- Opowiadanie: Mauea - Testament mój

Testament mój

[1.04.2014: tekst powstał w 2012 lub wcześniej. Publikuję go ponownie po zmianie serwera.]

Nota odautorska: jestem silnie przekonana, że dobry bohater potrafi pociągnąć średnią historię. Poniższy tekst jest więc ćwiczeniem literackim z zakresu budowania wiarygodnej, spójnej postaci. Będę szalenie wdzięczna, jeśli szanowni Komentatorzy zechcą omówić właśnie ten aspekt w swoich opiniach. Uprzedzam, że "Testament" nie spełnia formalnych wymogów opowiadania, jednak wciąż – mam nadzieję – nadaje się do czytania. Dziękuję.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Testament mój

 

Witajcie.

Zastanawiacie się zapewne, dlaczego nic nie wiedzieliście o moich postanowieniach; nie bójcie się, nie jesteście w tym osamotnieni. Prawdę powiedziawszy zaskoczyłem sam siebie. Polubiłem to uczucie.

Podjąłem decyzję o napisaniu testamentu niedawno, może miesiąc temu. Stwierdziłem, że trzeba dać Wam jasne wytyczne o tym, co macie zrobić z moim dziedzictwem i jak zarządzać bogactwem, które pozostawiam. Sami nie dalibyście przecież rady. Tylko ja dzięki moim kompetencjom trzymałem cały dom w garści; każde z Was radzi sobie z poszczególnymi zadaniami wyśmienicie, ale przecież nikt nie potrafi zobaczyć całości, nie mówiąc już o poradzeniu sobie z ciężarem wiedzy, którą posiadam. Trudno, będę zmuszony podzielić odpowiedzialność, choć uważam, że niewiele da się zrobić gorszych rzeczy. Może kiedyś znajdzie się godny następca. Syn, którego nigdy nie miałem.

Kochane moje kobiety, które pozostałyście przy swoim opiekunie do końca. Jesteście niezastąpione, gdy chodzi o pomoc i ratunek, jednak nie potraficie wymagać. Nie nauczyłem Was nienawiści i stawiania żądań, nie dopuściłem do głosu zawziętości, pochodzącej od kilku ludzkich przodków. Nie dacie sobie rady same.

Przyjaciele moi – Wy zaś idziecie naprzód, czując za sobą poparcie podwładnych, ale nie dalibyście sobie rady z utrzymaniem więzów między jednostkami. Wasza elfia duma i powaga nie pozwalają na przyziemność, śmiech i zmniejszenie wymagań, gdy zadania przerastają siły. Wszystko musi być perfekcyjne.

Nie stanowicie dla mnie żadnej zagadki.

 

Posłuchajcie teraz, co chcę Wam dać.

Proszę, by list ten odczytała Naahiya. Niech każde z Was wysłucha wyłącznie części przeznaczonej dla siebie. Będą osobiste, a nie sądzę, byście byli gotowi na ujawnienie pewnych tajemnic.

 

Eenhornie, bracie. Ty jako jedyny w rodzinie znasz się na liczbach. Nie mają dla Ciebie tajemnic; cieszę się, że przełamałeś rasowe uprzedzenia zarówno własne, jak i cudze, i trenowałeś umysł u wybitnych krasnoludzkich znawców. Nawet, jeśli ich pobratymcy uważają teraz Twoich nauczycieli za „nieczystych" z powodu kontaktów z elfem, suma zysków okazała się większa niż strat. Dobrze wiesz, jak bardzo jestem z Ciebie dumny. Zajmij się więc rodowym skarbcem. Poradzisz sobie doskonale. Pamiętaj tylko, by nigdy nie sprzedawać obrączek małżeńskich; ani już posiadanych, ani tych dopiero przyszłych wraz ze świeżą krwią. Tym razem dopilnuję, by klątwa ugodziła Ciebie, a nie Twego przypadkowego kompana. Nigdy nie zapomnij, że zawdzięczasz mu życie. Klucz do kasety znajdziesz w okładce pierwszego rocznika historii rodziny.

Fanulu, bratanku. Wiem, jak bardzo chciałeś tańczyć, śmiać się i miłować, podczas gdy ja wysyłałem Cię do akademii wojskowej, każąc ćwiczyć walkę i jazdę konną. Nie umknęły mojej uwadze listy, jakie wysyłałeś swojemu przyjacielowi; być może powinienem powiedzieć – kochankowi. Błogosławię Waszemu związkowi. Pokazałeś, że będziesz walczył o swoje pragnienia i uczucia, nie bojąc się ciężkiej pracy w obronie wartości. Z tego też powodu chcę, byś przejął po mnie kierowanie polityką domu. Bądź naszym, teraz już Waszym, dyplomatą. Twoja opinia będzie znaczyła wiele, początkowo tylko z powodu nazwiska, a wzbogacona wykształceniem z akademii pomoże stworzyć trwały obraz silnej i honorowej istoty. Wykorzystaj to, by przysłużyć się rodzinie. Pierwszym z Twych zadań, zapewne wieloletnim, będzie zdobycie dla naszego domu tytułu szlacheckiego od Cesarza. Zasługujemy na to. Czas skończyć z pokutowaniem za wybory poprzednich pokoleń.

Kaladael, starsza córko. Twoje decyzje zabolały mnie. Mam nadzieję, że na wieść o mojej śmierci zdecydowałaś się jednak powrócić do matki, która tęskniła za Tobą ogromnie. Jednocześnie chcę, żebyś wiedziała, że choć jako pułkownik postąpiłem zgodnie z wpojonymi wartościami, jako ojciec nigdy nie przestałem podziwiać Ciebie i Twojego uporu. Nie przewidziałem, że zdobędziesz się na takie wyrzeczenia, byle dotrzymać danego słowa. Zmądrzałem po Twoim wyjeździe i zadbałem, by tamta rodzina została odpowiednio wynagrodzona. Wybaczyli mi; mam nadzieję, że Ty także będziesz do tego zdolna. Zajmij się tym, do czego byłaś tak naprawdę wychowywana od dziecka: noszeniem w sobie Kodeksu. Stań na jego straży, bądź sędzią nieubłaganym i sprawiedliwym, który będzie oceniał bliskich wedle ich zasług i przewin, bez patrzenia na osobiste relacje. Jako jedyna dasz radę udźwignąć ten ciężar.

Meluio, młodsza córko. Z radością obserwowałem, jak rośniesz na silną i wytrzymałą kobietę, zadając kłam twierdzeniu, jakoby elfki były zdolne jedynie do podawania strzał i polerowania pancerzy. Twoja miłość do koni, ręka do podwładnych oraz charyzma wraz z odwagą czynią z Ciebie idealną dowódczynię rodowych oddziałów. Będziesz musiała wywalczyć sobie pozycję – Ty, najmłodsza w rodzinie, kobieta, ładna i delikatna istota. Nie bój się używać miecza, by udowodnić swoją wartość, lecz pamiętaj, że nigdy nie wolno Ci przelać krwi swego sojusznika. Tym czynem oddasz się w ręce sprawiedliwej śmierci, zgodnie ze słowami Kodeksu. Wierzę jednak głęboko, że nie złamiesz go. Pozdrów ode mnie swego przyjaciela, Mathona; dał mi podstawy, by sądzić, że rasa ludzka nie zdegenerowała się jeszcze całkowicie. Uważam, iż kiedyś zostanie prawdziwym bohaterem i wzorem dla swoich współbraci. Wesprzyj go.

Naahiyo, moja miłości. Do Ciebie ostatniej się zwracam, byś w spokoju mogła przeczytać te słowa. Wiem, że zadałem Ci dużo bólu, i wiem także, że wciąż przeze mnie cierpisz. Kiedy Kaladael wróci do domu, przywitaj ją tak, jak na to zasłużyła. Dopilnuj, by moja wola została spełniona – znasz już wszystkich z nas tak dobrze, jak ja, i wykorzystasz tę wiedzę jak zawsze. Nigdy nie mogłem wyjść z podziwu, jak za pomocą odpowiedniej informacji zmieniasz świat według swojej myśli i zamiaru. Byłem niezwykle zaszczycony, gdy pozwoliłaś mi poprosić Cię o rękę; Ty, używająca nierozumianych przez większość mocy, magini, mentorka wielu. Nigdy nie pojmę, czym zasłużyłem na Twoją przychylność i wyrozumiałość. Jesteś także jedyną, która stanowi dla mnie zagadkę po dziś dzień, choć przeżyliśmy ze sobą pięć wieków bez mała. Dlatego ośmielam się prosić: dołącz do mnie, gdy uznasz, że rodzina poradzi sobie bez Ciebie. Będę czekał. Wiesz, jak mnie odnaleźć.

 

Wejdźcie teraz wszyscy do gabinetu. Chcę wam wyjaśnić powód mojej decyzji.

Nie będę streszczał swojego życia. Wypełnia ono szczelnie tom kroniki rodowej, do której każde z Was ma dostęp. Tam możecie przeczytać, jakie wydarzenia ukształtowały mnie tym, kim byłem – kim jestem w momencie pisania tego listu.

Nie o to przecież chodzi.

Podjąłem decyzję o opuszczeniu Was, ponieważ jesteście mi tak boleśnie znani. Znam Waszą tożsamość i charaktery, potrafię przewidzieć przyszłe losy wspólne i indywidualne. Dopuszczam do siebie możliwość błędu, oczywiście; naprawdę nie jestem aż tak zadufany, Kaladael. Jednak ten margines stał się naprawdę wąski. Sami zresztą wiecie, jak często po upływie pewnego czasu okazywało się, że miałem rację. Po iluś latach przestaliście nawet sprzeczać się ze mną, od razu zakładając bezcelowość tego działania, ponieważ i tak to ja zwyciężę.

Nie zdajecie sobie sprawy, jakie to męczące. Denerwujące, cofające w rozwoju, otępiające. Posiadanie takiej wiedzy, jaką ja zgromadziłem, to wyłącznie utrapienie; życie straciło smak i dreszcz niepewności, gdy podejmuje się decyzję, nie znając wszystkich faktów. Bo ja je znałem. Nie miałem przed sobą już żadnych wyzwań.

W Dominium, na terenach naszego starego wroga, mam szansę stać się na powrót ignorantem i częścią anonimowego tłumu. Nie potraficie nawet wyobrazić sobie, jak nęcąca stała się dla mnie ta możliwość. Chcę jeszcze raz, nim zasnę na wieki, poczuć, że żyję. Możliwe także, że po latach trwania w wygodzie przeceniam swoją zdolność kamuflażu i umiejętność przeżycia, i wyjazd ten zakończy się dla mnie śmiercią. Jestem na to gotowy.

Zapewne potraktujecie moje zniknięcie jako niezasłużony cios. Być może jako samobójstwo, jeśli tak Wam łatwiej. Jedno jest pewne: takim, jakim mnie znacie, nie powrócę nigdy. Ani na tereny Cesarstwa, choć je kocham, ani do Was, którzy stanowicie treść mojego spokojnego, uporządkowanego życia. Ono się skończyło.

Nie szukajcie mnie. Nie oskarżajcie naszych wrogów o zabójstwo ani uprowadzenie. Nie mieli z tym nic wspólnego, to była wyłącznie moja decyzja – pierwsza od lat, której konsekwencji jeszcze nie jestem całkowicie pewien, choć niestety wciąż potrafię je przewidzieć. Ale wierzę, że i to wkrótce się zmieni.

Powiem to wprost: uciekłem od Was. Uciekłem do nieznanego.

 

Może kiedyś zrozumiecie, co miałem na myśli.

 

 

 

Syvael Va'nhya

 

Głowa rodziny Va'nhya

Pułkownik w stanie spoczynku

Brat, mąż i ojciec

 

Koniec

Komentarze

Mimo, że nie można nazwać tego opowiadaniem, czytało się całkiem przyjemnie. W pierwszej chwili miałem wrażenie, że testament napisał tyran pokroju Tywina Lannistera, który nawet na członków rodziny spogląda z góry, mając ich za niewiele warte istoty. Całość sprawdza się, ale tylko do pewnego stopnia. Troszkę zdziwił mnie kontrast, który rysuje się między wstępem, a wypisanymi prośbami/zadaniami dla poszczególnych członków rodziny. Syvael wpierw pisze, że musi pozostawić wytyczne dla nich, bo "sami nie daliby sobie rady", ale gdy przechodzi od szczegółów potrafi wskazać i docenić mocne strony poszczególnych osób. Rodzi się więc pytanie, czy uważa ich za "dobrych" tylko w swoich dziedzinach, a zbyt ograniczonych, aby poradzić sobie z zadaniami, nazwijmy je, administracyjnymi?
Jednak jeżeli skupić się tylko i wyłącznie na obrazie głównego bohatera, który można dojrzeć w owym testamencie, wydaje mi się spójny i konsekwentny. Rzeczywiście, jest postacią, którą możnaby śmiało oskarżyć o megalomanie, ale przy tym dostrzega swoje wady i nie chce trwać w maraźmie, a wręcz przeciwnie, szuka nowych doświadczeń. Do takiego obrazu postaci nie mam większych zastrzeżeń.
Dwie rzeczy rzuciły mi się w oczy podczas lektury, ale tylko jedną sobie wynotowałem:
"Pierwszym z Twych zadań, zapewne wieloletnim, będzie zdobycie dla naszego domu tytułu szlacheckiego od Cesarza. Zasługujemy na nie." Czy nie powinno być, zasługujemy nań/ na niego? Skąd liczba mnoga?

p.s Tylko mi się wydaje, czy ten tekst był pisany pod Cerelain? ;)

Pozdrawiam, Clod

oczywiście, wyłapałeś przeoczony przeze mnie błąd :) poprawiłam.

przeleżakowane, poprawione teksty podobno są lepsze od niedopieczonych świeżych bułeczek, więc sprawdzam to na własnej skórze ;)

dzięki za opinię.

Tekst, zgodnie z twoją nadzieją, nadaje się do czytania. Jestem absolutnie zszokowany tym, że nie znalazłem w nim żadnych technicznych potknięć ani nieuważnych błędów. Wierz mi, że teksty (zwłaszcza debiutanckie i treningowe), pod którymi nie można wypisać długiej na kilka paragrafów listy błędów, nie trafiają się na tym portalu aż tak często. Za to zdecydowany plus.
Poza tym tekst jest bardzo obiecujący. Bohater nawiązuje do spraw i wydarzeń, które mogłyby stworzyć fabułę bardzo dobrego opowiadania lub nawet kilku. Za to również plus.
Jeśli chodzi o samego bohatera, to rzeczywiście jest on stworzony spójnie i konsekwetnie. To co mówi i robi ma sens, jest tak logiczne, jak być powinno. Syvael to, moim zdaniem oczywiście, całkiem wiarygodna postać, która byłaby w stanie udźwignąć ciężar narracji ewentualnej późniejszej twórczości prozatorskiej.
Jeśli chodzi o "ćwiczenia literackie z zakresu wiarygodnej, spójnej postaci", osobiście uważam, że do tego typu ćwiczeń bardziej nadają się opowiadania czy inne formy korzystające z narracji. Wtedy można kreować bohatera nie tylko przez jego słowa, ale również czyny, gesty i zachowania.
A jestem całkiem przekonany, że opowiadanie twojego autorstwa chciałbym przeczytać.

Przeleżakowane teksty są znacznie lepsze. Zawsze odkładaj tekst po napisaniu minimum na tydzień, a im dłużej tym lepiej. Sama przekonasz się już za pierwszym razem, czemu to służy. Jest to szczególnie ważne, kiedy własny tekst Ci się podoba, kiedy jesteś zadowolna z tego, co napisałaś. Większość ludzi, piszącego te słowa nie wyłączając, jest w takich razach kompletnie zaślepiona samozachwytem. Jednak w miarę, jak tekst leżakuje, zaczyna się trzeźwiej na niego patrzeć i dostrzegać kolejne błędy, nieścisłości, a nawet zauważać fragmenty, które mimo iż się w porządku, mogą być jednak jeszcze lepsze. Nie warto się spieszyć z publikacją tekstu - szkodzisz tylko jemu i sobie.

Co do powyższego, muszę przyznać, że jest napisany zgrabnie i w stylu ma nawet coś ze Słowackiego. Gratulacje. Jak na debiut bardzo dobrze, jednak, jak słusznie zauważyłaś nie jest to opowiadanie. Tego bohatera nie jestem w stanie ocenić, gdyż dysponuję tylko krótkim i jednostronnym oglądem jego osoby. Mogę napisać, że jest aroganckim megalomanem, ale nie potrafię stwierdzić, czy ma po temu podstawy, czy nie. Jeżeli w powyśzym tekście chodziło Ci o wykreowanie ciekawego bohatera, to uczyniłaś pierwszy krok ku temu, ale ten obraz nie jest interesujący, bo nie jest kompletny. W dalszym ciągu nie potrafię nic pewnego o bohaterze powiedzieć - by to zrobić potrzebuję jakiejś akcji, zdarzeń z jego udziałem lub choćby opinii innych bohaterów na jego temat. Dopiero dzięki temu można sobie wyrobić jako takie zdanie i dopiero tak wielostronni przedstawiony bohater może stać się naprawdę dobrym i ciekawym.

Uczyniłaś dobry początek. Podejrzewam, że będę z zainteresowaniem śledził dalsze próby. Powodzenia. :) 

„…jestem silnie przekonana, że dobry bohater potrafi pociągnąć średnią historię.”

Masz w tym założeniu wiele słuszności. W dziełach literackich sztuczność bohaterów potrafi bardzo razić. Odnośnie samej kreacji postaci podzielam zdanie Feliksa Kresa. Twierdzi on, że główny bohater powinien mieć jakieś wady charakteru, a jego antagonista zalety. Osobiście uważam, iż postacie pojawiające się na kartach książek nie mają być czarne albo białe (nie chodzi mi tutaj o nic rasistowskiego), ale szare. Wiarygodna postać to niejednoznaczna postać. Dobrym przykładem jest Mordimer Madderdin z Cyklu Inkwizytorskiego Jacka Piekary.

Syvael Va'nhya jest ciekawy. Na razie to niewielki urywek informacji o nim, ale zapowiada się jako bohater złożony oraz wiarygodny. Z tego testamentu można rozwinąć opowieść (np. o losach Syvaela w Dominium albo jego rodziny).

Pod względem czysto warsztatowym mamy tu do czynienia z tekstem dopracowanym.

Czekam na kolejne, bardzo chciałbym przeczytać jakieś inne dzieła z pod twojego pióra (klawiatury).

Bohater w porządku. Nie ma jakichś hiperwypasionych, oryginalnych cech, ale może właśnie dzięki temu jest spójny. Czyli, udało Ci się.

Mimo braku akcji, czytałam z zainteresowaniem.

Babska logika rządzi!

Czytało się całkiem nieźle, ale szkoda, że to tylko wytyczne dla bliskich bohatera.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka