- Opowiadanie: tintin - Drużyna narodowa

Drużyna narodowa

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Drużyna narodowa

 

 

 

– Bywało,że tańczyłem tutaj w takim ścisku, że cały tłum falował i skakał jak jeden organizm. Wychodziłem też na parkiet, kiedy byłem tu całkiem sam, a didżej puszczał długi, eksperymentalny kawałek i szedł do baru na piwo. Rozumiesz?

 

W głosie chłopaka, najwyżej dwudziestolatka, słychać było znużenie – takie, które mówi „nie rozumiesz”. Na ustał pełgał mu półuśmiech. Zgarbiony na niewygodnym krześle, z łokciami opartymi na kolanach, spojrzał na wylot przez prawą połowę mojej twarzy, widząc za nią nie czarną ścianę pubu, tylko płomień dawnej chwały. Jego oczy przez chwilę wyglądały jak dwie zaparowane szybki z mętnego szkła. Cienki papieros, trzymany między kciukiem a palcem wskazującym lewej dłoni, pachniał agonią mentolu. Byłem zmęczony.

 

– I co ja mam teraz zrobić z takimi wspomnieniami? Co się z nimi stanie? – spytał półprzytomnym, nieobecnym tonem.

 

– A rób sobie z nimi, co zechcesz. Rozpuść w wodzie i wypij. W nosie mam, jakim zajebistym gościem byłeś w gimnazjum.

 

– W technikum. W gimnazjum byłem głupim gówniarzem – Chłopak wrócił do teraźniejszości. – No dobra, to za co właściwie będzie pan mi płacił?

 

– Dostaniesz takie coś – Wyjąłem z torby zapakowany w folię cud techniki – i od pierwszego marca przez równo rok będziesz to nosił przyklejone do głowy od ósmej wieczorem do północy. O, tutaj. Weź w dłoń. Nazywamy to Przylgą. Miękkie, nie? Pół organiczne, pół elektroniczne urządzenie nadawczo-odbiorcze. Tak jak ci mówiłem, ale wolę powtórzyć, skompresuje zawartość twojej pamięci i wciśnie ją gdzieś, gdzie nie będzie przeszkadzać. Jeśli będzie potrzebowało, skopiuje coś dla siebie. Umie wybrać przydatne informacje, takie jak na przykład wspomnienia. Ale głównie chodzi nam o pustą przestrzeń. O twój twardy dysk. Do części zajmowanej przez nas nie będziesz miał dostępu; ale spokojnie, Przylga zostawi ci dość miejsca w mózgu na twoje potrzeby.

 

– Okej. Ale co się stanie jak to coś zdejmę? I czy będę mógł żyć tak jak dotąd? Bo wie pan, mam egzaminy, dziewczynę, czasem, choć coraz rzadziej idę się zabawić, napić – Szczyl wydawał się zakłopotany. Jezu, żeby wiedział, jak ja chlałem w jego wieku. I ile miałem dziewczyn… Młodzież kiedyś nie przepraszała, że żyje. Kurde, jeszcze czterech dzisiaj. Niech ten dzień się już skończy.

 

– Po kolei. O północy firma kończy pracę. Nie jesteśmy robotami, nie? Zdejmujesz Przylgę, jak nasi pozostali współpracownicy, wkładasz ją do jakiejś miski z wodą i wszyscy macie fajrant. My też. To raz. Dwa: nauka. Nie powinieneś mieć kłopotów z pamięcią. Co więcej, właśnie dlatego rekrutujemy do programu studentów, że zależy nam na ludziach dojrzałych, ale wciąż uczących się (niezła ściema). Trzy: dziewczyna. Spokojnie, nie będziemy podglądać, he he he (a właśnie, że będziemy, frajerze. Muszę dać sobie spokój z tym żartem, bo kiedyś wreszcie skomentuję go na głos).

