- Opowiadanie: Ikumi - Świat bez zezwolenia cz. 2

Świat bez zezwolenia cz. 2

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Świat bez zezwolenia cz. 2

2.

 

 

Świat w którym znalazła się Aimez w żadnym razie nie wyglądał na martwy. Ani na taki, który miałby umierać. Dosłownie tętnił życiem. Życiem tak różnorodnym, że w pierwszej chwili dziewczyna poczuła się niesamowicie zagubiona i niepewna, czy oby na pewno trafiła do odpowiedniego Świata. Czy może nie jest to jednak jeden z tych słynnych, głupich dowcipów pracowników Korporacji, przeznaczonych dla nowicjuszy.

Jeżeli to był właśnie żart, to jak na ludzi z Międzyświata nadzwyczaj epicko wykonany.

Między niewysokimi budowlami, nie podobnymi w żaden sposób do tego, co istniało w Korporacji, snuły się wybrukowane uliczki, którymi płynęły masy ludzkich głów. Z oddali dobiegały jakieś mechaniczne szumy, wycia i dźwięki klaksonów. Po widokach można było wnioskować, że Świat nie był za bardzo zaawansowany, lecz gdy szatynka uniosła głowę i spojrzeniem przebiła przez jasne światło ujrzała w dali nowoczesne, szklane wieże.

Nie wiedząc co robić dała się ponieść podnieconemu tłumowi, piszczących, krzyczących i półnagich gapiów. Po chwili pojęła, czemu ludzie byli tak ubrani – Aimez czuła, że zaczyna się powoli gotować. Jej jednoczęściowy, czarny kombinezon nie był przeznaczony na taką pogodę. Spojrzała za kimś w miarę normalnie odzianym. Gdy już znalazła ofiarę skupiona na ubiorze jedną myślą skopiowała go, gdy nikt nie patrzył. W tym samym momencie podryfowała z falą spoconych ciał do jakiegoś wielkiego placu, otoczonego podobnymi domeczkami co uliczka, którą szła. Korzystając z tego, że ludzka masa rozpłynęła się we wszystkie kierunki ruszyła przed siebie, szukając jakiegoś punktu zaczepienia.

Sterroryzowana przez upał szybko uciekła w jedną z bocznych uliczek. Całkowicie nie pojmowała, czemu mieszkańcy tego Świata na własne życzenie pędzili w taki ugór. Wyraźnie myśleli mało logicznie. Misja zapowiadała się mało optymistycznie.

Idąc przed siebie i nie bardzo uważając na to, gdzie idzie odkryła niespodziewanie, że trafiła w jakąś mocno zrujnowaną i nieciekawą okolicę. Nie była tam jednak sama.

W niewielkim od niej oddaleniu, na krawężniku i w towarzystwie mnóstwa kolorowych pudełek siedziała jakaś czarnowłosa dziewczyna, trzymająca na kolanach teczkę. Kawałek dalej, opierając się o ścianę stało dwóch łysych ludzi i trzeci, chociaż z włosami, to ozdobiony blizną przez całą długość policzka. Aimez początkowo zamierzała towarzystwo zignorować, lecz zmuszona została do zmiany planów, kiedy panowie postanowili zagadać do siedzącej opodal. Wyglądało na to, że ich zamiarem nie było spytanie o drogę.

– Ach, jaka ładna, młoda artystka – zaśmiał się wyższy z łysych. – Może chciałabyś poznać moje dzieło sztuki?

Pozostała dwójka wybuchła lubieżnym śmiechem. Chociaż dziewczyna sprawiała wrażenie, że nie robią na niej te zaloty żadnego wrażenia to pracownica Korporacji bez problemu zauważyła, jak trzęsła się tamtej ręka. Stanęła, czekając na rozwój wydarzeń, gotowa wkroczyć, jak zajdzie potrzeba.

– Pani artystce chyba przeszkadzamy – zaczął niższy zgolony. – A może pani artystka głuchoniema? Chyba język jej urwało. – Nabuzowany alkoholem kopnął kilka tubek, leżących obok.

– No, powiedz dziewczynko – Szepnął poharatany, schylając się i łapiąc ją za brodę. – Czego się tak wstydzisz?

– Możecie ją zostawić?

Cała czwórka spojrzała w kierunku, skąd doszło zawołanie. Nazwana artystką nie zdołała ukryć nadziei w spojrzeniu, kiedy zobaczyła poważnie wyglądającą Aimez. Owłosiony tylko uśmiechnął się złośliwie.

– Patrzcie no, patrzcie, będziemy mieć nową towarzyszkę zabaw. – Zarechotał, nie spuszczając wzroku z piersi wyśmiewanej. – A co zrobisz jak jej nie zostawimy piękna?

Nie marnując słów podeszła do mężczyzn. Myślała teraz tylko o jednym, że to ona rządzi w tym Świecie. Jej spojrzenie było na tyle groźne, że gdy wyminęła napastowaną to natarczywa trójka cofnęła się o kilka kroków. Jednak nie zamierzali uciekać. Naznaczony blizną nagle rzucił się z pięścią w kierunku właścicielki Świata. I w takiej pozycji zamarzł w powietrzu, krzycząc przerażony wniebogłosy. Nie czekając dłużej, przypadkowa bohaterka rzuciła magicznie złapanym w jego kamratów. Gdy już tylko chodnik złagodził ich upadek wstali jak oparzeni i uciekli, nie spoglądając nawet za siebie. Szatynka chciała już odejść, kiedy zatrzymała ją uratowana.

– Ja… Ty umiesz czarować… – szepnęła, nie puszczając Aimez i spoglądając za uciekinierami.

Jedyne, co w tym momencie przeszło przez myśl pracownicy Korporacji, to że jej rasa jest nadzwyczaj prymitywna. Wyglądało, iż zwykłe umiejętności dla Międzyświata i innych Światów to dla mieszkańców Zemi były jakieś cuda. Dziewczyna nie zamierzała kryć złego humoru związanego z tym odkryciem.

– Taaa… Może będzie lepiej, jak już pójdę. – Oswobodziła się z uścisku, z zamiarem pójścia w swoim kierunku, jednakże zreflektowała się, zainteresowana przedmiotem na teczce artystki.

– Co to? – Wskazała palcem na kartki, niczym dziecko.

– No jak to co? – Zaśmiała się dźwięcznie tamta. – Bluszcz.

Wskazała ręką na ścianę naprzeciwko nich. Na szarym i obdartym murze rosła jadowicie zielona, pełznąca po chropowatej powierzchni roślina.

– I tylko po to, żeby odwzorować tego chwasta tutaj siedziałaś?! – Zawołała z niedowierzaniem Aimez.

– Ładnie się komponuje z tą ścianą. Dla takiego widoku chyba warto ryzykować życie. – Znów zaśmiała się.

– Wiesz, byle nie moje. – Syknęła poirytowana brązowowłosa. Miała już dosyć. Wyglądało na razie na to, że już może pakować manatki. Zresztą po co, skoro po zniszczeniu jej przez Szefową i tak nie będzie już z nich korzystać.

– Czekaj! – Zawołała ryzykantka za odchodząca. – Chciałam ci podziękować. Może wpadniesz do mnie, zrobię obiad?

– Nie jestem głodna. – Młoda zaczęła się zastanawiać, kto był bardziej natarczywy. Napastnicy, czy napastowana.

– Oj, nie mów tak, na pewno coś zjesz. – Artystka wciąż chichotała, bezproblemowo wyprowadzając w ten sposób z równowagi. – Jak masz na imię?

– Aimez – bez większego przekonania i ochoty odpowiedziała, mając cichą nadzieję, że to uciszy ciekawską.

– Ha ha ha, to twoje przezwisko, tak? – Tamta jednak dalej męczyła. – Mnie kumple nazywają Suszyzębem, domyślasz się pewnie, czemu. Ale na imię mam Agnieszka.

Właścicielka Świata zmieszała się, nie rozumiejąc ani słowa z tego, co do niej powiedziano. Czuła, że wzbudzanie podejrzeń będzie jej mocno nie na rękę i lepiej pozostać incognito. Przestraszyła się trochę tej myśli: została zmuszona grać w grę, których zasad nie dosyć, że nie znała to jeszcze z ich pomocą miała udowodnić Szefowej, że ten świat jest wart ocalenia.

– Eeee, no bo wiesz… – myślała gorączkowo, co odpowiedzieć. – Ja też mam na imię Agnieszka…

– Miło poznać. – Ciągle uśmiechnięta wrzuciła wszystkie swoje rzeczy do plecaka, zabrała teczkę i wolną ręką chwyciła ramię wybawicielki. – Chodź, w zamian za ratunek zrobię dla ciebie obiad. Studenci muszą się wspierać.

– Tia… – dziewczyna bez oporów dała się pociągnąć w kierunku głównej drogi.

Szybko zauważyła, że plac, stare budynki i brukowane uliczki były tylko drobną cząstką miasta. Gdy wyszły za zrujnowany, ceglany mur Aimez ujrzała kompletnie inny świat, pełen szkła, stali, szybko poruszających się pojazdów. Uśmiechnęła się mimowolnie. Wszystko to połączone razem z hałasem różnych głosów przypominało jej Korporację. Ale od dobrej strony, warunki jakie tam panowały wprawiały ją w dobry humor. Wtedy właśnie przypomniał sobie o swojej misji.

Rozglądała się gorączkowo, odnotowując w umyśle każdą, nawet najdrobniejszą informację. Nie było łatwo znaleźć coś wartościowego. Wielu z rzeczy po prostu nie rozumiała. Były dla niej strasznie nielogiczne. Kiedy przechodziły obok kilku młodych mężczyzn, trzymających coś białego w ustach poczuła okropny odór. Nie wiedziała, jakim cudem to znosili. Na betonowych płytach panował bałagan, wszędzie walały się jakieś papierki. Przypomniała sobie budynek Korporacji. Prawda, tam też porządku nie było, ale było jakoś… Czysto. To coś, po czym chodziła nie było czyste w żadnym razie. Doszła do takiego wniosku, gdy przykleiło się jej do buta coś szaro-różowego, przytrzymując ją z każdym krokiem na kilka sekund.

Agnieszka niespodziewanie pociągnęła ją mocniej i zaczęła biec. Szatynka zauważyła, że biegną do jakiegoś podłużnego pojazdu stojącego na stalowych prętach. Spojrzała bojaźliwie. Maszyna nie wzbudzała w niej zaufania.

– Masz miejski? – Przekrzyknęła zamykające się drzwi czarna.

– Taaa, mam… – Aimez uśmiechała się pobłażliwie. Gdy tylko pojazd ruszył wylądowała na podłodze, ku wyraźnemu rozbawieniu kilku młodych dziewczyn. Westchnęła ciężko i chwyciła kurczowo słupek. Żelazny potwór łoskotał kołami i co jakiś czas z piskiem zatrzymywał się na postojach, połykając kolejnych ludzi. Szatynce zaczynało kręcić się powoli w głowie. Wtem ktoś złapał ją za ramię.

– Bilet proszę.

– Jaki bilet? – Nie musiała się nawet wysilać. Jak tylko zrozumiała, o co chodzi postanowiła sprawę załatwić w najprostszy sposób. Bardzo łatwo było wpłynąć na umysł kontrolera. Odkryła to z wielkim zawodem. Czuła się niczym pomiędzy bezradnymi dziećmi. Takich, co to można małym palcem przewrócić na podłogę. Sprawdzający bilety odszedł bez pytania.

Kilka postojów później dziewczęta dosłownie wypadły ze stalowego monstra, w którym panował niemiłosierny ścisk. Wciąż radosna Agnieszka poprawiła paczki pod pachą i poprowadziła swoją towarzyszkę w kierunku niewysokich budynków. Korporacyjna pracownica patrzyła tu na wszystko przychylniejszym okiem. Domy były kolorowe i wyglądały na zadbane. Oczywiście, nie mogło być idealnie: społeczność nie sprawiała wrażenia przyjaznej. Zastanawiała się, co ona tam jeszcze robi, skoro misja nie ma jak dla niej szans powodzenia. Nie wiedziała, ile czasu jej zostało, nie miała też żadnego konkretnego planu, a punkt zaczepienia w postaci rozchichotanej i nadzwyczaj irytującej młodej dziewczyny wyglądał mało pewnie i jasno.

Chociaż mieszkanie studentki było przestronne i jasne, panował w nim powszechny bałagan. Gdy tylko właścicielka śmietnika zamknęła drzwi za swoim wybawcą rzuciła rzeczy na podłogę i poszła do kuchni. Ciekawa wszystkiego i pozbawiona innego wyjścia jak biernego zwiedzania Świata Aimez poszła za nią i stanęła w drzwiach, żeby nie przeszkadzać. Artystka biegała po pomieszczeniu przygotowując coś.

– Co studiujesz? – Spytała z zaskoczenia.

– Eeee… Teologię. – Niepewnie i cicho odpowiedziała zapytana, przypominając sobie dwie starsze kobiety, które siedziały obok nich i o czymś gorączkowo rozmawiały.

– O, ciekawie. – Nieukrywane zaskoczenie zbiło z tropu nieznającą świata. Nie była pewna, czy aby dobrze zrobiła, mówiąc to co powiedziała. – Co będziesz robić po teologii?

– Nic. – Syknęła przerywając z pomocą mocy rozmowę. – O nic już nie pytaj.

Nie pytała. To było zbyt proste.

Znudzona przeszła do największego pokoju. Poza kolejnymi stertami różnych dziwnych rzeczy ujrzała naprzeciw siebie jakiś ekran. Od razu się domyśliła, że musi to być jakiś przekaźnik informacji, podobnie jak ekran w Wielkiej Sali. Podeszła bliżej i zauważyła okrągły przycisk pod ekranem. Nacisnęła go i po chwili ekran rozbłysł kolorami. Szybko pożałowała. Hałas był niewyobrażalny. Przerażona zaczęła krzyczeć i urządzenie od razu ścichło do znośnego poziomu dźwięku. Odwróciła się, aby sprawdzić, co z Agnieszką. Ta stała w przejściu i patrzyła bez zrozumienia na całą scenę.

– Ostatnio coś jest z telewizorem…

Odeszła do kuchni, a szatynka zaczęła oglądać kanał, który się wyświetlił. Był to akurat serwis informacyjny. Czuła, że trafiła w dziesiątkę. Oglądała telewizję z zapartym tchem, szukając chociaż jednej wskazówki. Po chwili dołączyła do niej Agnieszka z dwiema miskami jedzenia. Gdy tylko właścicielka Świata podpatrzyła, co ma robić z tymi kawałkami metalu, które dostała również zaczęła jeść. Wtedy właśnie po raz pierwszy w życiu poczuła w okolicach brzucha ssanie. Domyśliła się, że to był ten cały głód, o którym mówiła jej nowa towarzyszka.

– Miło będzie razem mieszkać. – Powiedziała władczo, na co gospodyni tylko jeszcze szerzej się uśmiechnęła. Dach nad głową miała już zapewniony.

Oglądały razem telewizję jeszcze długo. Początkowo ograniczyły się do wiadomości, później zaś czarnowłosa przełączyła na inny kanał. Aimez dowiedziała się przy tej okazji, że to co oglądają to film.

– Ludzie są dziwni… – odezwała się w końcu, gdy za oknem było już ciemno. – Nie ma w was nic, co by zachęciło kogokolwiek do współpracy z wami.

– Nas? – Spytała zaskoczona artystka. Jej nowa współlokatorka kiwnęła tylko głową.

– Jesteście gwałcicielami, mordercami, hipokrytami i oszustami. Sprawia wam przyjemność oglądanie ludzkiego cierpienia, nawet jeżeli jest wyimaginowane, czujecie potrzebę udawania kogoś, kim nie jesteście. To jest przedziwne i niezrozumiałe dla normalnej istoty.

– Ale przecież nie wszyscy są tacy.

Tym razem to brązowowłosa została zaskoczona, a Agnieszka pokiwała głową.

– Tak, tak. Przecież jest wielu wspaniałych ludzi. Lekarze, artyści, filozofowie, naukowcy… Dzięki nim żyjemy tak, a nie inaczej. Wiemy jak zapobiegać chorobom, jak wygląda Ziemia, wiemy po co istniejemy. Może i głośno jest tylko o tych, którzy nic nie wnoszą do rzeczywistości, lecz nie znaczy to, że tylko tacy istnieją.

– Ziemia mówisz… – myślała na głos zaciekawiona. – Jak myślisz, co sprawia, że niektórzy z was są wyjątkowi?

– Wyobraźnia. – Odpowiedziała tamta krótko, rzucając nagle na ręce szatynki stos grubych ksiąg. – Chcesz dowodów i więcej informacji, to poczytaj encyklopedie.

Dziewczyna odeszła, aby położyć się spać. Pracownica korporacji wykorzystała okazję i chwilowo odłożyła książki, aby pójść na balkon. Tam złożyła dłonie, jakby zbierała w nich wodę i powstała w ten sposób przejrzysta kula.

– Nerner, jesteś tam? – Zapytała cicho, aby nikt jej nie usłyszał. Po chwili w świetlistym obiekcie pojawiła się twarz przyjaciółki.

– Aimez, to ty jeszcze żyjesz?! – Zawołała zaskoczona, na co tamta odpowiedziała tylko złośliwym grymasem. – Bałam się, że coś się stało, że się nie odzywasz…

– Ile czasu minęło?

– Cztery wekaty, a co? Długo się nie pokazywałaś…

– Cholera… Tu minął jeden dzień… Tak to nazywają… Wiesz co to oznacza?! – Włochata odpowiedziała kręceniem głowy. – Że mam tylko jeszcze 29dni na znalezienie odpowiedniej argumentacji dla Szafowej… To strasznie mało, nic jeszcze nie mam…

– Zupełnie nic? – Rozbrzmiał nagle w tle głos Nedeena, który zaraz pokazał się młodej. – Co ty tam robisz, co się guzdrzesz?

– To nie takie łatwe, wiesz?! – Straciła cierpliwość. – Te istoty są jakieś dziwne! Nie ma w nich niczego wartego uwagi, najchętniej to by się wszystkie wzajemnie wybiły!

– Ty, to prawie jak u Nerner. – Chłopak zaraz tego pożałował, szatynka tylko usłyszała jak dostaje po głowie ogonem.

– Nawet jeżeli, to ona zezwolenie ma. Ja nie!

– Dziewczyno, spokojnie. – Odrzekła najstarsza z nich. – Przecież musisz mieć jakiś trop. Widzę przecież, że nie śpisz pod gołym niebem, poznałaś kogoś?

– Ta, jedną taką wariatkę… Jedyne co się od niej dowiedziałam, to o jakieś tam wyobraźni. Pierwszy raz słyszę.

– Hm, ja też. – Skwitowała to przyjaciółka. – Może to jest jakiś ich cenny artefakt? Warto chyba się temu przyjrzeć.

– Nie mam innego wyboru…

 

***

 

W ciągu następnych kilkunastu dni kiedy tylko Agnieszka wychodziła na miasto malować, Aimez przeglądała kolejne książki. Wiedza, jaką tam znajdywała była dla niej zadziwiająca. Po raz pierwszy w całej swojej dotychczasowej karierze w Korporacji słyszała o czymś takim, jak odkrycia danego świata. Każdy inny świat o jakim słyszała po prostu istniał z wszystkim co było mu potrzebne. Na Ziemi, o roboczej nazwie Zemia było inaczej. Nie dotyczyło to tylko odkryć. Zorientowała się, że jej rasa była niesamowicie kreatywna, co zdarzało się raczej tylko istotom z Międzyświata.

Zaczynała wierzyć, że ma do czynienia z naprawdę wyjątkowym gatunkiem. Pełnym wad co prawda, ale posiadającym zalety, jakich nie miał żaden inny Świat.

Trochę ten entuzjazm stygł, kiedy odważyła się wyjść z domu. Większość ludzi, jakich wtedy spotykała miała się nijak do tego, co czytała w książkach. Pozostawała jednak optymistką bo wiedziała, że jeżeli faktycznie jej misja będzie porażką, to ona również na tym poważnie ucierpi.

Nerner i Nedeen regularnie się z nią porozumiewali i przekazywali jej informacje na temat działań w Korporacji. Po prawdzie nie mieli zazwyczaj wiele do powiedzenia, większość istot w Międzyświecie zdążyła już zapomnieć o kłopotliwej sprawie niepełnej dokumentacji. Pojawiły się tylko jakieś problemy z twórcą Wszechświata. Lecz nikt nie miał odwagi pytać, co Szefowa robiła, kiedy do niego poszła. Aczkolwiek to wystarczyło, aby go uciszyć.

Znacznie częściej Aimez opowiadała im o swoich poszukiwaniach. Dzięki nim utwierdzała się w przekonaniu, że faktycznie Ziemia i Wszechświat wyróżniają się pośród innych rzeczywistości. Jednakże nie byli jej w stanie pomóc inaczej, jak na bieżąco mówić, ile zostało jej czasu.

Pewnego dnia przypomniała sobie o wyobraźni, na temat której powiedziała jej Agnieszka. Nie mogąc znaleźć nic w książkach wykorzystała moment nieuwagi współlokatorki i przysiadła się do jej laptopa. Mając w ostatnim czasie możliwość podejrzeć, jak maszynę się obsługuje nie miała większych problemów z tym, czego szukała. Szybko w wyszukiwarkę wpisała hasło i znalazła to, czego potrzebowała.

– Umiejętność tworzenia w umyśle dowolnych sytuacji… – Czytała na głos.

– Nie tylko w umyśle. – Za jej plecami odezwał się niespodziewanie głos artystki. – Wyobraźnia to rzecz wielka.

– Wyjaśnisz mi to?… – Spytała brązowowłosa tonem ciekawskiego dziecka. Agnieszka pokiwała głową i niczym matka usiadła obok na kanapie.

– Dzięki wyobraźni człowiek może przedstawić sobie w umyśle wygląd czegoś. A później na ten przykład, narysować to na papierze. Tak jest na przykład z architektami i malarzami. Z pomocą wyobraźni tworzą coś nowego. Wyobraźnia ułatwia nam kontakt z ludźmi. Potrafimy dzięki niej przewidzieć, co się stanie, jeżeli zachowamy się tak, a nie inaczej.

Wyobraźnia pozwala też nam na nadawanie imion. W kulturze ludzi jest to bardzo ważne. Kiedy dzieje się coś, co nas przeraża, nadajemy temu imię. W ten sposób po części to oswajamy… Ponieważ my ludzie boimy się tego, co nieznane… Imiona ludzi często mają też jakieś specjalne znaczenie, tak zwaną dobrą wróżbę, mają wpłynąć jakoś na właściciela.

Mówi się, że jeżeli człowiek sobie coś wyobrazi, to w jakimś innym świecie zaczyna to istnieć naprawdę…

– A co oznacza twoje imię? – Spytała zafascynowana Aimez.

– Agnieszka znaczy czysta, stojąca na przedzie…

Na chwilę między nimi zapadła cisza. Mieszkanka Międzyświata układała sobie w myślach wszystkie zdobyte informacje. Gdy tak siedziała spokojnie poczuła, że znajoma ciągnie ją za rękaw koszulki.

– Ty nie jesteś taka jak my, prawda?…

– Nie… – odpowiedziała szeptem, uświadamiając sobie w tej chwili, że ma do czynienia z istotą nadśwaidomą, taką jakie żyją w Korporacji.

W tej samej chwili w salonie zawiał silny wiatr, przewracający farbki i rozrzucający papiery. Osłaniając się rękoma dziewczęta zauważyły powstającą pośrodku pokoju ciemną tarczę o świetlistej aureoli. Aimez natychmiast rozpoznała, co to była za ciemność.

– Czekam na sprawozdanie z zadania. Proszę tu wejść. – Zawołała potężnym i zarazem jedwabnym głosem Szefowa.

 

Koniec

Komentarze

Zaciekawiło. Ode mnie mocne 4.

Dziękuję. :) Pracuję już nad ostatnim rozdziałem tej niedużej powieści. :)

Powodzenia w pracy. Trochę Ci to przeszło w pewnego rodzaju schematyzm, ale jeśli ma być krótkie, to nie szkodzi.

Hmmm. Przeszkadzała mi interpunkcja. No i uświadomiłam sobie, że nie wiem, co do świata Aimez ma ten uwięziony staruszek, od którego zaczęły się kłopoty.

Irytował także brak danych. Bohaterka nie wie, czego szuka, niby ma jeszcze czas, a tu szefowa ją wzywa… Nic nie wyjaśniasz czytelnikowi.

Babska logika rządzi!

Bez entuzjazmu. W dalszym ciągu sporo błędów i usterek, przeszkadzających w lekturze. Dość przewidywalne wrażenia przybyłej na Ziemię niczym nie zaskakują. Innymi słowy – nudnawe.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jakoś tak niewiele się wydarzyło…

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka