- Opowiadanie: Monia - Telefon (debiut)

Telefon (debiut)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Telefon (debiut)

 

DRYYNN…

 

– Halo?– zaspanym głosem odebrał Michał, z nutą podenerwowania.

 

Cisza. Nikt nie odpowiada.

 

Usiadł na łóżku i nie ukrywając złości powtórzył zapytanie nieco zachrypniętym głosem.

 

Głucho.

 

Chcąc już odłożyć słuchawkę, usłyszał czyiś oddech po drugiej stronie aparatu.

 

– Halo?! Słyszę cię! Co to za głupie żarty?!

 

– Od tej pory twoje życie się zmieni.– po chwili odpowiedział ktoś po drugiej stronie, tak cicho, że prawie niesłyszalnie.

 

Michał usłyszał już tylko kliknięcie i połączenie zostało przerwane.

 

„Komuś zebrało się na dowcipy w środku nocy”– pomyślał, odkładając słuchawkę.

 

Spojrzał na leżący na szafce nocnej zegar. Była 03:08.

 

Westchnął.

 

Przeciągnął się i powtórnie położył na łóżku, zapominając już prawie o, odbytej przed momentem, rozmowie. Zasnął mając nadzieję, że już nic nie przerwie mu zasłużonej drzemki.

 

Rano obudził go dźwięk telefonu.

 

„Jak to znowu ten cholerny dowcipniś, to mnie popamięta”– zawarczał nim podniósł słuchawkę.

 

– Pamiętasz o dzisiejszym spotkaniu?– odezwał się miły, kobiecy głos. Była to Izabela, sekretarka i jednocześnie przyjaciółka Michała.

 

– O jakim spotkaniu?– był nieco zbity z tropu. Trudno mu było zebrać myśli.

 

– O najważniejszym spotkaniu w twojej prawniczej karierze, panie Czeszyn.– wyjaśniła mu ze spokojem i odrobiną rozbawienia.

 

Nastąpiła pauza w rozmowie.

 

Michał starał się pozbierać rozbiegane myśli.

 

Dopiero co otworzył oczy, zaropiałe jeszcze po mocnym śnie, a już ktoś zadaje mu pytanie dotyczące jego kariery zawodowej.

 

– Iza…– zaczął powoli– jest siódma rano. Obudziłaś mnie 20 sekund temu. Zaraz na wstępie zadajesz mi pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Albo jednak znam. Nie pamiętam o żadnym spotkaniu. A już na pewno nie wiem z kim miałbym się spotkać. Może spróbujesz mi to jakoś wytłumaczyć?

 

Sekretarka zaśmiała się głośno.

 

– No postaram się– zaczęła, nieprzerwanie chichocząc.

 

– To słucham. Co to za spotkanie?– teraz był już bardziej rozbudzony i mógł prowadzić rozmowę, bez zbędnych komplikacji.

 

– Jakiś czas temu narzekałeś, że twoja kariera stoi w miejscu. Nie wiedziałeś jak się z tym uporać, tylko wciąż się żaliłeś, że nie masz żadnych poważnych spraw, że wyłącznie sprawy rozwodowe i sporadycznie sprawy o spadek. A ja nie umiałam już tego słuchać… Dlatego zajęłam się rozreklamowaniem twojej osoby. Tym sposobem uzyskałam wiele telefonów w sprawie podziałów majątków, ale je odrzucałam. Wczoraj jednak znalazła się inna, całkiem niezła fucha.

 

– Całkiem niezła? To znaczy jaka?– przerwał jej, coraz bardziej podekscytowany i niemniej zmieszany. Dlaczego sam nie potrafił wziąć swego losu we własne ręce?

 

– Zaraz się wszystkiego dowiesz, tylko mi nie przerywaj, dobrze?– skarciła go tak delikatnie, że prawie niezauważalnie.

 

– Tak jest, szefowo– zasalutował do telefonu, zapominając, że osoba po drugiej stronie nie zobaczy tego gestu.

 

– Zadzwonił do mnie Przemysław Ręgowski. Pewnie nic nie mówi ci to nazwisko, ale pseudonim pewnie powie ci więcej. Jest to tak zwany Dziki.

 

– Dziki? Dziewczyno, wiesz kim on jest?– wyrwał się z przerażeniem w głosie.

 

– Michał, miałeś mi nie przerywać. Tak, wiem kim on jest. To jedna z tych grubych ryb, zadających się z tutejszą mafią. Tak, ale wiesz jaka to dla ciebie szansa? Kiedy uda ci się go wybronić, a oboje wiemy, że uda się na bank, to będziesz najsłynniejszym i najlepiej zarabiającym prawnikiem w okolicy, rozumiesz?

 

Michał był zmieszany. Próbował poukładać sobie całą sytuację w głowie. Ma bronić członka mafii. To może skończyć się fatalnie. Z drugiej jednak strony, może Iza ma rację? Może tego właśnie potrzebuje? Kto by pomyślał, że sekretarka załatwi mu lepszą sprawę niż on sam przez 10 lat swojej pracy nie zdołał.

 

– A w jakiej sprawie mam go bronić?– z powagą zapytał swojej przyjaciółki.

 

– Więc wchodzisz w to?– ucieszyła się Iza i przeszła do rzeczy– Został posądzony o zabójstwo jednego ze swoich przełożonych, mianowicie Eryka Stadlerowa. Został zamordowany w zeszłym tygodniu…

 

– Wiem, znam sprawę z gazet. Czy ty wiesz, że ja nigdy nie broniłem mordercy?– panika brała górę nad rozsądkiem.

 

– Wiem, ale dasz sobie radę. Marzyłeś o takiej gratce.

 

– Ehh…– westchnął.– to kiedy i gdzie mam się z nim spotkać?

 

– Dziś o 13:00 w Mariocie. Cieszę się, że się zgodziłeś. To powodzenia.– rozłączyła się nie czekając już na reakcję swojego szefa.

 

 

 

„Co mnie tchnęło, żeby się zgodzić? To samobójstwo!”– Michał prowadził wewnętrzny monolog, podczas wiązania krawatu.

 

„To świetna sprawa, nie ma się czym przejmować. Każdy kogoś zabija. Pewnie został wrobiony, wielka mi rzecz. Jest niewinny i dlatego trzeba mu pomóc”– odezwał się drugi głos w jego głowie. „Dlaczego masz nie skorzystać z TAKIEJ okazji? To odmieni twoje życie. Nie myśl już o tym!”.

 

Michał posłuchał drugiego głosu. Głosu rozsądku. Powtarzając ciągle, że jest niewinny, udał się na spotkanie z klientem.

 

W Mariocie było tłoczno. To pora spotkań. Każdy z wyżej postawionych biznesmenów, załatwia tutaj swoje ciemne, lub bardziej jasne interesy. Michał zbliżył się do prowadzącego zapisy i zapytał do którego stolika ma się udać. Kelner spojrzał w rejestr i pobladł. Przynajmniej Czeszyn był o tym przekonany. Został pokierowany do najdalszego zaułka hotelowej sali. Przy jego stoliku siedział już, krępej budowy człowiek. Z pozoru niegroźny, ale jego krzaczaste brwi przyprawiały o dreszcze.

 

Michał zbliżył się do stolika, z pewnością, pochylił się i uściskał rękę swojego klienta.

 

– Michał Czeszyn, będę pana reprezentował.– uśmiechnął się, ukrywając swoją niepewność.

 

– Miło mi. Przemysław Ręgowski. Możesz mi mówić Dziki. Czy ta dziunia, z twojego sekretariatu, przekazała ci już szczegóły sprawy?– był bardzo pewny siebie, co grało Michałowi na nerwach. Pierwszy raz w swojej karierze, ktoś odezwał się do niego na „ty”, bez wcześniejszego zezwolenia. Poczuł się teraz jak w podstawówce, kiedy nikt jeszcze nie miał do niego szacunku. Poczuł się jak dzieciak.

 

– Przekazała niewielką część. Miałbym prośbę. Proszę nie zwracać się do mnie tak nieoficjalnie. Lepiej mi się wtedy pracuje. Rozumiemy się?– powiedział twardo i zacisnął usta, by ukryć drżenie warg. Zaskoczony petent spojrzał na prawnika z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

 

– Jak tak pan sobie życzy, to nie ma sprawy. To co już wiesz… pan wie, o mojej sytuacji?

 

– Wiem, że jesteś oskarżony o morderstwo. Tyle. Resztę musi mi pan opowiedzieć.

 

– Hmm… Tak to prawda. Ale jestem niewinny.

 

– Każdy morderca tak o sobie mówi.– Michał spojrzał na Dzikiego i uśmiechnął się szyderczo. Teraz wiedział, że los tego pachołka zależy od niego. I Dziki też o tym wiedział.– Potrzebujemy czegoś więcej. Alibi. To na początek.

 

– Alibi? Myślisz, że mam takie? Nie znam tych wszystkich gierek. Po prostu tego nie zrobiłem.– podejrzany spuścił wzrok.

 

– Żaden sąd nie uwierzy w te słowa, nawet jeśli były by szczere…

 

– Są szczere!- obruszył się Ręgowski.

 

– Załóżmy, że są– sprostował prawnik.– Sąd ma w to uwierzyć. Dlatego jesteś na mnie skazany.

 

Michał podjął się sprawy. Głos, który odradzał mu mieszanie się w mafijne porachunki, ucichł. Teraz w głowie miał tylko to, że jego życie właśnie zaczęło się odmieniać.

 

Dziki przybliżył mu całą sprawę. Nie wyglądała kolorowo. Prawnik będzie musiał sam przygotować całą linię obrony. Ale to nie problem. Całe życie czekał na ten moment. Wreszcie zrobi coś wielkiego.

 

Po ciężkim dniu, spędzonym nad nową sprawą, Michał nareszcie dotarł do domu. Wziął prysznic i od razu udał się w objęcia Morfeusza.

 

 

 

DRYYYN, DRYYYYYYNNN…

 

-Halo?– na pół śpiącym głosem odebrał zmęczony prawnik. Usłyszał sapanie. Jakby ktoś przed chwilą przebiegł dwa kilometry. Głośne, rytmiczne wdechy i wydechy.

 

– Kto mówi?– był już prawie rozbudzony i wściekły, że drugi dzień z kolei ktoś przerywa mu sen.

 

– Teraz już wiesz, że twoje życie się odmieni– powiedział cicho głos po drugiej stronie.

 

– O co ci chodzi?– krzyknął w słuchawkę zdenerwowany Michał.

 

– Twoje życie się odmieni. Zmiany niosą śmierć.– i znów połączenie się urwało.

 

„Tak niosą śmierć, jak dorwę tego dowcipnisia, to przysięgam, że go zabiję!”.

 

Spojrzał na zegar, tak jak to uczynił nocy poprzedniej. Znowu była 03:08. „Zbieg okoliczności, czy ten świr chce mnie nastraszyć?”.

 

Michał wstał z łóżka i poszedł do kuchni, żeby napić się wody. Odkręcił kran i czekając, aż poleci wystarczająco zimna, wpatrywał się w ciemność za oknem.

 

Usłyszał odgłos tłuczonego szkła za swoimi plecami i aż podskoczył z przerażenia. Wiedział, że musi zobaczyć, co się stało. Wziął do ręki najbliższy przedmiot, a był to wałek do ciasta, i podążył do salonu, zobaczyć co spowodowało hałas.

 

„Na pewno nie kot, bo go nie mam”– mówił do siebie w myślach? „Może zwykły przeciąg, ale czy otwierałem okno?”. Po chwili wszystko się wyjaśniło.

 

Firanka w salonie bujała się w rytm wiatru. Okno było stłuczone, a na środku pokoju znajdowała się, oblepiona kawałkiem papieru, czerwona cegła.

 

Michał przełknął głośno ślinę i rozejrzał się dookoła.

 

Nikogo nie było.

 

Zapalił światło i podszedł do kanciastego przedmiotu. Oderwał kartkę. Widniał na niej niechlujny napis sporządzony zielonym flamastrem.

 

„Zmiany niosą śmierć”– głosił list.

 

Michał dostał napadu paniki. Rzucił się do telefonu, żeby wezwać policję.

 

Nie było sygnału. Głucho.

 

„Przecież przed momentem gadałem przez telefon z tym psychopatą! Jakim cudem teraz nie działa?”. Złapał za kabel, chcąc poprawić styk. Czasem się coś w nim może poluzować– pomyślał. Od razu się zorientował, że nie tu tkwi problem. Wstał i szedł wzdłuż przewodu. Kiedy doszedł do gniazdka doznał szoku. Panika zaczynała przemieniać się w histerię.

 

Kabel był przecięty w odległości 10 centymetrów od gniazdka.

 

„I co teraz? Jak wezwać pomoc?”– panika brała górę. „Masz jeszcze komórkę!”– odezwał się głos rozsądku.

 

Pobiegł czym prędzej do swojej teczki i zaczął poszukiwania. Na szczęście znalazł telefon. Szybko wybrał 112 i czekał aż odbiorą.

 

– Komisariat policji, w czym mogę pomóc?– odezwał się głos znudzonej kobiety.

 

– Ktoś chce mnie zabić. Proszę kogoś przysłać! Szybko!- był przerażony i ledwo co dławił łzy. Kobieta od razu otrzeźwiała.

 

– Jak się pan nazywa i gdzie pan teraz jest?

 

– Michał Czeszyn… i jestem… w domu.– wyjąkał prawnik.

 

– Adres!- krzyknęła kobieta, chcąca czym prędzej mu pomóc.

 

– Powstańców Warszawskich 143.

 

– Zaraz ktoś tam będzie.– rozłączyła się i Michał znów został sam.

 

Sekundy zmieniały się w minuty, a potem w godziny. Samotne oczekiwanie na wsparcie trwało wieczność. Michał słyszał bezlitosne tykanie zegara i nic poza tym.

 

„Może już sobie poszedł”– starał się uspokoić z całych sił. „Może to jakiś dzieciak, który świetnie się bawi. Tylko, po co?”– nie potrafił tego wyjaśnić. „Z drugiej strony, co ja komu zrobiłem? Dlaczego ktoś miałby chcieć mnie zabić? Jestem niewinny”.

 

„Każdy tak o sobie mówi, więzienie jest pełne niewinnych ludzi”– dodał drugi głos w głowie Michała.

 

„Ale kiedy ja naprawdę jestem niewinny”– prawnik zaczął rozmowę z drugim głosem. „Może jednak masz coś na sumieniu? Może ktoś ma powód, żeby cię zabić…”, „Niby kto? I za co?”

 

Michał usłyszał syrenę policyjnego samochodu i wewnętrzny monolog został przerwany. Zrobiło mu się raźniej.

 

„Teraz już jestem bezpieczny”– pomyślał.

 

Rozległo się pukanie do drzwi. Prawnik otworzył je niemal natychmiast. Do domu weszło dwóch uzbrojonych, dobrze zbudowanych funkcjonariuszy.

 

– Było zgłoszenie, pan wzywał pomoc?– rozejrzawszy się pobieżnie, zapytał niższy policjant.

 

– Tak, ja.– potwierdził Michał i złapał się komody, czując, że traci panowanie nad nogami.

 

– To gdzie ten morderca?– zapytał wyższy policjant, jednocześnie ładując swój pistolet.

 

– Nie wiem. Nie widziałem go.– funkcjonariusze spojrzeli na siebie i opuścili broń. Byli zdezorientowani.

 

– To skąd przypuszczenie, że ktoś chce pana zabić? Wie pan, że bezpodstawne wzywanie radiowozu, jest karane grzywną?– niższy policjant zaczął tracić panowanie nad sobą.

 

– Już wyjaśniam. Proszę za mną.– Michał zaprowadził mężczyzn do salonu. Kiedy dotarli na miejsce, zrozumieli, w czym jest problem.

 

– Jak to się stało?– teraz policjant zapytał już na poważnie, wiedząc, że nie został wezwany na darmo.

 

– Najpierw zadzwonił telefon…– zaczął Michał i opowiedział po krótce, całe wydarzenie.

 

Niższy policjant robił staranne notatki i zadawał dużo pytań o szczegóły. W którą stronę patrzył, kiedy cegła wybiła szybę; czy mógł nie zauważyć, że ktoś przeciął kabel; i wiele podobnych.

 

Michał starał się przypomnieć wszystko, co się działo niecałe pół godziny temu, ale przy niektórych pytaniach dostawał małpiego rozumu.

 

– Czy ma pan jakiś wrogów, panie Czeszyn?– zapytał jeden z funkcjonariuszy, chcąc zakończyć sprawę.

 

– Nie wydaje mi się…

 

– Nie ma się panu wydawać, ma pan to wiedzieć– zdenerwował się wyższy.

 

– Powiem inaczej. Nic mi o tym nie wiadomo. Prowadzę głównie sprawy rozwodowe. Chyba nie wkurzyłem żadnego męża na tyle, żeby chciał mnie zabić…

 

– No tak, ten trop odpada.– podsumował bardziej zrównoważony detektyw.– Na dziś tyle. Będziemy w kontakcie. Zabierzemy cegłę do badania. Może odciski na niej zostawione, będą widniały w naszej bazie danych. Skontaktujemy się z panem zaraz, jak będziemy coś wiedzieć. Tymczasem musimy się pożegnać.– wyciągnął rękę do Michała, w geście który mówił „zrobiłem już wszystko, co miałem zrobić, do widzenia”.

 

– Jak to, pożegnać? Przecież nadal nie jestem bezpieczny. On może tu wrócić jak odjedziecie!- powróciła panika, nad którą Czeszyn nie potrafił zapanować.

 

– Sprawdziliśmy teren. Nikt się tu nie kręci. Jest pan bezpieczny.– próbował uspokoić prawnika, niski policjant.

 

– To, że teraz go nie ma, to nie znaczy, że nie wróci.– upierał się przy swoim Michał.

 

– Dobra..– westchnęli obaj funkcjonariusze– zostaniemy pod domem, w radiowozie. Pasuje?

 

– No już lepiej, ale jakby jeden z was został w środku…

 

– W radiowozie.– zaoponował policjant.– Proszę się położyć i spokojnie spać. Rano przyślemy do pana szklarza, który wstawi nową szybę. A teraz już dobranoc.– policjanci zamknęli za sobą drzwi.

 

 

 

Michał wiercił się na łóżku, nie umiejąc zasnąć. „Proszę się położyć i spokojnie spać. No jasne. Tylko jak?”– denerwował się w myślach prawnik. „Co jak oni zasnęli w radiowozie i on tutaj powróci? Co jeśli ja zasnę i we śnie poderżnie mi gardło?”. „Przestań! Pewnie to jakiś gówniarz, a ty trzęsiesz portkami ze strachu! Kto chciałby cię zabić?”– krzyczał głos rozsądku.

 

Pomimo odczucia, że faktycznie nic już mu nie grozi, coś nie pozwalało mu zasnąć. Jedna, ciągle powracająca, myśl. Wszystko zaczęło się wczoraj. Potem nowe zlecenie. Praca dla członka mafii. Czy to się jakoś nie wiąże? Nie miał pojęcia. W każdym razie, nie wyglądało to na zwykły zbieg okoliczności. „Tylko dlaczego nie wspomniałem o tym policji?”. „Bo to nie ma związku ze sprawą! I kropka.”. W końcu udało mu się zmrużyć na chwilę oko.

 

Rano obudził się, jak gdyby nic w nocy nie zaszło. Przeszedł się po mieszkaniu i dopiero napotkane szkło na podłodze w salonie przypomniało mu o wczorajszym feralnym wieczorze. Wyjrzał przez okno kuchni, żeby zobaczyć, czy policja ciągle tam stoi.

 

Nie było nikogo.

 

„Okłamali mnie, że będą stać pod domem! Na co idą moje podatki?”– obruszył się w myślach. Podszedł do lodówki, żeby zacząć dzień od śniadania. Spojrzał na zegar kuchenny i zrozumiał, dlaczego nie ma pod domem policji. Dochodziła trzynasta.

 

Zerwał się, zapominając o posiłku, i pobiegł szybko się ubrać. Za czterdzieści minut miał spotkanie z Dzikim w kancelarii. Przez to całe zamieszanie zapomniał nastawić budzik. Przez całe jego życie budził się automatycznie koło godziny siódmej, więc nastawianie budzika było tylko formą zabezpieczenia. Formą, która właśnie dziś by się przydała.

 

W drodze do pracy prawie potrącił trzy osoby. Był wściekły, a przede wszystkim spóźniony. Wtargnął do biura jak huragan, co nie uszło uwadze Izabeli.

 

– Co się stało?– spytała zaniepokojona, chwytając go za ramię, kiedy szperał w stercie papierów.

 

– Zaspałem– odburknął pod nosem, prawie do siebie.

 

– Zaspałeś? Ale przecież jest już…

 

– Wiem, która jest godzina!- przerwał jej brutalnie, w pół słowa.– Czy człowiek nie może raz w życiu się spóźnić do pracy? Raz w całym, cholernym życiu?!

 

Sekretarka odsunęła się o dwa kroki. Wiedziała, że coś musiało się stać. Michał nigdy nie był tak zdenerwowany.

 

Kiedy zauważył w jej oczach przerażenie, zrozumiał, że przegina. Usiadł na krześle, i zamykając oczy, nabrał do płuc powietrza.

 

– Przepraszam. Wybacz mi, ale to wszystko… to wszystko mnie najzwyczajniej przerasta.– wytłumaczył już o wiele milszym tonem. Iza podeszła do niego i oparła biodrem o biurko. Spojrzała na niego oczami, które wszystko potrafią zrozumieć. Poczuł wielką chęć, aby teraz się do niej przytulić. Szybko odegnał tę myśl.

 

– Co się stało? Coś z tą mafią? Odkryłeś coś nowego w tej sprawie?– zaczęła po cichu.

 

– Nie. Z mafią wszystko gra. Chyba. Opowiem ci wszystko po pracy, dobrze? Teraz muszę się przygotować na rozmowę z Ręgowskim.– westchnął.

 

 

 

Spotkanie przebiegło pomyślnie. Czeszyn znalazł alibi dla klienta i mieli już zarysy linii obrony.

 

Michał zapomniał już prawie całkowicie o przykrym incydencie minionej nocy, kiedy zadzwonił telefon.

 

– Witam. Podkomisarz Łęcki się kłania. Mamy wyniki z laboratorium.

 

– Tak szybko?– zdziwił się prawnik. Może jego podatki się jednak nie marnują?

 

– Tak, ale niestety nie mam dla pana dobrych wieści. Analiza odcisków nic nie wykazała. Oczywiście poza pana odciskami, co jest zrozumiałe.

 

– Czyli mamy do czynienia z profesjonalistą!- panika znów powróciła. Michał usiadł i zaczął nerwowo bujać się na krześle.

 

– Niekoniecznie– uspokoił go policjant.– Każde dziecko wie, prawdopodobnie z filmów, że takie rzeczy robi się w rękawiczkach. Stara sztuczka. Jakby zostawił odciski, znaczyłoby, że jest głupi, a wtedy byłby bardziej niebezpieczny.

 

– A co z połączeniami do mnie? Sprawdziliście skąd były nadawane?

 

– Jeszcze nie udało nam się tego ustalić. Czekamy na biling rozmów. Musimy się uzbroić w cierpliwość, panie Czeszyn.

 

– Rozumiem.– tak naprawdę nie rozumiał. Chciał mieć już tę sprawę wyjaśnioną. Chciał mieć to za sobą.

 

– Jeszcze jedno. Czy dziś stało się coś jeszcze niepokojącego? Jakieś listy z pogróżkami, czy coś podobnego?

 

– Nie.

 

– W takim razie to wszystko. Gdyby się coś działo, proszę dzwonić na ten numer.

 

 

 

Wychodząc z pracy, Michał czuł się nieco lepiej. W końcu, gdyby się coś działo podkomisarz Łęcki był pod telefonem. To trochę podnosiło go na duchu.

 

Kiedy otwierał drzwi wyjściowe z kancelarii, dogoniła go Izabela. Chciała poznać historię, którą obiecał jej opowiedzieć.

 

– Dobra to podwiozę cię do domu i po drodze porozmawiamy.– skinęła głową, zgadzając się na ową propozycję.

 

Samochód był postawiony kilkaset metrów od kancelarii. Przez to, że Michał spóźnił się do pracy, nigdzie bliżej nie mógł znaleźć miejsca.

 

Adwokat szukał wzrokiem swojego pojazdu, kiedy Izabela stanęła jak wryta.

 

– Michał… Czy to… czy to twój samochód?– wydukała i zasłoniła usta dłońmi.

 

Czeszyn odwrócił się tam, gdzie spoczywał wzrok sekretarki. Źrenice poszerzyły mu się momentalnie i pobladł na twarzy. Ruszył w kierunku wozu, powoli przyspieszając kroku. Chwilę później już wolno biegł. Iza próbowała go dogonić, ale na jej szpilkach było to praktycznie niemożliwe.

 

Michał obchodził swoje auto dookoła. Dotknął maski i przejechał palcem po brzegu, znajdującego się na niej, napisu. Nadzieja, że litery zostały namalowane farbą, umarła. Słowa zostały wyryte w blasze jakimś ostrym przedmiotem.

 

Prawnik zacisnął palce w pięść i zrobił dwa kroki do tyłu, po czym usiadł w pozycji embrionalnej na chodniku.

 

Izabela, z lekkim opóźnieniem, dobiegła do samochodu. Pobieżnie oceniając jego stan, spojrzała w stronę Michała.

 

– Co… co się stało? Michał? Czemu ktoś zniszczył twój samochód? I dlaczego… dlaczego wszędzie jest napisane… śmierć? Michał?!- sekretarka podniosła ton do pisku. Cała drżała, a oczy zaszły jej łzami.

 

Michał nie odpowiedział nic. Wybrał na komórce numer do podkomisarza Łęckiego i czekał cierpliwie, aż ten odbierze.

 

– Mówił pan, że mam dzwonić w razie czego. To dzwonię. Mógłby pan kogoś przysłać na róg Dębowej i Kozielskiej? Zobaczy pan na miejscu.– wcisnął czerwoną słuchawkę i nie odezwał się już ani słowem. Iza poszła za jego przykładem i usiadła obok niego na chodniku. Głowę położyła Michałowi na ramieniu i w tej pozycji oczekiwali na policyjny patrol.

 

 

 

W oddali było już słychać policyjne syreny. Niestety, parze wcale nie zrobiło się od tego dźwięku ani raźniej, ani bezpieczniej. Wpatrywali się ciągle w samochód, a raczej w to co jeszcze rano nim było. Głos syren stawał się coraz bliższy. W końcu zza rogu wyjechały dwa radiowozy. Zahamowały z piskiem, kiedy kierowcy dostrzegli, siedzących na chodniku.

 

Z pierwszego samochodu wysiadł Łęcki. Rozejrzał się dookoła i ruszył w stronę Michała i Izabeli.

 

W ślad za nim poszła młoda funkcjonariuszka, z miną pełną powagi i pewności siebie.

 

– Co zaszło, panie Czeszyn?– Michał nie odpowiedział nic. Skinął tylko głową w stronę swojego volvo.

 

Policjant próbował ukryć szok. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że to nie pojedynczy wygłup nastolatków. Teraz potraktował sprawę o wiele poważniej.

 

Wezwał przez radio wsparcie. Młoda policjantka w tym czasie zaczęła zabezpieczać miejsce zdarzenia. W odległości pięciu metrów od samochodu, rozwieszała czerwono– białe wstęgi, które blokowały dojście do pojazdu, osobom postronnym. Zapytała też kilkakrotnie poszkodowanych, czy czegoś im nie potrzeba. Widać było na pierwszy rzut oka, że jest osobą sumienną, a przede wszystkim ambitną.

 

Posiłki dotarły po niecałych dziesięciu minutach. Był to oddział kryminalnych. Od razu wzięli się za swoją robotę.

 

Zrobili kilka zdjęć, zanim czegokolwiek dotknęli. Potem zdejmowali odciski palców, mierzyli głębokość rys, a saper sprawdzał, czy pod autem nie znajduje się przypadkiem ładunek wybuchowy.

 

W tym czasie podkomisarz Łęcki przysiadł się do Michała, na chodniku.

 

– Jak do tego doszło?– zaczął i wyciągnął niewielki, szary notes z kieszeni kurtki. Prawnik spojrzał na mundurowego oczami małego, niewinnego dziecka.

 

– Nie mam pojęcia– odrzekł po chwili.– Zaparkowałem tutaj rano, a raczej po południu… Nigdzie nie było miejsca, żeby zaparkować. Rozumie pan. Było południe…– policjant pokiwał głową i zaczął coś notować. Michał nie zważając na to, kontynuował– Poszedłem do pracy, no a po jej zakończeniu… chciałem wrócić normalnie do domu. I zastałem go już w takim stanie.– oparł brodę o rękę i spojrzał sentymentalnie na swoje volvo.

 

– To wszystko?– Michał potwierdził, pochylając głowę.

 

– Jak pan myśli… dlaczego ktoś mi to robi?– policjant wzruszył tylko ramionami i odwrócił się w kierunku Izabeli.

 

– Musimy pobrać pani odciski. Nie chcemy marnować czasu na identyfikowanie niewinnych osób.

 

Po skończonej procedurze radiowozy odjechały, zostawiając parę na pastwę siebie samych.

 

 

 

Kiedy Michał powrócił do domu komunikacją miejską, położył się w salonie na kanapie. Chciał, żeby ten koszmar się skończył. Jednak nie wiedział, jak ma tego dokonać.

 

Spojrzał w stronę świeżo wymienionej szyby. „Można by pomyśleć, że nigdy tutaj do żadnego zdarzenia nie doszło. A doszło. Nie dalej jak poprzedniej nocy…” – westchnął w myślach.

 

Uznał, że dobrym sposobem na chwilowe zapomnienie o sprawie, będzie oddanie się popołudniowej drzemce.

 

Gdy już prawie zasypiał, usłyszał jak w sypialni dzwoni telefon. Podniósł się z kanapy i poszedł go odebrać.

 

Była to Iza. Martwiła się o Michała. Zadawała mnóstwo pytań o to, jak się czuje, czy nie wydarzyło się coś jeszcze i czy na pewno zamknął drzwi na klucz.

 

Według prawnika zachowywała się dość podejrzanie, ale szybko odpędził tę myśl z głowy. Po prostu się o niego troszczyła.

 

Odłożył słuchawkę i chcąc powrócić do nierozpoczętej jeszcze drzemki, powłóczył nogami w stronę salonu.

 

Telefon zadzwonił ponownie.

 

„Ciekawe, o co zapomniała zapytać”– zawarczał i powtórnie podniósł słuchawkę.

 

– Witaj…– odezwał się, znany już, męski głos – zaczynamy zabawę.

 

– Hej! Jaką zabawę? Czego chcesz? – otrzeźwiał nagle i jednocześnie przeraził się jak nigdy.

 

– Czego chcę? Chcę żebyś… żebyś cierpiał!- ochrypłym głosem odpowiedział prześladowca.

 

– Kim jesteś? Dlaczego?– Michał drążył temat, drżącym i nieco piskliwym głosem.

 

– Myślę, że wiesz kim. Zabawa rozpoczęta.– mówiąc to, osobnik po drugiej stronie rozłączył się.

 

Michał przez chwilę jeszcze trzymał słuchawkę przy uchu, po czym odłożył ją i zsunął się po ścianie na ziemię.

 

Siedział tak przez dłuższy czas i bujał się histerycznie. „Zabawa rozpoczęta… o co może chodzić? Kim on właściwie jest i dlaczego chce mojego cierpienia?”– ogarnęła go panika, której nie potrafił powstrzymać.

 

„Muszę coś zrobić. Muszę coś z tym zrobić. Tylko co? Powinienem uciec z kraju. Tak. Najlepiej na Madagaskar. Tam, gdzie mnie nikt nie znajdzie…”.

 

„Oh, przestań dramatyzować!”– odezwał się drugi głos w głowie prawnika– „ Co ci to da? On cię znajdzie. Musiałeś zaleźć facetowi za skórę, skoro tak cię nienawidzi.”

 

„Ale niby czym? To nie ma sensu… Nigdy nikomu nie wyrządziłem żadnej krzywdy. Nie byłbym do tego zdolny”– próbował bronić się przed głosem rozsądku.

 

„Nie byłbyś do tego zdolny? Żaden sąd by nie uwierzył w takie tłumaczenie i wiesz o tym dobrze.”– i wiedział. No, ale co miał poradzić, kiedy wierzył w swoją niewinność i nie było żadnego powodu, żeby miał myśleć inaczej?

 

„Cały dzień będziesz tak siedział? Myślisz, że problem sam się rozwiąże? Wstań i działaj, jak na mężczyznę przystało!”.

 

Michał zrobił tak, jak radziło mu sumienie. Wstał i podszedł do telefonu. Wybrał numer do Łęckiego i opowiedział mu o rozmowie z prześladowcą.

 

Nie minęło pół godziny a już pod domem Czeszyna znajdowały się trzy radiowozy.

 

Policjanci przeszukali teren i powrócili do swoich pojazdów. Podkomisarz z kolei udał się do domu, aby porozmawiać na spokojnie z ofiarą prześladowania.

 

– Zabawa rozpoczęta… hm, jak pan myśli, co to może znaczyć?– zapytał Michała niby od niechcenia.

 

– Nie mam pojęcia. Nie wiem kim jest ten osobnik, ale boję się. Zwyczajnie się boję.

 

– To zrozumiałe– policjant pogładził się po brodzie. – Naprawdę nie ma pan żadnych wrogów?

 

– Naprawdę. Przynajmniej nic o nich nie wiem.

 

– No właśnie… A może jednak. Nie powiedział mi pan poprzednim razem dosyć istotnej rzeczy, która ostatnio wydarzyła się w pana życiu. – spojrzał na Michała już nie z politowaniem, a z wyrzutem.

 

– Nie wiem, o czym pan mówi– zabrzmiało to dosyć nieszczerze, ale prawnik naprawdę nie wiedział.

 

– Mówię o pana nowym zleceniu. Będzie pan bronił Ręgowskiego. Poszedł bym tym właśnie śladem. Zaczęło się to w dniu, kiedy przyjął pan to zlecenie, prawda?

 

Michał trochę się zmieszał. Sam miał takie myśli, kiedy cegła wylądowała na dywanie w jego salonie, ale zdał sobie sprawę, że to nie może chodzić o coś tak błahego.

 

– Obawiam się panie Łęcki, że nie tędy droga…

 

– Ma pan jakieś inne podejrzenia?– zdziwił się policjant.

 

– Nie, ale ta sprawa z Ręgowskim, nie ma aż takiej wagi dla tutejszej mafii, żeby ktoś chciał mi dać za to popalić. Siedzę trochę w tej branży i wiem, kiedy można się spodziewać tego typu zdarzeń. Niech mi pan wierzy, ta sprawa nie jest aż taka gruba, na jaką panu wygląda.

 

– Ok, niech panu będzie. Jednak będę to miał cały czas na uwadze. Jutro powinniśmy mieć biling pańskiego telefonu. Dam znać. Tymczasem zostawię w okolicy jeden radiowóz. Gdyby się coś działo, proszę dzwonić bezpośrednio na ten numer.– podkomisarz wręczył Michałowi wizytówkę z numerem kontaktowym i wyszedł, bez słowa, frontowymi drzwiami.

 

Adwokat znowu został sam, ze swoimi myślami. Z myślami, które podpowiadały mu, że coś w tym wszystkim nie gra. Tylko co? Nie wiedział.

 

DRYYNNN… DRYYYNN…

 

– Halo?– po raz kolejny, zaspanym półgłosem odezwał się Michał do słuchawki.

 

– Zobacz co narobiłeś… tylko zobacz– kliknięcie i cisza w słuchawce.

 

Zegar wskazywał na 3:08 w nocy. Prawnik usiadł na łóżku i ze zdenerwowaniem rzucił telefonem o ścianę.

 

„Co za pieprzony kawalarz! Nie może sobie dać na wstrzymanie?”– pomyślał wstając z łóżka. Poszedł do kuchni, żeby napić się wody. Przechodząc przez korytarz zauważył, że drzwi wyjściowe są uchylone.

 

Przełknął głośno ślinę. Przecież pamięta jak je zamykał. Czyżby on je otworzył?

 

Rozejrzał się i wziął, znajdujący się na komodzie, parasol. „Lepsza taka broń, niż żadna”– z tym nastawieniem udał się na dwór, żeby poszukać nękającego go dowcipnisia.

 

Światło podwórkowe migało, jakby żarówka miała za kilka chwil przepalić się na dobre, wydając dźwięk tykającej bomby.

 

Michał zacisnął parasol w dłoni i, po głębokim wdechu, poszedł dalej na obchód.

 

Doszedł na róg domu, gdy zauważył, że ktoś stoi przy płocie.

 

Serce podeszło mu do gardła. Przez moment strach tak go sparaliżował, że nie mógł się nawet poruszyć. Po chwili zauważył, że postać ani drgnęła. Dodatkowo jej pozycja nie była do końca naturalna. Wyglądała, jakby opierała się na płocie.

 

„Bądź mężczyzną!”– powiedziało do niego sumienie– „ruszaj na skurczybyka!”. I ruszył.

 

Serce waliło mu tak, jak wali osobie, która zaraz ma dostać migotania przedsionków, ale szedł twardo i na upartego.

 

Wreszcie, kiedy światło padło na twarz postaci, uświadomił sobie, że nic mu nie grozi. Przynajmniej ze strony tego osobnika.

 

Michał zwymiotował całą kolację prosto pod nogi.

 

Tajemniczą postacią był miejscowy posterunkowy, tylko, że teraz już nie wyglądał tak jak powinien. Był nadziany na jeden ze szczebli płotu. Czubek szczebla wystawał mu przez szyję, a całe ciało zwisało bezwładnie, ledwie stykając się z podłożem. Mundur miał cały pocięty, a na ciele widoczne były rozległe rany.

 

„Boże… Co on najlepszego zrobił? Zabił go! On go zabił”– znów zwymiotował, tym razem nie oszczędzając nawet swoich butów. Podszedł do ofiary i odsłonił strzępki ubrania, żeby przyjrzeć się bliżej jej obrażeniom.

 

Na piersi był wycięty napis „Grasz?”.

 

Teraz już wiedział, że prześladowca nie żartował.

 

Usłyszał, że w domu dzwoni telefon. Postanowił pobiec co sił, żeby go odebrać.

 

Kiedy dobiegł do sypialni, telefon nadal natrętnie dzwonił. Podniósł szybko słuchawkę i przyłożył ją do ucha

 

– Co to miało być?!- wrzasnął nie pytając nawet, kto dzwoni.

 

– Kara. Za niesubordynację– zaśmiał się mężczyzna po drugiej stronie. – Od teraz żadnej policji! Jak ją wezwiesz, to się pogrzebiesz. Na ciele są wyłącznie twoje odciski, a wierz mi, jesteś coraz mniej wiarygodny dla tej bandy patałachów.

 

– Czego ty w ogóle chcesz?– wyszeptał histerycznie do słuchawki.

 

– Ciebie. Już ci mówiłem. I nie chce mi się już nikogo zabijać, za wyjątkiem ciebie. Dlatego bądź grzeczny. Zrozumiano?…. Zrozumiałeś?

 

– Tak.

 

– Więc zrób coś z ciałem, póki jeszcze ciemno.

 

Michał od razu popędził na dwór. Podszedł do zwłok i zaczął je ściągać z ogrodzenia. W czasie tej czynności, zwymiotował jeszcze trzy razy. W końcu udało mu się uwolnić ciało od, tkwiących w nim, szczebli. Zaczął je teraz ciągnąć w stronę tylnej części domu. Było ciężkie, a Michał nie należał do najlepiej zbudowanych mężczyzn. Z kolei były posterunkowy był stu procentowym mężczyzną.

 

Wyczerpany szamotaniem się z trupem, dotarł w końcu do najciemniejszego zakątka swojej piwnicy i ułożył tam zwłoki, pod trzema workami węgla.

 

Żeby się otrząsnąć, wziął szybki prysznic i położył szybko spać.

 

 

 

Następnego dnia Michał obudził się z potwornym bólem kręgosłupa. Jednak nie był to najgorszy ból, który go trawił. Najbardziej palił go kac moralny.

 

Mimo tego że wiedział, iż inne działanie tylko by rozzłościło prześladowcę, czuł się strasznie. Już jedna niewinna osoba zginęła przez niego. Nie mógł pozwolić, żeby to się powtórzyło.

 

Kiedy przypomniał sobie nieżywego posterunkowego, poszedł prosto do łazienki i znowu zwymiotował.

 

„Nie dam rady”– pomyślał. „To nie na moje nerwy. Czemu zgodziłem się, żeby brać w tym udział?”– męczyły go wyrzuty sumienia.

 

Podszedł do umywalki i przemył twarz kilkakrotnie, zimną wodą. Zrobiło mu się na chwilę lepiej. Uczucie to, było jednak krótkie i złudne. Po chwili uświadomił sobie, że w gruncie rzeczy, on będzie podejrzany o zabicie policjanta. Przecież ciało leży w jego piwnicy, z jego odciskami palców, a on nikogo nie poinformował o popełnionej zbrodni. Czy aby w ten sposób nie jest jej współwinny?

 

„Przecież nikt nie będzie ci grzebał w piwnicy!”– uspokajał głos rozsądku. „Jesteś ofiarą. Nie podejrzanym! Daj na wstrzymanie i udawaj, że nic nie zaszło.”

 

Postanowił posłuchać sumienia. W zasadzie nie zrobił nic złego.

 

Wziął się w garść i poszedł do kancelarii.

 

 

 

Wchodząc do biura rzucił tylko krótkie „cześć” i szybko zamknął się w gabinecie, zanim ktokolwiek zdążył zauważyć, że coś jest nie w porządku.

 

„Najgorsze za mną. Teraz tylko przeżyć ten dzień.”– był w coraz większej rozsypce i powoli zaczynał się, sam przed sobą, do tego przyznawać.

 

– Michał, dzwoni podkomisarz Łęcki, połączyć cię z nim?– spytała Izabela, uchylając drzwi gabinetu adwokata.

 

– Tak… tak łącz.

 

– Witam pana, podpułkowniku– zaczął luźno Czeszyn– jakieś nowe wieści?

 

– Taa… ale niezbyt dobre.– odpowiedział nieco niedbale rozmówca.

 

– To znaczy?– Michał próbował opanować drżenie głosu. Z marnym jednak skutkiem.

 

– To znaczy, że złe. Złe dla sprawy i, prawdę mówiąc, przede wszystkim dla pana.

 

– Nie rozumiem…

 

– Mamy biling z pańskiego telefonu…– nastąpiła krótka pauza i westchnienie– nikt, o wskazanych przez pana porach, nie dzwonił na pański telefon. W gruncie rzeczy jest tylko kilka połączeń od pani Izabeli. I nic więcej.

 

– I co to oznacza?– zapytał, przełykając ślinę, policjanta.

 

– Nie wiem. Albo pan kłamie, albo…

 

– Albo?– odezwał się tracąc resztki kontroli.

 

– Panie Czeszyn. O to chodzi, że sprawa nie wygląda kolorowo. Dla pana, rzecz jasna. Z dowodów wynika, że sam pan to wszystko…

 

– Jak pan śmie?!- przerwał mu gwałtownie prawnik.– Myśli pan, że sam zdemolowałem sobie samochód, wybiłem szybę i telefonowałem do siebie z pogróżkami? Niby po co?

 

– Nie wiem, ale zaręczam panie Czeszyn, że się dowiem. Tymczasem żegnam.– policjant urwał rozmowę, gdyż nie widział sensu w dalszym jej przebiegu.

 

Michał był w szoku. Przecież nie miał zwidów, czy omamów. Szyba była wybita, a auto to namacalny dowód terroryzowania jego osoby. Dlaczego więc policjant posądza go o autoagresywne zachowanie? Tego nie wiedział. Nie wiedział też, czemu na bilingu nie wyświetlają się rozmowy z oprawcą.

 

„Teraz to na pewno mi nie uwierzą w sprawie zwłok posterunkowego. Jestem na celowniku. Jestem… podejrzany!”– i znowu zrobiło mu się niedobrze.

 

Rozmyślania przerwała mu, wchodząca do jego gabinetu, sekretarka.

 

– Boże, Michał! Jak ty wyglądasz?! Jesteś blady i… zielony! Co się dzieje?– Iza była przerażona stanem przełożonego.

 

– Po prostu… jest mi… słabo. To… to nic takiego– wydukał, ledwo trzymając się na nogach.

 

– Do domu! Już. Albo nie, do lekarza! Podwiozę cię i…

 

– Nie. Szklanka wody i będzie dobrze.– sekretarka napuszyła się.

 

– Jedziesz do domu, czy tego chcesz, czy nie. Zbieraj się.

 

 

 

Wysadziła prawnika pod domem i odjechała dopiero po piątym zapewnieniu, że jak będzie z nim gorzej, to pójdzie do lekarza.

 

Michał wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi na klucz. Kiedy się odwrócił, zauważył, że nie jest sam.

 

– Czekałem na ciebie. A długo kazałeś na siebie czekać.

 

Stał w kuchni, trzymając w ręce patelnię. Był wysokim brunetem. Na nos miał założone ciemne okulary, a nad ustami rysował się delikatny zarost. Ubrany był w ciemny, długi płaszcz, spod którego widać było spodnie we wzorze moro, a na nogach miał wojskowe obuwie. Uderzał patelnią o drugą rękę, a na jego twarzy gościł szyderczy uśmiech.

 

W głowie Michała pojawiła się tylko jedna myśl: uciekaj! Wiedział jednak, że nie uda mu się ta sztuka. Stał więc w bezruchu i czekał na ruch oprawcy, który nieustannie się uśmiechał.

 

– Czas skończyć naszą zabawę…

 

– Dopiero zaczęliśmy– odezwał się mimowolnie Czeszyn. Nagle poczuł, że chce brnąć w to dalej. Mimo wszystko.

 

– Tak… Niestety kiepski z ciebie gracz.

 

– Czego tak naprawdę chcesz?

 

– Chcę, żebyś w końcu zrozumiał– ruszył w kierunku Michała, a ten stał niewzruszony– żebyś zrozumiał co to ból…– wymierzył mu cios patelnią w lewy policzek-… cierpienie…– tym razem kopnął prawnika w nogę z taką siłą, że kość wyszła poza skórę, a Michał przewrócił się wyjąc z bólu. – i żebyś nigdy więcej, powtarzam nigdy nikogo już nie skrzywdził.

 

Stał teraz nad Michałem i zamierzał się do ostatecznego ciosu.

 

– Kim jesteś?– wydukał adwokat.– Kim jesteś, że uważasz się za sprawiedliwego?

 

– Nadal nie wiesz?– Michał pokręcił lekko głową, a oprawca zaśmiał się głośno. – Jestem twoją karą. Za twoje parszywe, zakłamane życie. Sam siebie nienawidzisz. I we mnie masz ujście swej nienawiści– ukląkł nad Michałem i ułożył dłonie w żelaznym uścisku na szyi ofiary. Po chwili szamotania, nastała ciemność.

 

 

 

 

 

– Pani doktor, pacjent spod dziewiątki próbował się zabić.

 

– Słucham?! Jak? Jakim sposobem?– kobieta zerwała się z miejsca i pobiegła w stronę sali numer 9. Położnik w biegu próbował objaśnić co się stało.

 

– Przyłożył sobie poduszkę do twarzy. Kiedy go znalazłem był już praktycznie fioletowy.

 

– Miał go pan obserwować bez przerwy! To specyficzny przypadek.– lekarka skarciła podwładnego, hamując wybuch gniewu.

 

 

 

Michał obudził się, ale coś mu się nie zgadzało. Wszystko było nie tak. Nie był już w swoim apartamencie. Nie był nawet w swoich ubraniach. Rozejrzał się i dostrzegł, że znajduje się w jakimś szarym pomieszczeniu. Nie było w nim okien, a coś co przypominało drzwi, nie miało klamki.

 

„Co jest na Boga? Gdzie on mnie zabrał?”– pomyślał, zbliżając się do ściany. Dotknął jej powierzchni. Była miękka. Miękka, jak najwygodniejszy materac świata.

 

Odwrócił się. Pokój był w zasadzie pusty. W kącie stała tylko prowizoryczna prycza.

 

Rozejrzał się raz jeszcze i doszedł do wniosku, że podłoga jest równie miękka i przyjemna, co ściana.

 

Przyglądając się podłodze, wysnuł jeszcze jeden, zaskakujący wniosek. Mianowicie, stał boso.

 

Stał boso, w piżamie, w przyjemnym, aczkolwiek szarym pokoju. Najgorsze było to, że nie wiedział, jak się tam znalazł.

 

Usłyszał znajomy głos, po czym to, co miało być drzwiami, powoli się uchyliło.

 

– Iza! Iza, to ty! Jak dobrze! On chciał mnie zabić. Dusił mnie. Myślałem, że to już koniec… Podkomisarz Łęcki? Co pan tu… sprowadziłaś pomoc?– skierował wzrok na panią doktor.

 

– Michał, uspokój się. Już wszystko w porządku.– próbowała uspokoić pacjenta, widząc, że jest w ciężkim szoku.

 

– Ale on chciał mnie zabić! Znajdźcie go, Łęcki! Do tego ukrył mnie tutaj. W ogóle jak mnie znalazłaś? Gdzie tak właściwie jestem i dlaczego stoję boso?– krzyczał łapiąc się za głowę.

 

Lekarka westchnęła. Wiedziała, że po raz kolejny musi mu wszystko wytłumaczyć.

 

– Jesteś w Wojewódzkim Szpitalu dla nerwowo chorych.– powiedziała spokojnie, prawie obojętnie.

 

– To dlaczego akurat tutaj mnie ukrył?– namyślił się Michał, powoli się uspokajając.

 

– Nikt cię tu nie ukrył. Jesteś tu już jakiś czas.

 

– Jakiś… czas? Byłem w śpiączce? Jak mnie znalazłaś? Podkomisarzu? Co jest grane?– ogarniała go coraz większa panika.

 

– Jesteś tu już od dwóch lat…– zaczęła powoli Izabela. Ponownie musiała mu uświadomić smutne fakty.– cierpisz na specyficzną formę schizofrenii. Wydaje ci się, że żyjesz w innym świecie, ale co jakiś czas wracasz do nas. W większości, kiedy twoje drugie „ja” chce cię zabić, tak jak stało się właśnie dziś.

 

Michał milczał. Zaczął spazmatycznie oddychać i poczuł nieodpartą chęć, by oprzeć się o miękką ścianę.

 

– Kłamiesz– rzucił z wyrzutem. Był o krok od załamania. – A co z moją sprawą? Co z Ręgowskim?

 

Pani doktor westchnęła głośno, łapiąc się za głowę.

 

– Ręgowski to twój znajomy ze stołówki. Cierpi na manię prześladowczą. Zacząłeś ostatnio spędzać z nim więcej czasu i myślałam, że twoje zdrowie idzie ku lepszemu. Widać, myliłam się. Na dziś tyle. Panie Łęcki, proszę podać pacjentowi leki. Musi trochę odpocząć.

 

„Oni kłamią! To spisek. Chcą, żebym oszalał. To niemożliwe. Schizofrenia? Wiedziałbym. Wiedziałbym, prawda?”– pytał sam siebie, kiedy położnik podawał mu zastrzyk.

 

Lekarka i położnik spojrzeli jeszcze raz w stronę Michała. Uśmiechnęli się do niego dopingująco i zniknęli za drzwiami bez klamek.

 

Michał poczuł, jak ktoś kładzie rękę na jego ramieniu.

 

Odwrócił się i odskoczył. Napastnik, w ciemnych okularach, zaśmiał się.

 

– I znowu zostaliśmy sami…

Koniec

Komentarze

No tak o. Prawdę mówiąc tak średnio mi się podoa. Jakieś takie hmm nijakie moim zdaniem. Średnio ciekawe, fabuła mnie nie porwała. 

Nie najgorzej jak na debiut. Moje uwagi: Zapis dialogów: – Michał Czeszyn… i jestem… w domu.– wyjąkał prawnik. Zamiast dywizów myślniki (ewentualnie półpauzy) i spacje po obu stronach, bez kropki. – Michał Czeszyn… i jestem… w domu – wyjąkał prawnik.   Brakuje kilku przecinków, jest trochę dziwnych sformułowań („Samochód był postawiony”). Nie do końca pasowały mi początkowe przemyślenia adwokata, zwłaszcza wmawianie sobie, że jego klient jest niewinny. Policjanci zamawiający szklarza również mnie zdziwili, no chyba że mają jakąś zmowę ze sprzedawcą :) Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu.

Dziękuję za szczerą opinię i przede wszystkim za rady. Z przecinkami, przyznaję, mam jeszcze problem, ale pracuje nad tym ;) Postaram się poprawić ;) Pozdrawiam.

Miałem wrażenie, że opowiadanie jest trochę naiwne, ale zakończenie to usprawiedliwia. Trochę za długie, jednak ogólnie pozostawia dobre odczucia.

Zakończenie nie usprawiedliwia dość infantylnie napisanego opowiadania, a zachowanie Michała i jego wszystkie poczynania, dość wcześnie sugerują, jaki będzie finał.

Odniosłam wrażenie, że Autorka ma niekiedy problem z zapisaniem myśli, skutkiem czego powstało kilka zabawnych zdań. Przed Autorką jeszcze sporo pracy, ale mam nadzieję, że w przyszłości będzie coraz lepiej. ;-)

 

 „- Halo?- zaspanym głosem odebrał Michał, z nutą podenerwowania”. –– Brak spacji po znaku zapytania. Podobne błędy powtarzają się w całym opowiadaniu.

Czy z Michałem była nuta podenerwowania i razem odebrali telefon? ;-)

Nie wydaje mi się, by telefon odbierało się głosem. Wolałabym: –– Halo? –– Michał odezwał się zaspanym, nieco podenerwowanym głosem.

 

„Chcąc już odłożyć słuchawkę, usłyszał czyiś oddech…” –– Wolałabym: Gdy chciał odłożyć słuchawkę, usłyszał czyjś oddech

 

„Była 03:08”. –– Było osiem minut po trzeciej.

Liczebniki zapisujemy słownie.

Uwaga dotyczy także pozostałych, źle zapisanych liczebników, w całym opowiadaniu.

 

„Zasnął mając nadzieję, że już nic nie przerwie mu zasłużonej drzemki”. –– Myślę, że o trzeciej w nocy mógł mieć nadzieję na prawdziwy sen.

Za SJP: drzemka  «krótki, lekki sen»

Proponuję: Zasnął, mając nadzieję na zasłużony sen.

 

„Teraz wiedział, że los tego pachołka zależy od niego”. –– Czyim pachołkiem jest Dziki?

Za SJP: pachołek  pogard. «człowiek wysługujący się komuś», także: daw. «człowiek spełniający różne posługi»

 

„Żaden sąd nie uwierzy w te słowa, nawet jeśli były by szczere…” –– Żaden sąd nie uwierzy w te słowa, nawet jeśli byłyby szczere

 

„Okno było stłuczone, a na środku pokoju znajdowała się, oblepiona kawałkiem papieru, czerwona cegła. (…) Zapalił światło i podszedł do kanciastego przedmiotu”. –– Czy o trzeciej w nocy, po ciemku, można dostrzec kolor cegły?

 

„Wstał i szedł wzdłuż przewodu. Kiedy doszedł do gniazdka doznał szoku”. –– Powtórzenie.

 

„On może tu wrócić jak odjedziecie!- powróciła panika…” –– Powtórzenie.

 

„Rano przyślemy do pana szklarza, który wstawi nową szybę”. –– Dlaczego policja obiecuje przysłać szklarza?

 

„Bo to nie ma związku ze sprawą! I kropka.”. –– Zbędna kropka przed zamknięciem cudzysłowu.

 

„W końcu udało mu się zmrużyć na chwilę oko”. –– Jedno? ;-)

 

„Przez całe jego życie budził się automatycznie koło godziny siódmej…” –– Przez całe swoje życie budził się automatycznie koło godziny siódmej

A najlepiej opuścić zaimek. Przecież nie mógł się budzić przez całe cudze życie. ;-)

 

„…przerwał jej brutalnie, w pół słowa”. –– …Przerwał jej brutalnie, wpół słowa.

 

„Iza podeszła do niego i oparła biodrem o biurko”. –– Dlaczego Iza oparła go biodrem o biurko? ;-)


„Teraz muszę się przygotować na rozmowę z Ręgowskim”. –– Teraz muszę się przygotować do rozmowy z Ręgowskim.

 

„Kiedy otwierał drzwi wyjściowe z kancelarii…” –– Czy kancelaria miała także oddzielne drzwi wejściowe? ;-)

 

„Czeszyn odwrócił się tam, gdzie spoczywał wzrok sekretarki”. –– Wolałabym: Czeszyn odwrócił się w stronę, w którą powędrował wzrok sekretarki.

 

„Ruszył w kierunku wozu, powoli przyspieszając kroku”. –– Nie bardzo umiem sobie wyobrazić powolne przyspieszanie. ;-)

 

„Chwilę później już wolno biegł”. –– Uważam, że powolność jest zaprzeczeniem biegu.

Za SJP: biec, biegnąć  1. «szybko posuwać się naprzód»  2. «podążać dokądś śpiesznie»

 

„Iza próbowała go dogonić, ale na jej szpilkach było to praktycznie niemożliwe”. –– A czy na cudzych szpilkach byłoby możliwe? ;-)

Proponuję: Iza próbowała go dogonić, ale na szpilkach było to praktycznie niemożliwe.

 

„Prawnik zacisnął palce w pięść…” –– Palców nie da się zacisnąć w pięść. W pięść można zacisnąć dłoń.

 

„…w tej pozycji oczekiwali na policyjny patrol”. –– …w tej pozycji czekali na policyjny patrol. Lub: …w tej pozycji oczekiwali policyjnego patrolu.

 

„Niestety, parze wcale nie zrobiło się od tego dźwięku ani raźniej, ani bezpiecznie”. –– Wolałabym:  Niestety, czekającej dwójce wcale nie zrobiło się od tego dźwięku ani raźniej, ani bezpieczniej.

 

„Wpatrywali się ciągle w samochód, a raczej w to co jeszcze rano nim było”. –– Nie mogli wpatrywać się w to co było rano, bo samochód nie wyglądał tak jak rano. ;-)

 

„W odległości pięciu metrów od samochodu, rozwieszała czerwono- białe wstęgi…” –– W odległości pięciu metrów od samochodu, rozwieszała czerwono-białe wstęgi

 

„Zapytała też kilkakrotnie poszkodowanych, czy czegoś im nie potrzeba”. –– To oni byli poszkodowani wielokrotnie? ;-)

 

„Widać było na pierwszy rzut oka, że jest osobą sumienną, a przede wszystkim ambitną”. –– Po czym, na pierwszy rzut oka, rozpoznaje się sumienność i ambicję? ;-)

 

„Od razu wzięli się za swoją robotę”. –– Od razu wzięli się do swojej roboty.

 

„…oparł brodę o rękę i spojrzał sentymentalnie na swoje volvo”. –– Czy rzeczywiście na własne, zniszczone auto, patrzy się z sentymentem?

 

„Po skończonej procedurze radiowozy odjechały, zostawiając parę na pastwę siebie samych”. –– A para, nareszcie pozostawiona sama sobie, pastwiła się nad sobą wzajemnie, aż z sił opadła.

Za SJP: pastwa  1. daw. «żer dzikich zwierząt»  2. daw. «zdobycz, łup»

 

„Odłożył słuchawkę i chcąc powrócić do nierozpoczętej jeszcze drzemki…” –– Jak można powrócić do robienia czegoś, co w ogóle nie zostało zaczęte? ;-)

 

„…powłóczył nogami w stronę salonu”. –– Raczej: …szedł w stronę salonu, powłócząc nogami.

 

„Nie minęło pół godziny a już pod domem Czeszyna znajdowały się trzy radiowozy. Policjanci przeszukali teren i powrócili do swoich pojazdów”. –– Dlaczego policjanci wezwani z powodu podejrzanej rozmowy telefonicznej, przeszukują teren wokół domu, do którego dzwoniono? Co spodziewali się znaleźć?

 

Poszedł bym tym właśnie śladem”. –– Poszedłbym tym właśnie śladem.

 

„Ok, niech panu będzie. Jednak będę to miał cały czas na uwadze”. –– Powtórzenie.

 

„Doszedł na róg domu, gdy zauważył, że ktoś stoi przy płocie”. –– Doszedł do rogu domu i zauważył, że ktoś stoi przy płocie.

 

„Podszedł do ofiary i odsłonił strzępki ubrania, żeby przyjrzeć się bliżej jej obrażeniom”. –– Czy obywatel Michał Czeszyn jest idiotą? Prawnik znajduje trupa i, zamiast wezwać policję, obmacuje go, by zatrzeć ewentualne ślady, a przy okazji zostawić swoje? ;-)

 

„Z kolei były posterunkowy był stu procentowym mężczyzną”. –– Z kolei były posterunkowy był stuprocentowym mężczyzną.

W jaki sposób ustalono stuprocentową męskość trupa? ;-)

 

„…dotarł w końcu do najciemniejszego zakątka swojej piwnicy i ułożył tam zwłoki, pod trzema workami węgla”. –– Ten wątły Michał, po przetaszczeniu i zawleczeniu do piwnicy trupa stuprocentowego mężczyzny, miał jeszcze siłę przywalić go trzema workami węgla? No, chyba że były to woreczki węgla drzewnego, do grilla. ;-)

 

„Kiedy przypomniał sobie nieżywego posterunkowego, poszedł prosto do łazienki i znowu zwymiotował”. –– Czym wymiotował? Wielokrotne torsje, jeszcze w nocy, wymiotły z niego chyba wszystko, bardzo dokładanie. ;-)

 

„Po chwili uświadomił sobie, że w gruncie rzeczy, on będzie podejrzany o zabicie policjanta. Przecież ciało leży w jego piwnicy, z jego odciskami palców, a on nikogo nie poinformował o popełnionej zbrodni”. –– Nadmiar zaimków.

 

Położnik w biegu próbował objaśnić co się stało”. –– Mam wrażenie, że powinno być: Pielęgniarz/ sanitariusz w biegu próbował objaśnić co się stało.

Położnik to lekarz, zajmujący się fizjologią i patologią ciąży, porodu i połogu.


„Nie był nawet w swoich ubraniach”. –– Nie był nawet w swoim ubraniu.

Strój, który mamy na sobie, to ubranie. Nie ubrania. Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach.

 

„Najgorsze było to, że nie wiedział, jak się tam znalazł”. –– Najgorsze było to, że nie wiedział, jak się tu znalazł.

 

W większości, kiedy twoje drugie „ja” chce cię zabić…” –– Wolałabym: Przeważnie/ szczególnie, kiedy twoje drugie „ja” chce cię zabić…

 

„…i myślałam, że twoje zdrowie idzie ku lepszemu”. –– Zdrowie raczej nie chadza. ;-)

Wolałabym: …i myślałam, że stan twojego zdrowia poprawia się/ ma się ku lepszemu.

 

„…pytał sam siebie, kiedy położnik podawał mu zastrzyk”. –– …pytał sam siebie, kiedy pielęgniarz robił mu zastrzyk.

 

„Lekarka i położnik spojrzeli jeszcze raz w stronę Michała”. –– Lekarka i pielęgniarz, jeszcze raz spojrzeli w stronę Michała.

Będę się upierać, że Michałem nie opiekował się położnik.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy– dziękuję za, tak dogłębne, przejrzenie tekstu ;) Z położnikiem i błędami w stu procentach się zgadzam. Napewno wykorzystam wskazówki następnym razem ;) Ciągle pracuję nad interpunkcją, więc mam nadzieję, że w końcu będzie lepiej ;)

Moniu, jeśli choć trochę pomogłam, bardzo się cieszę. ;-)  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka