- Opowiadanie: szyszkowiec - Mleko w proszku

Mleko w proszku

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mleko w proszku

 

Chłodnego, deszczowego wieczoru Lucy zamknięta w swoim pokoju płakała trzymając w rękach sznur i mały, drewniany stołek. Za oknem lał deszcz, a co jakiś czas piorun, niczym lampa błyskowa oświetlał całe otoczenie. Szesnastoletnia Lucy zawiązała swoje kruczoczarne włosy w kok, postawiła stołek tuż pod wielkim żyrandolem i zawiązała na nim sznur. Łzy ciekły jej po policzkach niczym wartki potok rzeki rozmywając jej mrocznie czarny makijaż. Stanęła na stołku. Założyła pętle na szyi. Nagle poczuła dziwne uczucie. Jakby zwątpienie. Jakby jej podświadomość zabraniała jej tego czynu i domagała się życia. Lecz szybko wyzbyła się tego uczucia. Błysk rozświetlił pokój. Na chwile ukazały się wszystkie szczegóły. Ściany były pokryte tapetą w antyczne zdobienia a drewniane meble, przykryte foliową płachtą stały w rogu przy ścianie. Lucy drżały ręce. Natomiast jej chude, zaledwie pięćdziesięciokilogramowe ciało, stało nieruchomo czekając na śmierć a silnie zwężone źrenice, niczym u ćpuna, patrzyły ślepo w jeden punkt. W tym momencie oczy jej duszy widziały zupełnie co innego. Coś nierzeczywistego, nie z tego świata. Może już po części była w tamtym świecie. Może widziała miejsce gdzie, potępiona będzie cierpiała za swoje grzechy. Może też jej mózg w chwili przedśmiertnej był tak aktywny, że tworzył niestworzone obrazy w jej głowie. To było niesamowite. Mimo smutku i cierpień jakich doświadczyła w ostatnim czasie swego życia teraz czuła, że jest wolna. Że wszystko odpłynęło. Wszystkie troski, problemy. Wiedziała, że za chwile będzie gdzie indziej a ten świat już jej nie dotyczy. Serce jej waliło niczym młot. Przestała nagle odczuwać wszystkie bodźce zewnętrzne. Nie czuła już zapachu drewnianej, lekko spróchniałej podłogi; nie słyszała deszczu uderzającego jeszcze przed chwilą w cienkie okiennice pokoju; nie widziała już konturów mebli ani wzorów na tapetach ścian. Rozpłynęła się całkowicie w doznaniach wewnętrznych. Nagle podniosła swoją lewą, cienką jak patyk, dłoń, przybliżyła do twarzy, żeby ją dostrzec i obejrzała dokładnie obracając nią i widząc wystające, cienkie naczynia krwionośne. Znowu pomyślała, że może się wycofa. Ale nie. Podjęła już decyzję. Jest już za późno. Nie chcąc, przypomniała sobie dzieciństwo, tak błogie i piękne, że ponownie łzy napłynęły jej do oczu. Spędziła je na wsi ze swoją babcią. Już prawie nie pamiętała ja wygląda, ale wiedziała, że była dobrą osobą. Siłą rzeczy w głowie Lucy przewinął się film. Jej całe życie. W końcu dotarła do ostatniego miesiąca jej życia i tego co sprawiło, że tak drastycznie się zmieniła, zamknęła się w sobie i swoim świecie. W tym momencie popchnęła nogą stołek. Pętla na szyi ledwo się zacisnęła na jej chudej szyi, ale wystarczająco silnie, żeby przerwać dopływ krwi do mózgu. Przez chwilę czuła straszliwy ból, który jednak szybko minął. Przez kolejnych parę sekund jej nieruchome oczy widziały i „rozumiały”, po czym powieki ciężko opadły na gałki co zakończyło żywot Lucy Sursby. Wiotkie ciało człowieka, w którym niegdyś pełno było życia, wisiało teraz wyzionąwszy ducha. Ducha zagubionego, smutnego, cierpiącego i na wieki potępionego w otchłani i mroku sił nieczystych.

Koniec

Komentarze

Przy całym szacunku dla autora, miałem przez moment realne wątpliwości, czy to nie jest próba czegoś ambitnego na grafomanię. To chyba wina tego, że nie poczułem specjalnie żadnych głębszych emocji. Być może w tym właśnie leży problem tekstu, a być może to po prostu moja słabsza dyspozycja. Ciekawe co o tekście powiedzą inni czytelnicy.

Ja się uśmiałem  :) Albo to jest tekst na Grafomanię albo… Drobiazgowość opisów – rozprasza. Może dobór drewnianych słów ("bodźce zewnętrzne" – a ja widzę szalonego dra Frnakensteina przytykającego elektrody do ciała… lol…) Moze klisza z przewijaniem filmu w głowie… Może powieki ciężko opadające na gałki – parsknąłem, bo wyobraziłem sobie powieki opadające na gałki lodów :) A może to po prostu ja jestem niepoważnym kretynem? :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Żeby chociaż było wiadomo, dlaczego Lucy podejmuje tak ostateczną decyzję… I ten tytuł…   Podpisano: jeden z innych czytelników.  :-)

Jaki masz świetny nick! ;) Tekst niestety bardzo pretensjonalny. Ostatnie zdanie tak mhrroczne, że aż zęby bolą. :/

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Przecinkologia, zaimkoza, ąęowatość zwyczajna, powtórzenica powtarzalna… Dużo błędów w tym tekście.   Technicznych i merytorycznych – poczytaj trochę, co jest przyczyną zgonu w przypadku powieszenia. A to jest moja ulubiona "perełka": "powieki ciężko opadły na gałki co zakończyło żywot Lucy". – z tego zdania wynika, że ja co noc, tuż przed zaśnięciem, kończę swój żywot. Strasznie zabójcze działanie mają te powieki… ;) Tekst może stanowić poważną konkurencję dla innych, stających w szranki w jednym z ostatnich konkursów (nie, nie w KONFRONTACJI ;D )

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Dzięki za wszystkie komentarze i uwagi. To mój pierwszy tekst i napisałem go trochę spontanicznie, więc nie spodziewam się, że jest dobry. Postanowiłem po prostu, że chce coś tworzyć i napisałem to. Chciałem się nim tylko podzielić, żeby dostrzec jego błędy. Tak więc dzięki za to, że chociaż go przeczytaliście ;) SzyszkowyDziadek dzięki. Dziadku ;)

szyszkowiec ;-) przeciętna 16 latka jak by miała 50 kg to odchudzałaby się na potęgę. Tak na poważnie to akurat odpowiednia waga i taka osoba nie jest chuda. Chyba, że ma jakieś 178 cm wzrostu ;) Ja miałam 16 lat, wzrostu 165 i ważyam 45 kg – nadal nie byłam chuda ;) Strasznie mnie rozbawiły wystające naczynia krwionośne, nawet na SOR czegoś takiego nie widziałam :) I jeszcze jedno. Gdyby powieszenie miało polegać na tym, ze Lucy się dusi, to niestety, ale scena umierania byłaby dłuższa. Na przyszłość warto o tym pamiętać jak chcesz opisywać taką śmierć.

Mi Draconis – ja miałam 171 cm wzrostu, ważyłam 50 kg i byłam szczupak :P

Opowiadanie dosyć mroczne, nieco nierealistyczne ze względów, które opisali inni przede mną.

Jednak muszę Ci podziękować – natchnąłeś mnie i mam pomysł na jedną ze scen w moim opowiadaniu, które skrobię od jakiegoś czasu :)

Be patient.

ae założe się, że nie miałaś kościstej ręki ani wystających naczyń krwionośnych :D

No anorektyczką, to ja nie byłam :D

A co do naczyń krwionośnych… to jak one wyglądają, gdy wystają? ;-D

Be patient.

nie wiem, ale autor wie ;) nie obrażaj się autorze ;-)

Doskonałe opowiadanie. Niebanalna historia przekazana pięknym językiem. To nie tylko kompletny warsztat, lecz również styl najwyższej próby, słowna ekwilibrystyka, bez wątpienia erudycja. W dwóch słowach, autorze – pozwól, że też się popiszę – chapeau bas! Ale nawet, nawet gdyby język nie był tak wspaniały, to i tak zrobiłbyś na mnie wrażenie, drogi autorze. Kreacją bohaterów(bo to nie tylko Susan, wbrew pozorom – mamy tu bowiem spersonifikowany deszcz… i to krzesło-morderca), suspensem(kto się domyślał, że Susan źle sobie owiąże szyję i, miast przerwać rdzeń kręgowy, skona w mękach,dusząc się i przypominając sobie błogie dzieciństwo(dobrze, że "nie chcąc", a nie "niechcący"?), klimatem(cienkie naczynia krwionośne)… Kłaniam się w pas, biję czołem w podłogę.

Nowa Fantastyka