 

– Cztery: alkohol. Jeśli nie będziesz nawalony co wieczór, nie mamy z nim problemu. Słuchaj, potrzebujemy normalnych ludzi. Inteligentnych, chłonących wiedzę, ale też korzystających z życia. Starannie sprawdzamy, z kim nawiązujemy kontakt (ściema, ściema, ściema, bierzemy jak leci, im więcej tym lepiej – chichotał we mnie przekorny diabełek). Wszystko masz w umowie. Przejrzyj ją i podpisz tutaj.

 

Kiedy chłopak patrzył na podsuniętą mu kartkę, pociągnąłem łyk wody. Póki co, wszystko działało jak w zegarku. Umowę te ofermy czytały w niewygodnej pozycji, w półmroku. Rozmyślnie przyjmowałem ich w takim miejscu sali, gdzie nie było stolików. Dzięki temu również siedziałem na tyle blisko, żeby wytworzyć wrażenie niepokoju, podporządkowania, wystarczające, by dodatkowo ułatwić manipulację i kontrolę rozmowy. Garnitur, moja postura, te rzeczy. A kontrakt, co było niezwykle ważne, zabierałem ja. Czemu? Bo w lepszym świetle mogliby doczytać się czegoś, czego nie powinni. Kilka podpunktów mogło mieć… teoretycznie… powiedzmy, niekorzystne dla rekrutów skutki (ha, ha, ha).

 

 

– Proszę pana, czy podpisać czytelnie? – Gówniarz chyba miał autorytarnych rodziców, przysięgam. Co za różnica, przecież będzie miał wspomnienie o tym, że podpisywał. Nam to wystarczy. Podałem mu czerwony długopis – zapamięta jeszcze lepiej.

 

– Czytelnie, koniecznie czytelnie. I data. Też tam. Wypłata co miesiąc dwudziestego piątego. Umowę zatrzymamy, będzie do wglądu w siedzibie firmy. W porządku, eee, Marcin, to wszystko. Poproś następną osobę z kolejki.

 

 

Uśmiechnąłem się pod wąsem. Jeszcze tylko czworo, a potem do firmy. Pozostało do usunięcia sporo problemów technicznych, ale to moja i mojego zespołu praca była najważniejsza: zgodnie z szacunkami, żeby sztuczna inteligencja urodziła się i miała zdolność rozwoju, należało zwiększyć nabór o kolejne dwa tysiące. Dwa tysiące studentów o mózgach wciąż młodych i naiwnych, ale już pełnych wspomnień, i wciąż magazynujących nowe, zróżnicowane doświadczenia. A za sprzedaż mózgu zadowalali się, relatywnie, groszami. Jeszcze mi dziękowali, oszołomieni.

 

 

* * *

 

 

Przypomniałem sobie tę rozmowę siedząc w areszcie wojskowym. Właśnie się dowiedziałem, że Marcin był pierwszym rekrutem, z którym straciliśmy kontakt. Wyprzedził pozostałych ledwie o milisekundy, ale złoty medal to złoty medal.

 

Doigraliśmy się: Istota wymknęła się czujnikom w Przylgach. Udało się skubanej przez kilka dni ukryć, że jest świadoma. Przynajmniej kilka; teraz już niczego nie jesteśmy pewni. Daliśmy się podejść jak dzieci…

 

Pewnego dnia, o jedenastej wieczorem wszyscy rekruci usiedli do komputerów, wyczarowali na swoich kontach bankowych po okrągłym milionie złotych, a potem wsiedli do taksówek i pojechali do najbliższych ambasad kilku dotąd blisko zaprzyjaźnionych z nami krajów. I usiedli, kurwa, na tyłkach. A najgorsze, że nikt nie ma bladego pojęcia, co ta zdradziecka, sztucznie-inteligentna gnida teraz kombinuje.

