- Opowiadanie: AvBert - SZYBCIEJ, WYŻEJ, DALEJ.

SZYBCIEJ, WYŻEJ, DALEJ.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

SZYBCIEJ, WYŻEJ, DALEJ.

 

Epulos wyszedł na bieżnię stadionu. Im bliżej podchodził do stanowiska startowego tym mocniej czuł wzrastające napięcie. Inni zawodnicy ustawiali się już w blokach. To był finał biegu na 400 metrów. Jego jasna skóra wyróżniała się na tle reprezentantów krajów Afryki i Stanów Zjednoczonych. Widzowie mogli bez problemu dostrzec, że pozostali lekkoatleci przewyższają reprezentanta Grecji zarówno wzrostem jak i posturą. Nicolas Epulos był oszołomiony swoimi dotychczasowymi osiągnięciami. W eliminacjach zajął trzecie miejsce i czuł, że ma jeszcze spore rezerwy. W poprzednim sezonie nie miał najlepszych wyników i na igrzyska zakwalifikował się dosłownie rzutem na taśmę. Teraz stał przed życiową szansą i wiedział komu to zawdzięcza.

 

Był tak spięty, że nawet nie miał siły pozdrowić rodaków machających do niego flagami narodowymi. Wsunął buty do maszyny startowej. Zdenerwowanie minęło i ustąpiło miejsca skupieniu. Kiedy fala powietrza, wywołana przez ładunek prochowy sędziego, dotarła do jego błony bębenkowej, błyskawiczny impuls nerwowy zerwał go z miejsca rozpoczynając bieg. Tu nie było kalkulacji, czuł jak go niosą nogi. Nie widział swoich przeciwników, jak na razie był pierwszy i kiedy tylko to sobie uświadomił dodatkowa porcja energii dotarła do mięśni. Ostatnie metry przebiegł na jednym oddechu. Płuca nie dały rady dostarczać organizmowi odpowiedniej ilości tlenu. Mózg najbardziej odczuwał jego braki i dopiero po dłuższej chwili dotarło do zawodnika, że wygrał. Odbierał gratulacje. Od innych zawodników dowiedział się że pobił rekord świata. Stadion szalał z radości. W końcu zawodnik gospodarzy zdobył najwyższe trofeum.

 

 

 

– Jeeeeest! – Markus Gabon zerwał się z kanapy.

 

– Mój człowiek! – zawołał wylewając na siebie piwo. – Kochanie jesteśmy bogaci!

 

Wbiegł do drugiego pokoju gdzie na sofie leżała młoda kobieta, oglądająca w sieci programy niezwiązane ze zmaganiami sportowymi. Zerwał jej okulary wraz ze słuchawkami.

 

– Dzisiaj świętujemy! Nico wygrał!.

 

Gdyby nie ta wiadomość, naprawdę pożałowałby swojego gwałtownego zachowania. Ale i tak usłyszałby swoje. Na ratunek przyszło mu wezwanie komunikatora. Markus aktywował połączenie.

 

– No jak trenerze jesteśmy zadowoleni? – zapytał. Z drugiej strony słychać było niesamowitą wrzawę stadionu i głos który domagał się potwierdzenia tego, że rozmówca wszystko widział dokładnie.

 

– Lepiej powiedz co jeszcze nasz chłopak wygra na tej imprezie?… Jak to nie wystawiłeś go do innych dyscyplin?… Kurwa mówiłem ci żebyś mi zaufał!… Nie można było!?… Następnym razem!?…To teraz do końca Olimpiady będziesz gonił ogony.

 

Nazajutrz bookmacher, z żalem pozbył się sporej kwoty nowych Eurosów, przegranej do młodego inżyniera, zatrudnionego w koncernie biochemicznym.

 

 

 

Sielanka nie trwała długo. Mniej więcej do czasu słynnego na cały świat obiadu u prezydenta Grecji. Trener nowego mistrza świata na 400m, którego nazwisko pomińmy milczeniem bo to i trudno wymówić i niełatwo napisać, realizując umowę z Markusem, który karierę naukową zamienił na etat w laboratoriach korporacji, podarował mu dwuosobowe zaproszenie na przyjęcie. Dla Amandy Gregor najurodziwszej lekarki rezydującej w Grecji, wsławionej udziałem w licznych akcjach humanitarnych, najpiękniejsza chwila w życiu, szybko zmieniła się w dramatyczne doświadczenie. Nic to jednak, wobec przemiany jaka przeszedł gość honorowy. Markus mocno się nudził pracą zawodową, więc rozglądał się za innymi bardziej inspirującymi zadaniami. Mimochodem wykorzystywał infrastrukturę pracodawcy. Efektami swojej aktywności po godzinach, zainteresował trenera reprezentacji, który z przerażeniem obserwował nikłe wyniki swoich lekkoatletów. Kraj, który po wielkim kryzysie, podnosił się z dziesięcioleci marazmu, potrzebował sukcesów. Jednym z nich miała być ponowna organizacja Igrzysk Olimpijskich. Sprostanie takiemu wyzwaniu i kosztom byłoby bezużyteczne bez sukcesów sportowych. Markus na początku współpracy ze sportowcami, z racji pracy naukowej zajmował się doradzaniem w zakresie żywienia. Z czasem zaprzyjaźnił się ze starym trenerem i zaproponował mu, żeby razem podawali sportowcom eksperymentalny preparat dzięki, któremu zwierzęta lepiej wykorzystywały paszę. Preparat bł całkowicie bezpieczny, przynajmniej, z punktu widzenia sportu zawodowego. Nie było na niego jeszcze testów antydopingowych, a inne kwestie pozostały drugorzędne. Efekty przyszły dość szybko, a kadrowicze nie zorientowali się, że przyjmują nietypowe suplementy diety. Co prawda w nocy roznosiła ich energia i gorzej spali, ale 10 km przebieżka o północy w tempie 3.30 min/km pozwalała ukoić rozdygotane ciała. Markus poczuł powiew geniuszu, ale równocześnie dopadła do depresja, bo wyników tych eksperymentów nie mógł opublikować. Za to nowo zatrudniony psycholog sportowy brylował w mediach opowiadając o doskonałym systemie motywacyjnym jaki udało mu się wdrożyć i zastosować z sukcesem w drużynie olimpijskiej. Co gorsza ten idiota po kierunku, co to kształci ni to humanistów, ni to niedorobionych naukowców święcie w to wierzył.

 

Tylko gratyfikacja finansowa pozwoliłaby ukoić niespokojne ego. W oko Markusa wpadł młody atleta Nicolas Epulos. Chłopak niczym szczególnym się nie wyróżniał, ani urodą ani wynikami. Markus zaprosił go po treningu na piwo. Na spotkaniu dowiedział się że sportowiec nie ma dziewczyny, wychowany został w domu dziecka, gdzie oddali go rodzice miłośnicy konsumpcji takiego greckiego wina. Prawdopodobnie jeszcze żyli, gdzieś tam, ale jego domem był internat. Markus zaprosił go na badania w ośrodku sportowym. Na skórze ramienia zrobił delikatne nacięcie i pobrał odrobinę tkanki mięśniowej. W laboratorium hodował próbki ukrywając je wśród preparatów tkanek zwierzęcych, które kiedyś miałyby w założeniu koncernu się stać pożywieniem ludzkości. Naukowiec na kilka miesięcy zamienił się w kucharza. Doprawiał tkankę sportowca rozmaitymi aminokwasami i cząstkami białka by upodobnić ich skład do budowy mięśni najlepszych sportowców. W końcu uzyskał zadowalający efekt. Poddany analizie koktajl aminokwasowy komputer przekodował na odpowiednie cząsteczki RNA. Pozostało jedynie umieścić to RNA w komórkach Nicolasa by budowało nowy typ mięśni, bardziej wytrzymałych, silniej kurczliwych, a przy tym na pierwszy rzut oka niewyróżniających się z pośród innych ludzkich tkanek.

 

W rozwiązani tego problemu pomogła Amanda. Młoda lekarka, której hobby było pisanie blogów i brylowanie w mediach. Poróżowała po biednych krajach świata gdzie dzięki terapii specjalnie przygotowanymi wirusami, zwalczała dręczące ludzi choroby. Metoda była prosta i opracowana pod koniec XX wieku. Wystarczyło do osłonek wirusa działających jak małe wozy bojowe piechoty, zapakować odpowiednie cząsteczki leków i wysłać je na pole walki.

 

Porcja takich transporterów trafiła do Markusa. Ten jak doświadczony kucharz zamieszał je w jednej kolbie z wyprodukowanymi przez siebie cząsteczkami RNA, niejako uzbrajając pociski. Teraz pozostało wprowadzić je do organizmu zawodnika.

 

RNA niesione przez wirusy zostało wprowadzone do komórek mięśniowych sportowca, gdzie zarządziło produkcję nowych białek, zmieniających oryginalne zaprogramowane przez rodziców sportowca na nowe szybko i efektywnie kurczliwe włókna. Nicolas na początku miał trochę podwyższoną temperaturę, ponieważ niepotrzebnymi już osłonkami wirusów zajmował się układ odpornościowy. Trener został poinstruowany, że teraz powinien zwiększyć chłopakowi intensywność treningu, by jak najszybciej budować nową masę mięśniową. Miernikiem sukcesu były bóle zwane zakwasami, które świadczyły o tym że stare słabsze komórki ulegają uszkodzeniom i obumierają robiąc miejsce dla swoich silniejszych następców. I tak oto stworzono pierwszego człowieka z zaprojektowanymi mięśniami szkieletowymi. Na dwa miesiące przed rozpoczęciem igrzysk olimpijskich kuracja zakończyła się. Specjalne suplementy diety pozwalały zawodnikom otrzymywać więcej glikogenu z dostarczanego pokarmu dzięki stymulacji pracy trzustki i polepszeniu wchłaniania w kosmkach jelitowych. To wszystko, co można było zrobić dla zawodników. I udało się. Wbrew obliczeniom bookmacherów, greccy atleci uzyskali lepsze wyniki od oczekiwanych. Reprezentacji udało się nawet zdobyć kilka brązowych medali. Z czego korzystał Markus, z dnia na dzień powiększając swoje konto bankowe. Ukoronowaniem sukcesów reprezentacji było złoto uszlachetnione rekordem świata w sprincie na 400 metrów.

 

 

 

Amanda nawiązując nowe kontakty towarzyskie, oddaliła się od swojego partnera. Odbyła ciekawą rozmowę z przedstawicielem Fundacji Marsjańskiej, ustalili, że w przyszłości być może popracują razem przy jakichś projektach. Dziewczyna rozpoczęła kolejny slalom pomiędzy gośćmi, zajętymi pogawędkami i konsumpcją drinków. Uśmiechnęła się w przelocie do Markusa, który z niepokojem przyglądał się politykom i sportowcom zajmującym honorowe miejsce za stołem.

 

– Co jest? – zapytała.

 

– Nicolas za dużo pije.

 

– Boisz się że nas zdradzi – szepnęła mu do ucha. – Ja też duużo piję…

 

Cmoknął ją w czoło i ruszył w stronę sportowców. Kiedy zbliżył się do stołu, zauważył, że twarz rekordzisty na 400 metrów jest mocno czerwona. Świadczyło to o albo o rozszerzeniu naczyń krwionośnych w wyniku działania alkoholu, lub o znacznym podniesieniu ciśnienia krwi. Albo o jednym i drugim, co byłoby już mocno niepokojące. Postanowił to sprawdzić, jednak w pobliżu miejsc VIP–ów został zatrzymany przez ochronę.

 

– Chciałem pogratulować… – wybąknął. W tym czasie, Nicolas wstał zapewne w celu wygłoszenia toastu. Jednak gwałtowne uderzenie krwi do mózgu spowodowało, że zachwiał się i runął na ziemię.

 

Odwróciło to na chwilę uwagę ochroniarza, dzięki czemu Markus znalazł się obok sportowca.

 

– Jestem lekarzem! – skłamał, rozpychając innych olimpijczyków pochylających się nad kolegą. Z prezydentem nie miał okazji wymienić uprzejmości, gdyż jego ochrona ewakuowała go, zanim ciało Nicolasa zdążyło na dobre rozgościć się na parkiecie.

 

Mistrz Olimpijski, był nieprzytomny i wyglądał dosyć przerażająco. Twarz była czerwona i napuchnięta. Nie trzeba było szukać tętna, bo w bardzo szybkim tempie, pulsowały wszystkie widoczne naczynia krwionośne. Markus podniósł wzrok na salę szukając pomocy Amandy. Tej jednak nie było w pobliżu. Ciało Nicolasa szarpnął gwałtowny skurcz. Do akcji ratunkowej dołączył się lekarz reprezentacji. Tym razem, stwierdził ustanie akcji serca. Na miejscu znalazł się aparat do reanimacji. Podwinięto koszulkę reprezentacyjną. Już pierwszy impuls defibrylatora wywołał efekt, który przekroczył oczekiwania projektanta urządzenia. Serce, zasilane potężną ilością pochłoniętych i zaabsorbowanych przez nadprzeciętnie wydajny układ trawienny kalorii, rozpoczęło gwałtowne skurcze. Katorżnicza i niczym nieskrępowaną praca pompy rozrywała drobne naczynia, wychlapując czerwoną ciecz przez wszystkie otwory ciała. Markus nie mógł oderwać wzroku od tego przerażającego widoku. Kilka dziewczyn z zespołu zaczęło krzyczeć. Ktoś zemdlał. Z bezruchu wyrwało naukowca szarpnięcie za ramię. To Amanda dotarła do centrum zamieszania. Szybko oceniła sytuację i zarządziła ewakuacje.

 

– Nic tu po nas. – Pociągnęła Markusa w kierunku wyjścia. Przy drzwiach minęli mężczyznę z Fundacji Marsjańskiej, który mimo, że relacjonował komuś zdarzenie przez telefon, skinął do nich głową wykonując w kierunku dziewczyny gest: „zadzwoń”. Opuścić budynek nie było łatwo. Trzeba było się przebić przez grupę dziennikarzy przypuszczających szturm na miejsce zdarzenia. Pod sufitem rozbrzęczały się bezzałogowe dwu obiektywowe kamery, relacjonujące wydarzenia live i 3D, dla rozlicznych stacji telewizyjnych. Spora grupa osób tak jak Markus i Amanda próbowała opuścić Pałac Prezydencki. Jednak byli i tacy, którzy postanowili wykorzystać nieoczekiwane przerzedzenie tłoku przy barze. Przy drzwiach obsługa sprawnie wskazywała gościom drogę ewakuacyjną. Markus zdawał sobie jednak sprawę, że każdy ruch każdej osoby opuszczającej to miejsce będzie nieustannie śledzony i w razie jakichkolwiek podejrzeń, zostaną błyskawicznie zatrzymani. Amanda maszerowała pierwsza ciągnąc za rękę Markusa. Na zewnątrz uderzyła ich fala ciepłego powietrza. Minęli fontanny na dziedzińcu i dotarli za bramę, gdzie biegła główna arteria Aten. Dziewczyna wywołała taksówkę. I skrzywiła się niesmakiem, kiedy kilka sekund później podjechał do nich bezobsługowy pojazd. W normalnych okolicznościach, nie skorzystałaby z tej korporacji, gdyż jej właściciele, za wyjątkiem aktów wandalizmu, nie ingerowali w to, co robią pasażerowie w ich pojazdach. W ten sposób siedzenia mogły być zanieczyszczone różnego rodzaju płynami ustrojowymi, pozostawionymi najczęściej przez pary wracające z, lub wybierające się na randki. Tym razem było w miarę czysto, przynajmniej na pierwszy rzut oka.

 

– Do mnie, czy do ciebie? – zapytała dziewczyna, nie zdając sobie sprawy z dwuznaczności pytania.

 

Markus był coraz bardziej odrętwiały. Odkąd usiadł i rozluźnił mięśnie, zaczął odczuwać fizjologiczne skutki szoku jaki doznał.

 

– To chyba do mnie – odpowiedziała sobie Amanda. – Rzuciła w przestrzeń adres.

 

Taksówka powoli przemieszczała się w zatłoczonym mieście. Amanda w milczeniu zastanawiała się jak bardzo umoczona jest w tej historii. Spojrzała na Markusa. Gdyby miała cień szansy że się z tego wywinie, natychmiast wysiadłaby z taksówki i zostawiła chłopaka.

 

– Mamy przesrane – podzieliła się swoimi wnioskami z mężczyzną. Jej komunikator się rozświetlił. Popatrzyła na nieznany numer i mimo to postanowiła odebrać połączenia.

 

– Macie przesrane – odezwał się głos. – I gdzie się wybieracie, co?

 

Dziewczyna nie odpowiedziała.

 

– Miałaś do mnie zadzwonić. Tak czy nie? – Już sobie przypomniała. To ten mężczyzna z Fundacji. – Macie około piętnastu minut, zanim zostaniecie uznani za świadków i świat się przed wami zamknie na stałe. Zapraszam na lotnisko. Koniec transmisji – powiedział i rozłączył się. W tym samym momencie samochód gwałtownie zahamował i na najbliższej przecznicy zawrócił w kierunku portu lotniczego. Znowu musieli przejechać koło Pałacu Prezydenckiego. Tym razem brama była dokładnie obstawiona błyskającymi na niebiesko i żółto samochodami. W powietrzu unosiła się cała masa różnego rodzaju pojazdów oświetlających teren poniżej. Markus przyglądał się temu bez słowa. Gdyby nie był w takim stanie pewnie zauważyłby, że do lotniska nie zatrzymało ich żadne czerwone światło. Taksówka zatrzymała się tuż przed sylwetką mężczyzny, którego imię starała sobie przypomnieć Amanda. Ten uściskał ich czule, jak długo niewidzianych znajomych i odprowadził do bramki odprawy.

 

– W tej chwili startuje tylko jeden samolot na Cypr. Byliście na Cyprze?

 

– Wielokrotnie. – Po raz pierwszy odezwał się Markus. Ulgę przyniosło mu, że ktoś inny przejął inicjatywę.

 

Bramki portu lotniczego, bez problemów ich przepuściły Zostali rozpoznani, prześwietleni i potwierdzone zostały ich bilety. Ktoś musiał już im je kupić. W milczeniu wsiedli do niewielkiego samolotu, który odpalił swoje nowoczesne silniki odrzutowe i uniósł kompozytowy kadłub w powietrze. Kiedy wywindował się na kilka tysięcy metrów. Błyskawicznie przyspieszył w kierunku nieodległej wyspy.

 

– Spokojnie możecie pytać. Z tego pojazdu nie wyjdzie żadna informacja bez mojej wiedzy. Nie było odzewu.

 

– Przypomnę się dla tych którzy mnie nie znają – uśmiechnął się szczerze i szeroko. – Nazywam się Arek Tener i pracuje dla Fundacji Marsjańskiej.

 

– Dlaczego nam pomagasz?– zapytała Amanda.

 

– Niekoniecznie pomagam. Przyjechałem tu po was. Miałem was zatrudnić.

 

– Na jakiś atrakcyjnych warunkach?– zainteresowała się dziewczyna.

 

Tym razem mężczyzna roześmiał się głośno.

 

– Bardzo atrakcyjnych – dodał

 

– A gdybyśmy się nie zgodzili?

 

– W planie miałem szantaż, ale jak widać sytuacja nas wszystkich przerosła. – Nie mógł opanować rozbawienia. Widać było, że i z niego schodzi napięcie.

 

– Wiedziałeś? – zapytał Markus

 

– No pewnie.

 

– Ale jak?

 

– Długo by opowiadać, ale każda nasza aktywność w sieci pozostawia ślady. Nawet jeżeli starannie staramy się wszystko zatrzeć, pozostają śmieci. Wystarczy mieć odpowiednio wyszkolone szczury do poszukiwania śladów. Jeżeli trafią na trop, to już nic nie jest do ukrycia.

 

– A gdybyśmy się nie zgodzili z tobą współpracować, to byś nas wydał, czy jak?

 

– Nie musiałby niczego wydawać. Nie tylko my mamy szczury, a ta sprawa była zbyt grubymi nićmi szyta, by się nie wydała. – Znowu się śmiał. – Grecja jest piękna, pozwiedzałbym, po odpoczywał, a kiedy sytuacja by dojrzała, sami byście do mnie przyszli, ba przylecieli.

 

Duma Markusa została urażona w stopniu, który pozwolił na chwilę zapomnieć o jego położeniu.

 

– To są zwykłe przypuszczenia, nie możesz mieć pewności – obruszył się.

 

Arek już się nie śmiał.

 

– Ludziom emocje bardzo skutecznie przysłaniają prawdziwy obraz świata. Zwłaszcza jeżeli chodzi o sport. Dosyć dawno w kraju moich przodków odbywały się mistrzostwa w piłce nożnej, gdzie byliśmy gospodarzami. O!- przypomniał sobie – byliśmy razem w grupie. Mecz otwarcia takie, takie sprawy, kojarzysz? Nasza drużyna była taka jak zawsze, czyli beznadziejna. Grała tam tylko dlatego, że byliśmy gospodarzami. Ale ludzie wierzyli. I jak myślisz na którym miejscu zakończyliśmy zawody?

 

– Na ostatnim. – Markus kojarzył.

 

– Jakie było prawdopodobieństwo, że Grecki zawodnik zostanie mistrzem olimpijskim na 400 metrów? I że pobije rekord świata? Taka anomalia nie pozostałaby niezauważona. Szczury i psy gończe ruszyłby szukać tropu. I te twoje zakłady…. Chłopaku kiepski z ciebie kryminalista.

 

– Zatrudniacie przestępców? – wtrąciła się Amanda.

 

– Ten świat zaprojektowany jest dla przeciętniaków. Ci kreatywni, niezależni, awanturnicy wcześniej czy później stają się przestępcami, niekoniecznie mordującymi kogokolwiek – tu zawiesił wzrok na chłopaku.

 

– No dobrze, za kilka minut lądujemy. Na Cyprze dostaniecie nowe papiery, potem łodzią dostaniemy się do Afryki, gdzie systemy biometryczne nie są na szczęście tak rozwinięte. Stamtąd dostaniemy się do naszego miejsca docelowego… – Arek spojrzał towarzyszy podróży.

 

– Dokąd, tego wam na razie nie zdradzę.– W pewnej chwili zamilkł, jakby przysłuchiwał się jakiejś informacji.

 

– Powiem tylko, że trener, którego nazwiska nie jestem w stanie wypowiedzieć, nie mówiąc już o zapamiętaniu, właśnie popełnił samobójstwo.

 

Opowiadanie jest fragmentem powieści "Kukiełki i Dusze".

Koniec

Komentarze

Czemu znowu kawałek? Na samym początku powtarza się "reprezentant", trochę popracowałabym nad przecinkami.

Przynoszę radość :)

Przeczytałam mniej więcej do połowy, po czym dowiedziałam się, że to tylko fragment, więc odpuściłam. Ale i w połowie udało Ci się zmieścić trochę błędów. Liczby przeważnie piszemy słownie. Prędkości nie mierzy się w minutach na kilometr. Przykro mi, ale wyjaśnienia biologiczno-chemiczne brzmią jak bełkot okraszony mądrymi nazwami. Wprowadzasz RNA do komórek mięśniowych, po czym stare komórki umierają. Wraz z nowym RNA, jak rozumiem? Piszesz, że glikogen pobiera się z pożywienia. Serio? Jesteś pewien, że wiesz, co to są zakwasy, i skąd się biorą? Jeśli to ma być powieść, to powinieneś przeprowadzić staranniejszy research.

Babska logika rządzi!

Tempo biegowe podaje sie w minutach na kilometr. Dzięki temu od razu wiadomo czy ktoś biegł szybko czy wolno.Dla porzykładu truchcik to około 5 minut na kilometr. O zakwasach wiem sporo z doświadczenia (3 maratony, 4 półmaratony, i inna drobnica). Obecnie uważa się że zakwasy wywołany sa obumieraniem niszczonych w trakcjie intensywnego treningu mioblastów. Wirusy mają zdolności wprowadzania RNA do komórki i zmuszają ją do porodukowania nowych wirusów. Obecnie pracuje się nad technologią umożliwiająca wprowadzanie za pomoca wirusów np. lekarstw oraz leczenia chorób genetycznie uwarunkowanych. Pokarm->trawienie->Glukoza->magazynowana w mięśniach i wątrobie w postaci Glikogenu->w razie potrzeby uwalniana i przekształcana w Glukozę. Zarzuty o niestaranny reserch zdecydowanie odpieram :) Inne przyjmuje z pokorą  

miocytu nie mioblastu durniu jeden.

No jeśli tak to się podaje w sporcie… Ale nie możesz zapisać tej informacji w taki sposób, aby nie rąbać po oczach ludzi jako tako zaznajomionych z fizyką? W fizyce prędkość to droga przez czas i odwrotna jednostka wygląda bezsensownie. Może jakiś dłuższy opis; "przebiegnięcie kilometra zajmuje X minut"? To by chyba było neutralne… Oooo! Kiedy ja ostatnio o tym czytałam, zakwasy były wynikiem metabolizmu beztlenowego. Reakcja glikolizy, czyli rozkład jednego mola glukozy na dwa mole kwasu mlekowego. Ale jeśli coś się w tej kwestii pozmieniało… Wirusy i komórki: a nie chodzi o to, żeby zmienić materiał komórek? I albo skłonić je do produkowania potrzebnych substancji, albo do tworzenia komórek potomnych? Jakby nie patrzeć, komórka umiera – kończy się zabawa. Tak, z podanym łańcuchem się zgadzam. Ale nie glikogen bezpośrednio z pożywienia. OK, cofam zarzuty dotyczące niestarannego researchu. Apeluję o staranniejsze i bardziej jednoznaczne opisanie wyników badań. ;-)

Babska logika rządzi!

Niestety, Finkla ma rację, mówiąc o niestarannym researchu.   Markus poczuł powiew geniuszu, ale równocześnie dopadła do depresja, bo wyników tych eksperymentów nie mógł opublikować. Dlaczego nie mógł? Skoro preparat był bezpieczny, znaczy, że nie był na liście środków niedozwolonych. A jeśli nie było na niego testów antydopingowych, to jego zażywanie było legalne. Wyniki takich eksperymentów można jak najbardziej publikować, pod warunkiem, że dobrało się odpowiednią metodologię i przeprowadziło się je w kontrolowanych warunkach.   Na skórze ramienia zrobił delikatne nacięcie i pobrał odrobinę tkanki mięśniowej. Biopsja mięśnia opisana jako zwykła czynność dnia codziennego, coś jak zmienienie baterii w pilocie do tv.   Doprawiał tkankę sportowca rozmaitymi aminokwasami i cząstkami białka by upodobnić ich skład do budowy mięśni najlepszych sportowców. Budowa cząsteczkowa mięśni poszczególnych sportowców jest taka sama. To, że ktoś jest świetnym biegaczem długodystansowym, mistrzem w podnoszeniu ciężarów czy sprinterem, wynika z jego przystosowania do danego sportu. Biegacz długodystansowy będzie mieć lepiej rozwinięte włókna mięśniowe czerwone, natomiast mistrz w podnoszeniu ciężarów białe i właśnie to będzie determinowała czy będą najlepszymi sportowcami czy też nie. Nie żaden skład zależny od aminokwasów i białek. To, czy ktoś będzie lepszy w podnoszeniu ciężarów albo biegach długodystansowych, zależy też czy dana osoba ma uwarunkowania, czyt. m.in. jest wyposażona od urodzenia w bardzo dużą ilość włókien mięśniowych danego typu, które wystarczy rozwinąć odpowiednim treningiem. Poza tym mięsień nie urośnie, jeśli dostarczy się mu tylko pożywienie – potrzebuje prócz tego odpowiednich bodźców.   Poddany analizie koktajl aminokwasowy komputer przekodował na odpowiednie cząsteczki RNA. Zapewniam, że komputer nie mógł tego zrobić. Koktajl aminokwasów to po prostu wolne aminokwasy pływające sobie w wodzie lub innej cieszy. Natomiast RNA koduje sekwencje aminokwasów w łańcuchu białkowym, czyli ich kolejność występowania.   Ten jak doświadczony kucharz zamieszał je w jednej kolbie z wyprodukowanymi przez siebie cząsteczkami RNA, niejako uzbrajając pociski. Nie, na pewno tego nie zrobił w ten sposób, ponieważ: 1. Czystość mikrobiologiczna; 2. Nukleazy; 3. Plazmidy; 4. Rodzaje wirusów; 5. Metody replikacji wirusów; 6. Powstawanie mutacji wirusów itd.   Mimo wszystko dobry pomysł, by napisać coś o terapii genowej z użyciem wirusów, bo to całkiem ciekawe i godne uwagi zagadnienie.   RNA niesione przez wirusy zostało wprowadzone do komórek mięśniowych sportowca, gdzie zarządziło produkcję nowych białek, zmieniających oryginalne zaprogramowane przez rodziców sportowca na nowe szybko i efektywnie kurczliwe włókna. Mieszasz pojęcie białek z pojęciem włókien mięśniowych, które składają się z komórek mięśniowych, te składają się z miofibryli, a te składają się z filamentów cienkich i grubych, które dopiero składają się z białek.   Miernikiem sukcesu były bóle zwane zakwasami, które świadczyły o tym że stare słabsze komórki ulegają uszkodzeniom i obumierają robiąc miejsce dla swoich silniejszych następców. Miernikiem sukcesu nigdy nie są zakwasy. Zakwasy oznaczają, że komórki rzeczywiście są uszkodzone, lecz nie obumierają. Zamiast tego są naprawiane i dostosowywane do ciężkich warunków, by przy następnym wysiłku nie uległy tak łatwo ponownym uszkodzeniom. Ból jest wynikiem mikrouszkodzeń w tkance mięśniowej. Obumieranie komórek mięśniowych nazywa się natomiast rabdomioliza i jeśli wystąpi, to należy zacząć się martwić.   Specjalne suplementy diety pozwalały zawodnikom otrzymywać więcej glikogenu z dostarczanego pokarmu dzięki stymulacji pracy trzustki i polepszeniu wchłaniania w kosmkach jelitowych. Cukry z jelita wchłaniają się po prostu świetnie i nie ma potrzeby tworzyć suplementów, które zwiększałyby ich wchłanianie. Większa ilość glikogenu w mięśniach jest wynikiem dostosowywania organizmu do treningów, a nie stosowania suplementów, ponieważ: superkompensacja. Zwiększenie wydolności pracy trzustki jest dobre tylko u osób, które mają ten narząd uszkodzony. Większe wydzielanie insuliny mogłoby spowodować u osób zdrowych hipoglikemię, a następnie śpiączkę.

Nie przebrnąłem przez tekst, i chyba – podkreślam: chyba ---  wiem, dlaczego. Zajrzałem tu i ówdzie, po kawałeczku… Powieść sensacyjna, triller medyczny, czy referat na sympozjum?   Wnosząc z komentarza Bravincjusza nawet ten referat tak jakby nie wyszedł…

To był finał biegu na 400 metrów. Jego jasna skóra wyróżniała się… – Czy finał wyróżniał się tylko jasną skórą, niczym więcej? ;-)

 

Wsunął buty do maszyny startowej. – Dlaczego wsunął buty do maszyny? ;-)

 

Kiedy fala powietrza, wywołana przez ładunek prochowy sędziego, dotarła do jego błony bębenkowej… – Ładunek prochowy. Ładnie to nazwałeś. Czy ładunek prochowy sędziego, wywołujący gromką falę powietrza, jest aby w dobrym tonie w miejscu publicznym? ;-)

 

…błyskawiczny impuls nerwowy zerwał go z miejsca rozpoczynając bieg. – Pierwszy opisany przypadek impulsu nerwowego rozpoczynającego bieg. ;-)

 

…dotarło do zawodnika, że wygrał. Odbierał gratulacje. Od innych zawodników dowiedział się że pobił rekord świata. Stadion szalał z radości. W końcu zawodnik gospodarzy zdobył najwyższe trofeum. – Powtórzenia.

 

Dzisiaj świętujemy! Nico wygrał!. – Nie stawiamy kropki po wykrzykniku.

 

Nic to jednak, wobec przemiany jaka przeszedł gość honorowy. – Literówka.

 

Sprostanie takiemu wyzwaniu i kosztom byłoby bezużyteczne bez sukcesów sportowych. Markus na początku współpracy ze sportowcami, z racji pracy naukowej zajmował się doradzaniem w zakresie żywienia. Z czasem zaprzyjaźnił się ze starym trenerem i zaproponował mu, żeby razem podawali sportowcom – Powtórzenia.

 

Preparat całkowicie bezpieczny…” – Literówka.

 

…doskonałym systemie motywacyjnym jaki udało mu się wdrożyć… – …doskonałym systemie motywacyjnym który udało mu się wdrożyć

 

Co gorsza ten idiota po kierunku, co to kształci ni to humanistów, ni to niedorobionych naukowców… – Czy idiota po kierunku, jest specyficznym rodzajem idioty, który kształci nie wiadomo kogo i po co? ;-)

 

…wychowany został w domu dziecka, gdzie oddali go rodzice miłośnicy konsumpcji takiego greckiego wina. – Czy dom dziecka to rodzaj takiego greckiego wina? ;-)

 

Wybacz Autorze, ale przestaję nadążać.

Przerywam łapankę w miejscu, w którym jednym tchem mówisz o dzieciństwie Nicolasa, skłonnościach jego rodziców i naukowych badaniach Markusa…

Pogubiłam się, tym bardziej, że tekst jest napisany w sposób pozostawiający wiele do życzenia, a zrozumienie niektórych zdań przerasta moje skromne możliwości.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dziękuje za wszystkie uwagi. Dzięki temu wiem lepiej, gdzie się można wyłożyć. Ciekawe spostrzeżenie: Zdanie, które wydaje się fajne, może okazać się dziwaczne, kiedy spojrzy na nie ktoś z zewnątrz. W każdym razie, mam jeszcze dużo roboty, tak że wracam do pracy. pozdrowionka.

Cóż – przyłączam się do opinii, jedno, że tekst jest mocno chaotyczny; drugie, że styl szwankuje; trzecie,  że treści naukowe są podane w zbyt niestrawny sposób i – jak wypunktował Bravincjusz – warto by jeszcze nad nimi posiedzieć. co do stylu: Trener nowego mistrza świata na 400m, którego nazwisko pomińmy milczeniem bo to i trudno wymówić i niełatwo napisać, realizując umowę z Markusem, który karierę naukową zamienił na etat w laboratoriach korporacji, podarował mu dwuosobowe zaproszenie na przyjęcie. Dla Amandy Gregor najurodziwszej lekarki rezydującej w Grecji, wsławionej udziałem w licznych akcjach humanitarnych, najpiękniejsza chwila w życiu, szybko zmieniła się w dramatyczne doświadczenie. – gdyby opowieść stanowiła jakiś luźny pastisz czy też była nastawiona na absurd, to taki język, choć męczący, być może pasowałby. Ale w zestawieniu ze sporą ilością treści naukowych wychodzi mocno niespójnie. Nie wiadomo, czy piszesz dla jajec, czy na poważnie.

I po co to było?

Nowa Fantastyka