż do przesady, starałem się zaznaczyć leserstwo i brak szeroko rozumianego obycia u Eso. Nie zmienia się to w żadnym punkcie rozdziału. To znaczy, do tej pory tak mi się wydawało.

Co do niekompetentnych idiotów – zgodzę się, że niekompetentni, ale czy aż idioci? Eso trafił do zapomnianej dziury na krańcu świata, nieprzynoszącej żadnej znaczącej korzyści niemal nikomu. Ludzie są tu niewykształceni, zrezygnowani i skupieni wyłącznie na sobie. Większość z nich to skazańcy. Wybór naprawdę jest niewielki, a Eso musi skompletować swoją załogę. Dla mnie brzmi to jak sytuacja, która mogłaby mieć miejsce w prawdziwym życiu. Okej, rozumiem, że widzisz to inaczej. Chętnie wdam się w głębszą dyskusję, jeśli zechcesz się do tego jeszcze odnieść.

“Jidź”, tak jak “łełbem”, należy do moich intencjonalnych przeinaczeń. Nie odnalazłem w internecie niczego, co wskazywałoby, że słowa te prezentowały się kiedykolwiek w historii języka w takiej formie, nie przeszkodziło mi to jednak, by zdecydować się na taki zapis. Dla mnie brzmią one, jakby pochodziły z ust człowieka co najmniej z poprzedniej epoki. Nazwijmy to… zarchaizowanymi neologizmami…

Do reszty nie muszę się chyba odwoływać, jako jest to kontynuacja mającej tu miejsce polemiki czy warto udostępniać fragmenty powieści.

Dziękuję za Twój komentarz.

 

@Monique.M

Dziękuję za komentarz!

 

Z tą długością to jest tak, że kiedyś to faktycznie były dwa rozdziały i dzielił je właśnie ten przeskok czasowy. Któregoś razu postanowiłem je połączyć w jeden, sądząc, że pierwszy zawiera w sobie zbyt mało akcji, ale najwyraźniej powinienem zastanowić się nad ponownym ich rozłączeniem.

 

Tak, poskracanie to coś, co brałem pod uwagę. Dokładniej, to myślałem albo przenieść niektóre fragmenty w inne miejsca, gdzieś w dalsze partie rozdziału albo w ogóle wyciąć je z rozdziału i w podobnej formie umieścić w kolejnych. Na pewno przez Twoją uwagę zajmę się tym już na poważnie.

 

Co do Eso – bardzo się cieszę, że to wychwyciłaś. O tak, Eso to szczwana bestia. Przyznam się, że moim wielkim marzeniem jest opowiedzieć historię, której żadnego z bohaterów nie sposób nazwać pozytywnym. A ryzyko tego jest właśnie takie, że mogą oni nie zyskać sobie szerokiej sympatii czytelnika, co nie jest do końca pozytywnym skutkiem.

Będę szcze­ry, że nie je­ste­ście pierw­si, któ­rzy pro­po­nu­ją mi spró­bo­wa­nie z czymś krót­szym. Ale ja, baran, je­stem głu­chy na te uwagi i za­wzi­nam się przy swoim. Wła­ści­wie można po­wie­dzieć, że rzu­ci­łem się na głę­bo­ką wodę – przez sześć lat pra­cu­ję nie­mal­że przy tej jed­nej po­wie­ści, nie two­rząc pra­wie nic poza tym i mając zni­ko­me do­świad­cze­nie. Efekt tego jest taki, że co mie­siąc ulep­szam to, co zdą­ży­łem już na­pi­sa­ć, przez co bar­dzo po­wo­li zbli­żam się do końca. Bar­dzo po­wo­li. Będę mu­siał roz­wa­żyć po­pra­wę.

Dzię­ku­ję za wasze spo­strze­że­nia.

@regulatorzy

Dziękuję za wskazanie popełnionych przeze mnie usterek.

 

“Nie znam świata, do którego trafiłam, jego bohaterowie są mi obcy i na pewno nie przybliżył mi ich opis pogrzebu, części wierzeń czy przemyśleń Eso.” Co masz na myśli? Wybacz, lecz czy przeczytany przez Ciebie fragment, nie będący nawet jedną czwartą całego rozdziału, to dość, bym mógł wprowadzić czytelnika w stworzony przeze mnie świat i zaangażować go weń w pełni? Szczerze mówiąc, to sam obawiałem się raczej, że pośród tych nieszczęsnych 77 tys. znaków zbyt wielki procent stanowi to, co służy wprowadzeniu do świata przedstawionego, a za mało jest tam akcji właściwej.

Zdaje mi się, że fakt, iż jest to właśnie pojedynczy rozdział powieści, która najpewniej nigdy się tu w całości nie pojawi, niesłusznie wpływa na podejście do zapoznania się z tym fragmentem. To niesprawiedliwe. Może jeśli ktoś czuje się zniechęcony do lektury poprzez takie względy, winien rzeczywiście z niej zrezygnować.

 

@regulatorzy

No tak, to niestety brzmi jak ja.

 

Daruj tamto, jeśli możesz. Od tamtego czasu trochę spokorniałem – mam taką nadzieję, znaczy się.

Przykro mi, że odparcie zarzutów, z którymi się nie zgadzałem, sprawiło, że zniechęciłem do siebie @regulatorzy. Być może powinienem wtedy wyrazić swoje zdanie inaczej. Tak czy inaczej, podziwiam za konsekwencję i pamięć. Minęło już pewnie z pół roku – w życiu nie pomyślałbym, że do tego czasu będę jeszcze pamiętany tutaj za jedną, krótką meduzią tratewkę.

 

Być może mało kto to przeczyta, lecz możliwe, że będzie to i tak ktoś, a to już więcej niż nikt. Że wyście się już tu zjawili, jest to dla mnie bardzo dużo.

@regulatorzy

Za gardło ofiary można chwycić równie dobrze, jak za samą ofiarę.

 

Głowa może wić się w ten sam sposób, co i wije się całe ciało – szczególnie, gdy desperacko walczy o zachowanie życia.

 

Skorośmy przy życiu – życie ma liczbę mnogą, a że brzmi wonczas dziwacznie, to już inna sprawa. Kwestia gustu.

 

Gotów, gotowy – jeden pies.

 

 

Nowa Fantastyka