- Opowiadanie: sesi19 - Szczęśliwy dom

Szczęśliwy dom

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Szczęśliwy dom

 

To był… chyba czerwiec. Kończyliśmy malowanie salonu, a dziewczynki ciągle nie mogły się zdecydować, jakim kolorem pokryć ściany. Pracowaliśmy wszyscy razem, codziennie, aby jak najszybciej wprowadzić się do nowego domu.

 

Mieliśmy serdecznie dość starego mieszkania – ciasnej klitki, w której nawet pies nie mógł swobodnie pomerdać ogonem. Wbrew pozorom, nie przesadzam aż tak bardzo. Gdy cała rodzinka zebrała się w mieszkaniu, pies nie miał gdzie się podziać. Zazwyczaj brałem go do siebie na łóżko i jako jedyni mężczyźni w domu oglądaliśmy mecz. Dzięki temu domowniczki mogły przecisnąć się między kuchnią a sypialnią.

 

Kuchnią a sypialnią.

 

Ha. Ha. Ha.

 

Na kuchnię przeznaczyliśmy dziesięć metrów kwadratowych pokoju. Pozostałe piętnaście zajmowała sypialnia. Przejściem między „pomieszczeniami” była luka w stojących naprzeciwko siebie łóżkach. Jak widać i bez drzwi można się obejść.

 

Jeszcze gorzej wyglądała sprawa z łazienką. Była tylko jedna, wspólna dla całego bloku. Wspólna dla nas, mnie, żony, dziewczynek. I dla całego chłamu, który mieszkał razem z nami. Nie jest to miejsce na opis tego towarzystwa, ale niejednokrotnie ktoś zostawił na desce kał, ktoś zarzygał podłogę. Ściany w całym bloku także świadczyły o tym, kto w nim mieszka. Ciągłe burdy i libacje, odwiedziny policji i opieki społecznej. Wobec tego towarzystwa wyglądaliśmy jak oaza na pustyni.

 

Było nam jednak dobrze. Dziewczynki rozpoczęły edukację w przedszkolu, żona pracowała w sklepie odzieżowym. Dzięki temu miałem czas na pisanie. Zaliczki od wydawcy i wypłata żony pozwoliły nam na zakup działki i rozpoczęcie budowy. Woleliśmy czekać i żyć w nędzy, niż obarczać się kredytem.

 

Sukces mojej drugiej powieści sprawił, że dom rósł z każdym dniem, nawet szybciej niż dziewczynki. Cud za cudem. Sąsiedzi tylko wyśmiewali mnie, szydząc z inteligenta i okularnika, co to słoiki na oczach nosi.

 

Wtedy zaczęło dziać się coś dziwnego.

 

Byliśmy w domu wszyscy razem, gdy zaczęło migać światło. Można pomyśleć, nic strasznego, nie jeden raz widziało się takie rzeczy. W tym migotaniu była jednak regularność, której nie mogłem przeoczyć. Gwoli wyjaśnienia: swego czasu nauczyłem się alfabetu Morse’a. W harcerstwie puszczaliśmy sobie „zajączki”, przekazując w ten sposób wiadomości. Nareszcie do czegoś to się przydało. Na kartce zanotowałem odstępy, w jakich następowało migotanie. Jeden długi, jeden krótki, później dwa szybkie mignięcia. Żona patrzyła na mnie, nic nie mówiąc. Dziewczynki pytały, co rysuję. Zamiast odpowiadać, dostawiłem jedną kropkę. Razem utworzyły słowo „nie”.

 

NIE ZOSTAWIAJCIE MNIE – zapisałem na kartce kreskami i kropkami. Patrzyły na mnie wszystkie, cierpliwie oczekując wyjaśnień. Bez słowa podarłem kartkę i wrzuciłem do kosza. Nie wiedziałem, co mam myśleć o całej tej sytuacji, ale poczułem się cholernie nieswojo.

 

Poprosiłem, abyśmy pojechali układać panele. Brakowało nam już naprawdę niewiele, aby się wprowadzić. Przyjęły to bez słowa sprzeciwu.

 

Gdy chciałem otworzyć drzwi, okazały się zamknięte na amen. Kręcenie kluczem, ani szarpanie klamki nic nie dało. Żona uspokajała mnie, mówiła, że to pewnie zamek się zepsuł. Wystarczy zadzwonić po ślusarza.

 

Nie była jednak w stanie zatrzymać mnie przed wywarzeniem drzwi. Dziewczynki zaczęły płakać, ale nie mogłem przestać. Czułem się przerażony. Brakowało mi tlenu; musiałem wyjść stąd jak najszybciej.

 

Wreszcie puściły. Czym prędzej wyszedłem na zewnątrz. Niestety, dziewczyny nie chciały pójść ze mną. Bały się mnie bardziej, niż ja tego domu. Prosiłem je, aby nie zostawały wewnątrz, aby poszły ze mną. Nie chciały słuchać.

 

Postanowiłem zostać z nimi.

 

Na następny dzień zarządziłem przeprowadzkę. Nie słuchałem sprzeciwów, że będziemy żyli na gołych posadzkach i kartonach. Pytały się mnie o co chodzi, dlaczego tak. Kazałem im pakować resztę manatków i wynosić się stąd czym prędzej. Nie chciały. Zabrałem sam większość rzeczy, po czym zapakowałem je do samochodu. Pojechałem do nowego domu, mając nadzieję, że zmiękną.

 

Nie spałem całą noc, nie mogłem.

 

Wróciłem wcześnie rano, jeszcze przed świtem. Już z daleka dostrzegłem strażackie wozy i karetkę. Policja także tam była. Wszyscy przechodzili się wolnym, jakby spacerowym krokiem. Tłum gapiów w kapciach stał naprzeciwko bloku i wpatrywał się w nasze okno.

 

Całe wnętrze mieszkania było czarne jak węgiel. Nie pamiętam dokładnie, co później się działo, co takiego robiłem. To już nieważne. W pamięci pozostało mi tylko to czarne wnętrze.

 

Dziewczyny rozpoznali po zębach.

 

Podobno przyczyną było zwarcie instalacji. Ciężko mi z tym dyskutować.

 

Tamten nowy dom sprzedałem, po czym wróciłem do starego mieszkania. Kupiłem meble, wstawiłem okno, a spółdzielnia zajęła się wymianą instalacji. Tylko ścian nie pomalowałem. Dzięki temu czułem, że one są ze mną. Wiedziałem, że są.

 

Czy była to wina instalacji? Nie wiem. Kiedy jednak siedziałem samotnie, próbując sklecić parę sensownych zdań, uchylone okno zaczęło bić o futrynę.

 

ZOSTALISCIE, zanotowałem.

 

DZIEKUJE

Koniec

Komentarze

Fajne. Z nieuwagi korektora: Sukces mojej drugiej powieści sprawił, dom rósł z każdym dniem, nawet szybciej niż dziewczynki. że? Kawałem im pakować resztę manatków i wynosić się stąd czym prędzej. Nie chciały. Zabrałem sam większość rzeczy, po czym zapakowałem je do samochodu. Kazałem?

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Wciągnąłem się, naprawdę się wciągnąłem. Jakoś ta historia do mnie trafiła, sam mieszkam w małym mieszkanku i wiem, jakie to uciążliwe. Czuć było w tekście jakieś zagrożenie, aurę tajemniczości. Jak najbardziej jestem na tak. Pozdrawiam.

Czytało się, oczywiście, dobrze, płynnie. Tylko, że brakuje mi w tej historii środka. Jest opis mieszkania, sposobu radzenia sobie w nim. Napomknienie o rychłej przeprowadzce i nagle tajemnicze zdarzenia i tragiczny finał. Brakuje mi jako czytelnikowi takiego 'doprowadzenia' do finału. Dając tylko przykład – brakuje opisiku przedziwnego współgrania mieszkanka z potrzebami mieszkańców. Być może ono samo starało się ułatwiać im życie – same otwierały się drzwi, stawało się wyjątkowo ustawne – niby kilka na kilka metrów, a jakby było z gumy, samo się powiększało, gdy przechodziło się od ściany do ściany, że np. liczniki energii zachowywały się w bardzo 'sprzyjający' sposób dla lokatorów. Coś w tym guście. Czyli, że mieszkanie chciało zatrzymać lokatorów, w nadnaturalny sposób stając się dla nich przyjazne. A gdy plan przeprowadzki się urzeczywistniał, wtedy dopiero widziałbym taką końcówkę, która nastąpiła. Zemstę z żalu, zawodu, porzucenia. Zemstę z rozczarowania ludzką niewdzięcznością. A tak, odbieram je jako niepełne, "puszczone" w części konstrukcji opisu.

Maniacka perseweracja ambiwalencji niekongruentnych epifenomenów

Sam nie miałem podobnych wątpliwości, ale jak sie zastanowie to uwaga jjerzego wydaje się wyjątkowo celna.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Tak, też na to nie wpadłem, a faktycznie tekstowi dobrze by zrobiło zastosowanie uwag jjerzego

Dzięki za komentarze. Rozumiem postawiony zarzut, ale zgodzić się nie mogę:) Sądzę, że prezentując relację jako pewien rodzaj symbiozy, historia stałaby się mocno groteskowa i zwyczajnie absurdalna. No tak mi się przynajmniej wydaje. Pozdrawiam

Oczywiście, nie w tym rzecz, by zrobić to groteskowo, jeżeli groteska nie jest zamierzona. Kwestia aitorskiego wyczucia. Trudno też zarzucać autorowi tekstu, który wyraźnie steruje w kierunku bycia fictitious and unreal, że jest właśnie taki, ale oczywiście odpowiednie ujęcie jest także domeną autorskiej wprawy i polotu. A sugestia 'współgrania' była jedynie przykładowa – można też wykorzystać relację wręcz przeciwną, tyle że 'straszące nieruchomości' to dość obstukany wątek. Zresztą, na różne sposoby można sobie z tym poradzić.

Maniacka perseweracja ambiwalencji niekongruentnych epifenomenów

Tragiczne, ale nie w sensie jakości – ta akurat jest dobra.

Świetne, naprawdę więcej takich opowiadań 

BArdzo dobre Sesi, ale też mi zabrakło jakiegoś "wypełniacza" środka. Bo opowiadanie zbyt szybko od początku przeszło do zakończenia. Zbudowałaś fajną atmosferkę, czytelnik zaczyna "czuć pismo nosem", a tu fiuuuk i koniec. Wydaje mi się, ze właśnie zabrakło nieco tego, co napisał jjerzy – tej relacji między mieszaniem a domownikami, ścisłego związku, który uzasadniłby tak drastyczne kroki powzięte przez lokal.

A w końcowym DZIĘKUJE zabrakło ogonka.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nowa Fantastyka