Profil użytkownika


komentarze: 86, w dziale opowiadań: 73, opowiadania: 19

Ostatnie sto komentarzy

Near-Death, Finkla, przepraszam za tak spóźnioną odpowiedź na Wasze komentarze. Bardzo dziękuję za ocenę i wskazówki i cieszę się, że pomysł się spodobał. Zdawałam sobie sprawę, że horroru tutaj raczej mało, zależało mi na napisaniu dobrego tekstu i cel osiągnęłam.

Zwarzone poprawione ;)

Alicello, dziękuję za komentarz i bardzo trafne uwagi.

Podobał mi się ten projekt, był świetnym impulsem, który pozwolił mi po długim czasie na nowo zabrać się za pisanie i pobudził mój apetyt na więcej :) Dziękuję.

kronos.maximus, dziękuję, o to mi chodziło :)

 

Finkla, oczywiście, twoje ostatnie interpretacje mogą również pasować. Ideą było przedstawienie tego, że w ciemności, w ukryciu, ale blisko nas, może czaić się coś groźnego, czego nie zauważamy. Co to jest, pozostaje kwestią wyobraźni. I o to mi chodziło. 

Ty w pierwszej interpretacji skupiłaś się na trampku i dziurze w płocie, a zignorowałaś wskazówkę, jaką jest pies i jego zachowanie, w porządku. Jeseś czytelnikiem, masz do tego prawo. Jak widać, inni odbierają ten tekst inaczej. I to mnie cieszy. I tyle :)

Podobało mi się. Dobrze się czytało. Niepokojące, bo tak prawdopodobne! 

Cała sytuacja z babcią dobrze zarysowana i bardzo sugestywna, dobre dialogi. Muszę przyznać, że przypominała mi scenę z dżemikiem w Seksmisji. Czyżby była twoją inspiracją? :)

 

wyznaczono mi konkretne zadania o wystawnych nazwach

Może lepiej “wyszukanych”?

 

Nie łatwo dostać się do programu.

“Nie jest łatwo dostać się” lub “Niełatwo dostać się…”

 

 

 

Jeśli mieszkańcy są regularnie skanowani i podawane są im odpowiednio dobrane leki, to dlaczego bohaterce było tak łatwo się zatruć? Skaner nie zauważył tak poważnych zmian w wątrobie? 

 

No i trochę się pogubiłam w tych wszystkich “programach” – czy dostanie się do programu (byt wirtualny?) to to samo, co wyprawa na Marsa? A jeśli są to dwie różne opcje, np. trasfer do bytu wirtualnego (”program”, “transfer”), a inna opcja to zamieszkanie na Marsie (”program kolonizacyjny”), to myślę, że trzeba to lepiej wyklarować. Trochę za dużo tego “pogramu” przewija się w różnych konfiguracjach.

Czy dobrze zrozumiałam, że bohaterka nie chciała przenieść się na Marsa (czego chciał jej mąż), a zamiast tego wolała przenieść się w byt wirtualny, ale jej się nie udało i ostatecznie i tak wylądowała na Marsie? 

Misiu, a może powinieneś? ;) Jako ludzie jesteśmy dość ograniczeni w naszej percepcji, przechodzimy koło niebezpieczeństw i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Aż tu nagle, jednego dnia cap! I wszystko się zminia :)

Ambush, dziękuję za odwiedziny, dam znać jeśli rozwinę temat :)

 

Finkla, dziękuję za komentarz. Szanuję prawo każdego czytelnika do własnej interpretacji tekstu i widzę tu dla siebie wyzwanie, żeby lepiej przekazywać obraz, który mam w głowie :) Po to tu jestem, żeby sprawdzić, jak czytelnicy odbierają mój przekaz, co działa a co nie, i pisać dalej, lepiej.

Skupiłam się tu na zachowaniu psa, które miało wzbudzić niepokój i wprowadzić kontekst. Jeśli pies od kilku dni omija jakieś miejsce i się go najwyraźniej boi, to dla mnie jest tam coś, czego być nie powinno. I tak, dzieci używały dziury w płocie, jednak tym razem któremuś się nie udało… 

Oczywiście wiem, że tekst powinien mówić sam za siebie i nie chodzi o to, by autor musiał go wyjaśniać :) 

Podobało mi się, bardzo lubię tego typu zabawę tekstem, kojarzy mi się z naszymi starymi dobrymi kabaretami :) Poproszę o więcej!

Podobało mi się. Ciekawie napisane, rzeczywiście bajka z morałem, dawno czegoś takiego nie czytałam. 

 

Sugerowałabym kilka kosmetycznych zmian:

 

– Drogi królu! – rozpoczął nieznajomy. Mówił z akcentem ludów północy, ale najwyraźniej posługiwał się językiem regijskim przyzwoicie. – Nazywam się Harald Jasnowłosy i wyzywam cię na pojedynek!

Kropka po “przyzwoicie”. Lekko zgrzytnął mi szyk. Może tak byłoby lepiej? 

Mówił z akcentem ludów północy, mimo to jego regijski brzmiał przyzwoicie.

 

– Doprawdy? – August Lukrecjusz podrapał się po koronowanej głowie ze zdziwienia.

Tu też trzeba dać kropkę na końcu i zmieniłabym szyk na: 

– Doprawdy? – August Lukrecjusz podrapał się ze zdziwienia po koronowanej głowie.

 

– To fantastycznie! – zadrwił August.

 

– Zgoda – odparł w końcu, z ponurym wyrazem twarzy. – ale musisz

Tu bez kropki na końcu wtrącenia jeśli dalej kontunuujesz z małej litery.

regulatorzy, gif dla ciebie :) 

 

silver_advent, dziękuję za komentarz, zgadzam się, że początkowa sialanka wywołałaby element zaskoczenia, wezmę to pod uwagę przy kolejnym pomyśle. 

Podobało mi się. Wyczuwam tu potencjał na ironiczno-kpiarskie podejście do historii i ciekawa jestem, czy moje przypuszczenie się potwierdzi, kiedy napiszesz rozwinięcie :)

Młody pisarzu, dziękuję za przeczytanie i komentarz. Każda opinia pozwala mi lepiej zrozumieć, co działa, a co nie całkiem :)

Ciekawe i dobrze się czytało. Podoba mi się dystans do rzeczywistości i ironiczne podejście przekazane lekkim językiem.

 

Świetne przedstawienie dziada i baby, a Wiedźmi Wzgórek zamieszkały przez rusałki-dupodajki mnie rozwalił :)

 

 

W pewnych momentach trochę mi jednak zgrzytnęło, np.:

 

Ja właśnie tak teraz uczynię.

Czy kierowca autobusu powiedziałby “uczynię”? Ja sama chyba jeszcze nigdy tak nie powiedziałam i nie słyszałam, żeby ktokolwiek tak mówił na co dzień.

 

– Zajebista sprawa – powiedziałem z braku laku. – A ja zmierzam na Wiedźmi Wzgórek.

To “z braku laku” jakoś nie za bardzo pasuje. Wydaje mi się przekombinowane i nie za bardzo na miejscu. Użyłabym tego bardziej w takiej sytuacji: “[Jeśli nie ma nic innego] Z braku laku może być i ciepłe piwo.”

 

– Ja pierdolę – zdążyłem jedynie wyszeptać, gdyż inna dziewczyna podeszła z drugiej strony i przywaliła mi w głowę kamieniem, a ja z braku innych możliwości straciłem przytomność.

Gdyż? Może lepiej “zdążyłem jedynie wyszeptać, zanim inna dziewczyna podeszła…”

 

O ile rozkład jazdy umieszczony w Internecie nie był zdezaktualizowany.

Dlaczego “Internet” z wielkiej litery? Skoro bohater używa potocznego języka, napisałabym z małej, żeby bardziej pasowało do całości.

 

 

Ogólnie bardzo dobre wrażenia, uśmiechnęłam się kilka razy, wzbudzasz apetyt na więcej!

Też musiałam przeczytać dwa razy, ale za drugim czytaniem do mnie dotarło. Uśmiechnęłam się mimo współczucia dla misia.

BlackSnow, bardzo dziękuję za komantarz i cieszę się, że się podobało!

 

Udany tekst, tylko nie rozumiem celowości rozpatrywania przepisów prawnych w komentarzach do fantastyki.

 

Ja nie mam nic przeciwko. Zawsze staram się znaleźć i poprawić wszystkie dziury logiczne na jak najwcześniejszym etapie pisania opowiadań, bo wiem, jak niedociągnięcia w tej kwestii mogą popsuć najlepszą historię. Sama jestem na to wrażliwa, kiedy coś czytam lub oglądam.

  

W tym konkretnym przypadku czuję się pwenie, a roztrząsanie motywów i karalności bohaterów traktowałam jako ciekawą dyskusję i wymianę poglądów, nie jako krytykę jakości. Daje mi to również pojecie o tym, jak czytelnik odczytuje moje wskazówki, na co zwraca uwagę itd.

 

Jeśli chodzi o postępek Magdy i Beaty, to im bardziej ktoś wejdzie w tematykę znęcania się, zachowanie ofiar, (nie)poczytalności itd., tym łatwiej będzie zrozumieć ich motywy i wybór drogi. Przykładów jest mnóstwo.

Równie dobrze moglibyśmy zapytać ofiarę przemocy domowej dlaczego, zamiast odejść, tkwiła w związku, albo dlaczego, zamiast odejść/zgłosić na policję, posunęła się do morderstwa. Przecież to nielogiczne i niezgodne z prawem, prawda? :)

Irka_Luz, bardzo dziękuję za komentarz. Śmiem twierdzić, że właśnie się składa i jestem zachwycona twoim „marudzeniem”. Trafiłaś w samo sedno! Ja nigdy nie twierdziłam, że Beata jest pozytywną postacią…. :) 

 

 

Chciałam napisać opowiadanie, które jest czymś więcej niż zwykłą krwawą opowiastką. Chciałam sprowokować do myślenia i byłam ciekawa, czy ktoś zauważy to drugie dno… Specjalnie zestawiłam Beatę z Markiem.

 

Zauważ, że narratorem jest Beata i widzimy wszystko jej oczami, przez jej filtry. Łatwo jest znaleźć usprawiedliwienie dla własnego postępowania… Ale ona wie, że czyni zło. Jeśli będzie ci się chciało przeczytać jeszcze raz, z tą wiedzą, którą masz teraz, znajdziesz fragmenty, które pokazują, że ona wie…

 

Dodatkowo jest sprawa percepcji tych “dobrych” i “złych”. Właśnie to ci przeszkadzało, prawda? :) To była prowokacja z mojej strony. Co do złego Marka raczej nie ma wątpliwości, ale co do Beaty… Jest kobietą, która robi coś dobrego, dba o staruszków. Jest też kobietą w sytuacji, gdzie kobiety są krzywdzone, dlatego łatwo uznać ją za kolejną ofiarę. Ale czasami pozory mylą…

None, ale taki dialog (no, podobny ;) ) miał miejsce! Tylko ja go zostawiłam w domyśle…

Przecież między obchodem i wymianą spojrzeń a gwałtem i morderstwem upłynęło trochę czasu. Nie było tak, że wymieniły spojrzenia i siuuu Beata przejęła ciało Magdy.

 

One działały świadomie i w porozumieniu. Magda, zdając sobie sprawę ze zbrodni Marka, zgodziła się na obecność Beaty w swoim umyśle, zaprosiłą ją. To ona była inicjatorką pomysłu. Wcześniej wykopała Beatę przy pierwszej próbie połączenia przez sen, a ostatecznie otwarła dla niej swój umysł, i to tak dalece, że Beata stawała się świadoma w jej ciele:

 

Zastawiamy pułapkę.

Jest ostrożny. Widzę, jak ślizga się po niej wzrokiem, wypatruje objawów. Czeka na dogodny moment, kiedy będzie najbardziej bezbronna.

Jednak tym razem nie jest sama. Śnię i czuwam, gdy jej umysł błądzi.

 

Jednak twoje wątpliwości skłoniły mnie do dodatkowej analizy tekstu. Może to fakt, że tyle (w sumie bardzo ważnych i przełomowych) treści zawarłam w tak krótkim akapicie powoduje, że to porozumienie umyka? 

Kusi mnie teraz, żeby to trochę rozbudować, może zdecuduję się po konkursie :)

None, rozumiem :) I nie traktuję naszej dyskusji z punktu widzenia „obrony tekstu”.  Bardzo mi przyjemnie porozważać różne punkty widzenia.

A tak na marginesie, skoro dwie osoby pomyślały, ze żadne poważne konsekwencje  prawne Magdzie nie groziły, to chyba można uznać za prawdopodobne, że kobiety/ofiary,  znajdujące się w samym środku wydarzeń i będące laikami w kwestii prawa, też  tak mogły pomyśleć? :D

Opowiadanie dobrze się czyta. Podobało mi się, jak opisałaś codzienność ojca małego dziecka, bardzo naturalnie i lekko, a przy tym czuło się trudną sytuację młodego rodzica.

 

Ten fragment jest również dobry, bardzo wyrazisty:

Na blacie, częściowo przykryta prześcieradłem, leżała mała karteczka. Gdy pochyliłem głowę, ujrzałem, że to zerwany identyfikator, taki, jakim oznacza się zwłoki przeznaczone do sekcji. Jeden z jego rogów znaczyło kilka kropel ciemnej, zakrzepłej krwi. Odczytałem widoczną część nazwiska: “…ta Wilgocka”.

 

Niestety, rozczarował mnie fakt, że akcja była przewidywalna. Już od początku, kiedy wspomniałaś o firmie farmaceutycznej i zostawaniu po godzinach, zaczęłam podejrzewać, o co może chodzić i kolejne sceny coraz bardziej pasowały do schematu. Cały czas miałam nadzieję, że to taki zabieg i celowo prowadzisz nas w kierunku scenariusza zombie, i że w pewnym momencie pojawi się jakiś nieoczekiwany zwrot akcji, jednak tak się nie stało.

 

Jest też kilka elementów, które trochę mi zgrzytnęły i może warto się nad nimi zastanowić:

 

Przede wszystkim fakt, że matka, która wie, że może być zarażona zjadliwym wirusem (a ona przecież jest specjalistą w tej dziedzinie), za wszelką cenę dąży do zobaczenia się z dzieckiem. Jako matka, w takiej sytuacji zrobiłabym wręcz odwrotnie, nie chcąc narazić ukochanej córki. Czy mając zjadliwego koronawirusa dążyłabyś do spotkania ze zdrowymi dziećmi?

 

 

Czasami też łączysz opis w założeniu tragiczny i mroczny z dość lekkim elementem i to trochę osłabia cały obraz. Na przykład:

Może to przez pracę? Może całe to przemęczenie w końcu musiało skończyć się tragedią?

 

Nim zdążyłem sam sobie odpowiedzieć, mojego nosa dobiegł znajomy swąd przypalonego mleka. Cóż – miałem już niejakie pojęcie, jak wyglądają najgorsze dni w życiu ludzkim.

Myślę, że rozumiem intencję – wszystko się wali, nawet mleko się znowu przypala, ale w ten sposób dodane do obrazu mleko osłabia głębię rozpaczy męża. Gdyby na przykład opisać, jak poczuł swąd mleka, podskoczył do kuchenki i oparzył  się gorącym mlekiem, a potem osunął na podłogę i się rozpłakał, scena byłaby mocniejsza. Czasami w takich scenach warto pokazać, co się dzieje, zamiast  zapisywać myśli.

 

 

Albo tutaj:

Dobrze, że sąsiadka zgodziła się zaopiekować Zosią na te parę godzin, przez które powinienem zdążyć uporać się z identyfikacją… brr. Nie chciałem nawet o tym myśleć.

To „brr” w moim odczuciu bardziej pasuje do sceny, kiedy ktoś widzi w wannie pająka i boi się go wyrzucić, a nie do sytuacji, gdy zrozpaczony mąż jedzie oglądać ciało zmarłej tragicznie żony.

 

 

Poza tym zauważyłam, że często starasz się dokładnie opisać myśli bohatera, co spowalnia akcję i zmniejsza napięcie, np.:

Zaczynałem się niepokoić. To znaczy – zaniepokojony byłem od dawna, teraz dodatkowo frustrował mnie fakt odwlekania się czegoś, co chciałbym szybko mieć za sobą.

Zamiast tego sugerowałabym to drugie zdanie zastąpić innym, które pozwoliłoby poczuć ten rosnący niepokój, podszytą rozpaczą i niedowierzaniem niecierpliwość męża, żeby zobaczyć martwą żonę. Może krótsze zdania, opis urywanych myśli, gestów, odczuć. W tak tragicznej sytuacji nie myśli się pełnymi, okrągłymi zdaniami.

 

Podobnie w scenie z koronerem. Piszesz, że twój bohater usłyszał hałas, a na kitlu mężczyzny dopiero  wykwitały czerwone plamy. Szkoda, że tu ucięłaś. Zabrakło mi akcji, krzyków, strachu, poszukiwania osoby, która dopiero co poraniła człowieka i musi znajdować się niedaleko. Spokojna rozmowa z policjantami jakoś mi tutaj zgrzyta.

 

 

Jak powiedziałam na początku, ogólnie czytało się dobrze, masz ciekawy styl. Jeśli dodatkowo dasz czytelnikowi sposobność, by w napięciu śledził akcję zamiast o niej czytać, będzie jeszcze lepiej! 

EvilMorty, dziękuję za komentarz. Cieszę się, że się podobało.

 

Bo gdyby sprawy potoczyły się inaczej i Magda by przeżyła (a o ile dobrze rozumiem zakończenie, tak się nie stało), to przecież została by oskarżona o zabójstwo.

Wyrok za zabójstwo w samoobronie podczas gwałtu opiekuna na chorej umysłowo podopiecznej? Kurcze, wydaje mi się, że najgorszy adwokat by ją wybronił

 

Taki był właśnie mój (i bohaterek opowiadania) tok rozumowania :)

None, rozumiem. Rzeczywiście, wątek Magdy i jej zgody chyba powinien być bardziej rozwinięty. Nauka na przyszłość. 

Co do reszty, szanuję twoją odmienną opinię i bardzo się cieszę, bo czuję, że moglibyśmy sobie dłużej na ten temat podyskutować :) I o to w prowokacyjnych w założeniu tekstach chodzi.

None, dziękuję za opinię! Cieszę się, że dobrze się czytało. To było moim głównym celem, napisać dobrą opowieść.

 

Co do “mdłości podchodzących do gardła”, to się nie zgodzę. To powszechnie używana fraza, występuje nawet u Lovecrafta, w “Zimnie”: “…chłód wieczoru wypiera ciepło spokojnego, jesiennego dnia, zaczynam odczuwać wyjątkową odrazę i mdłości podchodzą mi do gardła.”

 

A jeśli chodzi o zakończenie, to wygląda na to, że coś rzeczywiście wyszło mi inaczej niż zamierzałam, bo z twojej interpretacji wynika, że Beata wrobiła chorą Magdę w morderstwo dla samoobrony. W rzeczywistości to Beata nie musiała się bronić, nie była ofiarą.  Użyła ciała i umysłu Magdy (za jej zgodą), żeby zabić Marka, kiedy ten znowu przyjdzie zgwałcić Magdę. Miał to być odwet za te wszystkie skrzywdzone kobiety. Beata nie miała w tym żadnego interesu, tylko odkupienie za swoje “pasożytnictwo”.

Tak, Magda była w tym wszystkim ofiarą, ale ofiarą, która zdobywa się na poświęcenie, żeby rozliczyć się ze swoim oprawcą. 

Beata nie jest superbohaterką. Niewielu z nas jest :) I to też chciałam pokazać. 

 

Co do cegły, to również się nie zdgodzę :) Myślę, że nie jest tak łatwo dorwać i zaskoczyć dorosłego mężczyznę, który żyje normalnie, w mieście, wśród ludzi…. Ale mogę się mylić, nie mam aż takiego doświadzczenia w mordowaniu :D

Poproszę:

45. Beata pracuje w domu starców, jest bardzo oddana swojej pracy i w opiekę nad pensjonariuszami wkłada całe serce. Nie podoba jej się, jak jeden z nowych pracowników traktuje pensjonariuszy, niektórzy z nich wręcz się go boją.

Cieniu, dziękuję za ocenę, uwagi wezmę sobie do serca. Cały czas szlifuję warsztat, uczę się co i jak przedstawiać, żeby dotrzeć do odbiorcy, każda wskazówka jest cenna.

Dość dużym wyzwaniem jest napisanie tekstu, który byłby równocześnie dowcipny i interesujący. Jak pisałam wcześniej, trochę ciasno mi było w limicie znaków, musiałam przyciąć pewne sceny i pomysły, możliwe, że tekst na tym trochę ucierpiał. Ale i tak go lubię :)

Ha, a może pojawi się jakiś ciekawy konkursik na opowiadanie bez limitu znaków… ? ;)

 

Bardzo dziękuję. Co do finału, niestety, komisja nie chciała się ugiąć w kwestii ilości znaków ;) A za piosenkę sama bym siebie wyrzuciła, takim czymś robi się ludziom krzywdę ;) 

Tak to też zinterpretowałam :) Ale kontekst wyszedł świetny :)

Ale potwierdzam – dokopiemy się do każdego tekstu, a każdy uczestnik konkursu otrzyma “nagrodę” w postaci komentarza od Cienia, …

(Iluzja)

angel

Założeniem było “dożywocie” – zdaję sobie sprawę, że może tutaj nie jest to takie oczywiste. Bawiłam się tą myślą i przyszło mi do głowy, że taka moneta jest niemal nieśmiertelna. A w sytuacji, którą zarysowałam,  będzie miała wpływ na życie i koniec tego życia innych ludzi. Nie wiadomo, na kogo trafi, ale może być czyjąś “ostatnią towarzyszką”…

No i spadła kolejna kartka z kalendarza… Zawirowała w powietrzu, niczym jesienny liść, i powoli opadła na stosik podobnych…

Pozdrawiam wszystkich zainteresowanych :)

Dziękuję za wskazówki, poprawiłam powtórzenie.

Co do śliny… nie będę się zagłębiać w temat, ale zdarza się :)

Tekst ciekawy, jednak trochę mnie zmęczył. Jak na mój gust za dużo fragmentów, w których wymieniasz różne rzeczy, jakbyś chciał zmieścić wszystkie informacje, opowiedzieć ciekawą historię, a przy tym nie przekroczyć limitu znaków. Niektóre konstrukcje i przecinki zdecydowanie wymagają jeszcze doszlifowania.

 

Przecinki:

 

Tu bym usunęła:

Wszak wtedy, było najwięcej pracy:

Tu bym dodała:

do których latem przybywają tabuny turystów lub, jak to się dawniej mówiło, letników

Pochodzenie to zapewniło mu pewne, nazwijmy to, bonusy.

W epoce wszechobecnych kamer monitoringu samochód jest czymśco zbyt łatwo zostawia za sobą trop

Czynniki oficjalne, bez wątpienia z powodu chciwości, robiły co mogły, aby utrudnić życie potencjalnym odkrywcom.

Zgodnie z niepisanymi regułami wakacyjnych wyjazdów przychodzi w nich taki czas, kiedy wieje nudą.

ściany rozsunęły się na ukrytych rolkach, otwierając przejście w głąb wąskiego, mrocznego korytarza

Ruszyli tunelem, oglądając:

Aż wreszcie, po trzech kwadransach wędrówki,

 

Tu bym w jednym miejscu dodała, w innym usunęła:

Dziewczyna aktualnie była wolna, po tym, jak jej ostatni partner, Oswald, rozstał się z nią i jednocześnie życiem, na polach minowych pod Palmyrą.

 

 

nęcił mirażem bogactwa

Moim zdaniem nęcić można bardziej obietnicą niż mirażem – jak wiem, że coś to fatamorgana to do tego nie dążę, bo nie ma po co :). → nęcił obietnicą bogactwa.

 

 

Stare dobre czasy, nikt się nie dziwił, iż mieszkaniec

“Iż” moim zdaniem dość mocno tu zgrzyta, nie może być zwyczajne “że”?

W sumie zmieniłabym całe zdanie na prostsze: 

 Stare dobre czasy, nikt się nie dziwił, że mieszkaniec ówczesnych Mazur nazywa się Wilhelm von Prekunis und Kurche.

regulatorzy, dziękuję za poprawki  – to “uporczliwe/-ywe” będzie mi się śnić po nocach :)

Zostawiam “tą”, akurat tu było zamierzone :)

 

Bardzo się cieszę, że opowiadanie się podoba. To jedno z tych, które “napisały się same”, było gotowe jeszcze zanim zaczęłam pisać, w trakcie doszły tylko niektóre smaczki. 

Muszę teraz rozgryźć, jak ten stan osiągać częściej ;)

Ha, wokół jest tyle nonsensów i groteski, że tylko brać ;)

A “Łysi” to nazwa zorganizowanej grupy potworów, “mafii” zza błony. Dlaczego “Łysi”? Zapraszam do zapoznania się z dalszymi zwrotkami piosenki o zajączku. Nie mogłam tego nie wykorzystać :)

Przecinki dodane, dziekuję. Cieszę się, że tekst się podobał. Ja bawiłam się przy nim doskonale :)

Warto było spróbować :)

 

Edit:

Zmieściłam się, nawet bez wielkiego bólu :)

Jeszcze nie skończyłam, a już  wiem, że będę misiała ciąć… A tak się dobrze bawię przy pisaniu, że mi szkoda :) Mamy jakiś margines powyżej tych 15 tys.? U mnie to albo szort, albo za długie… eh…

Uśmiechnęłam się przy martwopłotach, przy stringach też, chociaż jako kobiecie trochę mi zęby zgrzytnęły. On dla siebie – ciepłe swetry i skarpety, a równocześnie ukochaną skazuje na przeżywanie armagedonu z nitką dentystyczną w pupie… Eh… :)

Drewian, czy ja tak powiedziałam? :) Oczywiście, że trzeba dwojga. Ja po prostu nie neguję żadnego z przedstawionych tu przypadków – że dziewczyna może chcieć wykorzystać okazję i “łapie” głupiego chłopa :) Żaden on biedny.

Podobało mi się. Nawet ciąża mnie nie rusza, a jestem kobietą :) Niestety, spotkałam się osobiście z takim przypadkiem.

 

A tutaj bym poprawiła jak najszybciej, bo zgrzyta straszliwie:

Ruda dziewczynka i dwoje czarnowłosych chłopców

Dwóch chłopców – dwoje dzieci :)

Czy “Konkurs na opowiadanie fantastyczne będące parodią” oznacza, że musi być to parodia konkretnego dzieła, czy może być to parodia fantastyki? Mam na myśli podejście z przymrużeniem oka do pisania o rzeczach fantastycznych? Jak na przykład mamy to w dziełach Pratchetta? I tak to napiszę, najwyżej nie będzie na konkurs :)

Finkla, dziękuję :) Teraz mogę się ponownie za ten świat zabrać :)

Wyrazy uznania dla Jury :) No i oczywiście gratulacje dla zwycięzców!

 

Zainteresowało mnie! Już wiem, o czym będę myśleć podczas miksowania truskawek na koktajl… :)

Dla informacji – przykład Helen Keller (mojej inspiracji :)) pokazuje, że osoby głuchoniewidome mogą mówić i doskonale sobie radzić… Helen miała 19 miesięcy, kiedy zachorowała i straciła wzrok i słuch.

Tak, tak, silna, inteligentna kobieta, artystka, do tego ładna… hm, rzeczywiście, taka kobieta nie może istnieć :) 

AdamKB oczywiście. Bardzo lubię formę szorta, bo tutaj wszystko musi być przemyślane, nie ma miejsca na “wypełniacze”, każde słowo ma swoje znaczenie.

Lisem może być nasze życie, ułomność, z którymi powoli się oswajamy, uczymy się akceptować, ale i drugi człowiek, który przez swoje poświęcenine, cierpliwość i prayjaźń staje się częścią naszego świata… Trochę tych myśli się tam u mnie przeplata :)

Ah, jak już się tak wszyscy zastanawiają, taki mały cytat z opisu warsztatów muzycznych dla niesłyszących (http://firlej.wroc.pl/program/2014,10,506.html)

Uczestnicy warsztatów mieli możliwość dotknięcia powierzchni skrzypiec, wiolonczeli, gitary czy saksofonu. Dzięki temu dźwięk przestał być dla nich pojęciem abstrakcyjnym, a stał się zjawiskiem rozpoznawalnym przez inny zmysł – zmysł dotyku. Dodatkowych wrażeń dostarczały drgania powietrza oraz drgania powierzchni samych instrumentów, które wprowadzały osoby niesłyszące w świat muzyki i dźwięków.

Oczywiście, można się spierać o intensywność odczuć itd. Dla mnie moje badania były wystarczające, bym zechciała wykorzystać ten wątek. Jes piękny i chciałam go wpleść w moją historię. Tak samo było z widzeniem muzyki w postaci kolorów i jasnowidzeniem. Ktoś widział, ktoś badał… Spodobało mi się, moim zdaniem tworzy ciekawą całość. A ludzki umysł jest na tyle tajemniczy, że wszystko wydaje się możliwe :) 

Cieszę się, że utwór się podoba. Napisałam już przy becie, że powstał głównie dla mojej przyjemności – bawienie się słowem, melodią, znaczeniem, wplatanie wątków to coś, co sprawia mi ogromną radość. No i ten temat – początkowo myślałam, że nie jestem w stanie wczuć się w sytuację takiej osoby, jednak im dłużej szukałam, czytałam, analizowałam, tym bogatszy świat stawał mi przed oczami… nie, nie oczami. Tym bardziej moje zmysły otwierały się na doznania i przekazywały je do mojego umysłu, domagając się ubrania w odpowiednie słowa :) Eh… nadal mnie to rusza :) 

Czasami przy tym zapominam, że czytelnik nie ma w głowie tego, co ja, że powinnam dać więcej informacji, wyjaśnić pewne rzeczy. Dziękuję za wszystkie uwagi, które skierowały mnie w odpowiednim kierunku :) No i cieszę się, że limit znaków został zniesiony, dzięki temu mogłam ten utwór tutaj umieścić, podzielić się nim. Gdyby nie to, pewnie wylądowałby w szufladzie, bo nie zdobyłabym się na jego przedłużenie, byleby tylko pasował do wytyczonych ram. 

 

Cieniu… eh :) 

Dziękuję. Każdy komentarz jest dla mnie cenną nauką. Postaram się w przyszłości bardziej uważać – teraz wiem, gdzie są moje słabsze strony :) A co najważniejsze – na co świadomy czytelnik zwraca uwagę. 

Fishu – potwierdzam wartość portalu.

W komentarzach do mojego tekstu zostały wyłapane rzeczy, na które przymknęłam trochę oko, w nadziei, że przejdą, że może to tylko moje wrażenie :) Lekcja dobra. Tym bardziej, że udzielona przez ludzi z doświadczeniem, tak samo jak ja skupionych na języku i wartości tekstów. A takie wskazówki się ceni i wyciąga wnioski na przyszłość. Mnie Twoja statystyka nie dziwi… 

Dziękuję za podbicie biblioteki! Trochę frustrujące były te 4 punkty ;)

Ok, ok, przyznaję, cały świat i początek tekstu (do jaskini) był przemyślany z detalami od dawna, opowiadanie rozwinęłam na konkurs. Biję się w pierś i obiecuję poprawę. A z Avą jeszcze nie skończyłam, może kontynuacja zatrze trochę to paskudne wrażenie z końca opowiadania :)

Empatia, to BYŁO wykreowanie od zera :) Cieszę się, że wyszło tak naturalnie.

A co do elementów rzeczywistości, to chyba każdy z nas czerpie z życia i modyfikuje pewne obserwacje, zdarzenia, dostosowując je do swoich pomysłów. Przynajmniej w moim przypadku tak jest. Czasem nawet na pierwszy rzut oka nieistotne zajście na ulicy, zaobserwowana kłótnia czy wyraz twarzy człowieka w tramwaju staje się początkiem ciekawej historii… Właśnie dlatego zaczęłam pisać (i tak napisałam w moim komentarzu do pierwszego opublikowanego tutaj opowiadania “Zimna Perła” http://www.nowafantastyka.pl/opowiadania/pokaz/12484) – żeby “uwolnić” to wszystko, co się zbiera w mojej głowie :)

A że ludzie automatycznie podejrzewają autora horrorów o bycie psycholem… to już inna sprawa ;) 

Moje otoczenie patrzy na mnie teraz z niepokojem ;)

Co do wtrącenia, jak widać, odbiór tego fragmentu jest różny u róznych odbiorców. Pozwolę sobie zachować ten sposób zapisu. Moim zamiarem było pokazanie, że coś przerywa tok myśli kobiety, zmusza ją do zrobienia krótkiej przerwy, przymknięcia oczu. W ten sposób jest to bardziej wyraźne. 

Oczywiście, “zdawało”. Już poprawiam.

 

musisz to zrobić do końca. 

jest końcówką zdania, po wtrąconym okrzyku/myśli. Jest to celowy zabieg.

Cieszę się, że tekst się podoba. To jeden z tych, które same się napisały :)

Przyznaję, nie ma tu elementów ściśle fantastycznych. Pomyślałam jednak, że skoro istnieje kategoria “inne”, obok “fantastyki” i “fantasy”, mogę zaprezentować tekst, który odchodzi od tych gatunków. Skupiłam się na zagadnieniu ludzkiego umysłu, świata w tle, niewidocznego dla nas, zwykłych przechodniów. Do momentu, kiedy przeczytamy o kolejnym mordestwie w porannej gazecie…

Bemik, dziękuję za dobre słowo i pochylenie się nad rozterkami początkującej :)

Finkla,

Ale możliwe, że przeoczyłam je, pochłonięta opowiadaniem.

to jedna z najlepszych pochwał, jaką można usłyszeć :)

Nowa Fantastyka