Profil użytkownika

Zawodowo i hobbystycznie zajmuję się historią i kulturą okresu 1789-1870, głównie Francji. Kocham XIX wiek, ale niekoniecznie ostatnie trzy dekady i niekoniecznie standardowy “wiktorianizm” – uważam bowiem, że w tym “długim stuleciu” jest mnóstwo znacznie ciekawszych zjawisk. Jestem pasjonatką historii militarnej i niepoprawną wielbicielką opery.

Mój flagowy projekt popularyzatorski:

https://altronapoleone.home.blog/ 

 

Dla chleba długo tłumaczyłam fantastykę młodzieżową, wygaszam jednak tę działalność i tłumaczeniowo zajmę się tylko poezją, której już (w przekładzie) całkiem sporo opublikowałam. Piszę do szuflady od zawsze. Od jakiegoś czasu głównie rzeczy dziejące się w nieco alternatywnym XVIII/XIX wieku. Poniżej lista tekstów opublikowanych:

 

“Kuszenie nieświętego Eugeniusza” w antologii ‘Wenus’ (2023)

“Tik-tak” w zinie ‘Horyzont Zderzeń Fantastycznych” 1/2023 

“Kim jest dziewczyna” – Nowa Fantastyka 11/2022: https://www.fantastyka.pl/czasopisma/pokaz/139 

“Teufelsdreieck” w antologii ‘Sudecki Trójkąt Heroiczny’ [link będzie, jak się pojawi], 2022

“Na drogach herosów” – Nowa Fantastyka 5/2022: https://www.fantastyka.pl/czasopisma/pokaz/133 

“Bajka” w antologii ‘24.02.2022’ (antologia charytatywna na rzecz Ukrainy, 2022): https://wydawnictwoix.pl/produkt/24-02-2022/ 

“Los caprichos” w antologii ‘Sny umarłych 2021’ (2022): http://www.phantombooks.pl/index.php/produkt/sny-umarlych-polski-rocznik-weird-fiction-2021-przedsprzedaz/ 

“Portret Najjaśniejszego Pana” w antologii ‘Bizarretki’ (2022): https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4990093/bizarretki-antologia-bizarro-fiction 

“Deszczowa oberża” w antologii ‘Fantastyczne Pióra 2020’ (2021): https://www.fantastyka.pl/antologia 

“Słońce Austerlitz” w antologii ‘Raz jeszcze w wyłom’ (2021): https://fantazmaty.pl/czytaj/antologie/#raz-jeszcze-w-wylom  

“Nakarmić kruki” – Nowa Fantastyka 08/2021: https://www.fantastyka.pl/czasopisma/pokaz/124 

“Powrót Gilberta Legranda” w antologii ‘Fantastyczne Pióra 2019’ (2021): https://www.fantastyka.pl/antologia 

“Wiekuista cisza nieskończonych przestrzeni” w antologii ‘Granice Nieskończoności’ (2021): https://www.zapomnianesny.pl/granice-nieskonczonosci/ 

“Tworzywo snu” w antologii ‘W głębi snów’ (2020): https://www.zapomnianesny.pl/w-glebi-snow/ 

“Antonia chce spać” – Creatio Fantastica nr 60 (2019): https://creatiofantastica.wordpress.com/cf-1-60-2019-allohistorie-i-fikcje-kontrfaktyczne/ 

“Ostatnia bitwa Franza Maira” w antologii ‘Umieranie to parszywa robota’ (2019): https://fantazmaty.pl/czytaj/antologie/#umieranie-to-parszywa-robota 

“Zima” (II nagroda w VIII Konkursie im. Krystyny Kwiatkowskiej, 2018) – ‘Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction  2019’ (2019): http://sklep.okolicastrachu.pl/sny-umarlych/ 

“Z głębi morza” – Magazyn Histeria (lipiec 2019): http://magazynhisteria.pl/1921-2/ 

“Kroki Komandora” w antologii ‘Ja, legenda’ (2019): https://fantazmaty.pl/czytaj/antologie/#ja-legenda 

“Auto da fe” – Esensja (czerwiec 2019): https://esensja.pl/tworczosc/opowiadania/tekst.html?id=27957 

“Kobieta, która słyszała smoki” w antologii ‘Dragoneza’ (2019): https://fantazmaty.pl/czytaj/antologie/#dragoneza 

 

Do posłuchania

“Kobieta, która słyszała smoki”

https://www.youtube.com/watch?v=3hNgLA2Rpx8&feature=youtu.be 

https://hearthis.at/fantazmaty/1-agnieszka-fulinska-kobieta-ktora-slyszala-smoki/WDP/ 

“Zima” https://www.youtube.com/watch?v=EB4BwgEbtsw 

“Dziwny ogród” https://www.youtube.com/watch?v=oMy9p043C8k&t=809s 

 

Cykl fantastyczno-przygodowych powieści młodzieżowych “Dzieci dwóch światów”, pisany z ninedin:

“Mysia Wieża”, tom I: https://galeriaksiazki.pl/pl/p/Mysia-Wieza.-Tom-I-serii-Dzieci-Dwoch-Swiatow 

“Śpiący rycerze”, tom II: https://galeriaksiazki.pl/pl/p/Spiacy-rycerze.-Tom-II-serii-Dzieci-Dwoch-Swiatow-/364 

 

Wywiad ze Stanisławem Lemem, przeprowadzony w 2002 roku: http://nowadekada.pl/nowa-dekada-literacka/archiwum-dekady-literackiej-1990-2004/dekada-literacka-2002-nr-1-2-183-184/ 

 

Kolejne opowiadania będą m.in. w antologiach Fantazmatów (“Retrowizje”, “NanoFantazje 3”; tu także w przygotowaniu autorski zbiór), Fantastycznych Piórach 2022, a może i jeszcze gdzie indziej. Niedługo wyjdzie też powieść, dziejąca się w nieco alternatywnym roku 1807.

 

BETOWANIE. Zasadniczo nie przyjmuję bet, bo nie mam czasu, ale czasem skuszę się na tagi: historia alternatywna, XVIII i XIX wiek, steampunk. Nie betuję użytkowników, którzy nie wykazują aktywności na forum w ramach altruizmu wzajemnego (czytaj: komentują, jeśli w ogóle, wyłącznie własne utwory).


komentarze: 9833, w dziale opowiadań: 5565, opowiadania: 2004

Ostatnie sto komentarzy

Ślimak Zagłady

Staruch

None

Światowider

black_cape

dogsdumpling

Żongler

krar85

Ambush

Zygfryd89

RogerRedeye

Darcon

 

Uwaga!

 

Koala75 → jest nieuwzględniony na liście, ale wpisany w wątku rezygnacyjnym!

 

http://altronapoleone.home.blog

Wyrazy współczucia dla rodziny, bardzo smutna wiadomość.

http://altronapoleone.home.blog

Ponieważ i tak działam tu Mumijnie, to przy okazji wrzucę, skoro nikt z kolegów nie wrzucił.

 

Nakładem wydawnictwa Stalker ukazała się antologia “Epidemie” pod redakcją Wojtka Sedeńki. W środku 16 tekstów, z czego trzy nie– lub mało-aktywnych portalowiczów, którymi są:

 

Krzysztof Rewiuk (Cobold)

Paweł Dybała (erp.karon)

Agnieszka Fulińska (drakaina)

 

Szczegóły tu:

 

Epidemie. Antologia polskiej fantastyki eSeF.com.pl Najlepsza fantastyka

 

http://altronapoleone.home.blog

Czy teksty mają zniknąć z portalu teraz albo docelowo? :)

Tak, ale nie musi być natychmiast. Można też zostawić zajawkę, a jak będzie antologia, to dać link.

http://altronapoleone.home.blog

Uwaga, update:

 

termin wydania antologii przewidziany jest na wrzesień 2024 (na Copernicon-Polcon, który wypada blisko rocznicy ogłoszenia pierwszego dzieła Champolliona), ponieważ czekamy na teksty zaproszonych autorów. Poza tym planowana jest solidna praca redakcyjna z autorami opowiadań portalowych, więc przygotujcie się na płacz i zgrzytanie zębów.

 

I jeszcze mały drobiażdżek: udział w antologii będzie płatny, tzn. autorzy dostaną honoraria, wprawdzie symboliczne, ale będziecie mogli powiedzieć, że zarobiliście coś na pisaniu ;)

 

Jeśli ktoś ma pytania, zapraszam do kontaktu na podany wcześniej mail:

mumie.antologia@gmail.com

 

http://altronapoleone.home.blog

1.Maila ze zgłoszeniem/tekstem wysyłać teraz, czy dopiero, jak skończę tekst? Jakie istotne informacje w tym mailu zawrzeć?

Teraz można wysłać kontaktowego pt. “chcę wziąć udział w antologii” – z tytułem tekstu, o który chodzi ;)

 

2.Ile – tak z grubsza – mamy czasu na prace nad tekstem? Jest już jakiś deadline?

Załóżmy, że na wersje autorskie czekamy do końca września, potem i tak będzie redakcja.

 

3.Przebudowa tekstu: przetrzeć kurze czy przestawiać ściany (jak z szorcika 15k zrobi się 30k to ok czy przesadzone?)

Przetrzeć kurze koniecznie, przemeblować jak najbardziej, ściany to jeśli to konieczne ;) Sugerowałabym przyjrzenie się portalowym komentarzom i przemyślenie uwag.

Natomiast zamienianie chatki w willę – dopóki tekst nie przekroczy 40k, nie ma większego problemu, bo moja lista rekomendacyjna obejmuje pomysły, a niekoniecznie wykonanie (jeden tekst, który mi się podobał, wypadł ze stawki, bo był fanfikiem). Co nie znaczy, że należy rozciągać na siłę do 40k. Objętości powyżej – np. jeśli tekst miał wyjściowo 35k, a z uwag wynika, że warto by go mocno rozbudować, np. do 45k, proszę konsultować ze mną, może być na maila, bo każdy przypadek mogę rozpatrzyć indywidualnie. 

http://altronapoleone.home.blog

Zapowiedziane konkrety są następujące: ponieważ do naboru portalowego postanowiliśmy dodać pozaportalowy oraz teksty autorów zaproszonych, ostatecznie antologia będzie dwutomowa. Oba tomy ukażą się jednocześnie (albo w bardzo małej odległości czasowej, tu zadecyduje wydawnictwo i względy marketingowe), różnica zaś będzie taka, że  “tom pierwszy” będzie miał podstawową wersję papierową i przewidziany dodruk, tom drugi zaś papier przedsprzedażowy (nakład prawdopodobnie będzie częściowo uzależniony od zamówień autorskich) i wersję ebookową jako podstawową. Przyczyny takiego stanu rzeczy są natury finansowo-objętościowej: nie chcemy robić opasłego tomiszcza, a zarazem chcemy dać jak największej liczbie autorów szanse zaistnienia. Ostateczny skład obu tomów (po ok. 300 stron każdy) ustalimy jak już będzie pełna lista utworów, a decydujące zdanie będzie miał Krzysztof jako wydawca.

 

W związku z tym pytanie do autorów opowiadań, które wstępnie zostały zakwalifikowane do zostania przedstawionymi do antologii, czy zgadzają się na umieszczenie ich tekstów w dowolnym tomie, czy też nie wyrażają zgody na ktorąś z opcji (albo w ogóle nie chcą się znaleźć w antologii). Ostateczne decyzje o przyjęciu tekstów podejmie również wydawca, natomiast obecnie lista rekomendowanych tekstów portalowych przedstawia się następująco (nie ma na niej części tekstów, które zostały tu zamieszczone po dedlajnie albo wysłane mi prywatnie, ale nie oznacza to, że nie mają one szans, po prostu jeszcze ich nie zdążyłam przeczytać). Kolejność alfabetyczna. Prawdopodobnie portalowo wejdzie ok. 12 tekstów.

 

James, ty stary…

La leyenda negra

Nie pozwolę ci zgnić

Obok wieczności

Potyczka z chaosem

Szczury w Świątyni

Wieszcz i niewolnica

Wśród wilków i niedźwiedzi

 

Autorów powyższych tekstów proszę o kontakt na adres: mumie.antologia@gmail.com

 

Autorów zainteresowanych publikacją proszę też o przygotowanie ostatecznej autorskiej wersji tekstów (oczywiście będzie dalsza redakcja). Rozwinięcie wg uwag w portalowych komentarzach jest dozwolone i wręcz zalecane, ale dobrze byłoby trzymać się limitu 45k.

 

Uwaga: jest jeszcze lista rezerwowa/warunkowa – teksty, które wymagałyby sporej redakcji, ale mają szanse. Z autorami skontaktuję się na priv. 

 

Jeśli któryś z “późniejszych” tekstów znajdzie się na liście rekomendowanej, powiadomię o tym autora na privie i umieszczę również informację w tym wątku.

 

http://altronapoleone.home.blog

Imho masz w głowie fajny pomysł na magię w tym świecie, tylko w opowiadaniu za mało tego pokazałaś czytelnikowi, a niestety to nie są rzeczy do wymyślenia w całej złożoności autorskiego pomysłu :)

http://altronapoleone.home.blog

Och, jakie słodkie!

http://altronapoleone.home.blog

Jako pies na historyczne klimaty przeczytałam dokładnie pierwszy “rozdzialik”, a resztę tekstu przebiegłam, i zgodzę się z ogólną opinią przedpiścy. Jest pomysł, wykonanie mocno kuleje.

Sugerowałabym, prawdę mówiąc, wycofanie tekstu do Kopii roboczych i wrzucenie go na betalistę. Bo przydałoby się tu i fabułę poprawić, i sam początek zmienić: ekspozycja jest też naiwna i strasznie sztampowa. Wrzuć czytelnika prosto w zdarzenia, nie opisuj karczmy, jak w przygodzie erpegowej ;) Show, don’t tell.

Fatalna jest interpunkcja i niedobry w wielu miejscach zapis dialogów – to beta pomoże Ci wyeliminować bezboleśnie.

Nie przekonuje mnie pisanie o zjawie w rodzaju męskim, nawet jeśli pokazujesz to jako imię/pseudonim pisane dużą literą. Czemu nie Upiór? I czemu on nie używa imienia Rodrigo czy przydomku Biała Noc? To wszystko jest możliwe, np. zapomniał po śmierci imienia, ale wyjaśnij to czytelnikowi w tekście (tylko nie infodumpem wprost, wpleć w narrację).

Nie jestem specjalistką od epoki, ale mam też wątpliwości np. co do tego, że używasz stopni wojskowych tak, jak są one używane dopiero od XVIII/XIX wieku, z ustaloną sformalizowaną hierarchią itd. Doczytałam sobie parę hiszpańskich stron na temat i np. wicekról miał wojskowy tytuł Capitán General, a capitanes to nie był sensu stricto stopień, sierżant nie wiem, czy w ogóle istniał w tych kolonizatorskich wojskach, ale to pewnie dałoby się sprawdzić w odpowiednim tomie Ospreya na przykład.

Z kolei “szefie” brzmi bardzo współcześnie i burzy immersję. Znowu, sprawdziłam, zapożyczone od francuskiego “chef” słowo “jefe” pojawia się w hiszpańskim tekście z połowy XVI w., ale raczej nie jest jeszcze powszechne i potoczne. Takie sprawy warto przemyśleć. Papuga może powiedzieć neutralne “wodzu”.

 

Powodzenia!

http://altronapoleone.home.blog

Nie wiem, skąd to wrażenie, bo szotki to rasa. Tak, jakby ktoś narzekał, że generic krasnoludy są pijakami.

Szotki nie mają z tym wrażeniem wiele wspólnego, po prostu odniosłam wrażenie, że Sall zna jakiś statek i jego kapitana, a potem wyszło, że nie, więc zasygnalizowałam. Może tu decyduje to “ten dureń”, powiedziane jak o kimś znajomym?

http://altronapoleone.home.blog

Celowo pokazywałam tylko tyle, ile wydawało mi się niezbędne do zrozumienia akcji.

Okej, ale nie zawsze nasze nawt świadome wybory przemawiają do czytelników tak, jakbyśmy chcieli czy zamierzyli. W tym przypadku jest tak, że mi się całkiem podoba ta Twoja magia, jest to nastrojowe, ładnie się odwołuje do archetypu. Ale zabrakło mi nieco więcej na temat tego, jak to wszystko funkcjonuje w stworzonym przez Ciebie świecie, o co chodzi z przywoływaczami na przykład? Gdyby to była króciutka impresja, wiele rzeczy mogłoby pozostać niedopowiedziane, ale to jest pełnoprawne opowiadanie.

 

Rozumiem. Sama nie przepadam za romansem w fantastyce i jego nadmiar też by mnie irytował.

Obyczajówka to nie tylko romans ;) 

 

Nie pamiętam, żebym natknęła się gdzieś na Laurell, ale może to dlatego, że prawie nie oglądam telewizji.

Ja też nie oglądam telewizji, zwłaszcza ostatnio, ale po prostu wiem, że Laurel/Laurell to jest popularne, funkcjonujące w realnym świecie anglosaskie imię. (Np. Laurell Hamilton to autorka serii o Anicie Blake, horrorowej urban fantasy). Tak jak John, William, Margaret i tak dalej. Zorg, Kardain czy Darkain to nie są funkcjonujące imiona w żadnym języku. Gdyby do tych Zorgów była Baśka czy Nathalie moja reakcja byłaby taka sama, tylko inny krąg językowy. Za każdym razem byłoby to imię “z reala” wrzucone między imiona wymyślone, typowe dla fantasy.

http://altronapoleone.home.blog

Nie bardzo rozumiem, dlaczego traktujecie to jako minus? Ze względu na tematykę konkursu, czy ogólnie nie lubisz wątków obyczajowych w fantastyce?

Nie przepadam za obyczajówką w ogóle, mogę ją oczywiście mieć jako element fantastyki, ale wolę inne proporcje ;)

 

System magii bazował w opowiadaniu na świetle i cieniu. Światłość niszczy cień, cień narasta w ludzkich sercach ze złych emocji, aż stawał się czymś materialnym i zabójczym. 

W ogólnym zarysie (pierwsze zdanie i sam początek drugiego) tego się nietrudno domyślić, bo poza wszystkim to standardowa opozycja. Chodzi raczej o to, że w opowiadaniu ta “mechanika” nie została pokazana tak, żeby stała się zrozumiałym, czytelnym elementem świata przedstawionego, to stawanie się czymś materialnym znaczy. Mam wrażenie, że trochę zostało to w Twojej głowie.

 

Chciałam skupić się w opowiadaniu głównie na bohaterce i na jej przemianie. Świat i magia miały być elementem wpływającym na nią w ten, a nie inny sposób.

No właśnie – i tu wracamy do punktu pierwszego, czyli proporcji obyczajówki do fantastyki ;)

 

 

W dodatku imię Laurell tak bardzo mi odstaje od pozostałych (co oczywiście może być moją idiosynkrazją), że wyrywa mnie z tej fantasy właśnie znów w obyczajówkę, w jakąś Amerykankę rozgrywającą psychologiczną dramę w fikcyjnym świecie.

Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. Pewnie gdyby Karidan był Johnem, Billem lub Samem to w pełni bym się z tobą zgodziła. Laurell nie wydawało mi się imieniem bardzo typowym i popularnym, choć wiadomo, że to kwestia doświadczeń oraz perspektywy. Zaskoczyłaś mnie tym stwierdzeniem.

Może wyraziłam się mało precyzyjnie. Gdyby wszyscy byli Johnami i Billami, to imię Laurell by nie odstawało ani na milimetr. Typowo anglosaskie imię, popularne, wrzucone mędzy te Karidany, jest z innej bajki. Stąd skojarzenie, że mamy “rzeczywistą” postać z realnego świata wrzuconą w świat fantasy, który być może jest jej osobistą psychodramą.

http://altronapoleone.home.blog

Déjame bailar…

 

No, bardzo ładny tekst, choć na moje oko fantastyki w nim nie ma (obcość by pewnie była, bo choroba to alien w naszym ciele). W zasadzie trudno cokolwiek więcej powiedzieć, bo to szort, oparty na konkretnym schemacie, co się świetnie udało. Po prostu solidna, efektowna robota! Klikałabym, ale za późno ;)

Tak sobie zerknęłam na kawałek opinii None powyżej, bo mam go na ekranie, i jakkolwiek mogę się zgodzić z tym, że mało się dowiadujemy, to dla mnie jest to impresja, co usprawiedliwia niedobory fabularne i charakterologiczne.

Na moje oko choroba to stwardnienie rozsiane – bo bohaterka ma problemy z poruszaniem się. Ale nie jestem lekarzem.

http://altronapoleone.home.blog

Och, ale to jest fajne. Mam sporo uwag, ale to jedno z tych opowiadań, których wymyślenia autorowi zazdroszczę.

Udało się tu w zasadzie wszystko: dobrze rozplanowana fabuła z odpowiednio rozmieszczonymi foreshadowingami i innymi haczykami (choć może idzie to troszkę po sznureczku, a bohaterom nieco zbyt płynnie wszystko się udaje, aczkolwiek ma to konwencyjne, fabularne i światotwórcze uzasadnienie), ciekawie wykreowany świat (choć tu akurat pozostaję z dozą niedosytu, chciałabym więcej i mam nadzieję, że świat rozwiniesz w dalszych tekstach z tego uniwersum, bo przecież Sall musi odzyskać Lyssę, prawda?), wiarygodni i żywi bohaterowie (choć chciałabym więcej o ślimakoidach w ogóle, co trochę podpada pod “więcej o świecie”, oraz o tych dwóch mięczakowych bohaterach: Huboldzie i Daurelu).

Btw świat jest mocno “Sapkowski” z tym chaosem technologicznym, ale to nie przeszkadza, choć nie miałabym też nic przeciwko temu, żebyś rozwinął to w wyjaśnienia.

Te drobne “ale” już wpisałam w nawiasach. Z innych marudzeń: Hubold mówi, że język jego rasy wymarł, a potem jednak okazuje się, że Opiekunowie go pamiętają, a Sall nie ma problemu z jego odczytaniem. To imho zasługuje na rozwinięcie, bo jest nieco deusexmachinowe, nawet jeśli Sall jest uczonym. Troszkę się też zawiesiłam na roli Opiekunów – jest w tekście, ale w skłaniającej się leciutko ku infodumpowi wypowiedzi ślimaka (choć przyznam, całą scenę, w której Hubold usiłuje wpaść w rasowy infodump, rozegrałeś bardzo fajnie). Uważam też, że nieco przegiąłeś z tym, jak Maya sobie radzi, mimo że jest niewidoma. Nie do końca też kupuję pogodzenie się Hubolda z tym, że nie leci z nimi, znowu nieco zbyt łatwo.

Ogólnie – świetnie mi się czytało i to mimo robienia łapanki, którą znajdziesz poniżej. Część marudzenia związana jest zapewne z tym, że przez ten tekst się płynie, więc paradoksalni nie wszystkie informacje, które są istotne, a nie dość podkreślone, zapamiętałam.

 

Stylistycznie jest okej, choć drobnych wpadek odnotowałam sporo.

 

Najwyraźniej do tego sklepu zdrowy rozsądek nie miał wstępu. A może całe miasto zwariowało? Skutek uboczny koniunkcji? Zaczął rozważać w głowie potencjalne przyczyny, ledwo słuchając dalszej rozmowy ślimakoidów.

Uważaj na podmioty domyślne. Tu niby jest dość jasne, że rozważać zaczął Sall, a nie skutek uboczny, niemniej podmiot by się przydał. “W głowie” → imho lepiej “w myślach”. Albo po prostu rozważać.

 

Pierwszy krok na drodze do wyciągnięcia mnie z tej puszki.

I dla niej, aby uwolnić ją z cienia, dodał w myślach.

No i tu to już zdecydowanie do uwolnienia puszki z cienia ;) Nie wydaje mi się, żeby zdradzenie tu imienia Lyssy miało jakkolwiek zaszkodzić. Wiemy już o tym, że on kogoś przywołuje i że to kobieta. Imho to nawet by tu dobrze zadziałało, dodało osobistego wymiaru. Gdyby jeszcze było tak, że Sall sobie wytworzył tabu na imię pół-utraconej ukochanej (i ono pojawiło się dopiero wtedy, kiedy Maya wprost pyta o jego tęsknotę), to bym się gimnastykowała, żeby je ukryć, ale ono niedługo pada z jego ust.

 

Maya przyklękła przy balii. Usta jej drżały

Usta balii.

 

ale przyciągnęła uwagę fotomanty; wyciągnął ręce i posłał w odpowiedzi falującą smugę Żółci.

Niedobra ta składnia ze średnikiem. Nie masz nigdzie w okolicy “który”, więc go użyj, bo tu pasuje najbardziej.

 

Wtedy, strzaskany i na granicy śmierci

Strzaskany mi nie pasuje, bo on chyba wtedy nie był w zbroi? To jest scena destylacji Czerni?

 

Hubold gwałtownie pokręcił głową, rozchlapując śluz. Parę kropel trafiło w hełm Salla, co było dość obelżywe.

Imho obelżywe byłoby, gdyby Hubold zrobił to celowo, a tak nie jest.

 

wciąż trzymając rozczapierzone palce

Niewiele wcześniej miałeś rozczapierzoną błyskawicę. To słowo mocno zwraca uwagę.

 

– O, bogowie… – jęknął cicho Sall. – Ten dureń wynajął szotków.

Tu i wcześniej miałam wrażenie, że Sall zna kapitana, a wychodzi na to, że nie.

 

Mamy umowę?

Anglicyzm. → Umowa stoi?

 

– Tam! – Wskazał oddelegowanemu do niego miotaczowi, odpalając racę

Coś jest nie tak z tym didaskalium. Może wystarczy dodać dopełnienie, bo wskazać trzeba coś

 

ale ja i Lyssa znaleźliśmy się w oku cyklonu. Ją zabrała Czerń, a mnie ogień…

“Oko cyklonu” to miejsce, gdzie wichura nie powoduje szkód albo niewielkie, czyli gdyby się w nim znaleźli, powinni wyjść w zasadzie bez szwanku, a nie prawie zabici.

 

na którego straży wystawiono

→ postawiono. Wystawić straże, ale postawić kogoś na straży. Polska język trudna język ;)

 

Wchodzimy – powiedział na widok kostki włożonej przez bandytów w niewielki otwór.

Tu się zawiesiłam na tym, czym tak naprawdę są kostki i do czego służą, dlaczego w końcu nie trzeba było ich wszystkich zdobyć i tak dalej. To dla mnie jedna z dziurek logicznych fabuły, ale albo coś przegapiłam, albo łatwa do załatania.

 

– Żeby chociaż tak wiedzieć[+,] na co

 

Śpiewali w podniosłym nastroju; fanatycznie szczęśliwi,

Przecinek nie średnik, ewentualnie dwukropek. Średnik w polszczyźnie ma znacznie mniejsze zastosowanie niż po angielsku.

 

– Zuch dziewczyna. – Jak zacząć? Kiedyś już przemawiał na zgromadzeniach………..

Wszystko od “Jak zacząć” nie jest didaskalium, ale powinno się znaleźć w nowym akapicie.

 

Twarze pojawiały się przed wizjerami

Wizjerami?

 

lecz wtedy noga się pod nim ugięła, trafiona w kolano paraliżującym ciosem buzdyganu. Przyklęknął, a wtedy

 

na zakrwawionym podłożu

Nie pasuje mi to zakrwawione do podłoża.

 

Ujrzał nadciągający w stronę jego oczu buzdygan

Uch, widzę ten dostojnie płynący w powietrzu buzdygan ;) Tu trochę przesadziłeś stylistycznie i zarżnąłeś dynamikę sceny.

 

Gdzie pistolet?! Gdzie Daurel?! Znalazł go naprzeciw wejścia. Podskakiwał komicznie na zdrowej nodze i machał w stronę kul.

“Go” zamieniłabym na ślimakoida albo co, bo inaczej jest dwuznacznie, czy jednak nie chodzi o pistolet. Skądinąd – ślimakoidy mają dwie nogi? Naprawdę by się przydało nieco więcej o tej rasie, bo muszle są, ale poza tym najwyraźniej antropomorfizm… To niby jest na początku, że wychodzi facet z głową ślimaka, ale nieco więcej by nie zaszkodziło. 

 

Metal wracał do swojej rzeczywistości, cofał [+się], ustępując kamieniowi, skórze i ciału.

Pierwszy człon zdania mi zgrzyta, bo wracać do rzeczywistości znaczy trochę co innego, swojej wydaje się nadmiarowe, i dopiero potem wiadomo, o co chodzi. Przemeblowałabym to zdanie. Zaimek “się” po cofał konieczny.

 

roboty znów jęczały, gdy krew zaczynała krążyć w odzyskanych żyłach i rozglądały się, oszołomione, z naręczami metalowych kawałków. 

To imho też wymaga lekkiego remontu.

 

Poczuł dłoń na hełmie. Ujrzał nad sobą jej twarz. Była tu – bez racy, z metalowym ciałem. Materialna.

Twarz dłoni. Znów: imię tu nie zaszkodzi, ale pomoże.

http://altronapoleone.home.blog

Właśnie walczę z mieczomagiczną materią, więc dziękuję za ten drabbelek ;)

http://altronapoleone.home.blog

Podobało mi się, ale mam wrażenie (jeszcze się zastanawiam), że czegoś tu do piórka brakuje. Troszeczkę tego, o czym pisze Finkla – że pomimo sztafażu fantasy dostajemy głównie obyczajówkę. Bardzo zacną, historia Laurell mnie ujęła, ładnie ją podałaś, nawet mimo tego, że część rozwiązań fabularnych jest przewidywalna.

Brakuje mi też trochę tła (chyba że coś przegapiłam) – o co chodzi z cieniami i światłością, czy tylko o jungowską psychologię, czy to jednak jakieś realia świata przedstawionego, będące częścią jego istoty? Tu właśnie imho troszkę wychodzi ten brak fantastyki: masz fajne rekwizyty w postaci przywoływaczy i białych strażników, ale nie rozbudowujesz ich w immersyjny fantastyczny świat.

W dodatku imię Laurell tak bardzo mi odstaje od pozostałych (co oczywiście może być moją idiosynkrazją), że wyrywa mnie z tej fantasy właśnie znów w obyczajówkę, w jakąś Amerykankę rozgrywającą psychologiczną dramę w fikcyjnym świecie. Sama Laurell jest fajna, narastające poczucie osaczenia przez demony z przeszłości też. 

Czyli przy fajnym pomyśle, który mnie wciągnął i zaintrygował, pozostaję z poczuciem niedosytu, mimo że historię zamykasz sensownie, choć przewidywalnie (tu niestety każde wyjście ma cechy stereotypu, więc się nie czepiam).

Nie moim zmartwieniem, ale jurorów, jest to, że mam wrażenie, że nie zostały tu zachowane wymogi konkursowe, bo nie jest to heroic ale dark, no i trudno tu mówić o rozwiązaniu obejmującym uratowanie świata czy czegokolwiek innego.

 

Językowo i technicznie jest okej, coś tam mi zgrzytało, ale z komórki nie robiłam łapanki.

Jedyne, co pamiętam, to niepasująca moim zdaniem “ideologia”.

http://altronapoleone.home.blog

Och, jak ja nie lubię pisać takich komentarzy, jaki muszę niestety napisać :(

Czyli: uważam, że masz tu świetny pomysł napisany “na odwal”, choć efekciarsko. Sorry za to mocne określenie, ale ono najlepiej streszcza moje odczucia przy lekturze.

Bo tak: jedną z moich ukochanych powieści wszech czasów jest Rękopis znaleziony w Saragossie z jego szkatułkową strukturą, ale tam ona służy budowaniu fabuły i dynamiki, no i to powieść, która ma ponad dwieście lat, natomiast u Ciebie odniosłam wrażenie, że długaaaaaśne bloki opowieści “Adama” są pójściem na skróty. Od razu powiem: nie wiem, jak z tego wybrnąć, bo on jej rzeczywiście opowiada. Może jednak przejściem do jego perspektywy, kiedy opowieść przeradza się we wspomnienie i on to wszystko na nowo przeżywa? Właśnie jak u Potockiego, gdzie w kolejnych opowieściach mamy fabułę, dialogi i tak dalej. Tu mamy niestety monotonne bloki tekstu, które w pewnym momencie zaczęłam odruchowo przewijać :(

 I tych bloków, tych tak naprawdę infodumpów odzianych w szaty opowieści, mamy kilka. Tekst jest bardzo długi, nie dzieje się w nim prawie nic – bo cała historia jest w fabule, a nie w akcji. I okej, nie jestem fetyszystką dynamizmu ani aktywności bohatera. Podoba mi się pomysł, żeby głównym punktem widzenia była “Anna”, nierozumiejąca obserwatorka. Niemniej praktyczne rozwiązanie takiej perspektywy już mnie nie zachwyca, bo za dużo opowiadasz, za mało pokazujesz. Tak, w takiej perspektywie to nie jest łatwe, ale nie jest też niewykonalne.

Uważam też, że w obecnej formie tekst jest przegadany, natomiast długość byłaby odpowiednia albo i za mała, gdybyś ujął to w fabularnie i narracyjnie ciekawszą formę.

Największym plusem dodatnim są postacie – uważam, że wymyśliłeś je dobrze, wiarygodnie, i pokazujesz przekonująco, ale one zasłużyły na lepsze potraktowanie. Że jest między nimi jakaś więź, da się domyślić dość wcześnie, ale to najmniejszy problem.

 

Odbijam się też troszkę od języka, który – miałam chwilami wrażenie – ma ozdobnością i przeładowaniem metaforami maskować miałkość podania fabuły. Nie wszystkie metafory są trafione, a przede wszystkim jest ich trochę za dużo.

 

W efekcie po przeczytaniu całości mam wrażenie, że to jest szkic, spisany pomysł na coś, co mogłoby być świetną mikropowieścią, może nawet powieścią, ale jako opowiadanie się nie sprawdza.

 

Technicznie poprawnie, choć interpunkcja czasem szwankuje. To, co mnie mocniej zatrzymało stylistycznie lub koncepcyjnie, masz poniżej.

 

Filiżanka, przepełniona, zakolebała się na mostku,

Już kiedy pisałeś o stawianiu “na piersi” miałam wątpliwości co do tego zabiegu. Tu już nie mam: wyobrażasz sobie bardzo zdecydowanie męski tors. Spróbuj postawić filiżankę na kobiecych cyckach, nawet niezbyt dużych. Spróbuj ją postawić na kobiecym mostku. No way.

 

Anna wstała i, zrywając po drodze kawałek rośliny, sennym krokiem ruszyła

Raczej: zerwawszy. Ogólnie uważaj na imiesłowy przysłówkowe współczesne.

 

cynowy lej, z którego deszczówka spływała rurą do garnka. Choć po drodze była filtrowana, przeważnie miała kwaśny smak. Filiżanką zgarnęła wodę z dna i popiła kęsy suchego tostu.

No i w ostatnim zdaniu podmiotem jest już deszczówka, a nie Anna.

 

Po deszczu została mżawka. Nagle deszcz ustał.

W sumie już go nie było, tylko mżawka.

 

Niedaleko hamaka rosły mlecze. Pyłki uniosły się na wietrze

Na pewno pyłki?

 

podpięła efemeryczne kabelki

SJP PWN: efemeryczny «krótkotrwały, szybko przemijający»

 

W drugim “rozdzialiku” masz niezbyt fajny head hopping: “A przynajmniej chciał to powiedzieć” to punkt widzenia człowieka ze stacji, a potem wraca perspektywa Anny.

 

Waniliowe oko

Imho to jest silenie się na oryginalność, bo chyba nikt tak nie określa koloru oczu, a jakoś nie wydaje mi się, żeby ten kolor określany jako waniliowy był na tyle charakterystyczny, żeby to usprawiedliwiał. Jak dla mnie te waniliowe oczy i waniliowooki człowiek brzmią pretensjonalnie. Zwłaszcza że nie tłumaczysz tak naprawdę, że miał oczy w nietypowym kolorze.

To niby później się tłumaczy, ale imho słabo.

 

pożółkłe poliki

policzki (literówka?)

 

Anna nie odrywała spojrzenia od waniliowookiego człowieka, aż miała wrażenie, że w nie wlatuje.

W co wlatuje?

 

Z przepełnionego garnka ulewała się woda. Na stoliku i podłodze kałuża odbijała niewyraźnie światła i jej przygarbioną sylwetkę.

Sylwetkę wody?

 

ignorując wezwania poprzednich klientów

Poprzednich?

 

Kiedy wyszła ze śluzy, w swe kleszcze chwyciła ją grawitacja.

 

Ze zdziwienia nie mogła wyjść, odkąd pół roku temu pierwszy raz go spotkała.

Wyjść ze zdziwienia to oczywiście poprawny frazeologizm, ale on nie znosi zmiany szyku. Nie mogła wyjść ze zdziwienia. Inna sprawa, że on tu średnio pasuje. Plus: raczej od kiedy a nie odkąd.

 

Powtórzyła gest żałości

To o prowokowaniu wymiotów? Egzotyczne

 

Matka w roztrzepanych włosach, z rozbieganym spojrzeniem modrych oczu wachlowanych trzepotliwym ruchem gęstych rzęs.

Uch, purpura ;) Plus roztrzepane włosy to niezbyt trafiony frazeologizm. Oraz zdecydowanie nadmiar przymiotników/imiesłowów przymiotnikowych, przydawek ogólnie.

 

cała twarz błyszczała jej w przejawie poczynionego wysiłku

Też to troszkę egzaltowanie nienaturalne, plus zaimek zbędny i w ogóle w złym miejscu

 

zaś faktu tego nie potrafiła w żaden sposób uzasadnić

→ tego faktu zaś…

Spójniki zaś i bowiem idą na drugim (albo ewentualnie dalszym) miejscu w zdaniu, nie na początku. To już wcześniej było, ale zapomniałam wpisać.

 

Ziemia… Sądząc, że właśnie tam przebywa, chciała odszukać ojca, który ją porzucił.

Tu już absolutnie nie miałam wątpliwości, jaki jest związek między tą dwójką. Wcześniej, że jakiś jest, było oczywiste, ale przydałoby się mimo wszystko więcej foreshadowingów. 

 

grynszpanowy

Grynszpan – Wikipedia, wolna encyklopedia

 

Nie bardzo wiem, co ten przymiotnik ma oznaczać w kwestii katafalku…

 

Coś łaskotało łydkę. Kucnęła, woda objęła biodra.

Łydka kucnęła ;)

http://altronapoleone.home.blog

Ciężka kawaleria była jeszcze w XIX wieku (choć praktycznie z niej zrezygnowano w XVIII), ale oczywiście to zupełnie inna kawaleria niż średniowieczna czy nowożytna. Niemniej mogła np. łamać szyk piechoty, udzielać wsparcia własnej piechocie i zasadniczo brała bezpośredni udział w walce. Natomiast paradoksalnie lekka kawaleria, ze względu na dużą mobilność, zwrotność, lepiej się sprawdzała przeciwko wczesnonowoczesnej artylerii, bo oczywiście nie chodziło o rozwalenie armaty, tylko wyeliminowanie jej załogi, a tu szybki, zwinny kawalerzysta mógł dokonać cudów. 

http://altronapoleone.home.blog

Nie znam się na średniowieczu, nigdy mnie nie jarało, ale rzekłabym, że po prostu to się stało technologicznie ślepym zaułkiem (rycerz kontra rozwój artylerii?), a zatem finansowo – jak piszesz – dalszy wyścig zbrojeń w tym kierunku był nieopłacalny. Technologicznie zresztą też, bo po prostu nie było materiałów, które by wystarczyły na zniwelowanie szkód wywołanych przez kulę armatnią, zwłaszcza od kiedy one z kamiennych zrobiły się żelazne. O bardziej skomplikowanych pociskach artyleryjskich już nie mówię, a one wchodzą dość wcześnie. Zresztą na kulę dużego kalibru to chyba nawet nowoczesne kevlary by nie wystarczyły, ale też się nie znam. Po prostu nic, co da się założyć na człowieka, nie pozbawiając go mobilności, nie “wchłonie” takiej energii kinetycznej.

Natomiast rozwój zawodowych oddziałów, dyscypliny i tak dalej, to jeszcze osobna ścieżka.

Co do ciężkiej konnicy – tak, ale to musi być masowy atak. Pod Wiedniem to ponoć 18 tys., rozłożone na bodaj cztery grupy natarcia, co daje po kilka tysięcy konnych w każdej grupie. Pod Eylau – 12 tys. wprawdzie nie tylko ciężkiej kawalerii, ale zmasowanej tak, że znów – za duża siła kinetyczna :D Niemniej to nie zadziała przy kilkusetosobowym oddziałku.

 

Ale jakbyś na tekst trafiła, to chętnie zajrzę. Mam gdzieś książkę “Historia kawalerii”, ale niestety jestem w trakcie przeprowadzki i ona jest na jakiejś stercie już na nowym XD

http://altronapoleone.home.blog

Chmielewski jest w pierwszym akapicie.

 

I, pliiiz, Somosierra, nie wiem, skąd się w polszczyźnie ta Samosierra wzięła, ale jest dziwolągiem bez żadnego uzasadnienia ;)

 

Oczywiście, zakładałam, że brałaś wzorce z epok wcześniejszych, moje przykłady to raczej uzupełnienie tego, o czym pisali przedpiścy w kwestii kawalerii, bo akurat znam się na nieco innych czasach, a problem wtedy pozostał podobny… Kawaleria vs. uszykowana defensywnie piechota – bad idea.

 

Co do angielskiego, indeed to demony, ale i tak to łamie “decorum” opowiadania i jest z innej bajki ;)

 

Może przerób to na wersję długą, pozakonkursowo. Szkoda Teofili ;) Na portalu wolno poprawiać, redagować, nawet wrzucić nową wersję (choć lepiej wtedy zaznaczyć to w przedmowie).

http://altronapoleone.home.blog

O, dzięki. Tyle że “w starożytnej Grecji” to niezupełnie tak. Model ateński to w zasadzie wyłącznie społeczna pederastia: związek dojrzałego mężczyzny z efebem, młodzieńcem, zasadniczo mówiło się o chłopcu zanim mu zacznie broda rosnąć ;) Inne związki, włącznie z przejściem takiego akceptowanego poza granicę wieku młodszego parntera, były potępiane. Plus to miało dokładnie rozpisane role w sensie aktywnej i pasywnej. Pasywny homoseksualizm w przypadku dojrzałego mężczyzny był wręcz uważany za uwłaczający. W Macedonii, uważanej przez zwłaszcza Ateńczyków za barbarzyńską, ewidentnie bywało luźniej. Choć akurat Aleksander i Hefajstion jako romantyczna para to raczej wymysł nowoczesny. A z kolei legenda “świętego legionu” i par homoerotycznych w armii, to Teby, i trochę nie za bardzo wiadomo, jak to naprawdę tam było…

 

A jeszcze w kwestii francusko-brytyjskiej, to we Francji z kolei od 1791 legalny był homoseksualizm. Co nie znaczy, że wszędzie akceptowany, ofkors, ale nie penalizowany.

http://altronapoleone.home.blog

Przybiegłam skuszona militarnymi klimatami i althistorią, ale, niestety, tekst mnie mocno rozczarował. Po tytule spodziewałam się, że będzie jakoś związany z Teofilą (skądinąd raz masz błędnie nazwisko: Chmielewski), choć nie przypuszczałam, że o niej samej – z krainy fantasy wywinęłaś się Seolem, okej.

 

Opisani ludzie to postacie historyczne, co do jednego.

Więcej tu mitycznych demonów niż ludzi, w dodatku tych ostatnich nie bardzo opisujesz, ale niech Ci będzie.

 

I ogólnie uważam, że pomysł na to, żeby Chmieleckiej dać tożsamość Lilith oraz historię, przewrotną, paktu z piekłem, jest dobry. Twist na końcu jest tu może wręcz najlepszy. I to mogła być świetna historia. Ale całość kompletnie jak dla mnie nie wybrzmiewa. Może to kwestia pośpiechu, nie wiem.

 

Opowiadanie składa się z kilku części: najpierw dostajemy infodump, a że I Rzeczpospolita i ogólnie nowożytność to nie moja specjalność, zajrzałam sobie do pierwszego lepszego artykułu dla szczegółów – i w zasadzie to jest streszczenie tego, co zapewne w wielu dostępnych w necie artykułach można znaleźć. Bardzo mało tam autorskiej, literackiej inwencji, choćby i w sposobie opowiedzenia. Dajesz długą ekspozycję z biografią bohaterki i jej męża, dwa pierwsze akapity jeszcze się bronią, ale dalej to już jest streszczanie. Infodumpem załatwiłaś też sytuację w piekle, niestety.

 

Potem jest krótka scena, w której piekielnicy “kupują” pomoc Chmieleckiej, w miarę okej. Aczkolwiek niestety można się domyślić, że jak zwykle w układach z piekłem czy ogólnie siłami nadprzyrodzonymi będzie jakiś haczyk, który bohaterka przeoczy, i kłopot. No i jest – że ukochany mąż nie będzie nieśmiertelny albo przynajmniej długowieczny i odporny na choroby. To jest ograne i typowe dla takich opowieści, ale niech będzie. Chciałaś iść za historią, więc umarł jak historyczny Stefan, a i losy dzieci potoczyły się tak samo (aczkolwiek podstępu ze ślubem syna trochę fabularnie szkoda, bo w ogóle po macoszemu potraktowałaś to “drugie życie”).

 

Potem jest dłuuuuuuga sekwencja walki. I tu niestety, podobnie jak u wielu przedpiśców, moja niewiara spadła z kołka, na którym była zawieszona, bo ja również nie kupuję takiego rozegrania bitwy. A już argument z filmowego “Ogniem i mieczem”, hmmm…

W każdym razie z “moich” czasów mogę dorzucić argument, że jednym z największych błędów pod Waterloo (1815) była szarża kawalerii francuskiej na czworoboki angielskiej piechoty. Problem był tam taki, że zabrakło wybitnych dowódców jazdy (nie będę się tu wdawać w powody, bo zrobi się kilometrowy offtop), a kawalerią dowodził marszałek Ney, którego ogromne doświadczenie było jednakowoż w piechocie. No i poprowadził frontalny atak, jakby miał pod sobą piechotę… A dodajmy, że po XVIII wieku, kiedy kawaleria była wykorzystywana głównie do celów zwiadowczych i pościgowych, okres napoleoński to triumfalny powrót tej formacji do czynnej walki, masz zarówno lekką jak i ciężką kawalerię i tak dalej.

Masz nawet wielkie, ważne i rozstrzygające szarże kawaleryjskie, ale w zupełnie innych warunkach. Może jeszcze gdybyś tu zaadaptowała Somosierrę, to dałoby się ten pomysł uratować. Bo warunki troszkę podobne w sensie wąskiego terenu, choć tam jednak głównie chodziło o neutralizację artylerii, no i konnica nie działała sama, miała wsparcie, zarówno piechoty jak i artylerii.

W zasadzie coś takiego, czego byś chciała, to szarża kawaleryjska pod Eylau, ale też nie te warunki: po pierwsze pod Eylau rozstrzygająca faza z tą szarżą to jest faza końcowa, chodziło o zakończenie ciągnącej się przez wiele godzin rzezi. Po drugie tam była szarża ok. 12 tys. konnych! (Jedna z najliczniejszych szarż w historii w ogóle, a chyba największa, jeśli chodzi o jedną masę ludzko-końską zastosowaną po prostu jako rozwiązanie siłowe). To jest rzeczywiście siła zdolna zmieść prawie wszystko, a co dopiero zmęczonych po całym dniu walk na mrozie piechurów, nieuszykowanych i tak dalej. No i tam dowodził Murat, który chyba miał wśród przodków centaurów ;)

Oczywiście masz też zwycięską szarżę lekkiej kawalerii pół wieku później pod Bałakławą, ale po pierwsze nie na czworobok piechoty, ale na baterię artyleryjską, a poza tym zostało to okupione tak wysoką ceną, że nie wiadomo, czy było warto. (Pomińmy kwestię tego, że rozkaz był nie atakować, ale został zlekceważony z powodów proceduralnych przez idiotę).

 

Dalej: sarissy zostały wprowadzone w armii macedońskiej Filipa II właśnie po to, żeby stanowić przeszkodę nie do przebycia dla kawalerii (głównie w zamierzeniu perskiej), bo do piechura uzbrojonego w sześciometrową lancę po prostu konnica się nie przedrze. I to działało. Owszem, Macedończycy również zwyciężali dzięki konnicy, niemniej pod Cheroneą to manewr Aleksandra z flanki uratował bitwę, a nie frontalny atak. Tak naprawdę konnica w ataku frontalnym była stosowana nader rzadko. Oraz, jak już wspomniano, nie walczono zakutymi całkowicie w zbroje ludźmi ani końmi, większość takich uzbrojeń jest turniejowa. Na dodatek zbroja, zarówno ludzka jak i końska, jest elementem defensywnym, a nie ofensywnym, i ciężka konnica oczywiście miała przewagę siły i mogła walczyć skuteczniej w bezpośrednim starciu, niemniej nawet dziewiętnastowieczne kirysy to uzbrojenie, a nie broń. Nie służyły do ataku.

Wracając jednak do sariss – czy one się sprawdzą w szyku legionowym? Nie zawsze przemieszanie elementów broni czy uzbrojenia z różnych porządków daje przewagę. Taktyka działania legionu była inna niż falangi macedońskiej, co więcej, wg podobnej symulacji, o jakich piszesz, legiony wygrywały. Co nie dziwi, bo jak też już ktoś wspomniał, technika wojskowa to postęp (i motor postępu), więc sytuacje, kiedy starsza okaże się skuteczniejsza od nowszej, są nader rzadkie. Pomińmy już fakt, że jak pokazała wojna z Pyrrusem, główną przewagą rzymskich legionów była ich liczebność i zastępowalność (kwestia rezerw, które paradoksalnie wprowadzi z powrotem dopiero pruska reforma Scharnhorsta po 1807, a naprawdę po 1813 roku, co w ciągu pół wieku zapewni Prusom kolosalną przewagę nad resztą Europy).

Natomiast zasadniczo sporo innych wielkich i słynnych szarż kończyło się porażką, bo były źle wymierzone.

 

Nie kupuję też wyjaśnienia, że atak na tabory odciągnie część wojska. Jeśli mamy przed sobą decydującą bitwę, której wynik wisi na włosku, to nie przejmujemy się taborami i nie odsyłamy do ich obrony oddziałów. A tak w ogóle po co piekielnym wojskom tabory?

 

Ale przechodząc do fabularnego znaczenia starcia. To mnie też nie przekonało, bo ono zajmuje większość tekstu, ale z opisów – budzących spore kontrowersje, jak widać – niewiele dla fabuły wynika. Po bitwie mamy streszczenie tego, co dalej, twist i koniec, plus mocno infodumpowate, choć lakoniczne, wyjaśnienie, dlaczego Lilith zamieniła się w wiedźmę. Trochę zachwiane proporcje, jak na mój gust.

Opowiadanie jest o Teofili, jej pakcie i jej tożsamości. Prosiłoby się po pierwsze, żeby ona miała jakieś przebłyski swojej niezupełnie tylko wiedźmiej natury, to po pierwsze. Po drugie jej przywiązanie do męża jest mocno deklaratywne, a potem drugie spotkanie i tak dalej całkowicie pominięte w tekście. A szkoda, bo to był materiał na opowiadanie o bohaterce. Raczej bitwa powinna była zostać w tle, bo ona jest tu najmniej ważna, a całkowicie przytłoczyła fabułę.  

I naprawdę szkoda mi tej Teofili-Lilith, włącznie z ciekawym znaczeniem imienia Teofila… To można było tak cudownie ograć!

 

Fabularnie jest też zbyt prosto. Bohaterom wszystko się udaje, każdy podstęp wychodzi, nie ma żadnych realnych przeszkód, a akurat w tym tekście by się przydały. Trzeba sforsować rzekę – mamy demona z siostrą na właściwym miejscu! I tak dalej. Nagle całe zagrożenie okazuje się w sumie śmieszne, bo łatwo je całe obejść kilkoma prostymi sztuczkami. Nie ma poczucia zagrożenia.

 

Jest też dużo drobnych usterek, ale czytałam z komórki, więc nie wynotowałam, zwłaszcza że imię ich legion. Szwanuje interpunkcja, zapis dialogów, ale także np. powinno być “vae” nie “vea”; nie rozumiem też dlaczego Asmodeush w zapisie angielskim, przez “sh”? Lucifer w sumie też najbardziej z angielska brzmi. Stylizacja, archaizacja – bardzo takie sobie, zrezygnowałabym.

 

Jeszcze światotwórczo:

 

Nie kupuję dwudziestowiecznych piosenek, nawet jeśli od nich jako inspiracji wziął się pomysł. W ustach demonów: proszę bardzo, sugerujesz, że one sobie swobodnie poczynają z czasoprzestrzenią (trochę nawet zbyt swobodnie, bohaterom literackim przydają się ograniczenia). Ale ludzi Teofili? Jeszcze ten angielski? To naprawdę jest nagły komiczny wtręt w tekście. A żeby było zabawniej, to jeśli już nie Bogurodzica, którą ktoś sugerował, to o Chmieleckim były pieśni – i podejrzewam, że one były jakoś tam inspiracją dla “W stepie szerokim”… I byłyby super na miejscu, bo na dodatek trigger dla bohaterki. Jeśli koniecznie chciałaś zaznaczyć piosenkową inspirację, to daj motta, będzie mniej kontrowersyjnie.

 

Nie kupuję też tłumaczenia odnośnie broni palnej. Tzn. kupiłabym, gdyby to było w tekście, w świecie przedstawionym, że ona coś tam niekompatybilna z magią piekieł, a nie komentarzu autorki. Bo tekst opublikowany normalnie staje oko w oko z czytelnikiem, bez możliwości tłumaczenia się przez autora.

 

Z całkowitych zapamiętanych drobiazgów: wszelkie pani, jejmość i inne grzecznościowe zwroty akurat tu małą literą, natomiast Anno Domini – dużymi!

Dwa akapity rozdzielone tylko jednym zaczynasz od “w tym czasie”, co też nie robi dobrego wrażenia.

 

Może ktoś przyjdzie z dokładniejszą łapanką.

http://altronapoleone.home.blog

O, ciekawe, mam nadzieję, że Autorka zniesie lekki offtop ;)

 

Z okolicami pedofilii to jest ciekawa sprawa, w sensie kulturowym, bo pytanie, z czego się to tam bierze? Dla miejsc i czasów na których się znam, mogę powiedzieć co najwyżej tyle, że w XIX wieku część francuskiej niechęci do Anglików bierze się stąd, że w Anglii działały – półlegalnie – burdele z nieletnimi, podczas gdy we Francji pedofilia była mocno piętnowana i zakazana prawnie (zagrożona bardzo wysokimi karami) od początku XIX wieku, więc skłonności pedofilskie uznawano za jeden z dowodów na perwersję Angoli, a już przymykanie przez władze oka na to, że takie burdele funkcjonowały, za wyraz degeneracji.

A we współczesnym świecie, tak bardzo czułym na pedofilię, ten japoński fetysz i seksualizacja nastolatek (albo osób o wyglądzie nastolatek) jakoś przechodzi dość gładko.

 

A co do tolerancji – nie przeszkadzają mi żadne upodobania, byle między consenting adults. Nie o wszystkich muszę oczywiście czytać (dokumentalnie czy fabularnie), bo część jak dla mnie osobiście jest odrażająca, a nie podniecająca, niemniej jak ludzie mają na coś ochotę i nikt nikogo nie zmusza, to w sumie co za problem? 

http://altronapoleone.home.blog

 

 

Po pierwsze – bo lubię, po drugie, bo mogłam, hehe.

Okej, przyjmuję to jako wyjaśnienie ;) Tzn. ogólnie nie miałabym problemu z umieszczaniem gdziekolwiek, a Japonia w sumie wydaje się dobrym miejscem dla tego tekstu, niemniej brakło mi tej Japonii w Japonii. Fascynowałam się nią krótko we wczesnej młodości, z powodu filmów Kurosawy, które uwielbiam do dziś, ale potem mi przeszło ;) Niemniej, o ile się orientuję, obsesja na punkcie tradycji jest tam równie duża jak obsesja na punkcie nowoczesności, podobnie jak fascynacja Zachodem idzie w parze z wciąż istniejącym poczuciem pewnego rodzaju “wyższości” kulturowej. Takie kulturowe rozdarcie, które może nieść zarówno pozytywne jak i negatywne konsekwencje, plus kult perfekcjonizmu i różne aspekty życia społecznego i kulturalnego, które dla nas są – choćbyśmy byli nie wiem jak tolerancyjni – po prostu obce (to nie jest wartościowanie, to jest jedynie stwierdzenie pewnego rodzaju bezradności w zetknięciu z czymś, co może fascynować, ale czego po prostu tak naprawdę nie rozumiem).

A jak to się przekłada na lekturę tekstów? O ile w kulturach, które znam albo które są na tyle podobne do naszej (choć oczywiście w Europie też trafiamy na różnice kulturowe, czasem zaskakujące, a czasem wynikające jedynie np. z tego, że ludzi od dekad socjalizuje się do asertywności) jestem w stanie się odnaleźć, mając do dyspozycji jedynie nazwy i wskazówki, bo posiadam dostateczny zbiór informacji w głowie, żeby sobie resztę dopisać, uzupełnić, wyobrazić, o tyle w przypadku kultury mało mi znanej i bardzo odmiennej chciałabym tych punktów odniesienia mieć więcej w samym tekście. Bo jeśli ich nie mam, to mózg zaczyna rozumować tak: dlaczego to Japończycy, skoro zachowują się tak samo, jak zachowywaliby się Amerykanie czy inna nacja? Czyżby dlatego, że stereotypowo to Japończyk ma największe szanse zakochać się w AI i do niej przywiązać? (A akurat niedawno czytałam artykuł amerykańskiej bodaj badaczki relacji interpersonalnych, która dla eksperymentu stworzyła sobie chatbota o cechach zakochanego w niej chłopaka i jakkolwiek była w stanie go “uśmiercić” po zamierzonym czasie eksperymentu, to odczuwała przy tym przykrość i dużo większe emocje, niż się spodziewała).

I tu pytanie, czy jednak w tej Japonii nie wyjdą te skrywane fetysze, o których pisze Zanais, najwyraźniej znający się lepiej ode mnie? I to w ogóle jest ważne pytanie: czy kanalizacja niepożądanych społecznie zachowań, fetyszy, perwersji i tak dalej, w SI, byłaby dobrym sposobem na ich kontrolę, czy wręcz przeciwnie? Bo w kwestii dowolnych preferencji, dopóki mamy consenting adults (a ośmiornica wygląda na dorosłą), to nie widzę problemu. Ale czy moralne byłoby stworzenie AI, z którą pedofil może uprawiać do woli seks z nieletnimi i to w dowolnym wieku? Gdybyśmy mieli pewność, że to go uchroni przed szukaniem ofiar wśród ludzi? Czy możemy mieć taką pewność?

Zgadzam się z ninedin, że dobrze zrobiłaś nie robiąc z bohatera buntownika, niemniej brakło mi w bohaterach większej złożoności. Choćby i właśnie takiej, że sięgają po to, co w Japonii jest kulturowo uznawanym fetyszem, a zarazem w obecnym świecie jest mocno piętnowane w zasadzie już prawie wszędzie (seks z nastolatką).

 

w Japonii, mimo że na ulicach maseczek już nosić nie trzeba, oni wciąż te maseczki noszą

Oni je nosili nader często nawet przed pandemią, w każdym razie w Europie w zbiorkomie, bo w Japonii nie byłam, więc prawdopodobnie nakaz nie był dla nich w ogóle niczym zaskakującym… Niemniej tak, kwestia “posłuszeństwa” jest ciekawa, ale też można ją było mocniej ograć, choćby kosztem kolejnych konfiguracji.

 

pilotażowy odcinek Black Mirror, w którym premier Wielkiej Brytanii odbywa stosunek seksualny ze świnią

To nie jest kwestia tego, czy mamy zoofilię, a nawet czy o niej mówimy. A w tym konkretnym przypadku – tonu, w jakim to podano, celu i roli takiej sceny w fabule. Nie mamy uświęconych tradycją, oficjalnie przedstawianych jako coś wzniosłego marzeń o seksie ze zwierzętami. I tu oczywiście pytanie, czym jest ośmiornica? Bo oczywiście mamy marzenia o seksie z nie-ludźmi, ale one u nas zazwyczaj jednak mocno antropomorficzne są ;) A ze związków ze zwierzęciem rodzą się potwory – jak Minotaur. Wyjątkiem są chyba celtyckie rytuały z królem i koniem, ale nie mamy pewności, czy to nie są zmyślenia. Bo to było w kulturze Zachodu wartościowane negatywnie, więc przypisanie takich cech poganom mogłoby mieć wymiar propagandowy. A określenia “kozojebca” są już, o ile pamiętam, starożytne. I zawsze pejoratywne lub wręcz wyzwiska.

 

A co do STARE – nie jest tak, że w mangach czy anime to się nadal pojawia? Fakt, wolę przeszłość od teraźniejszości, ale rzeczy przeszłe nie odchodzą całkowicie.

http://altronapoleone.home.blog

Właściwie za ton powinnam nie odpowiadać, ale jest we mnie niepoprawna optymistka, że jednak nieporozumienia da się wyjaśnić.

Dlaczego tak napisałam? Ano dlatego, że akurat ostatnio oglądałam na fejsie stare japońskie grafiki z erotycznymi ośmiornicami (jedna miała tytuł “sen żony rybaka” czy podobny, autorem był jeden z najbardziej znanych japońskich artystów, może nawet Hokusai, ale nie jestem pewna). Chyba nie powiesz, że to jest temat powszechny w sztuce i wyobraźni europejskiej? O ile wiem, jest to właśnie japońska specyfika?

Podobnie trudno zrozumiała dla Europejczyków jest “instytucja” gejszy. Trochę o tym niezrozumieniu, a trochę obrazem niezrozumienia jest “Madame Butterfly” Pucciniego.

I zapewne jest więcej specyficznych elementów.

 

Zastanawiam się natomiast po Twojej wypowiedzi, po co umieszczasz opowiadanie w Japonii, skoro tak naprawdę bardzo niewiele tej Japonii tam jest poza imionami oraz – tak naprawdę równie stereotypowym – obrazem społeczeństwa zapatrzonego w nowoczesność…

http://altronapoleone.home.blog

Też, niestety, jestem na NIE. I to paradoksalnie – bo nie przepadam za erotyką w literaturze – w dużej mierze dlatego, że stanęłaś w pół drogi. Zobaczywszy to 18+, myślałam, że będzie to naprawdę odważny tekst, a tak naprawdę ta dorosłość jest dosyć mdła, sprowadza się do wyliczanki kto z kim w jakim układzie. Na dodatek w tych układach się gubiłam, bo bohaterki wydały mi się mało zróżnicowane – Mała Lu staje się bardziej rozpoznawalna z powodu tej próby samobójczej.

Nie wykluczam, że “bezbarwność” bohaterów była założona, że to chciałaś osiągnąć – pasowałoby to jakoś przewrotnie do świata, który kreujesz. Tylko że na dodatek z japońskimi imionami, które z niczym mi się nie kojarzą, nie potrafię nijak się tymi bohaterami przejąć, bo nawet ich dobrze nie rozpoznaję.

W ogóle nie wykluczam, że także emocjonalna pustka była zamierzona, ale tu z kolei miałam wrażenie, że za dużo opowiadasz, za mało pokazujesz. Może w tym opowiadaniu jednak powinno być więcej introwersji? Niekoniecznie mocno emocjonalnej, ale jakiegoś takiego zanurzenia w “narzuconej” bohaterowi pustce?

 

Bo w sumie jest to jedno z tych opowiadań, gdzie czuję, że z samego pomysłu dało się wyciągnąć coś bardzo fajnego, a autorka zatrzymała się gdzieś w pół drogi. Nie znam akurat tych podobnych opowiadań, o których piszą inni komentatorzy, więc akurat ja nie miałam problemu w postaci skojarzeń z czymś konkretnym, niemniej ogólnie takie ujęcie wpływu SI na człowieka też wydaje mi się dość wyeksploatowane. Nastawienie tego na sferę seksualności to trochę mało, żeby temat całkowicie odświeżyć. Zwłaszcza że ten aspekt wbrew pozorom potraktowałaś nieco po macoszemu… I tu wracamy do początku – jak nie przepadam za erotyką, wywołuje ona we mnie zazwyczaj second hand embarassment, tak tu akurat spodziewałam się ostrej jazdy, zwłaszcza że akurat japońska wyobraźnia erotyczma jest na tyle szalona, że pole do popisu było ogromne, oryginalne i mogące być dla europejskiego czytelnika czymś totalnie obcym i przez to ciekawym.

 

Stylistycznie i technicznie jest raczej OK, czytałam z komórki, więc łapanki nie było, ale nie zapamiętałam niczego, co by mnie mocno zatrzymało w lekturze.

http://altronapoleone.home.blog

@Radek

 

Ba­wiąc się w ad­wo­ka­ta dia­bła, gdzie dia­błem je­stem ja sama: ni­g­dzie nie jest po­wie­dzia­ne, że to jest szyb­ka szar­ża ka­wa­le­ryj­ska ;)

 

Natomiast anegdotę średnio kupuję, bo jak on wystrzelił, skoro dopiero czyścił?

 

 

@Gravel

 

Miło, że przynajmniej uśmiechnęło.

 

Re: ziemniaki. Jest napisane, że on je piekł :)

http://altronapoleone.home.blog

Hej, Krokusie!

 

Miło, że pozytywnie zaskoczyło, zawszeć wartość dodana oraz nieco więcej szczęścia we wszechświecie…

 

Zakończenie wydaje mi się mocno naciągane (…) trochę niedowierzam w skuteczność tego wybiegu.

Austriacy mieli nieprzeciętne wręcz szczęście do durnych i nieudacznych dowódców i to na najwyższych szczeblach – tu Szwejk naprawdę nie jest przesadzony. Owszem, trochę psim swędem trafił im się jeden z najwybitniejszych dowódców wszech czasów, książę Eugeniusz Sabaudzki, ale ja tu grałam w to, że na miejscu jest raczej jakiś pomniejszy generał pokroju arcyksięcia Ferdynanda d’Este, a nie Radetzky’ego ;) Ferdynand d’Este wsławił się mianowicie tym, że poszedł w roku 1809 odbijać Toruń, tylko nie wywiedział się o możliwości przeprawy, więc stanął pod tym Toruniem, tylko po niewłaściwej stronie Wisły, a że saperów za bardzo nie miał, to nie miał jak sobie tej przeprawy skombinować… No więc zakładam, że to raczej był ten typ lub właśnie ktoś ze Szwejka, kto łyknął i nawet nie zapytał XD

http://altronapoleone.home.blog

Ładnie to i nastrojowo, niemalże uwodzicielsko napisane, ale odbiłam się od tego tekstu.

Najpierw miałam taki powidok z wielu lat grania w rpg “Deadlands”, który po pierwsze jest weird Wild Westem, a po drugie właśnie w to grałam z MG, który lubił dzielić drużynę na części i rozgrywać długie sceny z częścią graczy. No i wtedy na pytanie “a my co robimy” znudzonej reszty padało sakramentalne: “a wy idziecie” ;) No więc ten powidok był taki, że oni idą, idą, idą, jak u Tarkowskiego.

Nie jestem, brońcie wszelkie panteony świata, fetyszystką dynamizmu i tak dalej, niemniej tu momentami ziewałam, może po części dlatego, że opis tego, jak idą, był bardzo mało zaskakujący, mocno stereotypowy, był niemalże bardzo ładnie zamaskowanym infodumpem czy też może raczej dość rozbudowanym foreshadowingiem.

Dużo też obiecujesz tym metaforycznie mrocznym początkiem o Głodzie, ale to nie wraca, ten nastrój, to spojrzenie z boku, z dystansu, spoza świata. Potem jest zwykła opowieść, a po takim początku prosiłoby się o podobne wstawki w tekście. Niekoniecznie o Głodzie, oczywiście.

Sama historyjka… Prosta, mimo ubrania jej w skomplikowane odniesienia kulturowe. I znów: parę elementów za słabo mi wybrzmiało, np. świetnie się zapowiadający wątek kanibalizmu. Jakbyś do tego momentu budował świat, który potem jedynie opisujesz. Plus, niestety, infodumpujesz, kiedy streszczasz opowieść szamana.

No i to, co jak dla mnie zbudowało mocny mur obcości: słownictwo indiańskie, którego wplatasz bardzo dużo, a które jest całkowicie niezrozumiałe bez guglania. To się czasem sprawdza w bardzo krótkich tekstach, ale nie w takiej jednak dość rozbudowanej narracji. Nie starasz się podpowiedzieć w tekście, o co chodzi, dajesz na końcu słowniczek… Nie, nie. Ponieważ w tych słowach nie znajduję żadnego punktu zaczepienia, żeby domyślić się, co znaczą, to chciałabym mieć to podpowiedziane przez narratora. Subtelnie, ale tak, żebym nie obojętniała na lekturę, bo nie wiem, o czym czytam… W słowniczku zaskoczyło mnie nawet to, że słowa, które brałam z kontekstu za rzeczowniki, okazują się czasownikami (czy też funkcjonować jako takie, bo zakładam, że gramatyka jest tam całkiem odmienna).

No i głównie to sprawiło, że czytałam całość bez emocji… Niemniej emocji też mi tu brakło. Najwięcej jest ich w scenie ze znalezieniem klaczy ;)

 

Napisane jest, jak rzekłam, ładnie. Czytałam z komórki, więc łapanki nie będzie, ale błędów interpunkcyjnych widziałam sporo. Nie widzę też powodu, żeby pisać przyimek “z” w imieniu dużą literą, podobnie jak zaimek “się”. Ścigająca się z Wiatrem wydaje mi się lepszym wyjściem.

Miałam też problem ze sposobem liczenia: bo z jednej strony te obrazowe dłonie i palce, a z drugiej “trzy dłonie”, gdzie “trzy” jest z innego sposobu liczenia…

 

A to znalazłam, bo mnie najbardziej zatrzymało:

 

mnóstwo tatuaży na pobrużdżonej czasem twarzy

Nie dość, że nieładny rym, to na dodatek miałam wrażenie, że chodzi o twarz niekiedy pobrużdżoną, a nie “przez czas”.

http://altronapoleone.home.blog

Tak, dobre jest to, że oboje pokazujesz jako ludzi z problemami. I że to zaledwie szkicujesz, a postacie są żywe. Ważna umiejętność, dobrze rokuje na przyszłość :)

http://altronapoleone.home.blog

Zasadniczo skojarzyło mi się z tym: Chicago (2002) – Cell Block Tango [HD] – YouTube

 

Trochę nie widzę tu fantastyki, choć na koniec jest groteskowo w stronę bizarrowatą, ale ogólnie scenka całkiem zacna, zwłaszcza tempo i długość dobre, sposób narracji też dobrze dobrany.

 

Szwankuje interpunkcja, a w paru miejscach też styl, ale tragedii nie ma ;) 

 

Dwa razy +, przed “kochanie” (zawsze przed wołaczem!)

 

chciała zaproponować[+,] by przeszli do salonu

to potrafią tylko gadać w kółko[-,] a to o wojnie na Ukrainie, a to

Przecież[-,] gdyby Frąckowiak

a propos

lepsze niż koszmarek “apropo”, ale jednak à propos

 

I co mnie interesuje, że jest na zwolnieniu.

Na końcu pytajnik.

 

Ostatnio śmierdzi mu z ust, chyba muszę mu o tym powiedzieć[+.] – Janina wstała i podeszła do zlewu, by umyć kubek po mące.oparł się o drzwi lodówki, po czym osunął martwy na podłog

To by przeszło w wypowiedzi, ale nie w narracji.

ciekawe[+,] co słychać u tych wariatów

ciekawe[+,] czy nadal ma w sobie tę iskrę,

Janina odwróciła się do męża uśmiechniętego głupkowato

Lepiej inny szyk: Janina odwróciła się do uśmiechniętego głupkowato męża 

 

oparł się o drzwi lodówki, po czym osunął martwy na podłogę

Zakładam, że tu chciałeś uniknąć siękozy, ale to nie wychodzi, drugi czasownik też wymaga pełnej formy zwrotnej. Może: po czym runął martwy na podłogę – chyba nie ma znaczenia, czy zrobił to bardziej, czy mniej dynamicznie?

 

A[+,] i rozmawiałam z wychowawczynią Kuby, podobno świetnie mu poszło[-,] na olimpiadzie z matematyki, wyobrażasz sobie?

spojrzała na męża opartego na krześle

Opartego na krześle – nie. Do remontu ;)

 

 

http://altronapoleone.home.blog

mógłbyś na początek, naśladując (trochę prymitywnie) łaciński heksametr, postawić sobie założenie, aby w każdej linijce padało sześć akcentów. Nawet bez rymów

Tak, to dobry pomysł i bardzo zdecydowanie BEZ RYMÓW! Starożytni nie rymowali, rym był uważany za błąd stylistyczny. To się zmienia dopiero kiedy zanika iloczas czyli odczuwanie długości i krótkości zgłosek i oczywiście wiersz metryczny w językach pozbawionych iloczasu (jak przeważająca większość współczesnych europejskich) jest tworem sztucznym, opartym na naturalnym akcencie, ale jednak stanowiącym naśladowanie tego antycznego.

Jeśli chcesz się zapoznać z “polskim heksametrem”, przykładami są “Pieśń Wajdeloty” z Konrada Wallenroda Mickiewicza (ten kawałek od “Skąd Litwini wracali…”) oraz Bema pamięci żałobny rapsod Norwida.

 

 

Skądinąd Ślimak przypomniał wątek z idami marca, które już za pięć dni, i znalazłam, że tam wrzuciłam dwa przekłady z Kawafisa, które z kolei są niezłymi przykładami na to, jak rytmizować wiersz bez rymów i bez stałego schematu wersyfikacyjnego.

 

Z uwagami Ślimaka o treści oraz stylu się oczywiście zgadzam. Skądinąd Heliogabala zawsze mi jakoś żal, bo to było nieszczęsne chłopię, może trans, może bi, może z jakimiś zaburzeniami, trudno to dziś jednoznacznie ocenić, które zaborcze i ambitne kobiety z rodziny posadziły na tronie, do czego się kompletnie nie nadawało…

 

Skądinąd jeszcze w kwestii Rzymu, jest cudowny wiersz Sępa-Szarzyńskiego o odwiedzinach w Rzymie, który zaczyna się od takiej wspaniałej zabawy językiem:

 

Ty, co Rzym wpośród Rzyma chcąc baczyć, pielgrzymie,

A wżdy baczyć nie możesz w samym Rzyma Rzymie…

 

http://altronapoleone.home.blog

czy całkiem nie można wcielić 6m+7 w tok 7+6

Można, ale zazwyczaj jeśli to dotyczy jednego wersu, gdy całość jest napisana jednym trybem, to wybija z rytmu. Gdybyś to miał kilka razy, zwłaszcza regularnie, to byłoby lepiej strawne. Albo gdyby to coś podkreślało, celowo. Jak złamanie rytmu w inwokacji Pana Tadeusza w wersie od “Kto cię stracił”, gdzie w zasadzie są dwie średniówki, dwie pauzy w obrębie wersu, obie niezgodne z resztą schematu, ale to gra, bo podkreśla ważną “myśl”.

http://altronapoleone.home.blog

Wiesz, z pisaniem “mową wiązaną” jest taki problem, że przede wszystkim potrzebne jest “ucho”. Wiersz – niezależnie od tego, czy jest to liryka czy epika – powinien mieć jakiś rodzaj regularności (nawet nowoczesny wiersz wolny ma zazwyczaj “melodię”). Ona może być bardzo skomplikowana, ale jednak przemyślana. To nie jest pisanie przed siebie z jako tako rymującymi się wygłosami.

 

Zobacz, co tu masz: pierwszy wers to w zasadzie metrycznie dwa wersy, bo ma 17 (!) zgłosek. I jest całkowicie nienaturalny. Przy tak długim wersie trudno utrzymać rytm. W Twoim przypadku nieco ratowałaby sytuację taka drobna zmiana:

 

Zdarzyło się to w Italii, w mieścinie zwącej się Canoppe,

→ Zdarzyło się to w Italii, w mieścinie zwanej Canoppe,

 

To ma nieco lepszy rytm, 8+8 z wyraźną średniówką i z dobrze rozłożonymi akcentami

 

Drugi wers ma zgłosek 16 (to też bardzo dużo, dla polszczyzny i epiki wierszowanej najbardziej naturalne są 11 i 13 zgłosek) i jest kompletnie pozbawiony rytmu, sensownej średniówki i tak dalej. To w zasadzie proza.

 

Trzeci – trzynastozgłoskowiec 6+7, ujdzie, ale niedobry jest ten akcent na pierwszej sylabie wersu

 

Czwarty z tej stawki jest najlepszy, choć dość banalny albo pasujący do pastiszu, a nie do czegoś na serio. 

 

Dalej 17 i 15, niedobry rytm. I tak dalej. Na dodatek zamieniłeś urbi na urbs, nie zważając na to, że to zmienia długość wersu – tu akurat ani jeden, ani drugi nie był szczególnie dobry, ale normalnie należy na takie rzeczy zwracać uwagę. Do tego “majaki/jakąś” – to zupełna rymowa porażka ;)

Rymów gramatycznych i dokładnych w rodzaju “uważnie/poważnie” lepiej unikać, podobnie jak czasownikowych z tą samą formą, choć najgorsze są oczywiście imiesłowy.

 

Spróbuj może pobawić się tą historyjką w metrum, bez rymów?

 

Na portalu nieźle rymuje Ślimak Zagłady, ja raczej sama wierszami się nie bawię, zajmuję się natomiast “zawodowo” tłumaczeniem poezji, aczkolwiek coś tam w ramach zabawy portalowej popełniłam. Natomiast polecam to: Ślimak Zagłady – Król Olszyny, czyli moralność hodowli. Opowieść anapestem, bo to jest wprawdzie zapisane w sposób ciągły, ale jeśliby rozpisać na wersy, to jest regularny i całkiem porządny wiersz. Epika oczywiście :)

 

http://altronapoleone.home.blog

Dopiero teraz tu trafiłam ;) Nie znam oryginału, bo Cohen mnie zaczął irytować swoją manierą lata temu, ale ogólnie jak to u Ciebie wierszowo wyszło całkiem całkiem.

 

Czepiłabym się jednego wersu, który gubi rytm:

 

obwiniaj mnie na pół, a potem aurę wokół.

Może np. : obwiniaj mnie w połowie, potem aurę wokół?

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję, Radku, za w sumie pozytywną opinię :)

 

A co to jest Uher?

Węgier. Nawet polscy górale tak mówili, a czasem mówią nadal – np. po uherskiej stronie to znaczy (wedle dzisiejszej sytuacji)  “na Słowacji” XD

 

Rozumiem, że odtwarza realia wojny prusko-austriackiej z 1866 roku. Wspomniana bitwa (zwycięska dla Austrii) to Trautenau?

Z początku to miały raczej być realia wojny o sukcesję austriacką, ewentualnie siedmioletniej, a potem poszłam w niedookreśloność czasu i taką mieszankę XVIII w. i 1866, czyli może być Trautenau, a może być dowolna inna wygrana przez Austriaków bitwa. Nie szłam tu w dokładność realiów, raczej w pewien ograniczony, ale jednak uniwersalizm.

 

Mam zastrzeżenie do nazwy “szabla” dla tasaka piechoty

Problem z “tasakiem” jest taki, że mało komu będzie się kojarzył z bronią białą. Przeżyłam to z okazji “Teufelsdreiecka”, gdzie problemem był “komornik” na określenie chłopa mieszkającego u innych “na komorze”, więc idę na kompromisy z dokładnością. W Polsce jest spore terminologiczne zróżnicowanie, ale w innych językach już niekoniecznie, a np. w wikipedii przejście z polskiego tasaka na angielską wersję daje tylko konkretny rodzaj miecza czy mieczyka (w każdym razie broni o prostej, a nie zakrzywionej głowni).

 

Zastanawiałem się też, co do wykonalności zastawienia się kolbą od ciosu szablą

Ale on się nie zastawia. Sytuacja jest taka, że kawalerzysta zamierza się szablą na kaprala, a stojący obok bohater zamiast ładować dalej broń chwyta ją za lufę i po prostu wali w kawalerzystę. Nie blokuje uderzenia, ale sam uderza człowieka, w korpus zapewne, co sprawia, że zamach szablą nie trafia, kawalerzysta chwieje się w siodle i ogólnie nic mu nie wychodzi ;)

http://altronapoleone.home.blog

Fajne! Udało Ci się uchwycić “narrację” AI, opartą na informacjach z netu, i połączyć ją z twiścikiem.

 

Miś Mistrzem Drabbli :)

http://altronapoleone.home.blog

Dyżurna poetry-nazi się kłania.

 

Uch. Po pierwsze nie nazwałabym tego “liryką”, ale genologia to wyjątkowo niewdzięczna zołza. To jest utwór epicki napisany (wybacz: marnym) wierszem (mową wiązaną), bo opowiadasz tu jakąś wprawdzie szczątkową, ale jednak fabułę. Nieregularnym (wersy długości absolutnie dowolnej, aż dziwią nienaturalne formy wyrazów, które miałyby sens, gdyby udało Ci się osiągnąć izosylabizm dzięki temu), o nader często banalnych rymach. Może lepiej było nie bawić się w rymy, ale popróbować sił w rytmizacji? To by skądinąd znacznie lepiej pasowało do fanbojowania Rzymu – poezja łacińska, klasyczna, była metryczna, a nie rymowana przecież…

Myślę, że opowiastka zyskałaby na przerobieniu jej na prozę i wpleceniu nieco więcej fantastyki ;)

 

starożytne Urbi

Jeśli już, to “starożytną Urbs”, bo ten rzeczownik po łacinie jest rodzaju żeńskiego, a “urbi” to celownik, a nie mianownik, ani nawet biernik (ten byłby “urbem”, ale osobiście jestem raczej niechętna uzgadnianiu przypadków dwujęzycznie, bo zazwyczaj wypada to nienaturalnie). Urbi et Orbi, z którego zapewne zaczerpnąłeś formę = miastu i światu, a nie miasto i świat. Masz zresztą rzymską rachubę lat: ab Urbe condita, czyli jeszcze inną formę (ablativus, który nie ma dokładnego odpowiednika w polszczyźnie).

 

A tak skądinąd to chyba napiszę w końcu krótki portalowy poradnik genologiczny, do którego będę mogła odsyłać jednym linkiem w kwestii poezji, prozy, wiersza, mowy wiązanej, utworów narracyjnych i fabularnych, epiki, liryki i tak dalej :/

http://altronapoleone.home.blog

Szkoda, że nie umieściłeś tych informacji w przedmowie, sporo by wyjaśniały i odbiór z miejsca byłby nieco inny ;)

Warto pamiętać, że w przypadku publikacji pozostaje tekst i czytelnik, sam na sam… Tu, na portalu, możesz w komentarzu coś wyjaśnić, a czytelnicy mogą przyjąć Twoje wyjaśnienia, niemniej lepiej ich zawczasu uprzedzić o “okolicznościach”.

Jeśli natomiast opublikujesz coś “naprawdę”, tekst będzie musiał się sam bronić. Oczywiście możesz iść w ostre, radykalne bizarro, gdzie nic się nie tłumaczy, niemniej to gatunek niszowy.

http://altronapoleone.home.blog

Dodam jeszcze, że tym naszym marudzeniem na technikalia nie masz się co przejmować w sensie załamywać (masz się przejmować w sensie ulepszać), bo to nie jest złośliwe ani przeciwko Tobie. To ma na celu sprawienie, żeby Twój debiutancki tekst prezentował się tu jak najlepiej i miał jak najlepsze przyjęcie, nawet jeśli będą uwagi krytyczne.

 

Miś (Koala) pochwalił pomysł, więc może warto wrzucić tekst na betę, żeby przynajmniej pozbyć się ewidentnych babolków technicznych?

http://altronapoleone.home.blog

Okej :) Widzę, że pauzy już są, jeszcze justowanie ;)

 

Skądinąd przeczytałam sobie sam początek i stylistycznie oraz interpunkcyjnie tam jest bardzo tak sobie. Zastanawiam się, czy nie powinieneś zacząć od wspaniałej portalowej instytucji bety. To pomoże Ci choć trochę poprawić najbardziej podstawowe babolki, żeby się lepiej czytało. Naprawdę warto :)

We wzmiankowanym przez Bruce poradniku: Portal dla żółtodziobów znajdziesz więcej na ten temat. 

 

Większość wolałaby[-,] nie opuszczać portowego miasta, aby udać się na śnieżne pustkowie. Każdy, tylko nie jedna biała puchata smoczyca.

Tu masz błędy. Niezbyt dobra jest też konstrukcja z “aby”, bo tu nie chodzi o cel, ale raczej o rzeczy “równoległe” – nie chcieli opuszczać miasta ani udawać się na pustkowie. Więc może np. plus minus tak: Nikt nie chciał opuszczać … ani udawać się…

 

Powodzenia!

 

PS. Smoki zawsze na propsie.

http://altronapoleone.home.blog

No, niestety, jakkolwiek lubię klimaty weird, a nawet czasami bizarro, tak nie porwało. Nie bardzo wiem, co chciałaś opowiedzieć, poza tym, że najwyraźniej postawiłaś na udziwnienia, ale trochę to za posępne na czysty absurd, no i czegoś mi tu brakło, co pozwalałoby domyślić się autorskiego zamysłu za tymi scenkami. Bardjaskier sugeruje opis śmierci, ale jakkolwiek ona tu jest, to wcale nie wiem, czy jest też głównym tematem.

 

Może tekst wymaga trochę dopracowania, trochę dopowiedzenia? Technicznie jest nie najlepiej, co na pewno utrudnia.

Łap poradnik survivalu: Portal dla żółtodziobów

Powodzenia!

 

zamoczył w pokruszonym lodzie duży palec

Zamoczyć można w czymś płynnym, a pokruszony lód nadal jest lodem, czyli stanem stałym wody ;) W zimnej wodzie, w której unosiły się kawałki pokruszonego lodu to już tak.

 

cofnął zagrzybioną stopę 

Hmm. Coś mi tu nie gra z tym “zagrzybiona”. Zagrzybiona może być ściana, a na stopie, owszem, może być grzybica, ale to jednak jakoś inaczej się chyba określi.

 

Założył dziurawe buty[+,] obwinął je folią

Raczej: owinął. Obwinął to albo regionalizm, albo niepoprawne, nie mogę znaleźć.

 

Farba ze ścian odpadała złuszczając się niczym naskórek na jego brudnym ciele.

Tu się mocno pomieszawszy. Po pierwsze imiesłów przysłówkowy współczesny użyty niepoprawnie, po drugie niedobrze wychodzi to przejście od podmiotu, którym jest farba, do nienazwanego bohatera. Ogólnie to zdanie jest do generalnego remontu, bo jakkolwiek da się wymyślić, co masz na myśli, to ująłeś to bardzo niezgrabnie pod względem składniowo-stylistycznym.

 

Na rozwalonej kanapie pod wybitym oknem[-,] spał z ośnieżoną brodą i pożółkłymi od tytoniu paznokciami[-,] człowiek w podeszłym wieku.

Ośnieżoną brodą? W sensie dosłownie pokrytą śniegiem? Poza tym trochę zarówno opis brody jak i paznokci nie pasuje do “spał”, bo spał niezależnie od tego wszystkiego. To są cechy człowieka a nie spania.

 

Wkładał sobie je do ust w czasach, zanim się stał weteranem zimna.

Też coś tu zgrzyta stylistycznie.

 

– Obudź się! – szturchał go kolega od kieliszka w ramię.

Zajrzyj do reguł zapisu didaskaliów w dialogach. “Niepaszczowe” mają inną składnię i inną ortografię → tu powinno być: – Kolega od kieliszka szturchnął go w ramię.

I forma dokonana raczej.

 

 

– Obudź się! – szturchał go kolega od kieliszka w ramię. Nie drgnął, zastygł w zimowym letargu.

Dotknął jego nadgarstka, żyły były sztywne, tak jak jego piekące z bólu opuszki.

Tu wpadasz w pułapkę podmiotów domyślnych: kto co robi? Pozostawianie bohatera anonimowym jest fajne, ale trzeba uważać, żeby podmioty się nie myliły.

 

Wisiała w ciemnym kącie, dźgając pająka w odwłok długim soplem. Walczył z nią żuwaczkami, rozrastała się na pajęczynie pokrywając nagą skroń woalką.

Kto walczył? Bohater czy pająk? Rozumiem, że to ma być co najmniej na pograniczu bizarro, ale jednak nawet w bizarro przynajmniej takie rzeczy powinny być na swoim miejscu.

 

Płytki, zacierający się świst przeciągu w nozdrzach[-,] przerwały

które miał ze sobą[+,] odkąd go pamiętał

Mam wrażenie, że z pomieszania podmiotów usiłujesz zrobić cnotę i zaletę tego tekstu, ale to nie działa.

 

łyk z fioletowym trunkiem

→ łyk fioletowego trunku

 

– Obudź się! – zZerwał się, słysząc głos po drugiej stronie.

http://altronapoleone.home.blog

Komentarz nominacyjny.

 

Bardzo udane wykorzystanie legendy o krwi Bachusa (jeśli moje opko z podobnym motywem ukaże się tam, gdzie je posłałam, to od razu się zastrzegam, że napisałam je ze dwa lata temu, całkowicie niezależnie…), jak zwykle u Ciebie świetna znajomość realiów i dobra, nienachalna stylizacja. No i wreszcie opowiadanie z “Fantazji Zielonogórskich” (choć nie znam wszystkich, oczywiście), które Zielonej Góry nie traktuje pretekstowo.

Fabuły może dużo tu nie ma, ale jest nastrój, klimat epoki, dobrze skrojone postacie, ładnie wykorzystana “moda na antyk”.

Czytało mi się płynnie, gdzieś może jakiś drobiazg byłby do ewentualnej poprawy, ale nic nie zwróciło mojej uwagi tak, żebym zapamiętała, a czytałam z komórki.

Gratuluję!

http://altronapoleone.home.blog

Nie zdążyłam przeczytać przed wyjazdem, teraz osiadłam na tydzień na miejscu w sposób wypoczynkowy, więc wrócę, dzięki za przypomnienie :)

http://altronapoleone.home.blog

Hej, na początek wyjustuj tekst oraz dodaj przed kwestiami dialogowymi półpauzy – tego wymaga polska interpunkcja! A bez tego naprawdę trudno się czyta…

http://altronapoleone.home.blog

Za każdym razem udaję przez większość lotu, że nie istnieję albo targuję się w myślach z jakimkolwiek bogiem, który akurat słucha, żeby jeszcze ten jeden raz się mój samolot nie rozbił, a przysięgam, że już nigdy nie wsiądę do kolejnego. 

Siostro… Ja jeszcze nasłuchiwałam pracy silników i wszelkich dziwnych dźwięków. A że słyszę nieco powyżej zwykłego progu słyszalności, to na dodatek zawsze pytałam stewardess, “co tu tak piszczy?”. A one odpowiadały, że nic nie piszczy. No więc uważałam, że to SPISEG i że one celowo tak mówią, żeby mnie uspokoić, bo przecież piszczy. No i kiedyś piszczało jak leciałam z moim ówczesnym i pytam go, co to tak piszczy. “Co piszczy?” – zapytał eks…

W każdym razie jak lekarz powiedział mi, że lepiej byłoby ograniczyć latanie, to się mu niemal na szyję rzuciłam XD

 

Jaka była Wenezuela wtedy? 

Nieznośna XD Wszystko importowane, napis “hecho en Venezuela” gwarantował ostateczny badziew. Bardzo bogata. Trudna do życia. Tato się skusił na wyjazd, bo mieli jakiś super komputer. No i co puszczał te swoje obliczenia, to mu padało, przerywało. Okazało się, że oni na przerwę lunchową wyłączali wszystkie serwery XD Dopiero jak ten wariat z Europy zrobił aferę u rektora, to przestali. Może po naszym wyjeździe wrócili do tego zwyczaju, nie wiem XD

Agent ubezpieczeniowy ukrywał się przed nami, żeby uniknąć ubezpieczenia nam samochodu, bo mu się nie chciało. W samochodzie nie było klaksonu, tablic rejestracyjnych, klamki od jednych drzwi oraz kawałka podłogi, ale jeździł. Przy rozliczaniu podatków przekonałam się, że “dom, który czyni szalonym” z Asteriksa istnieje naprawdę. A na dodatek ja, smarkula, musiałam wszystko załatwiać, bo Tato wykładał po angielsku, Mama nauczyła się paru słów po hiszpańsku, a ja chodziłam do hiszpańskiej szkoły…

Poza tym np. w banku można było stać za facetem mającym w kieszeni spluwę, a innym razem musialiśmy zostać w sklepie, bo na ulicy była strzelanina.

Ogólnie – super! 

http://altronapoleone.home.blog

Epika =/= proza. Prozą możesz napisać utwór de facto liryczny. Nie jest to bardzo łatwe, ale pozbawiona fabuły i narracji, impresyjna i emocjonalna mowa niewiązana może być “liryką” (to jest bardzo niewygodne określenie rodzajowe akurat, bo wywodzi się od utworów recytowanych z muzyką…). 

Wiersz =/= liryka. Wierszem możesz napisać utwór epicki. Ale już się tego zasadniczo na poważnie nie robi.

 

Gdybym miała zdefiniować, co dopuszczamy, to powiedziałabym tak:

 

Utwory epickie (definiując to jako fabularne i narracyjne), pisane mową niewiązaną (potocznie nazywaną prozą).

Jeśli w utworze są fragmenty pisane wierszem albo dramatyczne (obie formy są wpisane u Gekiego w utwór narracyjny), to jeśli są one wplecione w tekst fabularny i narracyjny w większości napisany prozą, nie widzę przeciwsskazań.

http://altronapoleone.home.blog

O rany… Łał. Jestem w szoku. Nawet nie wiedziałam, że wszystkie moje motta są z listy niepoważnych (a są? edit: sprawdziłam, 3 są, ostatnie z poważnej XD).

No i jest to chyba najszybciej zdobyta nagroda, jaką zdobyłam w czymkolwiek XD

 

 

 

http://altronapoleone.home.blog

Celowo piszę to tutaj, bo w innych miejscach pojawiały się głosy, że wiedza filologiczna jest do niczego niepotrzebna, plus chyba dobrze, żeby akurat ta sprawa była widoczna dla ogółu, skoro pojawił się taki problem. Natomiast oczywiście mogę to tam przekopiować. A gdyby moderacja uznała to za niedopuszczalny offtop, mogę założyć osobny “filologiczny” wątek w HP ;)

http://altronapoleone.home.blog

Jakkolwiek jest to eksperyment bardzo udany pod względem formalnym, to jednak mam wrażenie, że dopuszczenie wiersza “zapisanego w sposób ciągły” stworzyłoby precedens. I jakkolwiek nie widzę tłumów biegnących pisać mową wiązaną i zapisywać tego w sposób ciągły, to jednak precedensu bym nie tworzyła.

Bo taki zapis =/= proza!!! Tu się właśnie wywalamy na tym, że terminologia, jakkolwiek w filologii ustalona, choć niedoskonale, nie jest powszechnie znana, a proza, epika i inne terminy się większości ludzi mylą, bo szkoła tego źle uczy.

 

Pytanie kontrolne dla nieprzekonanych. Czy poniższe to proza? (W kilku miejscach pomajstrowałam jedynie troszeczkę przy interpunkcji).

 

Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim! Pełno nas, a jakoby nikogo nie było: jedną maluczką duszą tak wiele ubyło. Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała, wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała.

 

Nam strzelać nie kazano. Wstąpiłem na działo i spojrzałem na pole; dwieście armat grzmiało. Artyleryji ruskiej ciągną się szeregi, prosto, długo, daleko, jako morza brzegi. I widziałem ich wodza – przybiegł, mieczem skinął i jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął.

 

Przekleństwo? Tylko dziki, kiedy się skaleczy, złorzeczy swemu bogu, skrytemu w przestworze. Ironia? Lecz największe z szyderstw czyż się może równać z ironią biegu najzwyklejszych rzeczy?

 

Nic dwa razy się nie zda­rza i nie zda­rzy. Z tej przy­czy­ny zro­dzi­li­śmy się bez wpra­wy i po­mrze­my bez ru­ty­ny. Choć­by­śmy ucznia­mi byli naj­tęp­szy­mi w szko­le świa­ta, nie bę­dzie­my re­pe­to­wać żad­nej zimy ani lata.

 

Idź do­kąd po­szli tam­ci, do ciem­ne­go kre­su, po zło­te runo ni­co­ści, two­ją ostat­nią na­gro­dę. Idź wy­pro­sto­wa­ny wśród tych, co na ko­la­nach, wśród od­wró­co­nych ple­ca­mi i oba­lo­nych w proch. Oca­la­łeś nie po to, aby żyć.

http://altronapoleone.home.blog

To jest do przedyskutowania. Nie ma tam samych anapestów, znacznie mocniejszym wyróżnikiem są rymy, a rytm jest naturalny, głównie anapestyczny. Przewagą wersów dziesięciozgłoskowych, złamanych tu i ówdzie dłuższymi lub krótszymi, na komórce trochę trudno mi rozpisać, czy wtedy zachowują metrum

http://altronapoleone.home.blog

Tekst jest zapisany w sposób ciągły, ale spełnia wszystkie warunki bycia wierszem ("mową wiązaną"), bo ma regularny (z drobnymi złamaniami, ale nie analizowałam każdego zdania) rytm i regularne rymy.

http://altronapoleone.home.blog

O rany, podziwiam z tą Kolumbią. W późnym dzieciństwie spędziłam rok w Wenezueli (jeszcze tej bogatej, przedchavezowskiej) i pamiętam cyrki z jakąkolwiek podróżą dokądkolwiek. W rodzaju “jak wam się zepsuje samochód na tym kawałku drogi, to po was, bo nikt się tam nie zatrzyma”. Za to moja najlepsza koleżanka w szkole była Kolumbijką.

Kambodży zazdroszczę, ale pewnie się nie wybiorę, bo z powodów medycznych muszę unikać latania :( 

http://altronapoleone.home.blog

Przegapiłam ten wątek, a całkiem ciekawy. Jak na razie, jak patrzę na “dzieła artystyczne” SI/AI, to mam problem taki, że ze sztuką ma to niewiele wspólnego, ale ludziom się podoba jak niegdyś “jeleń na rykowisku” i oleodruki. No i będzie psuło rynek sztuki, na zasadzie prawa Kopernika-Greshama. Zapewne analogicznie będzie w literaturze.   

http://altronapoleone.home.blog

A dybym go nazwał Pił-suczki albo Duposław? Zach nie jest Polakiem. Jest wieśniakiem. Możesz mieć pretensję tylko do jego matki.

Niestety, nie. To Ty jesteś matką, ojcem, stwórcą swoich bohaterów, więc także adresatem nie tyle pretensji, ile uwag. Akurat pod Krakowem jest Mogiła (obecnie w granicach administracyjnych miasta), a światy przedstawione lepiej wyglądają, jeśli są spójne pod względem onomastyki. Na dodatek ze znajomością angielskiego na tym portalu jest nieźle, więc gdybyś użył którejś z wymienionych nazw, 99% użytowników by zrozumiało. A ja akurat, tak się składa, jestem m.in. tłumaczką literacką, m.in. z angielskiego.

Natomiast po przeczytaniu odpowiedzi udzielonej sfochano-aroganckim tonem przestaję mieć ochotę dalej komentować, a nawet czytać. To nie jest styl, jakim posługujemy się na tym portalu.

http://altronapoleone.home.blog

Wydawca by chciał :)

Na razie szczegóły są takie, że ponieważ do połowy marca się kwerenduję za granicą, to omawianie szczegółów musieliśmy przełożyć na po moim powrocie.

Niemniej, powtórzę: wydawca chciałby, żeby był to ten rok.

 

Jak już będą konkrety, to założę beta-wątek dla osób zaproszonych do antologii, żebyśmy mogli obgadać szczegóły.

http://altronapoleone.home.blog

Taka mała uwaga techniczna przed lekturą: światłem (podwójnym enterem) oddzielamy tylko większe cząstki narracyjno-fabularne, np. jak jest przeskok czasowy lub perspektywy narracji. Akapitom wystarczy wcięcie akapitowe. U Ciebie na początku jest ciągła narracja, nie wiem, czy w ogóle są przeskoki, więc połącz te akapity, bo takie przerwy mocno przeszkadzają w lekturze. I druga uwaga na szybko: chłop z Mogiły imieniem Zach? To imho albo zdrobnienie od Zachariasz, co nie jest typowo polskim imieniem chłopskim, na dodatek zdrobnienie głównie znane w angielskim. Albo węgierskie nazwisko…

http://altronapoleone.home.blog

MPJ to są informacje z pamiętników, nie z ikonografii :) Także np. o tym, że rzucano tornistry dopiero podczas ucieczki. Wieczorem z kompa mogę napisać więcej, ale ogólnie połowa XVIII w. (wojna o sukcesję austriacką, wojna siedmioletnia, pół wieku przed Napoleonem) to początek regularnej armii w sensie także regulaminowego umundurowania i wyposażenia, w tym tornistrów

http://altronapoleone.home.blog

Ośmiornico, bardzo dziękuję!

 

“Duchowe wsparcie” rulez!

 

Irko, takoż diękuję, no i mam nadzieję, że spełniło to warunki przeczytałania w końcu coś optymistycznego ;)

Co do CK Dezerterów to tak słabo ich pamiętam, że czerpanie mogło być co najwyżej nieświadome. Świadomie chciałam się odwołać do “Soli ziemi” Wittlina, ale nie znalazłam w necie. Chyba czas sobie odświeżyć.

http://altronapoleone.home.blog

Okej, propozycja, żeby deklarować udział AI jest dobra, a zastrzeżenie o dobrej woli autora niestety prawdziwe. Bo jeśliby to dopuścić, to takie teksty powinny być traktowane jak fragmenty – zero biblioteki, zero startu do piórek.

Nawiasem mówiąc, na portalu jest już co najmniej jedno opowiadanie, którego autorka twierdzi wprawdzie, że zostało “oparte na rozmowach z chatbotem”, ale ponieważ językowo większość tekstu wygląda bardzo bardzo na tłumaczenie automatyczne z angielskiego, to udział chatbota jest raczej duży i nie ogranicza się do inspiracji.

Zainteresowanym mogę podać link do tego tekstu, ale jeśli podam od razu, to zlecą się obrońcy uciśnionych autorów, których się nieregulaminowo obgaduje na HP.

http://altronapoleone.home.blog

Zabawne, sprawnie napisane, bezpretensjonalne. Niby o niczym, niby tylko scenka, grepsik, ale na tyle dobrze się czyta (jakieś drobne powtórzenke by się znalazło, ale z komórki nie będę go szukać i wypisywać), że ode mnie kliczek.

http://altronapoleone.home.blog

Fakt, z tymi plecakami w wojnie pozycyjnej to bez sensu. Bo wcześniej, owszem, atakowano z plecakami [edyta, bo po nocy nie zauważyłam, a raczej: tornistrami], aczkolwiek nierzadko je porzucano na polu bitwy właśnie dla odciążenia się. Zastanawiam się, kiedy to się zaczyna zmieniać.

http://altronapoleone.home.blog

Hej,

 

Może chowaniec właśnie był dobry? Może Jerzy to nie taki fajny gość, na jakiego wygląda? A może zatłukł chowańca dla jakiegoś ważniejszego dobra? Zostawiłbym to tak jak jest, żeby nie wszystko było czarno-białe.

Okej, jest to jakieś wyjaśnienie, ale w tekście za mało poznajemy Jerzego, żeby sobie wyrobić zdanie, plus narracja jest z jego punktu widzenia, więc to on tak mówi/myśli o chowańcu. Warto zwracać uwagę na takie szczegóły, jeśli się pisze narrację spersonalizowaną, a tu masz wręcz prawie mowę pozornie zależną czyli mocną perspektywę postaci.

 

A jednak w zdaniu o chowańcu nie poprawiłaś. Przypadkowo je pominęłaś, czy tam może być?

W zdaniu o chowańcu nie masz dialogu. Półpauz należy unikać wyłącznie w wypowiedziach dialogowych, bo sugerują, że od wypowiedzi przechodzisz do disaskalium. Poza tym oczywiście jest to pełnoprawny znak przestankowy.

A tak na marginesie – żadna łapanka nie będzie pełna. Teksty można poprawiać w nieskończoność, a jeśli dajesz do druku, to po milionie bet i korekt i tak znajdziesz literówkę albo powtórzenie w wydrukowanym ;)

 

No proszę, myślałem że to jest powszechnie znany zwrot.

Nie ;) Jak wyguglałam, to mi wyszło, że jest sporo takich zwrotów, także “pralką”. I chyba nie regionalizmy, tylko raczej “internetyzmy”, ale jak na to nie trafisz w swojej bańce, to nie znasz.

 

Natomiast kosmita wiszący pod lusterkiem z tabliczką YOU ARE’T ALONE nie jest prawdziwym kosmitą: jest tylko zabawką z tabliczką na sznurku. Prawdziwi kosmici są parę kilometrów wyżej i jeżeli do tego sama nie doszłaś, lecz zinterpretowałaś zabawkę jako kosmitę – to muszę pewnie zastanowić się nad doszlifowaniem tego fragmentu.

Spokojnie, wymyśliłam to, aż taka głupia nie jestem ;) Niemniej kosmita w taksówce na tyle rzuca się w oczy, jest tak mocno wyeksponowany, że sugeruje jakieś jego znaczenie. Jakby taksówkarz był agentem Kosmitów na przykład, albo jakby jego opowieść była tylko częściowo prawdziwa – bo np. są to tylko domysły i dedukcje? Ergo mimo że na logikę wymyśliłam, to sam tekst tego nie stawia jasno, a raczej sugeruje, że zabawka jest czymś więcej.

 

A tak skądinąd pozdrawiam historycznie ;)

http://altronapoleone.home.blog

Na II znam się słabo, jestem głównie XVIII/XIX wiek, I światowa interesuje mnie od niedawna, głównie jako zamknięcie "długiego XIX wieku", ale i z przyczyn rodzinnych. Niemniej pewnie zajrzę, bo lubię militaria ogólnie

http://altronapoleone.home.blog

prasa francuska była oburzona decyzją zmiany munduru

Nie wykluczałabym tego, ale aż tak się nie wgłębiałam, bo to chronologicznie margines moich zainteresowań ;) Niemniej faktem jest, że w XX wieku elegancja mundurowa leci na łeb na szyję. 

 

Co do końcówki pomysł od początku miał być taki by zakończyć właśnie w takim momencie.

I ogólnie to byłby dobry pomysł, gdyby całość była sprawniej napisana. Plus nad ostatnimi akapitami też by warto popracować, bo w nich jest duży potencjał, ale coś tam też trochę zgrzyta, choćby dlatego, że Alex jest wcześniej obok Fabiena główną postacią i to taką jedyną mocniej napisaną o tyle, że podkreślasz jakiś rodzaj charyzmy, posłuchu, szacunku u żołnierzy. I kiedy to on potem obserwuje, to powstaje pytanie: kim on jest? Czym jest ta jego charyzma? O co tu, u diabła, chodzi?

Otwarte zakończenia są spoko, ale pod warunkiem, że wcześniej jednak dasz czytelnikowi więcej tropów do ich interpretacji.

 

http://altronapoleone.home.blog

opowiadanie ma być o wojnie i żołnierzach z elementem horroru a nie o jednej postaci

W takim razie nie powinieneś eksponować tej jednej postaci, tylko od początku do końca nie wyróżniać nikogo. Z tym że to jest nieco wyższa szkoła jazdy narracyjna.

 

W sumie mając realia jednakowoż pierwszowojenne, bo do wcześniejszych elementów bardzo mocno nie pasuje wojna pozycyjna ani broń chemiczna, spodziewałam się, że pójdziesz w (autentyczny) horror rodem z Bolimowa. I w sumie powtórzę, że zakończenie jest interesujące. Chętnie zobaczyłabym rozwinięcie tego pomysłu. Sama zresztą od pół roku zmagam się z opowiadaniem mającym broń chemiczną w tle, zupełnie innym, powojennym, ale ponieważ to nie na dedlajn, to nie mogę skończyć.

 

Natomiast co do kompozycji itd. tekstu, myślę, że po prostu musisz popracować nad warsztatem :)

 

Co do pikielhaub – one przestały być produkowane mniej więcej w połowie I wojny, ale stanowiły element uzbrojenia, choć już nie powszechny, do jej końca, zresztą nie tylko u Prusaków. Czerwone portki to sam począteczek wojny, bo zorientowano się, że są mało kamuflujące ;)

http://altronapoleone.home.blog

Hmmm. Skusiły mnie te militarne klimaty, zwłaszcza że przez ostatnie dwa tygodnie akurat się nazwiedzałam sporo pierwszowojennie, ale przyznam, że nie zachwycił mnie ten tekst.

W zasadzie fajna jest końcówka (i dopiero tam jest horror), a pośrodku momentami scrollowałam, bo jest mocno infodumpiasto, a niestety nie wychodzi Ci budowanie nastroju. Efekt jest więc taki, że na koniec, zamiast mocnego uderzenia, dostałam raczej poczucie: okej, teraz zaczyna się coś dziać… eee? właśnie się skończyło?

Podejrzewam, że chciałeś osiągnąć efekt taki, że mamy przyciężkawy klimat codzienności w okopach, a potem dostajemy po głowie zakończeniem. Problem jednak taki, że przede wszystkim nie zbudowałeś bohatera, który ciągnąłby historię, za to dodałeś mu mnóstwo pomocniczych postaci, wśród których w tak krótkim tekście człowiek się gubi i które fabularnie nie są potrzebne, więc w rezultacie nie przejęłam się niczyim losem. Nie bardzo w ogóle wiem, jak początek – to, że ktoś przyszedł po Fabiena, następnie go prowadzą do okopów, ma się do zakończenia? Dlaczego Fabien jest wyróżniony i w centrum fabuły? Czy on ma jakieś specjalne moce? A może Alex? W zasadzie nie dostajemy na to wszystko odpowiedzi

Niestety z kolei kwestię realiów rozwalił mi początek, bo armia francuska miała czerwone portki tylko w 1914 roku, od 1915 są już nowe mundury, z niebieskimi i niebieskoszarymi spodniami, a tymczasem sądząc po innych szczegółach, choćby wielokrotnym użyciu broni chemicznej, mamy raczej czas nieco późniejszy. Jeszcze taki drobiag: wojska kolonialne w Wielkiej Wojnie miały w zasadzie własne oddziały.

Valogre ani Chanton nie wyguglałam, a myślałam, że może autentyczne nazwy miejscowości mają jakieś znaczenie. Ponieważ są fikcyjne, to zastanawiam się, dlaczego on akurat o to zapytał?

Ogólnie widzę w zakończeniu potencjał, ale uważam go za niewykorzystany. Imho albo to powinno być dużo krótsze (i wtedy możesz skonfrontować zwyczajność z nagłym pojawieniem się grozy), albo zupełnie inne, np. z narastającym poczuciem grozy. Tu niestety na początku mamy długą i dość nudną, a przy tym pod kątem realiów taką sobie obyczajówkę, a końcówka nie wybrzmiewa dość dobrze. Oraz nadal nie wiem, jaką szczególną rolę gra w tym Fabien. Ani o co chodzi z tym, że najwyraźniej ktoś wie, że dzieje się coś bardzo dziwnego.

 

Technicznie jest bardzo tak sobie, ale pewnie przyjdzie ktoś zrobić łapankę, ja dziś akurat nie miałam możliwości. Ale jest sporo babolków, m.in. pomieszanych podmiotów, jak tu:

 

Sięgnął dłonią do twarzy. Ta jednak zatrzymała się w połowie drogi.

Ponieważ na końcu jest twarz, to następne zdanie odnosi się do niej…

 

Interpunkcja bardzo kuleje.

http://altronapoleone.home.blog

Nie przeszkadzają mi nie tylko googlowe doodle, ale również ładne zdjęcia w tle binga czy powitalnego ekranu windowsów. Ale portal co innego, siedzisz tu długo. Jeśli grafika nie będzie minimalistyczna, to będzie kontrowersyjna, jako że gusty są różne…

http://altronapoleone.home.blog

O, właśnie :)

 

Moim ulubieńcem jest w tymże roku 1809 arcyksiążę Ferdynand d’Este, który miał odbić Toruń, ale poszedł złym brzegiem Wisły i dopiero jak doszedł na miejsce, to się przekonał, że nie sforsuje rzeki, bo mostów nie ma, a on nie ma inżynierów.

Na dodatek poniekąd dzięki temu jestem na świecie, bo gdyby arcyksiążę był mądrzejszy, to Poniatowski mógłby nie zdążyć do Krakowa przed Rosjanami, a gdyby Kraków nie został przyłączony do Księstwa Warszawskiego, to moja saska rodzina nie przybyłaby w roku 1810 do Krakowa…

http://altronapoleone.home.blog

Zapamiętywane ustawienia byłyby ogólnie ok :) Kyrandii nie znam, więc się nie wypowiem… Ale dla mnie irytujące są nawet krótkie motywy, zwłaszcza jak je słyszę np. we wspomnianym zbiorkomie na cudzych telefonach, więc nie chciałabym poza wszystkim sama irytować innych. Pytanie też, ilu użytkowników naprawdę by chciało, żeby dźwięk ich witał za każdym wejściem na portal? Nie wiem, jak mają inni, ale ja odpalam portal kilka razy dziennie albo i częściej.

Niemniej oczywiście opcja dla kochających dźwięki urządzeń jest okej. Każda opcja, która nie jest przymusem jest okej.

Wyjątkiem w tej opcyjności jest dla mnie zastąpienie komentarzy lajkami, ale tu akurat się zgadzamy.

http://altronapoleone.home.blog

Ładne, ale krótkie intro z dźwiękiem, który można wyłączyć, jeśli komuś przeszkadza?

Błagam, nie. Jeśli już, to tak, żeby dźwięk można było sobie włączyć :P Chyba że będzie to kawałek z Wagnera (Ryszarda). Ale pomijając moje osobiste idiosynkrazje (nienawidzę, jak mi się włącza wmontowany przez autora strony dźwięk czy też w ogóle jakikolwiek dźwięk uruchamia automatycznie), jest to również kwestia dobrych obyczajów i np. tego, żeby taki dźwięk nie włączał się w zbiorkomie czy innych miejscach publicznych, jeśli odpalisz portal.

 

Natomiast co do oceniania punktowego oczywiście pełna zgoda, popieram, a argumenty dobre.

http://altronapoleone.home.blog

Podobało mi się! Z fantastyką tu rzeczywiście uznaniowo, ale dla mnie osobiście August jest bardziej duchem niż wytworem wyobraźni, nawet jeśli zamysł autorski był inny. Widzę w tym raczej historyjkę w rodzaju “Szóstego zmysłu” niż o chorobie. Dlatego będę na TAK, bo jednak nie widzę tu tylko obrazu choroby czy obyczajówki. A porwałaś mnie tym, że nastrój wciąga, że przez tekst się płynie, że postacie są niezwykle plastyczne i do bólu prawdziwe. Fabuła jest jak z wielu tego typu opowieści, ale nie fabułą stoi to opowiadanie.

Gratuluję!

 

Językowo jest dobrze, to, co poniżej, to są drobiazgi:

 

Kiedy August się wścieknie, nic i nikt nie może go pohamować.

Raczej: nie jest w stanie

 

Potem wepchnął się w kąt siedzenia, zasłaniając wiszącym płaszczem i schował nogi za walizkę.

Tu brakuje “się” przy zasłaniając. Jeśli zlikwidujesz konstrukcję imiesłowową, średnio tu zresztą pasującą, możesz to “się” pominąć: wepchnął się w kąt siedzenia, zasłonił wiszącym płaszczem i schował nogi 

I dla mnie to jest duch, a nie majak wyobraźni.

 

nie byłem w stanie powstrzymać dzwonienia zębami

Dzwonienia? Tu nie jestem pewna, czy to poprawne, ale osobiście się nie zetknęłam.

 

Kolejnego dnia wsiedliśmy do autobusu[-,] jadącego do Krościenka.

 

W przeciwieństwie do niego[-,] ja byłem smutasem i domatorem.

 

Gdy otworzyły się, skrzypiąc, stanęła w nich babka Mieczysława.

Lepiej: ze skrzypieniem (i bez pierwszego przecinka, oczywiście)

 

Tadek wytarł dłonie o spodnie, potem popatrzył na nie uważnie i poszedł umyć w metalowej misce.

Umyć co? Tu musi być dopełnienie. Domyślam się, że chciałaś uniknąć zaimkozy, ale czasem się nie da tego obejść ;)

 

– Wielki pan z miasta coś pamięta… – zaśmiał się zgryźliwie Bolek.

Tu bym przeformułowała didaskalium → Bolek zaśmiał się zgryźliwie.

W ten sposób unikasz problemu, czy to gębowe, czy nie, plus mówienie nie jest śmianiem się, śmiech raczej towarzyszył tym słowom.

 

Signac’a

→ Signaca, bo wymawiasz ostatnią literę

http://altronapoleone.home.blog

Bardzo mi to przykro powiedzieć, bo pamiętam, jak pisałeś to opowiadanie, i kiedy tu wylądowało, to się ucieszyłam i wręcz napaliłam, ale bardzo mocno się rozczarowałam. Zaznaczę na wstępie, że to się nieźle czyta, mimo że lista moich uwag łapankowych jest długa, niemniej zostałam z poczuciem wielkiego “eee?” i niedosytu. Co więcej: z poczuciem, że zmarnowany tu został fajny pomysł fantastyczny. Może inaczej: nie tyle zmarnowany, ale niewykorzystany w pełni potencjału. Miałam wrażenie, że to jest wstęp do jakiejś opowieści, szkic, a nie opowieść. Jako czytadełko do pewnego momentu okej, a potem nagle się kończy. Bohater przyjechał, wyjeżdża, pośrodku w sumie przecież tragedia, ale jakoś to bez emocji podane.

Mało prawdopodobny eksperyment i jego wytłumaczenie przeszkadzał mi w tym najmniej, bo duszę łączono m.in. z krwią, więc to jako fantastykę łyknęłam bez większego problemu.

Gorzej natomiast z realiami: masz dyliżans, cylindry (jedno i drugie o bardzo szerokiej chronologii w XIX wieku) ora konkretne osoby, ale jeśli ktoś nie zna faktów, a przegapi datę podaną w liście, to realia nie są zbudowane tak, żeby dało się umieścić tekst w konkretnym czasie. Brakło mi tu ogólnie świata wokół bohaterów, nasycenia go jakimiś szczegółami czy czymś charakterystycznym.

 

A teraz konkrety rozczarowania.

 

Po pierwsze: zakończenie, które wygląda tak, jakby autor w rozwijającej się opowieści nagle osiągnął limit, a że za pięć minut dedlajn, to szybko dopisał zakończenie w dyliżansie, podczas powrotu Brodowicza do Krakowa. Zakończenie nawet nie podsumowujące wydarzeń. Bez żadnego przejścia do tego zakończenia. To mnie fabularnie rozczarowało, bo poza wszystkim absolutnie nie rozumiem, dlaczego Carl jednak zaeksperymentował na własnym dziecku, to mi kompletnie nie pasuje ani do bohatera, ani do fabuły, czyli wcześniejszej rozmowy dwóch panów.

 

Po drugie – fabuły tu właściwie nie ma w stopniu dość radykalnym, a jakkolwiek jestem ostatnią osobą, która krytykowałaby powolną i statyczną akcję, to tu jednak infodumpowość tego, co pokazałeś nawet mnie pokonała – w zasadzie Carl wszystko opowiada, Józef mu wierzy, a Charlotta ogranicza się do zamartwiania, czy aby małżonek nie zamęcza gościa. Bohaterowie w związku z tym są w zasadzie nieistniejący, brakuje im osobowości, składają się głównie z opisów i autorskich deklaracji. A szkoda, bo zwłaszcza Carl ma potencjał na fajną postać, nawet go polubiłam.

 

Po trzecie muszę powiedzieć, że niezbadane są dla mnie ścieżki Fantazji Zielonogórskich, ponieważ Grünberg jest tu całkowicie, stuprocentowo pretekstowy, jedynie nazwany, rzecz mogłaby się dziać absolutnie gdziekolwiek, mógłbyś wybrać dowolnego innego bawiącego się w eksperymenty (para)naukowe aptekarza albo chemika z epoki albo go wymyślić, i umieścić w dowolnym mieście, i nic, absolutnie nic by to nie zmieniło. Co więcej, szansa, że obywatel pruski studiował akurat w Wiedniu jest dość nikła, Austriacy z Prusakami się nigdy szczególnie nie kochali, mimo Świętego Przymierza, więc to akurat jest naciągnięte pod konkurs… I nie jest to jedyne znane mi opowiadanie z pretekstowo wykorzystaną Zieloną Górą, które coś w konkursie zwojowało, stąd moja ogólna uwaga, że nie rozumiem jury.

 

Po czwarte stylistycznie irytował mnie w tym tekście nadmiar rozbudowanych, nienaturalnie brzmiących metafor. Oto przykłady:

klinika, która niegdyś wydawała mu się szczytem marzeń, okazała się być kilkoma ciasnymi i ciemnymi klitkami w szpitalnych piwnicach. Do samych fundamentów przenikały ją skostniałe duchy konserwatyzmu oraz przestarzałych idei

Tu mieszasz dosłowność z metaforą w jednym akapicie i jak dla mnie wychodzi to troszkę niezamierzenie komicznie, jak z pastiszu czy Pratchetta.

 

Serce ścisnęło mu boleśnie słodkie uczucie uduchowionego podniecenia.

Jak dla mnie za dużo grzybków w tym barszczyku. Jasne, wiem, że mistycy często używają metafor erotycznych dla pokazywania przeżyć duchowych, a Ekstaza św. Teresy Berniniego jest mocno erotyczna, ale tu mi uduchowione podniecenie jakoś średnio brzmi.

 

kiedy jednak pokonali w nierównej walce pierwszą falę głodu

wzdłuż kręgosłupa rozlewa mu się lodowaty dreszcz

Weimann zawył, a Brodowicz mógłby przysiąc, że słyszy jak wśród tego wycia pęka ogromne serce aptekarza.

Do tych trzech przypadków wspólnie: keep it simple.

W trzecim przykładzie uszłoby bez “ogromnego”.

 

 

Aha, co do Purkyněgo – wydaje mi się, że jakkolwiek on położył podwaliny pod daktyloskopię, to po pierwsze zaledwie wyróżnił typy odcisków palców oraz nie dostrzegł ich potencjału dla identyfikacji. Ale tu pewności nie mam, tak mi się kojarzy z czasów, kiedy czytałam sporo o Bertillonie, który tę metodę na dobre wprowadził do kryminalistyki.

 

 

Na koniec drobiazgi łapankowe:

 

w czym dobitnie pomagała jawna wrogość

“Dobitnie” ma dość ograniczony repertuar kolokacji (mówienie, pokazywanie, świadczenie o czymś) i pomaganie do niego nie należy. Może w staropolszczyźnie, ale tu nie masz stylizacji. Dałabym raczej “wybitnie”

 

Perspektywa spotkania z przyjacielem ze szczęśliwych lat pobytu w Wiedniu była pokusą

Coś mi ogólnie nie brzmi w tym zdaniu (może dwa razy z/ze? między innymi), w jego konstrukcji, plus mocna aliteracja.

 

Brodowicz wysiadł i wziął walizki, a woźnica, wskazawszy rząd eleganckich kamienic, wytłumaczył,

Jeszcze bardziej rzucająca się w oczy aliteracja.

 

poprawił elegancki cylinder

To jakiś specjalny cylinder był, że “elegancki”? W latach dwudziestych to już popularne nakrycie głowy

 

Melodyjny głos dzwonka

Hmm. Melodyjny?

 

W niczym nie przypominał obrazu aptekarza, jaki większość ludzi nosi w głowie.ro

Ten obraz mocno mi narzucił wizerunek w sensie czegoś namalowanego, przeformułowałabym to zdanie.

 

i dzikiej brodzie przypominał drwala wyrwanego z niezbadanych, puszczańskich ostępów

Tu chyba pojechałeś XXI wiekiem i drwaloseksualnością, choć wielka moda i powszechność dziwacznych, długich i bujnych bród to ostatnie dekady XIX wieku. Niemniej wcześniej też się pojawiają i raczej nie budzą skojarzeń z dziwacznością, ergo nie jestem przekonana, że “narrator” czy “punkt widzenia” umieszczony w epoce tak by to postrzegał.

 

Spod eleganckiego czepka

Znowu ta elegancja nakryć głowy ;)

 

Delikatnie wyciągnął śpiące niemowlę, niemal tonące w dłoniach ojca.

Brzmi to tak, jakby już w kołysce, z której je wyciągnął, tonęło w tych dłoniach.

 

 okrągłą twarz, dla wszystkich poza rodzicami identyczną z twarzą każdego innego niemowlęcia. 

Hmm. Troszkę to head-hopping, a troszkę nagły atak narratora wszechwiedzącego.

 

Aptekarz zachichotał.

Mało mi to pasuje do tego, jak go opisujesz i przedstawiasz.

 

Nie wspomniałeś nawet[+,] jakiej dziedziny ma dotyczyć to twoje odkrycie

 

No[+,] przecież nie ciągnę go do laboratorium, tylko rozmawiamy! – Ooburzył się Weimann

 

Proces oczyszczania brzmi na długotrwały

Brzmi – niedobre. Sprawia wrażenie itp.

 

gdybyśmy teraz się tym zajęli, to i tak nie skończylibyśmy nim  Charlotte pogoniłaby nas do łóżek

Nie brzmi ani nie wygląda to najlepiej

 

Stosuję azotan srebra – odpowiednio przygotowany zaciemnia się pod wpływem światła.

Tu warto by zrezygnować z półpauzy jako znaku interpunkcyjnego, bo w dialogach służy ona do wprowadzania didaskaliów, więc użyta inaczej wprowadza chaos.

 

powiedział po kilku kolejnych chwilach

Chwila nie ma ustalonej długości, więc jakkolwiek można bardziej niekonkretnie powiedzieć o kilku chwilach, tak tu brzmi to dziwacznie.

 

– Oto jesteś – powiedział oficjalnie, z szelmowskim uśmiechem na brodatej twarzy.

Oficjalnie? Nie dość, że to nie najlepszy wybór przysłówka w tym kontekście, to jeszcze na dodatek kłóci się z szelmowskim uśmiechem.

 

Kiedy zobaczyłem obraz swojej istoty… – lLekarz spojrzał na metalową płytkę, którą przyniósł z laboratorium.

Wprawdzie[-,] póki co mamy zaledwie cztery próbki,

Albo czy obraz dziecka będzie mieszaniną obrazów jego rodziców?

Gregor Mendel niestety ma dopiero dwa latka ;) I to skądinąd jest fajny, niewykorzystany pomysł.

 

Zresztą[-,] Charlotte urwałaby mi głowę,

niczym porzucona[-,] szmaciana lalka.

Dookreślasz, nie wyliczasz cechy lalki.

 

wyglądały jak pozbawione życia szklane paciorki

To sformułowanie sugeruje, że paciorki kiedyś były żywe.

 

Józef już otworzył usta, by coś jej odpowiedzieć, lecz w tym momencie otworzyły się drzwi

Uuuuch.

 

Przez brodate oblicze mężczyzny przemknęła cała gama emocji. Początkowo malowało się na nim głębokie zadowolenie, które zastąpione zostało przez zaskoczenie, gdy spostrzegł scenę przy kołysce.

Dość topornie ten opis emocji wyszedł. Kliniczne tell zamiast show.

 

Weimann chciał zaprotestować, lecz zrezygnował, gdy zobaczył nieustępliwe spojrzenie przyjaciela. I chociaż przerastał go o dobre półtorej głowy, a ważył przynajmniej dwa razy więcej niż lekarz, nie miał ochoty spierać się z Brodowiczem.

Head-hopping. Plus nie wiem, dlaczego postura wpływa na chęć lub niechęć do sporu.

 

żywego przecież, ale pozbawionego życia

Czyli dzieciak Schroedingera?

 

Chłopak nie reaguje na bodźce

Forma “chłopak” jest warszawska, plus nie bardzo pasuje do tak małego dziecka.

 

Wygląda, jakby po prostu go tam nie było.

Hmm. Tam czyli gdzie? Troszkę tu na skróty poszedłeś i wyszło bardzo tak sobie.

 

I stało akurat wtedy, gdy wypalałeś widmo.

→ stało się. Zaimek się w tym miejscu konieczny, bo nic tam nie stało, tylko się wydarzyło.

 

PS. 

Mówiłem ci, że z Józefa dworak pierwszej klasy.

Zgadzam się ze Ślimakiem, przeczytawszy komentarze, że to słowo tu nie pasuje. Ja bym tu dała jakiegoś “galanta” albo coś w tym rodzaju. Dworak to jednak głównie pogardliwe określenie pochodzące od dworzanina.

http://altronapoleone.home.blog

Hej, początek sprawił, że myślałam, że to będzie urban fantasy, a jest scenka o kosmitach. Okej. Ale to nie wystarczy dla tagu science-fiction, bo to nie jest science, to raczej w portalowej typologii “inne” (to oznacza “inne typy fantastyki niż sf, fantasy horror”, więc zmień może tag, bo na razie jest mylący.

 

Nie wiem, czy planujesz jakiś cykl o przygodach Jerzego, nie miałabym nic przeciwko, zwłaszcza gdybyś miał fajne pomysły, bo urban fantasy zawsze na propsie.

 

Mam jednak sporo uwag do tego tekstu.

 

Na początek te pozytywne i prawie pozytywne: historyjka jest prościutka, ale całkiem sympatyczna, mimo że przewidywalna. Może trochę przegadana, bo to jest niewiele więcej niż scenka i ścięcie tego tekstu do długiego szorta (do 10k znaków) by tekstowi pomogło. Tu się nic nie dzieje, rzecz jest oparta na rozmowie i cała masa informacji, które przekazujesz, wyłącznie rozmywa pomysł. W zasadzie nawet nie potrzebujemy wiedzy, że Jerzy zajmuje się dziwnymi sprawami, bo ona tu do niczego nie służy. To mógłby być równie dobrze dowolny człowiek, a jeżeli chcesz w ten sposób wprowadzić bohatera cyklu, to fajniej byłoby ujawnić jego “profesję” na końcu, jako zaskoczenie dla czytelnika. Bo jakiś potencjał w tym drzemie. I gdybyśmy na koniec dowiedzieli się, dlaczego zainteresował się kosmitami, to byłby fajny twist, a tak w zasadzie nie ma napięcia, tylko w zasadzie infodumpowa rozmowa, momentami całkiem fajnie rozegrana, to na plus, ale zero napięcia. Rozmawiać z kierowcą też może o czymkolwiek, a wzmianka o tym innym historyku jest kompletnie do niczego niepotrzebna, to wręcz taka niewystrzelająca strzelba Czechowa. W zasadzie cała ekspozycja o bohaterze i jego wcześniejszych przygodach raczej psuje tekst niż coś mu daje.

Imho trochę nie gra też to, że piszesz długo o bohaterze anonimowo, a potem wtrącasz narratorem wszechwiedzącym “Jerzy, bo tak historyk miał na imię, uśmiechnął się pod nosem”. Potem też wkracza parę razy narrator wszechwiedzący: to nie jest problem, byle konsekwentnie, a jednak większość narracji masz tu z punktu widzenia Jerzego.

Trochę też wychodzi na to, że to kosmita maskotka spod lusterka działał, a chyba nie? Bo te czterdzieści metrów czy coś?

 

A teraz łapanka stylistyczno-gramatyczno i tak dalej. I uwaga techniczna na początek: nie rozdzielaj światłem (podwójnym enterem) akapitów. To służy wyłącznie oddzielaniu zamkniętych całostek narracyjno-fabularnych, np. z przeskokiem czasowym, zmianą perspektywy itp. Takie światła utrudniają lekturę.

 

Widzę, że pod poprzednim tekstem nikt Ci nie zarzucił tego poradnika: Portal dla żółtodziobów, tam znajdziesz m.in. linki do poradników np. zapisu dialogów, bo to u Ciebie kuleje.

Poza tym walcz z konstrukcjami z imiesłowem przysłówkowym współczesnym (tym na -ąc), bo nie dość, że ich nadużywasz, to na dodatek w większości przypadków używasz ich niepoprawnie (one służą tylko do opisywania czynności dziejących się naprawdę równocześnie, a nie jedna po drugiej).

 

– Proszę pana? – mMężczyzna zdał sobie sprawę,

Zajrzyj do poradnika zapisu dialogów.

 

Albo o tym, jak zatłukł deską chowańca. Małego, kudłatego stwora o pysku pół szczurzym i pół kozim, który przyciśnięty do ściany piszczał mieszaniną angielskiego i niemieckiego – i jakiegoś innego języka.

To jest jak dla mnie “błąd” w sensie, że przedstawiasz chowańca jako sympatyczną istotę, której czytelnikowi robi się żal i wiele osób, które lubią małe kudłate stwory, stanie po stronie chowańca. Jeśli coś jest groźne, lepiej opisywać to słowami, które nie wzbudzą sympatii i współczucia.

 

w gruncie rzeczy rzeczywistość

Ups.

 

Pasażer mruknął sceptycznie, nie spodziewając się tak nagłej zmiany tematu.

Po pierwsze nie bardzo wyobrażam sobie sceptyczny pomruk, po drugie w drugiej części zdania niedobry imiesłów.

 

W przednim lusterku odbijały się oczy sugerujące poczytalność ich właściciela.

??

 

– Obcy[-.] – powtórzył spokojnie.

 

Po oddzieleniu od plew[-,] ziarna mogły być całkiem użyteczne…

 

I kalkulatorem.

Zdjęcia kalkulatorem? Byłam w Indiach i jednak czegoś takiego nie widziałam ;)

 

pomyślał sceptycznie Jerzy[+,] bezwiednie przybierając skwaszoną minę.

To akurat jeden z nielicznych przypadków, gdzie imiesłów jest uprawniony

 

Zaryzykował konfrontację.

Konfrontacja to w tym przypadku nie za mocne słowo?

 

była taka sama, ale… – kKierowca zawiesił na chwilę głos szukając odpowiedniego słowa, a Jerzy uniósł lekko brwi. – …ale była dłuższa. – wWestchnął w końcu, zdając sobie chyba sprawę z absurdalności tego, co powiedział.

Tu w poprawnym zapisie dialogów możesz albo dać tak, jak napisałam, albo zostawić małą literę i wywalić kropkę w pierwszym didaskalium. Imiesłów oczywiście niepoprawny, bo najpierw zdał sobie sprawę, a potem westchnął w wyniku tego zdania sobie sprawy.

 

niektóre rzeczy nadal się zmieniały – wie pan, w ten specjalny sposób.

Z kolei w dialogach nie należy używać półpauzy w celu innym niż wyróżnienie didaskalium, bo wprowadza chaos. Możesz użyć dwukropka, trzykropka itp.

 

W samochodzie zapadła cisza. Obaj pogrążyli się we własnych myślach.

Drugie zdanie trochę za bardzo wszechwiedzące.

 

W takich warunkach proste rozwiązania dające komplementarną odpowiedź na niezrozumiałe kwestie stają się bardzo atrakcyjne.

SJP PWN: komplementarny «wzajemnie się uzupełniający»

Miałeś chyba co innego na myśli.

 

Gość jest przecież dobrym kierowcą, zna miasto i swoją robotę, a jednak opowiada takie niedorzeczności.

Dobry kierowca nie musi racjonalnie myśleć, może nawet być szurem i antywackiem. Gdyby rozmowa była z profesorem fizyki, inżynierem, dowolnym innym naukowcem czy ogólnie człowiekiem, którego profesja wiąże się z racjonalnym myśleniem, takie rozumowanie miałoby sens. Tu: mocno naciągane.

 

Dobra, jeszcze jedno podejście[-.] – pomyślał Polak, mobilizując się wewnętrznie.

Dlaczego nagle nazywasz go Polakiem? Wiemy, że nim jest, a dla tej myśli nie ma to znaczenia ;)

 

– Nie. – przerwał mu kierowca[+.] – Łapią je gołymi rękami.

 

– To mógł Ppan podejść.

Wszelkie zaimki i formy grzecznościowe piszemy dużą literą wyłącznie w zwrocie bezpośrednim w korespondencji.

 

Archiwum, wyglądające smutno i nieciekawie o tej porze, rozświetlało jednak okolicę systemem lamp.

Dlaczego “jednak”, nie bardzo tu pasuje, bo nie zaprzecza temu, co mówisz wcześniej. Plus ten system lamp?

 

Za to kierowca żegnając się nie krył zadowolenia.

Raczej “przy pożegnaniu”.

 

Historyk podszedł do drzwi archiwum wygrzebując z kieszeni kartę do otwarcia drzwi.

Wyjątkowo fatalnie użyty imiesłów, bo poza wszystkim forma dokonana nie bardzo je tworzy. I wygrzebał całkowicie wystarczy. Grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu klucza, okej. Ale nie tak.

 

odmachnął

W potocznym, mówionym języku ujdzie, w pisanym nie bardzo

 

suma sumarum

→ summa summarum

Wtręty obcojęzyczne powinno się pisać kursywą

 

Spojrzał odruchowo na rękę[+,] w której miał kartę i kopertę z wypowiedzeniem.

Lepiej: trzymał.

 

Zamarł w bezruchu, przechodząc błyskawicznie w tryb stuprocentowej koncentracji. Rozejrzał się na boki równocześnie sięgając ręką do pasa bezskutecznie próbując odnaleźć pistolet, który zabierał ze sobą na niektóre zlecenia.

 

Nie pomiąłem jej[-.] – pomyślał lakonicznie. – A jednak jest pomięta.

Lakonicznie to jest naprawdę krótko. Bierze się to od anegdoty o Filipie Macedońskim i Spartanach, którzy odpowiedzieli “jeśli”. Poza tym myśleć lakonicznie?

 

– Nie bełkot[-.] – powiedział do siebie na głos. – Zielony kosmita z tabliczką pod lusterkiem. – Jego oczy rozszerzyły się, nerwy napięły. – On na początku nie był zielony, tylko szary.

Z logiki zdania wygląda na to, że to oczy kosmity się rozszerzyły.

 

rozdarł brzeg papieru

rozdarał kopertę, keep it simple

 

Przeczytał nagłówek[+,] nie dziwiąc się, że jest w nim literówka, której wcześniej nie było. Przesunął oczami w dół…

i nie zdziwił się. Przebiegł oczami raczej

 

Treść listu nie miała literówki. Cała była jedną wielką literówką, jednym bezsensownym ciągiem liter, bez żadnego składu, bez interpunkcji i ze spacjami w losowych miejscach. Długość listu była mniej więcej taka sama jak wcześniej, zupełnie jakby ktoś zebrał wszystkie tworzące go litery

Tu część powtórzeń może zostać, ale część bym jednak zlikwidowała.

 

pasek tuszu po lewej stronie spowodowany wadliwym działaniem domowej drukarki nadal zajmował dumnie swoje miejsce.

Zajmował miejsce? keep it simple

 

Doszedł do końca listu

Znów pomieszane podmioty: pasek tuszu?

 

Co powiesz na działanie hinduskich[-,] rybożernych kosmitów, szefunciu?

Dookreślenie, nie wymienianie cech.

 

– Zastanowię się nad tym wypowiedzeniem[-.] – mruknął do siebie, chowając list i wsuwając ręce do kieszeni. Lekki wiatr muskał delikatnie jego rozgrzane policzki. Po drugiej stronie ulicy kobieta w wieczorowej sukni i butach na wysokim obcasie spieszyła się gdzieś niosąc parasol nad pochyloną głową. Dwa samochody przejechały obok znikając za najbliższym skrzyżowaniem. – Tak. – pomyślał. – Chyba jednak mam tu jeszcze co nieco do zrobienia.

Od “lekki wiatr” powinien być osobny akapit, za długie i za bardzo niezwiązane z bohaterem na disaskalium.

 

Westchnął, zamknął oczy i skierował twarz ku niebu, wystawiając ją na orzeźwiającą mżawkę. Stał tak przez chwilę przed archiwum z rękami w kieszeni, układając swoje myśli. Drobny deszcz falował delikatnie w światłach ulicznych latarni.

Falował?

 

Gdzieś wysoko latające spodki skonsternowane przeskakiwały niczym kijanki to w jedną, to w drugą stronę. W ciemnościach, przez grubą warstwę chmur nie mogły wypatrzeć żadnego jeziora, by uzupełnić zapas ryb.

Tu przeskakujesz punktem widzenia do kosmitów i to jest to jedynem miejsce, gdzie światło jest uprawnione ;)

http://altronapoleone.home.blog

Przyznaj się, że Ci duch Haska rękę prowadził. ;-)

Przyznałam się do ducha Szwejka ;)

 

Trochę mi brakowało obiecywanego w tytule Reja.

Tytuł jest trochę przypadkowy, nie miałam czasu nad nim pomyśleć, więc wpisałam trochę cokolwiek, a potem nie chciałam zmieniać. Miał jakoś nawiązywać do Szwejka. Ale miał być nieco inny.

 

Mnie akurat to bardzo odpowiadało.

Bardzo mnie to cieszy blush

http://altronapoleone.home.blog

Dzięki, Greasy, zarówno za miłe słowa, jak i za poprawki – już wprowadzone. Wprawdzie bramboraków mi się w Pradze nie udało zjeść, ale duch Szwejka łaził ze mną po mieście i w końcu podpowiedział (w ostatniej chwili) pomysł na opko :)

Najbardziej oczywiście cieszy te kilka <3 !!!

 

Jestem noga z tego okresu, ale to piechur da radę tak przywalić konnemu, siedzącemu w miarę stabilnie, żeby go zrzucić?

Jeśli jeździec się wychyla, żeby kogoś ciąć szablą, to nie siedzi bardzo stabilnie, a na dodatek jeśli szarżuje, to tym bardziej. To troszkę jak kopia w ręku rycerza. Niemniej ponieważ w sumie tu wystarczy, żeby cięcie nie wyszło, facet mógł się zachwiać w siodle i utrzymać, ale celu chybić. Ergo zmieniłam na “rzu­cił w dia­bły stem­pel i przy­bit­kę, i za­mie­rzył się kolbą ka­ra­bi­nu na jeźdź­ca tak mocno, że tamten ledwie utrzymał się w siodle, a szabla poleciała daleko”.

 

 

Hrabiax – witam w skromnych progach :)

Jak ten Josef sam na to wpadł?! Widać nie taki głupiutki jakby się zdawało.

No, ojciec mu mówi, że może w świecie zmądrzeje, więc zmądrzał ;) A swój rozum pewnie zawsze miał.

 

 

Roger – jak na radykalny wyścig z czasem to i tak nie najgorzej wyszło, sądząc z opinii ;)

 

 

Jurora nr 1 powitać, ale mam nadzieję, że tą gilotyną nie chcesz uraczyć ani autorki, ani bohaterów frown

http://altronapoleone.home.blog

Uff. Trochę odetchnęłam ;)

 

Niemniej powiem tak: nie jestem pewna, gdzie, więc nie chcę na kogoś błędnie naskarżyć, brałam udział w rodzaju “bety”, wspólnego redagowania tekstu, w chmurze. Zrobił się koszmarny bałagan, bo ludzie pisali jednocześnie, komentarze śledziło się niełatwo, znalezienie tych najnowszych było horrorem, a samo wstawianie też do najłatwiejszych nie należało.

Oczywiście, obecna beta ma minusy, ale wszystko ma plusy i minusy.

Ergo byłabym za umożliwieniem zarówno bety “komentarzowej”, jak i chmurowej, co kto woli.

http://altronapoleone.home.blog

Usuwanie betalisty? Chyba coś przegapiłam w tym wątku.

 

Jakkolwiek od jakiegoś czasu nie korzystam, a betuję innych nader rzadko z powodu braku czasu, to taki pomysł uważam za zbrodnię na portalu. Owszem, miewam rozkminy w kwestii sensowności bet w konkursach i tak dalej, niemniej sama instytucja bety jest jednym z najważniejszych elementów portalu, dla chcących ćwiczyć warsztat wręcz niezbędnym.

http://altronapoleone.home.blog

"Mentalni tetrycy", Bravincjuszu, nie są żadnym krokiem w stronę poprawy tego, co napisałeś o osobach, które mają inną niż Ty wizję działania, celów i wyglądu portalu literackiego. Nadal brzmi to pogardliwie w stosunku do osób o odmiennym zdaniu niż Twoje.

http://altronapoleone.home.blog

Pytanie Marasa świadczy o tym, że może uwierać. A jeśli kogoś uwiera, to sytuację należy zmienić, żeby nie uwierało, to chyba proste?

 

moderatorzy nie są po to, żeby reprezentować jakieś teoretyczne grupy interesów

Ale skoro tak to może być odbierane, to czy nie najłatwiej dokooptować kogoś spoza discorda, a nie tylko z grona discordowców?

 

Żona Cezara powinna być poza podejrzeniami, po prostu.

 

A na Fantastów się powołałam dlatego, że tam bardzo wyraźnie widać, że klimaty discordowe, bardzo odmienne od portalowych, stały się dominujące. Także pewien typ humoru i tak dalej. Naprawdę, nie bawmy się w udawanie, że pewne podziały się nie zaczęły od powstania discorda. I nie udawajmy, że wytwarzanie się dużych grup połączonych wspólnymi doświadczeniami, długimi rozmowami, grepsami i tak dalej, nie stwarza podziałów. Same podziały nie są złe, są naturalne, natomiast mogą się przerodzić w coś niepożądanego i mam wrażenie, że coś takiego obserwujemy na portalu, a niedawna sytuacja stała się katalizatorem różnych gorzkich żali.

Może zadaniem modów powinno być dbanie o to, żeby nieuchronne podziały nie były antagonizujące? Bo same podziały są naturalne: choćby jedni lubią sf, inni fantasy, i dopóki nie są w loży, mogą ograniczać się do czytania na portalu ulubionego gatunku. Co może spowodować czyjeś pretensje, że Iksiński nie czyta jego opowiadań. Na tworzenie się grupek wpływa też to, że np. spotykamy się na piwie w miastach i poznajemy kogoś bliżej. Że mamy wspólne zainteresowania. Że jesteśmy też znajomymi na fejsbuku. I tak samo, dokładnie tak samo, tylko że na większą skalę, działa discord. Który na dodatek jest za zaproszeniami i akceptacją adminów, plus nieużywane konta wygasają, a nie każdemu chce się je odnawiać, jeśli typ komunikacji średnio pasuje, więc nieaktywni są w sposób mechaniczny marginalizowani. Nie da się wpaść raz na pół roku i powiedzieć “cześć” – co jest możliwe na portalu. No i w oczywisty sposób tworzą się towarzyskie grupki tych, którzy tam spędzają długie godziny, i tych, którzy tego nie robią.

Nie rozumiem natomiast oporu przed powołaniem do grona modów kolejnej osoby, która nie będzie czynnym, aktywnym discordowcem. Co by wam to szkodziło, skoro mogłoby choć trochę poprawić atmosferę?  Dlaczego ten, kogo uwiera, ma się zastanawiać, a nie wy?

http://altronapoleone.home.blog

@beryl

 

Twoje słynne już komentarze ograniczają się jedynie do udzielenia aprobaty lub jej braku i nie widzę żadnej różnicy między nimi, a łapką w górę, tylko dlatego, że jedno składa się z kilku literek, a drugie jest graficznym przedstawieniem uniesionego kciuka.

W sumie pierwszymi słowami przekreślasz resztę tej opinii, bo komentarze Anet tym różnią się od łapek, że są Anetowe, kultowe i słynne i przez to wyjątkowe oraz niosące w jednym słowie cały ogromny ładunek semantyczny ;)

 

Ja w dodaniu reakcji widzę tylko jedno większe zagrożenie: pisanie pod publiczkę. Ludzie są łasi na to, by dostawać lajki albo inne pożądane, pozytywnie odbierane reakcje.

Natomiast tu w zupełnie innych słowach ująłeś w zasadzie to, co mnie w tym też gryzie, choć oczywiście kwestia tego, żeby na portalu literackim ćwiczyć pisanie także poprzez pisanie komentarzy, i ogólnie wyrażanie się słowami, też leży mi na sercu.

 

@Arnubis

Określanie nas mianem “modów z discorda”, jakbyśmy byli kimś z zewnątrz i stali w jakiejś niewytłumaczalnej opozycji wobec użytkowników portalu, jest zwyczajnie uwłaczające.

“Fantaści 2022” pokazali jasno, że portal podzielił się na discord i nie-discord – opowiadania odwoływały się do discorda i tamtejszych układów bardziej niż do “portalu” sensu stricto. Użytkownicy spoza discorda w tych tekstach prawie nie istnieli, z chlubnym wyjątkiem legendy, jaką jest Reg. Dla nie-discordowców te teksty były w zasadzie niezrozumiałe. Owszem, teoretycznie każdy użytkownik może wejść na discord. Nie każdemu jednak tamtejsza atmosfera i tamtejszy natłok informacji pasuje, co parę osób tu napisało.

Czy to “dzieli” w sensie antagonizowania? Nie wiem. Pewnie trochę tak, choćby dlatego, że discord ma inne obyczaje i wytwarza inny rodzaj wspólnotowości. To kwestia mocno odbijająca się na układach towarzyskich i tak dalej i nie ma sensu udawać, że jest inaczej. No i nie-discord nie ma reprezentacji wśród modów. To może uwierać.

http://altronapoleone.home.blog

Jimie, póki emotki wstawiasz do tekstu, to okej (sama pisałam, że one są i można je w edytorze wklejać). Ale mam wrażenie (podparte choćby krótkim, ale jednak, doświadczeniem discordowym), że część propozycji idzie w kierunku takiego medio-społecznościowego pisania, gdzie emotki nie uzupełniają tekstu, lecz go zastępują.

Ech, IRC i asciiarty. Kiedyś były czasy XD

 

Golodh – tak, na sb pewnie szkody nie będzie. Aczkolwiek przyznam, że do takiego sb, jakie jest, się przyzwyczaiłam i jak dla mnie ma ono swoje plusy dodatnie, oprócz ujemnych ;) Jeśli czegoś mi brakuje, to raczej zachowywania starszych postów w archiwum

http://altronapoleone.home.blog

Droga Gravel, czy ja gdzieś napisałam, że nie chcę młodych? Napisałam jedynie, że chciałabym przyciągać ludzi z doświaczeniem, a tych z kolei odstraszysz tiktokowo-twitterowymi obyczajami, innymi sposobami komunikacji. To jest portal literacki, dla ludzi słowa. I, zauważ, napisałam, że może się trafić bardzo młody geniusz, niemniej statystyka nie jest po stronie piętnastolatków (choć sama pierwszą nagrodę literacką, w konkursie głównonurtowym, miałam w wieku lat ok. 20). I dlatego nie uważam, żeby należało ustawiać portal pod nich. Oni mają wystarczająco dużo platform do zaspokajania potrzeby stukania w klawiaturę, tu niech przychodzą ci, którzy naprawdę chcą na poważnie pisać i się uczyć – i przecież przychodzą. Jakoś wystarczająco dużo młodych daje sobie radę na portalu takim, jakim on jest, potrafi się przystosować do jego staroświeckości. Ci, którzy dają radę i zostają, mimo staroświeckości, są to zazwyczaj osoby piszące dobrze – mogę nie przepadać za twórczością kogoś konkretnego, może to nie być moja bajka, ale potrafię stwierdzić, że warsztatowo taka osoba jest sprawna i pisze okej. Albo że rokuje, że się nauczy. I takich osób portal nie odstrasza. Wiele osób sporo się tu nauczyło, ja zresztą też, dzięki temu, jaki portal jest.

Natomiast uważam,  że najcenniejsze na portalu jest właśnie to, że jest tu inaczej. Inaczej niż na wattpadzie, inaczej niż na fejsie, insta, twitterze czy tiktoku.

 

A jest inaczej dlatego, że jest staroświecko. Ci, którym to na co dzień nie odpowiada, poszli sobie na discord, a Fantaści 2022 pokazali jasno, że dla mnóstwa użytkowników tam jest prawdziwe portalowe życie. Pytanie, czy ono wróci na portal, jeśli tu się uruchomi podobny komunikator? Jestem skłonna  twierdzić, że nie, bo dla użytkowników discorda jego zaletą jest większa swoboda wypowiedzi. Mnie na samym początku discord przytłoczył zbyt szybkim przepływem informacji – nie mam czasu na siedzenie na okrągło na pogaduszkach. Ale one są, macie je, wy, którzy ich potrzebujecie. Jak napisała Monique – nie wszystkim to pasuje.

 

A co do komunikacji niewerbalnej: emotki są w edytorze portalowym – niewiele, ale są. Wstawiać gify się da w komentarzach, sama dużo wstawiam. Natomiast jeśli zmienimy portal w miejsce, gdzie cała komunikacja może się tak odbywać, to właśnie ten edukacyjny wymiar, o którym piszesz, pójdzie się bujać. Ludzie przestaną pisać komentarze czy odpowiedzi na komentarze, będą lajkować. I to się zrobi zupełnie inne miejsce.

A poza tym, jak już napisał Maras, to nie jest wojna z emotkami i łapkami w ogóle, bo to nasze pokolenie je wymyśliło. To jest sprzeciw wobec przewadze takich form komunikacji, które sprzyjają lenistwu, także intelektualnemu, na portalu literackim. Jednym z nielicznych w sieci, gdzie są inne zwyczaje i obyczaje niż wszędzie. Często łapię się na fejsie na tym, że daję te polubienia odruchowo: ktoś znajomy coś napisał, ledwie na to zerknę, i klepię lajka. Nawet nie za bardzo przeczytawszy, co tam napisał: ot, ładny obrazek. Próbuję z tym u siebie walczyć, bo równolegle zadaję sobie pytanie, ile polubień przez znajomych jest równie powierzchowne? Jeśli ktoś skomentuje, to wiem, że przeczytał. Dlatego staram się na fejsie komentować, nie tylko lajkować. A na portalu kocham właśnie to, że się pisze, a nie heheszkuje za pomocą ikonek.

 

A tak na marginesie, czy któryś z modów na portalu nie jest z tego nieoficjalnego discorda?

Wszyscy.

http://altronapoleone.home.blog

Wydaje mi się, że szczególnie młodszym użytkownikom może brakować takiego standardu – a to chyba ich najbardziej “opłaca się” przyciągać na portal, jeśli chcemy go trochę ożywić.

A ja bym osobiście chciała, żeby przychodziło więcej ludzi dojrzałych, mających naprawdę pomysł na swoją twórczość, mających doświadczenie, piszących świadomie i nawet jeśli niedoskonale, to wiedzących, że pewnych rzeczy można się nauczyć. Jasne, nie ma reguł, może być młody geniusz, ale jednak średnio osoby bardzo młode piszą marnie, a mają bardzo wysokie mniemanie o swojej twórczości. Więc wcale nie jestem pewna, czy chcę “ożywiania” portalu poprzez schlebianie gustom i przyzwyczajeniom najmłodszego pokolenia (z tych już zdolnych do pisania).

Dla mnie akurat siła portalu tkwi w jego pewnej staroświeckości, tradycyjności, która ogranicza siłą rzeczy staczanie się w media społecznościowe, bo wymusza inne sposoby komunikacji. To ma być portal literacki, nie plotkarski, dla ludzi słowa, dla ludzi słowo ceniących. Nie zróbmy z niego Tik-Toka.

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję wam za opinie! Skrót myślowy wyedytuję (na portalu wolno, można i należy edytować teksty!). Poprawki dotychczas były własne, nie wg komentarzy, bo nie zdążyłam ich po prostu nanieść przed wklejeniem…

 

A tu maleńkie offtopowe wyjaśnienie:

 

kim są Dyżurni, którzy wyświetlają mi się pod tekstem

To jest niedziałająca belka i dyżurni sprzed ponad dekady… Obecny grafik dyżurnych jest dostępny w wątku o dyżurach oraz chyba go linkowałam w poradniku, ale w tej chwili muszę biec do archiwum i nie poszukam ;)

http://altronapoleone.home.blog

Hej, MPJ – dzięki :) Ale oryginalnie klimaty miały być osiemnastowieczne, potem wycięłam realia, bo nie miałam czasu ich dopracowywać (np. poszukać, jak powinna wyglądać, na dodatek w przekładzie na polski nomenklatura stopni wojskowych w czasach Marii Teresy…), i wtedy się zbliżyło do 1866 ;) A już całkiem oryginalnie to w ogóle miał być oczywiście rok 1805 albo 1809, ale potem uznałam, że jeden język “naszych” i “nieprzyjaciół” daje większe możliwości fabularne…

http://altronapoleone.home.blog

No to ja troszkę pomarudzę.

 

Piszesz w przedmowie, że to “draft” czyli szkic. Ale to nie jest szkic opowiadania, tylko sam jego początek. Nie nazywałabym tego “rozdziałem”, bo opowiadań raczej nie dzielimy na rozdziały, co najwyżej takie pseudo-rozdzialiki wyróżniane gwiazdkami albo po prostu światłem, czasem ponumerowane, ale jednak nie są to pełnowymiarowe rozdziały. Czyli spójrzmy prawdzie w oczy: to jest początek czegoś, co może rozwinąć się w opowiadanie.

Piszesz enigmatycznie, że to opowiadanie “które jakiś czas temu pisałem”. Pisałem to czynność niedokonana, czyli nie dokończyłeś? Może warto byłoby skończyć i wkleić całość? Bo zupełnie szczerze, po takim kawałku nie da się wiele powiedzieć, ocenić.

 

Co do samego fragmenciku to tak: fabularnie nic się tu nie dzieje, dostajemy jedynie ekspozycję i to jak na opowiadanie dość długą, momentami wpadającą w infodumpowość. Bo czego dotyczą kolejne kawałki? Najpierw pokazujesz krajobraz i okolicę. Okej, można tak zaczynać, choć lepiej sprawdza się to w formach dłuższych, jak powieść. W opowiadaniu takie informacje lepiej wpleść w tekst, bo inaczej ekspozycją przytłoczysz całość.

Zadaj sobie pytanie, czy wszystkie informacje, jakie umieściłeś na siedmiu tysiącach znaków (co jest długością solidnego szorta), są czytelnikowi opowiadania naprawdę potrzebne? Np. ta o lokalnym potentacie? Jeśli ten człowiek nie pojawi się następnie w fabule albo też fakt, że okolica posiada własnego potentata, nie okaże się ważny, to informacja ta jest nadmiarowa. Ogólnie powiedziałabym tak: w opowiadaniu pierwszy akapit jest zbędny, a drugi przegadany. (W powieści by się obroniły ze względu na proporcje oraz większy nacisk na szczegółowość opisu). Drugi akapit warto by podzielić na co najmniej dwa.

Akapit trzeci w ogóle wymaga bezwzględnie pocięcia, bo to kilka całostek narracyjnych. Na pewno nowym akapitem powinien być kawałek od “Henry wstał wcześniej”, a potem dialogi też zapisane poprawnie, czyli kwestie dialogowe w odrębnych akapitach, a nie w ciągłym tekście.

W akapicie czwartym (też do podziału!) zaczyna się akcja, poznajemy zapewne głównego bohatera, dowiadujemy się, że chodzi o coś z jakąś zadawnioną sprawą indiańską… i urywasz. Nie mamy pojęcia, czy masz na to fajny pomysł, czy coś z tego ciekawego będzie i tak dalej.

Dlatego Jim ma rację: napisz coś całego. To albo coś innego.

 

Teraz w kwestiach technicznych.

Pierwsza sprawa: akapitów nie rodzielamy światłem (podwójnym enterem). To służy do oddzielania większych cząstek narracyjno-fabularnych, zwłaszcza jak robimy przeskok w czasie lub przestrzeni albo zmieniamy perspektywę narracji. W tym tekście taki podział mógłby się pojawić dopiero przed ostatnim kawałkiem, tym o Syke’u, bo tam zmienia się perspektywa, natomiast nie rozdzielałabym początku od perspektywy, bo Henry należy do tego świata, który opisujesz na początku.

 Druga sprawa, czyli styl itd. Jak dla mnie przesadzasz z udziwnianiem języka, jego metaforyzowaniem. Prostota bywa złotem, ozdobność zaś łatwo przechodzi w “purpurę” (wyguglaj purple prose, jeśli nie znasz tego terminu) i u Ciebie to się zdarza.

 

Weź takie zdanie: “Zima wypełzła z gór zaraz po Halloween, oblepiając całe hrabstwo białą skorupą”. Masz tu sporo grzybków w barszczu: nietypowy dla pisania o porze roku czasownik (wypełzła), dość dziwaczne i już metaforyczne oblepienie (rozumiem, że chodzi o pokrycie śniegiem), a na dodatek zamiast śniegu pojawia się “biała skorupa”. Na dodatek to ostatnie podpowiada zmrożony śnieg (np. firn), wielki mróz i ogólnie bardzo trudne warunki, a ewidentnie aż tak nie jest.

Następne zdanie: “Równina, spowita grubym białym dywanem rozdartym jedynie przez ciemny nurt Missouri” przynosi kolejne metaforyczne porównanie dla śniegu, a już naprawdę wiemy, że tam spadł i leży śnieg ;) Plus – rozdarty? Nie za bardzo dramatycznie?

 

Potem jest tych ocierających się o purpurę kawałków mniej, więc uważaj głównie z opisami. Czasem mniej znaczy więcej, a zasada “keep it simple” zazwyczaj się sprawdza.

 

Wracając do infodumpów: taki jest również kawałek, w którym opisujesz zawartość teczek Syke’a. Czy ta wiedza jest czytelnikowi potrzebna już teraz? Syke wie, co tam jest, i raczej nie wylicza tego w myślach, jest to więc klasyczna narrative device: każesz bohaterowi “myśleć” o czymś, co chcesz przedstawić czytelnikowi. Tyle że wracam do postawionego wcześniej pytania: czy czytelnik musi to już teraz wiedzieć? Nie lepiej rozłożyć te informacje na całość tekstu, pokazywać je stopniowo, wtedy, kiedy staną się istotne dla akcji? Poza wszystkim wrzucone w tak relacyjny sposób na samym początku zostaną raczej zapomniane, a kiedy będą “potrzebne”, czytelnik nie będzie o nich pamiętał.

 

Z drobiazgów, które łatwo poprawić i łatwo też się ich warsztatowo nauczyć. Bardzo kuleje interpunkcja. Pojawiający się gdzieś tam zaimek “swój” jest do wyrzucenia (w polszczyźnie 95% zaimków dzierżawczych jest niepotrzebna, bo dzięki deklinacji kontekst zazwyczaj wskazuje na to, o czyim czymś mowa, a już “swój” to wyjątkowo śmieciowe słowo). Masz w paru miejscach pomieszane podmioty.

Sporo błędnie użytych konstrukcji z imiesłowem przysłówkowym współczesnym (tym na -ąc). Np. “Przetarł twarz i przeciągle ziewnął, przeciągając chwilę, kiedy będzie musiał się podnieść” – tu w ogóle sporo się pomieszało, bo chodzi nie o przeciąganie, ale odwlekanie chwili. Plus imiesłów tu tak sobie, bo on oznacza czynności naprawdę równoczesne. To bardzo powszechny błąd, ale do wyćwiczenia.

 

Patrick co prawda zaczął coś wspominać o wyjeździe do Europy na kilka miesięcy, ale zimę spędzi jeszcze na pewno tutaj w Falls. Stał tak w półmroku patrząc przez chwilę w podłogę

Tu masz przykład pomieszanych podmiotów, bo drugie zdanie (od “stał”) logicznie odnosi się do Patricka, a nie Henry’ego. Podmioty domyślne są zdradzieckie! Plus znów: zamiast “patrząc” lepsze byłoby “wpatrzony”.

 

Zdarzają się też niefortunne stylistycznie sformułowania:

 

Obok wielkiej draceny wetkniętej w glinianą donicę

Dracena chyba jednak po prostu rośnie w tej donicy, a nie jest w nią “wetknięta” (to sugeruje ściętą roślinę, niezakorzenioną itd.), a ogólnie to znów nadmiarowe informacje. Wystarczy “obok wielkiej draceny”, bo zasadniczo nasza “wiedza” podpowiada nam, że taka roślina jest w donicy. Potrzebujesz do czegoś informacji, że donica jest gliniana? 

 

Są też błędy zapisu.

Ambush zwróciła już uwagę na liczebniki – niestety polska norma wymaga ich zapisu słownego w literaturze, w tym tekście liczbowo może zostać tylko M67 i od biedy “zajazd nr 67”, jeśli uznamy to za nazwę własną. Ale np. “międzymiastowa 87ka” to potworek i musi być “osiemdziesiątka siódemka”; “21 letniego” → dwudziestojednoletniego; “była 3:20” → była trzecia dwadzieścia; “102 mile” → sto dwie mile i tak dalej, nie wypisałam wszystkiego.

Takoż zmiana zapisu konieczna tu: “radio zagrało pierwsze akordy Wild Child – Lou Reed’a” → “radio zagrało pierwsze akordy Wild Child Lou Reeda”. Apostrof dajemy tylko wtedy, kiedy nie wymawiane są ostatnie litery nazwiska, natomiast tytuły dajemy albo kursywą albo w cudzysłowie (obojętne, byle konsekwentnie).

 

To chyba większość problemów. Tragedii nie ma, mimo że wypisałam tego sporo, bo większość to są wbrew pozorom drobiazgi, które łatwo opanować. Natomiast nie sposób powiedzieć niczego o fabule czy bohaterach, bo tego nam tu nie pokazałeś ani trochę.

Ergo powtarzam za Jimem raz jeszcze: napisz coś fabularnie zamkniętego, to ocenimy ;)

 

A tu masz poradnik zbierający większość spraw, o które pytają świeżynki: Portal dla żółtodziobów

 

Powodzenia! 

http://altronapoleone.home.blog

Nowa Fantastyka