- Opowiadanie: Nestor Penumbra - Dzienniczek Antyliberalny. Listy otwarte /03/02/2014

Dzienniczek Antyliberalny. Listy otwarte /03/02/2014

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Dzienniczek Antyliberalny. Listy otwarte /03/02/2014

Tak! O tak! Czy wie­cie?! Na­resz­cie przy­szła ta chwi­la tak długo wy­cze­ki­wa­na, że kiedy w końcu na­stą­pi­ła, to zu­peł­nie o niej nie pa­mię­ta­łem! Na szczę­ście wszyst­kie dzien­ni­ki i ty­go­dni­ki które pre­nu­me­ru­ję gruch­nę­ły wia­do­mo­ścią, więc byłem w sta­nie na czas za­re­ago­wać.

 

 

Pędem zle­cia­łem do piw­ni­cy po bu­tel­kę naj­lep­sze­go szam­pa­na. Stuk­nął korek a z kor­kiem stuk­nę­ło moje serce na pierw­sze nuty hymnu na­ro­do­we­go. Jak do­brze być dzi­siaj Po­la­kiem!

 

De­lek­to­wa­łem się każ­dym aka­pi­tem pra­so­wych do­nie­sień, pijąc przy tym jeden za dru­gim kie­li­szek bą­blu­ją­ce­go na­po­ju. I kiedy szam­pan skoń­czył się, do­brze wie­dzia­łem, co muszę teraz uczy­nić.

 

Wło­ży­łem na sie­bie uro­czy­ście strój ele­ganc­ki, wyj­ścio­wy – gra­na­to­we spodnie i gra­na­to­wą ko­szu­lę; szary był wąski kra­wat oraz szy­kow­na ma­ry­nar­ka, a czar­ne – do­brze wy­pa­sto­wa­ne buty.

Wy­pa­dłem na ulicę, nogi nio­sły mnie same w kie­run­ku je­dy­nym słusz­nym. Sma­ko­wa­ło mi nasze po­wie­trze jak nigdy, zaś gwar ulicz­ny brzmiał naj­pięk­niej­szą mu­zy­ką.

 

Już nie­ba­wem zo­ba­czy­łem przed sobą ma­je­sta­tycz­ny gmach, a jesz­cze nim go uj­rza­łem, usły­sza­łem słod­ki hałas wielu dzie­sią­tek sil­ni­ków i kół. Bu­dy­nek ota­czał pół­pier­ścień ludzi. Mia­sto mu­sia­ło nawet wy­słać kilku po­li­cjan­tów, by do­pil­no­wa­li po­ko­jo­we­go świę­to­wa­nia. Na więk­szo­ści twa­rzy ma­lo­wał się za­chwyt i szla­chet­ne po­ru­sze­nie, nie­któ­rzy tylko – w więk­szo­ści były to jed­nost­ki ja­kieś liche, za­ro­śnię­te i mier­ne – pa­trzy­li spode łba i mam­ro­ta­li coś pod nosem.

 

Na­stęp­nie zo­ba­czy­łem w ścia­nie bu­dyn­ku otwar­te sze­ro­ko drzwi do zsypu opa­da­ją­ce­go głę­bo­ko w ka­za­ma­ty ka­mien­ne­go pa­ła­cu. Po­tęż­ne cię­ża­rów­ki for­mo­wa­ły ogo­nek długi na całe aleje. Od czasu do czasu któ­raś odłą­cza­ła się od niego, mo­zol­nie za­wra­ca­ła na mar­mu­ro­wym dzie­dziń­cu i pod­jeż­dża­ła tyłem do otwo­ru. Uno­si­ła jej się z tyłu klapa, fur­gon pod­no­sił hy­drau­licz­nie i cała za­war­tość wy­pa­da­ła z roz­kosz­nym szu­mem – a były to pol­skie pie­nią­dze: bank­no­ty, setki, ty­sią­ce pli­ków i nie­mie­rzo­ne góry bi­lo­nu. Potem usu­wa­ła się w bok, ro­biąc miej­sce ko­lej­nej – i tak zda­wa­ło­by się w nie­skoń­czo­ność.

 

Cię­ża­rów­ki były cał­kiem nie­ozna­ko­wa­ne z wy­jąt­kiem trzech brzyd­kich liter wy­bi­tych z boku ich ka­ro­se­rii: "O", "F" i "E".

 

Zu­peł­nie roz­ocho­ci­łem się. Rola zwy­kłe­go ob­ser­wa­to­ra już mi nie wy­star­czy­ła. To­ru­jąc sobie drogę przez tłum, do­pcha­łem się wresz­cie do drzwi i z na­leż­nym sza­cun­kiem prze­kro­czy­łem progi urzę­du.

 

A jaka tam w środ­ku nie­by­wa­ła czy­stość, har­mo­nia! Przy lśnią­cych biur­kach sie­dzą równo ucze­sa­ni urzęd­ni­cy, cięż­ko pra­cu­jąc nad do­bro­by­tem Oj­czy­zny. Pię­trzą się stosy śnież­no­bia­łych do­ku­men­tów – każdy stos to jakaś ulica, każda kart­ka to jeden czło­wiek; czło­wiek bez­piecz­ny, spo­koj­ny bo nie byle kto ma w rę­kach jego los.

 

Do okie­nek pod­cho­dzą lu­dzie ze swoją przy­szło­ścią na dłoni, po­cząt­ko­wo tro­chę spię­ci, tro­chę onie­śmie­le­ni ota­cza­ją­cym ich blich­trem. Ale ak­sa­mit­ny głos matki – urzęd­nicz­ki koi i radzi, uspo­ka­ja – aż for­mu­la­rze zdają się same wy­peł­niać i uno­sić w po­wie­trze pro­sto do sza­fek.

 

Wolne okno. Pod­cho­dzę i ja, roz­ja­rzam twarz w uśmie­chu. Mło­dziut­ka urzęd­nicz­ka nie­śmia­ło, ale od­wza­jem­nia uśmiech i pa­trzy py­ta­ją­co spod dłu­gich rzęs.

 

"Czy pan dy­rek­tor wolny? Pan dy­rek­tor na­czel­ny! Czy mogę go uj­rzeć, tylko na se­kund­kę?".

 

"Jedną chwi­lę" – zdają się mówić jej oczy, gdy po­chy­la głów­kę do in­ter­ko­mu i wy­mie­nia kilka słów.

 

"Pro­szę tutaj za­cze­kać" – opro­mie­nia mnie ko­lej­nym uśmie­chem i prosi na­stęp­ne­go go­ścia do sie­bie. Usu­wam się na bok. A cię­ża­rów­ki przy­wo­żą i przy­wo­żą coraz to nowy fun­dusz – pie­nią­dze wy­dar­te przez Pań­stwo spe­ku­lan­to­wi, ban­dy­cie eme­ry­tal­ne­mu, pi­jaw­ce spo­łecz­nej, zło­te­mu ido­lo­wi OFErm aspo­łecz­nych spły­wa­ją ży­cio­daj­nym stru­mie­niem do na­szej sil­nej, Pań­stwo­wej in­sty­tu­cji na po­ży­tek ca­łe­go Na­ro­du.

 

Pra­wie za­po­mnia­łem na kogo tu cze­kam, aż nagle wy­ra­sta On przede mną i szy­kow­no­ścią swo­je­go gar­ni­tu­ru spra­wia, że mój wy­da­je się le­d­wie starą szma­tą, i po­tę­gą swo­je­go uśmie­chu spra­wa, że mój przy­po­mi­na naj­wy­żej sklap­nię­ty gry­mas. Za­tch­ną­łem się my­śląc go­rącz­ko­wo w jakie słowy by tu ude­rzyć sto­sow­ne do chwi­li, lecz zu­peł­nie nie mogę nic wy­my­ślić. Tedy pod wpły­wem na­głe­go im­pul­su ści­skam po pro­stu mocno jego Pra­wi­cę i trzę­sę nią sil­nie, na ile zwiot­cza­łe z wra­że­nia mię­śnie mi po­zwa­la­ją.

 

A On kiwa głową do­bro­dusz­nie – uj­rza­łem! uj­rza­łem przy­szłość, sta­rość ca­łe­go Na­ro­du w Jego twa­rzy! Potem pro­wa­dzi mnie do okna i każe pa­trzeć na białą fa­sa­dę prze­ciw­le­głe­go bu­dyn­ku. Na dachu na­sze­go… Pa­ła­cu Przy­szło­ści mu­sie­li uru­cho­mić jakiś po­tęż­ny pro­jek­tor bo widzę nagle jak roz­bły­sku­ją try­um­fal­ne słowa. Krzy­czy na­głó­wek: "To wła­śnie dzi­siaj, 3 lu­te­go, do­ko­nu­je się naj­waż­niej­sza część zmian w sys­te­mie eme­ry­tal­nym prze­for­so­wa­nych przez rząd. OFE mają oddać ZUS-owi 51,5 proc. swo­ich ak­ty­wów. Sza­cu­je się, że w ra­mach tej ope­ra­cji rząd przej­mie z dru­gie­go fi­la­ra jed­no­ra­zo­wo 120 mld zł, czyli sta­ty­stycz­nie po 3117 zł na oby­wa­te­la".

 

Czy­ta­łem te zda­nia już dzi­siaj wie­lo­krot­nie, oczy­wi­ście, lecz zo­ba­czyć je tu, w tym sta­nie, i to jesz­cze w ta­kiej for­mie – to jest zbyt wiele. Nie­mal przez łzy krzy­czę na całe gar­dło:

 

– Niech żyje Za­kład Ubez­pie­czeń Spo­łecz­nych! Niech żyje Naród! Niech żyje Przy­szłość!

 

I cię­ża­rów­ki jedna za drugą Przy­szłość sypią, i sypią, i sypią.

Koniec

Komentarze

Ciekawe. Masz tam jedną czy dwie literówki. Tekst na czasie. A może tak coś o krok dalej?

Należnym podkreślenia jest fakt, że istnienie ZUSu uważam za najważniejsze wydarzenie w historii XX-wiecznej Polski, zaś dzisiejsze wydarzenie – z jedno z najważniejszych w historii ZUSu.

Tragizm sytuacji dźwięczy jak Dzwon Zygmunta. Poziom ironii ociera się o himalajskie szczyty. Po przeczytaniu naszła mnie po raz kolejny przeogromna ochota, żeby jak najszybciej uciekać z mojego nieszczęsnego kraju.

To chyba nie jest Pan patriotą, że takie Pan wyciągnął wnioski.

Matkę pijaczkę kocha się mimo wszystko, ale żeby zaraz z nią mieszkać. Z daleka też można o nią dbać. 

Nasza ojczyzna to nie pijaczka, to wielki kraj, choć szargany przez zęby spekulanta, korwinisty, neoliberała, kapitalisty. Gdyby nie nieśmiertelny trud naszego Katechona, dawno byłaby upadła.

Mało interesujące. Takich tekstów dość mam w radiu i telewizji. Pozdrawiam.

Pijaczką nie jest to prawda, ale ma inne nałogi: korupcja, niekompetencja władz, bezmyślność elektoratu, kumoterstwo zwane nepotyzmem. Dla podkreślenia najważniejszej chyba wady powtórzę: niekompetencja na każdym szczeblu administracji państwowej i w wielu firmach będących jeszcze państwowymi, co bezpośrednio wynika z nepotyzmu. Czy dlatego, że jestem Polakiem mam mieszkać i pracować za 1600 zł w kraju źle rządzonym, gdy do kraju dobrze rządzonego mam raptem 60 kilometrów? (Co prawda Niemców nie lubię – zaszłość historyczna, ale można ich traktować jako przystanek w dalszej podróży) Oczywiście, że kocham ojczyznę, choćby za piękną, heroiczną historię. Ale tak sobie myślę czy dzisiejsza młodzież poszłaby w ślady Alka, Rudego, czy Zośki? Posłuchaj M. Peszk „Sorry Polsko” – ja jestem załamany tym tekstem. Na obczyźnie też można zrobić coś dla Polski, choćby swoją postawą i ciężką pracą zmienić wizerunek Polak – pijaka i złodzieja. Obcokrajowcy chętniej pomogą, czy zaakceptują w Unii Europejskiej kraj, którego obywateli lubią i szanują, a nie boją się i brzydzą. Twój opek traktuję oczywiście jako żart.

To tylko dzienniczek w którym notuję moje przeżycia i spostrzeżenia.

Nowa Fantastyka