- Opowiadanie: sinner - Krew

Krew

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Krew

 

Dedykowane: Agniesi Przybysz, teraz i na zawsze

 

 

KREW

 

Zimny i wilgotny jesienny wiatr rozwiewał Marcie włosy zmieniając je w złote wstęgi kiedy szła chodnikiem otulając się rękoma. Posępnie szary bezkształtny świat wydawał się płakać sam nad sobą. Żałosny krajobraz dopełniony nagimi kikutami przydrożnych drzew wyglądał jak dekoracja rodem z horroru. Szczególnie w przedwieczornym mroku, którego nie rozjaśniało przygaszone rozmazane światło latarni.

Dom, do którego dotarła zziębnięta i przemoczona Marta doskonale pasował do pogody. Parterowy, zbudowany z krwiście czerwonej cegły wyglądał jakby był o krok od zawalenia. Popękane mury poznaczone zielonymi żyłami winorośli zdawały utrzymywać się w jednym kawałku jedynie dzięki nim. Dach z czarnej papy wyglądał jakby przeżył wielogodzinne gradobicie. Prostokątne podwórze wokół domu porastał gąszcz niekoszonej wiele lat trawy, ziela i nie zadbanych poczerniałych drzew, które w lato pokrywały się wiśniami lub czereśniami; o ile w ogóle rodziły jakieś owoce. Dom wyglądał jakby od kilku dekad był opuszczony i Marta nie potrafiła uwierzyć, że jeszcze tydzień temu mieszkał tu jej dziadek.

Pchnęła metalową furtkę która skrzypnęła ostrzegawczo, sypiąc wyglądającą jak zakrzepła krew rdzą i weszła na podwórze. Wylaną z betonu kruszącą się ścieżką Marta dotarła do drzwi wejściowych – dębowych i obłuszczających się z brązowej farby. Z torebki wygrzebała duży mosiężny klucz, włożyła go do zamka i przekręciła. Stare mechanizmy zazgrzytały złowieszczo, ustępując niechętnie. Zaśniedziała klamka była zimna i nieprzyjemna w dotyku, a dźwięk jaki wydały zawiasy przy otwieraniu przypominał krzyk cierpiącego człowieka. Marta niechętnie weszła do środka. Wnętrze było zaniedbane, śmierdziało pleśnią, gnijącym drewnem i czymś jeszcze; czymś metalicznym i mdlącym. Przysłoniła więc dłonią usta i rozejrzała się. Stała w pomieszczeniu, które można by nazwać kuchnią. Ściany były brudne i obdrapane z farby. Po prawej znajdował się zardzewiały zlew, dwie stojące szafki i kuchenka gazowa. Na wbitych w ścianę gwoździach wisiały trzy garnki, patelnia, stary czajnik, dwie chochle i pojemnik ze sztućcami. Nieco dalej stał duży, czarny stół. Po lewo znajdowała się lodówka, drugi zlew z wiszącą nad nim suszarką do naczyń i kredens. Dwa krzesła stały pod ścianą, blisko stołu. Z wiszącego na środku żyrandola zwieszał się samotny pająk wielkości jagody. Były też drzwi, tuż obok stołu. Marta przeszła przez nie po skrzypiącej drewnianej podłodze.

Pomieszczenie za nimi było dużym pokojem, dość zadbanym i nawet z gustem urządzonym (co zdziwiło ją po tym, co zobaczyła w kuchni). Na całej powierzchni podłogi rozłożony był brunatno żółty dywan, gruby i przyjemny dla stóp. Na zachodniej i południowej ścianie stały regały, na półkach których zalegało mnóstwo starych książek. Pod oknem północnej ściany stało duże łóżko, a po jego prawej stronie nocna szafka. Dwa metry dalej stał stolik z telewizorem, a na parapecie jego drugiego okna radio. We wschodniej ścianie znajdowały się drzwi prowadzące do łazienki, która była wyposażona w to, co powinna. I to były wszystkie pomieszczenia nie licząc strychu ( na który można się było dostać ściąganą z sufitu łazienki drabinką ) i piwnicy (do której prowadziła klapa w podłodze pokoju).

Marta dała sobie spokój ze zwiedzaniem tych pomieszczeń, szczególnie, że była zziębnięta i zmęczona. Wykończyły ją szczególnie ostatnie wydarzenia. Dziadek, którego nawet dobrze nie znała zapisał tą ruderę rodzicom, ale z jakiegoś powodu za wszelką cenę chciał tu zamieszkać jej starszy kuzyn, Artur. Rodzice jednak nie ustąpili, zgodzili się z córką, że najlepiej będzie jeśli ona w nim zamieszka. Nie żeby zrobili to z miłości do niej. Po tym wszystkim, co wydarzyło się miesiąc wcześniej chyba nie było osoby, która by ją kochała.

– Przestań! – skarciła samą siebie; jej głos poniósł się echem i zabrzmiał obco i złowrogo.

Przysięgła sobie, że nie będzie wspominać tamtych wydarzeń, bo nie przyniosłoby jej to niczego dobrego. Zaczęła myśleć o pracy jaka ją czeka przy tym domu i pojawiły się wątpliwości czy dobrze robi. A wtedy wspomnienie o Pati wypłynęło z mroków umysłu i przekonało ją, że warto zamieszkać tu i zostawić za sobą to wszystko.

 

•••

 

Tej nocy nie spala najlepiej. Śniła jej się krew. Krew płynąca z podciętych żył. Czuła ból i rozpacz, bo to nie był tylko sen.

Obudziła się drżąca i zlana potem o piątej rano. Na dworze panował szary mrok i wciąż padał deszcz. Dopiero po chwili przypomniała sobie gdzie jest i poczuła się jakoś dziwnie. Pomyślała, że będzie musiała poszukać sobie tutaj jakiejś pracy i smutek ją przytłoczył. Jak mogła tak zniszczyć sobie życie.

Uderzyła pięścią w ścianę z całych sił. Kojący ból rozszedł się ciepłą falą po ręku docierając do serca. Zawsze tak robiła, gdy nie mogła uporać się z cierpieniem psychicznym. Ból fizyczny przynosił zapomnienie i swego rodzaju świeżość.

 

•••

 

Po skromnym śniadaniu posprzątała w kuchni i dopiero teraz dostrzegła wiszący nad drzwiami niedziałający zegar, który zatrzymał się wskazówką na najwyższej cyfrze. Spróbowała go zdjąć, ale nie dała rady. W końcu zrezygnowana poszła zobaczyć jak wygląda strych. Okazał się jeszcze gorszy niż kuchnia: kilkucentymetrowa warstwa kurzu zalegała podłogę i wewnętrzną stronę dachu; okienko w północnej ścianie było niemal niewidoczne z pod brudu i wszędzie zwieszały się grube pajęczyny oblepione kłębkami kurzu. Poza tym nie było tu nic. Na szczęście od wewnątrz dach był uszczelniony i nie przeciekał.

Piwnica okazała się natomiast dużo przyjemniejsza chociaż była wylana betonem, zimna i wilgotna. Oczywiście była tez pusta; jeśli nie liczyć wykonanych z litego metalu tkwiących w zachodniej ścianie piwnicy drzwi. Marta podeszła do nich i spróbowała je otworzyć, chociaż nie miały klamki, ale – tak jak zegar – ani drgnęły. Obejrzała je więc uważnie, ale nic to nie dało. Nie było w nich zamka, a zawiasy były zabezpieczone. Zresztą nie miałaby jak unieść drzwi, które musiały ważyć jakieś dwieście kilogramów. Była ciekawa co znajduje się za nimi i gotowa rozbić ścianę, ale obawiała się, że dom mógłby runąć. Ucieszyła się jednak, że może zająć czymś myśli.

 

•••

 

Po południu zrobiła zakupy i jej oszczędności drastycznie zmalały. Popytała w kilku miejscach czy nie potrzebują kogoś do pracy – była w końcu świeżo po polonistyce – ale niestety nic nie znalazła. Złościło ją to, bo pieniądze, które miała wystarczą co najwyżej na tydzień. Ale wróciła do domu i ukojenie znalazła w drobnych zajęciach; dalszym sprzątaniu i gotowaniu. Wysiłek fizyczny pomagał jej niemal jak ból.

 

•••

 

W nocy znów śniła jej się krew. Tym razem pozbawiona kontekstu, ale nie mniej straszna. Marta obudziła się rozdygotana i przerażona. Znów. Tyle, że tym razem strach nie chciał minąć. Do tego zaczął jej się okres i tępy ból brzuch – tak przez nią znienawidzony – doprowadzał ją do frustracji. Lubiła ból, ale pulsujący, silny i szybko mijający, a nie tak monotonny i drażniący.

Kiedy robiła sobie śniadanie, w ogarniętej i uporządkowanej już kuchni zobaczyła, że zegar ruszył. Tyle, że jedna i jedyna wskazówka (jak teraz zauważyła) obracała się powoli do tyłu. Zbyt wolno, by odmierzać godziny, ale obracała się i to jeszcze bardziej pogłębiło irracjonalny strach Marty. Czuła jakby zegar odmierzał do czegoś czas; czegoś nieuniknionego i mrocznego. Winę zrzuciła na wywołana miesiączką zaburzenia hormonalne i spróbowała się uspokoić – bezskutecznie.

Minął prawie tydzień– i chociaż razem z nim przeminął też i okres – strach pozostał i Marta czuła, że powoli wariuje. Spała przy zapalonym świetle, budziła się niemal co godzinę i wciąż miała wrażenie, że nie jest tu sama. Nawet ból już jej nie pomagał, choć prawa pięść była porozcinana od uderzeń w ścianę i krwawiła przy każdym gwałtowniejszym ruchu ręką. To było nie do zniesienia. Marta coraz częściej myślała, że już dłużej tu nie wytrzyma, ale nie miała dokąd iść. Nie po tym, co zrobiła. A w portfelu zostało jej już tylko 50 zł.

Wskazówka na tarczy zegara niebezpiecznie zbliżała się do godziny dwunastej, już wkrótce mając zakończyć swoje odliczanie.

 

•••

 

Szóstej nocy Marcie śniło się, że śpi w tym, całym mrocznym i przerażającym. Widziała siebie leżącą na łóżku, zwiniętą w kłębek, jak dziecko w łonie matki i pomyślała, że wygląda ładniej niż dotychczas; jakby coś z niej promieniowało – ciepłe i lodowate zarazem. Może to dlatego, że w tej płodowej pozycji w srebrnym świetle księżyca sączącym się przez brudne okno wyglądała tak niewinnie, ale i groteskowo upiornie.

I nagle obudziła się przerażona i rozedrgana, ale tylko we śnie. Było to dziwne, wręcz dezorientujące uczucie nierealności tak żywej, że aż zdającej się być prawdą. Teraz nie patrzyła już na siebie z perspektywy obcej osoby, tylko własnymi, rozespanymi oczami i dostrzegła przyczynę swego strachu (tym razem bardziej realną).

W nogach łóżka stał mężczyzna, wysoki i w pewien sposób mroczny, przyglądając jej się uważnie. Marta wiedziała, że wyszedł on zza drzwi w piwnicy, choć nie miała pojęcia skąd.

Mężczyzna chyba był nagi i bardzo szczupły, ale w gęstej ciemności jak zapanowała w pokoju gdy tylko go dostrzegła nie była w stanie, nie była w stanie precyzyjnie tego określić.

Jaka ciemność? pomyślała. Przecież przed położeniem się do łóżka zostawiłam zapalone światło. Jak co noc.

A Mężczyzna tylko stał i przyglądał jej się dziwnie nieobecnym wzrokiem. Mrok wokół niego zdawał się być żywy, ruchliwy i drapieżny.

Marta zerwała się z łóżka przerażona i gotowa walczyć o swoje życie. Z całych sił pchnęła mężczyznę po czym złapała za jego łysą, śliską i dziwnie miękką głowę i uderzyła nią o ścianę. Krew trysnęła opryskując jej twarz i tworząc na ścianie szkarłatną gwiazdę. Mężczyzna upadł na podłogę podrygując a cały świat stał się czernią.

Marta obudziła się wciąż przerażona, ale wdzięczna, że ten przeklęty sen nareszcie dobiegł końca. Był najgorszy z dotychczasowych chociaż gdy teraz, w bladej poświacie wczesnego poranka, myślała o nim, stracił część swojej siły; niestety tą mniejszą.

Rozejrzała się po pokoju jakby chcąc upewnić się jeszcze bardziej, że nie ma już powodów do kolejnego irracjonalnego lęku, ale zamarła z przerażenia gdy jej wzrok spoczął na ścianie, o którą we śnie rozbiła głowę mężczyzny. Rozgwiazda krwi, wielka i odrażająca wciąż tam była, z tym że wyglądała na starą i zaschniętą jakby posoka rozbryzła się w tym miejscu lata temu a nie parę godzin wcześniej. Marta zaczęła krzyczeć przerażona roniąc łzy, które spływały po suchych policzkach dwoma potokami. To było takie nie realne, wręcz chore, że nie mogła już tego znieść. Nie mogła być tu dłużej jeśli chciała zachować zmysły.

I wtedy mózg podsunął jej rozwiązanie, najprostsze z możliwych, jakby ktoś lub coś chciało by się uspokoiła i zdecydowała zostać w domu na dłużej. Ta plama krwi (o ile to w ogóle była krew – równie dobrze mogła być to farba, dżem, lub coś jeszcze innego) była stara, zbyt stara, więc musiała być tu od dawna. Marta nie mogła jej nie zauważyć, ale była tak rozstrojona nerwowo, że z pewnością zignorowała jej istnienie. Oczywiście do czasu, dopóki jej podświadomość nie przypomniała jej o tym przez sen. To było dobre wyjście, jedyne, które pozwalało zachować zmysły; jak dla niej jedyne.

Uspokoiła się nieco tylko wciąż nie potrafiła wyzbyć się przekonania, że tej plamy nie było tam wcześniej.

 

•••

 

Kolejnej nocy Marcie śniła się Patrycja powtarzająca jak zacięta płyta: To chce twojej krwi. I dostanie ją. I znów ta posoka płynąca z podciętych żył. A potem cała sytuacja rozegrała się od początku na jej oczach. Cały ten koszmar, który niedawno stał się jej udziałem.

Znów widziała Pati, swoją o rok starszą siostrę, mówiącą że masochizm jest u nich rodzinny. Była taka uśmiechnięta gdy siedziała w pełnej ciepłej, czystej wody wannie nacinając nożem wewnętrzna stronę bladych, szczupłych ud.

Marta skrzywiła się widząc to. Lubiła ból, ale zupełnie inny; ostry ale krótkotrwały.

Krew w wodzie była taka jasna, wręcz różowa. Wydawała się nierealna i w jakiś obrzydliwy sposób…słodka.

A potem Patrycja leżała w łóżku z przywiązanymi do jego rogów rękoma i nogami przez rodziców, którzy odkryli już co robi ich, zawsze stawiana na pierwszym miejscu, córka (wieczny ideał, najlepsze oceny, grzeczna, przykładna, spokojna) i nie mogli tego znieść. Nie obchodziło ich, że już od dawna jest pełnoletnia; znów musiało być tak, jak chcieli.

Ale Pati znalazła sposób by się pociąć wiedziała, że siostra ją rozumie i kocha do tego stopnia by zrobić to za nią. Marta bała się ale szybko ustąpiła. Niestety. Nie miała wprawy i jej cięcia okazały się za głębokie. Z przeciętych żył na wewnętrznej stronie ramion trysnęła krew i nie chciała przestać płynąć, a Marta stała sparaliżowana strachem wpatrzona w szkarłatne nacięcia. Kiedy się wreszcie ocknęła, otrząsnęła z szoku, chciała wezwać pomoc, ale siostra ją powstrzymała.

– To będzie dobra śmierć – zapewniła, a na jej kredowobiałej twarzy zabłądził nikły uśmiech pocieszenia – Przynajmniej będę wolna.

Jaskrawe światło obudziło Martę i dziewczyna przez chwilę nie wiedziała co się dzieje. A potem dotarło do niej, że stoi w piwnicy a mlecznobiałe światło wydobywa się zza otwartych drzwi. Poczuła strach tak mocny, że chciała uciec, ale nie zrobiła tego. Jakieś silne uczucie ciągnęło ją ku temu co znajdowało się za drzwiami. Uczucie, któremu nie potrafiła się oprzeć. Na drżących nogach, jak w transie weszła w oślepiające światło. Po chwili wzrok nieco przyzwyczaił się do niego – chociaż oczy wciąż roniły łzy, piekąc niemiłosiernie – i Marta dostrzegła, że znajduje się w owalnym idealnie białym korytarzu. Mleczny blask zdawał się emanować ze wszystkich stron i wypełniać każdy milimetr przestrzenia. Jakby powietrze płonęło.

Ruszyła dalej nie czując już strachu tylko fascynację i przyjemne ciepło. Kroki stawiała powoli jakby nie chciała zbyt szybko dotrzeć na koniec korytarza. Nawet nie wiedziała ile minęło czasu, kiedy nagle poczuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie. Spojrzała w dół i zobaczyła krew wypływającą z porów jej ciała, spływającą z rąk i nóg, i wsiąkającą w podłogę korytarza. Wraz z tym widokiem nadszedł strach, niosąc adrenalinę. Marta wyrwana z transu rzuciła się biegiem w drogę powrotną. Niemal czuła jak krew przestaje z niej wypływać. W końcu – po biegu, który wydawał jej się nieskończenie długi – dotarła do piwnicy. Nie zatrzymała się jednak i popędziła dalej. Złapała tylko swoją torebkę i pospiesznie założyła buty. Zanim wypadła na dwór, w zimny wiatr i zacinający deszcz, zdążyła zobaczyć jeszcze, że zegar znów staną skończywszy swoje odliczanie.

 

•••

Zezłoszczony Artur wszedł do domu i od razu skierował się do piwnicy. Metalowe drzwi nadal stały otworem tak , jak zostawiła je Marta trzy dni temu. Dobrze, że ją to wystraszyło, bo nie znała wagi tego miejsca. Odkupił od niej ten dom za kwotę znacznie przewyższającą jego wartość jako nieruchomości, ale i tak mu się to opłaciło. Marta oczywiście nie powiedziała mu, co ją tu spotkało, ale domyślił się tego. Radziła mu, by na razie tu nie zamieszkiwał, bo dom jest tak zniszczony, że grozi zawaleniem, więc niech najpierw go wyremontuje, a on udał, że się zgadza byleby tylko podpisała dokumenty.

Złość, że zjawił się tu dopiero teraz, ustąpiła gdy tylko wszedł do korytarza. Przypomniał sobie jak był tu po raz pierwszy, dwa lata temu, gdy pomagał ciotecznemu dziadkowi załatać od środka dach. Zwiedził wtedy piwnicę i odkrył prawdę. Dziadek dowiedział się o tym i zabronił mu powrotu. Ale teraz już nie żył i tylko Artur wiedział o co tak naprawdę tu chodzi, dlaczego dziadek nigdy nie przeniósł się do domu w lepszym stanie, ani nigdy nie zatrudnił ekipy remontowej (chociaż nie brakowało mu pieniędzy).

Szedł korytarzem w mlecznym blasku czując jak krew wypływa mu przez skórę, ale nie przejmował się tym. Taka była cena i był gotów ją zapłacić. W końcu zaczęło mu się kręcić w głowie, stawiał kroki z coraz większym trudem, ale nie poddawał się. To było jego marzenie i nie mógł z niego zrezygnować.

I nagle wszystko zniknęło w oślepiającym rozbłysku i przez krótką chwilę nie było nic. A potem, gdy wzrok zaczynał wracać do normy, pojawiło się miasto pełne szarych, bezkształtnych domów i całkowicie opuszczone. Ciepły, przyjemny wiatr niósł ze sobą zapach czegoś rześkiego i słodkawego. Słońce grzało łagodnie stojąc w zenicie na niebie. I ta cudowna, wszechogarniająca cisza.

Ogień pojawił się nagle i wybuchł wszędzie dookoła trawiąc miasto. Artur wpadł w panikę, chciał uciekać, ale wiedział, że nie ma dokąd. Korytarz przez najbliższą dobę nie będzie istniał.

I wtedy „to” wynurzyło się z płomieni… i nie było już nic.

 

•••

Marta patrzyła przez chwilę jak ten przeklęty dom płonie, a potem odrzuciła pusty kanister po benzynie i odeszła. Deszcz tego dnia nie padał i zanim zjawiła się straż pożarna, zostały już tylko dymiące, dogasające pogorzelisko.

 

KONIEC

Michał P. Lipka

 

Koniec

Komentarze

Na początek proponowałbym dać to:
"Tej nocy nie spala najlepiej. Śniła jej się krew. Krew płynąca z podciętych żył. Czuła ból i rozpacz, bo to nie był tylko sen. Obudziła się drżąca i zlana potem o piątej rano. Na dworze panował szary mrok i wciąż padał deszcz. Dopiero po chwili przypomniała sobie gdzie jest i poczuła się jakoś dziwnie. Pomyślała, że będzie musiała poszukać sobie tutaj jakiejś pracy i smutek ją przytłoczył. Jak mogła tak zniszczyć sobie życie.
Uderzyła pięścią w ścianę z całych sił. Kojący ból rozszedł się ciepłą falą po ręku docierając do serca. Zawsze tak robiła, gdy nie mogła uporać się z cierpieniem psychicznym. Ból fizyczny przynosił zapomnienie i swego rodzaju świeżość."

Kiedy autor popada w sentymentalizm, tekst robi się niestrawny. Kiedy w autorze zwycięża pisarz - jest do poczytania. Ode mnie 3.

Kilka scenek usiłujących straszyć czytelnika, które, niestety, nie straszą. Niby coś się dzieje, ale Autor niczego nie wyjaśnia. Opowiadanie mało wiarygodne, pełne błędów i usterek, dodatkowo utrudniających czytanie. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj.

Myślę, że jest tu dobry pomysł na opowieść grozy, lecz – o czym wspomnieli Przedmówcy – trzeba odpowiednio powiązać i pouzupełniać rozrzucone wątki oraz poprawić kwestie językowe. Nastrój oraz klimat już stworzyłeś. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka