- Opowiadanie: vigasia - Drug

Drug

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Drug

 

Stwór zbliżał się do mnie i z każdym krokiem wydawał mi się bardziej potężny i znacznie brzydszy niż wyglądało to z daleka. Cóż, Ścierwoszczury nigdy nie należały do najpiękniejszych, aczkolwiek ten musiał wzbudzać odrazę nawet wśród własnego gatunku. Z wielkiego, wywalonego na zewnątrz jęzora spływała ciurkiem ciemnozielona ślina. Nigdy nie wiedziałam, czy one mają tak naturalnie, czy to po prostu wynik całkowitego braku higieny, gdyż smród ogromnego cielska oraz wydalanych przez niego płynów ustrojowych czuć było w całym ogromnym budynku. Bestia pociągnęła swoim długim nosem, z którego wystawały drobne, poskręcane wąsiki. Miała doskonały węch i z pewnością mój zapach prowadził ją we właściwym kierunku. Żałowałam teraz, że poskąpiłam pieniędzy na te drogie perfumy, które zamaskowałyby zapach potu i strachu, a delikatna woń fiołków być może zmyliłaby potwora. Nie czas jednak było na rozpamiętywanie błędów, miałam tylko kilka sekund na wykonanie zadania, w przeciwnym wypadku stanę się obiadem dla żarłocznej imitacji żywej istoty.

 

Mocniej ścisnęłam w dłoni drobny pistolecik na srebrne pociski rozpryskowe. Najnowsza technologia, doskonały do zabijania Pasożytów, a przy tym bez problemu potrafił zmieścić się w kieszeni kurtki. Miałam tylko jedną szansę, musiałam precyzyjnie wymierzyć cel i ustalić czas wystrzału. Jeżeli spóźnię się choćby o ułamek sekundy, jestem stracona. Ścierwoszczury być może nie wyglądały na najinteligentniejsze stworzenia na świecie, ale chociaż były ślepe potrafiły doskonale zwęszyć ofiarę i wcale nie były delikatne w rozrywaniu jej na strzępy.

 

Jeszcze tylko kilka kroków. Zrezygnowałam już z wychylania się zza ściany, wolałam nie ryzykować, że potwór rzuci się na mnie znienacka. Wytężyłam słuch. Poza odgłosem kropli spadających z umocowanych przy suficie rur, nie potrafiłam wyłowić żadnego dźwięku. Musiałam skupić się bardziej. Zamknęłam oczy i starałam się wtopić w otoczenie. Była to jedna z umiejętności, która została przekazana nam przez elfy, piękne stworzenia, niezwykle delikatne, ale przy tym niewiarygodnie silnie, gdyby chciały, potrafiłyby z łatwością przejąć panowanie nad światem. Gdyby oczywiście nie wyginęły kilka stuleci temu, teraz tylko my mogliśmy dalej poprowadzić ich dziedzictwo.

 

Przez chwilę nie docierał do mnie żaden dźwięk, nawet stuk wody o kamienną posadzkę umilkł, ustępując miejsca głuchej ciszy. Świat wokół mnie zamarł, czas spowolnił, mój umysł zapadł się w głąb mnie samej, starając się wyłowić choć jeden najcieńszy szmer. Nagle wśród wszechogarniającej ciszy usłyszałam delikatne, prawie niemożliwe do usłyszenia nawet dla elfiego ucha, stąpnięcie. Zaledwie o kilka metrów od mojej lewej ręki. Miałam tylko jeden wybór –teraz albo nigdy. Zawsze wybieram teraz. Delikatnie nacisnęłam spust odbezpieczonego pistoleciku. Rozległ się cichy trzask, żadnego huku ani głośnego rąbnięcia, najnowsza technologia działała szybko i bez zbędnego hałasu. Zdarzało się nam likwidować hordy pasożytów w miejscach, w których przebywali Obywatele, którzy nawet nie zdawali sobie sprawy, że tuż obok nich odbywa się polowanie.

 

Trafiłam perfekcyjnie, prosto między niewidzące ślepia. Stwór cofnął się zaskoczony, czując ukłucie, wciąż jeszcze nie wiedząc, co się stało. Coś go dotknęło, tak, tego był pewien, zapewne jednak zastanawiał się, czy jego czujne narządy słuchu nie przegapiły brzęczenia jakiegoś zwinnego komara. Poruszył dwa razy głową w prawo i w lewo, by w końcu zgiąć się wpół porażony eksplodującym bólem, spowodowanym rozrywającym się pociskiem. Po chwili leżał już martwy na chłodnej posadzce. Nic nie warte, brzydkie stworzenia, zakłócające ziemską estetykę samym swoim przebywaniem na tej planecie. Zadowolona z wyniku swojej pracy, obróciłam pistolecik w palcach i wsunęłam z powrotem do kieszeni kurtki. Misja została wykonana, nareszcie mogłam opuścić to śmierdzące miejsce.

 

 

 

Nie dane mi było jednak zaznać zasłużonego odpoczynku. Chwilę po tym, gdy wyszłam z ledwo utrzymującego się jeszcze w pionie, prawie całkowicie zrujnowanego budynku, mój osobisty mobilfon wydał z siebie dźwięk marcujących się kotów.

 

– Jest robota – usłyszałam, jak tylko przytknęłam słuchawkę do ucha. Nie mogłam spodziewać się niczego innego. Dzwoniono do mnie jedynie w sprawach służbowych, ewentualnie prosząc o dostarczenie pizzy do budynku Stormwidu, aby umierający z głodu pracownicy mieli się czym pożywić. Nie czekając na moją odpowiedź, Alfred, nasza męska sekretarka od zadań specjalnych, powiedział. – Mamy bunt w jednej z Akademii niedaleko miejsca, w którym właśnie się znajdujesz – a to wiedział zapewne za sprawą zegarka z nadajnikiem, który zawsze nosiłam na lewym nadgarstku. Ważne było, aby znać położenie wszystkich agentów w czasie pracy. – Podobno horda Myszokraków zaatakowała studentów.

 

– Myszokraki? – były to niewielkie stworzenia przypominające dawne koty, tyle że na dwóch nogach. Nigdy nie uważałam ich za specjalnie groźne, rzadko jednak zdarzało się, aby one same wykazywały agresywne zachowania. Chyba, że… – Czy to są tylko Myszokraki?

 

– I tu jest właśnie problem. Zdaje się, że przewodzi im kilkoro Ludzi. Obawiam się, że to sprawka Drug.

 

Masz ci los. Ludzie. Zwyczajni, niczym się nie wyróżniający dawni władcy Planety Ziemi. Jedne z najsłabszych fizycznie, ale za to najsprytniejszych istot, jakie kiedykolwiek widział świat. Potrafili wznieść się ponad własne ograniczenia i byli przy tym cholernie niebezpieczni. Na szczęście udało nam się zrzucić ich do tak zwanego podziemia. Na początku Okresu Zmian Pół– Elfy i Ludzie potrafili żyć w jako takiej harmonii. Teraz jednak prawie całkowicie ich sobie podporządkowaliśmy. Wciąż jednak istniały grupy rebeliantów, które chciały przywrócić dawny porządek. Sprzeciwiały się zepchnięciu na margines oraz wymordowywaniu Pasożytów, których oni nazywali potomkami dawnych zwierząt. Jedną z tych grup dowodziła właśnie Drug– mój największy wróg. I jednocześnie moja największa słabość, choć nikomu nigdy bym się do tego nie przyznała. Przez wszystkie lata szkolne chodziłyśmy do jednej klasy, a kiedy podrosłyśmy, nawiązałyśmy nawet krótki romans, który skończył się, kiedy Agnis, bo tak miała naprawdę na imię, postanowiła walczyć o stary porządek. Zawsze była szalona, nigdy jednak nie przypuszczałam, że aż do tego stopnia, żeby otwarcie sprzeciwić się władzy. W jednej chwili stałyśmy po dwóch przeciwnych stronach i stałyśmy się naturalnymi przeciwniczkami. Przestała być moją Agnis ze szkolnej ławy i teraz używała już jedynie swojego pseudonimu, który nadano jej, po tym jak po rekordowej liczbie środków odurzających potrafiła wyrecytować cały alfabet od tyłu. Drug była wyjątkowa, nie wiem gdzie nauczyła się doskonale walczyć, ale, pomimo iż od lat starałam się ją pokonać, nigdy mi się to nie udało. Aż cud, że sama jeszcze żyłam, do tej pory wciąż udawało mi się uciec, wiedziałam jednak, że nadejdzie dzień, w którym nie zdążę uniknąć ciosu i moja była przyjaciółka bez wahania odetnie mi łeb. Nienawidziłam jej równie mocno, jak się bałam, wciąż jednak pozostał we mnie cień podziwu, którym darzyłam ją kiedyś, podziwu dla jej odwagi w wyrażaniu własnego zdania, jakkolwiek by kontrowersyjnego. Zarząd Pejmelonu do dziś dzień pluje sobie w brodę, że wcześniej nie zwrócono uwagi na jej krnąbrność i dziwne wyskoki. Wtedy być może zdążyliby ją usunąć zanim rozpętała piekło. Nigdy mi tego nie powiedział, ale domyślałam się, że mój szef, Orton wciąż ma mi za złe, że jako spadkobierczyni rodu sama nie zauważyłam, że obok mnie dorasta maszyna zniszczenia, w końcu od zawsze była okrutna i krytykowała panujący porządek. Nikomu nie przyznałam się, ze owszem, dostrzegłam niebezpieczeństwo w osobie Agnis, nie byłam jednak w stanie wydać jej zarządowi. Co najgorsze, nawet teraz, po tylu latach zaciekłej z nią walki, wciąż nie jestem pewna, czy potrafiłabym to zrobić.

 

Kiedy dotarłam na spotkanie moim własnym Sunixem X900, czekał już na mnie mój brat, którego inni Obywatele musieli nazywać księciem Kajdrianem, dla mnie był on po prostu Kajdim. Jako najstarszy syn przedstawiciela rodu miał on pierwszeństwo dziedziczenia tronu, wciąż to mężczyźni sprawowali władzę. Kobiety mogły jedynie dobrze wyjść za mąż, to się chyba nigdy nie zmieni, niezależnie w jakich czasach żyjemy i do jakiego gatunku przynależymy.

 

Odstawiłam moją maszynę na przyszkolny parking. Przy obecnej pozycji w pracy, bez przeszkód mogłam korzystać z pojazdów służbowych, jednak mój Sunix nigdy mnie nie zawiódł, dlatego też nigdy nie używałam tego przywileju, nie licząc być może tych dwóch tygodni, kiedy musiałam oddać moją dziewięćsetkę do warsztatu naprawczego po jednej z trudniejszych misji, gdy w pogoni za ludzkimi rzezimieszkami, zostałam zepchnięta na blok mieszkalny. Oczywiście sprawców całego zdarzenia spotkała zasłużona kara i na pewno nigdy nie przyjdzie im już do głowy zadzierać ze mną i moją maszyną.

 

Budynek Akademii wybudowany był z czerwonych, nieotynkowanych cegieł, miał tradycyjny, prostokątny kształt i szczerze mówiąc moim zdaniem z zewnątrz przypominał bardziej więzienie niż uczelnie. Kilka lat temu otrzymałam dyplom tej właśnie szkoły wyższej i chociaż obowiązywała tutaj sztywna dyscyplina, przedstawiciele największych elit z całej Ziemi bili się o miejsce na liście studentów, gdyż mogli mieć pewność iż otrzymają tu solidne wykształcenie.

 

Oprócz Kajdriana wokół budynku kręciło się jeszcze kilkoro pół-elfów, nie licząc mnie i Tatiany, poza mną najzdolniejszej kobiety wśród łowców, resztę stanowili sami mężczyźni.

 

– Jak wygląda sytuacja? – zapytałam.

 

-Horda Myszokraków opanowała wszystkie korytarze, studenci zmuszeni byli zejść do piwnic. – odpowiedział mój brat.

 

-A Ludzie?

 

– Prawdopodobnie Drug i jej pionki. Nie wiem na pewno, ale podejrzewam, że czekali na nich właśnie w piwnicy. Stamtąd było słychać strzały. Nie można jednak wykluczyć, czy kilkoro z nich nie czai się gdzieś na piętrach. Wciąż nie wiemy ilu ich jest.

 

-Ale mogą być ranni – mruknęłam bardziej do siebie. Spojrzałam w niebo. Słońce dziś bezskutecznie walczyło z nadciągającymi chmurami. Ciekawe jak skończy się ta bitwa. Westchnęłam ciężko, myśląc o tym, co mnie czeka. – Cóż… Myślę, że nie mamy wyjścia. Musimy sprawdzić to osobiście.

 

 

 

Nie było potrzeby się skradać, dałabym sobie głowę uciąć, że cały ten atak zaaranżowany został właśnie po to, aby zwabić do Akademii brygadę ratunkową. Czyli nas. Poza tym moim celem było wydostać wszystkich studentów w jak najlepszym stanie, nie miałam więc innego wyjścia jak spotkać się z Drug twarzą w twarz. Mimo wszystko niespecjalnie mnie to martwiło, po części dlatego, że ta część mnie, którą niechętnie dopuszczałam do świadomości, najzwyczajniej miała ochotę ją zobaczyć, a po części dlatego, że ta druga ja za każdym razem liczyła na to, że w końcu skopię tej dziwce tyłek.

 

Już przy samym wejściu przywitało nas niewielkie stadko myszokraków. Nie miałam zamiaru ich zabijać, gdyż z natury były to stworzenia łagodne, jednak kiedy jeden z nich skoczył mi do gardła, musiałam użyć mojego specjalnego nożosztyletu i przebić zwierzakowi tętnicę. Ten niecny uczynek sprowadził na nas kolejną hordę Pasożytów, starających się uszkodzić nas w jakikolwiek sposób. Kajdrianowi jeden przyczepił się do nogi, wbijając pazury głęboko w jego łydkę i trzymał tak jeszcze jakiś czas po wyzionięciu ducha, aż nie rozluźniły mu się mięśnie. Kajdi syknął z bólu, a ja wiedziałam, że opatrywanie tej rany nie będzie przyjemnym zajęciem. W takim wypadku nie pozostało nam nic innego jak tylko przedzierać się przez napadające na nas istoty po trupach.

 

W morzu Pasożyckiej krwi nawet nie zauważyłam, kiedy nagle pojawił się przede mną osobnik płci męskiej i niewątpliwie rodzaju ludzkiego. Poznałam go po krótkiej chwili, stanowił on aktualnie prawą rękę Agnis i jestem więcej niż pewna, że zadowalał ją nie tylko pod względem szkodzenia jej wrogom. Przełknęłam kłujące mnie gdzieś w lędźwiach lekkie uczucie zazdrości. Miałam ochotę walnąć się za nie pięścią w nos. To nie fair, że musimy znosić uczucia, których w ogóle nie mamy ochoty odczuwać. Pomimo, że zajmował się głównie grabieżami i rozbojem, Wakali wydawał się być całkiem miłym facetem. W jego ciemnych oczach nie czaił się ten obłęd, który zawsze można było spotkać u Drug. Myślę, że trochę trzymał ją w ryzach, to dzięki niemu wciąż większość porwanych przez nią pół-elfów zachowywało życie.

 

Teraz jednak stał przede mną, wysoki i majestatyczny, jak zwykle wyprostowany jakby ktoś kazał mu przyjąć pozycję na baczność. Przez to wydawał się jeszcze potężniejszy, ze swoim nienagannie zbudowanym ciałem. Mimowolnie pomyślałam o tym ile godzin musiał spędzać na ćwiczeniach fizycznych, aby osiągnąć takie efekty. Z tego, co wiedziałam, Ludziom wcale nie przychodziło to tak łatwo.

 

Cofnęłam się dwa kroki do tyłu, fakt, że Wakali nie zabijał innych moich ludzi, wcale nie znaczył, że oszczędzi również elitę. Obok mnie stała Tatiana i jeszcze jeden agent. Kajdrian wysunął się nieco do przodu.

 

– Więc załatwimy to polubownie, czy trzeba będzie kolejnego rozlewu krwi? – odezwał się, uśmiechając się nieco. To była właśnie ta cudowna cecha mojego brata. On zawsze potrafił się uśmiechać, nawet w sytuacjach beznadziejnych, dużo gorszych niż ta, nawet wtedy, kiedy ja potrafiłam tylko płakać. Nawet nad ciałem naszej zmarłej matki… Z oczu kapały mu łzy, ale kąciki ust wciąż tkwiły w górze, abym uwierzyła mu, kiedy mówił, że wszystko będzie dobrze.

 

Zobaczyłam jak odgarnia ręką, swoje nigdy niedotykane grzebieniem blond włosy i tylko mogłam sobie wyobrazić spojrzenie, którym obdarzył Wakaliego, otwarte, bez śladu strachu, ale i wyzywające, spojrzenie, które potrafiłoby ugiąć wielu wojowników.

 

Ale nie prawą rękę Drug. Wakali wcale nie wyglądał na przestraszonego, przeciwnie, z jego oblicza emanował niezwykły spokój. Nie wiem, co planował, ale na pewno nie miał zamiaru w najbliższym czasie umierać.

 

– My nigdy nie dążymy do rozlewu krwi. – odpowiedział swoim głębokim głosem. – Jedynie do odzyskania należnych nam praw. Zdaje się, że to wy właśnie wyrżnęliście naszą watahę.

 

– Tylko dlatego, że wy porwaliście naszych studentów. – nie wytrzymałam – My tylko się broniliśmy.

 

-Zabijając niewinne zwierzęta?

 

– Doskonale wiesz, że wcale nie były niewinne. – odezwał się Kadrian, dotykając dłonią zranionej łydki.

 

Wakali spojrzał na rozerwane spodnie mojego brata i choć starał się tego nie okazywać, wydawało mi się, że był nieco zaskoczony aktem przemocy, jakiego dopuścił się myszokrak. Ciekawe, czy miał świadomość, że agresywna była nie tylko jedna sztuka, ale i wszystkie inne, które spotkaliśmy w budynku.

 

Wojownik odwrócił się w stronę schodów prowadzących do piwnicy.

 

– Chodźcie za mną, zaprowadzę was do Drug.

 

Tatiana wraz z męskim agentem ruszyli do przodu, ale zatrzymałam ich gestem ręki.

 

– Nie – zaprotestowałam – Niech to Drug pofatyguje się do nas.

 

Kajdrian spojrzał na mnie zdziwiony, nie bardzo rozumiejąc , co próbuję osiągnąć.

 

-To pułapka – wyszeptałam– Na pewno na dole czeka ich więcej.

 

Mój brat kiwnął głową i chwycił za przymocowany do pasa miecz.

 

– Selina ma rację. Niech ona przyjdzie tutaj.

 

Wakali odwrócił się z powrotem w naszą stronę, uśmiechając się szyderczo.

 

– Poważnie? – zapytał – Naprawdę zaryzykujecie życie waszych studentów, karząc jej przychodzić tutaj? Jakbyście jej nie znali. To szalona dziewczyna i nienawidzi rozkazów, kto wie, co jej strzeli do głowy, kiedy powiem jej, że to wy żądacie jej obecności?

 

Oczywiście miał wiele racji i jestem pewna, że każdy inny pól-elf wolałby nie ryzykować, jednak ja znałam Agnis od bardzo dawna i to z każdej strony. Przestudiowałam ją dokładnie kawałek po kawałku starając się zrozumieć. I chociaż nigdy mi się to nie udało i wciąż wiele razy mnie zaskakiwała to jedno wiedziałam na pewno. Tak naprawdę nie lubiła zabijać dla własnej przyjemności, jeżeli już to robiła, chciała mieć zapewnioną odpowiednią widownię. Mogłam więc liczyć na to, że jednak spełni moje życzenie ewentualnie ciągnąc jakiegoś biednego studenta, aby zgładzić go przed nami. Tym jak do tego nie dopuścić miałam zamiar martwić się później.

 

– Powiedz jej, że czekamy – powiedziałam, starając się, aby mój głos zabrzmiał pewnie i muszę przyznać, że nie zadrżał nawet przez moment.

 

Wakali spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale nie mówiąc nic więcej, odwrócił się i ruszył w dół po schodach.

 

– Jesteś pewna, że to dobra decyzja? – zapytała Tatiana ledwo wojownik zniknął nam z oczu.

 

– Jeżeli chodzi o Drug nigdy niczego nie można być pewnym – wyręczył mnie w odpowiedzi mój brat, zwracając się twarzą ku mnie z tym swoim niezawodnym uśmiechem. – Myślę jednak, że Selina ma rację.

 

Byłam mu wdzięczna za tę wieczną wiarę we mnie. Kajdrian był chyba jedyną osobą, która znała mnie na wylot, on i tylko on znał moją słabość do największego wroga i nie potępiał mnie za to. Porozumienie dusz, o którym mówi się w przypadku bliźniaczego rodzeństwa u nas sprawdzało się znakomicie. Byliśmy swoimi najlepszymi i najwierniejszymi przyjaciółmi, a to coś, czego niczym innym nie da się zastąpić. W każdej sytuacji mogłam liczyć na jego pełne wsparcie, ufałam mu bardziej niż sobie i wiedziałam, że on nigdy nie zostawi mnie w potrzebie i zawsze stanie u mego boku, jakiejkolwiek drogi bym nie wybrała.

 

Zbliżyłam się do niego i chwyciłam jego dłoń, jak to zwykłam robić, gdy byliśmy jeszcze dziećmi i zrobiliśmy coś, co mogło zezłościć naszych rodziców, a ja bałam się ich reakcji. Teraz czułam się podobnie, bo co, jeżeli jednak popełniłam błąd i w tej właśnie chwili ginie jakiś niewinny student? Minuty wlekły się niemiłosiernie, w korytarzu panowała nieznośna cisza i tylko czasem gdzieś z cichym szmerem przemknął jakiś Myszokrak. Nikt z nas się nie odzywał, ale każdy wiercił się niespokojnie, to trwało zbyt długo, musiałam się pomylić. No dalej, dalej, dalej, przychodź do cholery, przecież to jest twój cel, prawda? Upokorzyć nas, śmiać się do rozpuku po to tylko, aby pokazać jak bardzo jesteś szalona i jak strasznie nas nienawidzisz.

 

Jakby odpowiedź na moją modlitwę na schodach rozległ się stukot kroków. Nieśpieszny, oczywiście, dlaczego męczyć nogi. Po chwili ukazała się w całej okazałości, z burzą jasnych loków spływających na plecy, wysoka i smukła, i piękna niczym anioł, z którym nie miała ani krzty wspólnego. Za nią jak lojalny sługa kroczył Wakali.

 

– Cóż za uroczy widok – powitała nas swym wspaniałym uśmiechem, a ja podniosłam głowę, żeby spojrzeć jej w oczy, te szalone oczy, które czyniły ją jeszcze bardziej zniewalającą. Dwukolorowe tęczówki mieszające w sobie złoto i zieleń w niektórych miejscach poprzecinane błękitnymi plamkami. Pamiętałam je dokładnie i dobrze znałam czające się w nich obłąkanie. – Moja ulubiona para jak zawsze razem, rączka w rączkę – O i przyprowadziliście towarzystwo? – przyjrzała się Tatianie, marszcząc zabawnie nos – Czy to nie to urocze dziewczę, któremu roztrzaskałam gębę kilka miesięcy temu? Widzę, że opuchlizna zeszła, cóż, trzeba będzie to naprawić.

 

Zrobiła krok do przodu, ale mój brat zagrodził jej drogę rozciągając szeroko ramiona.

 

– Rycerzyk chce obronić wszystkie swoje panie – zaśmiała się– Naprawdę myślisz, że dasz radę?

 

– Nie przyszliśmy tu po to, żeby walczyć. Chcemy, abyś puściła studentów.

 

Podeszła do niego i wyciągnęła rękę ku jego twarzy, chwycił ją jednak zanim zdążyła go dotknąć. Wyrwała mu się natychmiast.

 

– Jaka szkoda, że nie obchodzi mnie cel waszej wizyty –powiedziała imitując głos słodkiego dziecka jednocześnie przenosząc spojrzenie na mnie. – Wiedziałam, że nie oprzesz się pokusie, aby znów się ze mną spotkać. Tym razem możemy załatwić to raz na zawsze. – jednym ruchem z wiszącego na plecach pasa wyciągnęła miecz. A więc jednak miało dojść do walki, być może właśnie tego chciała Drug, starcia ze mną, kolejnego bezowocnego pojedynku, po którym okaże się, że wciąż jestem za słaba, aby ją pokonać.

 

Nie miałam innego wyboru, wyciągnęłam przed siebie mój nożosztylet. Oczywiście mogłam użyć mojego pistoleciku, wystarczyłby jeden strzał, a Agnis leżała by martwa na korytarzu i już nigdy więcej nie zaszkodziłaby nikomu. Jednak pół-elfy nie miały w zwyczaju grać nie fair wobec starcia z wrogiem twarzą w twarz. Nie tyczyło się to pasożytów, ich było zbyt wielu i eliminowanie tych stworów z ukrycia znacznie oszczędzało czas, jednak podczas otwartego pojedynku z Człowiekiem, musiałam zachować zasady gry. Taki był kodeks honorowy, nie tylko wśród nas, wiedziałam bowiem, że nawet Drug nie posunęłaby się do tak haniebnego uczynku jak wygrać dzięki technologii. Tutaj liczyły się osobiste umiejętności i chociaż w walce bronią białą miałam naturalną przewagę ze względu na rasę, to jednak moja przeciwniczka radziła sobie z mieczem lepiej niż większość pół-elfów i wciąż nie mogłam się nadziwić, jakim sposobem udało jej się tego nauczyć.

 

Stałam, przygotowana na atak, w tej chwili naprawdę gotowa położyć wszystko na jedną szalę. Wiedziałam, że walka nie będzie łatwa. Być może ja byłam silniejsza, ale Drug cechował niezwykły spryt i wyjątkowy upór, byłam pewna, że nawet z ostrzem przystawionym do szyi nie ugnie się przed nami i nie okaże strachu. Nawet przed śmiercią.

 

Ruszyła w moją stronę, jedną ręką odpychając Kajdriana, który zagrodził jej drogę. Mój brat próbował chwycić ją za rękę, ale z tyłu zaatakował go Wakali, musiał więc odeprzeć swojego przeciwnika. Uderzyłam z prawej strony, ale Drug zręcznie odparowała mój cios, robiąc szybko obrót, aby móc sparować jeszcze nadciągającą z lewej Tatianę. Drugi agent ruszył na pomoc mojemu bratu. Dwóch na jednego, cóż jeżeli przyjąć, że działaliśmy w obronie własnej, mogliśmy sobie na to pozwolić. Gdzieś niedaleko nas również rozlegały się odgłosy walki. Nasi pozostali pracownicy musieli natrafić na sprzymierzeńców Drug. Lub na hordę Myszokraków.

 

Przez kilka minut walczyliśmy tak, odpierając ciosy, starając się nie odsłonić najlżejszego miejsca, które mogłoby zostać narażone na zranienie. Pół-elfy szybko dochodziły do zdrowia i naprawdę nie łatwo było nas zabić. Mimo wszystko jednak skaleczenia bolały nas równie mocno i musieliśmy uważać, gdyż wyszkoleni ludzcy wojownicy na pewno znali nasze słabe punkty, wiedzieli, gdzie kierować ostrze, aby zadać największe obrażenia. Chociaż Tatiana bardzo dobrze władała mieczem, to jednak nie dorównywała Drug taktyką i w pewnej chwili miecz przeciwniczki przeciął jej prawy bok. Sycząc z bólu upadła na ziemię, przytrzymując dłońmi krwawiące miejsce. Na szczęście Agnis nie miała zamiaru dokończyć dzieła, jej prawdziwym celem byłam ja. Od samego początku, kiedy tylko otwarcie przeciwstawiła się władzy, zawsze miałam wrażenie, że to mnie nienawidzi najbardziej. Nie mojego ojca, króla Leona, nie mojego brata ani Ortona, głównego dowódcy Pejmelonu, chciała ich zniszczyć, oczywiście, ale wszystkie swoje indywidualne akcje kierowała przeciwko mnie. Także teraz, jak tylko Tatiana odpadła, Drug naparła na mnie z podwójną intensywnością. Machała mieczem z siłą i energią, którą trudno przypisać zwykłemu człowiekowi, raz za razem bez chwili odpoczynku, aż w końcu to ja zawahałam się, gdy brakło mi oddechu i wtedy ona natychmiastowo podcięła mi nogi. Upadłam, a gdy podniosłam głowę, jedyne na czym mogłam skupić uwagę to skierowane we mnie ostrze jej ukochanego miecza.

 

– Jak zwykle bezużyteczna – zakpiła ze mnie, pochylając się niżej, abym z bliska mogła zobaczyć jej twarz – Powiedz mi, jakie to uczucie?

 

Już miałam odpowiedzieć, kiedy nagle dotarło do mnie, że w korytarzu panuje cisza. Nie tylko jedna walka się skończyła, kątem oka spróbowałam spojrzeć za plecy Drug, chcąc zobaczyć, czy Kajdrian jest cały i zdrowy, ale wtedy zobaczyłam go stojącego tuż za nią. Wojowniczka zorientowała się, że coś jest nie tak i odwróciła głowę, ale było już za późno, być może gdyby miała do czynienia z człowiekiem, zdążyłaby zrobić unik, ale mój brat był dla niej za szybki i jedyne co mogła zrobić to zasłonić pierś ramieniem. Ostrze przeszyło jej rękę, z której natychmiast zaczęła płynąć krew. Nie czekając aż się otrząśnie, Kajdi przyłożył jej miecz do gardła i przyciągnął do siebie, zasłaniając nią swoją własną pierś, na wypadek, gdyby któryś z jej ludzi chciał przyjść na pomoc swojej szefowej. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Wakaliego, ale nigdzie go nie dostrzegłam, nie wiedziałam więc jak potoczył się pojedynek mężczyzn.

 

Wróciłam spojrzeniem do mojego brata trzymającego w szachu mojego największego wroga i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Naprawdę udało nam się złapać Drug.

 

-Teraz pójdziesz z nami – odezwał się Kajdrian, popychając ją lekko do przodu, ściskając za zranione ramię. Wcześniej, oczywiście odebrał jej miecz i wszelaką inną broń, jaką miała przy sobie. Niesamowite było jednak to, ze Agnis przez cały ten czas patrzyła na mnie. I ani na chwilę nie przestała się uśmiechać.

 

 

Koniec

Komentarze

Sporo potwtórzeń, zły zapis dialogów oraz kwiatki typu karząca zamiast każąca. Ale poza tym ciekawie napisany tekst, wciagający. Zdaje się, że nastąpi ciąg dalszy, prawda? Bo historia dopiero się zawiązała. Podobało mi się pomieszanie elfów, ludzi, dziwnych potomków zwierząt z supernowoczesną technologią. Przyznam, że czekam na ciąg dalszy.  

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nie wiem  co to są półelfki. Nie wiem dlaczego mając nowoczesne pistolety chodzą z mieczami. Nie wiem, czy półelfki mają głowy, czy łby. Moje poczucie logiki doznało poważnych kontuzji. O błędach nawet nie chce mi się pisać. Nawet w opowiadaniach typu fantazy trzeba choć trochę trzymać się elementarnej logiki, bo inaczej czytający spoza "targetu", będą rysować kółka na czole. Pozdrawiam.

Jakoś doczytałem do końca, choć nie jestem raczej właściwym targetem tego typu literatury. W tekście jest sporo błędów, które w znaczny sposób utrudniały mi lekturę. Pozdrawiam

Mastiff

ryszardzie, to jest taki miks, cyberpunk pomieszany z fantasy. Dość popularny po wydaniu w latach dziewięćdziesiątych gry RPG Shadowrun. Co nie zmienia zasadności pytań postawionych o logikę – po jaką cholerę te miecze? Tłumaczenie kontekstem kodeksu honorowego aż boli. Na miejscu Drug każdy buntownik robi minę Harrisona Forda w roli Indiany Jonesa, wyciąga spluwę i załatwia sprawę ;) Strasznie ten element naiwny.    Przy obecnej pozycji w pracy, bez przeszkód mogłam korzystać z pojazdów służbowych, jednak mój Sunix nigdy mnie nie zawiódł, dlatego też nigdy nie używałam tego przywileju, nie licząc być może tych dwóch tygodni, kiedy musiałam oddać moją dziewięćsetkę do warsztatu naprawczego po jednej z trudniejszych misji, gdy w pogoni za ludzkimi rzezimieszkami, zostałam zepchnięta na blok mieszkalny.  – świetny kąsek dla sfory kropek :) Wypuścić z kojców, pozwolić im zawyć do księżyca i niech zapolują. Podzielić na krótsze zdania? Mnie pomagało. -A Ludzie? – braki spacji… W innych miejscach z kolei źle wstawione… O innych różnych takich tutaj trochę napisano. Przełknęłam kłujące mnie gdzieś w lędźwiach lekkie uczucie zazdrości. -- czyli uczucie zazdrości kłuło bohaterkę w części pleców między miednicą a żebrami? Ohoho, w dziwnym miejscu kłuje zazdrość u półelfki (lub pół-elfki, ale nie Pół– Elfki). ;) karząc jej przychodzić tutaj – Sędzia Lynch ze stanu Ortografia już zbiera bandę tubylców z widłami i pochodniami ;)  jednak ja znałam Agnis od bardzo dawna i to z każdej strony.  Przestudiowałam ją dokładnie kawałek po kawałku – może to tylko ja, ale zabawnie to brzmi w kontekście dawnego romansu bohaterki z Agnis :):) Potem już nie mogłem opędzić się od skojarzeń ;)   To tylko typy błędów. Jeżeli czas edycji minął, popraw je w źródle. Doczytałem do końca, jest jakiś pomysł, delikatnei zarysowane tło, związek między bohaterką i jej antagonistką. Sporo niezręcznych sformułowań wytrąciło mnie jednak z rytmu czytania. Może warto spróbować odłożyć tekst na dwa tygodnie, żeby o nim zapomnieć i przeczytać na głos, poprawiając wtedy błędy na bieżąco? Dać komuś do poczytania? :)   Mam nadzieję, że pomogłem.  

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Jak na debiut, to nie jest źle, ale ciągle zostało kilka rzeczy do poprawienia. Oprócz tego, co już wspomniamo wyżej: cofnąć się do tyłu to masło maślane. Czym nożosztylet różni się od noża i sztyletu? W walce z mieczem chyba raczej mało praktyczna broń. Co szczurowi za różnica, czy podąża za zapachem potu, czy fiołków? Ale jest jakiś pomysł, są nowowykreowane gatunki, próbuj dalej, pisz następne opowiadania.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka