- Opowiadanie: sinner - Dziewczyna z patykiem w (...) część III z VI

Dziewczyna z patykiem w (...) część III z VI

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Dziewczyna z patykiem w (...) część III z VI

Obudził się wypoczęty, głowa ćmiła go tylko odrobinę. Nie ważne ile wypił, nigdy nie miewał prawdziwego kaca. Wraz z kolejnymi latami, a miał ich już za sobą czterdzieści trzy, jego zdolności radzenia sobie z alkoholem rozwijały się. A on chętnie im w tym pomagał – gorzała była jego najlepszym i jedynym prawdziwym kumplem.

 

Wstał, spuścił w kiblu zawartość pęcherza i zrobił sobie śniadanie. Chleb, konserwa i kawa. Za pół godziny miał być w pracy. Za oknem wciąż panował mrok.

Shagan zapalił papierosa, wyszedł w wiatr i wilgotny chłód, wsiadł do wysłużonego dodge'a koloru błota i pojechał do pracy. Wszedł na posterunek i usiadł za uginającym się od papierów biurkiem , w pomieszczeniu pełnym identycznych stanowisk pracy. Na wierzchu leżał raport z oględzin miejsca zbrodni i śladów zebranych z ciała nastolatki. Dwie strony strony streścić by można w prostym jedyne znalezione ślady należały do denatki i dzieciaków, którzy ją macali.

W szkole uczyli ich, że takie sytuacje się nie zdarzają – ślady są zawsze, trzeba je tylko umieć odnaleźć, a to wiązało się z cierpliwością i poświęceniem dużej ilości czasu – ale Shagan wątpił by miało to przełożenie na tę sprawę. Sprawę dziewczyny z patykiem w cipce, jak przywykł nazywać martwą nastolatkę. Coś mówiło mu bowiem, że nie zakończy się to tak łatwo, jeśli w ogóle.

Dalej leżał raport z sekcji zwłok, który i tak doskonale już znał. Na toksykologię, portret psychologiczny i całą resztę wciąż czekali i czekać mieli jeszcze co najmniej do wieczora. Najbliższe godziny on i inni w to zaangażowani mieli spędzić na szukaniu w bazie danych podobnych spraw i przesłuchiwaniu świadków. Musieli też sprowadzić na posterunek rodziny osób zaginionych odpowiadających rysopisowi martwej dziewczyny.

Ustalenie tożsamości było priorytetem, tylko że na razie nie mieli nic poza ciałem, tymi dziwnymi płucami i… tą rzeczą, która ciągnęła się za nimi.

Po ósmej przyszedł do niego koroner. Wyglądał na niewyspanego, z opuchniętymi, przekrwionymi oczami i poszarzała twarzą.

– Co tam? – zapytał go Shagan.

Koroner wzruszył ramionami:

– Coś ciężką miałem noc. Ech…

– Wymyśliłeś coś w kwestii tych płuc?

– Taa, jasne… dzisiaj będę lepiej je badał, ale co z tego wyjdzie, pojęcia nie mam. Szef naciska więc mam mało czasu.

Taka była smutna prawda. Zbliżał się koniec roku i komendant nie życzył sobie zostawiania niezamkniętych spraw. Niedokończone śledztwo równało się masie papierkowej roboty, tłumaczeniom i szukaniom nieścisłości. Na rozwikłanie sprawy pozostawał więc miesiąc, a potem dopasuje się coś na siłę. Shagan znał to aż za dobrze: ułożą jak najbardziej pasującą fabułę zgadzającą się z faktami, a potem wcisną w to prawdopodobnego sprawcę albo znajdą inny przypadek podobny do tego, ale podlegający innej jurysdykcji, i albo zwalą kłopot na sąd albo na federalnych.

Proste.

Czy Shaganowi to przeszkadzało? Dotychczas ani trochę, ale teraz…

– Masz dziś czas po południ na wypad do baru? – zapytał koroner. – Muszę się napić, a nie lubię w samotności. Pogadamy trochę.

Shagan nie miał ochoty na towarzystwo, ale z drugiej strony tak naprawdę było mu dziś wszystko jedno. Zgodził się na szóstą po południu w barze w centrum przy Main Street. Koroner zadowolony poszedł do prosektorium a Shagan zrobił sobie kawę i czekając aż ostygnie poszedł na papierosa. Gdy wrócił, przy jego biurku stał Herbb.

– Co tam masz? – zapytał Shagan wskazując n teczkę w jego dłoni.

– Parę ciekawych rzeczy.

Usiedli. Herbb wyjął z teczki kilka kartek i rozłożył na zaśmieconym blacie. Na jednej z nich widniała lista nazwisk z przypisanymi miejscami i jakimiś adnotacjami. Większość z nich brzmiała „John Doe” i „Jane Doe”.

-Wieczorem – zaczął Herbb – wysłaliśmy do posterunków w okolicach rysopis tej zabitej dziewczyny i szczegóły zgonu. Na podstawie tych samych kryteriów przeszukaliśmy też bazę danych. Wszystko to razem dało parę ciekawych wyników.

– To znaczy, ze to nie jedyna taka sprawa?

– Pewnie, ze nie. Trzydzieści cztery podobne odnotowano w naszym stanie, ale ostatnie z tych zabójstw wydarzyło się dwadzieścia pięć lat temu, a najstarsze pięćdziesiąt dwa. Co najlepsze, to sprzed pół wieku trwały przez dwa lata i ustały, a potem powróciły dwie i pół dekady później i skończyły się po nieco ponad roku. Sprawcy nie znaleziono, choć było paru podejrzanych, i w końcu spray się przedawniły.

– Pięknie. A coś poza naszym stanem?

– Pięć przypadków w '61 w Illinois, ale nie dość, że też już dawno przedawnione to złapali sprawcę, który umarł osiem lat temu.

– Coś jeszcze?

– Najlepsze zostawiłem na koniec. Kilka podobnych spraw było w paru innych krajach, ale równie dawno temu.

– Skąd wiadomo, że się łączą?

– Odnotowano taki sam niewyjaśniony przypadek tonących płuc u wszystkich ofiar. Może było ich i więcej, ale tylko te sprawy powiązano.

– No to wdepnęliśmy w niezłe gówno.

– Taa.

Herbb odszedł a Shagan zaczął czytać to co mu przyniósł. Większość ofiar pozostała niezidentyfikowana, ale ci którzy doczekali się odkrycia ich tożsamości nie wnieśli do sprawy niczego. Każde z nich było młode, od czternastu do dwudziestu pięciu lat, zdrowe i wolne nałogów. Pochodzili z różnych środowisk, posiadali różny stopień wykształcenia i stan dziewictwa, ale żadne nie miało innych śladów niż duszenia.

Nagle Shagan przyłapał się na tym, że zastanawia się co się stało z prowadzącymi śledztwo gliniarzami? Umarli? Zwariowali? Zniknęli? Akta o tym milczały, a on, choć ciekaw, nie zamierzał dociekać. Czasem niewiedza bywa najlepszym przyjacielem.

Nie potrafił sobie za to odpuścić kwestii płuc. Teraz, gdy wydawała się taka kluczowa, powracała do niego raz po raz. Przypomniał sobie jak koroner zbadał wczoraj płuca tej nastolatki i stwierdził brak owego pozostającego zawsze powietrza. Zastanowił się wówczas w jaki sposób ono zniknęło, ale potem przyszło mu do głowy inne, bardziej adekwatne pytanie: „Dlaczego?”. „W jakim celu?” Nie miał pojęcia dlaczego, ale wydawało mu się to kluczowe. Ważniejsze niż wszystko inne.

„W jakim celu?”

Albo…

Coś go natknęło.

Czy tu naprawdę chodzi o powietrze? A jeśli nie, to o co?

Zadrżał, bo poczuł chłód. Lepki i gęsty.

Chłód. Albo czyjąś lodowatą obecność…

 

 

Koniec części III

 

Michał P. Lipka

 

 

 

Koniec

Komentarze

"-Taka była smutna prawda. Zbliżał się koniec roku i komendant nie życzył sobie zostawiania niezamkniętych spraw."
Chyba bez myślnika.

"Pozbawiony nałogów" - brzmi jakoś dziwacznie. Nie lepiej zwyczająnie: "wolny od nałogów"?

No, no, robi się ciekawie... 

Masz rację co do tych błędów. Dzięki. Już poprawiłem.

"Nigdy nie miewał prawdziwego kaca choćby nie wiem ile wypił"
1. przed chocby powinien byc przecinek (interpunkcja generalnie kuleje)
2. Kto nie wie, ile by wypil? Narratora w 1 osobie nie ma, wiec powinno byc - "Ile by nie wypil, nigdy nie miewal prawdziwego kaca."
A to dopiero pierwsze zdanie. Generalnie - pracuj nad stylem. Pisz spokojniej, przeczytaj dwa-trzy razy, zanim wrzucisz tekst, a najlepiej "zatrudnij" do pomocy kogos, kto przeczyta i wypunktuje tego typu bledy.

Pozdrawiam. 

Dzięki za konstruktywną krytykę. Rady wezmę sobie do serca. Pozdrawiam.

Fajnie i sprawnie napisany tekst. Trzyma w napięciu, podoba się. Niech zgadnę. Kluczem do zagadki kryminalnej będzie kij w... no, wiadomo gdzie.

Nowa Fantastyka