- Opowiadanie: Sethrael - Zmiana przeznaczenia

Zmiana przeznaczenia

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

AlexFagus, regulatorzy

Oceny

Zmiana przeznaczenia

 

 

Miłość nie przynosiła już bezgranicznych uniesień. Nieprzemijająca młodość wydawała się coraz mniej atrakcyjna. Dreszcze, wywoływane niegdyś gwałtownym pożądaniem jego ciała, ukryły się w szarości wspomnień, umarły zatopione w dekadach spokojnego kochania. Kobieta przędła nić losu bez pośpiechu – wroga długowieczności. Chłonęła sztukę, adorowała wyjątkowość. Świt nieraz zastawał ją w objęciach kolejnej powieści. Dawała uwodzić się poezji, flirtowała z prozą. Zakochiwała się w utworach muzycznych, by po jakimś czasie porzucać je na rzecz płócien nowego mistrza. Żyła pięknem. Delektowała się nim, poszukiwała i pragnęła. Inne aspekty egzystencji straciły znaczenie, stały się niezauważalne, zniknęły. Sprawami błahymi, przyziemnymi, materialnymi zajmował się on. Może dlatego kojarzył się jej niekiedy z pospolitością, którą gardziła. Nim wzgardzić nie umiała. I nie chciała. Miłość, którą go obdarzyła, była silna, niezachwiana i łagodna. Podobna do wielkiej, spokojnej rzeki leniwie niosącej doniosłość uczucia.

 

On żył tak, jak inni mu współcześni. Dopasowywał się do przemijających mód, dostrajał do obyczajów, przywdziewał barwy aktualnej mentalności. Mawiał, że lubi być na bieżąco. Życie traktował jak niekończącą się przygodę, każdy dzień witał z entuzjazmem i ciekawością. Delektował się świadomością długowieczności, cieszył nieograniczonymi perspektywami, snuł plany. Z radością oddawał się poznawaniu nowinek technicznych. Był człowiekiem współczesnym, niezależnie od epoki. Stałym w zmienności.

 

Ona była jego przystanią, domem. Dającą wytchnienie, otulającą spokojem, oazą. On chronił ją przed zbrukaną przez szarość codziennością, zapewniał byt, umożliwiał zatopienie się w poszukiwaniach piękna. Tak odmienni, byli jednym. Każdego ranka parli w przeciwne strony, by wieczorami wracać do siebie, przepełnieni spokojną tęsknotą, spragnieni leniwej bliskości. Co wieczór szukali się i odnajdywali, niespiesznie, delikatnie, miękko. Kroczyli razem, bez dawnego ognia, lecz w kojącym cieple wiecznego żaru. W łagodnym zrozumieniu.

 

Chłód pojawił się niepostrzeżenie. Zakradł się bezszelestnie, studząc tlącą się spokojnie i pewnie dojrzałą namiętność. Początkowo nie dostrzegała drobnych zmian w jego zachowaniu. Ona, tak przecież wrażliwa, nie wychwyciła odmiennego spojrzenia, częstego zamyślenia, nie zaniepokoiła jej małomówność. Dopiero gdy jego ciało, pierwszy raz od ponad dwustu lat, nie zareagowało na dotyk, pojęła, że go traci.

 

Piękno nagle przestało mieć wartość, wyjątkowość stała się nieistotna. Bez niego, tak przesiąkniętego bezbarwną codziennością, gloryfikowana sztuka okazała się pusta, nieatrakcyjna, bezsensowna. Rozpacz wciągała kobietę w czarną otchłań, niczym rozszalały wir. Krzyk strachu rozbrzmiał w jej wnętrzu, zwielokrotnił się echem tysięcy podejrzeń i lęków, wydostał się na powierzchnię w przebraniu słonych strumieni meandrujących po bladych policzkach. Apatia skierowała ku niej mętne spojrzenie, wysunęła skostniałe palce. Odepchnęła je z trudem. Nie poddała się, więc strach i niedowierzanie przeistoczyły się w gniew. Stłumiła krzyk, a strumienie wyschły. Silna i zdeterminowana spojrzała wyzywająco na rzeczywistość.

 

Instynkt, najlepszy przyjaciel nieszczęśliwej kobiety, ujął jej dłoń i delikatnie powiódł ku przyczynie zagrożenia. Stała wpatrzona w ekran, a niedowierzanie, gniew i żal karmiły się wzajemnie. Rosły i nabrzmiewały, aż ewoluowały w furię.

 

Wyruszyła w podróż, jak niegdyś.

 

Pustka i chłód czekały na niego. Wpadł w ich objęcia, gdy tylko wszedł do domu. Wołał. Odpowiedziało mu milczenie. Szukał, lecz znalazł jedynie odbicia wspomnień. Rozpaczał, pragnąc ukojenia. W końcu je znalazł, jak każdy. Nie odgadł, nie domyślił się, że zniknęła z powodu tej, która ponownie stawała się bladą namiastką utraconej towarzyszki. Jedynej przyjaciółki.

 

Ruiny patrzyły na kobietę z dekadencką obojętnością. Zimny wicher władał zniszczonym zamczyskiem, w którym kwitło niegdyś zbójeckie życie. Zbliżyła się, powoli tonąc w mroku starych murów. Fala wspomnień uderzyła nagle, zalewając umysł obrazami z przeszłości. Leżała tu niegdyś, będąc dzieckiem, przerażona. Zdana na łaskę kapryśnej dziewczynki. Wtedy, to głośne i ludne miejsce budziło w niej grozę. Teraz – puste, ciemne i martwe, wydało się przyjazne. Oznaczało bliskość celu. Przywykłe do mroku oczy wyłowiły małą rysę w gęstwinie szarości. Zbliżyła się i podniosła pokryty rdzą nóż. Ten, który niegdyś rodził przerażenie. Teraz należał do niej.

 

Pędziła gnana wściekłością, znieczulona gniewem, karmiona żądzą zemsty. Płatki śniegu omijały ją, bojąc się spotkania z rozżarzoną furią. Minęła miejsce, w którym dawno temu stała chatka starej Laponki. Biegła, gnała, unosiła się w pędzie. Przefrunęła obok pozostałości domu mądrej Finki. Wylądowała dopiero przy krzaku czerwonych jagód. Dalej ruszyła powoli, dostojnie, pewnie. Lodowi strażnicy rozpuszczali się ze strachu przed gorejącą nienawiścią.

 

Mężczyzna, ruszając miarowo wetkniętą w spodnie dłonią, siedział wpatrzony w ekran. Chłonął pokaz. Tam, specjalnie dla niego, prężyła się półnaga kobieta. Pocieszycielka. Wydęła czerwone usta w grymasie triumfalnego uśmiechu. W takich chwilach wiedziała, że on należy tylko do niej. Tak jak kiedyś. Była przecież królową. Była znów jego królową. Prężyła się, a śnieg wirował, szalał wokół zimnego, doskonałego ciała. On przyglądał się widowisku, rozparty w fotelu przed monitorem. Urzeczony, zahipnotyzowany, bezrefleksyjny. Nagle szybujące płatki zniknęły, stopiły się. Mężczyzna dostrzegł za plecami wijącej się władczyni drobną, młodą kobietę. Ta podeszła cicho, zdecydowanie. Jedna ręką szybko i pewnie chwyciła królową za włosy. Drugą, uzbrojoną w pordzewiałe ostrze, błyskawicznie i bezlitośnie mocno przesunęła po białej szyi.

 

Powoli wyciągnął ze spodni drżącą dłoń. Z monitora patrzyła na niego ona. Inna, obca, lecz jednak ona. Delikatna poszukiwaczka piękna górowała nad drgającym ciałem. Stała w kałuży czerwieni, z okrwawionym, zardzewiałym nożem w dłoni. Zbliżyła się do kamery i przemówiła, cedząc każde słowo przez zaciśnięte zęby:

– Jesteście, bez wyjątku, skończonymi idiotami. Macie ciepło i miłość na wyciągnięcie ręki, lecz zawsze ulegacie zimnym sukom bez serca. Nawet ty. Dostaniesz zatem to, czego wszyscy tak pragniecie. Wracam. Szykuj się na nowy rozdział w życiu.

 

Oddalała się od martwej królowej niespiesznie. Spełniona, piękniejsza niż kiedykolwiek. Każdy krok kobiety powodował pękanie ścian lodowego pałacu. Przeszła dumnie obok zamarzniętego jeziora, na którym zmrożone bryłki wciąż tworzyły, ułożony przed ponad dwustu laty, napis „Wieczność”. Wtedy dał im wolność i przeklął długim życiem. Teraz, gdy kobieta opuszczała mroźne pustkowie, drżenie wywołane jej krokami zruszyło kawałki lodu. Napis „Wieczność” rozpadł się zdejmując klątwę. W jego miejscu kryształy utworzyły słowo „Własność”, wiążąc czekającego w domu, oniemiałego mężczyznę, nowym przeznaczeniem.

Koniec

Komentarze

Do konkursu.

Podoba mi się ten melancholijny nastrój, choć mam wrażenie, że nie do końca zrozumiałem przesłanie antybajki. Przyznać jednak muszę, że napisana jest zgrabnie i czyta się ją dobrze. W oczy rzuciły mi się tylko jakieś drobiazgi do poprawy:

Ona, tak przecież wrażliwa, nie wychwyciła odmiennego spojrzenia, częstego zamyślenia, nie zaniepokoiła ją małomówność. => chyba raczej "nie zaniepokoiła jej małomówność"?

Rozpacz wciągała kobietę w czarną otchłań, niczym rozszalały wir. => ten przecinek jest absolutnie zbędny.

Zbliżyła się i podniosła pokryty rdzą nóż. Ten, który niegdyś rodził przerażenie. => raczej "budził przerażenie". Poza tym to można było wszystko ładnie wpleść w jedno zdanie.

Jedna ręką szybko i pewnie chwyciła królową za włosy. Drugą, uzbrojoną w pordzewiałe ostrze, błyskawicznie i bezlitośnie mocno przesunęła po białej szyi. => raczej ostrzem powinna przeciągnąć po tej szyi niż dłonią.

Pozdrawiam.

Ja też nie jestem pewna, czy zrozumiałam. No bo dlaczego facet cały czas trzymał rękę w spodniach? Wstydził się przed suką-striptizerką wyjąć to, co tam ukrywał? A chyba wygodniej byłoby mu...

A tak serio mówiąc - nie lubię w ten sposób napisanych, poetyckich tekstów, bez dialogów, za to pełnych metafor. A raczej powinnam napisać - z reguły nie lubię. Ty napisałeś to opowiadanie tak dobrze, że czyta się jednym tchem. Myślę, że niewielu z nas potrafiłoby coś takiego napisać, by nie śmierdziało grafomanią. Myślę, że Tobie się udało.

Właśnie... hm. Tekst pewnie trzeba przeczytać kilka razy, by wyłapać wszystkie Twoje prawdy. Jak mam być szczera, nie przepadam za takim nagromadzeniem przenośni. Jednak. Właśnie - JEDNAK. Twój tekst pochłoną mnie tak bardzo, że nawet zniechęcający początek (w moim odczuciu) nie był w stanie mnie powstrzymać przed całkowitym przeczytaniem. Wiesz, chyba dobrze Ci to wyszło. No i jak tak teraz czytam komentarz Fanty u góry - zgadzam się z Nią w stu procentach. Jest Pan zdolny, Panie Sethreal. Żeby sprzedać komuś coś, za czym nie przepada. I jeszcze, żeby się z tego cieszył. No, no. Szacuneczek, naprawdę.

Pozdrawiam.

Podpisuję się pod komentarzami fanty i mai, bo sama lepiej bym nie ujęła własnych wrażeń. Gratuluję świetnie napisanego tekstu.

Czy dobrze odczytałam w Twojej antybajce współczesną wersję dzieła pana Andersena?

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Yoss, cieszę się, że czytało się dobrze i nastrój tekstu przypadł Ci do gustu. Rzeczywiście, powinno być "jej" nie "ją", poprawiłem, dzieki za wyłapanie błędu. Przed "niczym rozszalały wir" pozostawię przecinek. Wiem, że nie musi go tam być, chciałbym jednak aby czytelnik podczas lektury przystanął na chwilę w tym miejscu. Pierwotnie to miało być nawet oddzielne zdanie. "Rodził" również zostawiam. Zdaję sobie sprawę, że "budził" brzmiałoby może bardziej naturalnie, jendak "rodzenie przerażenia" wpisuje się w przyjętą przeze mnie konwencję... mam nadzieję :) Nad opisem poderżnięcia gardła myślałem sporo, zmieniałem go kilka razy nim zamieściłem tekst. Nie wiem, może po prostu oswoiłem się już z tym zdaniem, ale w mojej opinii ono pasuje, zatem też zostawiam! Co do przesłania, to może być ich kilka, lub, jak kto woli - jedno ale wielowątkowe :) Najbardziej czytelne, moim zdaniem, zawiera się we fragmencie: "Oddalała się od martwej królowej niespiesznie. Spełniona, piękniejsza niż kiedykolwiek". W pierwotnej wersji było jeszcze po tym "Bezdusznie radosna", jednak nie umieściłem tego, bo wydało mi się zbyt bezpośrednie, oczywiste i... jakieś takie przesadzone i niepasujące do reszty.

 

Fanto, dobry tekst! Twoja uwaga techniczna dotycząca masturbacji rozłożyła mnie na łopatki! :) Załóżmy, że gadał z królową przez skype, a striptiz był niespodziewany i nie zdązył sie przygotować; albo siedział w rozciągniętych dresach i mu to nie przeszkadzało; lub czekał na przesyłkę poleconą i spodziewał się dostawy w każdej chwili, więc wolał pozostać ubrany; albo miał kompleksy więc wstydził sie nawet przed sobą! O!

 

Fanto, Maju, Regulaorzy, pisząc ten tekst miałem świadomość, że opowiadania, w których klimat jest równie ważny jak fabuła (jeśli nie ważniejszy), a warstwa językowa została wzbogacona o sporą ilość metafor, nie mają na portalu wielu zwolenników. Sam nie przepadam za tekstami, w których jest tyle pozornego piękna, że w sumie nie wiadomo o co autorowi chodziło. Uważacie, że  wyszedłem z napisania poetyckiego tekstu obronną ręką i nie wpadłem w pułapkę grafomanii, i to cieszy mnie najbardziej! Dziękuję za ciepłe przyjęcie opowiadania.

 

Regulatorzy, tak - mój tekst to "dalsze przygody Kaja i Gerdy" :) Początkowo chciałem napisać opowiadanie lekkie i humorystyczne, w którym Królowa Śniegu miała prowadzić stronę erotyczną www.królowa_lodow.com, a Gerda miała narzekać przyjaciółce, że pilnowała Kaja tak dobrze, że jej imieniem nazwano firmę produkująca zamki i systemy antywłamaniowe... Koniec końców postanowiłem jednak napisać poważnie i ambtnie, a co!

 

Pozdrawiam.

Sorry, taki mamy klimat.

I dobrze, że napisałeś ambitnie. Wyszło.

Skoro to były rozciągnięte dresy, to ok ;)

Nie wpadłeś w pułapkę grafomanii, ale wydaje mi się, że tekst nie straciłby na wartości, gdybyś zostawił nieco więcej tropów. Wręcz przeciwnie. A może tylko tak się wymądrzam, bo czuję oddech konkurencji na karku ;).

Myślę jednakowoż, że miał na sobie dres, nie dresy. Chyba że włożył na siebie co najmniej dwie luźne bluzy i dwie pary spodni – ale wtedy pewnie by sobie utrudnił. ;-)

 

Pozdrawiam radośnie, bo ma się ku wiośnie. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fantastyczne! Ja, w przeciwieństwie do wcześniej się wypowiadających, uwielbiam wszelkie opisy pełne m.in. metafor, porównań, można by rzec - delektuję się nimi. ;) Jasne, czasem opis jednej rzeczy zajmuje dość dużo miejsca, nieszczęśliwe konstrukcje pełne są powtórzeń, ale nie tutaj! :D

Do baśni Andersena mam szczególny sentyment i to, co mi się nie podoba, to ten brutalny realizm, zniszczenie niewinnej otoczki, ale przecież o to chodzi... dlatego jestem na tak! :) Brawo ;)

Regulatorzy - nie zgadzam się. Dres to właśnie cały komplet - bluza i spodnie. Na część dresu - spodnie - mówimy dresy. Nie dam sobie ręki uciąć za jego poprawność, ale wiem, że przyjęło się w języku polskim tak mówić. Wynika to chyba z "podwójnego" charakteru spodni. Sam rzeczownik spodnie występuje przecież tylko w liczbie mnogiej. Dlatego - dżinsy, sztruksy, rybaczki itd.. Więc czemu nie dresy?

Fanto, ja również nie poświęcę żadnej części mego ciała, bo jestem do wszystkich ogromnie przywiązana, ale z tego co wiem, dres jest strojem sportowym, składającym się z długich spodni i bluzy. Jest luźny i wygodny. Jeśli ubiorę się tylko w spodnie z tego kompletu, to one nadal będą jedną parą spodni. Będę miała na sobie spodnie od dresu. Tak jak garnitur –– o mężczyźnie, który właśnie zdjął marynarkę, nikt nie powie, że został w garniturach. Dżins i sztruks są tkaninami, z których szyje się najpopularniejsze na świecie spodnie. I rzeczywiście, w potocznej mowie przyjęło się tak je nazywać –– dżinsy, sztruksy. Akceptuję to. Ale o spodniach od garnituru, nikt nie powie, że to gabardyny lub elany. Dres nie jest nazwą tkaniny/dzianiny, więc nie widzę powodu, by spodnie od tego stroju nazywać dresami. Rybaczki, ogrodniczki, farmerki –– to spodnie charakterystyczne dla wędkarzy, ogrodników i farmerów. Dres jest strojem sportowym, treningowym, ale nie słyszałam, by jakiś sportowiec powiedział, że nosi sporty czy treningi. Twierdzę, że dresy, to określenie kilku kompletów stroju sportowego. I tego będę się trzymać. Tak jak nigdy nie powiem, że śpię w piżamach, bo udając się na nocny spoczynek, wkładam piżamę. A przy okazji –– dość specyficzne spodnie z nogawkami sięgający do połowy łydki, w jakich często występuje Anthony Kiedis z RHCP, moja brataniczka nazwała „antonówki”. Ale to tylko na nasz, własny użytek. Ekspedientka w butiku była przekonana, że mówimy o jabłkach. ;-) Pozdrawiam.  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst nawet mi się podobał, jednak nie przemawiają do mnie w pełnie te teksty, w których brakuje oprawy, otoczenia, świata; w zamian są kłębiące się emocje, myśli, zdarzenia. Takie nagie. Wtedy czegoś brakuje. Nawiązując do poprzedników, nie zbudziłeś we mnie niczego, obojętnie przeczytałem od góry do dołu, poza tym - uważam, że były momenty, w których tą "grafomanią" zapachniało.

 

 

Pozdrawiam.

Gdybym miała wąsy, to bym była dziadkiem, a tak jestem sygnaturką!

Ok, ale nikt nie mówi sporty, trenigni czy garnitury (w sensie spodnie od garnituru). A dresy - moim zdaniem to określenie tak mocno wrosło to w język polski, że można je uznać to za poprawne. Oczywiście - jasna sprawa, że z samego faktu używania czegoś przez ogół nie wynika poprawność, ale myślę, że w tym przypadku nie byłoby niczym złym, gdyby dresy poprawne się stały. Co innego wyrażenia typu "po najmniejszej linii oporu" - mówi tak większość ludzi, ale nigdy nie będzie to wyrażenie poprawne, bo występuje odejście od pierwotnego znaczenia, zwrot ten nie ma po prostu sensu. Podobnie - "w każdym bądź razie" - bardzo częsty błąd, który zawsze będzie błędem, bo nie trzyma się kupy. Albo - "poszłem" zamiast "poszedłem", to przeczy ogólnym zasadom tworzenia końcówek czasowników i nikt mnie nie zmusi do uznania tej formy za poprawną. Ale co jest złego w dresach? Nieważne, że dres nie jest tkaniną/dzianiną. Mówmy "rybaczki", mimo że rybaczka (ee?)też materiałem nie jest.

Ja mówię "dresy". Bo krócej i łatwiej niż "spodnie od dresu". Nie wydaje mi się, by był to błąd, a już na pewno nie błąd zasługujący na wskazanie go w komentarzu.

Pozdrawiam!

Regulatorko, bardzo lubię takie dyskusje :)

Ja osobiście nie znoszę takich dyskusji, ale uważam, że regulatorzy mają rację. Powiem szczerze, że nawet nigdy nie spotkałam się z określeniem "dresy" na spodnie dresowe. No i argument z garniturem zupełnie mnie przekonał :).

Pozdrawiam :).

Nasi rodacy, na co dzień mówią bardzo źle i zupełnie nie zdają sobie z tego sprawy.

Cierpię, gdy słyszę znajomą nakazującą dziecku: „Ubierz kurtkę, bo zimno”. Po chwili, gdy coś do niej mówię, a ona zgadza się ze mną i potakuje: „Dokładnie”, zaczynam przebąkiwać, że powinnam się żegnać, bo trochę się spieszę, to ta ze zrozumieniem kiwa głową i powiada: „Tak, ciężko teraz z czasem”. Wtedy boli mnie już cały człowiek.

A to tylko maleńki przykład.

Cierpię, gdy ekspedientka, wychodząc z zaplecza, komunikuje: „Idę na sklep”, gdy słyszę, że posłowie obradowali „na komisji”. Gdy ktoś zwraca się do mnie: „Proszę panią”, mam ochotę zapytać: „O co mnie pan prosi?”.

 

Mówie tak, bo wszyscy tak mówio”, nie jest dla mnie argumentem.

Wiem, że ludzie mówią źle i prawdopodobnie będą mówić coraz gorzej, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.  Nic na to nie poradzę, niczego nie zmienię. Język potoczny rządzi się innymi prawami. Bywa, że ktoś nie słyszy, że mówi źle, ale zauważa te błędy, gdy są napisane. Pewnie i mnie zdarza się czasem powiedzieć zdanie, którego w życiu bym nie napisała.

Jednak tu jest portal literacki i jeśli uznam, że jakiś zwrot, wyraz czy zdanie, nie są prawidłowe, wytknę to. Inna sprawa, że autor nie musi z moich rad korzystać. To jego opowiadanie, zrobi z nim co zechce.

„Mówmy "rybaczki", mimo że rybaczka (ee?)też materiałem nie jest”. –– Wszak napisałam: Rybaczki, ogrodniczki, farmerki –– to spodnie charakterystyczne dla wędkarzy, ogrodników i farmerów. Ich nazwa wiąże się z zawodem/pracą/zajęciem –– ogrodnik w ogrodniczkach, farmer w farmerkach. Dlatego też wędkarz, zamiast podwijać nogawki zwykłych spodni, zakłada krótsze rybaczki. A że spodnie te są fajne, powszechnie noszone, korzystamy z ich nazwy.

 

Pozdrawiam. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przyjmuję do wiadomości, ale nadal będę twierdzić, że mając na sobie sportowe spodnie i takąż bluzę, jestem ubrana w dres. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Somniator, ciesze się, że się podobało. Dzięki za przeczytanie i komentarz.

StargateFan, miło mi, że Twoim zdaniem było przynajmiej w miarę zjadliwe.

Ocho, a ja się, cholera, zastanawiałem, czy tropy nie są zbyt oczywiste i ordynarne, oraz czy nie pojawiły sie za wcześnie. Ot masz.

Regulatorzy, Fanto, każdy piszący życzyłby sobie tak ciekawych dyskusji pod własnym tekstem, dziękuję!

Sorry, taki mamy klimat.

Nie, nie, drogi Sethraelu, w żadnym razie "zjadliwe". To jest dobre, przyjemne, nadmieniłem co mnie po prostu nie przypadło do gustu i dlatego opowiadanie nie jest bardzo dobre.

 

 

Pozdrawiam :)

Gdybym miała wąsy, to bym była dziadkiem, a tak jestem sygnaturką!

No może. Może po prostu ja wszystkiego nie załapałam :).

Pomimo, że lubię teksty przesiągnięte emocjami, to jak dla mnie za dużo tu jest emocji, a za mało akcji.

StargateFanie, ciesze się tym bardziej.

Ocho, ;)

Homarze, dzięki za przeczytanie i komentarz.

Sorry, taki mamy klimat.

Również zaznaczam swoją obecność, choć z lekkim opóźnieniem. Opowiadanie przypadło mi do gustu. Zgrabnie wplotłeś do tej baśni element cyber-miłości, czy może raczej pseudo-miłości. Bardzo podoba mi się pomysł przedstawienia Królowej śniegu jako laski z drugiej strony szklanego ekranu. Jeszcze ciekawsza jest Gerda. W całym tekście wypowiada się tylko raz, ale w tych kilku zdaniach zawarte jest wszystko to co powinno, cała esencja. Jednak, podobnie jak homarowi, zabrakło mi trochę akcji.

Pozdrawiam.

Dzięki Marlęto!

Sorry, taki mamy klimat.

Sam się prosiłeś…

 

Upchnąłeś sporo przenośni i metafor w jedno opowiadanie. Nie jestem fanem takiego rozwiązania, jeżeli nie wynika ze stylizacji lub fabuły, tudzież sposobu kreowania postaci. Tylko niektóre są tak trafne, że zostają na chwilę w głowie: miłość jak leniwa, płynąca rzeka, na ten przykład, jest bardzo obrazowe, w punkt i do zapamiętania. Od tego momentu relacja bohaterów była jasna, mogłeś w sumie od razu walnąć grubaśną czcionką dla kontrastu "Kochali się, aż mu nie stanął".

A reszta tych ładnych porównań jakoś się rozmyła, zanim przewinąłem ekran w dół do ostatniego komentarza. Przyznaję jednak, ze sprawnie spisane, czyta się na jeden raz.

Własność.

Hmmm.

Niby mocne, ale również mocno stereotypowe. Takie z puszczeniem oka :)

Królowa śniegu jako laleczka do masturbacji na ekranie – fajny pomysł :) Przez ten brak emocji, chłód, sztuczność i chwilowość sieciowych panienek :) Ale poza tym – brak w tekście tego kopa, tak wyluzowujesz czytelnika w pierwszej połowie meczu, że w drugiej nawet ostra akcja z nożem nie podnosi ciśnienia.

 

Gdzieś tam w tekście Gerda najpierw mija chatę starej Laponki, potem obok ląduje niedaleko za – małe zamieszanie.

Minęła miejsce, w którym dawno temu stała chatka starej Laponki. Biegła, gnała, unosiła się w pędzie. Przefrunęła obok pozostałości domu mądrej Finki.

To jest jedna i ta sama chata czy dwie różne?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Pewnie, że sam się prosiłem i otrzymałem szczerą opinię od czytelnika, którego uważam za wnikliwego, a na dodatek będącego fanem raczej niemetaforycznych tekstów. O lekkim postrzeleniu nie wspomnę ;) O to chodziło, dzięki.

Ps. To były dwie oddalone od siebie chaty.

Sorry, taki mamy klimat.

Ja nie wiem, kogo ty lekko postrzeliłeś, ale na twoim miejscu skitrałbym broń dość dokładnie, bo może, cienki Bolek jeden, jednak zachować się niehonorowo i donieść na policję. Pizzę na ten przykład ;)

 

Laponka to także Finka. Czyli najpierw minęła miejsce, w którym stała chata Finki, a potem przefrunęła obok pozostałości domu mądrej Finki. Chyba, że minęła chatę Finkli, ale co Gerda, nóż i Finkla razem wyprawiają, to ja się aż boję domyślać… ;)

Generalnie brzmi to, jakby się Gerdzie pomerdało i zapyrpyrkoliła parę razy w kółko. Wokół czegoś, co zostało po jakiejś Fince, w dodatku w krzakach… Fuuu!

 

Tekst nie jest zły, ale zarzuty podtrzymuję – główny, to to zmetaforyzowanie czytelnika przez pierwsze kilka akapitów do stopnia, w którym widząc Gerdę z nożem nad Królową Włożyrękędokieszeni, odbiorca reaguje: "Hmmm… Ciekawe czego to jest metafora? Wizualizacja lęków Kaja przed odkryciem tego, że masturbacja nie wymaga tyle wysiłku i też jest przyjemna? Podświadome pragnienie, by Gerda była choć odrobinę ostrzejsza, gdyż w ich związku brakuje pikanterii?"

 

:)

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Klimatyczny tekst. Bardzo podobało mi się tempo na początku, kojarzące się z padającym spokojnie śniegiem. Stąd też trochę nie pasowała mi końcówka – zbyt mało dynamiczna na Psychofishowego kopa, a zbyt kontrastowa na to, by do końca zostać w tym leniwym klimacie, gdy można zamarznąć i przeoczyć własną śmierć;)

Pozdrawiam

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Laponka MOŻE być Finką, lecz nie musi, jednak błąd logiczny jest, bo wpierw – zakładając że leci gdzieś z południa raczej – powinna mijać chałupę Finki, a dopiero potem Laponki nieokreślonej narodowości ;) Nie zastanawiałem się jednak nad tym, po w bajce Kaja spotykała tak nazwane kobiety w tej właśnie kolejności :(

Alex, założenie było takie, że tekst miał rozleniwić, a końcówka kopnąć solidnie. Kopnięcie nie wyszło :( To źle. Z drugiej strony – fajnie, że potrafię zamelancholizowywać czytelnika. I tworzyć czasowniki jak ten pochylony!

Dodam, że umiem też upiec murzynka (mam na myśli ciasto) :D

Sorry, taki mamy klimat.

Jeśli nadziałeś murzynka tym czasownikiem, to będzie bardzo cichy podwieczorek… ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

– Nie ma to jak samotny podwieczorek we dwoje – powiedział kanibal, jedząc M/murzynka.

Sorry, taki mamy klimat.

:D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zgadzam się, że świetnie napisany tekst. Ale i z tym, że poezji (jak dla mnie) ciut za dużo. Antymorał jakoś pozostał przede mną ukryty. A właściwie, fakt, że nie należy kantować spokojnie kochanej kobiety walczy o prymat z informacją, iż warto zaciukać rywalkę. No bo czy naprawdę warto?

PF, bywa, że robię coś z nożem. Bywa, że robię coś z gerdą. Ale w trójkącie jeszcze nigdy nie próbowałam. Jeśli gerda przelatywała obok mojej chaty, to jej nie zauważyłam. ;-)

Babska logika rządzi!

Latające gerdy sugerują ostry włam z użyciem materiałów wybuchowych… I jeszcze ty z nożem na dokładkę?

To będzie krwawy piątek. ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki, Finklo. Co do antymorału: warto zaciukać rywalkę – a przynajmniej bohaterka dzięki temu poczuła się spełniona, szczęśliwa i odmieniona – na tyle, by w końcu przejąć stery, podporządkować chłopa; by żyć i rządzić, bo prawdziwe szczęście przypada w udziale jedynie jędzom :)

Rybosławie, Finkla i krwawy piątek – brzmi, jakby się z młotkiem, zapasem gwoździ i obłędem w oczach na Filipiny wybierała ;) Oj będzie się tam działo, może nawet w telewizji dziś pokażą!

 

Sorry, taki mamy klimat.

Oglądajcie, żeby czasem nie przegapić…

Babska logika rządzi!

I jak tam, Finklo droga, nadgarstki, nie bolą? Od walenia młotkiem oczywiście, bo oni tam dłonie przybijają. Wiem, wiem, że teraz trudno będzie odpisać ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Odpisze. Wodząc palcem we krwi ;) Finkla ma tak cięty dowcip, że nóż nosi tylko pro forma ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie bolą – kwestia treningu. Jak się wcześniej dobija debiutantów, to potem przybijanie dłoni stanowi miły przerywnik.

Psycho, gdzie mi tam do Twojego dowcipu. Czyś Ty czasem nie pomieniał ozora na rekinie uzębienie?

Babska logika rządzi!

Ja przynajmniej nie dobijam, przebijam, rozbijam i ubijam debiutantów… ;) Nadal śmiem twierdzić, że rekinie uzębienie to nic przy krwawej żylecie twego humoru ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dziękuję. Podobno, jak się tnie żyletką, to mniej boli. Czy jest tu ktoś, kto odniósł rany żyletkowe i został pogryziony przez rekina? Chcielibyśmy porównać wrażenia…

Dobra, może wystarczy tego demonizowania Finkli? Chyba że Sethrael bardzo chce podtrzymać offtop.

Babska logika rządzi!

To żadne demonizowanie – to pełne podziwu uznanie biegłości. Zamiast czekać na zgłoszenie się ewentualnych ofiar, chodźmy pójdźmy gdzieś, ty kogoś pożyletkujesz, ja pokąsam i przepytamy delikwenta o wrażenia. Jamen ;) I smacznych jajec! :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Finklo, jak możesz wątpić w moje zainteresowanie Waszym offtopem? Pod innym moim tekstem wręcz się tego domagałem! Prawdaż?

Sorry, taki mamy klimat.

Prawdaż. Ale mimo tej wiedzy jakoś głupio tak konwersować z pominięciem gospodarza. Niegrzecznie wygląda i koniec. Jeszcze mi się zacznie wydawać, że to oko z awatara to z wyrzutem patrzy…

Babska logika rządzi!

Z wyuzdaniem raczej, podejrzewam… ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Czas taki święty, a Ty mnie o wyuzdanie posądzasz, Rybosławie! Ładnie to tak? Bez ducha jajec i kurczaków z krzyżem w tle o zberezieństwach takowych, nie do końca określonych i nieprecyzyjnie zdefiniowanych myśleć?

Finklo, ależ ja konwersuję, raz na dobę przynajmniej! A nawet i częściej, jeśli okoliczności pozwalają! Nie zniechęcaj się zatem. Wina może? Robiłem w zeszłym roku z aronii, na drożdżach bordeaux, wyszło wyśmienite moim zdaniem: wytrawne, delikatne, oleiste, klarowne… cholera, chyba uraczę się kieliszkiem. Nie ma to jak zachęcić samego siebie do chlania degustacji.

Sorry, taki mamy klimat.

A to ja też poproszę. Niech w święta odwiedzi nas Wena. I niech jej się u nas bardzo spodoba.

Babska logika rządzi!

I, nasączeni winem, pozwólcie by Pani Wena zapłodniła Was. Twórczo!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Amen!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

 – Chłop zapłodniony twórczo przez Wenę? Toż to gorsze niż in vitro i wszystkie genderyzmy razem wzięte! – wykrzyknął Hoser, wychylając się zza winkla, dzierżąc naładowany świąteczną miłością granatnik. Hallelujah.

Sorry, taki mamy klimat.

Duch jajec, kurczaki pokrzyżowane w tle i miłośnie świąteczne granaty… Cny Sadysthraelu, jeśli to nie wyuzdanie, pornografia niemalże, a nawet trącące o zoofilię i sadyzm akcenty, to ja juz nie wiem, co by jeszcze powiedział na to Freud… ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Rybosławie, zapewne takie a nie inne nastawienie do życia, które zmusza mnie do formułowania owych wyjątkowo eleganckich opinii, wytłumaczyłby zachowaniami seksualnymi… np. pradziadków ;)

Sorry, taki mamy klimat.

To trzeba przyznać pradziadkom: mieli rozmach sk..syny! :) Nie ograniczali się zbytecznymi nakazami moralno-społecznymi, jeno sprawdzali, co w życiu uczyni ich szczęśliwymi? :)

 

Alleluja i niech mokre jaja was omijają. :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Spodziewałam się mordowania księży i kotów, buchajacych siarką płomieni, tryskającej posoki i ogólnej rozpierduchy, a tu taka wrażliwość na aktualne społeczne problemy jak uzależnienie od wirtualnego seksu… Szczęka mi opadła, przyznaję. Bardzo dobrze napisane i co najważniejsze, super przekaz. Widać, że nie tylko filozofia, ale i psychologia nie są Ci obce, podobnie jak mechanizmy rządzące uzależnieniem i współuzależnieniem. Poza tym takie postrzeganie tematu przez mężczyznę zasługuje na szczególną pochwałę, bo faceci ten problem usprawiedliwiają, bagatelizują itd. Nawiązanie do Andersena  również trafne. Fiu, Fiu… :-)

Tekst ma półtora roku i… ożył, dzięki Tobie! Teraz to mi szczęka opadła. ;)

Saro, i tak na podstawie kilku komentarzy wysnułaś teorię, że będzie krwawo i satanizująco? :) To jest dopiero intrygujące! Prawdą jest, że uważam większość księży za bandę nierobów żerujących na ludzkim strachu przed nieznanym, ale żeby od razu zabierać się za mordowanie i to nie tylko duchownych, ale i kotków? Nieeeee; trudno negować istnienie boga, a jednocześnie bawić się w okultystyczny cyrk. ;)

Jest mi niezwykle miło, że tekst Ci się spodobał i uważasz, że przesłanie jest coś warte oraz w miarę czytelne. Dzięki temu opowiadanku zostałem uświadomiony, że – poza kilkoma wyjątkami – ludzie z portalu nie przepadają za rozpoetyzowanymi tekstami. Żałuję, bo ja takie bardzo lubię, a niestety niezmiernie rzadko na nie trafiam.

Cóż mogę dodać? Niebywale skromnie polecam moje inne teksty – może ze dwa jeszcze są – i dziękuję raz jeszcze za tak zaskakujący i miły komentarz.

 

 

Sorry, taki mamy klimat.

Nowa Fantastyka