- Opowiadanie: padme - Janioł (2)

Janioł (2)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Janioł (2)

Gdy włożyłam kluczyk do zamka, okazało się, że nie mogę go przekręcić. Drzwi były otwarte. Zaskoczyło mnie to, bo przychodzę pierwsza do pracy. Pozostali pracownicy z pełną premedytacją wykorzystują moje dobre serce i notorycznie spóźniają się. Właściwe czasami zastanawiam się, czy bez mojej wiedzy nie przesunęli sobie godziny rozpoczęcia pracy. Jacek wpada o ósmej piętnaście i od razu spogląda na zegarek, rzucając w powietrze, że zdążył. Kaśka przypełza, bo inaczej tego nie można nazwać, o wpół do dziewiątej i też nigdy nie czuje się winna z tego powodu. Zawleka swoje ciało do biurka, włącza komputer, robi kawę, je śniadanie i tak schodzi jej do dziewiątej. Mateusz i Kacper dzwonią w trakcie dnia z informacją, że są „w terenie”, często jednak słychać telewizor w tle. Chyba muszę z nimi porozmawiać.

Ale otwarte drzwi? Nie wiem, czym byłam bardziej zaskoczona, aniołem z krwi i kości czy tymi drzwiami. Na pewno złodziej. No, bo kto? Wystukałam numer na policję i tak zabezpieczona weszłam do środka, trzymając palec na zielonej słuchawce.

Rozejrzałam się, w środku jednak nikogo nie widziałam. No tak, zabrali, co mieli zabrać i poszli. Ale co zabrali? Czego nie ma? Popatrzyłam na biuro, niczego nie brakowało. Monitory stały, komputery też. Zajrzałam do swojego gabinetu, laptop leżał grzecznie, wszystko na swoim miejscu. Czyżbym nie zamknęła drzwi wieczorem? Nie, to niemożliwe. Przy mojej fobii z pewnością sprawdziłam trzy razy. Jeszcze raz rozejrzałam się uważnie i dopiero w tej chwili zobaczyłam różową nogawkę wystającą spod mojego biurka.

– Kaśka! Na litość boską, co ty tu robisz? Chcesz, żebym zawału dostała?

– Komenda Powiatowa Policji w Bezmościu dyżurny sierżant Pałecki – dobiegł głos z telefonu. Z wrażenia komórka wypadła mi z ręki. – Pani Ewo co się stało? – Spytał telefon. – No jasne Zbyszkowi wyświetlił się mój numer, znaliśmy się z piaskownicy.

– Ewa! Jesteś tam? – dopytywał.

Podniosłam telefon.

– Wybacz, wystukałam numer na komendę, bo drzwi były otwarte w biurze i trzymałam palec na zielonej słuchawce. Nacisnęłam niechcący.

– Otwarte drzwi? Włamanie? Przyjechać?

– Nie, nie trzeba, wszystko w porządku, moja pracownica przyszła wcześniej. Ma klucze. I nie żartuj z tym przyjazdem, przecież komenda jest po drugiej stronie ulicy – pomachałam Zbyszkowi przez okno.

– Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Bo jak coś, to zaraz tam będę.

– Nie, nie trzeba. Dziękuje Zbyszku – zapewniłam i szybko rozłączyłam się. Wiedziałam, że był to tylko pretekst, aby przyjść. Nic na to nie poradzę, że nie mogę znieść maślanych oczu wlepionych we mnie z uwielbieniem, choć bardzo go lubię, ale żeby zaraz… Ech…

– Kaśka! Do diabła wyłaź spod biurka! – wrzasnęłam.

– Nie wyjdę – powiedziała cicho.

Przykucnęłam i zajrzałam pod blat. Kaśka siedziała wciśnięta w kąt, owinięta kablami. Najwyższy czas jakoś je schować. Kaśka patrzyła na mnie przerażona.

– Co się stało? – spytałam łagodnie.

– Koniec świata – wyszeptała drżącymi ustami.

– Jaki koniec świata? O czym ty mówisz?

– Oni mieli rację. Będzie koniec świata.

– I zamierzasz przez ten czas tu siedzieć? Wyjdź spod biurka, porozmawiamy.

– Nie wyjdę. Nawet gdyby miała mnie pani zwolnić.

– Ale dlaczego tutaj siedzisz?

– Bo tu czuję się bezpiecznie.

No masz ci los! Nie w domu, nie w łóżku mamusi, czy kochanka, tylko pod moim biurkiem!

– Kasiu, kręgosłup mnie boli, to nie jest dobra pozycja na rozmowy. Wyjdź, zrobię ci kawę, albo nie… melisę. No chodź – powiedziałam łagodnie i ciepło, wyciągając do niej rękę. To zawsze działa, szczególnie przy ściąganiu przerażonych kociaków z drzewa, albo innych spłoszonych zwierzątek. Nic na to nie poradzę, że Kaśka tak właśnie wyglądała, jak przerażone małe zwierzątko. Podziałało. Wyciągnęła rękę w moją stronę. Wyszła spod biurka i mocno objęła się rękoma. Niedobrze. Ale spokojnie, zaraz ją rozsupłam. Nie takie przypadki otwierały się przede mną.

– Usiądź na sofie. Zamknę drzwi, żeby nikt nam nie przeszkadzał – powiedziałam, a Kaśka skinęła lekko głową.

Gdy na stoliku stanęła gorąca kawa dla mnie, melisa dla Kasi a drzwi były zamknięte, mogłam spokojnie porozmawiać. Kasia nie była osobą nieśmiałą i płochliwą. Właściwie tak dobrałam sobie zespół, aby byli w nim ludzie odważni, z otwartymi umysłami, inteligentni. Cokolwiek więc wystraszyło Kasię, to z pewnością nie notka w internecie, że koniec świata nastąpi dwudziestego pierwszego grudnia zgodnie z kalendarzem Majów czy jakimkolwiek innym.

Opowiadaj.

– Nie uwierzy pani, wyśmieje mnie – powiedziała smutno.

Kasiu, po dzisiejszym poranku jestem w stanie uwierzyć w diabła.

– No właśnie…

– Co właśnie?

– To jest nienormalne! – Krzyknęła nagle, zrywając się na równe nogi i wylewając melisę. – Nienormalne albo ja zgłupiałam. Dzisiaj w nocy przez okno wlazł do mojego pokoju wielki, ogromny czarny kot. Myślałam, że to ta słynna czarna pantera, która grasuje w okolicy od kilku dni. Usiadłam na łóżku przerażona, myślałam, że zaraz mnie pożre. Podchodziła do mnie powoli, jakby się skradając, rozglądała się, a gdy spojrzała na mnie, oczy zalśniły jej w ciemności na żółto i nagle…. Nagle…. – tu głos dziewczyny załamał się.

– Co? – spytałam

– To czarne wielkie kocisko spytało „Gdzie jestem?”

– I?

– I uciekłam.

– Siedziałaś tu całą noc?

– Tak. A pani? Nie uciekłaby?

– Nie.

– Pójdzie pani do mojego domu? Bo nie są to ubrania odpowiednie do pracy – wskazując na różową piżamę.

– Pójdę. Daj klucze.

– Pani jest niesamowita i bardzo odważna – powiedziała.

– Albo głupia – mruknęłam pod nosem, odbierając pęk kluczy.

Kaśkę zamknęłam w biurze, zakazując wychodzić z mojego gabinetu. Za chwilę i tak panowie dopełzną do pracy.

 

Behemot

Wiedziałam, gdzie Kaśka mieszka. Pół roku wcześniej opijaliśmy parapetówę w małym domku na przedmieściach. Poprzedni właściciele sprzedali jej za grosze starą chatynkę z piecem węglowym w kuchni. Podjechałam pod dom. Słychać było telewizor. Wyjęłam klucz, włożyłam do zamka, zazgrzytał stary mechanizm, po chwili drzwi lekko zaskrzypiały. Weszłam do środka i stanęłam jak wryta. W fotelu siedziało wielkie, czarne kocisko. W jednej łapie trzymało butelkę wina, w drugiej papierosa, nogi wyłożyło na stolik, wokół walało się pełno śmieci. Telewizor wył na cały regulator. Wzięłam do ręki pilota i ściszyłam.

– Co robisz?! – wrzasnął.

– Nie podnoś głosu, gdy do mnie mówisz – odparłam. – Co to za burdel?

– Żebyż jeszcze tu był burdel… – westchnął. – A ty czego nie wrzeszczysz i nie uciekasz na mój widok? – spytał, zaciągając się papierosem.

– Daj zapalić – powiedziałam.

– To zgubny nałóg – odparł, wskazując łbem na paczkę papierosów.

– Wiem, dlatego rzuciłam palenie.

– To widać – odparł i zaśmiał się, odchylając łeb i pokazując całą galerię ostrych kłów.

– Ale właśnie zaczęłam ponownie – dodałam, zaciągając się głęboko. Poszłam do kuchni poszukać jakiegoś kubka. Drzwi od lodówki były otwarte na oścież, w lodówce świeciła pustka.

– Drzwi od lodówki zamyka się – krzyknęłam, sięgając po kubek i nalewając sobie wody z kranu.

– I tak już tam nic nie ma. Jak wy możecie jeść takie śmieci?

– Behemot, ty mnie dzisiaj nie wkurzaj. Dobrze? – odparłam, wracając do pokoju.

Popatrzył na mnie zaskoczony.

– Skąd wiesz, jak się nazywam?

– Czytałam „Mistrza i Małgorzatę” Bułhakowa wyobraź sobie.

– A… Michaił… Był z niego równy gość. I co ważne miał porządną gorzałkę, a nie jakieś sikiweroniki – splunął.

– Kaśka ma problem. Boi się tu wracać.

– To ta, co z wrzaskiem wyskoczyła w nocy jak poparzona?

– Ta.

– A gdzie ja się podzieję biedny?

– Dobra, kocie – powiedziałam zrezygnowana. – Pakuj się. Jedziesz do mnie. Ale żadnych cyrków. Porządek musi być, bo inaczej ogolę ci futro – paniał?

– Da, da. Wsio.

Kocisko wstało, zgasiło papierosa, pstryknęło palcami, w pokoju zapanował ład i porządek, rozejrzał się uważnie, po czym ruszył w stronę drzwi.

– A masz wędzoną makrelę?

– A może, kurna, łososia, co? – spytałam.

– To dobrze, że nie masz. Wiesz… Nie powinno się zagryzać wódki wędzoną makrelą.

– Wódki też nie mam. Mam za to brata, anioła i ciebie…

 

Pod jednym dachem

…Oraz psa, o czym zapomniałam poinformować Behemota. Gdy tylko otworzyłam drzwi, wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie. W korytarzu zobaczyłam anioła, stojącego z rękoma skrzyżowanymi na piersi. W powietrzu wisiała otwarta książka, czytał. Przed aniołem siedział pies. W takiej pozycji Cwaniak siedział tylko w jednym przypadku – gdy pilnował złodzieja i czekał na przyjazd policji. W korytarzu leżało trochę pierza. Gdy Cwaniak mnie zobaczył, warknął ostrzegawczo na anioła, odwrócił się i ruszył w stronę Behemota, równocześnie warcząc i popiskując, tak jakby rozgrywała się w nim wewnętrzna walka pomiędzy obowiązkiem a strachem.

Behemot sprężył się, przeskoczył przez psa, odbił się od podłogi i jednym susem wylądował na ciężkim zabytkowym żyrandolu. Anioł nieporuszony czytał dalej.

– Spokój! – Wrzasnęłam.

– Cwaniak siad! Spokój piesku, Behemot złaź natychmiast, zanim zerwiesz żyrandol, Anioł… Czytaj dalej – machnęłam ręką.

– Nie zejdę – powiedział Behemot – póki ta czarna bestia będzie tam siedzieć.

Cwaniak warknął, ale inaczej, jakby z lekkim zadowoleniem.

– Nic ci nie zrobi.

Behemot zeskoczył na podłogę. Jeszcze przez chwilę czułam pod stopami drganie desek.

– Anioł, gdzie jest Adam?

– Zostawił ci list – powiedział, nie przerywając czytania.

– A właściwie co ty czytasz z takim zainteresowaniem? – spytałam, podchodząc do niego. „Mała pornografia” – Anioł na litość boską! Oddawaj.

– Biblię już czytałem – odparł – w niebie nie ma współczesnej literatury.

– Biblia jest przekłamana – wtrącił leniwie Behemot, paląc papierosa. – Pokazuje nas w niekorzystnym świetle. – Siedział w fotelu z nogą założoną na nogę i strzepywał popiół na mój nowiutki dywanik.

– Do jasnej cholery – jeśli już musisz palić, to przynajmniej weź popielniczkę!

W tym momencie kot sięgnął do góry, koniec jego łapy zatonął w mirażu, skupiał się, jakby nad czymś zastawiał, by po chwili wyjąć piękną, srebrną cukiernicę.

– Komu ją podpierniczyłeś? – spytałam.

– E… Z Luwru, przecież nikt tam z niej nie korzysta – odparł.

– Oddaj ją natychmiast!

– Czepiasz się…– burknął i wyrzucił cukiernicę w powietrze, ta zakreśliła piękny łuk w stronę okna. Zamarłam. Nim jednak doleciała do szyby, rozpłynęła się w powietrzu.

Poszłam do kuchni po kryształ z lat 70.tych ubiegłego wieku, ówczesny szał i doskonały prezent na każdą okazję, pamiątka po byłej właścicielce domu. Jako że wszystkiego brakowało, popielniczka mogła spełniać wiele zadań. Była tak ciężka, że z powodzeniem można byłoby użyć jej jako narzędzia zbrodni, przynajmniej pozbawienia przytomności, uciszenia, albo złamania kończyn gościom – tym bardziej lub mniej proszonym też. Na lodówce przypięta była kartka. „Siostra! Tym razem kurna przegięłaś! Wyprowadziłem się do Marty”. Ciesz się, że nie widziałeś Behemota – pomyślałam. Marta to dziewczyna Adama. I dobrze, może w końcu wezmą ślub.

– Jadę do pracy. Bądźcie grzeczni. Gdy wrócę, pies ma być cały i zdrowy,

zrozumieliście? Wy też. Dom ma stać, tak jak stoi i wszystko ma być na swoim miejscu. Porozmawiamy wieczorem.

– Na ul. Żeromskiego posypie się szkło i nici ze szklanych domów – odezwał się Behemot.

…I – Co???

– Idź, bo spóźnisz się – powiedział łagodnie anioł. – Alicja wkłada kapelusz.

– Ktoś tu jest stuknięty… – Popukałam się w czoło i wyszłam, mając nadzieję, że zobaczę dom w takim stanie, w jakim go opuszczam.

Koniec

Komentarze

Padme, bardzo lubię taki rodzaj humoru, więc ten fragment spodobał mi sie. Przeczytałam z uśmiechem na gębie. Dzięki za miły poranek. Czekam na ciag dalszy. 

W tekście jest trochę niedoróbek, ale nie wyłapywałam ich, bo zbyt zajęła mnie sama akcja. Aha, na pewno liczby zapisujemy słownie!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

bemik – zboczenie zawodowe z tymi liczbami, dziękuję

to znaczy moje zboczenie zawodowe

Fajne, czekam na trzecią część.

Przynoszę radość :)

:-) No i można lepiej? Można…  :-)  Trzymaj ten kurs, bo można jeszcze lepiej, na przykład zapis dialogów ubezbłędnić…   O wiele sympatyczniejsze od pierwszej części. Właściwie to całkiem sympatyczne.

Łoł, jakże inaczej pisane, niż J1!! To się czyta. Ja tu także nie marudziwszy :)

Maniacka perseweracja ambiwalencji niekongruentnych epifenomenów

Dziękuję :)

Dlaczego dodajesz jedno opowiadanie jako dwa teksty, i to dzień po dniu?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Berylu, bo to jest powieść na kilkaset tysięcy znaków.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No to tym bardziej mnie ciekawi, ile tych części ostatecznie będzie. Zresztą, nigdy nie rozumiałem, dlaczego podzielenie powieści na 20 podstron miałoby w czymkolwiek komukolwiek pomóc.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dziękuję Wam serdecznie, beryl – gdybym wkleiła tutaj całość, tekst byłby dłuższy 15 razy ;)

Może podziel na dwie, góra trzy części, publikowane co dwa, trzy dni?

Adamie – będą bardzo długie, ale jeśli tutaj jest taka praktyka, to czemu nie? :)

A to opowiadanie się skróci od tego, że dodasz je w 20 częściach? Raczej nie. A każdy sobie sam rozłoży tak, jak mu wygodnie – i jeśli ma przeczytać, to przeczyta i tak :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ja przeczytam i tak, ale jeśli dostanę w kilkunastu częściach dodawanych co jakiś czas, na pewno będzie trudniej. Kiedy pojawia się coś z dopiskiem "część druga", sięgam do pierwszej, żeby sobie przypomnieć, o co chodziło, ale jedynie przewijam tekst – to nie jest dobre dla czytania. Rozumiem podzielenie tekstu na dwie, trzy, nawet cztery części, jeśli jest naprawdę długi, ale wtedy wolałabym je dostać od razu, wszystkie. Dwieście, trzysta stron jestem w stanie przeczytać za jednym zamachem. Jeśli jest więcej, sama sobie podzielę ;)

Przynoszę radość :)

Rozumiem :)

Padme – myślę, że masz podobnie, gdy trafisz na coś wciągającego ;)

Przynoszę radość :)

Dobrze myślisz Anet :)

Nowa Fantastyka