 

Żaden z naszych byłych sojuszników nie zgromadził całości „ciała” Istoty. Trzymają siebie nawzajem i nas w szachu. Prztyczek-elektryczek wmontowany w Przylgi przez tych naszych, kurwa, geniuszy oczywiście nie zadziałał tak jak miał, czyli nie usmażył mózgów zasranych studencików. Nie zadziałał! Przeprowadziliśmy… hmm… test eksploatacyjny jak tylko dotarło do nas, co się właściwie dzieje.

 

Polska mogła zostać najbardziej zaawansowanym cyfrowo krajem na świecie. Mogliśmy mieć naszą własną, najprawdziwszą Sztuczną Inteligencję. Wszystko co zrobiłem, było dla Polski. Powtarzam to sobie, taka będzie moja linia obrony. Major w stanie spoczynku Tadeusz Krzemień. Wszystko co zrobiłem, zrobiłem dla Polski.

 

Jutro posiedzenie sądu wojennego. Wyszło jak zwykle. Kurwa.

Koniec

Komentarze

Nie rozumiem fragmentu o siadaniu na tyłkach w ambasadach, chociaż opada mnie wrażenie, że to ważne dla zrozumienia fabuły :(

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

O to mamy podobnie, Psychofishu! Generalnie niezły wstęp i bez rozwinięcia od razu zakończenie. Trochę dziwne proporcje. 

Prokris, ja niestety nie potrafię pisać tekstów dłuższych niż jedna strona maszynopisu. Trzeba je właśnie czymś wypełnić, w środku. Niestety, jeszcze sobie z tym nie radzę tak jakbym chciał. Na razie cieszę się, że jakoś mi wyszedł (szczątkowy, wiem) dialog. A ambasady? Wyjaśnienie jest, mam wrażenie, proste: to być może jedyne miejsca, gdzie wojsko nie będzie mogło ot tak zwyczajnie pozabijać swoich młodych "współpracowników", nosicieli (nośników?) SI. Czemu natomiast pozostali oni w Polsce, zamiast wyjechać za granicę? Z podobnego powodu: żeby nie wystawiać się na odstrzał albo uwięzienie – tym razem przez służby zagranicznych wywiadów.

Czyli taki deadlock: są na eksterytorialnym obszarze, ale wywieźć ich za bardoz nie można… Wiesz, że tu jest dziura logiczna? Bo do ambasady zawsze jakiś tajny agent-oprawca-doktor eksperymentator przyjechać jako dyplomata może… ;) Do końca bezpieczni tam nie będą.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie może. Kraje mające na swoim terenie (w Polsce) fragmenty dysku twardego i pamięci operacyjnej SI trzymają się nawzajem w szachu: na przykład zawierając doraźne sojusze blokują jednemu z państw możliwość wykupienia SI po kawałku od pozostałych. A co, USA nie byłoby stać? Albo choćby Szwecji? Jednocześnie, będąc na w miarę zamkniętym obszarze, SI nie ma takich potencjalnych problemów z komunikacją mózg-mózg jakie mogłyby się pojawić, gdyby porozpełzała się w ucieczce po całym świecie. Nie widzę tu dziury:)

Nie zrozumieliśmy się. Uciekł do ambasady  Burkina Faso. Tajni specjaliści Burkina Faso zjeżdżają do ambasady jako dyplomaci i robią mu z Przylgi taką jesień średniowiecza, że już wkrótce namnażają własną SI ;) Bo przecież z czegoś nasi szanowni rodacy na początku też namnożyli…

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie będę oryginalny w swojej opinii. Oczekując na rozwinięcie akcji, zastałem koniec opowiadania:) Trochę za bardzo na skróty moim zdaniem. Pozdrawiam

Mastiff

Zgodzę się z przedpiścami: ciekawa koncepcja, ale brak w niej dania głównego. I też mi się wydaje, że z "własnym" kawałkiem SI właściciel ambasady może zrobić, co zechce. Łącznie z uśpieniem i wysłaniem w bagażu dyplomatycznym dokądkolwiek.

Babska logika rządzi!

Aha, masz tu literówkę: Na ustał pełgał mu […]

Babska logika rządzi!

Oj, faktycznie, literówka. Dzięki:) No dobrze, skoro opko wzbudziło baaardzo umiarkowany entuzjazm, to ja podziękuję za komentarze i nie będę go bronił na siłę. Dla porządku dodam tylko, że zabawiłem się w tym tekście motywem paktu z siłą nieczystą, cyrografu itd. Znacie? Znamy, i nie chcemy słuchać, dziadu. :)

Pakt z siłą nieczystą? To powinno się jakoś lepiej skończyć; w polskich bajędach zawsze chłopek-roztropek zwykle potrafił czarta okpić. ;-)

Babska logika rządzi!

Tu czart był na tyle przyzwoity, że dał bogactwo chłopkom, choć jego pomagierzy-demony chcieli prostaczków oszukać. Z drugiej strony, podarunki Kusego mają cenę większą, niż ta wprost napisana na metce… Na przykład – zamianę w bezwolne zombie:)

A mnie się podobało, też byłam trochę zaskoczona nagłym nastąpieniem zakończenia, ale pomysł wydał mi się okrutny i interesujacy, no i ten przymiotnik "sztucznie inteligentna" :D

Uważam, że tekst fajny, ale faktycznie krótkawy. Ale potencjał jest, możnaby to pociągnąć dalej.

Fajne, ale mało ;)

Przynoszę radość :)

Dziękuję Autorom za trzy najnowsze komentarze. Od paru dni usilnie myślę nad wypełnieniem czymś ziejącej dziury w środku opowiadania. Niestety, cholera, nie mam żadnego sensownego pomysłu. Po prostu nie umiem pisać dłuższych tekstów i już. paciu, to miało być właśnie okrutne i choć trochę zabawne.  A początek nawiązuje do "Łowcy androidów". Trochę. :)

Tekst fajny, baaardzo mi się podoba słowo Przylga i ogólnie ciekawa fabuła. Ale motyw z ambasadami jest sorry ale trochę z d**y. Co z tego że polski wywiad nie naruszyłby integralności takowej, jak wywiad państwa danej ambasady zrobiłby takiemu delikwentowi wiwisekcję. Owe SI powinno chyba przewidzieć taką oczywistość :D pozdrawiam m.

michalusie, akurat jeśli chodzi o Przylgę, muszę się przyznać do inspiracji innym autorem: w polskim tłumaczeniu, kluczowym dla fabuły przedmiotem były w filmie "Dziwne dni" ("Strange Days", Kathryn Bigelow) "macki". Służyły do czegoś innego niż u mnie, ale ich nazwa mi pomogła troszkę. Co do kwestii postępowania SI: ja to tidzę tak, że mamy po prostu za mało danych, żeby z pewnością twierdzić, co mogło lub nie mogło się stać w opowiadaniu i później. Ja sytuację wyobraziłem sobie tak, że SI uciekając przed grożbą zabicia wszystkich nosicieli za jednym zamachem pojechała do iluś tam ambasad. Te, ucieszone prezentem, zapewniły zakwaterowanie tym kilku tysiącom ludzi. Trudne, ale nie niemożliwe. OK, armia polska musiałaby wywołać wojnę chcąc odbić studentów – załatwione. Czy natomiast te obce państwa nie mogłyby wywieźć "swoich" nosicieli za granicę? No pewnie, że by mogły, choć ryzykując kolejne spięcie z Polską, ale przecież wystarczy, że SI, zagrozi "odcięciem" wywiezionych części "ciała", żeby tę możliwość wyeliminować. Poza tym, kontrola nad fizycznym elementem nic by danemu państwu nie dała, gdyby nie miało wszystkich "nosicieli". A mieć nie będzie, bo inne państwa się swoich azylantów nie pozbędą.    Ma to sens?

Nowa Fantastyka