- Opowiadanie: cyphrae - Pan Śmierć

Pan Śmierć

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Pan Śmierć

 

Borys siedział na ławce w parku i tępo patrzył przed siebie. Patrzył, lecz nic nie widział.

 

Jego mózg nie rejestrował widoku fontanny, nie słyszał też szumu wody. Nie dostrzegał piękna tej okolicy.

 

Czuł tylko ból, ból pochodzący gdzieś z najgłębszych zakamarków jego wnętrza.

 

Miał go w dołku, w sercu i gdzieś w mózgu. Nie płakał, wiedział, że łzy i tak nie pociekną.

 

Nigdy w takich chwilach nie płynęły. Kąciki oczu jednak bolały go, jakby miały zaraz

 

eksplodować, zalewając nimi całą twarz.

 

Rok temu przestał brać leki. Myślał, że jest zdrowy. Lekarz też tak myślał. Jednak depresja lubi powracać. Nie pierwszy już raz dał się jej nabrać. Mijało kilka miesięcy i ból wracał. Nie fizyczny, choć jednak tak silny, że niemal odczuwalny cieleśnie. Nieraz myślał, że wolałby chyba złamać nogę, by choć przez kilka godzin móc skupić się na cierpieniu ciała i nie rozdrapywać tego, co kłębiło się w jego głowie. Brak poczucia jakiegokolwiek sensu we własnym istnieniu potrafi boleć bardziej, niż najgorsza choroba.

 

Tak, owszem, czuł się winny. Miał świadomość tego, że ludzie na świecie zmagają się z naprawdę wielkimi cierpieniami. Borykają się z głodem, chorobami, wojnami. Miał jednak wrażenie, że wolałby takie rzeczywiste, namacalne trudy, którym mógłby stawiać czoła na co dzień, które pochłaniałyby całą jego energię, nie pozwalając żyć tym, czym żył teraz, czyli tylko poczuciem bezsensu. Podejrzewał, że bliski jest znowu ten dzień, w którym nie da rady podnieść się z łóżka.

Wiedział, że musi ponownie zacząć brać leki. Miał dla kogo żyć. Miał dobrą pracę, wspaniałą

rodzinę. W takich momentach jak ten nie bał się nawet utraty tego wszystkiego, bo gościł w

nim tylko wszechogarniający ból i strach.

No właśnie… Jeszcze ten strach. Bał się niemal wszystkiego, lecz najbardziej śmierci. Dlatego jeszcze chyba nie skończył ze sobą. Był ateistą, uważał, że śmierć, to po prostu koniec. Nieistnienie w niebycie. Paradoksalnie – czasem bał się śmierci tak bardzo, że bliski był skończenia ze sobą po to tylko, by już się nie bać…

 

Rozejrzał się wokół i westchnął cicho, a westchnienie było tylko marnym echem wycia, jakie wydało jego jestestwo. Sięgnął do kieszeni i wyjął paczkę papierosów. Zapalił.

 

Park, jak zwykle o tej porze, był pusty. Czasem tylko jego statyczność zaburzał samotny przechodzień.

 

Taka prosta czynność, jak palenie papierosa poprzez swoją monotonię i powtarzalność przywracała go na chwilę do rzeczywistości. Były to chwile, które odcinały się od monotonii cierpienia. Ból, który go dręczył sprawiał, że cała jego rzeczywistość zlewała się w jedno. Rozumiał, że traci swój czas bezpowrotnie. Nie chciał, by tak było, żałował tego.

 

Wtedy właśnie Go zobaczył. Jakaś postać zbliżała się w jego stronę. Był to mężczyzna w czarnym garniturze, jednak pod marynarką zamiast koszuli miał czarną bluzę z kapturem, który sprawiał że nie można było dostrzec twarzy.

 

Było coś dziwnego w tej ciemnej postaci. Jej czerń była znacznie głębsza od czerni nocy. Gdy szedł miało się wrażenie, że wszystko wokół, każdy krzaczek, każda gałąź drzewa i każde źdźbło trawy próbowało się od niego odsunąć. Zbliżał się idąc szybkim i sprężystym krokiem. Wyglądało to jednak tak, jak gdyby ta lekkość miała być jedynie maską skrywającą zniechęcenie i zmęczenie.

 

Skręcił w alejkę, prowadzącą do ławki zajmowanej przez Borysa. Bez żadnych ceregieli podszedł do niej i usiadł.

 

– Cześć. – Powiedział odwracając głowę w stronę Borysa. Pod kapturem nie było widać nic poza ciemnością.

 

Zimny dreszcz przeszył Borysa. Pod kapturem dostrzegał tylko czerń, bezdenną studnię mroku. Wiedział, że to bez sensu, ale to właśnie ujrzał.

 

– Przepraszam, ale…

 

– Wiem, wiem… – Przerwał mu nieznajomy. – …ta ławka jest zajęta, jest wiele innych wolnych miejsc i tak dalej… Ale to właśnie na mnie czekasz. Od lat…

 

– Słucham?

 

– Spójrz na mnie…

 

Borys spojrzał ponownie. Jego racjonalizm nie znajdował żadnego wytłumaczenia. Czuł mrowienie w krzyżu, a jego serce waliło jak oszalałe.

 

– Kim jesteś…? – Wybąkał.

 

– Doskonale wiesz, kim jestem, tylko sam sobie nie pozwalasz uwierzyć. Prawda?

 

– To niemożliwe…

 

– Wiem, wiem, wszyscy tak mówicie na mój widok. No…, prawie wszyscy.

 

– Jeśli naprawdę jesteś Śmiercią…

 

– Jestem! Skończmy z tym, wiesz, że jestem!

 

Borys czuł, że to głupie, jak marny film, ale jednocześnie był pewien, że to prawda. Postrzegał to całym swoim wnętrzem, w najbardziej przerażający, pierwotny sposób, w sposób ukryty gdzieś głęboko w sercu każdej żywej istoty.

 

– Więc to już? – Wydusił z siebie.

 

– Pocieszę cię, twoja godzina jeszcze nie wybiła.

 

– Czemu więc tu jesteś?

 

– Mam, że tak powiem, robotę niedaleko, a ty od dawna chciałeś mnie spotkać, czyż nie?

 

– Nie powiesz mi chyba, że ty, znaczy Śmierć, tak po prostu zaszedłeś pogadać…?

 

– Powiem.

 

– Ale wiesz co?

 

– Hmmm…?

 

– To całkiem optymistyczne spotkać ciebie! – Borys poczuł, że teraz zabłyśnie.

 

– A to czemu? Takiej głupoty dawno nie słyszałem.

 

– Bo skoro tu jesteś, to wszystko ma sens.

 

– Jaki? – Śmierć wydawał się być zainteresowany.

 

– Skoro ty jesteś, to jest coś po życiu, wiesz… raj, piekło, bóg i to wszystko, co odrzucałem.

 

– Muszę cię nieco zgasić. To nic nie znaczy. Moja obecność dowodzi jedynie tego, że jest śmierć. Tego akurat nie trzeba dowodzić. Widzisz tu jakiegoś boga albo diabła?

 

– Nie…, ale… – Borys próbował coś wybąkać.

 

– No więc właśnie, moja obecność nie dowodzi niczego z tych rzeczy.

 

– Dobrze… – Borys nie dawał za wygraną. – …możesz mi jednak powiedzieć, jak jest naprawdę.

 

– Nie mogę. Etyka zawodowa, rozumiesz…

 

– Gdybym to wiedział, łatwiej byłoby mi wierzyć.

 

– Nie myl pojęć. Wiara polega na „wierze” właśnie. Nie znasz prawdy, lecz ślepo zakładasz jej istnienie i to jest właśnie wiara. Gdybym ci powiedział, to już nie musiałbyś wierzyć. Wówczas byś wiedział.

 

– Więc nie powiesz?

 

– Nie mogę. Uwierz mi.

 

– To po co tu jesteś?

 

– Już to przerabialiśmy, przyszedłem pogadać. Tak po prostu.

 

– Dlaczego ze mną?

 

– Wiesz przecież, że nie przez każdego byłbym mile widziany. Ty wyglądasz mnie od dawna… Zresztą, samo to, że jeszcze tu siedzisz i rozmawiasz ze mną, a nie uciekłeś z krzykiem, dowodzi trafności mojego wyboru.

 

– Taaa… – Grymas udający uśmiech zagościł na twarzy Borysa.

 

Siedzieli w ciszy dłuższą chwilę. Borys szukał w myślach jakiegoś ambitnego tematu do rozmowy. Nie znalazłszy go rzucił:

 

– I o czym tu gadać ze Śmiercią?

 

– Sam nie wiem… Może o samochodach, dupach, o życiu… Jak z kumplem.

 

– Mam kolegę Śmierć… Nieźle! Większości ludzi chyba trudno byłoby się z tobą zaprzyjaźnić?

 

– Uprzedzenia. Afrykańczyków też kiedyś biali nie lubili.

 

– To chyba jednak inna sprawa…

 

– Tak czy siak, to lęk przed nieznanym.

 

– Tak, ale czarnoskórzy nie bronili się jakoś szczególnie przed tym, by ich poznać. Ty natomiast nic mi nie chcesz o sobie powiedzieć.

 

– Nie mogę, to różnica. Poza tym ta wiedza nie jest ci do niczego potrzebna. Nie do tego na pewno, żeby posiedzieć sobie ze mną na ławeczce i o czymś poplotkować.

 

– Trudno plotkować z kimś, kogo się boi.

 

– No, ty chyba już się mnie nie boisz?

 

– Nie, to znaczy w tej chwili nie, ale tak ogólnie to i owszem.

 

– Daj spokój, marnujesz życie na udręczanie się tym strachem.

 

Borys odetchnął znacząco chcąc tym samym uniknąć odpowiedzi.

 

– Tak, tak! Ty i wielu innych jesteście w stanie spieprzyć życie poświęcając je grzebaniu się w swoich śmiesznych lękach.

 

– Śmiesznych? No wybacz, ale jednak ten lęk nie wydaje mi się śmieszny…

 

– Dobra, ja na to patrzę inaczej, w końcu znam siebie. Tobie też zapewne nie przychodzi do głowy, że ktoś się ciebie panicznie boi?

 

– No nie, ale ja jednak nie odbieram życia.

 

– Życia, życia… Wszyscy wy ludzie jesteście tacy sami. Tylko to wasze życie… Jakby nic ciekawszego we wszechświecie nie było!

 

– A jest?

 

– O! Zdziwiłbyś się. Jest dużo ciekawszych bytów niż wasze. One zresztą też do mnie trafiają.

 

– Paskudna robota, co?

 

– Czy ja wiem? Praca, jak praca.

 

– Jakoś nie widzę, żebyś miał poczucie, że robisz coś niewdzięcznego?

 

– Bo nie mam…, wybacz.

 

– W ogóle to taki jesteś dosyć wesoły, na swój makabryczny sposób oczywiście.

 

– Staram się cieszyć każdą chwilą, ale dużo już widziałem, trudno mnie zaskoczyć.

 

– Nie wątpię, ale słyszę między słowami, że „the dead is not the end”, jak mówi piosenka, niestety nie wiem czyja.

 

– Nick Cave w duecie z Kylie Minogue.

 

– Skąd wiesz? Słuchasz muzyki?

 

– Czasem, jak każdy.

 

– Ty nie jesteś każdy. – Zaznaczył Borys.

 

– Eee tam! Ty znowu swoje, straszny Pan Śmierć! Uhuuu! Jakoś siedzisz tu nadal ze mną i nawijasz o muzyce.

 

– Wymieniliśmy raptem po jednym zdaniu na temat muzyki.

 

– Ale to zawsze jakiś początek. Tu bym się uśmiechnął, gdybym mógł, ale nie mam twarzy. Przynajmniej takiej, którą mógłbyś dostrzec, ale uwierz mi, że w duszy się uśmiechnąłem. „To może być początek wspaniałej przyjaźni…” To też z jakiegoś filmu…

 

– …. z „Casablanki”. – Borys wszedł Śmierci w słowo.

 

– Oczywiście wiem to. Jak widzisz o kinie też możemy porozmawiać. A tak z zupełnie innej beczki, to masz jakiś mocniejszy głos, niż na początku naszej rozmowy. Lepiej się czujesz?

 

– Na chwilę zapomniałem o swych udrękach. – Borys rzeczywiście poczuł, że jego dół stał się mniej głęboki.

 

– Sam widzisz, że można się ze mną oswoić. Trzeba tylko trochę dobrej woli.

 

– Ale powiedziałeś, że nie przyszedłeś teraz po mnie.

 

– Nie powiedziałem też, że nie przyjdę po ciebie na przykład jutro.

 

– Przyjdziesz?

 

Śmierć odwrócił głowę w stronę Borysa. Pod kapturem nie było nic poza mroczną odchłanią. Nic poza najczarniejszą z czarnych pustą ciemnością, jaka musi wypełniać najbardziej zapomniane zakątki Wszechświata.

 

– Nie, nie przyjdę po ciebie jutro, nie przyjdę też pojutrze, ani nawet za miesiąc. Nie przywitasz mnie również za rok. Nie powinienem ci tego mówić, ale jakoś czuję, że będzie ci z tym łatwiej. Musisz jednak wiedzieć, że kiedyś w końcu przybędę. I nawet jeśli pozwolisz mi się ze sobą spotykać towarzysko, ot tak jak teraz, to gdy wybije twoja godzina, to choćbym chciał, nie będę mógł o tobie zapomnieć. Wybacz. Wiedz jednak, że zostało ci naprawdę dużo czasu, więc nie marnuj go wyczekując na mnie, bo nie przyjdę wcześniej, niż trzeba, a twój strach nie sprawi, że przyjdę później…

 

– Aleś mi powiedział!

 

– Potraktuj to jak swego rodzaju przysługę.

 

– A gdybym popełnił jutro samobójstwo? Będziesz musiał przyjść.

 

– Nie uda ci się, zawsze w takiej sytuacji coś ci przeszkodzi. Nie wiem co. Może zemdlejesz, a może cię uratują? Nie wiem, naprawdę.

 

– Więc przeznaczenie istnieje?

 

– Nie, tak bym tego nie nazwał.

 

– Ale sam powiedziałeś, że umrę wtedy, kiedy mi zapisano. Rozumiem, że skoro nie mogę odejść stąd szybciej, to też żadne leki nie przedłużą mojego bytowania poza granicę, która jest gdzieś tam zaznaczona.

 

– To prawda.

 

– Więc co to jest, jeśli nie przeznaczenie?

 

– Modus operandi tego świata… Zupełnie jak, dajmy na to, grawitacja Całą resztę swojego pobytu na ziemi możesz kształtować…

 

– Do diabła! Ale tego właśnie nie! A właśnie na tym by mi jakoś szczególnie zależało!

 

– Naprawdę? Może się po prostu nie rozumiemy, ale nie pojmuję do końca ani ciebie, ani prawie nikogo z was: ludzi.

 

– Co tu rozumieć? To zwykły lęk przed nieznanym!

 

– Głupota! Nieznane bywa ekscytujące. Tylko dlatego odkryliście Amerykę i polecieliście na księżyc, że ktoś miał jaja, by wyruszyć w nieznane, pędząc przed siebie nie będąc małostkowym co do własnego losu.

 

– Ja jednak jestem małostkowy. W tym temacie szczególnie

 

– I właśnie próbuję to z ciebie wypędzić! – Śmierć podniósł głos.

 

– Ale czemu uwziąłeś się właśnie na mnie?

 

– Bo fajny z ciebie gość! Miły, obyty, można z tobą posiedzieć i ciekawie pogadać. Gdyby tylko nie to twoje robienie w gacie… Jesteś zwykłym tchórzem. Większość z was jest. Ale uwierz mi, szkoda na to czasu!

 

– Ty wiesz to, czego ja nie wiem, łatwo ci zatem ferować wyroki . Ty jesteś Śmiercią, ja jedynie śmiertelnikiem. Ty nie dzielisz się ze mną swoją wiedzą.

 

– Lecz ty jesteś przekonany, słusznie chyba zresztą, że takową wiedzę posiadam…

 

– … jestem pewien, że ją masz! I nie przestanę cię nagabywać i podchodzić, byś się nią ze mną podzielił! – Borys niemal krzyczał.

 

– Czy jesteś gotów spotkać się kiedyś jeszcze ze mną, może nawet nie raz, posiedzieć i tak jak teraz zwyczajnie porozmawiać?

 

– Jasne. – Mimo całej dziwności tej sytuacji Borys był jednak bardzo zadowolony z dosyć niecodziennej pogawędki.

 

– Więc posłuchaj. Będę szczery, a szczerość jest dobra dla przyjaźni.

 

– Hmm?

 

– Musisz zrozumieć, że nie jesteśmy sobie równi. Wcale cię tu nie obrażam, nie mam na myśli tego, że jesteś gorszy. Chodzi jedynie o to, że pochodzimy z innych światów. Mam nad tobą tę przewagę, że jestem nieco starszy, nieco sprytniejszy i nieco bardziej doświadczony. Nie zdołasz mnie „podejść”. Nie powiem ci też nic, czego powiedzieć nie mogę, lub bym nie chciał. Szkoda więc na to twojego czasu. Jeśli chcesz o coś pytać, to po prostu pytaj. Ja ci odpowiem, lub nie. Ale odpowiedź dostaniesz szybko, choć rzadko będziesz ją uważał za satysfakcjonującą.

 

– Rozumiem… Powiedziałeś, że jesteś z innego świata, jednak jesteś tu, w tym świecie… – Zauważył Borys.

 

– Nie, to ty mnie tu postrzegasz.

 

– Więc jaki jest ten inny świat? Możesz o nim opowiedzieć?

 

– Częściowo mogę, ale to akurat temat, którego poruszanie nie ma sensu. Nie jesteś w stanie zrozumieć mojej odpowiedzi.

 

– Nie jesteśmy równi…. – Borysowi zrobiło się przykro, mimo wszystko poczuł się gorszy.

 

– Nie w tym rzecz. Jest wiele wszechświatów i każdy rządzi się innymi prawami. Nie możesz zrozumieć praw innych wszechświatów. One są po prostu nie do pojęcia dla ciebie. To inna fizyka, inna logika i w ogóle wszystko inne. Ba! Są miejsca bez fizyki i logiki. Są miejsca, gdzie nieskończoność można zamknąć w dłoni.

 

– A ty rozumiesz wszystkie te światy? Rozumiesz nasz świat?

 

– W jakiejś części rozumiem. Ale tylko w jakiejś. Nie rozumiem na przykład miłości… I choćbyś chciał, to mi tego nie wytłumaczysz… – Głos Śmierci wydał się Borysowi smutny.

 

– Ale przecież sam powiedziałeś, że chcesz się ze mną zaprzyjaźnić, wpaść pogadać o czymś czasem. Od przyjaźni niedaleka już droga do miłości.

 

– To nie tak. Chętnie czasem porozmawiam. Jednak gdy twój czas nadejdzie, nie zawaham się. Ty byś tak nie zrobił. Nie zabiłbyś kogoś bliskiego…

 

– … wolałbym nie…

 

– Właśnie. Ja nigdy tego nie przeżyję, nie poczuję tej waszej miłości, nie ściśnie mnie w dołku z żalu po kimś. Tak ty nie zrozumiesz na przykład wszechświata, w którym czas jest nieliniowy, gdzie nie ma przyszłości, przeszłości, ani teraźniejszości, a to tylko bardzo mała zmiana zasad w stosunku do tego, do czego jesteś przyzwyczajony.

 

– Mała!? To kolosalna różnica!

 

– Sam widzisz! Uwierz mi, to nic, są rzeczy dziwniejsze.

 

– Dużo widziałeś?

 

– Bardzo dużo. Więcej niż człowiek mógłby pojąć, więcej niż sam chciałbym widzieć i wiedzieć. Więcej niż chciałbym rozumieć.

 

– Wszyscy dążą do wiedzy, a ty ją masz, ale chętnie byś ją odrzucił.

 

– Ciekawsze jest trwanie z poczuciem obcowania z tajemnicą. Zobacz, że nawet wasi fizycy, kosmologowie w trakcie swej pracy mają zawsze wrażenie obcowania z czymś wielkim, czymś, co jak sami zakładają, być może nigdy nie da się poznać do końca. To musi byś wspaniałe. Zazdroszczę wam tego. Dla mnie nigdy nie będzie to dane.

 

– Chcesz, bym też ciebie traktował jak nierozwiązywalną zagadkę?

 

– Prawda jest taka, że pozostanę dla ciebie tajemnicą, dopóki nie przeżyjesz tego, co kiedyś ci przyniosę.

 

– Dopóki nie przeżyję śmierci?

 

– Właśnie.

 

– Dziwne to trochę sformułowanie. Nielogiczne…

 

– Logika nie ma tu nic do rzeczy. To tylko zabawa słowna. Inaczej tego nie wyrazisz, bo twój język nakłada na ciebie pewne ograniczenia. Przyjmujesz je i stają się twoją rzeczywistością. Żyjesz w strachu przede mną, ale też prawie przed wszystkim innym. Tak naprawdę, to chyba bardziej boisz się życia, niż śmierci.

 

– Nie rozumiem. – wtrącił Borys.

 

– Rozumiesz. Dobrze rozumiesz, tylko nie chcesz przyznać się do tego. Prawda jest taka, że co rano budzisz się już z jakimś strachem. Na przykład ze strachem o utratę pracy.

 

– Zdarza się. – Borys musiał przyznać Śmierci rację.

 

– Ładujesz się tak różnymi strachami przez cały dzień, a wieczorem dorzucasz do kompletu strach przede mną. I w ten sposób życie zlewa się w jeden strach i przecieka ci przez palce. Zamiast żyć – boisz się.

 

– To chyba normalne, że człowiek czegoś chce, a potem, gdy już to ma boi się to utracić.

 

– A cóż takiego masz? Dom, samochód, trochę książek… Która z tych rzeczy warta jest życia w ciągłym strachu? Nie wiesz, co się w życiu wydarzy. Możesz jeszcze wiele razy wszystko stracić. I co z tego? Czy książka z biblioteki będzie się gorzej czytała?

 

– No nie..

 

– Powiem ci co masz, co wy wszyscy macie. Jedyną rzecz jaką macie w życiu naprawdę na własność, to właśnie życie. Zapamiętaj to sobie.

 

– Nawet jeśli spróbuję zaakceptować to co mówisz, to i tak ciężko będzie mi to szło. Wiesz, jestem chory….

 

– Wiem. Dlatego zamiast snuć durne rozważania nad sensem pójścia do lekarza, zrób to po prostu i zacznij jeszcze raz od nowa!

 

– Wiele już razy zaczyna…

 

– …wiele? – Śmierć nie dał Borysowi dokończyć. – Trzy razy, to wcale nie jest wiele. To tylko trzy razy. Może musisz podnieść się po raz czwarty? A może musisz wstawać tysiąc razy? Tego nie wiem. Wiem tylko, że lepiej dla każdego, by podnosił się zawsze, kiedy upadnie, bez względu na to, który to już raz.

 

– Może masz rację…

 

– Mam ją na pewno!

 

Usłyszeli miarowy, szybki krok. Borys spojrzał w prawo. Ktoś biegł. Gdy przebiegał obok nich, usłyszeli strzępy muzyki wydobywające się ze słuchawek.

 

– Głośno gość słucha muzyki. – Zauważył Borys.

 

– Muszę już iść. – Powiedział po dłuższej przerwie Śmierć. – obowiązki wzywają…

 

– Ten biegacz? – Głos Borysa zadrżał.

 

– Tak… Ty masz jeszcze czas nacieszyć się życiem. Pamiętaj o tym.

 

Śmierć wstał i odszedł kilka kroków.

 

– Zaczekaj… – Powiedział Borys.

 

– Tak?

 

– Nie zapomnisz o mnie?

 

– Nie mogę… Niestety… Ale mnie nie wyczekuj. Po prostu żyj.

 

– Postaram się. – Powiedział Borys i ku swojemu zdziwieniu zauważył, że mówi to z przekonaniem.

 

– Coś dla ciebie jednak zrobię, coś, co mogę.

 

– Słucham?

 

– Kiedyś, gdy twoje dni się skończą, odejdziesz stąd lekko – obiecuję. Pewnie teraz tego nie docenisz, ale to dużo. Wielu by tak chciało. I pamiętaj, już to mówiłem, żyj! Tylko tyle masz do zrobienia.

 

Borys siedział patrząc w ziemię. Uniósł głowę, by coś odpowiedzieć, lecz Śmierci już nie było. Spojrzał w tę stronę, w którą zmierzał biegacz.

 

Tam noc wydawała się ciemniejsza…

 

 

 

 

 

 

Lipiec 2009, marzec 2012

 

Koniec

Komentarze

Cóż mogę powiedzieć. Tekst jest zdecydowanie nietypowy, co niestety nie oznacza, że dobry.

Zaczyna się strasznie. Stworzenie depresyjnego bohatera samo w sobie nie jest złe, ale musi być zrobione w jakimś celu i z sensem. Tu mamy nieudany patos i kiepską poetyzację (i dużo powtórzeń)

Szczerze powiedziawszy, tekst mógłby zacząć się od "Park, jak zwykle o tej porze, był pusty. Czasem tylko jego statyczność zaburzał samotny przechodzień." i  wcale nie stracić wcale na klarowności. Czytelnik za to nie byłby na wstępie uprzedzony.

Pomysł dialogu ze śmiercią dość pomysłowy, ale zrealizowany gorzej. Dialogi momentami rzeczywiście wywołały uśmiech na mojej twarzy, ale metafizyka i moralizatorstwo były zdecydowanie wciśnięte na siłe, a sama konstrukcja wypowiedzi jest naiwna.

 

Innymi słowy, pomysł - jak najbardziej na plus. Z wykonaniem dużo gorzej.

Hmm.. fakt, nietypowe ;-) Skojarzyło mi się ze śmiercią z Family Guy, on też taki był życiowy. Swoją droga, ja pewnie tez bym nie uciekła :)

Sądząc z datowania, opowiadanie jest efektem  blisko trzech lat pracy. Mizerny efekt. 

Wątła scenka dialogowa z udziałem dwóch osób, a bohater papierowy. 

Vyzart - bardzo dobra (moim zdaniem) opinia i zgadzam się z nią. Generalnie po to chyba ktoś początkujący zamieszcza tu swoje "dzieła", by móc się czegoś nauczyć. Pewnie wrzucę jeszcze niejedno nowsze i niejedno starsze, bo nie da się rozwijać bez konstruktywnej krytyki.

Opowiadanie nie powstawało 3 lata. Zostało napisane pod pierwszą datą. Ta późniejsza data, to czas gdy zostało gdzieś w kompie odnalezione i w jakimś stopniu poprawione - jak widać chyba w niewystarczającym :-), bo tak naprawdę należałoby napisać je od nowa.

Villandra - dzięki za to, że choś w jednej opinii nie zostałem "zjechany". To miłe :-)

Też nie zjeżdżam. Bardzo mi się podobało. Być może to kwestia tego, że sam nie jestem na tyle doświadczonych w kwestiach literackich, by zarzucać takim słownictwem jak Państwo z Loży, ale naprawdę dla mnie ekstra. Przesłanie całości bardzo przekonujące. Oczywiście też były momenty, w których się skrzywiłem, dramaurgicznie niezbyt pociągające, zbyt długie, nieprzerwane słowami narratora prowadzenie dialogu zaburzało obraz całej sytuacji. No i na samym początku, gdy ujrzałem idącą śmierć, pomyślałem "no nie, znowu?". Ale potem okazało się całkiem wciągajace i takie... dojrzałe. Choć taką wyluzowaną "śmierć w bluzie" znam już z wielu książek i opowiadań, to tym razem wypowiadała się nad wyraz mądrze, łącząc poetyckie określenia z całkiem niegłupimi opisami inncyh wszechświatów itp. 

W podziękowaniu za parę minut uśmiechu zostawiam ten komentarz, choć jego autorem jest tylko chudy, nieznający wielu trudnych słów chłopiec, który lubi czytać książki.

Jasobert - dzięki wielkie za Twoją opinię. Niezmiernie ważne jest dla mnie spotkanie z krytyką, bo jak pisałem tylko to może pomóc w rozwoju. Pisanie "do szuflady" (w dzisiejszych czasach "do pliku") nie pozwala na usłyszeniecierpkich słów, a to chyba głównie one mogą pomóc w dalszych próbach. Jednak każdy, kto popełnia jakiś tekst liczy głównie na to, że spodoba się on "chudemu, nieznającemu wielu trudnych słów chłopcu, który lubi czytać", bo tacy właśnie ludzie są odbiorcami. Dlatego też uznanie z Twojej strony cieszy niezmiernie. Dzięki.

Nie jestem chudym chłopcem, znam wiele trudnych słów, lubię czytać. Stałam się odbiorczynią Twoich tekstów. Jakkolwiek pierwsze opowiadanie "REGRESSUS AD INFINITUM" przeczytałam i niewiele zeń pojęłam, to uważam, że "Pan Śmierć" już daje się zrozumieć. Myślę, że całość mogłaby wyglądać lepiej, gdybyś w dialogi włączył jakieś komentarze, tchnął w nie więcej życia, o ile to w ogóle możliwe, w przypadku rozmowy ze Śmiercią. W obecnej postaci są strasznie suche, chwilami musiałam się zastanawiać, kto wymawia daną kwestię. Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Trzeba będzie pomyśleć nad dialogami, by stały się w przyszłości bardziej czytelne. Jestem jednak bardzo zadowolony, że pokazałem (i jeszcze pokażę) swoje teksty na NF. Bez takich uwag całe lata zajęłoby mi "namierzenie" tego typu braków.

Cyphrae, czasem, czytając własny tekst, trudno zauważyć co w nim jest nie tak, dlatego proponuję byś spojrzał na opowiadanie habakuka "Anioł". Uważam, że są tam, podobne do Twoich "drewniane" dialogi, na co zresztą zwróciłam uwagę. Z całą pewnością zrozumiesz, o co mi chodzi.

Podoba mi się Twoja zadziorność, "pokazałem (i jeszcze pokażę) swoje teksty na NF". Oby tylko te, które masz zamiar pokazywać, były coraz lepsze. 

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam przygotowane jeszcze 4 teksty. dwa z nich są starsze, 2 nowsze. Te nowsze mi osobiście się podobają. Do starszych mam mieszane uczucia. Jednak ostatnio je poprawiałem i jeszcze poprawię przed publikacją. Pokażę je w końcu mimo "mieszanych uczuć", bo chciałbym poznać braki, a inaczej się nie da. Dla Twojej informacji przy tytułach podam czy są starsze, czy nowsze, bo to może pomóc w ocenie.

Pozdrawiam

Hmm.

W sumie niezłe, choć banalne i o niczym :) Ale poprowadzić z sensem tak długi dialog - na plus.

Podobało się

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Dzięki. Właściwie to mam słabość do dialogów. W innych opowiadaniach (obawiam się) będą jeszcze dłuższe... :-)

Jeśli tak dobre to dobrze

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Hmmm. Prawdy banalne, ale nawet nieźle się o nich czyta.

Tu też masz niepotrzebne odstępy i jeszcze błędy w zapisie dialogów.

Babska logika rządzi!

Czytało się całkiem nieźle :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka