- Opowiadanie: niepytaj - Śmiech komiwojażera cz II

Śmiech komiwojażera cz II

Oceny

Śmiech komiwojażera cz II

– Chyba zasłużyłem na małą nagrodę – Bartek oparł się plecami o barierkę mostku. Z kieszeni w walizce wydobył klasyczne Camele, zerwał bezceremonialnie celofan i oddał się misterium zapalania pierwszego papierosa z paczki. Dawno nie czuł tak silnego ssania. Kiedy siedem lat temu zaczynał pracę w Roomday'u, jednym z warunków zatrudnienia było rzucenie nałogu. Prezes zaznaczał to dobitnie przed podpisaniem pierwszej umowy, a potem jeszcze raz po zakończeniu okresu próbnego. To było wiele paczek nicorette temu. Cóż, przed wyrzuceniem z roboty albo przed mobbingiem ratowały najstraszego KAM-a w zespole imponujące wyniki sprzedaży. Zapach nikotyny z ust przeszkadzał też kiedyś Alicji, ale teraz znacznie bardziej przejmowała się terminem kolejnego przelewu.

 

Mężczyzna zaciągnął się głęboko dymem i wydmuchał go wysoko w górę.

– Czysta rozkosz – pomyślał. – A przynajmniej jedyna dostępna bez problemu od czasu rozwodu.

Wcześniej satysfakcjonujące życie seksualne wydawało się tak naturalne jak poranne śniadanie.

– Dzień dobry miła, kocham cię. Już posmarowałem tobą chleb – Bartek zanucił słowa piosenki. Ich piosenki. Nagle papieros zaczął smakować metalicznie i cierpko. Nie ma już „ich piosenki". Bo nie ma „ich". Jest szczęśliwa młoda mama w willi na Sołaczu. I szczęśliwy młody tata po pięćdziesiątce. Chociaż oczywiście nie mąż. Po kolejnym ślubie przecież Alicja straciłaby prawo do alimentów.

 

Bratek odwrócił się brzuchem do barierki.

– Pierdolić prawników! – wrzasnął w ciemność. Zaśmiał się. No, trochę mu ulżyło. Ale ochota na fajkę nie wróciła. Czerwony punkcik spadł w ciemność. Papieros nie zgasł jednak, zatrzymał się na zaspie zalegającej nad nurtem strumienia.

 

Mężczyzna szarpnął uchwyty bagaży i kontynuował marsz w kierunku Willi Jodłowej. W dole parowu czerwony punkcik to rozjaśniał się, to przygasał, jakby dokończenia papierosa podjął się niewidzialny palacz.

 

– O ja cię pierdakadabra – Bartek użył przekleństwa zarezerwowanego jedynie na naprawdę szokujące okazje. Wygląd Willi Jodłowej wyjaśniał, dlaczego jej właściciel unikał promowania się przy pomocy zdjęć. Płot dawno przestał rdzewieć, bo korozja załatwiła na amen całą stal. Słupki przytrzymujące siatkę pochyliły się czule w stronę drewnianej, miejscami tylko otynkowananej bryły budynku. Same zaś ściany zapewne były niedalekie od tego, aby same zsunąć się gdzieś w dół miasteczka w poszukiwaniu cieśli. Sprzed furtki można było dostrzec, że także blaszany dach wymaga pilnie naprawy. Tylko okna w plastikowej stolarce powinny robić przyzwoite wrażenie, gdyby nie psuły go od razu zacieki na szybach. Nad gankiem zainstalowano dwie żarówki, sterczące na pogiętych przewodach. Uruchomione czujnikiem ruchu mocne światło oświetliło ciemnobrązowe drzwi i jednocześnie wydobyło spod farby nad futryną pozostałości sporządzonego kiedyś gotykiem napisu.

 

Mężczyzna nigdy nie miał problemu z szybkim podejmowaniem dobrych decyzji w trudnych sytuacjach, ale tym razem poczuł się naprawdę bezradny. Analizował możliwe warianty rozwoju sytuacji. Każdy kolejny pomysł był gorszy od poprzedniego. Przy realizacji rezerwacji w Willi, z pewnością można oczekiwać takich atrakcji, jak cuchnące wilgocią koce, materace ruszające się od pluskiew i zimna woda w kranie. Może nawet i wygódka gdzieś za chałupą zamiast przyzwoitej toalety. Plan B to powrót w kierunku Chopina albo marsz po stromym stoku w kierunku Skiareny i dobijanie się do przepełnionych hotelików i pensjonatów. No i jeszcze najostateczniejsza ostateczność – powrót do Octavii i niewygoda siedzeń samochodowych. Bartek rozejrzał się wokół. Trudno, trzeba rozpocząć kolendowanie. Tylko gdzie lepiej – dalej w górę ścieżki, czy z powrotem na mostek?

 

Drzwi na ganku skrzypnęły. Koniec czasu do namysłu. Zwabiony światłem jak ćma nadciąga właściciel mrukliwego głosu i kuriozalnej posesji nad podszrenicką strugą. Bartek odwrócił się na pięcie i szybko zaczął schodzić w kierunku wyznaczonym przez postkomunistyczny klocek miniwieżowca.

– Pan Filipowicz? – za plecami mężczyzny rozbrzmiał ciepły alt.

Bartek odwrócił się. Na progu domu stała zgrabna blondynka w puchowej kurtce.

– Pewnie wystraszył się pan naszego pensjonatu. Nic dziwnego, dziadek trochę za długo czekał z remontem – kobieta uśmiechała się życzliwie.

– Nie skądże, po prostu zostawiłem komórkę w samochodzie. Zabiorę ją i zaraz wracam.

– Niech się pan nie martwi. Z zewnątrz budynek wygląda paskudnie, ale pokoje gościnne wewnątrz już odnowiliśmy. Meble wprawdzie mamy nie najnowsze, ale czyste i bez insektów. A pościel pachnąca i miękka. No i łazienki w nowych kafelkach. W taką pogodę każdy marzy o gorącym prysznicu – kusiła gospodyni.

– Chyba czyta pani w moich myślach – z ulgą roześmiał się Bartek. – No dobrze, skłamałem z tą komórką i chciałem uciec stąd jak najdalej. Ale chyba zaryzykuję przynajmniej jedną noc.

– Odpocznie pan jak nigdy dotąd – mrugnęła okiem blondynka i gestem zaprosiła do środka.

Anna Hoffman, bo tak przedstawiła się gospodyni, nie skłamała, ale i nie powiedziała całej prawdy. Pościel rzeczywiście pachniała czymś przyjemnym. Można było przy tym wybaczyć, że woń kojarzyła się raczej z szafką na egzotyczne przyprawy, niż kwiatowym aromatem płynu do płukania. Miękkkość kołdry i poduszki bez zarzutu. Za to Bartek aż jęknął z bólu, gdy zaraz po wejściu do pokoju rzucił się w ubraniu na łóżko. Materac w poprzednim życiu Alicja zakwalifikowałaby do kategorii „zdrowy", ale w obecnych warunkach śmiało można było mu przypisać etykietę „cholernie twardy".

Z kolei łazienkę może i niedawno odnowiono, ale jakość instalacji wodnej wołała o pomstę do nieba. Ze słuchawki prysznica niemrawo ciurkała woda, którą tylko przy dużej dozie dobrej woli można by uznać za gorącą. Bartek zastanawiał się nawet nad interwencją u gospodyni, ale w sekundę uznał pomysł za jałowy

– To tylko jedna noc – mruczał próbując z trudem umyć kręcone włosy w wodzie nazbyt miękkiej jak na gusta użytkownika poznańskiego Aquanetu.

 

Na szczęście w pokoju było naprawdę ciepło, a temperatura chyba dalej rosła. Kaloryfery wręcz parzyły przy próbie dotknięcia. Niestety powietrze w sypialni znacząco zwiększyło wilgotność po kąpielowych atrakcjach. Cóż, pewnie także wentylacja prosiła się o rękę fachowca.

Bartek otworzył okno na oścież i odetchnął głęboko chłodniejszym powietrzem. Upił łyk wychłodzonej herbaty z przywiezionego tutaj termosu. Wróciła ochota na zapach tytoniu. Papierosów jednak nie było ani w kieszeni kurtki, ani w bagażu. Mężczyzna zrezygnowany pozostawił lekko uchylone okiennice i wskoczył pod kołdrę w samych slipach.

– Miły akord na koniec przecudnego wieczoru. Dobranoc – powiedział w pustą przestrzeń gasząc nocną lampkę. Mimo niewygodnego materaca usnął natychmiast.

 

Rwący ból w lewej dłoni wyrwał mężczyznę z koszmaru. Śniły mu się jakieś fantasmagorie z zakrwawionym Prezesem, rozwalającym młotkiem czerepy urzędników skarbowych. Bartek zebrał „śpiochy" z kącików oczu i po omacku sięgnął do włącznika lampki.

– Co tu się kurwa znowu dzieje? – warknął obmacując ranę. Krawędź lewej dłoni wyglądała na przetartą gruboziarnistym papierem. Uszkodzony naskórek pokrywał się rosnącymi szybko kroplami krwi. Zaspany gość przyjrzał się z bliska ścianie pokoju. Podczas remontu właściciele wykazali się „inwencją twórczą" i zastosowali modny ostatnio jeszcze w latach 80-tych pseudoozdobny tynk zwany barankiem. Ostre wypustki stanowiły zagrożenie dla lokatorów, jak się okazało jak najbardziej realne. Wystarczyło machnąć ręką podczas niespokojnego snu i kłopot gotowy. Dziwny był jedynie fakt, że na ścianie nie było widać śladów krwi, które powinna pozostawić tak dotkliwa rana.

 

Bartek podniósł się z twardego legowiska poczłapał do łazienki. Kolejna niespodzianka Willi Jodłowej – z kranu nie chciała lecieć zimna woda. Ciepła ciecz zamiast zatamować krwawienie tylko je intensyfikowała. Jasnoróżowe smużki wirując znikały w czarnym otworze odpływu. Mężczyzna zrezygnował z poszukiwań plastra w bagażu. Pewnie działa prawo czarnej serii i podręczna apteczka jest gdzieś na dnie walizki. Albo została w Poznaniu na komodzie. W tej sytuacji musi zadziałać prowizoryczny opatrunek z papieru toaletowego mocowanego krawatem.

– Oby ta noc już się skończyła – Bartek poprosił w myślach i starał się usnąć. Tym razem nie poszło tak łatwo. Stary dom wypełniał ciemność nieidentyfikowalnymi skrzypnięciami, stuknięciami i brzęknięcami.

 

Kiedy wreszcie nadszedł sen, pojawił się nowy koszmar – jeszcze bardziej męczący od poprzedniego. Bartkowi śniło się, że drzwi od pokoju uchyliły się i stanęła w nich blondwłosa gospodyni. Patrzyła z niewinnym uśmiechem, jak zmiennokształtny włochacz wczołguje się do sypialni, odrąbuje rozbawionemu mężczyźnie dłonie, a potem stopy tępym toporem. Raz za razem padały bolesne ciosy, a senne alter ego Bartka śmiało się cały czas.

 

 

Koniec

Komentarze

Hm... sugerowałabym, drogi Autorze, żebyś napisał CAŁE opowiadanie, od początku do końca, pozwolił mu poleżeć chociaż tydzień w spokoju, sprawdził je, i dopiero wtedy wrzucił tu całe, a nie w odcinkach.
Bo z odcinkami tak jest, że raz masz pomysł, a raz nie masz, a na koniec czasami odkrywasz, że to wszystko jednak nie mialo być tak i chyba coś wyszło inaczej, niż się spodziewałeś, a teraz trzeba przecież wyjść z twarzą, bo skoro już wrzuciło się na portal połowę opowiadania, to wypada dokończyć, nawet jeśli nie jesteś zadowolony z efektu.

A jeśli napiszesz kompletny tekst, dasz mu dojrzeć, i przy ponownym podejściu uznasz "hej, to chyba jest niezłe!", sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Stąd moja druga uwaga - nie wrzucaj tekstu od razu po napisaniu. Bo po odstępie czasowym między fragmentem I i II wnoszę, że piszesz i wklejasz od razu, jak leci. Błąd. Szkodzisz tym samym i sobie, i opowiadaniu.

Nie możesz też oczekiwać, że będziesz pisał cokolwiek, a łaskawe duszyczki na portalu pospieszą, aby poprawiać Twoje błędy. To ma sens raz czy dwa, ale jeśli popełniasz ten sam manewr notorycznie... no to cóż, odechciewa się starać, skoro sam zainteresowany nie słucha rad, prawda?

Już bez tłumaczeń, dasz radę znaleźć pogrubienia.

"Same zaś ściany zapewne były niedalekie od tego, aby same zsunąć się gdzieś w dół miasteczka w poszukiwaniu cieśli."

"Trudno, trzeba rozpocząć kolendowanie." - "Kolędowanie".

 

"- Nie, skądże, po prostu zostawiłem komórkę w samochodzie. Zabiorę ją i zaraz wracam."

 

"Materac w poprzednim życiu Alicja zakwalifikowałaby do kategorii „zdrowy", ale w obecnych warunkach śmiało można było mu przypisać etykietę „cholernie twardy". - Szyk zdania. "W poprzednim życiu Alicja zakwalifikowałaby materac do..."

 

„...ale w sekundę uznał pomysł za jałowy" - brak kropki na końcu zdania.

 

"- To tylko jedna noc - mruczał, próbując z trudem umyć kręcone włosy w wodzie nazbyt miękkiej jak na gusta użytkownika poznańskiego Aquanetu." - Przecinek. Ponadto niektóre Twoje zdania są przesadnie długie i skomplikowane. Nadużywasz przysłówków i przymiotników oraz, czasami, peryfraz.

 

"Niestety, powietrze w sypialni znacząco zwiększyło wilgotność po kąpielowych atrakcjach." - To nie powietrze zwiększa willgotność, tylko wilgotność w powietrzu wzrasta. Względnie zawartość pary wodnej w powietrzu wzrasta.

 

"Bartek otworzył okno na oścież i odetchnął głęboko chłodniejszym powietrzem. Upił łyk wychłodzonej herbaty z przywiezionego tutaj termosu"

 

"Mężczyzna zrezygnowany pozostawił lekko uchylone okiennice i wskoczył pod kołdrę w samych slipach." - Szyk. "Zrezygnowany mężczyzna..."

 

"- Co tu się, kurwa, znowu dzieje? - warknął, obmacując ranę."

 

"Podczas remontu właściciele wykazali się „inwencją twórczą" i zastosowali modny ostatnio jeszcze w latach 80-tych pseudoozdobny tynk zwany barankiem." - Skreśliłabym "jeszcze". Bo komplikuje i osłabia nieco zdanie, a zgaduję, że to miał być sarkazm.

 

"Bartek podniósł się z twardego legowiska poczłapał do łazienki." - Sam zgadnij, czego brakuje.

 

"Stary dom wypełniał ciemność nieidentyfikowalnymi skrzypnięciami, stuknięciami i brzęknięciami." Literówka.


Tyle.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka