- Opowiadanie: Boreli Krzyczy - Ostatnia królowa Trupiego Haremu

Ostatnia królowa Trupiego Haremu

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ostatnia królowa Trupiego Haremu

 

– Dlaczego ja zawszę muszę kogoś nienawidzić?

– Bo jesteś Kobietą-Rzeźnikiem. Babą z siekierą w ręku. Zapomniałaś?

– Może zabijam. Może jestem agresywna. Ale to zawsze ich wina. To oni tego chcą. Oni o to proszą. Oni zaczynają bójkę. To oni chcą mnie pojmać. Oni, nie ja.

 

Ta noc, tak samo jak czternaście poprzednich, była duszna i w całym mieście dało się wyczuć smród chorób, zgnilizny i narastającego obłędu. Za dnia na burą glinę budynków bezlitosne słońce wylewało żar, w nocy gwiazdy na bezchmurnym niebie zdawały się skwierczeć. Ostatnie zbiorniki wodne zamieniły się w mętny szlam. To samo można byłoby rzec o umysłach mieszkańców.

– Niedługo wszystkim odbije szajba, tak jak mi. Nie będę już wtedy takim ciekawym tematem w waszych gazetach. Nikt, zresztą ich już nie czyta.

– No cóż. – Pomyślałem, ale jednocześnie chyba też i powiedziałem na głos. – Dlatego tu jestem. Kto wie, co się z tobą stanie, kiedy już ludzie ruszą na ulice. Kiedy upały miną będą chcieli wiedzieć gdzie jest ich Rzeźniczka.

– Ruszą na ulicę by przestać się ruszać choć na chwilę. Będą się cieszyć, że znowu zaczęło padać. Będą tańczyć, śpiewać i upijać się żeby zapomnieć jak bardzo boli ich własne życie. Nie ważne czy susza czy deszcz. A przecież nie muszą nic robić, wystarczy cierpliwie zaczekać na mnie.

– Czyli to co robisz uważasz za pożyteczne.

– Uśmierzam ich ból. Znam tylko jeden sposób na ból. Moja siekiera.

 

Poprawiłem się w swej pozycji. Była całkiem niewygodna. Klęczałem przed nią, podczas gdy ona trzymała ostrze topora dwa cale od prawego ucha, na które gorzej słyszałem. Jak byłem mały mój starszy brat odpalił przy nim petardę hukową. Mimo to, przez cały czas słyszałem śpiew metalu, ostrego i zimnego. Jedynej chłodnej rzeczy w tym mieście. Jedynego sposobu na ukojenie wszechobecnego gorąca.

 

– Kolana mi ścierpły – stęknąłem – mogę przynajmniej usiąść na tyłku? Wiesz, że nigdzie nie ucieknę. Ty zresztą możesz nadal tak stać.

Jej oczy wybuchły ogniem.

– NIE MÓW MI CO MAM ROBIĆ!

 

Cisza. Jej ryk zanikł gdzieś bez echa. W otwartej przestrzeni nad miastem, na dachu mojego domu nie było już powietrza, nie karmiło ono już ani życia, ani gniewu.

 

– Chociaż w sumie, mnie też już ręka boli. – Stwierdziła i rzuciła siekierę obok siebie. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami . Cały czas patrzyła mi prosto w oczy. Nawet nie próbowałem rzucić okiem na śpiącą obok niej zardzewiałą broń. Widziałem za to jak Rzeźniczka reagowała na każdy mój ruch, głębsze westchnienie, gdy układałem się pod glinianą balustradą. Była czujna jak drapieżny kot. Nie wyglądała jak upiór z obwisłymi cyckami. Ten obraz miał służyć za jej podobiznę na ostrzeżeniach i listach gończych oblepiających ściany poniżej, wśród skisłych ulic nie było miejsca bez ostrzeżenia "Chroń swoje życie – nie wychodź w nocy na ulice. Rzeźniczka czyha!!!"

 

Co ciekawe, nie zabiła żadnej kobiety, tylko dwudziestu siedmiu mężczyzn.

 

Choć nie było księżyca, gwiazdy świeciły tak jasno, że momentami skupiałem się tylko na nich. Jakby samo odwrócenie wzroku odepchnęłoby zagrożenie z jej strony. Odetchnąłem, gdy wyprostowałem nogi w jej kierunku. Widzieliśmy w sobie nawzajem strach i bezradność. Dla niej było to oczywiste, zawsze widziała to w swoich ofiarach. Ja jako przedstawiciel społeczeństwa od pięciu lat żyjącego w strachu przed nią byłem zaskoczony, że zauważyłem u niej właśnie to – przerażenie.

– Masz może coś do jedzenia? – Zapytała niewyraźnie. – Jestem głodna.

– W kuchni pod nami zostało mi jeszcze trochę zupy chlebowej z kolacji. Nic wielkiego. Spiżarnia jest już pusta, nic więcej już pewnie nie zjem.

– Przynieś mi. – rzekła – Tylko nie próbuj uciekać.

 

Nie pamiętam tego momentu, gdy wstałem. Nie pamiętam chwili, gdy schodziłem po drabinie na dół, gdy niosłem jej jedzenie. Pierwsze, co pamiętam, to gdy znowu siedzę, a ona kończy jeść. Siedzi w tej samej pozycji. Ma nieco żywsze ruchy. Błyszcząca ciecz spływa jej po szyi. Pięknej i gładkiej, choć brudnej od kurzu.

– Nie jesteś brzydka. – stwierdziłem ogłuszony jeszcze tą dziurą w pamięci.

– Za to ty jesteś – beknęła i rzuciła glinianą miskę od siebie. Naczynie pękło na dwie równe części. – Tam skąd pochodzę, takimi jak ty wyciera się podłogi.

– Brzydalami?

– Nie, słabeuszami nieumiejącymi władać mieczem. Nadajecie się tylko do czyszczenia naszych domów.

– Gdzie był twój dom?

Odgarnęła długie, potargane włosy, czarne jak węgiel. Twarz miała piękną jak wszystkie kobiety z dalekiego południa. Tylko prawy policzek przeorany rzędem czterech długich blizn.

– Daleko stąd, gdzie małym dziewczynkom nie wolno się bawić z młodymi jaguarami, którym jeszcze nie obcięto pazurów.

 

Coś się poruszyło na sąsiednim dachu. Cichy dźwięk przykuł jej uwagę. Wyglądała jak jaguar. Czekała cierpliwie, skupiona na cieniach dookoła. Wydawało się, że wyczuwa wszystko co znajduje się w promieniu kilometra.

W długiej ciszy zdawało mi się, że słyszę szepty ludzi. One też je słyszy?

– Dlaczego tu przyjechałaś? – Zapytałem w końcu – Dlaczego akurat tutaj zabijasz?

Niechętnie odwróciła wzrok z tamtego miejsca. Jej dłoń nadal spoczywała na stylisku siekiery.

– Nie chciałam tu być. Wasi kupcy mnie pojmali, gdy zniszczyliście mój kraj. Zakuli w żelazo, wrzucili do klatek razem z innymi ładnymi dziewczynami i przywieźli tutaj. Do waszego króla, by każdej nocy mógł mieć inną.

– Uciekłaś?

Jej oddech stał się na chwilę cięższy. Na jej prawej dłoni zaciskającej trzonek wyłoniły się gałęzie żył.

– Po co ja ci to mówię?

– Po co chcesz mnie zabić?

– Wszyscy jesteście tacy sami. – odetchnęła z zimnym spokojem.

– Zapewniam cię, że nie wszyscy moi rodacy palą i niszczą.

– Ale wszyscy chcecie tylko jednego. Ode mnie tego nie dostaniecie.

 

Podniosła się na nogi. Jej oczy płonęły, nie patrzyły na mnie, tylko na kogoś z przeszłości. Miałem wrażenie, że leży pode mną, a ona musi się do niego dostać rozrąbując mnie siekierą. Do kogoś, kogo chciała zabić i zabijała za każdym razem.

– …Sama tego chciałaś. – szepnęła do siebie. Westchnęła i ze spokojem podniosła siekierę. Wygięła się jak do rozrąbania suchego pniaka. – Sama tego …

Zastygła w bezruchu. Jej nogi zachwiały się. Upadła do tyłu na ceglany komin. Z jej szyi sterczała czarna strzała. Krztusiła się własną krwią. Podczołgałem się do niej, chciałem ucisnąć dłonią to miejsce, zatrzymać krew w tętnicy, wszystko było takie śliskie. Jej oczy. Patrzyły na mnie. Cały czas patrzą. Chyba właśnie tego chciała.

– JAK można to było tak SPIEPRZYĆ! – wrzasnął ktoś zza moich pleców – Miałeś ją unieszkodliwić, a nie dać się zarąbać jak świnię! Mieliśmy ją pojmać żywą! Noż do jasnej cholery…

– To chyba nie ona… – dodał drugi głos. – Tamta była jakoś tak bardziej obwisła, stara…

– To ona. – powiedziałem. Puściłem jej szyję. Nie oddychała już od pół godziny. Do dzisiaj nie mogę odmyć jej krwi zza paznokci.

– I co z tego, że ona, skoro nie żyje! Miała być żywa! Bez ręki, nogi, ale kurwa żywa!

– Panowie. – Przetarłem dłonie o nogawki spodni. Pozostały po nich dwie ciemne smugi. – To wy ją podziurawiliście. Dałbym sobie radę.

– Gdyby nie my, już byś dołączył do jej Trupiego Haremu. Co to miało być z tym schodzeniem z dachu i karmieniem jej?

 

Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Trochę mnie to wybiło. Nie była moją pierwszą, która umiera mi na rękach, tyle tylko, że z jakiegoś powodu nie chciałem, żeby umierała.

– Ostatniej Królowej nie odmawia się ostatniego posiłku. – Powiedziałem w końcu. Jej oczy się śmiały. Umarła z uśmiechem na twarzy, a ja tu zostałem. I chyba wtedy uświadomiłem sobie, że powinienem sobie kogoś znaleźć.

Koniec

Komentarze

Stary, dobry… styl. Mam nadzieję, że nikt nie napisze "sprawnie napisane" ;-) Można było uniknąć kilku powtórzeń, ale to drobiazg. Pewnie napisałeś to w jeden dzień? No cóż… kawał dobrej literatury.

Nie powiedziałbym, że styl jest dobry. Moim zdaniem jest średni. Nawet nie dlatego, że zdecydowałeś się prowadzić opowieść w sposób prosty i pozbawiony ozdobników, ale przez to, że małych potknięć jest trochę więcej, niż chciałbym żeby było. Choć zimne żelazo w upalny dzień nawet mnie rozbawiło. Pozostaje pytanie – czy tę historię należy traktować na poważnie, czy też jako metaforę stereotypowej kobiety wraz ze stereotypowymi tekstami natury "wszyscy jesteście tacy sami"? Sam nie wiem, choć niezależnie od interpretacji, sama historia nie rzuciła mnie na kolana. Nie zdarzyło się nic, czego nie byłbym w stanie przewidzieć.  Opowiadanie jednak w sumie nie jest złe. Jest średnie.

Mnie nie porwało, aczkolwiek nie jest też tragicznie. Zapis dialogów skopany. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Literówki, źle rozpisywane dialogi, jakieś niezręczności w opisie zdarzeń i takie tam inne do ewentualnej korekty. Historia jakaś jest: więzień (jak się okazuje – nieprzypadkowy) morderczyni prowadzi z nią grę ----> jego podchody spalają jednak na panewce, kobieta wstaje, podnosi siekierę (topór?) i… ginie z rąk współpracowników swojej niedoszłej ofiary. I by było, gdyby sprawniej, głębiej, z lepszym pomysłem została przedstawiona ta ich gra, gdyby bardziej przekonująco została przedstawiona 'bohaterka', np. od strony jej psyche. Także, gdyby więcej było zaskoczenia w tej opowieści. Lecz tego wszystkiego nie znalazłem w zadowalającej mnie, jako czytelnika, ilości i jakości. Na początku, dość wysilona introdukcja postaci i sytuacji, żeby czytelnik się zorientował, w czym rzecz. Taka kawa na ławę – że baba-rzeźnik, że ma siekierę, itd. Także sztampa z kobietą, która karze mężczyzn za wyrządzoną jej niegdyś krzywdę. Szczerze mówiąc, to tekst nie zatrzymuje mnie przy sobie.

Maniacka perseweracja ambiwalencji niekongruentnych epifenomenów

:D sebakow@wp.pl

Hmmm. Jest jakaś historia. Takie pytanie: jak wnosi się zupę po drabinie? Z wyraźniejszych błędów, gdzieś tam masz "cziesz" zamiast "ciecz".

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka