- Opowiadanie: Nebetnefer - Błogosławieństwo Przeklętego: Opętana (I)

Błogosławieństwo Przeklętego: Opętana (I)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Błogosławieństwo Przeklętego: Opętana (I)

 

Link do prologu :http://www.fantastyka.pl/4,56843875.html

 

***

 

I

Opętana

 

 

Zielona Wieś, 1260

 

 

Powitała ich chuda kobieta z wyrazem smutku na twarzy. Gestem zaprosiła Czarną Dalię i Hugona do środka.

 

– Dziękuję, że przyszliście – szepnęła.

 

Święta wojowniczka otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale gospodyni była już w połowie drogi do jednego z pokoi. Czarna Dalia spojrzała pytająco na zakonnika, lecz ten tylko gestem nakazał jej udać się za panią domu.

 

– Usiądźcie proszę – pobielałe wargi ułożyły się w wymuszony uśmiech. – Z wielką chęcią przedstawiłabym ci, pani, mojego męża, ale, niestety, nie ma go w domu.

 

– Mąż zostawił was z tym wszystkim samą, pani Miro?

 

– To dobry człowiek – odparła cierpko. – Musiał pilnie udać się do Perły. Interesy – dodała znacząco. – Handel to główne źródło naszego dochodu. Zrozumcie go.

 

– Czarna Dalia doskonale rozumie! Jest zaskoczona, tyle. Nie ma sensu tego roztrząsać. Na Jedynego, zmizerniała pani jeszcze bardziej!

 

Służka pojawiła się bezszelestnie. Postawiła przed nimi kielichy z winem i wycofała się z pokoju.

 

– Jesteście głodni?

 

Czarna Dalia czuła jak w gardle rośnie jej gula. Jeżeli ta kobieta myślała, że jechała taki kawał drogi jedynie po to, żeby coś zjeść i przyjemnie pogawędzić, to była w błędzie.

 

– Wolałabym zobaczyć dziewczynkę – posłała Hugonowi chłodne spojrzenie. – Sytuację znam z opowieści brata Paję, a chciałabym na własne oczy zobaczyć, co faktycznie się dzieje.

 

– Oczywiście! – gospodyni klasnęła w dłonie. Służka pojawiła się błyskawicznie i pochyliła głowę. – Sprawdź, czy moja córka jest w stanie przyjąć gościa.

 

Służąca wyszła do przedsionka. Słychać było jak wbiega po schodach. Między trójką siedzących panowała niezręczna, przedłużająca się cisza. W końcu młoda dziewczyna wróciła.

 

– Wydaje mi się, że państwo mogą zobaczyć panienkę.

 

Czarna Dalia nie czekała na nic więcej. Wstała energicznie i uśmiechnęła się do onieśmielonej służki.

 

– Wskażesz nam pokój?

 

 

***

 

 

Szary duszący dym wyleciał z gardła Gawrona, przybierając formy kółek. Mężczyzna siedział we wnęce okiennej, wyłożonej skórami i wyglądał przez zabrudzone okno.

 

Widok pozostawiał wiele do życzenia. Kwadratowy mały plac ułożony z kocich łbów, wyglądające tak samo, jednopiętrowe, drewniane domy o stromych czarnych dachach. W pomieszczeniach na parterze mieściły się różnorakie sklepy i cechy. Ludzie zajmowali się swoimi codziennymi sprawami. Psy wyrywały sobie kości znalezione za sklepem rzeźnika.

 

Gawron wypuścił kolejne szare kółka. Wszystko szło zgodnie z planem, póki co. Nie dopuszczał do siebie myśli, że coś mogłoby się nie udać.

 

Sięgnął po kufel i upił spory łyk taniego piwa, które w smaku bardziej przypominało pomyje niż prawdziwy trunek. Nie uskarżał się. W myślach planował podróż powrotną do Gniazda, stolicy kraju. Nigdy nie zasypiającego miasta jego dziecięcych lat. Tęsknił za niezliczonymi starymi basztami stolicy i górującymi nad okolicą wierzchołkami mistycznej Wiedźmowej Głuszy.

 

Oczami wyobraźni był już w domu.

 

Odwrócił delikatnie głowę w stronę budynku, do którego jakiś czas temu wszedł zakonnik i jego czarnowłosa towarzyszka. Gawron uniósł naczynie w geście toastu. Zaśmiał się cicho.

 

– Już niedługo wrócę do domu.

 

 

***

 

 

Dziewczynka miała nie więcej niż trzynaście lat. Leżała nieruchomo na łóżku, wsparta na poduszkach. Obojętnie wpatrywała się w ścianę. Drobne dłonie leżały wzdłuż ciała przykrytego białą, wykrochmaloną pościelą. W panującym w pomieszczeniu półmroku, jej postać wydawała się niezwykle krucha i trupioblada.

 

– Dlaczego bronicie jej dostępu do promieni Jedynego? – Czarna Dalia wskazała grube zasłony.

 

– To dla jej dobra – jęknęła służka. – Medycy zakonni, których przyprowadził brat Paję, tak poradzili.

 

– Ach, tak – mruknęła.

 

Hugon i Czarna Dalia podeszli do Klarysy. Dziewka zamknęła drzwi i stanęła obok nich. Splotła ręce na podołku. Jej postawa wyrażała gotowość do działania, gdyby zakonni nie byli w stanie sobie poradzić.

 

– Witaj Klaryso – zaczęła delikatnie kobieta. – Nazywam się Czarna Dalia i przyjechałam do ciebie aż z Zakonu Sług Jaśniejącej Świątyni Jedynego. To bardzo daleko, wiesz?

 

– To na nic – Hugon skrzyżował ręce. – Teraz cię nie słyszy. Jest w innym świecie.

 

Zmrużyła oczy słysząc jego ton.

 

– No naprawdę, trochę empatii.

 

– Zajmuję się jej przypadkiem od trzech miesięcy…

 

– Nędzne usprawiedliwienie.

 

Czarna Dalia wyprostowała się i skupiła uwagę na lekko drgających wargach i dłoni Klarysy. Twarz dziewczynki nie wyrażała żadnych emocji. Kobieta zmarszczyła brwi i pochyliła się, aby po chwili odskoczyć gwałtownie. Hugon przytrzymał chwiejącą się towarzyszkę, razem z nią obserwując dziecko.

 

Ciałem Klarysy wstrząsnęły silne drgawki. Ręce i nogi trzęsły się szybko i nienaturalnie we wszystkie strony. Tors wydawał się być osobną częścią ciała, kawałkiem kogoś innego. Wyginał się w górę i w dół, podporządkowując sobie kark i twarz. Drobne ciało wiło się po całym łożu zaplątując w pościel, żeby zaraz, dzięki nieokiełznanym ruchom, oswobodzić się i szaleńczo miotać dalej.

 

Służka podbiegła do stolika i wprawnymi ruchami chwyciła kilka przygotowanych buteleczek. Czym prędzej mieszała zawartość naczyń, z których unosiła się woń ziół.

 

Hugon padł na kolana. Zdjął z głowy święty symbol Jedynego i uniósł go w stronę dziewczynki. Nabożne spojrzenie wbił w sufit, tracąc zainteresowanie Klarysą. Drżącym głosem zaczął recytować:

 

Solis Santa sit mihi lux. Non draco sit mihi dux

 

Czarna Dalia poczuła się zagubiona. W myślach zmówiła krótka modlitwę do Jedynego, po czym doskoczyła do łóżka dziewczyny.

 

– Hugon, pomóż mi!

 

Mężczyzna nie zareagował. Klęczał przy łóżku, raz za razem powtarzając te same słowa. Kobieta z fuknięciem, złapała Klarysę delikatnie za głowę, kiedy ta była jak najdalej od drewnianego obramowania łoża. Przytrzymywała ją, nie wykonując żadnych innych ruchów. Czekała.

 

Sunt mala quae libas. Ipse venena bibas…

 

Nagle ciało dziewczynki opadło bez ruchu. Kobieta odrzuciła fałdy splątanej pościeli i ułożyła dziewczynkę na boku, uginając nogi i ręce. Jedną z nich umieściła pod szyją dziecka, po czym odchyliła jej głowę do tyłu.

 

Służka podbiegła do łoża z kubkiem pełnym zielonkawej cieczy. Czarna Dalia skrzywiła się. Smród bijący od płynu był okropny, czuła jak zbiera się jej na wymioty.

 

– Co to jest?

 

Dziewczyna uniosła zdziwiona brwi. Hugon ucałował symbol Jedynego i wstał.

 

– To specjalna mieszanina ziół, która ma jej pomóc – powiedział mężczyzna. – Moi bracia go zalecili. Proszę to podać opętanej.

 

Służka skinęła i zabrała się do wykonywania polecenia. Zanim dotknęła dziecka, poczuła jak silny cios wytrąca jej naczynie z ręki. Cofnęła się zaskoczona.

 

– Pani?

 

– Co ty robisz?! Nie widzisz, że Klarysa tego potrzebuje?! Biesy przejęły nad nią kontrolę! Toczymy tu walkę, o jej nieśmiertelną duszę! My tu…

 

– Zamilcz wreszcie Hugonie! – ryknęła czarnowłosa kobieta. – Poprosiłeś mnie o pomoc, prawda?! – zaczekała aż zakonnik skinie głową. – Więc daj mi pracować w spokoju!

 

– Ale ty nic nie robisz!

 

– A czy ty przez trzy miesiące coś dla niej zrobiłeś?!

 

Atmosfera zagęściła się jeszcze bardziej. Służka naciągnęła mocniej czepiec i zabrała się za wycieranie rozlanego płynu. Mimo wyraźnego niezadowolenia, nie odważyła się komentować zachowania przybyłej kobiety.

 

– Z-zabierz – ledwie słyszalny szept oderwał uwagę Czarnej Dalii od stolika z komponentami. – Zab..ierz…

 

– Co mówisz? – pochyliła się nad dzieckiem. Czuła przerywany oddech Klarysy na uchu. – Powtórz – poprosiła cicho.

 

– Boję… się – jęknęła szeptem. – Zab.. zabierz ich… stąd… ode mnie… Bła… Błagam…

 

Czarna Dalia wyprostowała się. Gestem nakazała im wyjść z pokoju. Sama zaczekała, aż dziewczynka zasnęła.

 

Na dole czekała na nich znerwicowana Mira. Spojrzała pytająco, obawiając się wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.

 

– To koniec wizyty na dzisiaj. Muszę przemyśleć kilka spraw. I niech pani służąca nie zbliża się do Klarysy. Ani nie podaje żadnych ziół – zaznaczyła ostro.

 

– Ależ one bardzo się lubią!

 

– Widocznie ma pani stare informacje. Do jutra – dodała przez ramie wychodząc.

 

 

***

 

 

 

Hugon krążył wzdłuż ściany z posępną miną, zamiatając togą podłogę wyłożoną słomą i aromatycznymi ziołami. Bezczelność kobiety go porażała i doprowadzała do szału. Choć nie minął nawet dekadzień, zaczął żałować, że zgodził się na jej pomoc.

 

Czarna Dalia siedziała przy stole, patrząc na tańczący płomień świecy. Zamyślona oparła podbródek na dłoniach. Obok niej, zajęty wertowaniem pożółkłych kart księgi, kapłan mamrotał pod nosem kolejne nazwy roślin leczniczych.

 

Świętobliwy Biezdar przyjął ich pod dach swego probostwa, którego doglądała gospodyni. Pulchna kobieta zrobiła najlepszy gulasz, jaki członkini zakonu jadła i tym zaskarbiła sobie jej wielką sympatię.

 

– Mówię ci, że jest opętana! – Hugon stanął obok stołu. – Widziałaś, co się z nią działo!

 

– Nie próbowała nas zabić – lżejsza o zbroję, odchyliła się na krześle. – Nie mówiła głosami ani językami. Nie pojawił się zapach siarki ani żadna aura. To nie jest opętanie.

 

– Kobieto małej wiary! Jak ty się śmiesz nazywać świątynną wojowniczką, skoro podważasz fakty?! I ty chcesz, żeby wynieśli cię do godności inkwizytorki?! Niedoczekanie!

 

Święta wojowniczka walnęła dłonią w stół i wstała gwałtownie. O podłogę jednocześnie uderzyło krzesło i kielich. Biezdar opuścił zielnik i spojrzał po nich.

 

– Ty się mienisz bratem zakonnym?! Ty plebejuszu wielkiej wiary i małego rozumku! Naprawdę jesteś takim niedouczonym ignorantem, czy udajesz?!

 

– A ty co?! Wielka pani z zakonu! Lepsza się czujesz od nas, którzy dorastaliśmy na wsiach?!

 

Postąpili ku sobie, gromiąc spojrzeniami. Łysiejący kleryk odchrząknął znacząco, zwracając na siebie ich uwagę.

 

– W ten sposób nie pomożecie biedaczce. Siostro, zdaniem kleru i ludności, Klarysa jest opętana. Opętana – zaznaczył dobitniej – przez istotę potężniejszą od nas. Żadne modlitwy i rytuały nie skutkują.

 

-Gdyby ludzie faktycznie w to wierzyli, to już dawno pozbyliby się dziewczynki.

 

– Powstrzymują się przed tym na prośbę kleru – wtrącił Hugon. – I pod groźbą potępiania przez Jedynego. Wolą naszego pana jest, abyśmy pomagali nędzarzom, zajęli się chorymi, a opętanych uratowali od potępienia.

 

– Dziecko ma silne objawy i widzi nieistniejące rzeczy – kontynuował kapłan. – Wszyscy, którzy chcieli jej pomóc zginęli. Hugon jest wyjątkiem. Jak, przy takich faktach, można negować udział sił nieczystych?

 

– Można – odrzuciła czarny warkocz na plecy. – Znacie moje zdanie. Na mój gust, to choroba nazywana na południu wielkim cierpieniem. Pojawia się niespodziewanie i znienacka. Może trwać latami, ale nie jest to zasadą. Odstępy między takimi atakami mogą trwać kilka minut, dni, miesięcy, dziesięcioleci, różnie. Szczękościsk, drgawki, omdlenie, to niektóre objawy wielkiego cierpienia. I wszystkie idealnie pasuje do przypadłości Klarysy.

 

– Naprawdę chcesz nam wmówić, że masz rację? – Hugon prychnął.

 

– Pierwszy atak miał miejsce ponad trzy miesiące temu, tak? Wy go bierzecie za opętanie, ja za chorobę, o której czytałam w klasztornych księgach – westchnęła. Widziała zacięcie na ich twarzach. Wiedziała, że nie osiągną kompromisu, przynajmniej tego dnia. – Chyba musimy się z tym przespać. Dobrej nocy.

 

– Dobrej nocy, siostro.

 

Wychodząc z izby, oparła dłoń na framudze. Znajomy głos wewnątrz głowy kazał się jej zatrzymać. Intuicja nigdy jej nie zawiodła. Spojrzała na mężczyzn przez ramię.

 

– Kim byli ci zaginieni i zamordowani?

 

– Cyrulikami i kapłanami – odparł Biezdar. – Bies ukarał twoich poprzedników za ich osądy i brak wiary. Nie chciałem ci tego mówić – mruknął przepraszająco. – Oni wszyscy mówili…. Nie chcę cię wystraszyć…

 

– Co mówili?

 

– Mówili i wmawiali nam to, co ty, że to choroba. Gdyby tak było, to nie dotknąłby ich gniew piekielnej istoty i nie leżeliby w tej chwili w grobach, prawda?

Koniec

Komentarze

Ciekawe, co będzie dalej

Przynoszę radość :)

Kilka rzeczy mi się rzuciło bardziej: „Kwadratowy mały plac ułożony z kocich łbów, otaczały.” – nie miało być „otaczał”? „Ludzie zajmowali się swoimi codziennymi sprawami, psy wyrywały sobie kości znalezione za sklepem rzeźnika.” – lepiej by to wyglądało, gdyby to były dwa zdania. „W myślach planował podróż powrotną do Gniazda, wiecznie wrzącego od plotek centrum kraju.” – tutaj nie wiem, czy Gniazdo było centrum kraju, czy wrzało od plotek powtarzanych w centrum kraju. „Oczami wyobraźni był już w domu” – kropka.   „Czarna Dalia siedziała przy stole, patrząc się na tańczący płomień świecy.” Nie lepiej: „Czarna Dalia siedziała przy stole, patrząc na tańczący płomień świecy.” albo „(…)wpatrując się na tańczący płomień świecy.” ? „– Dziecko ma silne objawy i widzi rzeczy nieistniejące rzeczy„ – Powtórzenie

Poza tym, jak dla mnie, zdecydowanie nadużywasz imion. Wciąż czytam Czarna Dalia, Hugon lub Klarysa. Pokombinuj. Opowieść zaczyna się nieźle, nawet mnie zainteresowała ;-)

miało być "wpatrując się w tańczący płomień świecy" – moje niedopatrzenie (i brak możliwości edycji! :P )

Dzięki za podpowiedzi:) Czytałam tekst kilka razy, ale zawsze coś mi umknie :) A jak zainteresowało, to się bardzo cieszę :)

Zainteresowało mnie.

Ponieważ to początek opowieści, teraz wstrzymam się z oceną. Poczekam na rozwój wypadków a na razie, żeby wiedzieć jak wszystko się zaczęło, przeczytam prolog.

 

„Szary duszący dym wyleciał z gardła Gawrona, przybierając formy kółek”.Szary, duszący dym wyleciał z gardła Gawrona, przybierając formę kółek.

Czy na pewno wyleciał z gardła, pominąwszy jamę ustną? ;-)

 

„Mężczyzna siedział we wnęce okiennej, wyłożonej skórami i wyglądał przez zabrudzone okno”. — Powtórzenie.

Wolałabym: Mężczyzna siedział we wnęce okiennej, wyłożonej skórami i patrzył przez zabrudzoną szybę.

Żeby wyglądać przez okno, mężczyzna musiałby się zeń wychylić.

 

„Kwadratowy mały plac ułożony z kocich łbów, otaczały, wyglądające tak samo, jednopiętrowe, drewniane domy o stromych czarnych dachach”. — Plac był mały, kwadratowy i wyłożony kamieniami. Czy domy, które go otaczały i wyglądały tak samo, były również małe, kwadratowe i ułożone z kamieni? ;-) Gdzie w takim razie stały jednopiętrowe, drewniane domy o dachach czarnych i stromych? ;-)

Pewnie miało być: Kwadratowy mały plac wyłożony/ wybrukowany kocimi łbami, otaczały jednakowe, jednopiętrowe, drewniane domy o stromych, czarnych dachach.

 

„Wszystko szło zgodnie z planem, póki co”. — Wolałabym: Na razie wszystko szło zgodnie z planem.

 

„Gawron uniósł naczynie w geście toastu”. — Nie można wznieść naczynia w geście toastu. Można wznieść toast.

Może: Gawron uniósł naczynie, jak przy toaście.

Za SJP: toast  «krótka przemowa wygłoszona w czasie przyjęcia dla uczczenia kogoś lub czegoś, po której następuje wypicie kieliszka alkoholu»

 

„Dziewka zamknęła drzwi i stanęła obok nich. Splotła ręce na podołku”. — Stojąc, nie można spleść dłoni na podołku.

Za SJP: podołek daw. «wgłębienie tworzące się z przodu w spódnicy, w sukni lub w fartuchu przy uniesieniu ich brzegów lub przy siadaniu»

 

„To specjalna mieszanina ziół, która ma jej pomóc – powiedział mężczyzna. – Moi bracia go zalecili”. — Skoro zalecili mieszaninę, to w ostatnim zdaniu: Moi bracia zalecili.

 

„Służka naciągnęła mocniej czepiec i zabrała się za wycieranie rozlanego płynu”.Służka naciągnęła mocniej czepiec i zabrała się do wycierania rozlanego płynu.

 

„…ledwie słyszalny szept oderwał uwagę Czarnej Dalii od stolika z komponentami”. — Wolałabym: …ledwie słyszalny szept oderwał uwagę Czarnej Dalii od stolika z miksturami.

 

„Zab..ierz...” — Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

„Boję... się – jęknęła szeptem”. — Wolałabym: Boję... się – jęknęła cichutko.

Nie umiem sobie wyobrazić jęczenia szeptem.

 

„Na dole czekała na nich znerwicowana Mira”. — Skąd wiadomo, że Mira cierpiała na nerwicę?

Może: Na dole czekała na nich zdenerwowana/ poruszona Mira.

 

„Do jutra – dodała przez ramie wychodząc”. — Czy przez ramię wychodziła? ;-)

Do jutra – dodała przez ramię, wychodząc.

 

„Hugon krążył wzdłuż ściany z posępną miną…” — Jak krąży się wzdłuż czegoś? ;-)

Dlaczego ściana miała posępna minę? ;-)

Proponuję: Hugon, z posępną miną, chodził/ kroczył/ dreptał wzdłuż ściany

 

„Czarna Dalia siedziała przy stole, patrząc się na tańczący płomień świecy”. —Zdanie winno brzmieć: Czarna Dalia siedziała przy stole, patrząc na tańczący płomień świecy. Lub: Czarna Dalia siedziała przy stole, wpatrując się w tańczący płomień świecy.

 

„Jak ty się śmiesz nazywać świątynną wojowniczką…” — Wolałabym: Jak ty śmiesz nazywać się świątynną wojowniczką

 

„O podłogę jednocześnie uderzyło krzesło i kielich”.O podłogę jednocześnie uderzyły krzesło i kielich.

O podłogę uderzyły dwie rzeczy.

 

„Biezdar opuścił zielnik i spojrzał po nich”. — Oni spojrzeli najpierw, a Biezdar potem, po nich? ;-)

Wolałabym: Biezdar opuścił zielnik i spojrzał na nich.

 

„-Gdyby ludzie faktycznie w to wierzyli…” — Brak spacji po dywizie.

 

„Dziecko ma silne objawy i widzi rzeczy nieistniejące rzeczy…” — Pewnie miało być: Dziecko ma silne objawy i widzi rzeczy nieistniejące… Lub: Dziecko ma silne objawy i widzi nieistniejące rzeczy

 

„Wiedziała, że nie osiągną kompromisu, przynajmniej tego dnia”. — Wolałabym: Wiedziała, że nie osiągną porozumienia, przynajmniej nie tego dnia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, za tak szczegółowe wypisanie poprawek – dzięki temu, widzę jakie błędy robię (a ich nie widzę!) :)  Szkoda tylko, że nie mogę ich już zmienić, bo za późno zajrzałam… Natomiast, zastosuję porady w pliku na kompie i potem, kiedyś, jak wszystkie części tu będą, to je zborę i poprawione wrzucę w jednym temacie :) A jak zainteresowało, to super. Mam nadzieję, że w którymś momencie nie zawalę i dotrwasz do końca ;)

Cieszę się, że mogłam pomóc. ;-) Czy dotrwam do końca, zależy tylko od Ciebie. Jeśli opowiadanie będzie interesujące, to ostatnią kropkę też przeczytam. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka