- Opowiadanie: zbroimir - Towarzysz Inferno

Towarzysz Inferno

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Towarzysz Inferno

 

Obudziło go potwornie suche gardło. Nieśpiesznie sięgnął po stojącą obok szklankę z wodą. Po kilku łykach z grymasem bólu na twarzy wstał z łóżka i skierował się w stronę łazienki. Trochę zimnej wody na twarz otrzeźwiło umysł na tyle aby wspomnienia ostatnich dni powróciły. Oblicze w lustrze spoglądało posępnie, bez emocji, bez wyrazu. Stał jak posąg.

 

– Kiedyś ktoś powiedział, że oczy są obliczem duszy… idiota. Zapomniał o tym, że ja nie mam duszy! – wycedził przez zęby do lustra. Spojrzał raz jeszcze na znienawidzone oblicze i wrócił do pokoju. Biorąc do ręki stojącą na stoliku butelkę wódki usiadł na łóżku i osuszył zawartość w kilka chwil licząc na zapomnienie. Daremnie, fala wspomnień nadeszła jak tsunami zalewając i niszcząc misternie budowane mury obojętności. Potworne obrazy powróciły. Twarze, krzyki i ogień. Piekielny żywioł nieśpiesznie żrący wszystko co stanie mu na drodze. Płonące ulice, domy trzaskające od żaru i ludzie miotający się w agonii trawiącej ich śmierci. Wśród ognia i dymu wolnym krokiem podążała niewysoka, lekko przygarbiona postać. Jego ręce oplecione były płomieniami. W miejscu stawiania stóp zostawiał płonące ślady. Szedł rozglądając się w poszukiwaniu rannych lub ocalałych. Rozkaz był prosty, eksterminacja. Niegdyś człowiek o wyniosłych ideałach, Inferno Władca Ognia, jak go okrzykiwano w cyrku, ponuro kroczył i niósł śmierć. Za każdym razem gdy ciskał w kogoś kulę ognia wmawiał sobie, że tak trzeba, że to dla ojczyzny. Tak go szkolono.

 

Rzucił pustą butelką o ścianę i oparł się rękoma o stolik z lampka nocną. Zacisną palce na blacie stolika, a z pomiędzy palców zaczęły strzelać iskry. W chwili gdy abażur lampki zajął się ogniem, ktoś zapukał do drzwi.

 

– Czego?! – krzykną w ich stronę jednocześnie puszczając stolik. Spojrzał na lampkę. Wyciągnął rękę w stronę palącego się abażuru i powoli złożył dłoń w pięść. Ogień zgasł.

 

– Towarzyszu kapitanie jest Pan proszony do sztabu. Generał Ivarow chce pana widzieć. Powiedział ktoś za drzwiami.

 

– Już idę. Odwrócił się w stronę drzwi, założył czapkę munduru galowego i wyszedł. Na holu Kwatery Federalnej Służby Bezpieczeństwa stał adiutant generała. Zasalutował poczym odwrócił się i sprężystym krokiem ruszył prowadząc kapitana w stronę windy. Chwile później stali pod drzwiami gabinetu generała. Adiutant zapukał.

 

-Wejść! – rozległo się za drzwiami.

 

Pokój był duży, słabo oświetlony a wystój typowo surowy. Po środku stało wielkie biurko, za którym siedział generał. Nad jego głową wisiał portret Sekretarza Generalnego. W prawym rogu przy oknie wisiała flaga ZSRR. Generał spojrzał na obecnych, wstał i podszedł do kapitana. Uścisną jego rękę energicznie i powiedział:

 

– Brawo towarzyszu kapitanie, świetna robota. Jesteście bohaterem – spojrzał na adiutanta i surowym tonem dodał – jesteście wolni. Adiutant zasalutował, odwrócił się na pięcie i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

 

– Piotrze Aleksiejewiczu, jeżeli tak mogę do was mówić, zasłużyliście na awans. Nie spodziewaliśmy się takiego sukcesu. Eliminacja zdrajców i szpiegów nie jest sprawą łatwą. Wam zajęło to kilka minut. Ha! Cała wieś obrócona w popiół. Coś niesamowitego. Wasz talent jest unikatowy i musimy go umiejętnie wykorzystać w tych trudnych dniach. Wrogowie narodu są wszędzie i tylko czekają na nasz błąd. Z wami i waszymi umiejętnościami puścimy zachodnich imperialistów z dymem. Nie patrzcie tak na mnie towarzyszu, powinniście się cieszyć. To wielki sukces.

 

– Mordowania ludzi nie nazwałbym sukcesem. To zbrodnia! – krzykną kapitan.

 

– Wojna jest okrutna, musimy ponosić ofiary oraz nieść na swych plecach brzemię naszych czynów. Likwidacja szpiegów i spiskowców była konieczna. – generał wrócił do biurka, rozsiadł się w fotelu i zapalił papierosa.

 

– To byli niewinni ludzie. Co dla ojczyzny może złego uczynić kilku wieśniaków z rodzinami?

 

– Nie wam to osądzać – powiedział ostrzej generał –Wy macie wykonywać rozkazy. My jesteśmy mózgiem a wy ciałem, które wykonuje jego polecenia. Zrozumiano? Z racji zasług puszczę te uwagi w niepamięć, a teraz won!

 

Kapitan spuścił głowę, odwrócił się w stronę drzwi i już miał wyjść gdy generał powiedział:

 

– Jesteście dziwolągiem, towarzyszu, powinniście być nam wdzięczni za szansę, którą wam daliśmy. Nie popełnijcie błędu waszej siostry…

 

Piotr odwrócił się gwałtownie zaciskając pięści ruszył w stronę biurka. Między palcami zaczęły pojawiać się pojedyncze iskry. Generałowi, widząc zbliżającą się postać, wydawało się, że dywan miejscu stawianych przez nią kroków zaczyna się topić. Nieco mniej pewnym tonem dodał:

 

– Uważajcie z kim zaczynacie, towarzyszu. Twardszych od was łamaliśmy! – wymawiając te słowa wcisną przycisk na pulpicie biurka wzywający ochronę.

 

– Co z moją siostrą zrobiliście, mów! – kapitan oparł dłonie o blat i nachylił się do coraz bardziej przerażonej postaci. – Gadaj, wiesz co mogę!

 

– Już nic nie możesz! – general widział otwierające się powoli drzwi gabinetu i wsuwającą się lufę karabinu. Wiedział, że musi grać na czas. Potrzebował kilka chwil, może kilka słów, które dzieliły go od rychłej śmierci. – Jesteś głupcem jak twoja siostra…

 

Rozległ się huk wystrzałów, Ivarow padł pod biurko nakrywając głowę dłońmi. Kapitana siła strzału, który doszedł do prawego barku, rzuciło do przodu na blat masywnego biurka. Czując ból nad łopatką i bezwład prawej kończyny wyciągną lewą rękę w stronę drzwi i nie odwracając się wypuścił z dłoni kulę ognia. Usłyszał za plecami krzyk i upadek broni. Wiedział, że zagrożenie minęło. Podniósł się z blatu, spojrzał na palące się za drzwiami ciało strażnika i ruszył w stronę generała chowającego się pod biurkiem. Chwycił go za włosy i zaczął wyciągać. Ivarov chciał złapać go za rękę ale żar bijący od dłoni kapitana nie pozwalał mu na to. Generał krzyczał, włosy i skóra na głowie obracały się powoli w popiół. Odruchem sięgną do kabury po swojego Makarowa. Nie zdołał strzelić, ból był nie do zniesienia. Wypuścił broń z ręki, wiedział że przegrał. Kapitan rozluźnił uścisk, ciało przeciwnika osunęło się na podłogę, generał nie żył. Spojrzał na korytarz, z windy wybiegło kilku strażników wcelowując automaty w jego stronę. Nie zwracając uwagi na zajmujące się ogniem biurko ruszył w stronę wyjścia. Jego przedramiona spowijał ogień, iskry trzaskały wokół zaciśniętych palców, słyszał szczęk odbezpieczanej broni, widział przerażenie żołnierzy. Z każdym krokiem przesuwała się za jego plecami ściana ognia. Ogień oplatał większość jego ciała, włosy i ubranie topiły się od żaru. Strażnicy stali oniemieli, któryś oddał krótką serię z karabinu po czym rzucił na ziemię broń i ruszył w stronę wyjścia. Pozostali otworzyli ogień do kroczącej korytarzem postaci. Wybiegając z budynku słyszał za plecami terkot karabinów i krzyki płonących towarzyszy broni. Po dobiegnięciu do bramy staną na chwilę i odwrócił się w stronę gmachu. Pożar objął już cały budynek. Głosów i strzałów nie było słychać. Skierował się z powrotem w stronę ulicy, postąpił o krok i zamarł. Przeszył go dreszcz i włosy zjeżyły się na karku. Jeszcze raz powoli odwrócił się w stronę kwatery. Coś było nie tak. Pośpiesznie wędrował wzrokiem po płonących oknach. Wydawało mu się, że widział postać kroczącą poprzez płonący hol administracji. Odrzucił tę myśl i wybiegł na ulicę w tłum zebranych gapiów…

…podobno był to jedyny świadek tamtych wydarzeń a pożaru nie można było ugasić przez tydzień. Oficjalne przekazy mówią o awarii instalacji gazowej, reszta została utajniona.

Koniec

Komentarze

 

Obudziło go potwornie suche gardło. – miałem wizję spreparowanego ludzkiego gardła, zmumifikowanego, które szarpie głównym bohaterem. Celem obudzenia :) Może po prostu obudził się i poczuł suchość w gardle? Zacisną palce – Jacy oni zacisną? :) To tam są kosmici?:) "zacisnął palce"? W miejscu stawiania stóp zostawiał płonące ślady – a tu mi się skojarzył urzędnik przybijający pieczątką w kształcie stóp ogniste ślady na niezliczonych kopiach dokumentów… :) Może zostawiał po prostu te ślady tam, gdzie stąpał? :) Kapitana siła strzału, który doszedł do prawego barku, rzuciło do przodu na blat masywnego biurka. -- o ja cię:) Kapitan miał silny strzał, który doszedł do prawego barku i rzucił nim na blat? :) Może siła strzału rzuciła kapitana na blat biurka? wcelowując automaty w jego stronę – wcelowując? Po dobiegnięciu do bramy staną na chwilę -- stanął? Brakuje całego mnóstwo przecinków, zapis dialogów najpewniej błędny (ja piszę źle dialogi, to swój swego pozna ;) ) -> http://www.fantastyka.pl/10,4550.html   Scena masakry, dialog jak z X-MEN (to o dziwolągu) i… nie wiadomo o co chodzi? Butelkę wódki, jak ktoś duszkiem wypije, to ciężko potem rzucić. Sama się z ręki wysuwa :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Rzucił pustą butelką o ścianę i oparł się rękoma o stolik z lampka nocną. Zacisną palce na blacie stolika, a z pomiędzy palców zaczęły strzelać iskry. W chwili gdy abażur lampki zajął się ogniem, ktoś zapukał do drzwi.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Opowiadanie mocno takie sobie. Napisane bardzo średnio – jest tu trochę niezręczności i parę rzeczy, które można byłoby ująć zgrabniej. Sam pomysł nie wprowadza właściwie nic nowego do kanonu, a scena, w której generał jak gdyby nigdy nic zdradza kapitanowi tajemnicę (bo zakładam, że to była tajemnica) jego siostry, doprowadziła mnie do westchnięcia i przewrócenia oczami.

Nawet jak dla mnie jest za dużo powtórzeń, przez co ciężko mi było przebrnąć już przez początek tekstu od natłoku słowa "generał". No nie wiem, może "naczelny dowódca", albo samo "dowódca" lub choćby "zwierzchnik"… no, chyba dało by się trochę pokombinować. Za "zacisną", "krzykną", "wcisną", "wyciągną", "sięgną", "staną" , bym cie postawiła przed plutonem egzekucyjnym. Pal sześć jak to się zdarzy raz, albo dwa, bo "word" tego nie podkreśli, ale nie zauważenie takiej ilości byków to już problem. "Kapitana siła strzału, który doszedł do prawego barku, rzuciło do przodu na blat masywnego biurka." – to jest jakiś taki koszmarek, cztery razy musiałam to przeczytać, żeby wydedukować o co chodzi – zmień.

dzięki za cenne uwagi. może kiedyś sklecę coś lepszego, póki co szlifujemy warsztat dalej :)

Tekst o niczym. Napisany bylejak. Na szybko. Bez żadnego pomysłu. Beznadziejny. Jeśl chodzi o jezyk i styl – masakra. Zresztą, to scenka, a nie opowiadanie. Nic nie wnosząca.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Nowa Fantastyka