Profil użytkownika


komentarze: 578, w dziale opowiadań: 443, opowiadania: 194

Ostatnie sto komentarzy

zalogowałem się po latach tylko po to, żeby patrzeć na pękające odbyty homofobów, a tu nawet tego za bardzo nie ma :P

 

well done, Fantastyko. tylko teraz muszę to w jakimś kiosku znaleźć.

To jest absolutnie na pewno najśmieszniejszy, najlepszy satyryczny tekst, jaki kiedykolwiek przeczytałem na tej stronie. Tylko czekam, kiedy objawią się pierwsi pacjenci buldupologów.

Ja chciałbym polecić swój tekst sprzed półtora roku – Interfejs – napisany na konkurs Obrazkowo 2016. Do Biblioteki brakuje mu aż dwóch klików, ale skoro od jakiegoś czasu wszyscy użytkownicy mogą współdecydować o tym, czy tekst do niej trafi, spróbuję wrzucić go zainteresowanym ponownie pod rozwagę. 

 

Interfejs jest pre-cyberpunkowym opowiadaniem o możliwościach, jakie daje połączenie komputer-mózg.

Pomysł ciekawy, podoba mi się jego wieloznaczność i element "podwójnej krytyki". Choć myśl nie jest szczególnie oryginalna, bo to przecież stary dobry konflikt między kulturą a naturą i konstatacja, że ślepy zachwyt nad tym drugim, jest tak samo niebezpieczny, jak foremki socjalizacji.

Najgorszy aspekt tekstu to wykonanie. Frazy w wielu miejscach bardzo nieprzyjemne dla ucha, jakieś ćwierć-rymy niby przypadkiem, niby nie. Męczące.

Ech, niestety nic a nic czasu ostatnio nie mam. Ani na pisanie, ani na czytanie (nawet książki leżą i się kurzą).

No proszę, i po pół roku udało mi się uzbierać aż 3 kliknięcia :)

 

gravel, Cieniu: dzięki :)

 

gravel: chyba za bardzo zajarałem się tą szybką sekwencją, na puentę nie starczyło mi energii w tym ćwiczeniu.

cobold: dzięki :) To było dla mnie ważne ćwiczenie. I cieszę się, że paru osobom przypadło do gustu.

Biorąc pod uwagę, że nigdy nie opisywałem takiej szybkiej akcji, ważniejszy cel został osiągnięty :)

Finkla: no właśnie, chodziło mi o coś bardziej dynamicznego, z szybszą akcją, gęstszą i bardziej galopującą narracją. Ale faktycznie, druga część, gdzie miało nastąpić pewne zatrzymanie, chyba nie do końca mi wyszła.

Blackb​urn, Finkla: tak, to scenka, ćwiczenie. Na tym etapie mniej więcej jestem – ćwiczę różne pomysły, style narracji, sytuacje fabularne, konfrontuję z czytelnikami, sprawdzam, co działa, a co nie.

 

Dziękuję wszystkim komentatorom za przeczytanie i uwagi :)

To nie muszą być hormony, mogą być różne leki i narkotyki “szyte na miarę”, oddziałujące na bardzo różne sposoby, od wyostrzania zmysłów i skracania czasów reakcji, po wyciszanie sumienia i lęków po zleceniu.

PT: Czytam ostatnio Masłowską, to mi trochę przesiąka. Faulknera też zawsze uwielbiałem – on jest mistrzem zdań wielokrotnie złożonych, więc być może stąd również nieświadoma inspiracja. Zresztą ja w ogóle nie lubię, jak tekst jest przezroczysty, nie lubię stylu Pilipiuka na przykład, który chyba sobie tę przezroczystość poczytuje za cnotę, więc ćwiczę się w długich i czasem trochę trudnych zdaniach.

 

belhaj: No dłuższa forma to właśnie na przykład Wojna polsko-ruska…, ale tam jest to oczywiście lepiej zrobione, bardziej przemyślane, może i bardziej uzasadnione, więc pewnie łatwiej zaakceptować.

 

bemik: Nie, to raczej było ćwiczenie z free writingu. Często to robię – biorę brulion, pióro, zaczynam od jakiegoś pojedynczego zdania albo prostego obrazka i lecę dalej, sprawdzam, co mi się urodzi. Czasem to potem przepisuję do komputera, poprawiam i gdzieś wrzucam. Albo pracuję nad tym dalej i rozwijam, jeśli czuję potencjał na dłuższy tekst.

 

FS: Jeśli już mam coś wyjaśniać, to nie chodziło mi o zabójstwo z broni palnej, ani o broń palną w ogóle, raczej o możliwość zaistnienia (już wkrótce właściwie) takich sytuacji, w których samo zabójstwo będzie dokonywane z założenia w warunkach niepełnej decyzyjności czy wręcz poczytalności sprawcy, bo w czasie takiej akcji jest on krótkotrwale naszpikowany jakimś chemicznym syfem albo posiada właśnie wszczepy pozwalające reagować na ruch de facto szybciej niż mózg przetwarza bodźce.

Pomysł mocno “drabblowy”, choć w tekście pisanym by pewnie nie zagrał, więc fajnie, że komiks. Graficznie najlepsze plansze są w środkowym rzędzie. Sama strzyga tak średnio mi się podobała, zbyt uproszczona chyba.

Blackburn: kusząca propozycja i ciekawe wyzwanie. Choć nie wiem, jak szybko znajdę na to czas, a im później, tym gorzej, bo wiele komentarzy będzie do tekstu przed zmianą. Jeśli uda mi się do tego usiąść dzisiaj lub jutro i wymyślę coś, co nie będzie brzmiało totalnie żenująco, wyedytuję.

O, no właśnie. Wydawać by się mogło, że ludzkość się lubi sama przez się, ale to jednak nie jest takie proste. Walter Tevis pięknie to robi w Przedrzeźniaczu, ale jemu to zajmuje całą książkę.

Blackburn: eeee, mi też się wydaje, że to jednak za krótkie. Że trochę nie ma czasu wczuć się w ten klimat, poczuć smutku za umierającą ludzkością.

Piotr Tomilicz: ależ ja bardzo cenię sugestie i poprawki. To dla mnie ważne, że je dostaję. Często też je uwzględniam. W tym tekście uwzględniłem np. uwagę Małego Słowika dotyczącą nieszczęsnego rymu “góry – chmury”, jak również usunąłem kursywę w homo sapiens, żeby nie było watpliwości, że deszczu pisane w ten sposób na końcu tekstu ma duże znaczenie. Często na uwagi odpowiadam po prostu tłumaczeniem, dlaczego dokonałem takiego akurat wyboru.

Natomiast jeśli jestem przekonany, że mam rację, próbuję jej bronić. Jeśli ktoś jest przekonany, że jej nie mam, przerzucamy piłeczkę. Z regulatorzy toczyliśmy boję o poprawność językową pod wieloma moimi i nie moimi tekstami. Wiele razy ostatecznie dawałem się jej przekonać, że nie mam racji i wprowadzałem zmianę. Tym razem nie ma to już w sumie znaczenia, bo dyskutowany fragment wyleciał z innych powodów.

Jednak o ile w kwestii poprawności językowej można rościć sobie prawo odwołania się do “instancji obiektywnych” (takich jak rada języka polskiego) i w pewnym sensie “wymagać” poprawek przy ewidentnych babolach, o tyle w przypadku wyborów stylistycznych czy narracyjnych możemy rozmawiać co najwyżej o opiniach, o tym, że komuś coś gra lub nie gra. I tutaj już jest kwestia siły przekonywania. W przypadku Twojego komentarza dotyczącego fragmentu o chowie wsobnym, wytłumaczyłem, czemu nie uważam go za przegięcie.

I jeszcze odpowiadając na Twój poprzedni komentarz: tak, to czego nie piszę też jest ważne. To sobie można zrekonstruować, a co ważniejsze – twórczo zrekonstruować – zinterpretować dowolnie. NIe lubię jednoznaczności i wielu czytelników tutaj miewało z tym problem, bo za bardzo skupiali się na tym, czego nie wiedzą. Moja odpowiedź jest taka, że jeśli czegoś nie ma, to nie jest takie ważne albo pozwalam Ci, żebyś sam to sobie dopowiedział, czy nawet wymyślił.

Skoro bohaterka myśli o możliwości repopulacji, o najwyraźniej ma powód, ma do tego narzędzia. Znów, powtarzam – gdyby była sprzeczność – gdyby zostałą wprowadzona jako niepiśmienna chłopka albo fryzjerka po zawodówce, uznałbym, że coś takiego “nie może mieć miejsca” i jest kompletnie niewiarygodne. Tutaj jest kilka wskazówek co do tego, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy coś wspólnego z naukami biologicznymi mają.

Acha, i te uwagi nie są pseudonaukowe. Sprawdzam źródła. W tym wypadku korzystałem np. z tego: https://en.wikipedia.org/wiki/Minimum_viable_population.

 

regulatorzy: jesteśmy tutaj w szarej strefie. Bo nie ma instancji, która by mówiła, że to jest błąd. To ciekawe, że pierwsze miejsca, które pojawiają się w google po wyszukaniu pleonazm głowa zadarta do góry (zawierające wszystkie szukane słowa) to komentarze do dwóch opowiadań na fantastyka.pl. Nie jestem jakimś hardcorowym zwolennikiem “ustępowania przed uzusami” (jak w tamtej dyskusji napisał AdamKB), ale z drugiej strony sądzę, że sztuczne betonowanie języka jest szkodliwe nie tylko dla samego języka, ale w ogóle dla kreatywności grupy, która się tym językiem posługuje. Więc tak, pamiętam ewidentne babole, których broniłem jak niepodległości, a potem jednak dałem się przekonać. Tutaj nie widzę takiej możliwości. Jeszcze jedna ważna rzecz – wiele oczywistych pleonazmów (jak np. te związane ze skrótowcami) nie jest w ogóle uznawanych za błąd, bo słowa, przez które wyrażenia stają się pleonazmami de facto ułatwiają zrozumienie (np. płyta CD). Ale to już naprawdę nieważne, skoro fragment wyleciał. Czystość językowa obroniona, możesz opuścić topór.

CountPrimagen: mi się skojarzyło z taką oleistością, fakturą satyny, ale więcej określeń już nie chciałem tam wciskać.

 

Piotr: Czepiasz się, jakbyś chciał, żebym napisał instrukcję obsługi samochodu, w której wszystko jest dopowiedziane. W tak krótkiej formie wystarczy, że nie ma sprzeczności. Oprócz kombinezonów jest jeszcze info, że ci ludzie znają przebieg infekcji, więc co nieco o biologii człowieka powinni wiedzieć. Ta rozkminka o genetyce ma zresztą też trochę na to naprowadzać – że ci ludzie znają takie tematy i mogą myśleć w ten sposób.

 

Co do głowy zadartej do góry. Nie mówię o liczbie wystąpień, ale o tym, że pojawia się w tekstach książek – niekoniecznie tylko na forach i blogach. Jest też zresztą w Korpusie: http://sjp.pwn.pl/korpus/szukaj/g%C5%82owa%20zadarta%20do%20g%C3%B3ry.html

Co do niemniej jednak – też nie masz racji: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/b-niemniej-b-jednak;6330.html.

 

A o co Ci chodzi w ostatnim akapicie, to już naprawdę nie wiem.

Ech, Dezerter to raczej nie są autorzy z zamierzchłych czasów. Wskazuję po prostu, że tego sformułowania jak najbardziej używa się w literaturze, więc nie można go tak po prostu uznać za niewłaściwy. Zresztą pod linkiem jest więcej przykładów z literatury współczesnej. Natomiast na chmury patrzą ludzie, którzy co nieco o biologii wiedzą, więc mogą mieć takie rozkminki, to nie są jacyś pierwsi lepsi.

 

O uczucie ostateczności i nadchodzącej zagłady w największym stopniu mi chodziło.

Głowy zadartej do góry bym bronił. Jest u Mickiewicza w Panu Tadeuszu, jest w Janko Muzykancie Sienkiewicza, w Pałacu Dezertera  i w pierwszym przekładzie Don Kichota na polski, pióra Franciszka Aleksandra Podoskiego. Tutaj zresztą więcej wyników. 

Ale i tak to wyrzuciłem, ze względu na rym i powtórzenie, które mi umknęły. 

 

Tekst pisałem dość szybko. Od kilku miesięcy męczę się z jednym opowiadaniem, mam tam zresztą pewien zastój i teraz potrzebowałem jakiejś krótkiej formy, którą będę w stanie szybko zamknąć, żeby mi pióro nie zaschło. Nie o dopowiadanie, kompletną historię i rozwinięcia tu chodzi.

 

śniąca: zagłada zaplanowana, ale nie przez ludzkość działającą świadomie i w porozumieniu. 

 

Mały Słowik: no niestety, Adam i Ewa, wedle współczesnej nauki nie daliby rady. Czytałem różne estymacje, ale do utrzymania zdrowej populacji potrzeba od 4 do 40 tys. przedstawicieli gatunku. “Chwile ostatnie” wzięły mi się z innego mojego tekstu, wydaje mi się, że taki szyk podkreśla ich “ostatniość”. i tak, “coś robi”, choć nie umiem wytłumaczyć mechanizmu. Łacińską nazwę gatunku zwyczajowo zapisuje się kursywą, ale zmieniłem to, żeby podkreślić wyjątkowość użycia w przypadku deszczu.

PRZEDRZEŹNIACZ Waltera Tevisa. Przepiękna książka. Niepozorna, ale niesamowita. Przenikliwa, wzruszająca. Jedna z lepszych SF, jakie czytałem w życiu. Zapamiętam na długo.

O, wybaczcie, trochę się zapomniałem. Bez utrudnienia:

 

Mój tata przystojny był jak szatan,

I łańcuch miał długi na trzy mile

I podpowiedź: druga część trylogii.

To nie Gaiman.

W cytacie do następnej zagadki zmieniłem jedno słowo, żeby nie dało się łatwo wygooglować:

 

Mój tata przystojny jest jak szatan

Rękopis znaleziony w butli Poe’go. Nie było łatwo, bo w tłumaczeniu Leśmiana, które mam, ten fragment brzmi zupełnie inaczej. Z drugiej strony, to chyba jedyna linia w całym tekście zaczynająca się myślinikiem, więc nie musiałem czytać całego ;)

O, wszystkie uroczości tego portalu w jednym miejscu ;) Przy okazji witam się/Cię po przerwie. 

 

Pamiętam pierwszego Alojza i jeszcze któregoś z następnych i to były arcykrotochwile. Miło też zobaczyć znajome pseudomacki. ALE. Tym razem doczytałem do końca tylko ze względu na długość tekstu i sentyment do Autora. Formie nie brakowało humoru, ale fabuła jakby nie mogła się zdecydować, czy chce, czy nie chce być fabułą prawdziwą. Przypomnę przy tym, że siłą tekstu założycielskiego serii była jego faktyczna niechęć do opowiadania podana w formie, od której nie dało się oderwać. Tutaj się dało.

Nie wyrobię się w marcu. Wiem, że deadline na urlopy jest dwudziestego, ale biorąc pod uwagę to, jak mi się rysuje najbliższa przyszłość, raczej w ogóle przestanę się wyrabiać, więc chciałbym złożyć rezygnację ze stanowiska.

Zgadłaś, zgadłaś :)

 

A po spisie mogłabyś skojarzyć. Specjalnie dałem cytat zawierający słowo taksówki, żeby było wiadomo, że chodzi o Opowieść taksówkarską.

Śniąca, to jeszcze przejrzyj spis treści w sieci i domyśl się, która. Ale załóżmy, że już zgadłaś :)

Nie mówiłem całej prawdy. Zdjęcie było źle skadrowane, nieostre – zrobiono je w pośpiechu, a aparat miał duże opóźnienie. Maska taksówki rozrywała kadr. Szyba była wybita, a jej pozostałości czerwone od krwi. Gdzieś, prawie u stóp fotografującego, musiał leżeć mój ojciec.

Zalth: dobry strzał z autorem (choć nie powiem, którym), ale tytułu nie trafiłeś.

 

Cytat numer dwa:

 

Pierwszy lipca 1998 roku wypadał w środę. Zgodnie zatem z logiką, chociaż wyjątkowo, Dzierżyński urządził pożegnalny koktajl we wtorek wieczorem.

Dobra, najpierw wrzucę inną podpowiedź, bo nie mam książki pod ręką.

 

Autor jest Francuzem, ma trudne nazwisko. I powtarzam: książka nie jest SF, jedynie zakończenie zostało napisane w tej konwencji. Googlajcie.

Jeśli w przypadku większej liczby osób chodzi o punkt pierwszy, mogę zaproponować dwa rozwiązania:

a. wrzucę kolejny fragment książki

b. zacznę podpowiadać w inny sposób.

 

Od razu powiem, że fragment jest niegooglowalny, a książka, mimo wątku SF nie jest zaliczana do gatunku.

Zastanawiam się, czy:

 

1. nikt nie może zgadnąć

2. nikt nie zgaduje

 

 

 

Istnieje wciąż kilka istot ludzkich wywodzących się ze starej rasy, zwłaszcza na obszarach, które długo pozostawały pod wpływem tradycyjnych doktryn religijnych. Procent ich reprodukcji zmniejsza się jednak z roku na rok i wymarcie gatunku wydaje się obecnie nieuniknione. Wbrew wszystkim pesymistycznym zapowiedziom wymieranie to następuje w spokoju, jeśli nie liczyć kilku odosobnionych aktów agresji, których liczba stale maleje.

 

“Wiatr” ze zbioru “Październikowa kraina” Bradbury’ego.

E, ja nie uważam, żeby to był słaby film. Wizualnie na pewno bardzo ciekawy.

Już, już.

 

Podpowiedź (choć już niepotrzebna): nie tylko Domhnall Gleeson. Pani obok to Alicia Vikander. Rozumiem, że trudniej ją rozpoznać w ubraniu i toczku. Grali razem w filmie Anna Karenina z 2012 roku.

 

A odpowiedź prawidłową dał Diriad – Ex Machina.

Uwaga. Pytanie jest o film. Ale to nie jest kadr z tego filmu.

 

Skłaniałbym się raczej ku poglądowi, że bez chemii (hormonów), trudno mówić o odczuwaniu czy też wyrażaniu emocji. Tzn. o ile np. strach jest indukowany przez bodźce przetwarzane neuronalnie (bodźce zmysłowe), o tyle uczucie strachu i zachowania wynikające ze strachu mocno zależą od chemii, którą nasz mózg czy generalnie układ nerwowy nas (pośrednio, przez gruczoły) faszeruje.

No właśnie nie jestem pewien. To znaczy wydaje mi się, że raczej chemia, ale nie wiem, czy to jest rozłączne ze stanami umysłu.

Dla mnie to jest temat do ciekawej dyskusji. 

 

Bo owszem, jeśli AI będzie miało postać uczących się algorytmów, to może nauczyć się w pewnym sensie imitować emocje. Ale trudno mi sobie wyobrazić, żeby AI kiedykolwiek posiadały układ hormonalny.

Miałem tylko zajrzeć na chwilę i szybko znaleźć pretekst do nieczytania dalej (bo długie i późno zacząłem), ale nie mogłem się oderwać.

Oczywiście, są błędy, jest za dużo pytań o ten bardzo ciekawy świat i elementy, które w nim tylko nazywasz, a których nie objaśniasz. Jest Twoja irytująca skłonność do komplikowania formy ponad miarę (i bez uzasadnienia).

Ale to Twój najciekawszy i najlepszy tekst, jaki czytałem do tej pory. 

No właśnie takie bemikowe niby. Ale w ogóle nie wywołało we mnie emocji. Trochę się wkurzyłem na końcu, że Ewa taka cyniczna, ale chyba bardziej na Autorkę niż na Ewę. 

 

W pewnym momencie rzuciło mi się w oczy nadmierne spiętrzenie “a potem”. 

Nijakie. Urywa się za szybko – koniec następuje tuż po właściwym zawiązaniu akcji. Historia bez większych zaskoczeń, bez jednego elementu, który pozwoliłby ją zapamiętać. 

Natomiast jeśli chodzi o formę, jest tutaj dużo niezbyt zręcznych sformułowań, gramatycznego niechlujstwa i błędów, żebym mógł ocenić ją pozytywnie, ale muszę przyznać, że nie jest najgorzej – widzę pewien potencjał.

Styl, widzę, u kolegi coraz lepszy. 

 

Jeśli chodzi o fabułę, czuję niedosyt. Mógłbyś nieco rozwinąć temat, czyli wydłużyć opowiadanie. Końcówka wydaje się bardziej wybiegiem niż pełnoprawnym zakończeniem.

 

Mnie temat AI i nowych interfejsów mocno interesuje i ostatnio mam jeden duży problem z literackimi przedstawieniami AI. Występuje też u Ciebie – skąd u sztucznych inteligencji emocje?

Szybko poszło. Miałem nadzieję, że dłużej Wam się zejdzie. Ale też wybrałem fragment bardzo charakterystyczny. Cytat to ostatnie słowa książki (wyjątkowo nie będące spoilerem).

Twoja kolej, Werweno.

 

…i wtedy poprosiłam go oczyma żeby poprosił znowu tak a wtedy on poprosił mnie czy ja tak powiem tak mój kwiecie górski i najpierw objęłam go ramionami tak i przyciągnęłam go w dół ku sobie tak że mógł uczuć moje piersi pachnące tak a serce biło mu jak szalone i tak powiedziałam tak chcę Tak.

Po komentarzu Reg spodziewałem się chłamu, bluźnierstw, grafomanii i/lub masakry. A przeczytałem całkiem znośny tekst. Chciałbym zresztą poznać opinię regulatorki – co Ci się tak bardzo nie podobało?

Zamysł jest ambitny, fabularnie to nawet trzyma się kupy. Nie do końca się zgodzę z ochą, że wątki są wymieszane chaotycznie – mi się te inspiracje ładnie skleiły w całość.

Gorzej jest jednak z wykonaniem. Tekst jest niby napisany dość płynnie, opowieść wciąga, ale w wielu miejscach frazy potykają się o niepotrzebne słowa, razi dziwny szyk zdania, co najmniej lekka zaimkoza. No i proporcje długości poszczególnych fragmentów wydają się nie do końca właściwe.

Miałem dylemat, ale ostatecznie zakończeniem wygrała: 

 

śniąca – Program GAJA

 

Miejsce drugie, szalona narkotyczna jazda:

 

podstuwak – Za siedmioma billboardami

 

To już nie punktowane, ale wyróżnienie dałbym Cieniowi ;)

Pozostałe teksty z finałowej piątki fabularnie mnie raczej rozczarowały.

Od początku zapowiadało się świetnie, w środku kilka dłużyzn i irytujących nielogiczności (największa: jeśli bohaterom było tak łatwo zyskać dostęp do danych na temat projektu, to czemu nikt inny o tym nie widział i nie przygotował się na najgorsze? Czemu nie monitorowano Duchów?).

 

Jednak z pewnością jest to jeden z dwóch najlepszych tekstów konkursowej piątki. Teraz muszę tylko zdecydować, które będzie pierwsze.

Początek przepyszny, potem lekka sinusoida – miejscami prawie już zaczynasz nudzić, a potem znów dużo się dzieje. Fajna stylizacja, fajne wykorzystanie obrazków. Wulgaryzmy w ogóle mi nie przeszkadzają, żarty mnie śmieszyły, mimo iż bywają “heheszkowate”. Na Przeszliśmy do Play zareagowałem autentycznym LOLem.

Zmęczył mnie tylko moralizatorski monolog Mareczka i trochę rozczarowało zakończenie.

Ale to przedostatni tekst z konkursu, który czytam i jestem prawie pewien, że trafi do pierwszej dwójki.

Pomysł mi się podobał. Językowo całkiem, całkiem. Czepnąłbym się tylko konstrukcji opowiadania. Masz tutaj właściwie podwójny reveal (nie wiem, jak to napisać po polsku), przez co tekst sprawia wrażenie, jakby nie chciał się skończyć. Jakbyś miała, Autorko, poczucie, że potrzebny Ci mocniejszy koniec niż koniec historii dwóch głównych bohaterów.

Pierwszy reveal to ten o naturze bohaterów (informacja, że Mario i Piter są duchami). Końcem tej histiorii wydaje się ostatnia scena w szpitalu. Drugi reveal to inspektor Majewski. Nie wiem, czy ta druga pointa (pointa nie pointa, nie wiem) jest potrzebna. Mogłaby nie być.

Naz, nie przesadzaj. Mamy jeszcze całe pięć godzin.

Właśnie czytam dwa ostatnie teksty.

Finkla, Mela: Dzięki :)

 

Nazgul: to było bardziej przedstawienie konceptu, ale wracając znowu do Wczepionego muszę przyznać, że czasami faktycznie mocne (choć niekoniecznie wybuchowe) zakończenia są ważniejsze niż futurologiczne pomysły.

Rozumiem, że czas na głosowanie jest do 24:00 13.02, a nie 00:00 13.02, czyli że całą sobotę możemy jeszcze głosować?

O, dawno tu nie byłem, a ostatnio zacząłem myśleć o temacie Biblioteki.

I nie dlatego, że któryś kolejny “mój przegenialny tekst” zatrzymał się na dwóch kliknięciach, a ze względu na teksty na pewno lepsze, które do Biblioteki nie trafiły (ostatnio najbardziej w pamięć zapadł mi Psychophagos 414 Bartosza Nyslera, autora IMHO mocno niedocenianego na tym portalu), czy to ze względu na ograniczony zasięg (bo tytuł lub autor nie zachęcili do kliknięcia – to widać po liczbie odwiedzin, dostępnej publicznie), czy ze względu na trudną formę (jak teksty Bartka właśnie).

Z pewnością umożliwienie klikania dyżurnym musiałoby się wiązać z jakąś ich weryfikacją, to pytanie do dalszej dyskusji. Posiadanie przynajmniej jednego tekstu w Bibliotece lub pozytywna opinia Loży mogłyby stanowić dodatkowe kryteria.

Natomiast, co do roli Biblioteki, nie uważam, że powinna być bardziej elitarna niż jest. Być może warto, żeby była mniej elitarna. O ile wyróżnienia (w postaci piórek czy miejsc w konkursach) nie powinny się pauperyzować, o tyle moim zdaniem, do Biblioteki mogłyby trafiać wszystkie teksty, osiągające pewien poziom – teksty napisane poprawnym językiem, mające sens, dające się czytać. Wtedy funkcją Biblioteki byłoby odsiewanie ziarna od plew, a funkcją dyżurnych nie tylko zapewnianie minimum krytyki wszystkim tekstom, ale również wstępna selekcja tekstów dla tych, którzy na przeglądanie Poczekalni nie mają czasu.

Jestem coraz bardziej przekonany, że jakość prac konkursowych ucierpiała z powodu krótkiego terminu. Wszystkie teksty, które do tej pory przeczytałem, wyglądają na niedopracowane.

 

Widzę, że nawiązanie do drugiego obrazka było dość luźne. Nawiązanie do pierwszego nieco bardziej oryginalne niż w przypadku tekstu Cienia i Reinee. 

 

Tekst nieszczególnie mi się podobał. Napisany jest płynnie, ale to takie wymaganie minimum. Konstrukcja fabuły dość prosta. Ludzie pod ścianą – desperacki krok – wstępny sukces – problemy –konfrontacja z Wielkim Złym. Bohaterowie przynajmniej nieco bardziej plastyczni i lepiej narysowani niż u konkurencji, natomiast ich motywacje, sposób myślenia raczej papierowy, do tego zideologizowany. 

Nie umiem nazwać tej cechy języka, którym się posługujesz, ale trąci mi to trochę YA i przesadną pewnością siebie – jednak jako amator, brak mi narzędzi opisu.

 

Mógłbym też czepnąć się warstwy ideologicznej  – chcącemu nie dzieje się krzywda to przecież ulubione usprawiedliwienie dla zwolenników nieograniczonego dostępu do broni i zabijania złodziei. Dalej mamy końcówkę i wszechobecny mem apoteozy śmierci za ojczyznę nawet, gdy nie ma praktycznego znaczenia. To do mnie nie trafia, ale też nie wpływa bardzo na moją ocenę.

No i jeszcze: mało oryginalne użycie obrazków.

Ciężkie to jest w odbiorze, chaotyczne, niejasne. Zbyt wiele wątków, powiązania między nimi wydają się zbyt luźne, a co najmniej za mało zrozumiałe. Warsztatowo średnie. Dużo powtórzeń, błędów. Zbyt wiele skrótów myślowych.

Przemyślenia sprawiają wrażenie nie do końca przemyślanych. Wydają się mieć pewną wartość, ale zarazem trącą bełkotem. Pytanie czy od początku były miałkie, czy są tylko źle zapisane, czy może autor poszedł na łatwiznę.

No i bohaterowie – wycięci z tektury.

Zgubileś nie tylko przecinki, ale i słowa. Z telefonu piszę, więc ciężko się wracać, ale na pewno gdzieś tam wyżej dziadek powinien się uśmiechnąć.

 

Fabuła dość prosta, choć to nie zarzut, bo zapisana, jak zwykle, dobrze. Język miejscami nienachalnie i nienadmiernie, a przyjemnie kwiecisty. Złapałem się na suspens, wzbudziłeś moją ciekawość, ale rozwiązanie mnie nie zachwyciło. Bohaterów chciałbym poznać lepiej, nie zacząłem im kibicować. Pojawił się też gdzieś w środku kawałek lekko nużący. 

Wykorzystanie obrazków nieszczególnie oryginalne. To pierwszy tekst z finałowej piątki, który czytam, więc jeszcze nie mam porównania. 

Argument, że tak się nie mówi, nie jest przekonujący. OK, rozumiem kolegę. Reguły ograniczają Twój geniusz i wolność artystyczną. 

 

Co do nadmierności języka – jak chcesz, ale kilka przymiotników przed każdym rzeczownikiem miejscami brzmi po prostu śmiesznie. A zdanie:

Ruszył żwawo pasem wyblakłej zieleni, upstrzonym bladożółta psią trawką, ku ogrodzeniu, po czym stanął na widok podniszczonego stołu do ping-ponga o betonowym blacie i metalowej siatce.

jest po prostu brzydkie. Zresztą nawet z tym wtrąceniem da się je napisać ładniej i bardziej zrozumiale w prosty sposób przestawiając szyk, choćby tak:

 

Ruszył żwawo ku ogrodzeniu pasem wyblakłej zieleni, upstrzonym bladożółta psią trawką, po czym stanął na widok podniszczonego stołu do ping-ponga o betonowym blacie i metalowej siatce.

 

Post-apo nawet widać – opustoszała szkoła, wtrącenia o morzu. Mógłbym nawet nie zarzucić temu opowiadaniu, że nic się nie dzieje. Problem w tym, że przemyślenia bohatera są banalne, nielogiczne, wręcz mało wiarygodne, płytkie. Nie ma ich zresztą zbyt wiele,  za bardzo skupiasz się na opisach tego miejsca.

Gdyby to jeszcze było dobrze napisane. Ale niestety. Nie chodzi o długość i złożoność zdań. Chodzi o to, jak te zdania są poskładane, o nadmierność języka. Piętrząc dookreślenia, podstawiasz sobie nogę. Wtrącenia psują rytm zdań, utrudniają zrozumienie, często zawierają błędy składniowe i gramatyczne. Szczególnie zapamietałem psią trawkę i trupa na gałęzi. Początek jest opisem tak szczegółowym, że ciężko przez niego przebrnąć. 

Przed prawie każdym podmiotem i dopełnieniem spróbujesz wcisnąć dodatkową przydawkę albo całe dookreślające zdanie podrzędne. Zalecam cięcie.

Czasem zdarza Ci się również niewłaściwy dobór słów.  Np. nie mówi się owionąć wzrokiem.

Oczywiście posługiwanie się regresją liniową do prognozowania trendu może być błędem. Pewnie zresztą jest. Siła nabywcza dolara spadła mniej więcej 3-krotnie przez ostatnie 35 lat. Być może tych miliarderów będzie bliżej 10 tys. Ale to nie jest aż tak bardzo ważne. Chciałoby się wręcz powiedzieć to jest nieważne. Generalnie próbowałem przy ograniczonych zasobach czasowych poświęcić temu tematowi choć krótką chwilę, żeby liczby z tekstu nie były kompletnie od czapy.

Co do kasy: pisząc, zrobiłem sobie liniową projekcję trendu wzrostu liczby miliarderów. Wyszło mi koło 5000 za 35 lat. Dane historyczne oczywiście uwzględniają inflację, bo opierają się na nominalnej wartości majątków. Blok Wschodni to państwo z mniej niż 10% światowej populacji. Rosja po spadku cen ropy i zapaści demograficznej raczej dużo bogatsza nie jest. Teraz ma 88 dolarowych miliarderów. Z Polską, Ukrainą, krajami bałtyckimi i Kazachstanem to jest 104. Myślę, że 400 milionów wystarczy, żeby trafić do TOP1000.

varg: mozliwe, że Ci się wydaje. Mi też się wydawało do soboty. A potem zacząłem od machnięcia 600 słów w dwie godziny. W ogóle coraz bardziej myślę, że warto tak pisać – dużo i szybko, a potem cyzelować albo wręcz przypisywać od nowa, ale pisać, bo tylko pisząc możesz wreszcie zobaczyć, jak Twój pomysł wygląda na papierze.

Naraz – niedopatrznie (konsekwentne, czyli się nie znam), poprawię, jak się dorwę do komputera.

 

Współżywi to mój autorski neologizm, nie zmienię.

Umiesz pisać, co było widać już w tych fragmentach “1000 dni wojny”, przez które przebrnąłem. Weź tylko wymyśl oryginalną fabułę, to chętnie przeczytam.

 

To tutaj nudnawe i o niczym. Ale mówię, umiesz składać zdania. Teraz sklej fabułę.

Widzę Cieniu, że masz mocne nerwy. Ja nie skończyłem ostatniego czytania swojego tekstu przed dodaniem, bo stwierdziłem, że mogę nie zdążyć (wiesz, zegarki czasem się późnią). Twój przeczytam wkrótce, to się wypowiem.

śniąca: coś mi się schrzaniło przy poprawianiu innego miejsca. Tam jest “Co z Ciebie za przyjaciel?!”. Już jest dobrze.

To taki twist, który mi się wymyślił podczas pisania – skoro sci-fi jest najczęściej opowiadaniem wymyślonej przyszłości ludziom w przeszłości, to dlaczego nie powiedzieć tego wprost.

Nowa Fantastyka