- Opowiadanie: Oficyna_Kassiopeia - Konferencja [fragment]

Konferencja [fragment]

 

Zgodnie z wolą szanownego Autora, uznanego pisarza – fantasty Arctura Voxa, Oficyna ma zaszczyt przedstawić fragment jego niepublikowanego dotąd opowiadania o roboczym tytule "Konferencja". Skrawek niniejszy publikujemy z nadzieją, że waszą ciekawość mile połechce i zachęci do lektury całości, gdy ta się już do wglądu publicznego ukaże.

 

 

 

Z poważaniem,

Zespół redakcyjny Oficyny Wydawniczej "Kassiopeia" pod kierownictwem Sebastiana Ljundgrena.

 

Oceny

Konferencja [fragment]

 

 

 

 

***

 

 

 

Z ulgą powitałem brzęczyk obwieszczający półgodzinną przerwę w konferencji. Porządnie już zgłodniałem oraz zachciało mi się palić. Udałem się więc na wentylowany, oszklony taras który okalał całą placówkę orbitalną. Grube szyby dające pyszny wgląd w przestrzeń okołoziemską przedzielone były w równych odstępach zakrzywionymi tytanowymi wspornikami.

 

Po drodze wygrzebałem z kieszeni mój skórzany futeralik i wyjąłem z niego tytoń, wyciorki, stempelek, elektryczny żarniczek i wreszcie samą fajeczkę. Uwinąwszy się z rytuałem nabijania, stanąłem pod tarasowym wywietrznikiem.

 

Paliłem tak sobie w spokoju, kontemplując planetę omotaną gęstymi chmurami. Dla rozrywki próbowałem wyłowić okiem kontury poszczególnych kontynentów i je nazwać. Mizerna znajomość geografii – moje odwieczne piętno, nie ułatwiała mi zadania. Wypatrzyłem archipelag jakichś wysp, lecz z tej wysokości wszystko było jakoś dziwnie poobracane. Za nic nie mogłem dojść, czy jest to Madagaskar, Nowa Zelandia, a może Andalumia?

 

Ani zauważyłem, kiedy wokół mnie zaroiło się od ludzi. Byli to prawie wyłącznie uczestnicy sympozjum. Kręciły się wszystkie możliwe typy studenckie – od rozkrzyczanych drobnych żaczków po spokojnych magistrów; ekstrawagantów z dzikimi brodami i ulizanych ważniaków, studentów dziennych i wieczorowych, obiboków oraz prymusów, także członków kadry organizacyjnej konferencji, a nawet młodszych spośród prelegentów.

 

Czy wszystkich przyciągnął tu brzydki nałóg tytoniowy? A może po prostu każdy odwiedzający to miejsce przecież nieprzeciętne chciał zrobić sobie fotografię na pamiątkę?

 

Przygotowałem się już na nawałnicę dymu albo atak lamp błyskowych. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Widoki za oknem zdawały się ich najmniej interesować. Nie, oni ciągnęli jak ćmy do lampy ku aparatom komunikacyjnym, celowo umieszczonym daleko od centralnych pomieszczeń, u podstaw wspomnianych tytanowych wsporników obiegających instalację.

 

Roili się przy nich i mrowili, ale jakoś żadnemu nie było spieszno do dzwonienia. Co rusz któryś przebierał palcami drobiąc nerwowo w miejscu, mamrocząc coś do siebie i tikając oczami. Cóż za śmieszny widok!

 

Wreszcie kilku zebrało się na odwagę i podeszło do aparatów, zapychając im gęby kartami bankowymi. Wybierali numery na wyścigi, jakby próbując nadrobić przebałaganiony czas. Cała reszta w tym czasie uformowała za ich plecami długie ogonki, które musiały zakręcać kilkakrotnie, by pomieścić się na tarasie.

 

To, że dzwoniący uzyskali połączenie w tej samej chwili nie dziwiło mnie – w końcu nowe linie przesyłowe Pet……………..-stycznej były prima sort. Ale kiedy otworzyli usta to aż się zachłysnąłem – przecież wszyscy studenci, jak jeden mąż, mówili – a raczej klepali, recytowali niczym starą mantrę te same słowa!

 

Szło to mniej więcej tak:

 

 

 

 

 

„Kochani ro-dzi-ce,

 

Łączę się z wami z waż-ne-go wylotu nau-ko-we-go, lecz tam na do-le uczę się też pil-nie! Studia moje idą do-brze. Zbieram same noty wy-so-kie. Zaliczenia mam wszy-stkie. Idzie mi na roku naj-le-piej.

 

Profesorowie są tu mili, a po-wa-żni. Opinię mam u nich do-brą. Na wykłady zawsze cho-dzę, nic nie o-pu-szczam.

 

Wieczorami czytam skry-pty, wcale się w mieście nie łaj-da-czę. Kolegom dopomagam w nau-ce, ukochanej nie zo-sta-wiam. Chodzę spać wcze-śnie, jem bardzo zdro-wo. Wam też zdrowia ży – czę, niedługo od-wie-dzę!”

 

Tu następowała pauza na zaczerpnięcie powietrza głęboko w płuca i przybranie tonu głosu pełnego rozpaczliwej emocji:

 

„Rodzice najdrożsi! Zanim tu skończę mam do was jeszcze jedną prośbę gorącą! Cała moja przyszła edukacja; pal licho! edukacja całej naszej stancji, chyba nawet los pokolenia od tego zależy! Choć wiem, że dopiero kończy się drugi tydzień miesiąca, to przez wzgląd na absolutną konieczność naukową, przez wzgląd na powrót do normalności musicie, musicie po prostu jeszcze mnie trochę w tym miesiącu wspomóc – bo mimo najtęższych wysiłków ja nic, nic tu nie zwojuję, nie wydolę do końca!

 

… co? Czy już co jeść nie mamy? No, jak… niby mamy, ale co to za wyżywienie, kiedy góra nam na obiad dwudaniowy raz dziennie w knajpie narożnej starcza, a potem trzeba już sobie samemu gotować albo suche przekąski zamawiać?

 

Co? Czy nie leci ciepła woda? Jeszcze leci, chociaż lepiej powiem – ciurka. Ledwie włączymy sobie bicz wodny i sztuczny pływ w basenie, to prysznica już nie da się wziąć!

 

Czy nie grzeją? Oj, nic nie grzeją! Tutaj to nie przelewki – dwunaste piętro i siedem pokoi na nas trzech, a nocą robi się ostatnio nawet poniżej osiemnastu stopni. Ale musimy gryźć zęby i wytrzymać!

 

Co pytasz? Czy podniesiono czesne? Nie, dlaczego, przecież jest stałe…? … czy okradli nas? A kto miał okraść?

 

… matka to też zawsze musi wymyślić! Kiedy… przecież matka nic nie rozumie!

 

Posłuchajcie – powiem z ciężkim sercem, bo nie chciałem sprawy stawiać rodzicom w ten sposób. Ale trudno!

 

Kolega Abelard od trzech dni wódki w ustach nie miał! Ja sam mam ostatnią butelkę porteru, a likierku to chyba miesiąc nie oglądaliśmy! I kiedy my ostatnio byliśmy na jakiejś imprezie, skoro już nas nie chcą nawet zapraszać?!

 

Teraz mnie rozumiecie? Teraz sobie uświadomiliście?! …ha-halo? Halo?”

 

I odchodzili, mniej lub bardziej pokrzepieni owocami swojej perswazji, robiąc miejsce następnym recytatorom.

 

 

 

***

Koniec

Komentarze

Ummm… to jakaś satyra będzie? Na podstawie przedstawionego fragmentu niezwykle trudno jest wywnioskować w jakich realiach ekonomicznych poruszają się zubożeni studenci, czy kurs złotówki jest korzystny oraz czy ta waluta w końcu uzyskała władzę nad światem, czyli przynależne jej miejsce. W związku z tym nie widać tu elementu fantastycznego, nieledwie fragment scenki rodzajowej, dość pospolitej w swoim wydźwięku.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Witaj po długiej przerwie. Tekst nienajgorszy.

O, Arctur! Szanowną oficynę proszę o namiary na kanały dystrybucji dzieł zebranych wybitnego Voxa, bo, o zgrozo, fragment jego najnowszego arcydzieła nawet przypadł mi do gustu.

na emeryturze

Hmmm… O czym to właściwie?

Przynoszę radość :)

Jeśli [fragment], to wypadałoby tak tekst oznaczyć, a nie ludzi w błąd wprowadzać.

Babska logika rządzi!

Oficyna napisała w przedmowie, że przedstawia fragment. I w tytule też.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No niby wiem, ale denerwuje mnie opowiadanie SF, którego nie ma sensu czytać.

Babska logika rządzi!

Tyle że mówić do tej Oficyny, to jakby postawić się w roli dziada. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Może chociaż inni przeczytają i poznają moją opinię.

Babska logika rządzi!

Może…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka