Tak! O tak! Czy wiecie?! Nareszcie przyszła ta chwila tak długo wyczekiwana, że kiedy w końcu nastąpiła, to zupełnie o niej nie pamiętałem! Na szczęście wszystkie dzienniki i tygodniki które prenumeruję gruchnęły wiadomością, więc byłem w stanie na czas zareagować.
Pędem zleciałem do piwnicy po butelkę najlepszego szampana. Stuknął korek a z korkiem stuknęło moje serce na pierwsze nuty hymnu narodowego. Jak dobrze być dzisiaj Polakiem!
Delektowałem się każdym akapitem prasowych doniesień, pijąc przy tym jeden za drugim kieliszek bąblującego napoju. I kiedy szampan skończył się, dobrze wiedziałem, co muszę teraz uczynić.
Włożyłem na siebie uroczyście strój elegancki, wyjściowy – granatowe spodnie i granatową koszulę; szary był wąski krawat oraz szykowna marynarka, a czarne – dobrze wypastowane buty.
Wypadłem na ulicę, nogi niosły mnie same w kierunku jedynym słusznym. Smakowało mi nasze powietrze jak nigdy, zaś gwar uliczny brzmiał najpiękniejszą muzyką.
Już niebawem zobaczyłem przed sobą majestatyczny gmach, a jeszcze nim go ujrzałem, usłyszałem słodki hałas wielu dziesiątek silników i kół. Budynek otaczał półpierścień ludzi. Miasto musiało nawet wysłać kilku policjantów, by dopilnowali pokojowego świętowania. Na większości twarzy malował się zachwyt i szlachetne poruszenie, niektórzy tylko – w większości były to jednostki jakieś liche, zarośnięte i mierne – patrzyli spode łba i mamrotali coś pod nosem.
Następnie zobaczyłem w ścianie budynku otwarte szeroko drzwi do zsypu opadającego głęboko w kazamaty kamiennego pałacu. Potężne ciężarówki formowały ogonek długi na całe aleje. Od czasu do czasu któraś odłączała się od niego, mozolnie zawracała na marmurowym dziedzińcu i podjeżdżała tyłem do otworu. Unosiła jej się z tyłu klapa, furgon podnosił hydraulicznie i cała zawartość wypadała z rozkosznym szumem – a były to polskie pieniądze: banknoty, setki, tysiące plików i niemierzone góry bilonu. Potem usuwała się w bok, robiąc miejsce kolejnej – i tak zdawałoby się w nieskończoność.
Ciężarówki były całkiem nieoznakowane z wyjątkiem trzech brzydkich liter wybitych z boku ich karoserii: "O", "F" i "E".
Zupełnie rozochociłem się. Rola zwykłego obserwatora już mi nie wystarczyła. Torując sobie drogę przez tłum, dopchałem się wreszcie do drzwi i z należnym szacunkiem przekroczyłem progi urzędu.
A jaka tam w środku niebywała czystość, harmonia! Przy lśniących biurkach siedzą równo uczesani urzędnicy, ciężko pracując nad dobrobytem Ojczyzny. Piętrzą się stosy śnieżnobiałych dokumentów – każdy stos to jakaś ulica, każda kartka to jeden człowiek; człowiek bezpieczny, spokojny bo nie byle kto ma w rękach jego los.
Do okienek podchodzą ludzie ze swoją przyszłością na dłoni, początkowo trochę spięci, trochę onieśmieleni otaczającym ich blichtrem. Ale aksamitny głos matki – urzędniczki koi i radzi, uspokaja – aż formularze zdają się same wypełniać i unosić w powietrze prosto do szafek.
Wolne okno. Podchodzę i ja, rozjarzam twarz w uśmiechu. Młodziutka urzędniczka nieśmiało, ale odwzajemnia uśmiech i patrzy pytająco spod długich rzęs.
"Czy pan dyrektor wolny? Pan dyrektor naczelny! Czy mogę go ujrzeć, tylko na sekundkę?".
"Jedną chwilę" – zdają się mówić jej oczy, gdy pochyla główkę do interkomu i wymienia kilka słów.
"Proszę tutaj zaczekać" – opromienia mnie kolejnym uśmiechem i prosi następnego gościa do siebie. Usuwam się na bok. A ciężarówki przywożą i przywożą coraz to nowy fundusz – pieniądze wydarte przez Państwo spekulantowi, bandycie emerytalnemu, pijawce społecznej, złotemu idolowi OFErm aspołecznych spływają życiodajnym strumieniem do naszej silnej, Państwowej instytucji na pożytek całego Narodu.
Prawie zapomniałem na kogo tu czekam, aż nagle wyrasta On przede mną i szykownością swojego garnituru sprawia, że mój wydaje się ledwie starą szmatą, i potęgą swojego uśmiechu sprawa, że mój przypomina najwyżej sklapnięty grymas. Zatchnąłem się myśląc gorączkowo w jakie słowy by tu uderzyć stosowne do chwili, lecz zupełnie nie mogę nic wymyślić. Tedy pod wpływem nagłego impulsu ściskam po prostu mocno jego Prawicę i trzęsę nią silnie, na ile zwiotczałe z wrażenia mięśnie mi pozwalają.
A On kiwa głową dobrodusznie – ujrzałem! ujrzałem przyszłość, starość całego Narodu w Jego twarzy! Potem prowadzi mnie do okna i każe patrzeć na białą fasadę przeciwległego budynku. Na dachu naszego… Pałacu Przyszłości musieli uruchomić jakiś potężny projektor bo widzę nagle jak rozbłyskują tryumfalne słowa. Krzyczy nagłówek: "To właśnie dzisiaj, 3 lutego, dokonuje się najważniejsza część zmian w systemie emerytalnym przeforsowanych przez rząd. OFE mają oddać ZUS-owi 51,5 proc. swoich aktywów. Szacuje się, że w ramach tej operacji rząd przejmie z drugiego filara jednorazowo 120 mld zł, czyli statystycznie po 3117 zł na obywatela".
Czytałem te zdania już dzisiaj wielokrotnie, oczywiście, lecz zobaczyć je tu, w tym stanie, i to jeszcze w takiej formie – to jest zbyt wiele. Niemal przez łzy krzyczę na całe gardło:
– Niech żyje Zakład Ubezpieczeń Społecznych! Niech żyje Naród! Niech żyje Przyszłość!
I ciężarówki jedna za drugą Przyszłość sypią, i sypią, i sypią.
Ciekawe. Masz tam jedną czy dwie literówki. Tekst na czasie. A może tak coś o krok dalej?
Należnym podkreślenia jest fakt, że istnienie ZUSu uważam za najważniejsze wydarzenie w historii XX-wiecznej Polski, zaś dzisiejsze wydarzenie – z jedno z najważniejszych w historii ZUSu.
Tragizm sytuacji dźwięczy jak Dzwon Zygmunta. Poziom ironii ociera się o himalajskie szczyty. Po przeczytaniu naszła mnie po raz kolejny przeogromna ochota, żeby jak najszybciej uciekać z mojego nieszczęsnego kraju.
To chyba nie jest Pan patriotą, że takie Pan wyciągnął wnioski.
Matkę pijaczkę kocha się mimo wszystko, ale żeby zaraz z nią mieszkać. Z daleka też można o nią dbać.
Nasza ojczyzna to nie pijaczka, to wielki kraj, choć szargany przez zęby spekulanta, korwinisty, neoliberała, kapitalisty. Gdyby nie nieśmiertelny trud naszego Katechona, dawno byłaby upadła.
Mało interesujące. Takich tekstów dość mam w radiu i telewizji. Pozdrawiam.
Pijaczką nie jest to prawda, ale ma inne nałogi: korupcja, niekompetencja władz, bezmyślność elektoratu, kumoterstwo zwane nepotyzmem. Dla podkreślenia najważniejszej chyba wady powtórzę: niekompetencja na każdym szczeblu administracji państwowej i w wielu firmach będących jeszcze państwowymi, co bezpośrednio wynika z nepotyzmu. Czy dlatego, że jestem Polakiem mam mieszkać i pracować za 1600 zł w kraju źle rządzonym, gdy do kraju dobrze rządzonego mam raptem 60 kilometrów? (Co prawda Niemców nie lubię – zaszłość historyczna, ale można ich traktować jako przystanek w dalszej podróży) Oczywiście, że kocham ojczyznę, choćby za piękną, heroiczną historię. Ale tak sobie myślę czy dzisiejsza młodzież poszłaby w ślady Alka, Rudego, czy Zośki? Posłuchaj M. Peszk „Sorry Polsko” – ja jestem załamany tym tekstem. Na obczyźnie też można zrobić coś dla Polski, choćby swoją postawą i ciężką pracą zmienić wizerunek Polak – pijaka i złodzieja. Obcokrajowcy chętniej pomogą, czy zaakceptują w Unii Europejskiej kraj, którego obywateli lubią i szanują, a nie boją się i brzydzą. Twój opek traktuję oczywiście jako żart.
To tylko dzienniczek w którym notuję moje przeżycia i spostrzeżenia.