- Opowiadanie: -13- - Kaczuszka

Kaczuszka

Witam. To mój pierwszy tekst. Napisany po amatorsku, za jednym posiedzeniem, późnym wieczorem. Korekta będzie mile widziana – nie ma co się zasłaniać dyskeksją, ale pośpiech, zmęczenie i zwykłe rozkojarzenie robią swoje. Jednak równie mocno interesują mnie uwagi odnośnie samego tekstu, pomysłu, sposobu opowiadania historii. Co można zmienić, poprawić, czego unikać. Może za jakiś czas napiszę kolejną historyjkę, która dzięki Waszym uwagom będzie lepsza, ciekawsza.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Kaczuszka

Na początku XXII stulecia nasza ukochana Ziemia była podzielona na dwa wrogie obozy. Ogólnie rzecz biorąc, skośnooki wschód i czarne południe trzymały na muszce lekko otyłą i uzbrojoną po zęby północ i zachód. Granica przebiegała od północnego bieguna, przez Ural, bliski wschód, południową Saharę i dalej, wzdłuż zachodnich wybrzeży dzikiej i zielonej Afryki. Kiedyś zielonej od roślinności, a teraz od promieniowania. Bo trzeba Wam wiedzieć, że któregoś wieczoru jakiś idiota siedzący głęboko w bunkrze nie ważne, czy Ligi Azjatyckiej, czy Wolnej Federacji, położył swoje zaplute kanapki na dużym czerwonym przycisku. W minutę potem niebo zaroiło się od rakiet z głowicami nuklearnymi pędzących radośnie w wesołych gromadkach to tu, to tam. A następnego dnia nie było już chyba osoby, która mogła by wyjść przed dom, klęknąć i zapłakać nad losem naszej do niedawna przeludnionej, lecz nadal zatrutej planety. Za to widok grzybów atomowych na tle nocnego nieba musiał być cudowny.

 

Ale wojna trwała dalej. Poszczególne kolonie rozsiane w Układzie Słonecznym trwały wiernie u boku swoich zasypanych nuklearnym opadem ojczyzn. Praktycznie każdy kawał stali zdolny wznieść się na orbitę został ozdobiony działami, wyrzutniami i emblematami naszych lub skośnookich. I tłuklibyśmy się pewnie w najlepsze do utraty tchu, gdyby nie "indianie". Tak szybko zaczęto nazywać przybyszów, ponieważ ich okręty przypominające wymyślne geometryczne bryły, lśniły czerwono i zostawiały za sobą białą poświatę przypominającą pióropusz. Jak wyglądali sami obcy – nie wiem. Nie przeżył nikt, kto ich mógł zobaczyć. A przynajmniej w wiadomościach nic o tym nie mówili. Owi indianie szybko i sprawnie zaczęli wymiatać ludzkość z obrzeży Układu Słonecznego nie przejmując się rasą, narodowością czy wyznaniem eksterminowanej w koloniach ludności.

 

I wtedy stał się cud. Najprawdziwszy w mordę kopany cud! Nasi politycy spotkali się z politykami skośnookich, wypili parę kaw, bzyknęli parę luksusowych androidów co to mają po cztery cycki oraz mogą robić lodzika na milion różnych sposobów i podpisali traktat pokojowy. A zaraz potem ogłoszono wielką krucjatę przeciw obcym najeźdźcom. Ojciec, archeolog, opowiadał, że kiedyś był na Ziemi taki kraj – Związek Radziecki…czy jakoś tak. I podczas jakiejś globalnej utarczki oni ogłosili, że toczą wielką wojnę ojczyźnianą przeciw swoim wrogom. No to teraz politycy obu stron zafundowali nam powtórkę z rozrywki.

 

Na początku szło kiepsko – wzajemna nieufność i stare nawyki utrudniały współpracę. Ale któraś kolejna bitwa okazała się już tylko porażką a nie klęską, następna była nierozstrzygnięta, a jeszcze kolejną wygadani reporterzy wojenni mogli od biedy nazwać sukcesem. Aż w końcu doszło do starcia w pobliżu Ganimedesa – księżyca Jowisza. Bez wątpienia to była najhuczniejsza impreza w dziejach ludzkości. Połączone siły Ligi i Federacji odparły liczniejszego wroga i odsunęły zagrożenie od Europy – innego księżyca, a obecnie nowej ojczyzny ludzkości.

 

Zaś ja? Na imię mi Fran – skrót od Franciszek albo innego podobnie szumiącego słowa. Nie ma to jak rodzice zakochani w prehistorii i dłubiący w poszukiwaniu korzeni na Ziemi. Wolę jednak byście wołali na mnie Cwaniak. Jestem najemnikiem służącym dawniej w barwach Federacji. Czterdzieści uniwersalnych lat na karku. Cały majątek to mała korweta VI generacji nazwana przeze mnie "Kaczuszką". Tylko to ocaliłem przed prawnikami byłej żony. Ale sprawiedliwość zatriumfowała – kolonia, w której mieszkała była pierwszą zaatakowaną przez indian. Pewnie to ona tak ich wkurzyła, że zaczęli ludzi wyrzynać w ekspresowym tempie he he he. Moja nieco przestarzała "Kaczuszka" brała udział w bitwie o Ganimedesa. Nawet za bardzo nie oberwała. Prawdziwą walkę toczyły większe okręty. Tacy jak ja użerali się jedynie z drobnicą i uważali, by ktoś ich przypadkiem nie zgniótł. Pewnie zastanawiacie się dlaczego opowiadam to wszystko w takim pośpiechu, skrótowo i niedbale? Ano dlatego, że za…równo minutę zginę.

 

Bitwa właściwie dobiegła końca. Indianie albo uciekli, albo zostali wybici. Nasze okręty dostały rozkaz skoku nadprzestrzennego. Ale ja, jak wielu drobnych ciułaczy, zostałem i postanowiłem poszperać w poszukiwaniu wszystkiego, czym można by wypełnić ładownię i za co w bazie dostałbym nowe pociski i jakąś względnie ładną i niezbyt skażoną promieniowaniem panienkę. Wyłączyłem WSI – wojskową sztuczną inteligencję zawiadującą systemami bojowymi statku. Dzięki temu sztabowcy nigdy nie będą w stanie udowodnić, że rozkaz skoku nadprzestrzennego został przeze mnie odebrany. Tyle, że wyłączonej WSI było cholernie trudno ostrzec o nadlatującym z pomiędzy wraków pocisku, który rozerwał burtę "Kaczuszki". W mgnieniu oka panel kontrolny zaczął zasypywać mnie informacjami o kolejnych awariach, uszkodzeniach, utracie ciągłości poszycia. Było tak źle, że gdybym miał pod ręką taśmę klejącą, zacząłbym łatać ściany w akcie desperacji. Ale jakimś cudem okręt przetrwał. Automatyczne grodzie odcięły mostek, dając pozory bezpieczeństwa. Fakt – zwisające wokoło kable i jaskrawo migające w trybie alarmowym lampy urządzeń kontrolnych – te, które jeszcze były w stanie – skutecznie te pozory psuły. Ale żyłem. Okręt nie był zdolny do lotu, jednak była szansa, że uda się choć na moment uruchomić WSI i wysłać sygnał alarmowy. A wtedy tylko kawusia, ciasto i oczekiwanie na automatyczne drony ratownicze.

 

"UWAGA! POCISK! DO UDERZENIA 6 0 SEKUND!"

 

Albo indianin, który mnie ostrzelał, był weteranem, albo był tak kiepskim wojakiem, że sam nie wierzył, że jeden jego pocisk załatwi sprawę. Co za różnica, co go do tego skłoniło – fakt był taki, że wystrzelił drugi raz. Jak dla mnie to o dwa za dużo. Pewnie teraz gapi się na ekran w swoim śmiesznym, bryłkowatym stateczku i jest ciekaw czy jego przeciwnik przetrwa drugie trafienie cudownym pociskiem uzbrojonym w głowicę zbliżeniową, która nawet nie musi bezpośrednio trafić w cel, a jedynie przelecieć obok. Otóż zapewniam pana, wodzu Tępa Dzido, że ni cholery nie przetrwam drugiego trafienia!

 

"UWAGA! POCISK! DO UDERZENIA 50 SEKUND!"

 

Szybki skan stanu okrętu. Nie ruszy. Nawet nie drgnie. Nie ma szans! A jeśli poleci, to jedynie w kilku kierunkach na raz. Czyli, mówiąc po ludzku, rozleci się. Grzebanie przy WSI nie ma sensu – na sygnał alarmowy za późno, a mocy i tak za mało, by uruchomić WSI i działko…o ile jakieś w ogóle jeszcze działa.

 

"UWAGA! POCISK! DO UDERZENIA 40 SEKUND!"

 

Po jakie licho się kusiłem na ten złom porozrzucany jak okiem sięgnąć. O taaak, Cwaniaku, to faktycznie było cwane. Olać rozkazy, wyłączyć WSI, napchać ładownie jakimś badziewiem a potem tydzień luksusów. I co? I masz, co chciałeś! Ale spokojnie. Koncentracja. Najważniejszy spokój i koncentracja. Może się jeszcze uda. Zawsze się udawało.

 

"UWAGA! POCISK! DO UDERZENIA 30 SEKUND!"

 

Bez sensu… to bez sensu… Nie ma nic, czego nie zrobiłem.Przegląd zapasu energii – jest. Przegląd stanu uzbrojenia i środków obrony – jest. Przegląd środków komunikacyjnych – jest. Mocz na nogawkach spodni – jest. I nic. Zero szans, zero ratunku.

 

"UWAGA! POCISK! DO UDERZENIA 20 SEKUND!"

 

Za dwadzieścia sekund pocisk uderzy w burtę "Kaczuszki". Eksplozja tego czegoś, co indianie pakują w te swoje rakiety, rozerwie okręt ozdabiając ten fragment kosmosu małym biało-fioletowym obłokiem eksplozji. No chyba, że to był duży indianin i wystrzelił tym razem duży pocisk. Wtedy obłoczek będzie raczej całkiem sporą chmurką, a w promieniu trzech kilometrów nie będzie niczego. Nawet wrak pancernika "Nagasaki", na którego tle "wisi" w przestrzeni mój stateczek, wyparuje. Dzieli je półtora standardowego kilometra a i tak mam wrażenie, że moja korweta jest wielkości jego okien. I pomyśleć, że "Bawaria", "Warszawa", czy "Freedom" były jeszcze większe.

 

"UWAGA! POCISK! DO UDERZENIA 10 SEKUND!"

 

A trzeba było sobie ułożyć inaczej życie. Poszukać sobie kogoś. Być szczęśliwym. To jest ważne, a nie jakaś polityka, wojna, łupy i w miarę czyste dziewczynki w bazie.

 

"UWAGA! POCISK! DO UDERZENIA 5 SEKUND!"

 

To dziwne…nigdy nie zauważyłem tego. W kosmosie jest tyle gwiazd…

 

"UWAGA! POCISK! DO UDERZENIA -5 SEKUND!"

 

Minął!!!! Cholerka!!!! Minął mnie! Głowica mu nie zadziałała!!! Będzie dobrze, Cwaniaku! Będzie dobrze!!!!

 

Lśniący czerwono, poskręcany niczym wymyślna geometryczna bryła okręt ciągnął za sobą biały pióropusz. Oddalał się powoli od widocznej gdzieś daleko biało-fioletowej chmury unoszącej się w miejscu, gdzie dryfował chwilę wcześniej pancernik Ligi Azjatyckiej "Nagasaki" z towarzyszącą mu federacyjną "Kaczuszką".

Koniec

Komentarze

Ów indianie - owi Indianie

I podczas jakiejś wojny oni ogłosili, że toczą wielką wojnę ojczyźnianą przeciw swoim wrogom. No to teraz mamy taką właśnie wojnę ojczyźnianą.

Jeszcze trochę takich i przecinkologia.

Przeczytałam i chyba mi się nie spodobał. Choć konstrukcja przejrzysta i akcja poprowadzona sprawnie jakoś się nie wciągnęłam, ale ja nie przepadam za SF.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Teksty napisane za jednym posiedzeniem, późnym wieczorem wcale nie muszą być gorsze od innych. Nie rozumiem tylko skąd pośpiech. Co Cię tak gnało, Autorze?

 

Co do samego tekstu, to po pierwsze: dlaczego niektóre słowa są pogrubione, brązowe i podkreślone? Jakieś linki, czy co?

Na samym początku uderzył mnie mocno kolokwialny styl wypowiedzi. Rozumiem, że narracja jest prowadzona w pierwszej osobie przez gościa, który określa siebie mianem Cwaniaka i to ma być jakieś jego ostatnie wspomnienie, czy coś w tym stylu. Tyle że w takim wypadku nie bardzo rozumiem przedstawianie sytuacji społoczno-politycznej sprzed wybuchu wojny. Ale może za bardzo się czepiam ;)

Przykłady błędów pokazała Ci bemik.

Ogólnie, myślę, że nie jest źle. Następny Twój tekst chętnie przeczytam, a jak będzie jeszcze miał trochę bardziej rozwiniętą fabułę i styl wypowiedzi nieco mniej potoczny, to nawet z przyjemnością ;)

A, zapomniałam - duży plus za tytuł!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Zacznę od tyłu - jak rasowy facet :P

Pośpiech wynikał z chęci skończenia tekstu za jednym posiedzeniem, na gorąco, nim zacznie się kombinowanie, analizowanie, poprawianie a na końcu - kasowanie.

Te "linki" to efekt kopiowania tekstu nie z oryginalnego dokumentu, lecz z innego forum, gdzie również tą historyjkę wrzuciłem. Nie zauważyłem tego od razu. Mea culpa!

Kolokwialny styl wypowiedzi był celowy. Może przesadzony, ale celowy. A dlaczego więc cały ten historyczno-polityczny wstęp? W pierwszej wersji bohater miał po prostu siedzieć w kokpicie i gapić się na nadchodzącą śmierć. Ale pomyślałem, że chyba warto wytłumaczyć jak doszło do tego, że Cwaniak ma przed sobą ostatnie 60 sekund życia.

Tyle w kwestii tłumaczenia się :) Wychodzę z założenia, że im więcej krytyki na mnie spadnie, tym więcej zdołam poprawić. I tak jestem zadowolony, że mój pierwszy od czasu liceum test o treści dłuższej niż przeciętny sms nie został po prostu usunięty:)

Zacznijmy od rady. Publikowanie tekstu na gorąco jest jedną z najgorszych rzeczy, jakie autor może zrobić. Zwłaszcza początkujący. Nie będę już nawet upierał się przy tym, że tekst powinien się "odleżeć", by po jakimś czasie spojrzeć na niego świeżym spojrzeniem, bo wiadomo, że po skończeniu opowiadania bardzo trudno jest się powstrzymać przed natychmiastową internetową publikacją. Sądzę jednak, że tekst absolutnie musi poleżeć przynajmniej jeden dzień. Jeśli skończyłeś tekst w nocy, idź spać i przejrzyj go na spokojnie następnego dnia. Najlepiej dwa razy. Albo trzy. Światowej klasy pisarze mogą kogoś do tego wynająć, ale ci początkujący muszą być jednocześnie literatami, redaktorami, korektorami i adjustatorami. Powinieneś zrobić wszystko, by tekst stał się maksymalnie dopracowany i pozbawiony błędów przed publikacją. Nawet jeśli miałbyś kombinować i coś z niego wyrzucić. Bo realia niestety są takie, że nowi autorzy nie dostają kredytu zaufania, a cztelnicy są pamiętliwi. Jeśli opublikujesz niedopracowany tekst (nie mówię tu nawet o jakichś literówkach, bo jednej czy dwóch uniknąć się nie da), musisz liczyć się z tym, że twój następny zostanie przeczytany przez o wiele mniejszą ilość osób. A autor bez czytelników to zjawisko nad wyraz smutne. 

 

Tyle jeśli chodzi o dobre rady. Na twoje szczęście, mimo zapewnień o niedopracowaniu i tak dalej, tekst wcale nie jest taki zły. Widać, że nie masz wprawy w pisaniu, ale widać również, że masz potencjał i przy odpowiedniej ilości ćwiczeń będziesz w stanie wyprodukować coś bardzo wartościowego. Tyle ode mnie. Do zobaczenia w następnym tekście.

Niezłe, niezłe. Jak na debiut to więcej niż niezłe. Masz łatwośc składania słów. az strach pomysleć co możesz zdziałać jak poświęcisz pisaniu trochę więcej czasu. Jednym słowem trzymaj tak dalej. Pozdrawiam. 

Nie podzielam zachwytów. W skrócie mamy wojnę miedzygalaktyczną, jakich wiele, i szczęsliwie chybiony strzał emerytowanego indianina. Kiepsko.

No dobra, całość mało przemślana, albo nie załapałem głębi tej historii.

Ale na spory plus kilka dobrych tekstów (checklist - niezły, niezły), więc wróżę szanse na napisanie czegoś lepiej :) (czyli czegoś co ma historię...)

 

dj

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Tekst nie jest jakoś źle napisany, czyta się. Poza tym nic mnie w nim nie zachwyciło.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Obiema łapkami podpisuję się pod komentarzem vyzarta.  

Również podpisuję się pod vyzartem - kiedy czytam tu tekst zaczynający się słowami "skończyłem na szybko, wiem że są błędy, proszę o opinie i korektę", to od razu się zjeżam. Skoro autor wie, że są błędy, to dlaczego ich nie poprawi, hm? Lepiej na drugi raz nie wrzucaj takich "wstępów", bo zamiast tłumaczyć ewentualne niedociągnięcia, zniechęcają czytelników. Ale sam tekst nie jest zły, gawędziarski i kolokwialny styl nawet przypadł mi do gustu, stopniowe dostrzeganie przez bohatera uroków tego świata było całkiem zabawne :) Natomiast do piórka to mu jeszcze spooooooro brakuje.

Korekta będzie mile widziana


To nie jest portal zapewniający darmową korektę. Jeśli Tobie się nie chce poprawiać, to mnie się nie chce czytać.

Mój nauczyciel matematyki z podstawówki mawiał, że najtrudniej wychwycić własne błędy. Dlatego proszę jedynie, by w razie, gdyby coś się w oczy rzuciło, dać znać. Pewnie, że sprawdzałem ten tekst. Ale zawsze coś może umknąć. Dla mnie "Nowa Fantastyka" to solidna marka. Nie wrzuciłbym od razu byle czego. Po co taka zadziorność od razu.

Przezorny zawsze ubezbieczony, jak to mówią, autorze. Kiedy będziesz już siedział tu tyle co "starzy wyjadacze" zobaczysz, że lepiej jest upomnieć o jedną osobę za dużo niż jedną za mało. Zresztą ja wiem czy zadziorność? Rada starszego portalowym starzem jedynie. Jeśli sprawdzałeś tekst i nie wrzuciłbyś byle czego - cieszę się tym bardziej. Wierz mi, że stanowczo zbyt niewielu tak robi. 

W sumie racja. Kulę ogon i z spuszczonym ryjkiem wracam do nory :)

A z innej bajki - czy takie rasowe sci-fi czy fantasy jest już niemodne? Widzę, że tylko początkujący silą się na coś takiego. Ech, czemu ja taki staroświecki jestem :P

Dlaczego miałyby być niemodne? Fakt, że "rasowa" SF nie cieszy się wielkim wzięciem, podobnie klasyczna F, ale to nie znaczy, że nikt nie czyta, nie lubi. Więc nie wzdychaj, żeś staroświecki, tylko dawaj do przodu.

Nieładnie pisać już w pierwszym zdaniu, że tekst spisany na kolanie. Następne poproszę już z blatu biórka! Tekst da się przeczytać, ale do opowiadania mu daleko. Za dużo informacji, przedstawiasz sytuację polityczną świata, nagle okazuje się, że to sf i walki toczą się w kosmosie, trzy zdania o głównym bohaterze, żeby chociaż było wiadomo, jak ma na imię i koniec. Za mało żeby wzbudziło jakiekolwiek wrażenia. 

Ale! Potencjał masz. Więc pisz. 

A to pochwała, którą warto zapamiętać...

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Prokris, skarbie, biórka? Jak widać w Loży też może się zdarzyć!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

chciała napisać piórka

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Oczywiście, że piórka! Bemik no co Ty, w loży takie błędy ;)

A jednak!!!! A jednak tu są ludzie z krwi i kości a nie mistyczne, nieomylne byty :P A za wszelkie uwagi i słowa zachęty bardzo dziękuję.

Chyba mityczne... A ładnie to tak cieszyć się z wpadki, co?  :-)

Loża to androidy :D

Świetne!

Infundybuła chronosynklastyczna

No dobra, teraz już edycja bez ograniczeń, możesz pousuwać stare błędy. I zbędne odstępy między akapitami.

Liczby słownie, chyba że odliczanie pojawiało się na monitorze.

Chyba nie trzeba wyjaśniać czytelnikom, że Ganimedes to księżyc. Nawet Europę powinni z kontekstu zgadnąć. Trochę geopolityka na początku tekstu nie pasuje do zakończenia.

Babska logika rządzi!

Szybko i przyjemnie się czyta, błędy wytknięte wyżej, więc powiem tylko: nieźle, czytałem tu gorsze debiuty. Szkoda, że to taki krótki fragmencik :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Lektura nie sprawiła większej przykrości, ale historyjka w pamięć nie zapadnie.

Błędy jak były tak są i ciągle straszą. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka